„Nieznane uczucie”
Rozdział pierwszy
- Jak śmiesz traktować swoje siostry w tak odrażający sposób?
To niebywałe!
- Spokojnie, Bella, pohamuj gniew i z łaski swojej nie zachowuj
się w moim domu jak przekupka. Nie podoba mi się
twój ton. Doskonale wiesz, że nie jestem w żaden sposób
zobligowany do zapewnienia ci dachu nad głową. Nie muszę
też gościć Alice i nic nie zobowiązuje mnie do tego, by
ofiarować którejkolwiek z was złamany grosz.
- Zgoda, wedle litery prawa nie musisz tego robić, niemniej
masz moralny obowiązek nie tylko zapewnić nam
schronienie, ale i zagwarantować stosowne wygody. Nie
wiem, jak możesz udawać, że nie jesteś tego świadom!
James Swan nic a nic się nie przejął obrzydzeniem
i pogardą w jasnych oczach siostry. Z obojętną miną rozparł
się na krześle i dłubał w zębach srebrną wykałaczką.
Bella Black, z domu Swan, poczuła przykry ucisk
w brzuchu. Ogarnęła ją bezsilna wściekłość, jak zawsze na widok
apatii brata. Z irytacją odrzuciła kosmyki kruczoczarnych
włosów, które niesfornie opadały na jej białą niczym porcelana
twarz. Nawet nie próbowała ukrywać oburzenia.
- James, doskonale wiem, że w głębi serca nie chcesz być
dla nas podły, bo na pewno pamiętasz równie dobrze jak ja, jaki
pogrzeb wyprawiłeś tacie. Nie prosimy o twoje pieniądze,
zależy nam wyłącznie na rencie, do której mamy pełne prawo.
Chyba nie muszę ci przypominać, że było wolą taty, aby Westlea
House pozostało na zawsze domem dla Alice i dla mnie.
- Na chwilę umilkła, aby nabrać powietrza w płuca i wygłosić
ostatni argument, który miał wstrząsnąć sumieniem Jamesa.
- Nasi rodzice byliby wzburzeni, gdyby wiedzieli, że zamierzasz
sprzedać dom, w którym mieszkają twoje siostry.
Bella mimowolnie zacisnęła pięści, uświadomiwszy sobie,
że brat wcale nie jest wstrząśnięty tym rozpaczliwym odwołaniem
się do nieżyjących rodziców. Z trudem hamował
irytację, tak samo jak po wszystkich jej apelach do sumienia
i zasad, których już dawno się pozbył, choć żadna z sióstr nie
umiała się z tym pogodzić.
- Victoria, czyżbyś nie miała nic do powiedzenia w tej sprawie?
- zapytała bratową, odwracając się pospiesznie. - Czy
naprawdę to, że twój mąż dąży do usunięcia nas z naszego
własnego domu, nic a nic cię nie obchodzi? Masz sumienie
godzić się na to?
Victoria energicznie podeszła do zwierciadła w pozłacanej ramie,
aby przestudiować w nim swoje odbicie. Po chwili namysłu
przekrzywiła nakrycie głowy raz w jedną, raz w drugą
stronę, sprawdzając, jak będzie się lepiej prezentowało na jej
jasnych włosach.
- Moje sumienie ma się dobrze. Obie możecie równie dobrze
zamieszkać gdzie indziej - prychnęła w końcu. - James już
oglądał pewien dom, zupełnie stosowny dla dwóch kobiet. Nie
pojmuję, czemu ty i Alice tak bard/n pragniecie utrzymać
status quo. Spełniacie wszystkie warunki konieczne do znalezienia
mężów. Jesteście atrakcyjnymi kobietami. Poszukajcie
sobie partnerów, a oni zapewnią wam utrzymanie. Takie jest
życie, Bella, to naturalna kolej rzeczy. - Victoria zmarszczyła czoło.
Niezadowolona z kwietnego ornamentu na nowym czepku,
ponownie przesunęła go na bok. - Alice to niekwestionowana
piękność. Idę o zakład, że potrafiłaby upolować nie lada
zdobycz. Może bankiera albo kogoś równie majętnego i z widokami
na przyszłość.
- Alice ma już konkurenta. Kocha Jaspera i oboje zamierzają
ogłosić swoje zaręczyny, o czym doskonale wiesz.
- Urocze, doprawdy, a jakie romantyczne! Szkopuł w tym,
że Jasper nie ma grosza przy duszy i żadnych perspektyw,
o czym z kolei ty doskonale wiesz - odburknęła Victoria.
Na widok zachmurzonego oblicza siostry James Swan
wstał pospiesznie. Doskonale wiedział, że choć Bella
sprawia wrażenie kruchej i delikatnej, potrafi zachowywać
się stanowczo, wręcz napastliwie, gdy w grę wchodzi dobro
Alice i jej samej. Jego żona i siostra obrzucały się złowrogimi
spojrzeniami, więc na wszelki wypadek stanął pośrodku
dywanu, aby w razie kłopotów rozdzielić wojownicze
damy. Zająwszy tę strategiczną pozycję, wepchnął ręce do
kieszeni i zakołysał się w przód i w tył.
- Bella, powinnaś wiedzieć, że ty i Alice w żadnym
razie nie pozostaniecie bez dachu nad głową - zapewnił siostrę.
- Nie będziecie bezdomne. Właściwie już znalazłem dla
was coś odpowiedniego. Dzisiejszego popołudnia wynająłem
na pół roku dom przy Rowan Walk. Sześć miesięcy powinno
wam w zupełności wystarczyć na ułożenie sobie przyszłości.
- Rowan Walk? - wykrztusiła Bella drżącym głosem.
Wydawała się wstrząśnięta. Popatrzyła niespokojnie na
brata, lecz moment później powtórzyła nazwę ulicy złowróżbnie
niskim tonem.
- Tak - wymamrotał James, świadom, że Bella lada
chwila wpadnie w furię.
Szanujące się damy z towarzystwa nie mieszkały przy Rowan
Walk. James świetnie wiedział, że znajdują się tam mieszkanka,
gniazdka, czy jak to zwać, przeróżnych mniej lub bardziej
dyskretnych pań, które w skromnych lub luksusowych
warunkach utrzymywali mniej lub bardziej zamożni dżentelmeni
z wyższych sfer. Tacy jegomoście chętnie opłacali osobiste
damy do towarzystwa, które zamieszkiwały wygodnie blisko,
a ich apartamenty nie kosztowały absurdalnie dużo, jak
te w Mayfair. Wschodnie przedmieścia, przez które przebiegała
Rowan Walk, znajdowały się stosunkowo blisko bardziej
szacownych części miasta. Dzięki temu przejazd powozem nie
trwał na tyle długo, by zabrakło czasu na przyjemniejsze rozrywki.
Całkiem schludne tarasy tamtejszych domów miały odpowiednie
rozmiary i jakość, a ponieważ okolice kojarzyły się
z półświatkiem, ceny były raczej przystępne.
- Jeśli choć przez moment zakładałeś, że którakolwiek z nas
przeprowadzi się na Rowan Walk, to znak, że ponad wszelką
wątpliwość postradałeś zmysły - oświadczyła Bella wyniośle
i zerknęła z ukosa na bratową, która nie kryła złośliwej satysfakcji
i nikczemnego rozbawienia. - Ale może twoje pieniądze
nie poszły na marne, James. Niewykluczone, że ktoś, kogo doskonale
znasz, doceni twój gest i chętnie wykorzysta dla swoich
celów dom dostępny w takiej dzielnicy.
James zacisnął usta. Doskonale pojął mało zawoalowaną
aluzję do krążących od dłuższego czasu uporczywych plotek.
Skierował ponure, oskarżycielskie spojrzenie na żonę, która
zachowała dość przyzwoitości, aby się zarumienić i ponownie
wbić wzrok w lustro.
Victoria nigdy nie przesadzała z dyskrecją, gdy w grę wchodziło
polowanie na wpływowych i zamożnych kochanków.
Bella często zastanawiała się, czy bratowej aż tak odpowiada
owa dwuznaczna popularność, jaka towarzyszy osobom
wziętym na języki, czy jest aż tak głupia, że nie potrafi niczego
powiedzieć ani zrobić dyskretnie. James nie próbował
nawet ukrywać, jak bardzo irytuje go fakt, że żona robi z niego
durnia, niemniej godził się na to z jakąś niezrozumiałą
determinacją. Ta przedziwna niekonsekwencja w charakterze
i zachowaniu brata - skądinąd bardzo porywczego - intrygowała
nie tylko jego siostry, ale i wszystkich, którzy dbali
o niego na tyle, by w ogóle rozważać taką kwestię.
- Wielkie nieba, Bella, jesteś wdową, masz dwadzieścia
sześć lat i najwyższa pora, byś znalazła sobie kogoś, kto się
tobą zaopiekuje. Wierz mi, że marzę o chwili, gdy wreszcie
przestaniesz być mi kulą u nogi!
Reprymenda Jamesa zabrzmiała bardziej jak wyraz zakłopotania
niż złości. Miał nadzieję, że siostry nadal nie są
świadome tego, iż po raz nie wiadomo który daje sobie przyprawiać
rogi.
Nagle zaschło mu w gardle na myśl o tym, kto jest aktualną
ofiarą jego żony. Victoria wszystkiemu zaprzeczała, ale co z tego,
skoro wiedział, że zafascynował ją mężczyzna, którym
gardził w najwyższym stopniu. Było to tym trudniejsze do
zniesienia, że chodziło o niegdysiejszego przyjaciela, którego
James uważał za osobistego wroga. Rzecz jasna, ani Victoria, ani
tym bardziej jego siostry nie miały pojęcia, co właściwie wydarzyło się między nimi, a James był ostatnia osobą, która
miałaby ochotę oświecić je w tym względzie. Ale jedno było
jasne: ani Bella, ani Alice nie obracały się w towarzystwie.
Jeśli informacja o najnowszej miłostce Victorii dotarła nawet
do uszu jednej z nich, to znaczy, że miasto już huczy od
plotek. Pospiesznie wrócił na swoje miejsce.
- Możecie zamieszkać przy Rowan Walk lub w przytułku,
mnie tam wszystko jedno - burknął i ze złością spojrzał na
spiętą siostrę. - Zasłużyłaś na swój los, skoro postanowiłaś
poślubić biedaka, choć mogłaś wyjść za człowieka o zacnych
dochodach.
- Czekałam, aż to powiesz. Rzeczywiście, postąpiłam źle
i głupio, gdyż wyszłam za mężczyznę, którego kochałam, mimo
iż mogłam poślubić człowieka tak starego, że miałabym
prawo nazywać go dziadkiem.
- Bille wyzionął ducha dwa lata po tym, jak ci się oświadczył.
Jakoś wytrzymałabyś tak krótki czas u boku chorego, lecz
nieprawdopodobnie bogatego mężczyzny. A jeśli jeszcze dałabyś
mu upragnionego spadkobiercę, już w wieku dziewiętnastu
lat miałabyś zagwarantowaną świetlaną przyszłość.
- Nie każdy ma takie priorytety jak ty. Wcale nie żałuję ślubu
z Jacobem. Człowiek taki jak on nie musi kłuć ludzi bogactwem
w oczy, aby dowieść swej wartości. I wybacz, James,
to nie ja powinnam się wstydzić tego, że jestem zmuszona
bezustannie domagać się, byś oddał to, co chciał nam przekazać
ojciec. Z pewnością nie w smak ci moje wizyty, ale doskonale
wiesz, że przychodzę po należne mi pieniądze, możesz
winić za te wizyty samego siebie, bo nie podejrzewam,
byś jeszcze pamiętał, czym jest wstyd. - Bella wyniośle popatrzyła
na brata spod gęstych, czarnych brwi. - Uważasz,
że utrudniamy ci życie? Zatem oddaj to, co nasze, a problem
zniknie.
James poczerwieniał i odwrócił głowę, nie mogąc znieść
przenikliwego spojrzenia jej złocistych oczu.
- Jeśli nadal będziesz zachęcała naszą siostrę, by przychylnie
traktowała awanse Jaspera Hale'a, wówczas pójdzie ona
w twoje ślady i nic dobrego z tego nie wyniknie. Sentymenty
są miłe, ale nie zapłacisz nimi rachunków. Ten mężczyzna
nie ma Alice nic do zaoferowania.
- Jesteś mistrzem ignorowania tego, co się do ciebie mówi
-skwitowała Bella sucho. - W dodatku znowu się mylisz. Ma
jej do zaoferowania to, co najważniejsze: miłość i oddanie.
Poza tym jest miły, uprzejmy i niewątpliwie uroczy.
- Jaka szkoda, że tak idealnego mężczyzny nie stać na żonę
- mruknęła Victoria ze złośliwym uśmieszkiem. Czepek, który przymierzała,
leżał teraz na stole. - Wychodzę na zakupy - oznajmiła
z irytacją mężowi i szwagierce, po czym opuściła salon,
szeleszcząc najdroższym w mieście jedwabiem.
James przez chwilę ponuro wpatrywał się w zamknięte
drzwi, a następnie mimowolnie westchnął ze smutkiem. Bella
poczuła, że mimo wszystko jest jej żal brata, a część jej
gniewu wyparowała bez śladu. Na ironię zakrawał fakt, iż
James z całą powagą krytykował jej zamążpójście, podczas
gdy jego własne małżeństwo było godną pożałowania farsą.
Bella mogła przynajmniej cieszyć się szczęśliwymi wspomnieniami
z krótkotrwałego związku z Jacobem, Victoria od początku
traktowała Jamesa jak portfel bez dna, a małżeństwo
jak parawan dla niezliczonych flirtów i miłostek.
Bella zapatrzyła się w zwróconą bokiem twarz brata, podziwiając
jego piękny profil. Był niewątpliwie przystojnym
mężczyzną. Jego włosy miały charakterystyczny odcień brązu,
podobny do tego, którym mogła się poszczycić Alice.
Choć James już jakiś czas temu skończył trzydziestkę, nawet
uważny obserwator nie dopatrzyłby się zmarszczek na
jego twarzy. Wyglądałby pewnie jeszcze młodziej, gdyby nie
bezustannie wykrzywione do dołu kąciki ust.
Trudno się było dziwić jego żałosnej minie, skoro poślubił
kobietę, która najwyraźniej postawiła sobie za cel ośmieszanie
go przed wszystkimi. Bella rzadko pozwalała sobie na
współczucie wobec brata, za bardzo irytowała ją rola wiecznej
petentki, w którą wtrącił ją egoizm Jamesa. W dodatku,
mimo ordynarnej niewierności, Victoria kompletnie zdominowała
męża, bez trudu owinęła go sobie wokół palca i starannie
wypleniła resztki jego poczucia obowiązku wobec sióstr.
Bella uświadomiła sobie z goryczą, że pod jednym względem
jej brat miał rację. Sentymentalne wspomnienia rzeczywiście
nie miały sensu, kiedy usiłowało się przekonać rzeźnika
do ponownego przedłużenia kredytu, aby zjeść na kolację
choćby podroby. Jacob był człowiekiem miłym, wręcz uroczym,
lecz umarł biedny jak mysz kościelna.
- Black nie żyje od siedmiu lat - zauważył James,
przerywając siostrze te smutne rozważania. - Miałaś dość
czasu na żałobę. Teraz pora na rozsądek. - Ponownie wetknął
wykałaczkę między zęby, lecz nagle ją wyciągnął i wycelował
w Bellę. - Victoria ma rację: pod względem urody jesteś
całkiem do przyjęcia. Brunetki święciły triumfy w ostatnim
sezonie. Pamiętam, że gdy miałaś osiemnaście lat i debiutowałaś
towarzysko, złożono ci wiele poważnych ofert matrymonialnych.
- Och, James, twoja doskonała pamięć jest naprawdę godna podziwu! - wykrzyknęła Bella ironicznie. - Tyle że mówisz
o zdarzeniach sprzed lat. Większość moich ówczesnych wielbicieli
znalazła sobie żony. Zresztą, jeśli będziesz respektował
wolę taty i sprostasz zaufaniu, którym cię obdarzył, to nie będę
musiała na siłę szukać adoratorów. Nie zamierzam zwalniać cię
z obowiązków, które masz względem nas wypełnić. Powtarzam,
przekaż nam nasze pieniądze, a sprawa będzie załatwiona.
James poczerwieniał i ze złością rzucił na stół srebrną
wykałaczkę.
- Chwilowo mam trochę niespodziewanych wydatków, a poza
tym... nie jestem prawnie zobowiązany...
- Już to przerabialiśmy, James. - Bella westchnęła i dodała
rozsądnie: - Rozumiałabym twoje skąpstwo, gdybyś faktycznie
cierpiał niedostatek, lecz doskonale wiem, że choć nam brakuje
na życie, twoja żona wydaje nasze pieniądze na lewo i prawo,
kupując sobie najmodniejsze francuskie stroje. - Bella wymownie
spojrzała na porzucony czepek.
James zerwał się z krzesła.
- Dość! - ryknął i nerwowo postąpił krok do tyłu. - Nie
masz bladego pojęcia o moim życiu, ani o moich finansach.
Poza tym nie zamierzam rozmawiać z tobą o Victori!
- A cóż innego mogłabym o niej powiedzieć, James? -
spytała Bella cicho. - Że nie chodzi o ubrania, na które cię
nie stać, lecz o jej zamiłowanie do hazardu? A może posag
Alice poszedł na nowy powóz dla Victori?
James się zachwiał i wbił w siostrę ponury wzrok. Miał
twarz człowieka rozwścieczonego trudną do zaakceptowania
prawdą.
- Chyba powinnaś wyjść, zanim powiem lub zrobię coś,
czego pożałuję - ostrzegł siostrę.
Bella zorientowała się, że brat ma świadomość porażki.
Z wysoko uniesioną głową ruszyła do drzwi.
- Jeśli chcesz, możesz mnie teraz odprawić - oświadczyła.
- Jeżeli jednak nasze pieniądze nie zostaną nam zwrócone
w ciągu najbliższych dni, wówczas powrócę. Wyczerpał
się nam kredyt w sklepach, zaczyna brakować jedzenia
i opału. Tak wczesną wiosną jest jeszcze zimno - dodała ze
smutkiem.
- Skoro postanowiłyście na mnie pasożytować, to może
przynajmniej spróbujecie oszczędzać, do diaska!
Bella uśmiechnęła się lekko, choć wcale nie było jej do
śmiechu.
Popatrzyła na swoje zaniedbane, wychudzone ciało i przypomniała
sobie pulchną figurę bratowej. Ramiona i biust Victoria
wyglądały tak, jakby lada moment miały eksplodować spod
...
Minia1212