Mag Heroldów 01 - Sługa Magii - Lackey Mercedes.pdf

(1546 KB) Pobierz
26193552 UNPDF
Kolekcja Fantastyki
Blau Dark'a
Mercedes Lackey
SŁUGA MAGII
Pierwszy tom trylogi :
MAG HEROLDÓW
Tłumaczył a - Magdalena Polaszewska-Nicke
Opracował do Wersji PDF – Blau Dark 19.11.2007
Kolekcja Fantastyki Blau Darka 2 FANTASY
Mercerdes Lackey - Mag Heroldów 01 - Sługa Magii
Dedykowane
Melanie Mar - tak po prostu
oraz
Markowi, Carlowi i Dominikowi
za ich krytyczne wsparcie
Kolekcja Fantastyki Blau Darka 3 FANTASY
Mercerdes Lackey - Mag Heroldów 01 - Sługa Magii
Rozdział Pierwszy
T wój dziadek - rzekł Radevel, krzepki piętnastoletni kuzyn Vanyela - był szaleńcem.
Coś w tym jest - pomyślał Vanyel, pocieszając się nadzieją, że przy odrobinie szczęścia może uda im się
dobrnąć do końca schodów bez szwanku.
Ową uwagę Radevela sprowokowała zapewne klatka schodowa na tyłach zamku, na której teraz się znajdowali;
ciągnęła się od izby czeladnej na trzecim piętrze aż do zaplecza pokoju na bieliznę na parterze. Stopnie były tak
wąskie i śliskie, że nawet służba nie korzystała z tego przejścia.
Twierdza lorda Ashkevron w Forst Reach była konstrukcją osobliwą, skleconą z najróżniejszych elementów. W
czasach prapradziadka Vanyela przypominała ona zwyczajną warownię, lecz do momentu kiedy ziemie te przejął
dziadek Vanyela, granica posiadłości przesunęła się daleko za Forst Reach. Wtedy to stary grzesznik, dobijając
pięćdziesiątki, postanowił, iż funkcja obronna powinna ustąpić pierwszeństwa wygodzie - jego wygodzie przede
wszystkim.
Vanyel nie miał nic przeciwko temu - nie uważał decyzji dziadka za całkowicie niesłuszną. Sam chętnie poparł-
by pomysł zasypania fosy i wybudowania kominków we wszystkich pokojach. Rzecz w tym, że staruszek miewał
dość osobliwe fantazje na temat tego, co gdzie chciałby umieścić, a na dodatek często zdarzało mu się zmieniać
decyzje już w trakcie przebudowy.
Przeróbki dziadka miały swoje dobre strony. Dzięki nim w całym zamku pojawiło się mnóstwo oszklonych i
zaopatrzonych w okiennice okien, a małe okienka w dachu dawały teraz światło wszystkim pokojom na poddaszu
oraz klatkom schodowym. Kominki znajdowały się prawie w każdej izbie, a ogrzewane wygódki zajmowały sporą
część budynku łaźni. Każda wewnętrzna ściana, dla zabezpieczenia przed zimnem i wilgocią, została otynkowana
i pokryta drewnem. Natomiast stajnie, służbówki, psiarnię oraz wybieg dla kur przeniesiono do nowych
przybudówek.
Ale były też i mankamenty. Jeśli ktoś na przykład nie orientował się zbyt dokładnie w rozkładzie wszystkich
zabudowań i pomieszczeń, z łatwością mógł się zgubić. Zamek krył teraz mnóstwo zakamarków, do których
dostęp zdawali się mieć wyłącznie wtajemniczeni, i tylko ci, którzy dokładnie go znali, nie napotykali na
przeszkody poruszając się po nim. Co gorsza, do owych skrzętnie ukrytych zakamarków należały również miejsca
pełniące bądź co bądź ważną rolę, jak łaźnia czy wygódki. Poza tym stary lubieżnik, dziadek Vanyela, nie
uwzględnił w swych planach przebudowy przyjścia na świat następnych pokoleń. Pokoje dziecięce umieścił
bowiem w obrębie mieszkań dla służby, co w praktyce oznaczało, że nim synowie lorda Withena przenieśli się do
sali kawalerskiej, a córki do alkowy, wszystkie dzieci mieszkały razem, stłoczone po dwoje lub troje w bardzo
malutkich pokoikach na poddaszu.
- On był też twoim dziadkiem. - Vanyel poczuł się zmuszony do zrobienia tej uwagi. Za każdym razem, gdy
tylko poruszano temat dziadka Joserlina oraz jego rozbudowy zamku, kuzynowie Ashkevron zachowywali się w
taki sposób, jak gdyby nie łączyli ich z Vanyelem i jego rodzeństwem żadni wspólni przodkowie.
- Ha. - Radevel zamyślił się na chwilę i wzruszył ramionami. - A jednak był szaleńcem. - Uniósł zbroję i
ochraniacze, aby ułożyć je trochę wyżej na swym ramieniu.
Vanyel zachował spokój i zbiegł nawet z kilku ostatnich kamiennych stopni, aby przytrzymać dla kuzyna
otwarte drzwi. Radevel wszakże oddawał mu przysługę. Vanyel wiedział jednak, iż kuzyn miał o nim równie złe
zdanie, jak inni mieszkańcy zamku.
Spośród wszystkich kuzynów Radevel wyróżniał się najmilszym usposobieniem i łatwo było przekabacić go na
swoją stronę. Zaś łapówka w postaci nowej rękawicy do polowania z sokołem okazała się nazbyt cenną przynętą,
aby chłopiec potrafił odrzucić propozycję Vanyela. Mimo to jednak nie byłoby dobrze złościć go teraz kłótnią.
Mógłby dojść do wniosku, że ma ciekawsze rzeczy do roboty niż pomaganie Vanyelowi, a wtedy nawet rękawica
straciłaby na atrakcyjności.
O bogowie, oby to się udało - myślał Vanyel, gdy wchodzili do ponurej tylnej sieni. Czy wystarczająco dużo
ćwiczyłem z Lissą? Czy moja metoda ma jakiekolwiek szansę przy standardowym ataku? A może nawet
próbowanie jej jest szaleństwem?
W pogrążonej w mroku sieni panował taki sam chłód jak na klatce schodowej. Radevel szedł pierwszy i głośno
stąpając po kamiennej posadzce pogwizdywał z zadowoleniem, aczkolwiek niezbyt melodyjnie. Vanyel starał się
powstrzymać grymas, jaki wywoływało na jego twarzy tak okaleczone wykonanie jednej z jego ulubionych
melodii, i oddawał się powoli swym ponurym rozmyślaniom:
Za trzy dni Lissa wyjedzie, a jeśli nie uda mi się sprawić, aby wysłano mnie razem z nią, zostanę zupełnie sam.
Bez Lissy... Może jeśli zdołam udowodnić, że powinienem ćwiczyć tą samą metodą co ona, ojciec pozwoli mi
jechać razem z nią.
Właśnie ta niezupełnie jeszcze sprecyzowana myśl skłoniła go do trenowania innego stylu walki niźli ten,
Kolekcja Fantastyki Blau Darka 4 FANTASY
Mercerdes Lackey - Mag Heroldów 01 - Sługa Magii
którego powinien był się uczyć. Ćwiczył w tajemnicy wraz ze starszą siostrą, Lissą, a dzisiejszy eksperyment miał
być właśnie tego treningu ukoronowaniem.
Doprowadziła do niego także nagła potrzeba okazania lordowi Withenowi, że jego najstarszy syn nie jest tchó-
rzem, za jakiego uważa go fechtmistrz, i że potrafi odnieść sukces w pojedynku stosując własne zasady.
Vanyel zastanawiał się, dlaczego jest jedynym chłopcem, który uzmysławia sobie fakt istnienia innych stylów
walki, poza tymi, których uczył Jervis. Sam czytał o nich i wiedział, że są równie skuteczne. Gdyby było inaczej,
dlaczego wysyłano by Lissę, aby wychowywała się i uczyła z Trevorem Coreyem i jego siedmioma adeptkami,
które mają zostać zaprzysiężone mieczowi? Według oceny Vanyela, cudem byłoby kiedykolwiek odnieść
zwycięstwo przy użyciu brutalnego stylu, jakim posługiwał się Jervis, a zmierzającym do posiekania przeciwnika
na kawałki. Jednakże dopóty, dopóki Jervis będzie się cieszył posłuchem u lorda Withena, nie było mowy, aby ten
uwierzył, że jakakolwiek inna metoda walki może zdać egzamin w polu.
Chyba że Vanyel sam zdoła mu to udowodnić. Wtedy ojciec będzie zmuszony dać wiarę temu, co zobaczy na
własne oczy.
A jeśli nie potrafię tego dowieść...
...O bogowie. Nie zniosę tego dłużej.
Wraz z odjazdem Lissy do Zamku Brenden straci też jedynego sprzymierzeńca w tym domu, jedynego
przyjaciela, jedyną osobę, której nie był obojętny.
Dzisiejszy popis miał być punktem kulminacyjnym spisku uknutego wraz z Lissą. Radevel spróbuje go pobić
stosując się do nauk Jervisa. Vanyel zaś będzie usiłował walczyć po swojemu, ubrany tylko w watowany kaftan i
hełm, osłaniając się najlżejszą tarczą i zdając się całkowicie na własną szybkość i zwinność.
Radevel kopnął nie zamknięte zasuwą drzwi prowadzące na pole treningowe i pozostawił Vanyelowi
zamknięcie ich, zanim ktoś zacznie narzekać na przeciąg. Po mrokach sieni wczesnowiosenne słońce okazało się
zbyt jaskrawe - Vanyel zmrużył oczy, przyspieszając, aby dogonić kuzyna.
- No dobrze, pięknisiu - powiedział życzliwie Rade-vel i rzuciwszy cały ekwipunek na skraju pola treningowe-
go, podał Vanyelowi jego część zbroi. - Przygotuj się. Zobaczymy, czy ten twój nonsensowny pomysł jest coś
wart.
Założenie “pancerza” zabrało Vanyelowi dużo mniej czasu niż jego kuzynowi. Ostrożnie zaproponował mu
swą pomoc, lecz starszy chłopiec tylko parsknął.
- Miałbym założyć zbroję byle jak? Tak, jak ty to robisz? Nie, dziękuję - odparł i metodycznie kontynuował
procedurę zapinania i dopasowywania swych ochraniaczy.
Vanyel zarumienił się. Stanął niepewnie z boku zapadniętego pola treningowego, kontemplując gęstą, martwą
trawę pod stopami.
Nigdy nic nie partaczę, chyba że Jervis patrzy - pomyślał zasępiony, drżąc lekko pod wpływem zimnego pod-
muchu wiatru przenikającego kaftan. Wtedy nic mi nie wychodzi.
Zdawało mu się, że okna zamku znajdującego się za nim są oczami wpijającymi się swym wzrokiem w jego
plecy. Zupełnie jak gdyby z utęsknieniem wypatrywały jego kolejnej porażki.
Czego mi właściwie brakuje? Dlaczego nigdy nie udaje mi się zadowolić ojca? Dlaczego wszystko, co robię,
jest złe?
Westchnął, dotknął palcami trawy i przez głowę przebiegła mu myśl, że lepiej byłoby teraz jechać konno,
zamiast szykować się do podjęcia z góry skazanej na porażkę próby dokonania rzeczy niemożliwej. Był
najlepszym jeźdźcem w Forst Reach. On i Gwiazda nie mieli sobie równych podczas najbardziej nawet
niebezpiecznych pogoni na polowaniach. Gdyby tylko zechciał, Vanyel potrafiłby ujeździć każdego konia ze
stajni.
Tylko dlatego, że nie zawracam sobie głowy tymi brutalami nie umiejącymi zliczyć do trzech, ojciec nie pasuje
mnie nawet na rycerza...
Bogowie, tym razem muszę wygrać.
- Zbudź się marzycielu - burknął Radevel przytłumionym przez hełm głosem. - Chciałeś walczyć, więc za-
bierajmy się do roboty.
Vanyel wyszedł na środek pola treningowego z nerwową rozwagą, odkładając założenie hełmu do ostatniej
chwili. Nienawidził go, nienawidził uczucia bycia zamkniętym w czymś, a najbardziej nie znosił tego, że wąska
szparka w przyłbicy tak bardzo ogranicza pole widzenia. Czując już pot spływający pod pachami i po plecach,
czekał, aż Radevel zbliży się do niego pierwszy.
Radevel odwrócił się, lecz Vanyel zamiast osłonić się tarczą, tak jak zrobiłby to Jervis, usunął się z drogi ciosu
i mijając Radevela bokiem, sam go ugodził. Jervis nigdy nie przykładał wagi do precyzji walki, lecz Vanyel sam
odkrył, że odpowiednie zaplanowanie zadawanych ciosów może naprawdę przynieść dobry efekt. Radevel wydał
odgłos zaskoczenia i uniósł swą tarczę, ale zrobił to zbyt prędko i odsłonił się na uderzenie.
Widząc drugie już odsłonięcie się przeciwnika w tak krótkim czasie, Vanyel poczuł w sobie wzbierający zapał i
Kolekcja Fantastyki Blau Darka 5 FANTASY
Mercerdes Lackey - Mag Heroldów 01 - Sługa Magii
zaryzykował jeszcze jeden atak. To pchnięcie dosięgnęło wprawdzie Radevela, ale okazało się zbyt słabe, aby
nazwać je uderzeniem obezwładniającym.
- Słaby! - krzyknął Vanyel, uskoczywszy na bok, zanim kuzyn sam zdąży ocenić cios jako nieudany.
- Prawie dobry, pięknisiu - odparł Radevel z niechętnym podziwem w głosie. - Jeszcze jeden taki, a przy mojej
wadze, powalisz mnie na ziemię. Spróbuj...
Rzucił się do ataku; jego miecz ćwiczebny zamajaczył przy tarczy.
Vanyel w ostatniej chwili usunął się na bok, a Radevel siłą rozpędu zatoczył się i zatrzymał dopiero w połowie
odległości między Vanyelem a granicą pola.
Nowy styl rzeczywiście działał! Radevel nie mógł nawet zbliżyć się do Vanyela, który dźgał go przy każdej
okazji. Jego pchnięcia nie miały mocy nawet zbliżonej do śmiertelnej, ale było to spowodowane przede
wszystkim brakiem praktyki. Jeśli...
- Przerwijcie, do stu diabłów!
Chłopcy znieruchomieli. Na plac wkroczył fechtmistrz Forst Reach. Jego oczy nabiegłe krwią ciskały gromy.
Podczas gdy Jervis, najemnik o kamiennej twarzy i blond włosach, mierzył ich wzrokiem, Vanyel pocił się już
nie tylko z wysiłku. Fechtmistrz zmarszczył brwi, a chłopiec poczuł, że ślina napływa mu do ust. Jervis wyglądał
na rozwścieczonego, a kiedy Jervis był zły, wówczas na ogół Vanyel był tym, który cierpiał.
- No cóż - zaskrzeczał mężczyzna po chwili wystarczająco długiej, aby przerażenie Vanyela zdążyło sięgnąć
zenitu. - Uczymy się nowej dyscypliny, tak? A który z was ją wymyślił?
- Ja, panie - wyszeptał Vanyel.
- Nietrudno zgadnąć, że zachodzenie przeciwnika od tyłu, przyczajanie się i uniki wydają ci się bardziej
atrakcyjne niźli uczciwa walka - szydził fechtmistrz. - A więc, jak ci poszło, mój bystry młody lordzie?
- Spisał się, Jervisie. - Ku absolutnemu zdumieniu Vanyela Radevel odpowiedział za niego. - Nie udało mi się
go trafić, a jeśli tylko włożyłby w swe pchnięcia całą siłę, położyłby mnie raz czy dwa.
- Jesteś zatem prawdziwym bohaterem w walce z niedorostkiem. Idę o zakład, że czujesz się jak Veth Krethen,
prawda? - Jervis splunął. Vanyel starał się opanować złość, licząc do dziesięciu. Nie protestował nawet, że Rade-
vel był prawie dwa razy większy od niego i z pewnością trudno byłoby go określić jako “niedorostka”.
Tymczasem Jervis, w oczekiwaniu na ripostę, wbił w niego swe nienawistne spojrzenie. Nie usłyszał jednak ani
słowa sprzeciwu. Rzecz dziwna, ale to właśnie wydawało się wprawiać go w jeszcze większą wściekłość.
- Dobrze, bohaterze - burknął, odbierając broń Radevelowi i wciskając sobie na głowę hełm chłopca. -
Przekonajmy się, jak dobry jesteś naprawdę...
Błyskawicznie, bez ostrzeżenia, przypuścił atak. Vanyel padł na kolana, uchylając się przed wirującym ostrzem.
Naraz uświadomił sobie, że Jervis naciera na niego pełną parą i nie zważa na fakt, że jego przeciwnik nie ma na
sobie zbroi.
Wszak Vanyel jej nie włożył.
Gdy Jervis natarł ponownie, Vanyel, bliski rozpaczy, obrócił się wokół własnej osi, dał nura, wywinął się,
zakręcił i wtedy ujrzał pewną szansę. Tym razem desperacja obudziła w nim siły, jakich nie użył w walce z
Radevelem. Ugodził Jervisa w klatkę piersiową, ten zachwiał się na moment, a Vanyel wykończył swe natarcie
solidnym ciosem w głowę,
Fechtmistrz zatoczył się dwa lub trzy kroki do tyłu. Vanyel z sercem w gardle wyczekiwał jego reakcji.
Potrząsnął głową dla odzyskania jasności umysłu. Zapadła potworna cisza.
Jervis zdjął hełm; jego twarz ściągnęła wściekłość. - Radevelu, zabierz chłopców i przynieś broń i zbroję
lordziątka Vanyela - powiedział śmiertelnie spokojnym głosem.
Radevel wycofał się z boiska, obrócił się na pięcie i popędził w stronę zamku. Wtedy Jervis podszedł z wolna
do Vanyela i zatrzymał się w odległości około metra od niego, wprowadzając go w taki stan, że ten nieomal padł
trupem na miejscu.
- A więc lubisz atakować od tyłu, co? - powiedział tym samym, śmiertelnie spokojnym tonem. - Chyba nie
przyłożyłem się zbytnio do nauczenia cię, czym jest honor, mój młody lordzie. - Po jego twarzy przemknął nikły
uśmiech. - Myślę jednak, że można temu wnet zaradzić.
Powłócząc nogami, zbliżał się już Radevel obładowany resztą ekwipunku Vanyela.
- Włóż zbroję - rozkazał Jervis. Vanyel nie śmiał się sprzeciwić.
Później, gdy wszystko się skończyło, Vanyel nie potrafił przypomnieć sobie dokładnych słów Jervisa. Pamiętał
tylko, że ten zrugał go przy wszystkich, nazwał tchórzem i oszustem, mordercą, który nie potrafiłby spokojnie, z
honorem, stawić czoła przeciwnikowi. Tylko mglista aura strachu i złości, otaczająca wspomnienia tamtego dnia,
nadawała sens kołaczącym się w głowie słowom.
Ale wtedy Jervis dopiął swego. Pobił Vanyela swoją metodą, posługując się własnym stylem.
Był to pojedynek, który od samego początku nie rokował dobrze dla chłopca. Nawet gdyby Vanyel
rzeczywiście wykazywał jakąś biegłość we władaniu bronią według zaleceń Jervisa, i tak nie miałby żadnych
Zgłoś jeśli naruszono regulamin