Armstrong Campbell - Frank Pagan 03 Mambo.pdf

(1453 KB) Pobierz
888236394.001.png
Campbell Amstrong
MAMBO
Rozdział I
Londyn
Chłodną październikową nocą dwie furgonetki i trzy samochody
osobowe posuwały się w wolnej procesji wzdłuż wąskiej ulicy z
domami
opłaskich dachach. W miejscach, gdzie wiktoriańskie mosty kolejowe
przecinały słabo oświetloną ulicę, było jeszcze ciemniej.
Frank Pagan w niebieskim fordzie escorcie, który jechał na czele
pochodu tuż za furgonem, odczuwał dziwny niepokój, jak gdyby
odległy kraniec Shepherd’s Bush miał się za chwilę rozpłynąć w
nicość. Po chwili miejsce domów zajęły place — półakrowe parcele
zawalone gruzem, pomiędzy którymi od czasu do czasu
prześwitywały opuszczone ogródki działkowe ze szkieletami szklarni.
Nie była to malownicza dzielnica, ale dzięki swej szarej
anonimowości i niewielkiemu ruchowi ulicznemu przejazd przez tę
część miasta uznano za bezpieczniejszy niż inną trasą.
Przynajmniej teoretycznie. Frank Pagan, jak każdy policjant,
wiedział z własnego doświadczenia, że coś takiego jak całkowite
bezpieczeństwo w ogóle nie istnieje. W najlepszym razie można było
mieć złudzenie poczucia bezpieczeństwa. Dlatego ludzie zwykli
zapewniać sobie ochronę, stosować różnorodne wybiegi i krzyżować
na szczęście palce, by mieć po swojej stronie pomyślność, tego
najbardziej niestałego zarządcę własnych spraw. Pagan obserwował w
napięciu małe domy, światło odbiorników telewizyjnych, które
dobiegało spoza zasłon, i przyćmiony zanieczyszczeniami powietrza
sierp księżyca nad szczytami dachów. Myślał o tym, że może za kilka
lat ta zaniedbana okolica, tak jak w wypadku wielu innych ponurych
dzielnic Londynu, zostanie przywrócona do życia za sprawą
pośredników handlu nieruchomościami, a odbudowane i odnowione
domy z tarasowymi dachami zostaną sprzedane młodym fachowcom
zatrudnionym w centrum miasta albo w pobliskiej rozgłośni radia
BBC.
W chwili obecnej był to jednak labirynt slumsów i cieni — od-
powiednia okolica do transportowania potwora o nazwiska Günther
Ruhr, który zajmował miejsce obok Pagana na tylnym siedzeniu
samochodu.
Pagan przyglądał mu się przez chwilę. Krępowała go bliskość tego
mężczyzny, a dotyk jego nogi wywoływał niemiłe uczucie. Ruhr miał
twarz, która przywodziła na myśl ciało zakopane przez długi czas w
wilgotnej ziemi, bladość larwy, ciężki sposób zarobkowania na życie
albo tygodnie ukrywania się w piwnicy lub na czyimś strychu. Pagan
wyobraził sobie, że gdyby Ruhrowi przecięto żyły, popłynęłaby z
nich jakaś kleista ciecz, ale na pewno nie krew. Nic, co dotyczyło
Ruhra, osoby o wyjątkowych skłonnościach do brutalnych czynów,
nie było dla Pagana jednoznaczne.
Prasa niemiecka ze swoją szczególną skłonnością do melodra-
matyzowania po raz pierwszy nazwała Giinthera Ruhra Die Klaue —
Szpony w związku ze szczególną protezą, którą Ruhr nosił na ręce w
chwili pojmania i która natychmiast została skonfiskowana. Ruhr nie
miał dwóch środkowych palców prawej dłoni. Dwa inne palce,
pierwszy i ostatni, były sztywne i wydawały się nienaturalnie odległe
od siebie — Ruhr mógł poruszać nimi zaledwie kilka milimetrów w
każdą stronę. Zniekształcenie, podkreślone wygięciem kciuka, było na
swój sposób zniewalające. Pagan od czasu do czasu powracał
niechętnie do niego wzrokiem jak człowiek, który wbrew zdrowemu
rozsądkowi ulega chorobliwej pokusie oglądania potwornego
widowiska.
Niektórzy mówili, że ułomność ręki została spowodowana
eksplozją materiału wybuchowego, który Ruhr wyprodukował metodą
domową w czasach, gdy jeszcze uczył się swojej profesji. Inni
twierdzili, że była wadą wrodzoną. Jak wszystko co wiązało się z
życiem Ruhra, i ta historia nie znajdowała żadnego potwierdzenia.
Ruhr był mitycznym potworem, który częściowo zawdzięczał swój
rozgłos europejskiej prasie, a w pewnym stopniu własnej
patologicznej potrzebie tajemniczości. Bez tej cechy nikt nie mógłby
stać się równie popularnym terrorystą jak Günther Ruhr. Nikt z tak
charakterystyczną ułomnością nie mógłby bez przeszkód dopuścić się
tylu okrutnych czynów. Jego życie i zwyczaje były głęboko ukryte.
Najlepsi specjaliści w walce z terroryzmem tropili go bez powodzenia
przez czternaście długich, pełnych niepowodzeń lat.
Eksplozja samolotu Pan American nad Atenami w 1975 roku,
wybuch na minie promu na Morzu Śródziemnym w 1978 roku,
zbombardowanie w 1980 roku na wybrzeżu Adriatyku autokaru,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin