rozmowa z byłym protestantem.doc

(73 KB) Pobierz

REFORMACJA DEFORMACJA - ROZMOWA Z S. HAHNEM

PDF

Drukuj

Email

 

Wpisany przez RAFAŁ SMOCZYŃSKI   

środa, 03 listopada 2004 00:40


ISTNIEJĄ TYSIĄCE PROTESTANCKICH DENOMINACJI UTWORZONYCH PRZEZ MĘŻCZYZN I KOBIETY, KTÓRZY SZCZERZE WIERZĄ, ŻE PODĄŻAJĄ ZA BIBLIĄ PROWADZENI PRZEZ DUCHA ŚWIĘTEGO. JEDNAK PRAKTYCZNIE RZECZ BIORĄC, KAŻDY CZŁOWIEK JEST SWOIM PAPIEŻEM. WEDŁUG MNIE JEST TO GOTOWY PLAN, BY DOJŚĆ DO ANARCHII.


Jak to się stało, że Pan, pastor prezbiteriański, został katolikiem?

Po ukończeniu seminarium w 1982 r. zostałem pastorem małej wspólnoty Kościoła prezbiteriańskiego w Virginii. Studiowałem Pismo Święte i dzieliłem się ze swoimi wiernymi ekscytującymi mnie odkryciami na temat Biblii. Wiele z tych odkryć było zakorzenionych w tym, jak Chrystus ustanawia Nowe Przymierze jako wypełnienie Starego. Skupiałem się przede wszystkim na Eucharystii widzianej jako wypełnienie Paschy. Widziałem też, że Kościół Nowego Przymierza jest wypełnieniem wszystkiego, co Bóg robił z ludem Izraela, przez wieki historii zbawienia. Nauczałem moich wiernych oraz moich studentów o przymierzach Boga z Adamem, z Noem, z Abrahamem, z Mojżeszem i z Dawidem aż do Nowego Przymierza, które ustanowił Nasz Pan.

Dostrzegłem, że w tych przymierzach jest pewna prawidłowość dotycząca rodziny: przymierze z Adamem było małżeństwem, przymierze z Noem było domostwem, przymierze z Abrahamem było plemienne, przymierze z Mojżeszem składało się z dwunastu plemion, ukształtowanych jako jedna narodowa rodzina. Bóg jednak nieustannie wykorzystywał te przymierza, by być Ojcem dla Swojej rodziny. W końcu zaś mamy międzynarodową rodzinę, założoną przez Jezusa w Nowym Przymierzu.

Zacząłem się rozglądać dookoła w poszukiwaniu tej międzynarodowej rodziny. Uświadomiłem sobie, że denominacja prezbiteriańska, której byłem pastorem, tak naprawdę nie była dokładnie tym, czego szukałem. Zacząłem zatem bliżej przyglądać się Kościołowi katolickiemu. Zacząłem wyczuwać, że w świetle tego, do czego doszedłem dzięki poważnym studiom, moja opozycja wobec Kościoła katolickiego odzwierciedlała w przeważającej mierze nieporozumienia i zniekształcenia. Zauważyłem, że charakter moich studiów, moich kazań, mojego nauczania, stawał się coraz bardziej i bardziej katolicki. Musiałem więc złożyć rezygnację. Stało się to po dwóch latach mojego pastorostwa.

Powiedział Pan, że wcześniej patrzył na katolicyzm w sposób zniekształcony...

Moje rozumienie katolicyzmu nie było zakorzenione w uprzedzeniu etnicznym czyli postawie antyirlandzkiej, antypolskiej czy antywłoskiej. Po prostu patrzyłem z jednej strony na Biblię, tak jak ją rozumiałem, a następnie na papieża, Eucharystię, na wierzenia dotyczące Najświętszej Maryi Panny, i musiałem stwierdzić, że katolicy przyznają papieżowi czy Maryi atrybuty przysługujące jedynie Bogu. Kiedy stwierdziłem, że nauczanie katolickie nie jest zgodne z Biblią, zrobiło mi się żal moich katolickich przyjaciół i postanowiłem im pomóc wyjść z błędu.

W protestantyzmie jest kilkadziesiąt tysięcy denominacji, ale nie ma ani jednej, której głowa twierdziłaby, że jest nieomylnym Wikariuszem Chrystusa w nieprzerwanej linii sukcesji sięgającej wstecz aż do Piotra. Jeśli zatem Kościół katolicki się myli, to zbłądził wcale nie trochę, ale bardzo poważnie, w sposób, w który metodyści, luteranie czy prezbiterianie nie mogliby zbłądzić. Starałem się przekonać moich katolickich znajomych, że w chrześcijaństwie wystarcza sama wiara i tylko czytanie Biblii, że nie potrzebujesz dobrych uczynków, a już na pewno nie potrzebujesz Maryi, świętych, sakramentów, papieża i wszystkich innych rzeczy... Tak rozumowałem, dopóki w moim myśleniu pewna rzecz nie zaczęła wyłaniać się coraz wyraźniej a mianowicie to, że Bóg jest Trójcą: Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Oto kim jest Bóg przez całą wieczność.

To wyjaśnia czy też oświeca to, co Bóg czyni. Wszystko to, co Bóg robi, odzwierciedla to, kim On jest. A to, kim On jest, to ostatecznie Ojciec, Syn i Duch Święty. Natknąłem się na wypowiedź Jana Pawła II, który powiedział: „Bóg w swej najgłębszej tajemnicy nie jest samotnością, ale Rodziną, ponieważ jest Ojcostwem, Synostwem i istotą rodziny, którą jest Miłość.” Wiem, że papież nie mówi: „Bóg jest jak rodzina". On powiedział: „Bóg jest Rodziną", ponieważ w Bogu odnajdujemy owe podstawowe właściwości rodziny i tylko w Bogu odnajdujemy je w ich wiecznej doskonałości. Tak więc bardziej prawdziwie można by powiedzieć o nas: „Państwo Hahnowie są jak rodzina; mamy ojca, mamy synostwo i mamy miłość, ale tylko w sposób niedoskonały".

Jeśli więc Bóg przez całą wieczność jest w osobowej komunii rodzinnego życia i miłości, to całkowicie zmienia to sposób twojego rozumienia tego, co Bóg robi. Zbawienie to nie tylko: „Jezus mówi do mnie", „Jezus mówi do ciebie", to Bóg będący Ojcem dla Swojej rodziny, przez Chrystusa, Swego Syna, w Duchu. Tak więc nagłe zaczynasz szukać Kościoła, który jest tak międzynarodowy, jak panowanie Chrystusa, zaczynasz szukać Kościoła, który jest tak uniwersalny, jak władza Boga jako Ojca. Naprawdę odkryłem, że istnieje tylko jeden Kościół, który w ogóle podejmuje się tego zadania. Był to Kościół katolicki. Był to jedyny Kościół, który wydawał się przekraczać narodowe, etniczne, kulturowe zwyczaje. Była to naprawdę transkulturalna rodzina, była to naprawdę Rodzina Boga, istniejąca od wieków, na całym świecie.

A czy łatwo przyszło zaakceptować Panu prymat Piotrowy? Urząd papieża wzbudza wśród protestantów raczej nieufność i podejrzliwość...

Dostrzegłem w historii zbawienia prawidłowość, tak jak zaświadcza to Pismo. Od Adama, przez Noego, Abrahama, Mojżesza i Dawida, widać nieprzerwaną linię ojcowskiej sukcesji. Z zasady Bóg wykorzystuje Przymierze by być Ojcem dla Swojej rodziny, zawsze jednak wyznacza On postacie ojców i namaszcza ich Duchem Świętym. Zawsze jest więc ludzki symbol, żywa ikona, wizerunek tego, w jaki sposób Bóg utrzymuje swoją rodzinę zjednoczoną, czy jest to małżeństwo, domostwo, plemię, naród czy królestwo.

Kiedy przychodzi Jezus, ustanawiając ponadnarodową rodzinę, nie ma On zamiaru znosić ludzkiej władzy. Co więcej, udziela swoim Apostołom władzy nawet większej od tej, którą posiadał Mojżesz czy Dawid. Właśnie to odnalazłem w Ewangelii Mateusza. Dokładnie przestudiowałem ją i odkryłem, że Mateusz przedstawia Jezusa jako Syna Dawida, który ustanawia Królestwo tak, jak tego oczekiwano od Syna Dawida. Jednak król Izraela nigdy nie rządziłby zupełnie samodzielnie, mianowałby królewskich ministrów, zaś między królem a jego ministrami zawsze był pierwszy minister. Odnalazłem to w 22. rozdziale Księgi Izajasza, gdzie król dał pierwszemu ministrowi i tylko jemu! klucze do królestwa. Jest to dokładnie to, co Jezus dał Piotrowi i tylko Piotrowi! Klucze te symbolizują nie tylko urząd pierwszego ministra, pod czym kryje się prymat Piotra, ale także urząd, który pozostanie wakujący, gdy pierwszy minister umrze. Tak więc mamy tu prymat Piotra, ale także sukcesję jego urzędu, co sugeruje Stary Testament.

Im głębiej w to wchodziłem, tym bardziej rozumiałem, dlaczego wczesny Kościół mógł uznać nie tylko to, w jaki sposób Apostołowie zostali obdarzeni władzą Chrystusa, ale też szczególnie to, że Piotr jest Księciem Apostołów. W początkowych rozdziałach Dziejów Apostolskich widać Piotra powstającego, aby znaleźć kogoś na miejsce Judasza, Piotra powstającego, aby głosić Ewangelię po Zesłaniu Ducha Świętego. Piotr jest tym, który uzdrawia chromego, Piotr jest tym, który przemawia przed Sanhedrynem, Piotr realizuje swoją linię. Piotr dostrzega śmierć Judasza, widzi, że urząd apostolski się opróżnił i zastępuje Judasza Maciejem mamy tu więc sukcesję apostolską. Doszedłem do wniosku, że skoro jest to prawdziwe w przypadku Judasza, to tym bardziej (nie mniej, ale jeszcze bardziej!) jest to prawdziwe w stosunku do Piotra. Kiedy on umiera, spodziewasz się, że owe klucze zostaną przekazane następcy.

Przyjęcie katolicyzmu było zerwaniem z protestancką zasadą sola fide...

Uczono mnie, abym wierzył, że zbawia nas sama wiara. Sama wiara jest wszystkim, czego potrzeba do usprawiedliwienia. W istocie rzeczy uczono mnie, abym wierzył, że Luter miał rację argumentując, iż sola fide było naprawdę kluczową zasadą reformacji, artykułem wiary. Uczono, mnie, że było to powodem, dla którego Kościół katolicki upadł, a protestantyzm powstał. Wierzyłem w to i nauczałem tego przez lata, dopóki nie odkryłem, że zasada ta nie pasuje do Przymierza rozumianego jako święta więź rodzinna. Żaden ojciec nie powie do swoich dzieci: „Oto prawo tak naprawdę nie ma znaczenia, czy je przestrzegacie, czy nie". Ostatecznie usprawiedliwienie jest odpowiedzią, którą synowie i córki dają Ojcu. Zawiera to w sobie wiarę, a nawet więcej posłuszeństwo. To jest „posłuszeństwo w wierze".

Najważniejsze odkrycie, którego dokonałem na tej drodze, było związane z Listem do Rzymian (3,28). Luter znalazł tam swój zasadniczy tekst na potwierdzenie zasady sola fide „sama wiara". Jednak św. Paweł nigdy nie mówi: „sama wiara". Nie ma tego w tekście greckim. Kiedy Luter przetłumaczył List do Rzymian na niemiecki, musiał dodać do tego wersu niemieckie słowo alein „sama", tak aby wyprowadzić z tego swój okrzyk bitewny, swój slogan: „Sama wiara!". Odkryłem też, że jedynym przypadkiem, w którym Duch Święty natchnął autora nowotestamentalnego, by użył zwrotu „sama wiara” w języku greckim, był List św. Jakuba (2,24), gdzie Apostoł mówi: „Widzicie, że człowiek dostępuje usprawiedliwienia na podstawie uczynków, a nie samej tylko wiary". Pomogło mi to zrozumieć, dlaczego Luter nazywał Księgę Jakuba „garścią słomy” i próbował usunąć ją z Nowego Testamentu. Doszedłem więc do wniosku, że Luter strasznie się pomylił, że naprawdę źle zrozumiał znaczenie słów Apostołów Pawła i Jakuba.

Czy Pańska konwersja wiązała się z problemami natury zawodowej, osobistej, rodzinnej?

Mówiąc szczerze nie znałem nikogo, kto by się kiedykolwiek nawrócił. Zacząłem myśleć o czymś, co przedtem było nie do pomyślenia. Zrobiłem „krok w ciemność” i odczuwałem tę ciemność dotkliwie przez wiele miesięcy, nawet przez kilka lat. Moja konwersja była jak popełnienie zawodowego samobójstwa. Byłem dogłębnie uformowany w kierunku protestanckiego pastorstwa i nauczania protestanckiej teologii. Byłem dobrze znany nie tylko jako chrześcijanin biblijny czy protestant, ale jako arcykalwinista.

Teraz mogę świadczyć o miłosierdziu i łasce Bożej, ponieważ widziałem wielu moich przyjaciół, którzy najpierw mówili: „Nie mogę w to uwierzyć, jak mogłeś zrobić coś takiego...?", a następnie w dwa, trzy albo cztery lata później odnawiali kontakty ze mną, szczerze rozmawiali, co kończyło się czytaniem i dyskutowaniem o sprawach wiary. Widziałem wielu moich przyjaciół doświadczających radości wstępowania do Kościoła katolickiego, tak jak doświadczałem jej ja.

Ale do często, przez trzy czy cztery lata, było to dla mojej duszy jak przedłużająca się ciemna noc. Nie tylko moja rodzina, moi przyjaciele, nie tylko ludzie, dla których pracowałem, ale nawet moja żona po prostu tego nie pojmowała. Przez trzy czy cztery lata nie chciała nawet spróbować tego zrozumieć, ponieważ dla nas Kościół katolicki był kompletnie obcy. Myślę, że w znacznej mierze postrzegaliśmy go w taki sposób, w jaki Amerykanie postrzegali Związek Sowiecki. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych te dwie kultury były nie tylko wrogie, ale i odległe od siebie. Tak naprawdę nie tylko nie rozumieliśmy się nawzajem, ale też tego nie chcieliśmy. Mogę jednak powiedzieć, że żadne cierpienia, żadne trudności, przez jakie przeszedłem, tak naprawdę nie mogą zaćmić radości, której doświadcza się nie tyle w sferze emocjonalnej, co w duszy, w sercu i w...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin