Michaels Leigh - Wielbicielka.pdf

(316 KB) Pobierz
192923702 UNPDF
LEIGH MICHAELS
Wielbicielka
Tłumaczyła: Anna Koszur
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Lauren pochyliła się nad wystawą i rozprostowała zgniecione arkusze
czerwonej bibuły, którą była wyłożona. Jeżeli wygładzi ten kawałek w rogu,
będzie tam świetne miejsce na małe aksamitne pudełko. Przechodząc każdy
zauważy rubinowy pierścionek, który tam umieści. A poza tym... Czy powinna
położyć obok tę srebrną bransoletkę, z zapięciem w kształcie serca, czy może
lepiej, jeżeli na wystawie będzie tylko złoto?
Odchyliła się, żeby ocenić efekt. Z miejsca, w którym stała, z wnętrza
sklepu, trudno było zobaczyć, jak prezentuje się wystawa z zewnątrz i
stwierdzić, czy wspaniały diament w naszyjniku, stanowiącym centralny punkt
dekoracji, odbija promienie światła. Może sprawiał wrażenie zwykłego kawałka
szkła? Wyjrzała na ulicę, a potem rzuciła zamyślone spojrzenie na dziewczynę,
która ustawiała tace z brylantowymi, zaręczynowymi pierścionkami w gablocie,
po drugiej stronie sklepu.
– Kim... – zaczęła – czy mogłabyś mi pomóc przy tej wystawie?
– Jeżeli chcesz mi zaproponować, żebym stała na ulicy i za pomocą
języka migowego dawała ci znaki, pod jakim kątem ustawić każdą rzecz – nie
licz na to, że ci pomogę. – Kim nawet nie spojrzała w jej stronę.
– Ja nie... Właściwie... – Lauren zaśmiała się.
– Całe szczęście, bo nie zamierzam wychodzić na zewnątrz. Nie widzisz,
jak okropnie pada?
Kim miała rację. Zerwał się przenikliwy, styczniowy wiatr i grudki
zamrożonego deszczu uderzały w szybę. Lauren przeszedł zimny dreszcz.
– Chciałabym, żebyś mi pomogła tutaj – powiedziała. – Czy mogłabyś mi
podać te rzeczy. Nie mogę ich dosięgnąć.
– Dlaczego nie chcesz się czołgać po wystawie? To na pewno
przyciągnęłoby tłumy. – Kim zamknęła gablotę z zaręczynowymi pierścionkami
i przeszła przez sklep.
– Podaj mi tę białą skórzaną rękawiczkę i rabinowy pierścionek – Lauren
skrzywiła się. – Nie, nie ten. Taki bardzo egzotyczny, z podłużnym kamieniem.
Kim podniosła rękawiczkę i aksamitne pudełko ze stosu ułożonego na
gablocie i zamyślona spojrzała przez okno:
– Mogłabym już nigdy nie wychodzić na zewnątrz. W każdym razie do
wiosny.
– Skoro już nigdzie nie wychodzisz – z zaplecza odezwał się właściciel
sklepu – może mogłabyś zająć się jakąś poważną pracą, zamiast opierać się o
ladę i robić dobre wrażenie?
Kim wzruszyła ramionami.
– Nie mogę sprzedawać, jeżeli nie ma klientów, panie Baines – zauważyła
niewinnie. W momencie, kiedy właściciel znikł w swoim biurze, pociągnęła
Lauren mocno za rękaw. – Myślałam, że już nigdy sobie nie pójdzie –
powiedziała szybko. – W każdej chwili może wrócić, a ja od chwili, kiedy rano
weszłam do sklepu, powstrzymuję się, żeby cię o coś nie zapytać. Ward na
pewno zdobył dla ciebie bilety, prawda? Jak możesz być taka spokojna?
Dłoń Lauren zadrżała lekko, gdy wkładała pierścionek na właściwy palec
białej rękawiczki. Wyglądało to jak omdlewająca biała ręka ducha, ułożona na
białym materiale. Ale jej głos był całkowicie spokojny. Oczywiście spodziewała
się tego pytania i już dawno wymyśliła, co odpowie.
– Nie – mruknęła. – Nie zdobył.
Kim szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia.
– Ale przecież ci powiedział... – zabrzmiało to jak skarga. – A urodziny!
Myślałam, że Ward obiecał ci, że to będzie specjalna uroczystość.
– Obiecał. I była. Spędziliśmy u niego bardzo miły wieczór. Zrobił
kolację, i...
– Nawet nie zaprosił cię do jakiejś restauracji?
– ...dostałam od niego książkę, którą od dawna chciałam przeczytać, i...
Kim skwitowała to jednym, prawie nieprzyzwoitym gestem.
– Jakie to niezwykle romantyczne! – rzekła ironicznie. – Liczyłaś na te
bilety, Lauren. To musiało być dla ciebie okropne. Nie jesteś na niego wściekła?
Lauren musiała się powstrzymać, żeby nie przyznać Kim racji, ale to
tylko sprowokowałoby dalszą rozmowę. Nie była pewna, czy jej duma zniosłaby
to.
Gdyby chociaż Ward nie powiedział jej, że planuje jakąś niespodziankę na
„bardzo specjalną uroczystość”, jaką miały być te urodziny, może nie liczyłaby
na nic. To głupie, ale po tej zapowiedzi nie mogła opanować uczucia
rozczarowania, gdy zrobił dla niej zwykłą kolację i dostała zwykłą książkę.
Jedzenie było naprawdę świetne i szczerze ucieszyłaby się książką, ale trudno to
porównać z tak upragnionymi biletami na koncert Huntera Dixa.
Najgorsze u Warda jest to, że nie ma w nim nawet odrobiny romantyzmu,
pomyślała. Gdyby było inaczej, lubiłby przecież muzykę Huntera Dixa –
najwspanialsze piosenki miłosne, jakie ktokolwiek na świecie śpiewał. I nie
trzeba by mu było wyjaśniać, dlaczego dzisiejszy koncert ma tak duże
znaczenie.
– Wiedział, że marzysz o tym, żeby tam pójść – jęknęła Kim. – Jak mógł
nie zdobyć dla ciebie tych biletów?
Lauren już dawno wymyśliła odpowiedź na to pytanie i zdanie zabrzmiało
dość naturalnie.
– Tak samo, jak nam się to nie udało. Biletów jest po prostu za mało dla
wszystkich i zostały wykupione przez uczniów szkoły sponsorującej całą tę
imprezę.
– To niezbyt ładnie z ich strony, tak uważam – stwierdziła Kim
bezlitośnie. – To, że nie jesteśmy uczniami college’u nie znaczy jeszcze, że
mogą traktować nas gorzej. Powinni dać też zwykłym ludziom szansę kupienia
tych biletów. Ale Ward zna przecież masę ludzi stamtąd. Na pewno mógł
poprosić kogoś ze swoich przyjaciół o dwa bilety.
– Widocznie nie mógł. Bilety, nie wykupione przez fanów, są w rękach
koników, a oni będą za nie chcieli fortunę. Nie mogę mieć pretensji do Warda o
to, że nie chce wydać tylu pieniędzy na jeden wieczór.
Kim nie uwierzyła w ani jedno jej słowo i Lauren sama musiała przyznać,
że nie zabrzmiało to przekonywająco. Ale jak miała przekonać Kim, jeżeli sama
nie wierzyła w to, co mówiła? Kim miała rację. Ward rzeczywiście bardzo ją
rozzłościł. Gotowa była zrobić prawie wszystko, żeby pójść na ten koncert. A
ponieważ tak się złożyło, że on nie lubił Huntera Dixa i jego muzyki, nie
przyszło mu do głowy, żeby załatwić bilety przez któregoś ze swoich
znajomych. Nawet tego nie mógł dla niej zrobić...
– Ward jest zwykłym draniem – powiedziała Kim bardzo cicho. Ta uwaga
podziałała na Lauren jak kubeł zimnej wody.
– To nieprawda – odparła spokojnie. – Jest to bardzo fajny facet, który po
prostu nie potrafi zrozumieć, że ten koncert to dla mnie jedyna okazja, żeby
zobaczyć Huntera Dixa... – nagle zamilkła i przygryzła wargi. – Jedyna szansa,
żeby osobiście zobaczyć i usłyszeć najlepszego piosenkarza na świecie.
– Zastanów się dobrze, zanim zdecydujesz się wyjść za niego – radziła
Kim – bo rzadko będziesz miała okazję pójść gdziekolwiek albo spotkać się z
kimś.
– Kto powiedział, że zamierzam wyjść za niego za mąż? – Lauren
spojrzała na nią zdziwiona.
– Wszyscy w okolicy są przekonani, że jesteście właściwie zaręczeni –
Kim wzruszyła ramionami. – A na pewno zachowujecie się tak, jakbyście byli.
Nie spotykasz się przecież z nikim innym.
Była to prawda i Lauren zastanawiała się nad tym kończąc dekorowanie
wystawy – wkładając różowe serduszka i jedwabne róże między biżuterię.
Zaczęła się spotykać z Wardem już kilka miesięcy temu i stopniowo przestała
umawiać się z kimkolwiek innym. Prawie tego nie zauważyła, bo Ward
wypełniał jej czas. Czuła się w jego towarzystwie lepiej niż z resztą swoich
znajomych. Jeszcze wczoraj nie miałaby nic przeciwko temu, żeby wszyscy
Zgłoś jeśli naruszono regulamin