112 - Śmierć w samolocie.pdf

(1456 KB) Pobierz
Ewa wzywa 07... nr.112 Śmierć w samolocie – Jan Jerzy Koprowski
1
959584319.001.png
Ewa wzywa 07... nr.112 Śmierć w samolocie – Jan Jerzy Koprowski
2
959584319.002.png
Ewa wzywa 07... nr.112 Śmierć w samolocie – Jan Jerzy Koprowski
I
Dzień chylił się już ku końcowi. Blaski zachodzącego słońca przedzierały się
jeszcze miejscami przez gęsie korony drzew, osłaniających duży taras restauracji
„Albatros" w Albenie. Przy Stolikach nakrytych nieskazitelnie białymi obrusami
zasiadło już o tej porze sporo gości, którzy chętnie wstępowali tu wracając z.
plaży. z. tarasu rozpościerał się widok na niewielką zatoczkę morską, a
restauracyjna kuchnia serwowała, zdaniem smakoszy, najlepsze potrawy
regionalne, jakie mo ż na było zjeść w uzdrowisku, zresztą po dość słonych
cenach. Stołowali się tu głównie bogatsi urlopowicze, nic musieli się więc
martwić, że spędzenie wieczoru w tej milej, letniej restauracji, w której
występowała ludowa orkiestra bułgarska, nadweręży ich budżet przeznaczony na
cały urlopowy wypoczynek.
Przy jednym ze stolików siedziało dwóch młodych mężczyzn. Właśnie
podszedł do nich kelner i cierpliwie czekał, aż goście skończą studiować karty.
— Poprosimy pana trochę później — odezwał się blondyn —oczekujemy
jeszcze kogoś.
Kelner skłonił się, ale drugi mężczyzna powstrzymał go ruchem dłoni.
— Proszę na razie podać dwa koniaki i wodę z lodem.
— Służę panom. — Kelner odszedł w stronę bufetu.
Blondyn spojrzał zdziwiony na współtowarzysza.
— Mario, dlaczego zaczynamy bez Krystyny? A mówiąc szczerze nie czuję się
dziś najlepiej. Musiałbym wyzbyć się skrupułów, żeby wciągać taką dziewczynę
do ryzykownej gry i to jeszcze wykorzystując jej uczucia.
Mario wzruszył ramionami, ale nim zdążył odezwać się, kelner podał alkohol,
przechodząc z tacą do następnego stolika.
— Hans, czy ty naprawdę nie wiesz — zaczął ciągnąć z wolna, po jego
odejściu — że Krystyna, aby osiągnąć swój cel, zdobyć mężczyznę, którego
kocha, gotowa jest na wszystko? Czy przez moment pomyślała, że w przypadku
spełnienia jej marzeń twoją żonę i małe dzieci spotkałaby tragedia? Czy lituje się
nad nimi? Wobec osób, które nie mają sumienia, należy postępować także
bezwzględnie, z wyrachowaniem. Dlatego proponuję, wypijmy za nasz sukces i
za premię, którą nam pułkownik będzie musiał przyznać. A już ja się postaram,
żeby była niezła. Moja w tym głowa — podniósł do góry kieliszek.
— No dobrze przytaknął Hans. — Ale pamiętaj, że ja nie zgodzę się jeździć
do Polski, żeby odbierać meldunki.
— Jasne, że nie. Nastąpiłaby wtedy szybko wsypa i wyschłoby źródło
informacji — roześmiał się Mario.
— Dziękuję ci za szczerość — Hans zmarszczył brwi. — Troszczysz się przede
wszystkim o źródło informacji, a nie o moje bezpieczeństwo.
— Nie stawiaj tak sprawy. Ważne jest jedno i drugie. Nosze się już z pewnym
planem, który szczegółowo rozwinę w sprawozdaniu. Trzeba będzie pomyśleć o
3
Ewa wzywa 07... nr.112 Śmierć w samolocie – Jan Jerzy Koprowski
skrzynce kontaktowej, a bezpośrednie spotkania ograniczyć do minimum i w
razie potrzeby delegować osoby trzecie, które nie miały z nią jeszcze styczności.
— Krystyna, jak ją znam, nie zgodzi się na to — odparł Hans.
— Nie martw się. zgodzi się. zgodzi. Niech tylko napisze własnoręcznie
pierwszy meldunek. Mając wówczas tak mocny atut w ręku, zapewnimy
dziewczynę, że troszczymy się przede wszystkim o jej bezpieczeństwo, później
powoli przywyknie do wykonywania poleceń, bo nie będzie miała innego
wyjścia. Zobaczysz. Jeżeli będzie to potrzebne, każemy jej nawet wyjść za mąż za
jakiegoś dygnitarza — roześmiał się.
— Ale ty jesteś cyniczny.
— Nie cyniczny, raczej szczery. I pamiętaj, że je śli wszystko się nam dobrze
powiedzie, to przez długie lata będziemy żyć całkiem nieźle. A ty chyba z
przygody jesteś zadowolony — poklepał poufale Hansa po ramieniu.
— Daj spokój. — Hansowi nie spodobała się rubaszność kolegi.
— No dobrze, dobrze, wierzę w twoją miłość. A teraz rozchmurz się,
donżuanie, bo już idzie twoja wybranka serca. — Mario wstał z miejsca, by
ujrzała go efektownie wyglądająca szatynka, która ukazała się właśnie na tarasie.
II
Dochodziła godzina czwarta. W czarterowym samolocie, który leciał z Warny
do Warszawy, niemal wszyscy pasażerowie spali, znużeni nocną porą i
przeżyciami ostatniego, pożegnalnego wieczoru. Jeszcze przed kilkunastu
godzinami przebywali na piaszczystych, gorących plażach nadmorskich
uzdrowisk bułgarskiego wybrzeża, rozkoszując się kąpielą w cieplej, mocno
zasolonej wodzie morskiej. Teraz powracali zadowoleni, pełni wrażeń i
wspomnień do kraju, do swych domów, do pracy, aby za rok pomyśleć o nowym
urlopie, być mo że znów w Bułgarii...
Pani Stefania Zawadzka była jedną z osób, które nie zasnęły. Nie czuła
znużenia. Przez cały czas pobytu w Albenie prowadziła nadzwyczaj regularny
tryb życia. Wstawała wcześnie, aby przed pierwszym śniada-
niem, w zależności od pogody i nastroju, zażyć kąpieli lub pospacerować wzdłuż
piaszczystego brzegu, kiedy ciszy wczesnego ranka nie zakłócał jeszcze gwar i
zgiełk plażowiczów. W ciągu dnia, najczęściej po obiadowej sjeście, je śli nic szła
na plażę, wybierała się na wycieczkę do niewielkiego lasku bądź chodziła wśród
winnic położonych tu na licznych zboczach pagórków i w dolinach.
Był to pierwszy w jej życiu wyjazd za granicę. Opłaciła go pieniędzmi z dwóch
kolejnych rocznych premii. Mogła sobie pozwolić na to dopiero teraz, kiedy
minęła jej pięćdziesiątka. Obie córki, już zamężne, uzgodniły, że dadzą sobie
radę bez „podrzucania" wnucząt babci, a mąż, zapalony wędkarz, wolał pojechać
jak każdego roku na Mazury. „Stać nas już na to - mówił przed wyjazdem pani
Stefanii do Bułgarii — abyś mogła wygrzać się porządnie w słońcu. Jeździły
córki, teraz ty sobie tam wypocznij"
4
Ewa wzywa 07... nr.112 Śmierć w samolocie – Jan Jerzy Koprowski
Pani Stefania załatwiła w biurze podróży wszystkie formalności prawie od ręki
i w dwa tygodnie później wylądowała na lotnisku w Warnie.
W pensjonacie „Złota Rosa" w Albenie położonym kilkadziesiąt metrów od
morza, z którego schody prowadziły wprost na plażę, dostała bardzo ładny pokój
z widokiem na zatokę. Dzieliła go z młodą w stosunku do niej osobą, panną
Krystyną, liczącą już wprawdzie ponad trzydzieści lat, ale pełną jeszcze
dziewczęcego uroku. W tej chwili panna Krystyna spala mocno, z głową opartą
na ramieniu pani Stefanii.
Dziewczyna ta spędzała urlop trochę niespokojnie. Ogarniał ją często nastrój
smutku. Wydawało się wtedy, że się czymś bardzo martwi, to znów dla odmiany
promieniała radością, zwłaszcza kiedy wracała ze spotkania z przystojnym
cudzoziemcem, który przyjeżdżał po nią pięknym, nowoczesnym, sportowym
samochodem.
Pani Stefania nie narzekała na swą współmieszkankę. Wolałaby oczywiście
mieć bardziej rozmowną i bardziej udzielającą się jej towarzyszkę, Krystyna
bowiem za dużo czasu spędzała poza hotelem, ale była przynajmniej, co należało
cenić, osobą taktowną, delikatną, a przede wszystkim nie uciążliwą. Zresztą, jak
zauważyła pani Stefania, nie zbliżała się ona specjalnie do nikogo z grupy, poza
pilotką z polskiego biura podróży. Składała jej długo nieraz trwające wizyty, po
których wracała mocno podekscytowana i czymś przejęta. Pani Stefania nigdy
jednak nie wypytywała swej współtowarzyszki o życie osobiste ani o kontakty
wczasowe. Raz tylko, kiedy powiedziała Krystynie, że pani Jadwiga, bo tak miała
na imię polska pilotka, wypytywała się, gdzie ona poszła i kiedy wróci, ta
wzruszyła ramionami ze zniecierpliwieniem: „O czym ja mam z nią ciągle
rozmawiać? W życiu powiedziałyśmy sobie już wiele, ale wówczas był jeszcze
jakiś sens mówienia o tym. A dziś?... Po cóż więc te ciągłe wspomnienia i
wymówki".
Pani Stefania domyśliła się, że Jadwiga ma do Krystyny jakieś pretensje i ż ale
i mimo że chętnie spytałaby się o szczegóły, choćby dlatego, że przy pogawędce
szybciej płynął czas na urlopie, nic uczyniła tego. Będąc z natury osobą
dyskretną szanowała tajemnice innych. „Ciekawe - myślała tylko — czy moje
córki, zanim powychodziły za mąż, też miały tyle problemów i zachowywały się
podobnie, kiedy były poza domem". Z rozmyślań tych wyrwał ją głos stewardesy:
— Dzień dobry państwu, za chwilę wylądujemy w Warszawie. Proszę o
pozostanie na miejscach i zapięcie pasów.
W samolocie jednocześnie rozbłys ły światła, pasażerowie przecierali zaspane
oczy, rozpoczęły się ożywione rozmowy. Słychać było szczęk zapinanych zamków
przy pasach bezpieczeństwa.
— Pani Krysiu — Zawadzka dotknęła ramienia śpiącej sąsiadki — proszę się
obudzić, już Warszawa.
Ta nie reagowała. Poprzedniej nocy późno wróciła do pokoju, na kolacji
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin