Englund Peter - O Karolu X krolu Szwecji tom 2(z txt).doc

(2194 KB) Pobierz
PETER ENGLUND

PETER ENGLUND

NIEZWYCIĘŻONY

Tom II

TŁUMACZENIE WOJCIECH ŁYGAŚ

FINNA

Gdańsk 2004

Tytuł oryginału: Den oovervinnerlige

Tłumaczenie: Wojciech Łygaś

Autor map: Martin Ek, Eken produktion

Ilustracje: z dzieł XIX-wiecznych

Redakcja: Piotr Trafiłowski, Witold Biernacki, Andrzej Ryba

Rysunek na okładce: © Jarosław Wróbel

All rights reserved

Copyright © Copyright: © Peter Englund 2000 Copyright © Bokfórlaget Atlantis AB 2000 Copyright © for Polish edition FINNA

Oryginalna wersja książki wydana została w Szwecji przez wydawnictwo Bokfórlaget Atlantis, Stockholm

Książka dofinansowana przez Svenska Institutet

ISBN 83-89929-98-8 Wydanie I w języku polskim Gdańsk 2004

Oficyna Wydawnicza FINNA 80-752 Gdańsk, Dziewanowskiego 5/6 tel.: (058)763 11 38 fax: (058) 301 57 25 e-mail: finna@tgw.com.pl

Wydawnictwo FINNA wchodzi w skład TGW

e-mail: tgw@tgw.com.pl

www.tgw.com.pl

TRÓJM1EISKA GRUPA WYDAWNICZA

Druk i oprawa: WDG Drukarnia w Gdyni Sp. z 0.0.

ul. Św. Piotra 12, 81-347 Gdynia

tei. (58) 660-73-10, tel./fax (58) 621-68-51

SPIS TREŚCI

Rozdział VIII. Na Danię!   7

1. Czy Berlin płonie?   9 2. Punkt zwrotny pod Brześciem  29

3. Feldmarszałek Bille uchyla kapelusza  53 4. „z tymi barbarzyńcami nic nie załatwimy"  65

Rozdział IX. Przeprawa przez Bełt   99

1.  „Niech Bóg ma nas w swej opiece!"   101

2.  Szturm na twierdzę Frederiksodde   127

3. Marsz po lodzie   142 4. „Wyczyn o wiele bardziej niezwykły niż wszystkie inne''

Rozdział X. Od wojny do wojny   181

1. Pokój w Roskilde   183

2. „On kocha wojnę bardziej niż swój kraj"  210

3. Kolejna ryzykowna gra  240

4. „Walka mordercza, a nie regularna"  258

Rozdział XI. „Atak na Kopenhagę"   287

1. Czy mamy jeszcze króla?   289 2. Atak na Kopenhagę  308

161

3.  „Przemijają jak sen"  333 4. Walka o wyspy  349

Rozdział XII. Pokój   369

1. Trzy koncerty w Hadze   371

2. „Najchętniej chcieliby umrzeć"  3 91

3. U bram mrocznego Plutona  414

4.  „Łajdaka już nie ma"  435

Biografie bohaterów książki   471

Informacja od tłumacza   517

Aneks nr 1   519

Aneks nr 2   522

VIII

Na Danię!

Czy Berlin płonie?

Na początku był znak. Niebo, które oglądamy nocą, nie jest tym samym niebem, które oglądał mieszkaniec XVII-wiecznej Europy. Nie obcujemy też z tą samą przyrodą. Gwiazdy, planety, gatunki zwierząt i roślin są co prawda te same, ale różnica polega na tym, że tam, gdzie dziś dostrzegamy zjawisko, ówczesny człowiek widział znak. Ludzie żyli wtedy w świecie, który zdawał się składać z samych znaków i zapowiedzi: wielkich i małych, mrocznych i jasnych. Wiele z tych zachowań miało swe źródła w zwyczajach i tradycjach, które z kolei bardzo ściśle były związane z ówczesnym sposobem myślenia: tam bowiem, gdzie myślimy o czymś w kategorii skutku i przyczyny i trzeźwo próbujemy ustalić, jak doszło do tego, że X wprawione zostało w ruch, nasi przodkowie rozważali to w kategorii zamiaru i celu, starając się dowiedzieć, jaki był sens tego, że X wprawione zostało w ruch. Dlatego też przyrody należało się w tamtych czasach strzec, ale nie w związku z tym, z czym człowiek miał do czynienia na co dzień, tylko z tym, co było niezwykłe, niecodzienne i co odbiegało od normy, bo te właśnie niezwykłe zjawiska niosły jakieś przesłanie dla człowieka.

Znaki mogły przejawiać się w najróżniejszy sposób, miały różny sens i różnych nadawców. Ktoś, kto posiadał wiedzę albo bystre

9

Niezwyciężony

oko, zauważał znaki na każdym kroku, nawet w rzeczach codziennych: jeśli psy jadły trawę, zanosiło się na deszcz; jeśli coś chrzęściło pod stopami, należało oczekiwać wizyty; jeśli ciasto opadło w piecu, zwiastowało to zbliżające się wesele; jeśli w czasie wigilii zgasła jedna ze świec, śmierć ostrzyła swą kosę na gospodarza domu; i tak dalej, i tak dalej. Znacznie poważniejszą wymowę posiadały złowieszcze kłęby chmur, które tu i ówdzie gromadziły się na niebie, zmieniały kształt, rozrastały się, wirowały, przybierały kształty figur i przedmiotów, a nawet całych armii, które bezdźwięcznie ścierały się ze sobą na firmamencie. Regularnie pojawiały się też wieści o chmurach, które nagle otwierały się i wyrzucały ze swego wnętrza przeróżne przedmioty i zwierzęta albo spadały na ziemię w postaci krwawego deszczu. Tego rodzaju osobliwości uważano często za opary, które wznoszą się w górę z umęczonej ziemi, będąc obrazem zła raczej niż jego zapowiedzią. Większy ciężar gatunkowy jako ostrzeżenie miały bardziej namacalne rzeczy, jak na przykład zdeformowane zwierzęta; cielęta z dwoma głowami albo ryby z dziwnymi naroślami były stałym składnikiem takiego rozumowania, a zjawiska takie odnotowywano z dreszczem rozkoszy jako zapowiedź albo ostrzeżenie dla grzesznej i zbłąkanej ludzkości. Nie wspomnę już o niepokoju, jaki opanowywał ludzi, kiedy na niebie pojawiła się jakaś kometa; pozostawiała ona po sobie zawsze bogaty posiew w postaci pamfle-tów i ulotek, gdzie starano się wytłumaczyć fenomen tego ciała niebieskiego: czy należało się spodziewać zarazy czy też nowej wojny - a może był to kolejny dowód na trwający nieustannie konflikt między Bogiem a Szatanem? O wiele bardziej powszechnym zjawiskiem była astrologia - stosowana powszechnie sztuka tłumaczenia znaków, która swą mądrość ciągnęła z położenia gwiazd i innych ciał niebieskich. Tylko tyle pozostało nam dzisiaj z tamtego świata, pełnego cudownego i nieprzeniknionego chaosu, na który składały się cuda, tajemnice i omeny.

W ten cudowny świat wierzyli wszyscy: od najbiedniejszego chłopa, który niekiedy posiadł nawet sztukę wróżenia z gwiazd, aż po najpotężniejszych władców, którzy z zasady zatrudniali własnych astrologów, a korzystali z ich usług w chwili podejmowania ważnych decyzji. Bo, jak w 1933 roku napisał pewien Szwed,

10

Czy Berlin płonie?

uważano, że w gwiazdach znaleźć można wskazówki, i to nie tylko w odniesieniu do tego, kiedy należało

Siać, sadzić, polować na ptaki, iść na zwierza, łowić ryby, oświadczać się, budować, przeprowadzać się, strzyc włosy itp.; znaleźć tam można było wiedzę o zmianach religijnych, sektach i partiach, o ugrupowaniach politycznych, wojnach i bitwach, głodzie i drożyźnie, zarazie i innych chorobach, o wszelkiego rodzaju grzechach i przewinieniach, o prostytucji i cudzołóstwie,

0 sporach, kłótniach, zabójstwach, a zwłaszcza o umysłach ludzkich, o rozsądku, przyrodzie, szczęściu i przeciwnościach losu, podróży i wędrówce, małżeństwie, dzieciach, przyjaciołach

1  wrogach, stanach, uwarunkowaniach i zamiarach, zwycięstwach i kieskach, nędzy i więzieniu, o godzinie śmierci i o wielu innych rzeczach.

Czyż ktoś mógł sobie pozwolić na rezygnację z takiej wspaniałej wiedzy? Pochodziła ona z okresu pogańskiego, ale wymieszała się z wątkami chrześcijańskimi w taki sposób, że gwiazdom albo planetom nie przydawano własnej mocy; powiadano, że były one narzędziami w rękach Boga, który za ich pomocą wpływał na losy świata.

A jednak można w połowie XVII wieku dostrzec wzrastający sceptycyzm w stosunku do astrologii, i to nie tylko wśród jej najzagorzalszych krytyków - naukowców - ale i wśród teologów i duchowieństwa, którzy w tym właśnie czasie zabrali się za pielenie ogródków porosłych chwastem ciemnoty, aby tym sposobem położyć kres szerzącej się wszędzie magii ludowej, wróżbiarstwu i przesądom; może nie tak bardzo dlatego, iż były to przesądy, ale głównie dlatego, że zjawiska takie stały się zagrożeniem dla ich monopolu na władzę; nowoczesne, silne państwo, stworzyło kościołowi możliwość poważnego ingerowania w życie codzienne przeciętnego człowieka. Ofiarą tej krucjaty padli też niektórzy astrologowie, których oskarżano o to, że „starają się zastąpić Boga na urzędzie" albo że są po prostu oszustami. Upłynęło jednak sporo czasu, zanim brutalnym reformatorom spod znaku krzyża udało się odnieść znaczące sukcesy. Od tysięcy lat bowiem i ci wielcy, i malutcy rzucali pełne nadziei albo strachu spojrzenia w stronę nieba, w daremnym zamiarze odczytania bożych planów.

11

Niezwyciężony

W świecie niepewności i stuleciu niepokoju potrzeba oparcia się na czymś pewnym była wszechobecna. Oprócz dokładnego odczytywania codzienności, znaków przyrody i tych przychodzących z nieba, istniał też cały szereg metod stosowanych z myślą o tych, którzy chcieli znać przyszłość. Większość z tych metod, tak jak astrologia, istniała w zwulgaryzowanej formie, ponieważ wykorzystywano je jako źródło zarobku na jarmarkach albo reklamowano jako ostatni krzyk mody na dworach. Chodzi tu zarówno o sztukę tłumaczenia znaczenia figur i kształtów, jakie powstawały po wlaniu stopionego ołowiu albo wosku do wody, jak i chiromancję, czyli umiejętność wróżenia z rąk, potworka będącego nieślubnym dzieckiem astrologii. Chiromacja wykorzystywała tajemną naukę współczesnej astronomii o planetach i przyporządkowywała ją do palców (Merkury, Saturn, Wenus, Słońce, Jowisz), powierzchni dłoni (Mars) i jej krawędzi (Księżyc). W czasie rozkwitu okulty-zmu, do którego doszło na początku XVII wieku, istniała też sztuka wróżenia, która starała się zachować swój niezależny, a nawet ekskluzywny charakter, i tak jak alchemia stała się dziedziną dostępną dla niewielu wybranych. Była to kabalistyka.

Wskazywałem już wcześniej na pewną rzecz, ale chcę to zrobić ponownie: jeśli będziemy przyglądać się światu intelektualnemu okresu XVII wieku z dużego dystansu, nasz wzrok zatrzyma się na szańcu ortodoksji i skostniałego, ideologicznego dogmatyzmu; jeśli jednak zagłębimy się pod powierzchnię tego świata, to znajdziemy tam zadziwiająco liczną i różnorodną mieszankę myśli i formy. Niektóre z nich wydają się być nam bliskie, a nawet swojskie, jak na przykład nowe nauki przyrodnicze i nowa filozofia: to na ich podłożu powstanie kiedyś to, co nazywać będziemy nowoczesnością. Inne wydają się całkiem niezrozumiałe, żeby nie powiedzieć dziwaczne, jak na przykład różne nauki tajemne, które cieszyły się tak wielka popularnością w pierwszej połowie stulecia. Dziś trudno je od siebie odróżnić, ponieważ nowoczesna nauka odniosła zwycięstwo i święciła swe dalsze triumfy przy dźwiękach trąb i uroczystych przemówieniach. Teraz jest z nami nieodłącznie związana, podczas gdy wszystkie inne prądy okultystyczne tamtego stulecia ze zrozumiałych przyczyn powiązane są z tymi, którzy przegrali i od dawna są zapomniani i pokryci grubą warstwą prze-

12

Czy Berlin płonie?

szłości. Wtedy było trudniej. Ci, których uważamy dziś za pionierów postępu - Johannes Kepler czy Tyho Brahe - nie znajdywali nic sprzecznego w tym, że ktoś jest zarówno astrologiem, jak i astronomem. Poza tym różnego rodzaju szarlatani zajmujący się perską, tajemną wiedzą o demonach, a także genialni fizycy, którzy swymi teoriami torowali drogę temu, co nowoczesne, mogli poszczycić się metodami i twierdzeniami, które zwykły obserwator z trudem rozróżniał. Ale i wtedy pojawiło się coś takiego, co łączyło fizyków i mistyków: obie te dziedziny znalazły pożywkę w specjalnego rodzaju energiach występujących w XVII wieku, a zwłaszcza w głębokim dążeniu do zdobycia pewności, którego źródłem był ogólny kryzys i uczucie niepewności, tak charakterystyczne dla tamtego stulecia.

Odnosi się to zwłaszcza do tych wszystkich, którzy parali się kabałą. Byli oni częścią potężnej fali mistycyzmu, która przelała się przez kontynent. W tym zalewie pseudonauk nie brakowało tak znanych typów jak zwolennicy Paracelsusa1, teozofowie2, pansofo-wie3, różokrzyżowcy4, hermetycy5, astrologowie czy alchemicy,

1  Paracelsus, właściwie Philippus Aureolus Theophrastus Bombastus von Hohenheim (1493-1541), niemiecki alchemik i lekarz, urodzony w Szwajcarii (przyp. red.).

2 Teozofia (z greckiego „wiedza o Bogu"), doktryna religijno-filozoficzna o charakterze okultystycznym, usiłująca w „naukowy" sposób opracować techniki bezpośredniego jednoczenia się z boskością (przyp. red.).

3 Pansofowie. Pansofia, ruch filozoficzno-religijny, rozwijający się w XVI w., któremu początek dał Paracelsus. Celem ruchu było osiągnięcie wiedzy uniwersalnej, co wg Paracelsusa jest możliwe dzięki temu, że człowiek będąc małym światem (mikrokosmosem) odzwierciedla w sobie wszechświat, który tym samym może być przez niego poznany i zrozumiany (przyp. red.).

4 Różokrzyżowcy, mistyczne bractwo założone prawdopodobnie w XIV w. przez chrześcijańskiego mnicha Christiana Rosenkreutza (wg niektórych źródeł pseudonim o znaczeniu: Chrześcijański Różany Krzyż), którego część badaczy uznaje za postać legendarną. W XVII w. ukazały się tzw. manifesty różokrzy-żowców, których autorem był niemiecki teolog i ezoteryk J.V. Andrea: Fama Fraternitatis Rosae Crucis (1614), Confessio Fraternitatis Rosae Crucis (1615) oraz Die Chymische Hochzeit Christiani Rosenkreutz (1616) (przyp. red.).

5 Hermetycy - miłośnicy wiedzy ezoterycznej, to znaczy dostępnej tylko dla wtajemniczonych i wybranych (przyp. tłum.).

13

Niezwyciężony

utopiści, prorocy Apokalipsy, zwolennicy ekstazy, marzyciele i wszelkiej maści buntownicy; kochano ich albo prześladowano z taką samą gorliwością. Kabała miała pierwotnie swe korzenie w judaizmie, liczyła wiele lat, była dziedziną tajemniczą i skomplikowaną, która starała się wydobyć z Biblii ukryte prawdy za pomocą daleko rozwiniętej gematrii, czyli metody polegającej na tym, że pojedyncze litery słów przekładane są na język liczb, a z owych liczb tworzy się nowe słowa. W XVI wieku okrojona forma kabali-styki spotkała się z zainteresowaniem naukowców chrześcijańskich, toteż wkrótce wielu z nich zaczęło studiować liczbę wersetów w Biblii czy dat z historii, aby tym sposobem rozszyfrować to, co -jak uważano - ukryte zostało przez Boga. Radość była wielka, ponieważ wydawało się, że w kabalistyce odkryto nowe, potężne narzędzie pomocne przy badaniu wiedzy o przyszłości.

To właśnie dziedzina związana z przepowiadaniem przyszłości okazała się wrażliwa na wahania koniunkturalne. Szwedzi odczuli to na własnej skórze, kiedy Szwecja włączyła się w wojnę trzydziestoletnią. Armia szwedzka maszerowała przed siebie w atmosferze gęstniejącej od znaków, objawień, przepowiedni i bezdźwięcznych bitew, które rozgrywały się na nieboskłonie. Szczególną popularność zdobyła sobie zwłaszcza jedna przepowiednia, która rozprzestrzeniała się w atmosferze podekscytowania i propagandy, nad którą gorączkowo pracowały szwedzkie kręgi dworskie: przepowiednia o „Lwie z Północy". Głosiła ona, że w czasie nędzy, w jakiej przyszło żyć sprawiedliwym - to znaczy protestantom - zjawi się lew z północy, to znaczy król Szwecji, który zgromadzi wokół siebie swych uciskanych braci, pokona orła - to znaczy cesarza albo papieża - rzuci sobie pod stopy część Afryki i Azji, a potem wszyscy z zapartym tchem oczekiwać będą nadejścia dnia ostatecznego, co miało trwać bardzo krótko. Jednak lew - to znaczy król6 - zbyt szybko zniesiony został ze sceny, postrzelony pięć razy w pewien listopadowy dzień niedaleko małego, saskiego miasteczka, a jego żołnierze i dyplomaci okazali się być równie brutalni i cyniczni jak druga strona konfliktu. Atmosfera ekstazy musiała

6 Powyższy opis odnosi się do Gustawa II Adolfa, który zginął w listopadzie 1632 roku w bitwie pod Liitzen (przyp. tłum.).

14

Czy Berlin płonie?

ustąpić miejsca rozczarowaniu, które pozostawiła po sobie wojna. Wielu zaczęło się zastanawiać, czy kule armatnie to właściwy argument w sporach teologicznych. Coraz mniej osób dawało posłuch teoriom głoszonym przez ekstremistów, fanatyków religijnych, wizjonerów i wszelkiej maści innych „czyścicieli", którzy naprzykrzali się swoimi prostymi odpowiedziami na skomplikowane pytania. Jest rzeczą wielce wymowną, że kilka lat po zakończeniu wojny doszło do zaledwie kilku objawień.

Nie oznacza to jednak, że fanatycy znikli. Spośród wszystkich nieszczęść wojny, żadne nie było równie tragiczne jak to, które stało się udziałem egzulantów. Mianem takim określano protestantów czeskich wygnanych ze swej ojczyzny. I chociaż to właśnie ich protest w sprawie swobody wyznawania własnej religii wywołał całą wojnę, to 30 lat, 4 miesiące i 24 dni później zostali oni przez swych szwedzkich i niemieckich braci w wierze pozostawieni własnemu losowi. Nie pozwolono im na przykład na powrót do kraju. Wielu z nich stało się członkami sekty, zwanej „Czeskimi braćmi", i - jak to często bywa w sektach - wcześniejsze niepowodzenia nie skłoniły ich do zmiany punktu widzenia; przeciwnie - stali się coraz większymi orędownikami swego wyznania, walczącymi

0  swe prawdy z coraz większą gorliwością i z coraz mniejszym powodzeniem.

Jednym z ich czołowych przedstawicieli był Czech - Jan Komensky, znany bardziej pod zlatynizowaną formą swego nazwiska jako Johan Comenius. Był on genialnym pedagogiem, który brał między innymi udział w reformie szkolnictwa w Anglii, a w latach 40. XVII wieku gościł w Szwecji na zaproszenie samego Axela Oxenstierny, aby pisać podręczniki dla szwedzkich szkół

1 doskonalić metody nauczania łaciny. Była to jaśniejsza strona osobowości Komensky'ego, który jednakże posiadał też ciemną stronę. Był marzycielem, niezależnym filozofem i pełnym idealistycznych wizji naprawiaczem świata, który po latach życia wśród przeciwności losu i osobistych tragedii stał się twardym, politycznym ekstremistą. Na początku wojny trzydziestoletniej stracił żonę i dwoje spośród swoich dzieci, dwa razy stał się ofiarą rabunków, a w pożarze, który strawił jego domostwo, spaliło się dzieło życia Komensky'ego pt. Pansofien. Utwór ten - mówiąc w największym

15

Niezwyciężony

skrócie - był ambitną próbą zgromadzenia w skróconej formie całej wiedzy, jaką posiadła ludzkość. Praca nad tym dziełem zabrała Komensky'emu dziesiątki lat życia. Comenius był także członkiem radykalnej partii wojny, która popierała przebywającego na wygnaniu czeskiego „zimowego króla", Fryderyka von Pfalz7. Partia ta udzieliła Szwedom swego całkowitego i szczerego poparcia po przystąpieniu Szwecji do wojny. I chociaż zachowanie Szwecji w okresie negocjacji pokojowych stanowiło dla filozofa całkowite rozczarowanie, tak on, jak i wielu innych „czeskich braci" twardo występowało w obronie swych apokaliptycznych wizji: koniec świata był już blisko, a z północy nadejdzie Lew, który rozpocznie wojnę i pokona cesarza-Bestię-Antychrysta - chociaż może jeszcze nie teraz.

Tak więc przez kilka lat po zakończeniu wojny „bracia czescy" zachowywali się powściągliwe, rozczarowani swą porażką. Wielu z nich osiadło w wielkopolskim Lesznie, które z biegiem lat stało się stolicą dla tych, którzy żyli na wygnaniu. Wykorzystując polską tolerancję religijną, budowali własne szkoły i kościoły. Jednak na początku lat 50. członkowie sekty ogłosili nowe proroctwa i wizje, w których Lew z Północy toczył walkę z orłem. Powodem tego było mianowanie Karola Gustawa następcą tronu, a „bracia czescy" byli święcie przekonani, że stało się to na skutek planu bożego: przecież Karol Gustaw spokrewniony był z ich poprzednim władcą, zmarłym niedawno „zimowym królem" (dopełnieniem tych wizji było pojawienie się komety i zaćmienie słońca"). Dopiero jednak w 1654 roku teorie głoszone przez „braci czeskich" spotkały się z większym zainteresowaniem, ponieważ wielu członków sekty twierdziło, że teraz, właśnie teraz zbliża, się decydujący

7 Fryderyk V, (1596-1632), książę elektor Palatynatu Nadrenii i Bawarii, w latach 1610-1623. Od roku 1614 zięć Jakuba I Stuarta, króla Anglii.. Powołany na tron czeski, po słynnej defenestracji praskiej, 26 lipca 1619 roku przyjął ofiarowaną koronę czeską już jako znany wódz Unii Protestanckiej. W walce z Ligą Katolicką pokonany pod Białą Górą (8 listopada 1620 r.), przez wojska Tilly'ego. Po klęsce unii protestanckiej schronił się w Palatynacie, a następnie w Niderlandach, u rodziny swojej matki. Z uwagi na krótkie panowanie w Czechach przeszedł do historii jako „król zimowy" (26 lipca 1619-8 listopada 1620) (przyp. red.).

16

Czy Berlin płonie?

moment, w którym dojdzie do walki z Antychrystem. Tego samego lata Comenius powrócił do Leszna, aby osobiście stanąć na czele swej trzody w obliczu nadchodzących wspaniałych czasów.

Ostatecznie przekonał ich o tym najazd cara na Polskę. Trzeba było jednak dokonać pewnych korekt w głoszonych prawdach. Ogłoszono mianowicie, że ostateczna rozprawa z papiestwem rozpocznie się na polskiej ziemi, a Bestia powalona zostanie na ziemię, i to nie przez jedną potęgę, tylko przez trzy: północną, zachodnią i wschodnią. Prorocy mieli w tym kontekście na myśli luterańską Szwecję, purytańską Anglię jak również Siedmiogród wraz z jego władcą, Jerzym Rakoczym. „Bracia czescy" mieli dobre kontakty we wszystkich trzech krajach, rozpoczęli więc gorączkową działalność dyplomatyczną, aby zjednoczyć te trzy kraje w wielkim, protestanckim sojuszu, chcąc „dokończyć bożego dzieła". Wysłali między innymi do Szwecji w szczelnie zamkniętym pudełku zwój pism zawierających ich proroctwa i objawienia, w których przepowiadano między innymi, że Szwecja podbije wielkie kraje. Tam przekazano je osobiście Karolowi Gustawowi. Kiedy wkrótce potem okazało się, że szwedzki król przygotowuje się do inwazji na Rzeczpospolitą, emocje w Lesznie sięgnęły zenitu. A gdy w 1655 roku Szwedzi wkroczyli do Wielkopolski, „bracia czescy" powitali ich triumfalnymi okrzykami, wspomagali ich na różne sposoby i przekazywali ważne informacje. Wittenberg podziękował za to Comeniusowi osobiście, kiedy spotkał się z nim i obiecał jemu i jego sekcie protekcję króla Szwecji.

Sprawy przybrały jednak inny obrót. Tak, jak to było w przypadku socynian, szwedzki najazd na Polskę okazał się dla „braci czeskich" - którzy uważali nadejście Szwedów za błogosławieństwo - prawdziwą katastrofą. Tak otwarte popieranie Szwedów przez „braci" wzburzyło krew w wielu Polakach, a część z nich wykorzystało okazję, aby załatwić swe porachunki z protestantami. Protekcja obiecana przez Wittenberga nie wystarczyła na długo, a przynajmniej nie dalej, niż zasięg, jaki miały jego dwunastofuntowe działa. Kiedy więc jesienią 1655 roku wybuchło antyszwedzkie powstanie, „bracia" stali się obiektem prześladowań, które przemieniły się w zwykłe akty przemocy, gdy tylko wojska szwedzkie stacjonujące wokół Leszna oddaliły się na południe. W grudniu

17

Niezwyciężony

1655 roku położenie Komensky'ego i jego braci w wierze stało się tak dramatyczne, że musiał on zwrócić się do Karola Gustawa

0 pozwolenie na opuszczenie Leszna i osiedlenie się w innym, bezpieczniejszym miejscu. Żądanie to zostało przez króla odrzucone. Późną wiosną 1656 roku Leszno zostało zaatakowane przez polskich powstańców. Wielu mieszkańców miasta próbowało uciec, ale zostali doścignięci i zabici. Polski dowódca próbował nawet ocalić miasto, ale uzbrojeni chłopi nie chcieli nawet o tym słyszeć

1 puścili je z dymem. Ci z „braci", którzy uszli z życiem, utracili cały swój majątek. Comeniusowi udało się co prawda dotrzeć do wojsk szwedzkich stacjonujących w Prusach, ale w Lesznie przepadła cała jego biblioteka i wiele cennych rękopisów. Opisywane zdarzenia mówią nam wiele na temat religijności „braci" i ich fanatyzmu, bo nawet tak niebezpieczne przejścia nie wzbudziły w nich wątpliwości co do treści apokaliptycznych przepowiedni.

A było ich sporo tego roku. Latem 1655 roku czołowy głosiciel objawionych prawd, Mikulas Drabik, doświadczył wizji odnoszącej się do Dnia. Treść przekazu była jednoznaczna: ostateczna rozprawa z Antychrystem była tuż, tuż, czasy ostateczne zbliżały się wielkimi krokami. Wiele osób, które obdarzone zostało wizjami, zgadzało się, że wojna rozpocznie się od zjednoczenia się państw północy, wschodu i zachodu. Kiedy miało to nastąpić? Ekscytacja, wyliczenia i sukcesy odnoszone przez Szwedów skłaniały do wskazania właśnie 1655 roku. Kiedy jednak prognoza ta nie sprawdziła się, wielu innych mieszkańców Europy, nie biorących bezpośredniego udziału w rozgrywających się wydarzeniach, zaczęło szukać odpowiedzi na to pytanie, wykorzystując wiedzę kabalistyczną, aby dojść do wspólnej daty: 1656 roku...no może 1657.

Niektóre z tych przepowiedni sprawdzały się. Ci, którzy wierzyli w to, że przewidywanym rokiem jest rok 1655, kierowali się przyjętą przez najbardziej szanowane kręgi specjalistów od Apokalipsy datą 1260 roku, uważaną za rok, w którym miało nadejść Królestwo Boże; taką datę podali tajemniczy Joachimici8; dodano do niej 395 lat, otrzymując rok 1655, kiedy to paść miały

8 Joachimici - zwolennicy poglądów Joachima z Fiore (ok. 1132/1145-ok 1202). Teolog. Opat cystersów w Corazzol Fiore. Jego poglądy na Trójcę Św.

18

Czy Berlin płonie?

wszystkie pogańskie świątynie znajdujące się jeszcze w chrześcijańskim świecie. Niektórzy opowiadali się jednak za rokiem 1656, ponieważ jeśli podsumować długość życia wszystkich patriarchów wymienionych w piątej Księdze Mojżeszowej9, otrzymywało się właśnie liczbę 1656. Nieprawda - twierdzili inni; bo jeśli wziąć liczbę Bestii z Księgi Apokalipsy, to znaczy liczbę 666, tak ulubioną przez wszystkich kabalistów, a potem ją podwoić, to uzyskuje się liczbę 1332. A jeśli dodać do niej liczbę 325, odpowiadającą dacie I Soboru Nicejskiego, to daje to w sumie liczbę 1657. Quod erat demonstrandum. Swój przyczynek do tych rozważań dołożył także William Lilly, słynny angielski astrolog10. Bardzo popularnym elementem tego rodzaju literatury w XVII wieku były tzw. prognostyki, które wydawano wszędzie. Zawierały one komentarze do wydarzeń w zakończonym roku, a jednocześnie pisano o tym, co zdarzy się w nadchodzącym roku. Obrotny Lilly oczywiście wkręcił się w ten lukratywny interes. W swym prognostyku na 1656 rok wymienił co prawda Szwedów i Karola Gustawa, ale w sposób dość mglisty, co było typową cechą dla całego gatunku. Kiedy jednak przyszło do odczytywania znaków odnoszących się

zostały potępione w roku 1215 przez Sobór Laterański IV. Po śmierci Joachima wielką popularność zyskały jego komentarze apokaliptyczne, w których na gruncie chiliastycznym (milenaryzmu) głosił, że dzieje świata dzielą się na trzy okresy: Boga Ojca (Stary Testament), Syna Bożego (Nowy Testament) i Ducha Świętego (nazwany przez niego Ewangelią Wieczną). Ten trzeci okres miał rozpocząć się w roku 1260, kiedy to ukazać się miało duchowe znaczenie Ewangelii, zaś biskupów zastąpić miał nowy zakon ludzi duchownych. Ruch joachimicki we Włoszech i Niemczech szybko przerodził się w ruch sekciarski. Zainspirował wiele nurtów heretyckich (przyp. red.).

9 Tzn. w Księdze Powtórzonego Prawa (przyp. tłum.).

10 Lilly napisał w 1647 r. m.in. jedno z podstawowych, choć pełnych sprzeczności, dzieł angielskiej astrologii, pt. „Christian Astrology modestly treated in three books". Swoją sławę ugruntował w czasie zakończonej niedawno wojny domowej w Anglii, kiedy to m.in. wezwano go podczas oblężenia Colchester, gdy wśród oblegających miasto wojsk zaczęło upadać morale. Lilly obwieścił wtedy, że upadek miasta zapisany jest w gwiazdach. Żołnierze przełamali kryzys i miasto upadło. Wykorzystywano go również jako pewnego rodzaju konsultanta w kwestiach astrologicznych, starając się dowiedzieć, jak doszło do ucieczki króla z Hampton Court.

19

 

Niezwyciężony

do 1657 roku, gwiazdy okazały się o wiele bardziej czytelne i zrozumiałe. Supernowa, którą w 1572 roku odkrył Tycho Brahe, a która w 1630 roku zwiastować miała w Niemczech nadejście Gustawa Adolfa, Lilly postanowił potraktować jako zapowiedź przyjścia Karola Gustawa i jego sukcesów w Polsce: to właśnie on miał być obiecywanym Lwem z Północy, i nikt inny. Anglik obwieścił też z dużą pewnością siebie, że nadchodzący rok będzie czasem triumfów dla szwedzkiego króla i jego armii.

„Bracia czescy" spragnieni byli dobrych wiadomości jak gleba deszczu, toteż ogarnęło ich gorączkowe podniecenie. Układ, jaki protestancka Szwecja zawarła jesienią 1656 r. z protestancką Holandią i protestancką Brandenburgią tłumaczono sobie oczywiście w najlepszy z możliwych sposobów. Czyż nie był to początek wielkiej, antykatolickiej unii, którą niektórzy przepowiadali, której wielu sobie życzyło, a wielu innych obawiało? Jednak pod koniec 1656 roku zdarzyły się dwie rzeczy. Sprawiły one, że oczekiwania „czeskich braci" musiały przybrać zupełnie inny kierunek, a wielu innych, którzy wiązali z nimi nadzieje, zaczęło z troską zastanawiać się, czy wszystkie te apokaliptyczne przepowiednie rzeczywiście były prawdziwe.

Było rzeczą oczywistą, że wycofanie się wojsk szwedzkich późnym latem 1656 roku z centralnych regionów Rzeczpospolitej wykorzystane zostanie przez ich przeciwników. Mimo to zarówno Karol Gustaw, jak i jego otoczenie zaskoczeni zostali dalszym rozwojem wydarzeń, co zmusiło ich do zajęcia się innymi kwestiami niż dyplomacja czy stan zdrowotny armii. Po bitwie pod Warszawą Jan Kazimierz ponownie zdołał zgromadzić rozproszone siły, a z dostarczanych mu raportów faktycznie wynikało, że Szwedzi rzeczywiście rozpoczęli generalny odwrót w stronę wybrzeża. W obliczu tych wydarzeń dowództwo polskie zdecydowało się na podjęcie kontrofensywy. Zamiast jednak przebijać się w widowiskowy sposób przez obsadzony szwedzkimi załogami łańcuch twierdz i miast, ciągnący się łukiem na długiej przestrzeni i tworzący swego rodzaju tarczę ochronną między wybrzeżem a pozostałymi regionami kraju, postanowiono obejść całą linię obronną od zewnątrz.

20

Czy Berlin płonie?

Po raz kolejny potwierdziło się, że złe opinie krążące w społeczeństwie polskim na temat Jana Kazimierza nie zawsze znajdowały uzasadnienie. Jego zamiar był dobrze przemyślany. Król planował mianowicie dwa jednoczesne natarcia, które porównać można z walką dwóch zapaśników, z których jeden próbuje objąć w pasie swego przeciwnika. Na wschodzie armia złożona głównie z Litwinów i Tatarów miała przejść przez regiony nadgraniczne, a potem wkroczyć do Prus Wschodnich. Na zachodzie główne siły pod osobistym dowództwem Jana Kazimierza miały dotrzeć szerokim łukiem przez Wielkopolskę do Prus Królewskich, Gdańska, aż do wybrzeża. Planowano też wywierać stały nacisk na Szwedów i Brandenburczyków w innych miejscach i w innej formie. Kraków, ostatnia szwedzka twierdza na południu, była już odcięta od dostaw i kontaktów z zewnątrz; teraz chodziło o to, aby przystąpić do formalnego oblężenia miasta. Szlachta wielkopolska wchodząca w skład pospolitego ruszenia miała z kolei rozniecić płomień wojny poprzez wkroczenie do Niemiec, aby zaatakować część Pomorza należącą do Brandenburgii.

Pierwsze uderzenie skierowano na wschodnie regiony Prus Książęcych. Po kilku dniach zabawy w kotka i myszkę oddział szwedzko-brandenburski, wyznaczony do obrony terenów nadgranicznych, dopadnięty został dnia 8 października 1656 roku pod wsią Prostki11. Tam, nad brzegiem Ełku, oddział obrońców został najpierw wymanewrowany, potem otoczony, a w końcu rozproszony przez 11 tysięcy Litwinów i Tatarów. Szwedzi i Brandenburczycy stawiali zadziwiająco słaby opór, ale ponieśli wysokie straty w zabitych i wziętych do niewoli12. Byłyby one jeszcze wyższe, gdyby

" Wojskami polsko-litewsko-tatarskimi dowodził hetman Wincenty Korwin Gosiewski. - przyp. redakcji.

12 Szwedzi stracili 3000 zabitych lub rannych, a 2000 dostało się do niewoli; Polacy zdobyli też 41 sztandarów i wszystkie działa; wśród jeńców znalazło się 70 oficerów, w tym generał Ridderhielm oraz Bogusław Radziwiłł, który mianowany został przez księcia elektora namiestnikiem Prus (przyp. tłum.). [Istnieją dwie odmienne hipotezy co do przebiegu tej bitwy: 1-szą przedstawił Wiesław Majewski, Bitwa pod Pmstkami (8 X1656 r), SMHW, tom II, Warszawa 1956; 2-gą znajdziemy w opracowaniu: Sławomir Augusiewicz, Działania militarne w Prusach Książęcych w latach 1656-1657), Olsztyn 1999.] (przyp. red.).

21

Niezwyciężony

zwycięzcy nie interesowali się bardziej taborami i łupem niż ściganiem grup przerażonych żołnierzy szukających schronienia w okolicznych lasach. Wiadomość o porażce i o tym, że zwycięzcy bez przeszkód dotarli do wybrzeża, wywołała duży niepokój w oddalonym o 17 mil od Prostek Królewcu. O przebiegu wydarzeń wiedział też szwedzki sztab główny, który miał swą siedzibę we Fromborku. Przez kilka dni po bitwie żona Karola Gustawa nocowała na statku zakotwiczonym na morzu - tak na wszelki wypadek.

Wszystko to mogło zakończyć się dla Szwedów prawdziwą katastrofą, gdyby nie przypadek. Oto w tym samym czasie przez teren Prus Książęcych przemieszczał się pod dowództwem Stenbocka oddział złożony z 8000 ludzi, który kierował się do Inflant, aby wesprzeć tam walczące wojska szwedzkie. Kiedy Stenbock dowiedział się o rezultacie bitwy, natychmiast zmienił kierunek marszu, zgromadził resztki rozproszonych wojsk pobitych pod Prostkami i ruszył na Polaków. Ci jednak z typową dla siebie łatwością wymknęli się Stenbockowi, maszerując w stronę granicy, a drogę ich przemarszu wyznaczały pióropusze dymów palonych i plądrowanych wsi.

Dnia 22 października Stenbockowi doniesiono, iż przeciwnik znajduje się w odległości trzech mil od niego, tuż nad granicą pru-sko-litewską. Chcąc wykorzystać tę ostatnią szansę, jaka im się nadarzała, aby dopaść wroga, Szwedzi postanowili porzucić tabory, ciężką artylerię i większą część piechoty, i ruszyć jak najprędzej śliskimi, jesiennymi drogami w kierunku granicy. Kiedy straż przednia dotarła do wzgórza wznoszącego się pod Filipowem, stała się celem wściekłego ataku litewskiej jazdy. Oznaczało to jednak, że Szwedom udało się doścignąć główne siły przeciwnika.

Okupione dużymi stratami doświadczenia spod Warki nie zostały jednak zapomniane: podjazd szwedzki miał tym razem ze sobą dwa lekkie działa, które natychmiast wytoczono na pozycje ogniowe i oddano salwę. Atak litewski został powstrzymany. Niedługo potem Szwedom udało się ustawić na wzgórzu więcej armat. Podczas gdy wszystkie baterie ostrzeliwały ustawione w prostokąty siły litewskiej kawalerii, Stenbock poprowadził część swojej kawalerii do kontrataku w wąwozie. I to wystarczyło, bo Litwini wycofali się. Na miejscu, gdzie doszło do starcia, znaleziono kilka

22

Czy Berlin płonie?

flag, część wziętych wcześniej do niewoli jeńców szwedzkich13 i całe tabory - litewskie i te, które Litwini zdobyli na Szwedach pod Prostkami. Ziemię zalegało ponad 500 ciał zabitych Litwinów.

Dopiero po pewnym czasie do Szwedów dotarło, dlaczego w tak szybki sposób odnieśli zwycięstwo: okazało się, że oddział, z którym walczyli, liczył o połowę mniej ludzi, niż się spodziewano. Kilka dni wcześniej Tatarzy - którym i tak nigdy do końca nie ufano - pokłócili się z dowódcą oddziału, po czym zabrali wszystkie swe łupy i ruszyli w drogę powrotną na Krym. Najważniejszą część tatarskiego łupu stanowiło prawie 5000 jeńców, wśród których tylko nieliczni byli żołnierzami, podczas gdy większość stanowili chłopi i mieszczanie pochodzący z terenów Prus Książęcych, gdzie wcześniej grasowały litewsko-tatarskie oddziały. Tereny te rozciągały się w pobliżu takich miast jak Pisz, Ełk i Ryn. Nie chodziło tu jednak o typowe przemieszczenie tych ludzi na inne tereny: dla jeńców oznaczało to po prostu prawdziwą drogę krzyżową, która miała ich zaprowadzić aż do Morza Czarnego, gdzie Tatarzy zamierzali ich sprzedać na którymś z targów niewolników. Tatarzy parali się tym zajęciem już od stuleci, ale handlowanie jeńcami chrześcijańskimi było dla Polaków dość krępujące, tym bardziej, że Tatarzy nierzadko porywali się na polskich chłopów, jeśli nie trafiła im się jakaś lepsza okazja, chcąc tym samym przyprowadzić na Krym jak największy jasyr (miesiąc wcześniej polska królowa i jej damy dworu wykupiły z tatarskiej niewoli kilka szwedzkich kobiet, które wpadły Tatarom w ręce po bitwie pod Rawą).

Ledwo jednak Szwedzi złapali oddech, dotarła do nich wiadomość, że Polacy zaatakowali Łęczycę, a załoga, w skład której wchodzili Szwedzi, Brandenburczycy i Polacy w szwedzkiej służbie, skapitulowała po trzydniowym oporze (następnej nocy po kapitulacji ofiarą zemsty Polaków padło wielu Żydów, których

13 Gosiewski nie czekał, aby przeciwnik rozwinął swe siły, przerwał w porę walkę i wycofał się za Filipowo, bez znaczniejszych strat w ludziach, tracąc nieliczne tabory. W czasie bitwy pod Filipowem do armii szwedzkiej uciekł z niewoli Bogusław Radziwiłł. Jednakże efekt zwycięstwa pod Prostkami był zmarnowany. Gosiewski zawarł miejscowy rozejm brandembursko-litewski. (przyp. tłum. i red.).

23

Niezwyciężony

oskarżono o to, że pomagali Szwedom w obronie, rzucając kamieniami w atakujących Polaków). Miasto było jedną z najdalej na zachód położonych twierdz wchodzących w skład łańcucha obronnego chroniącego tyły szwedzkiej armii; upadek Łęczycy był sygnałem, że armia polska przystąpiła do ofensywy.

Siły polskie kontynuowały marsz na wybrzeże, a słabo obsadzone garnizony, które stały na ich drodze, uciekały na wieść o nadchodzącym wojsku albo szybko kapitulowały. Odcięto Kalisz i zajęto Chojnice. Załoga Bydgoszczy nawet nie czekała na nadejście wroga, tylko wysadziła w powietrze zamek i uciekła na północ. Dowództwo szwedzkie wysłało co prawda na ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin