1053.txt

(377 KB) Pobierz
Clifford D. Simak

Czarodziejska pielgrzymka


Prze�o�y�a Janina Kurasi�ska
PHANTOM PRESS INTERNATIONAL GDA�SK 1993
Tytu� orygina�u: Enchanted Pilgrimage
Redaktor: Leszek Walkiewicz
Ilustracja: Marcin Konczakowski
Opracowanie graficzne: PHANTOM PRESS INTERNATIONAL
Copyright � by Clifford D. Simak, 1975
�Copyright for the Polish edition
by PHANTOM PRESS INTERNATIONAL GDA�SK 1993
Printed and bound in Great Britain
Wydanie I
ISBN 83-7075-099-0



Siedz�cy na krokwi goblin obserwowa� z uwag� czaj�cego si� w ciemno�ciach mnicha, ten za� ukradkiem �ledzi� baka�arza. Goblin nie cierpia� duchownego z ca�ego serca i by�a to nienawi�� w pe�ni uzasadniona. Braciszek nie zna� uczu� wy�szych, nie istnia�y dla niego mi�o�� czy wsp�czucie, by� za to zawistny i chorobliwie ambitny. Baka�arz krad� w�a�nie co�, co wygl�da�o na manuskrypt; znalaz� go w oprawie ksi�gi.
Pora by�a p�na i w bibliotece panowa�a cisza. S�ycha� by�o chrobotanie myszy buszuj�cej gdzie� w budynku. �wieca stoj�ca na stole, nad kt�rym pochyla� si� baka�arz, niemal ca�kiem si� wypali�a.
Baka�arz zabra� manuskrypt ze sto�u i po chwili zastanowienia schowa� go za pazuch�. Zamkn�� ksi�g� i od�o�y� na poprzednie miejsce na polce. Zdusi� palcami ogie�. Blade promienie ksi�yca, wpadaj�ce przez wysokie, si�gaj�ce prawie samego sklepienia okna, o�wietla�y wn�trze biblioteki upiornym blaskiem.
Baka�arz odszed� od sto�u i skierowa� si� ku westybulowi, toruj�c sobie drog� mi�dzy g�sto ustawionymi sto�ami. Przyczajony w ciemno�ciach mnich skuli� si� jeszcze bardziej i wycofawszy si� g��boko w cie�, pozwoli� mu przej��. Nie wykona� najmniejszego gestu, by go zatrzyma�. Drapi�c si� w zak�opotaniu w g�ow�, goblin obserwowa� ca�� scen� spod wysokiego stropu. Jego nienawi�� do mnicha ros�a.

Mark Cornwall jad� w�a�nie posi�ek, sk�adaj�cy si� z chleba i sera, gdy rozleg�o si� pukanie do drzwi. Komnata by�a ma�a i zimna; male�ki p�omie�, kt�rym pali�y si� cienkie ga��zki w kominku, nie m�g� jej dostatecznie ogrza�.
Podni�s� si� i str�ciwszy r�k� okruchy sera z surduta, podszed� do drzwi. Gdy je otworzy�, ujrza� ma�e pomarszczone stworzenie, mierz�ce nie wi�cej ni� metr wysoko�ci, ubrane w wystrz�pione sk�rzane spodnie. Istota mia�a bose ow�osione nogi, koszul� ze znoszonego purpurowego aksamitu i spiczast� czapeczk�.
- Jestem goblin zza krokwi - przedstawi�o si� stworzenie.-Czy mog� wej��?
- Prosz�. - Cornwall odsun�� si� od drzwi. - S�ysza�em, oczywi�cie, o tobie, ale opowie�ci te w�o�y�em mi�dzy bajki.
Goblin wszed� do komnaty i od razu skierowa� si� ku kominkowi. Przykucn�/ przed nim i niemal w�o�y� r�ce w p�omienie.
- A to dlaczego? - zapyta� z rozdra�nieniem. - Przecie� wiesz, �e s� na �wiecie gobliny, elfy, trolle i inni przedstawiciele Bractwa. Czemu mia�by� w�tpi� akurat w moje istnienie?
- Nie wiem - odrzek� Cornwall. - Mo�e dlatego, �e nigdy ci� nie widzia�em. I nie zna�em te� nikogo, kto by ci� widzia�. My�la�em, �e jeste� wymys�em �ak�w.
- Zawsze dobrze si� ukrywam - wyja�ni� goblin. - Mieszkam pod stropem, mi�dzy krokwiami. Mam tam niez�e schronienie i wyci�gn�� mnie stamt�d nie�atwo. W�r�d zagl�daj�cych do biblioteki zdarzaj� si� rozmaite nieciekawe typki; niekt�rzy w og�le nie znaj� si� na �artach.
- Czy chcia�by� mo�e kawa�ek sera? - zapyta� Cornwall.
- Oczywi�cie, co za g�upie pytanie. - Goblin podni�s� si� i odszed� od ognia. Usiad� na �awie stoj�cej przy stole. Rozejrza� si� po komnacie. - Widz�, �e nie jest ci �atwo. Niewiele tu wyg�d. Biednie.
- Daj� sobie jako� rad� - odrzek� Cornwall. Z pochwy u pa-
s� wyj�� sztylet i odci�� plaster sera. Odkroi� kromk� chleba i poda� j� go�ciowi.
- Kiepski wikt-stwierdzi� goblin.
- Czym chata bogata. Ale ty przecie� nie przyszed�e� tu je��.
- Oczywi�cie. Widzia�em ci� dzisiaj w nocy. Widzia�em, jak krad�e� manuskrypt.
- W porz�dku. Czego chcesz?
- Niczego. - Goblin odgryz� kawa�ek sera. - Przyszed�em ci powiedzie�, �e ten mnich, Oswald, te� ci� widzia�.
- Gdyby mnie widzia�, na pewno by mnie wyda�.
- Wiesz, odnosz� wra�enie, �e ty w og�le nie masz wyrzut�w sumienia - powiedzia� goblin. - Nawet nie zada�e� sobie trudu, by zaprzeczy�.
- Przecie� widzia�e� na w�asne oczy, jak bra�em manuskrypt - rzek� Cornwall - i nie wyda�e� mnie. Ta ca�a sprawa wygl�da na powa�niejsz�, ni� si� z pocz�tku wydawa�a.
- Mo�e. Zaraz, przecie� ty studiowa�e� tutaj. Ile lat to trwa�o?
- Prawie sze��.
- To znaczy, �e ju� nie jeste� �akiem. Zosta�e� baka�arzem.
- Nie ma mi�dzy nimi specjalnej r�nicy.
- Chyba tak - zgodzi� si� goblin. - Ale to oznacza, �e nie jeste� ju� psotnym uczniakiem. Wyros�e� z g�upich sztubackich kawa��w.
- Pewnie tak - potwierdzi� z wahaniem Cornwall. - Ale nie za bardzo pojmuj�, o co ci chodzi.
- G��wnie o to, �e Oswald widzia�, jak krad�e� manuskrypt, a jednak pozwoli� ci z nim odej��. Czy m�g� wiedzie�, co ukrad�e�?
- W�tpi�. Sam nie wiedzia�em, co to jest, dop�ki tego nie obejrza�em. W og�le nie szuka�em manuskryptu, nawet nie wiedzia�em, �e istnieje. Gdy zdj��em ksi�g� z p�ki, zauwa�y�em, �e oprawa wygl�da troch� dziwnie. Wydawa�a mi si� zbyt gruba. Wyczu�em palcami, �e co� musi by� ukryte mi�dzy p��tnem a tektur�.
- Skoro to by�o takie �atwe do zauwa�enia - rzek� goblin -
jak to mo�liwe, �e dopiero ty znalaz�e� manuskrypt? A w og�le, to masz jeszcze kawa�ek sera?
Cornwall odkroi� nast�pny plaster z kr��ka i poda� gobli-nowi.
- Wydaje mi si�, �e nie jest trudno odpowiedzie� na twoje pytanie. Najprawdopodobniej jestem pierwszym, kt�ry od wiek�w si�gn�� po t� ksi�g�.
- Niepozorny wolumin - rzek� goblin. - Niczym nie wyr�niaj�cy si� spo�r�d innych. Czy m�g�by� mi powiedzie�, o czym on jest?
- To opowie�� w�drowca z zamierzch�ych czas�w. Napisana wiele wiek�w temu. Prawd� m�wi�c, majstersztyk. Jaki� skryba stworzy� ma�e dzie�o sztuki, przebogato zdobione kolorowymi inicja�ami i przepi�knymi bordiurami na marginesach. Ale, wed�ug mnie, tylko niepotrzebnie straci� czas. Ca�a opowie�� od pocz�tku do ko�ca jest stekiem �garstw!
- Wi�c dlaczego jej tak poszukiwa�e�?
- Czasami po�r�d wielu k�amstw mo�na znale�� ziarnko prawdy. Szuka�em wzmianki o pewnej szczeg�lnej sprawie.
- I znalaz�e�?
- Nie w tej ksi�dze - rzek� Cornwall. - W ukrytym manuskrypcie. Mam powody podejrzewa�, �e ta ksi�ga to orygina� opowie�ci, nie kopia. Prawdopodobnie nie ma w og�le �adnej kopii. Ta ksi�ga nie nale�y do tych, kt�re by�y wielokrotnie przepisywane. Stary mnich w skryptorium pracowa� najpewniej na podstawie autentycznych zapisk�w podr�nika, na�laduj�c wiernie jego styl. Uczyni� z tego przepi�kn� rzecz; by�aby dum� ka�dego kolekcjonera.
- A manuskrypt?
- W�a�ciwie nie mo�na tego nazwa� manuskryptem. To tylko jedna stronica, jakby wyj�ta z manuskryptu podr�nika. Zawiera�a co�, co skryba pomin��, pisz�c ksi�g�.
- My�lisz, �e sumienie nie dawa�o mu spokoju i znalaz� kompromisowe wyj�cie, umieszczaj�c t� stronic� w oprawie?
- Co� w tym rodzaju - odpar� Cornwall. - Ale teraz porozmawiajmy o tym, po co tu przyszed�e�.
8
- Z powodu mnicha Oswalda. Ty go nie znasz tak dobrze jak ja. Z ca�ej tej parszywej zgrai on jest absolutnie najgorszy. Przy nim nikt nie jest bezpieczny, nie ma dla niego �adnej �wi�to�ci. Czy� nie zastanowi�o ci�, �e pozwoli� ci odej��, �e nie podni�s� wrzawy?
- Wygl�da na to, �e moja kradzie� zbytnio cienie zmartwi�a - zauwa�y� z u�miechem Cornwall.
- Oczywi�cie, �e nie - odpar� goblin. - Jestem raczej po twojej stronie. Przez ca�e lata ten przekl�ty mnich robi� co m�g�, by mi uprzykrzy� �ycie. Zastawia� na mnie pu�apki, usi�owa� za wszelk� cen� mnie dopa��. Wielokrotnie odp�aca�em mu pi�knym za nadobne, ale on nadal pr�buje. �le mu �ycz�. Mam nadziej�, �e rozumiesz mnie.
- My�lisz, �e zamierza donie�� na mnie?
- O ile go znam, b�dzie chcia� sprzeda� komu� informacj� o tym, �e zabra�e� z ksi�gi ukryt� stronic�.
- Komu m�g�by j� sprzeda�? Kogo by to zainteresowa�o?
- We� pod uwag� - powiedzia� goblin - �e stronica zosta�a ukryta w ksi�dze. Sam fakt, �e by�a wa�na na tyle, �e j� ukryto, i znacz�ca do tego stopnia, �e j� �wi�ni�to, wydaje si� co najmniej intryguj�cy. Nie s�dzisz?
- Chyba masz racj�.
- W tym mie�cie, a szczeg�lnie na tutejszym uniwersytecie jest wielu awanturnik�w wyzutych z wszelkich zasad. Ich na pewno to by zainteresowa�o.
- Czy my�lisz, �e mog� wykra�� mi stronic�?
- Bez w�tpienia b�d� pr�bowa�. Twoje �ycie mo�e by� nara�one na wielkie niebezpiecze�stwo.
Cornwall odkroi� nast�pny plaster sera i poda� go goblinowi.
- Dzi�ki - rzek� goblin. - Czy m�g�by� pocz�stowa� mnie jeszcze jednym kawa�kiem chleba?
Cornwall zabra� si� do krojenia kolejnej kromki.
- Odda�e� mi wielk� przys�ug� - powiedzia� - i jestem ci wdzi�czny. Czego oczekujesz w zamian?
- No c�, my�la�em, �e to oczywiste - odrzek� goblin. -Chc� ujrze�, jak ten przekl�ty mnich potyka si� i pada na twarz.
- Od�o�y� chleb i ser na st�, si�gn�� za pazuch� i wyj�� kilka pergamin�w. Po�o�y� je na stole. - S�dz�, panie baka�arzu, �e w�adasz biegle g�sim pi�rem.
- Daj� sobie rad�.
- A zatem sp�jrz, mam tu par� starych pergamin�w, kt�re z up�ywem czasu zupe�nie wyblak�y. Mam taki pomys�: przepisz na kt�ry� z nich skradzion� stronic� i ukryj pergamin tak, by mo�na go by�o �atwo znale��.
- Nie rozumiem...
- Przepisz j� -rzek� goblin -ale z drobnymi zmianami; sam b�dziesz wiedzia� najlepiej, w kt�rych miejscach. Z male�kimi, subtelnymi poprawkami, kt�re zupe�nie wyprowadz� wszystkich w pole.
- Z �atwo�ci� da�oby si� to zrobi� - powiedzia� Cornwall -ale trudno b�dzie podrobi� inkaust tak, by wgl�da� na wiekowy. Nie b�d� r�wnie� potrafi� podrobi� charakteru pisma - zawsze b�dzie si� r�ni� i...
- Kt� b�dzie wiedzia�, �e pismo jest inne? Nikt poza tob� nie widzia� tej stronicy. Pergamin jest stary; nawet je�li kto� wy-kryje poprawki, b�dzie s�dzi�, �e zosta�y zrobione, gdy pisano na tym pergaminie.
- No, nie wiem.
- Tylko cz�owiek wyj�tkowo bieg�y w tych sprawach potrafi�by wykry� fa�szerstwo. Szansa, �e ten pergamin dostanie si� w r�ce takiej osoby, jest raczej niewielka, a poza tym ciebie tu ju� dawno nie b�dzie.
- Mnie tu ju� dawno nie b�dzie?
- Oczywi�cie. ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin