Iggulden Coon - Bogowie wojny.pdf

(1443 KB) Pobierz
1157601595.001.png
CONN IGGULDEN
BOGOWIE
WOJNY
Przekład Bogumiła Malarecka
DOM WYDAWNICZY REBIS
CZĘŚĆ
ROZDZIAŁ I
Pompejusz grzmiał:
-1 dlatego, zważywszy na postępowanie Cezara, ogłasza się go dzisiaj wrogiem Rzymu.
Pozbawia tytułów i zaszczytów. Odmawia prawa dowodzenia legionami. Cezar
zaprzepaścił własne życie. Będzie wojna.
Po burzliwej debacie w sali senatu ostatecznie zaległa cisza, choć twarze pozostały spięte. Galijskie
legiony przekroczyły Rubikon. Maszerowały co tchu na południe.
Posłańcy, spiesząc do Rzymu z wieściami, zajeździli niejedną parę koni, ale nie
potrafili określić tempa budzącego grozę marszu.
Pompejusz postarzał się przez dwa ostatnie dni, jednak lata pracy w senacie nauczyły go panowania
nad salą i teraz, trzymając głowę wysoko, obserwował, jak senatorowie
powoli przytomnieją i jak wymieniają między sobą spojrzenia. Wielu wciąż go
obwiniało za chaos w mieście trzy lata temu. To jego legion nie potrafił wówczas
utrzymać porządku i to tamten konflikt zrobił z niego dyktatora. Wiedział, że ten i ów pomrukuje pod
nosem, by ustąpił z urzędu i by wybrano nowych konsulów. Samo
miejsce posiedzeń, z wciąż świeżym zapachem wapna i drewna, było jak ciągły wyrzut
sumienia. Popioły po dawnym budynku wymieciono do czysta, ale fundamenty
pozostały, jak nieme świadectwo zamieszek i zniszczenia miasta.
Cisza wciąż trwała i Pompejusz, patrząc po twarzach, wypatrywał tych, którym
mógłby zaufać w nadchodzącej walce. Nie miał złudzeń. Juliusz szedł na południe z
czterema legionami weteranów,
Pompejusz grzmiał:
-1 dlatego, zważywszy na postępowanie Cezara, ogłasza się go dzisiaj wrogiem Rzymu.
Pozbawia tytułów i zaszczytów. Odmawia prawa dowodzenia legionami. Cezar
zaprzepaścił własne życie. Będzie wojna.
Po burzliwej debacie w sali senatu ostatecznie zaległa cisza, choć twarze pozostały spięte. Galijskie
legiony przekroczyły Rubikon. Maszerowały co tchu na południe.
Posłańcy, spiesząc do Rzymu z wieściami, zajeździli niejedną parę koni, ale nie
potrafili określić tempa budzącego grozę marszu.
Pompejusz postarzał się przez dwa ostatnie dni, jednak lata pracy w senacie nauczyły go panowania
nad salą i teraz, trzymając głowę wysoko, obserwował, jak senatorowie
powoli przytomnieją i jak wymieniają między sobą spojrzenia. Wielu wciąż go
obwiniało za chaos w mieście trzy lata temu. To jego legion nie potrafił wówczas
utrzymać porządku i to tamten konflikt zrobił z niego dyktatora. Wiedział, że ten i ów pomrukuje pod
nosem, by ustąpił z urzędu i by wybrano nowych konsulów. Samo
miejsce posiedzeń, z wciąż świeżym zapachem wapna i drewna, było jak ciągły wyrzut
sumienia. Popioły po dawnym budynku wymieciono do czysta, ale fundamenty
pozostały, jak nieme świadectwo zamieszek i zniszczenia miasta.
Cisza wciąż trwała i Pompejusz, patrząc po twarzach, wypatrywał tych, którym
mógłby zaufać w nadchodzącej walce. Nie miał złudzeń. Juliusz szedł na południe z
czterema legionami weteranów,
8
Imperator
a Rzym nie dysponował siłą, która potrafiłaby im się oprzeć. Za nie więcej niż kilka dni dowódca z
Galii załomocze do bram miasta i niektórzy z siedzących na sali będą
się głośno domagać, by je przed nim otworzyć.
- Stoimy przed trudnym wyborem, senatorowie - powiedział.
Przyglądali mu się uważnie, ważąc jego siłę i jego słabości. Wystarczy, by raz się
pośliznął, by upadł raz, a rozerwą go na strzępy. Wdepczą w bruk. Nie, nie stworzy im takiej okazji.
- Mam legiony w Grecji, których nie zaraził entuzjazm rzymskiego motłochu.
Niewykluczone, że w tym mieście znajdzie się paru zdrajców, jednak w naszych
prowincjach prawo nie przestało być prawem.
Bacznie obserwował zgromadzonych, by nie przeoczyć choć jednego spojrzenia
uciekającego w bok, ale oczy wszystkich spoczywały na jego twarzy.
- Senatorowie, jedyne wyjście to opuścić Rzym, popłynąć do Grecji i zgromadzić
tamtejsze armie. Na razie większość sił Cezara pozostaje w Galii, ale wystarczy, by je zawezwał, a
kraj padnie jego łupem. Padnie wcześniej, nim umocnimy nasze szeregi i
pchniemy w pole dość żołnierzy. Nie chcę stawać do z góry przegranego wyścigu.
Lepiej być pewnym swego. W Grecji stacjonuje dziesięć legionów, które tylko czekają na wezwanie
do obrony kraju przed tym zdrajcą. Nie możemy ich rozczarować. Jeżeli
ten zdrajca pozostanie w naszym mieście, wrócimy i rozniesiemy go na mieczach.
Zrobimy to samo, co Sulla zrobił z jego wujem. Musi dojść do bitwy. Ignorując legalne rozkazy
senatu, on wyraźnie do niej zmierza. Układy ani pokój nie wchodzą w grę.
Rzym nie może mieć dwóch władców, a ja na pewno nie pozwolę, by jakiś uzurpator
zniszczył to, co wspólnym wysiłkiem zbudowaliśmy.
Pompejusz, wciągając w nozdrza woń wosku i oliwy, pochylił się na rostrze do przodu.
Głos mu nieco złagodniał.
-Jeżeli, przez własną słabość, pozwolimy mu żyć i triumfować, wówczas każdy wódz,
którego senat wyśle z Rzymu do obrony prowincji, będzie się zastanawiał, czy nie
pójść w jego ślady. Dopóki Cezar żyje, nasze miasto nie zazna spokoju. To, co
zbudowaliśmy, będzie zniszczone przez wojnę ciągnącą się przez pokolenia, dopóki
nie zostanie nic, co by świadczyło o naszej obecności i o tym,
Rozdział I
Zgłoś jeśli naruszono regulamin