Brayfield Celia - Bez miłości.pdf

(1605 KB) Pobierz
172108010 UNPDF
Celia Brayfield
Bez miłości
Przełożyła Monika Ruiz
172108010.002.png
Prolog
Trzynaście lat wcześniej
Kiedyż to było? W jakiej to chwili Grace wymknęło się z rąk jej własne życie? Z
pewnością był taki moment, punkt zwrotny, w którym mogła podjąć inną decyzję i uratować
się. Cofając się pamięcią coraz dalej w przeszłość, niczego nie mogła jednak odnaleźć. Jej
miłość do Michaela pojawiła się nagle, jakby znikąd, i wytrąciła z równowagi całą jej
egzystencję.
Jeden obraz Michaela był kryształowo jasny. Szła korytarzem w kierunku studia. On
nadchodził z przeciwnej strony. Był wysokim mężczyzną o plecach lekko przygarbionych –
robił wrażenie orła spadającego na zdobycz; był otoczony przez grupę podwładnych –
sekretarek, redaktorów, montażystów. Przeszli obok siebie z przyjaznym wyrazem twarzy, nie
wymieniając ani słowa. On spojrzał na nią, a ona na niego. Znała go, ale nie było w tym
przecież nic dziwnego – cały kraj znał redaktora do spraw politycznych. Szedł w milczeniu w
środku grupy. Sprawiał wrażenie pogrążonego w myślach. Jego koncentracja wywarła na niej
ogromne wrażenie.
Nie przeskoczyła między nimi żadna iskra, którą mogłaby sobie przypomnieć, gdyby się
jeszcze kiedyś spotkali, ale zanim doszła do końca korytarza, coś się wydarzyło. Zostali
połączeni. Obejrzała się do tyłu. On też. Ty. Ty i ja. Już wkrótce.
Seksowne środowisko działu wiadomości. Każdego dnia gardłowe terminy, pośpiech,
atmosfera ciągłej rywalizacji.
– Redaktor polityczny ma właśnie wstępne spotkanie na temat wyborów. Może byś
chciała przyjść. Będziesz mogła spotkać Michaela... – Grace nie spodobał się sposób, w jaki
sekretarka przekazała jej zaproszenie – jakby Michael był jedyną osobą na świecie, z którą
koniecznie trzeba się spotkać. Podwójnie przesadziła: po pierwsze, data wyborów nie została
jeszcze ustalona, a po drugie, zaproszenie wskazywało na to, że wśród pracowników działu
wiadomości jest jakiś przeciek.
Jego sposób bycia był bardzo prosty. Ubierał wszystko w proste słowa, odsuwał na bok
gratulacje, zachęcał do współpracy przy wyrzucaniu z wizji opozycji. Była w nim szczera,
niekonformistyczna skromność, chociaż prowadząc spotkanie w taki sposób, wchodził na
teren producenta.
Grace była młoda, ostra i z góry go nie znosiła, podobnie jak wszyscy pracownicy działu
produkcji nienawidzili reporterów, uśmiechów i szczerzenia zębów.
– Grace, chcielibyśmy, abyś zajęła się jutrzejszym południowym dziennikiem –
powiedział.
– W porządku – tylko tyle mogła z siebie wydusić. Zamarła pod jego pytającym i
przenikliwym wzrokiem; czuła się winna za własne uczucia.
Następnego dnia powróciła na ziemię, dotarła do jej świadomości odpowiedzialność, na
jaką się zgodziła. Zadzwoniła do jego biura.
172108010.003.png
Jeśli Michaelowi uda się wygospodarować chwilkę przed wyborami, może znajdzie dla
mnie trochę czasu, pomyślała.
Miał bardzo napięty harmonogram, mimo to zgodził się przyjechać do niej do domu w
sobotę wieczorem, z czego Grace była bardzo zadowolona. Nie było żadnego pustego
gadania; nie podziwiał wystroju jej mieszkania, chociaż nic na świecie nie sprawiało mu
takiej przyjemności jak oglądanie kuchni niezamężnej kobiety – to wyjątkowa próbka życia
domowego, ukazująca w miniaturze umiejętności gospodyni i jej zamiłowanie do komfortu.
– Czy nie martwi cię to, że nadajemy wiadomości cztery razy dziennie i stanowią one
tylko zlepek różnych problemów świata? – zapytał siadając na stołku kuchennym, jakby był
stałym gościem w jej domu. – Bo ja coraz bardziej się tym martwię.
– Owszem. – Grace czuła się oszukana. – Martwię się tym, ale nie jest to prawidłowe
rozumowanie. Mogą cię za to zesłać na reedukację.
– Mam też i inne niewłaściwe myśli. Według mnie nie jest to robota godna mężczyzny.
Chodzi mi o noszenie każdego dnia innego krawata i przedstawianie najważniejszych
wydarzeń na świecie w kilku zwięzłych zdaniach.
– Nie załamuj się.
– Chyba niewielu ludzi wykonuje taką pracę – stwierdził czystym, prawie chłopięcym
głosem.
Stawiając przed nim filiżankę kawy, Grace poczuła delikatny, aromatyczny zapach jego
oddechu.
– Ludzie cię podziwiają – powiedziała niezadowolona, że to proste stwierdzenie tak
niedyplomatycznie zdradziło jej początkową obojętność. Na pewno był on jednym z
najbardziej popularnych spikerów telewizyjnych, a przecież Grace nigdy automatycznie nie
podzielała poglądów tłumu.
– Nie musisz mi pochlebiać.
– Wcale ci nie pochlebiałam.
– Nie? – Spojrzał na nią jasnobrązowymi oczami. – Widzę, że szczególnie cenisz sobie
mówienie prawdy. Mam rację?
– Nigdy nie myślałam, że szczególnie to cenię. Po prostu wydaje mi się to ważne. To
wszystko.
Tak więc wspomniał o tym. Po jakimś czasie zdawał się obiecywać, że przedstawi Grace
jej prawdziwy charakter – idealny jak kwiat, idealny jak jego własne ego, które sprawia
wrażenie doskonałej bezkompromisowości. Zaoferował jej swobodę odrzucenia wszystkich
kompromisów, które zawarła ze swoim charakterem w imię ról, jakie musiała odgrywać w
życiu: roli producentki telewizyjnej, kochanki, studentki i córki.
– Mam odwagę być taki, jaki jestem – zapewnił. – Przekażę ci ją.
Na ścianie wisiał portret Grace namalowany przez synka jej najbliższej koleżanki. Była
na nim bezkształtna, bardzo kolorowa, miała kwadratowe ramiona i ciemne, kręcone włosy.
– Chcesz mieć dzieci? – zapytał spoglądając na malowidło.
– Bardzo. Namalował to synek mojej koleżanki, o którego jestem szalenie zazdrosna.
– Moja żona ma co do tego pewne obiekcje – wspomniał o Jane. – Boi się, że dziecko
172108010.004.png
mogłoby ograniczyć jej życie.
– Pewnie by tak było, ale warto podjąć ten trud, nie sądzisz?
– Z pierwszego małżeństwa mam córkę – mówił dalej, jakby było oczywiste, że nie
zgadza się z takim poglądem. – Nazywa się Imogen. Ma cztery latka. Strasznie dużo z nią
roboty. Jane twierdzi, że powinniśmy mieć jeszcze trochę czasu tylko dla siebie.
O jego pierwszym małżeństwie krążyły różne dziwne plotki. Wszyscy wiedzieli o
kłopotach. Mówiło się też coś o porzuceniu dziecka.
– Powiedz mi, co o tym myślisz – poprosił. Jego pewność siebie była zaskakująca. Mówił
do niej jak do równej sobie i roztoczył wspaniałe zamiary, które miały doprowadzić w swoim
czasie do powstania WorldVision. Pragnęła wyruszyć z nim przez wiele pustyń, podążając za
złotą fatamorganą.
– Jest to bardzo trudne dla mojej żony – powiedział – dla Jane. Ona nie jest z naszego
świata, co jest jednak w pewnym sensie... elementem stabilizującym. – Był chyba zbyt
lojalny, aby przyznać po prostu, że Jane go nie rozumie. – Czy jest ktoś w twoim życiu?
– Teraz nie – odpowiedziała z żalem i jednocześnie z nadzieją. – Był. Chodziliśmy ze
sobą od czasów studenckich, ale rok temu wyjechał za granicę.
– Razem tutaj mieszkaliście?
– Tak.
– Chyba tęsknisz za nim?
– Owszem – przyznała. Szczególnie w weekendy. Pracowali razem, byli dla siebie
wyrozumiali, kochali się. W soboty mniej więcej o tej porze robili sobie przerwy w pracy,
zostawiali sterty swoich papierów, całowali się, jedli spaghetti i szli do łóżka.
Żyli tak naturalnie, że nie musieli zapewniać się o miłości. Kiedy zaoferowano mu
prowadzenie badań w Meksyku, zgodnie stwierdzili, że żadne z nich nie jest jeszcze gotowe
wiązać się na całe życie. Mimo to czuła, że czegoś jej brakuje. Od czasu do czasu pisali do
siebie kartki. Czasami dzwonił do niej, lecz połączenia były złe, a różnica czasu – nie do
pokonania.
Michael wyszedł, a w jej sercu pozostała pustka. Stary stół sosnowy, na którym od wielu
lat pisała komentarze, serwowała posiłki i uprawiała miłość, wydawał się pusty, mimo że
leżały na nim niepotrzebne kartki papieru, długopisy, stała miska czerwonych jabłek i biała
lilia w wazonie. Krzesła też były rażąco puste, a patelnie – podejrzanie nie używane. Bez
Michaela czuła się bardzo mała. Musiała włączać radio, aby wypełnić pustkę, jaką po sobie
pozostawił.
Wybory się rozpoczęły, a wraz z nimi wzrosło wydzielanie adrenaliny. Coraz częściej
trafiały się nie przespane noce pełne pracy. Grace była zdumiona ilością faktów, jakie
Michael potrafił zapamiętać i w razie potrzeby przypomnieć przed kamerami. Zawsze się
uśmiechał, mówił płynnie, pewnie i sprawiał wrażenie niezmordowanego. Kiedy to już się
skończyło, dał wszystkim odczuć, wszystkim razem i każdemu z osobna, że są zwycięzcami.
– Czy mogę wstąpić do ciebie? – zapytał na pewnym przyjęciu.
Początkowo czuła się podekscytowana. Było to bardziej duchowe niż fizyczne
podniecenie – przypływ radości i optymizmu. Miała nadzieję (niesłuszną), że przekształci się
172108010.005.png
w fizyczną satysfakcję. Po jakimś czasie zorientowała się, że chętnie celebrował uczucia,
natomiast obawiał się większych emocji i nie przejawiał zbytniej fantazji w sprawach
erotycznych.
Pierwsza zaczęła poczuwać się do winy. Michael zauważył to i próbował ją pocieszyć.
– Według mnie miłość jest najważniejszą rzeczą na świecie – powiedział. – Powinna być
centrum wszystkiego. To, co robimy, powinno wypływać właśnie z niej. Człowiek może
najlepiej... kochać. Miłość to najbardziej wartościowa rzecz, na jaką nas stać. Powinniśmy
żyć dla niej, tzn. dążyć do niej, poświęcać dla niej wszystko inne.
Po całych tygodniach słuchania tego pięknego głosu i bezbłędnych oracji dziwnie się
czuła słysząc, że potyka się na własnych myślach.
– Może trzeba jeszcze raz się nad tym zastanowić – powiedziała Grace, uciekając przed
cynizmem. Jej doświadczenia były inne. Dla niej było już za późno, bo jej emocje dawno się
wypaliły z braku dłuższego poczucia bezpieczeństwa. Bała się żyć z mężczyzną który tak
swobodnie używał tego słowa.
– Taki jestem – stwierdził. – Otwieram najgłębsze zakątki swojej duszy, a ty potrafisz się
zdobyć jedynie na sarkazm.
– Nie jestem przyzwyczajona do mężczyzn rozmawiających ze mną w taki sposób.
– Doprawdy? – zapytał gorzko. – Jesteś tutaj jedyną prawdziwą osobą. Czasami, kiedy
idę wieczorem do łazienki i przechodzę koło lusterka, dziwię się widząc swoją własną twarz.
Dziwię się, że w ogóle tutaj jestem. Jeżeli jestem realny, dzieje się tak tylko dlatego, że ty na
mnie tak wpływasz. Kocham cię za to, że jesteś sobą. I dlatego cię potrzebuję.
Grace nigdy nie zależało na seksie. Michael nie zdawał sobie sprawy z tego, co mogło
wyniknąć z ich wspólnej przygody. Bał się nowych odkryć. Oferował jej swoją miłość,
prawdę i samego siebie. Według niej, był najbardziej uczciwą osobą, jaką kiedykolwiek
spotkała. Zdawał się cały czas walczyć o utrzymanie równowagi, stojąc na najwęższej
krawędzi rzeczywistości. Wszystko działo się o wiele lat wcześniej, nim mogła tę opinię
skorygować.
172108010.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin