Lovecraft H P - Zew Cthulhu 06 - Koszmar w Dunwich.pdf

(177 KB) Pobierz
Document.rtf
Koszmar w Dunwich
H. P. Lovecraft
&nbspGorgony, Hydry i Chimery - straszne opowieĻci o Celaeno i Harpiach - mogĢ siħ odradzaę
w przesĢdnym umyĻle - ale istniały tam juŇ przedtem. SĢ kopiĢ, wzorcem - stare ich wzorce sĢ w
nas, i sĢ wieczne. Gdyby było inaczej, to czy przytoczone przykłady, które na jawie uwaŇamy za
nieprawdziwe, mogłyby wywieraę na nas jakikolwiek wpływ? Czy to znaczy, Ňe w sposób naturalny
przejmujemy poczucie lħku od takich właĻnie obiektów, które, jak siħ powszechnie uwaŇa, sĢ w
stanie wyrzĢdzię nam cielesnĢ krzywdħ? O, bynajmniej! Tego rodzaju lħki majĢ o wiele starsze
podłoŇe. SiħgajĢ poza ciało - a nawet w powiĢzaniu z ciałem byłyby takie same... Fakt, Ňe lħk,
tutaj rozwaŇany, ma charakter czysto duchowe, Ňe jest silny w proporcji, tak jak jest
bezprzedmiotowy na ziemi, Ňe dominuje w okresie naszego bezgrzesznego niemowlħctwa -
stwarza trudnoĻci, których rozwiĢzanie moŇe ułatwię wejrzenie w okres, gdy Ļwiat jeszcze nie
istniał, i choęby pobieŇne zerkniħcie w mrocznĢ krainħ praegzystencji.
Charles Lamb:
"Czarownice i inne koszmary nocne".
I
&nbspJeĻli podróŇnik, przebywajĢcy na północy Ļrodkowej czħĻci Massachusetts, skrħci w
niewłaĻciwy goĻciniec na rozstaju dróg przy rogatkach Aylesbury tuŇ za Dean's Corners, napotka
samotnĢ i dziwnĢ krainħ. Teren siħ tu wznosi, a kamienne mury obroĻniħte dzikĢ róŇĢ coraz silniej
napierajĢ na krħtĢ, piaszczystĢ i poŇłobionĢ koleinami drogħ. Drzewa w pojawiajĢcych siħ co
pewien czas pasmach lasów wydajĢ siħ za duŇe, a dzikie krzewy, jeŇyny i trawa rosnĢ tak bujnie,
Ňe nawet w zamieszkałych regionach nieczħsto siħ takie spotyka. Pola uprawne, mało zresztĢ
urodzajne, wystħpujĢ tu tylko gdzieniegdzie, a z rzadka rozproszone domy noszĢ znamiona wieku,
nħdzy i ruiny. Nie wiadomo, dlaczego tak siħ dzieje, ale nikt właĻciwie nie ma ochoty pytaę o
drogħ wychodzĢcych, samotnych ludzi, których niekiedy moŇna dostrzec na rozpadajĢcych siħ
progach domów oraz na spadzistych łĢkach usianych kamieniami. Ludzie ci sĢ tak milczĢcy i
tajemniczy, Ňe kaŇdy odnosi wraŇenie, jakby natknĢł siħ na jakieĻ zakazane istoty, z którymi lepiej
byłoby nie mieę do czynienia. A kiedy wznoszĢca siħ coraz wyŇej droga doprowadza do miejsca, z
którego roztacza siħ ponad għstymi lasami widok na wzgórza, narasta uczucie dziwnego
niepokoju. Ich wierzchołki sĢ nazbyt okrĢgłe i symetryczne, aby taki widok mógł siħ wydaę
przyjemny i naturalny, a do tego jeszcze co jakiĻ czas rysujĢ siħ niezwykle wyraziĻcie na tle nieba
wysokie, ustawione w krĢg kamienne kolumny wieıczĢce szczyty tych wzgórz.
&nbspDrogħ przecinajĢ niezbadanej głħbokoĻci wĢwozy i parowy, a prymitywne drewniane
mosty nie zapewniajĢ poczucia bezpieczeıstwa. A kiedy droga opada w dół, pojawiajĢ siħ całe
połacie bagien, na widok których człowiek instynktownie siħ wzdryga, natomiast wieczorem
ogarnia go lħk, gdy zaczyna siħ rozlegaę skrzeczenie niewidocznych lelków kozodojów, a
niespotykane chmary robaczków Ļwiħtojaıskich wykonujĢ taniec w rytm ochrypłego, uporczywego
i donoĻnego rechotu Ňab. WĢska, lĻniĢca wstħga górnego biegu rzeki Miskatonic przypomina
pełzajĢcego wħŇa, kiedy tak wije siħ u stóp kopulastych wzgórz, spoĻród których wypływa.
&nbspIm bliŇej wzgórz, podróŇnik stwierdza, Ňe bardziej przyciĢgajĢ uwagħ ich zalesione stoki
aniŇeli kamienne, kopulaste wierzchołki. ZiejĢ czarnym mrokiem, sĢ urwiste i miałoby siħ ochotħ
znaleŅę od nich jak najdalej, ale nie ma niestety innej drogi, dziħki której moŇna by ich uniknĢę. Po
drugiej stronie krytego mostu widaę małĢ wioskħ przycupniħtĢ miħdzy rzekĢ a stromym zboczem
Round Mountain, w której zadziwiajĢ przegniłe spadziste dachy ĻwiadczĢce o architekturze
zacznie starszej niŇ pozostała zabudowa okolicy. Nie napawa otuchĢ ĻwiadomoĻę, kiedy przyjrzeę
siħ bliŇej, Ňe wiħkszoĻę chat jest opustoszała i chyli siħ do ruiny i Ňe w koĻciele ze zwalonĢ wieŇĢ
mieĻci siħ teraz jedyny niechlujny sklep tej wioski. PrzeraŇenie ogarnia na myĻl, Ňe trzeba przejĻę
mroczny jak tunel most, nie da siħ go jednak ominĢę. A po drugiej stronie, na odcinku drogi
prowadzĢcej przez wieĻ, bucha przykra woı zbutwienia, nagromadzona przez całe stulecia. Z
ulgĢ opuszcza siħ to miejsce posuwajĢc siħ wĢskĢ ĻcieŇkĢ wiodĢcĢ u podnóŇa wzgórz i poprzez
równinħ dociera siħ znowu do rogatek Aylesbury. Czasem dopiero tutaj człowiek siħ dowiaduje, Ňe
był w Dunwich.
&nbspObcy rzadko odwiedzajĢ tħ miejscowoĻę, a od pewnego czasu, kiedy to miały tam miejsce
straszne wydarzenia, wszystkie kierujĢce doı drogowskazy zostały usuniħte. Sceneria tamtejsza,
jeĻli oceniaę wedle zwykłego kanonu estetycznego, jest wyjĢtkowo ładna, a jednak nie
przyjeŇdŇajĢ tam turyĻci w sezonie letnim, nie zaglĢdajĢ teŇ artyĻci. DwieĻcie lat temu, kiedy
opowieĻci o wiedŅmach wypijajĢcych krew, otaczaniu czciĢ Szatana i o dziwnych istotach
ŇyjĢcych w lasach nie budziły pobłaŇliwego uĻmiechu, mówiło siħ jawnie o przyczynach, dla
których naleŇy unikaę tych terenów. W wieku, w którym włada rozum, a w którym właĻnie Ňyjemy -
koszmar w Dunwich został wyciszony w 1928 roku przez ludzi, którym dobro tego miasta i Ļwiata
leŇało na sercu - wszyscy unikajĢ tych stron nie wiedzĢc właĻciwie dlaczego. Byę moŇe znana jest
jedna przyczyna - ale nie ludziom przybyłym z daleka - a mianowicie odraŇajĢcy wyglĢd
nielicznych juŇ mieszkaıców tych chylĢcych siħ do upadku osiedli, jakie doĻę czħsto spotyka siħ
w zakĢtkach Nowej Anglii. StanowiĢ jakby swojĢ własnĢ rasħ z wyraŅnie zaznaczajĢcych siħ
umysłowym i fizycznym stygmatem degeneracji, spowodowanej miħdzy innymi zawieraniem
małŇeıstw miħdzy krewnymi. Przeciħtna ich inteligencji jest katastrofalnie niska, natomiast ich
kroniki aŇ cuchnĢ od jawnej złoĻliwoĻci potajemnych zabójstw, kazirodztwa oraz czynów
wyjĢtkowo okrutnych i wyuzdanych. Grupa przynaleŇĢca do starego ziemiaıstwa, a
reprezentowana przez dwie albo trzy rodziny, które przybyły tu z Salem w 1692 roku, utrzymała siħ
na cokolwiek wyŇszym poziomie, choę poniektórzy jej potomkowie tak juŇ wroĻli w pospólstwo, Ňe
tylko ich nazwiska mogĢ byę kluczem do tak zniesławionego pochodzenia. Niektórzy
Whateleyowie czy Bishopowie wciĢŇ jeszcze wysyłajĢ najstarszych synów do Harvardy czy
Miskatonic, ale rzadko powracajĢ oni pod butwiejĢce dachy, pod którymi ich przodkowie, a takŇe
oni sami przyszli na Ļwiat.
&nbspNawet ci, którzy znajĢ fakty zwiĢzane z koszmarem, jaki siħ tutaj wydarzył, nie potrafiĢ
powiedzieę, co siħ działo w Dunwich. Stare legendy wspominajĢ o bezboŇnych obrzħdach i
tajnych zgromadzeniach Indian, podczas których przywoływano zakazane, tajemnicze istoty
spoĻród wielkich, kopulastych wzgórz i odprawiano dzikie, orgiastyczne obrzħdy, powodujĢc jakieĻ
trzaski i grzmoty w głħbi ziemi. W 1747 roku wielebny Abijah Hoadley, nowo przybyły kapłan
Kongregacjonalnego KoĻcioła we wsi Dunwich, wygłosił pamiħtne kazanie na temat obecnoĻci
Szatana i jego diabłów, w którym powiedział:
&nbspZwaŇyę musimy, Ňe te bluŅniercze siły z piekielnego Orszaku Demonów sĢ nazbyt
powszechnie znane, aby im moŇna było zaprzeczaę. Przeklħte głosy Azazela i Buzraela,
Belzebuba i Beliala słyszało z głħbi ziemi ponad dwudziestu jeszcze ŇyjĢcych wiarygodnych
Ļwiadków, a dwa tygodnie temu ja sam wyraŅnie słyszałem rozmowħ nieczystych sił w górach za
moim domem. Dochodziło brzħczenie i dudnienie, jħk i pisk, i jakieĻ syki. Były to dŅwiħki obce tej
ziemi, a musiały siħ dobywaę z jaskiı, które tylko człowiek uprawiajĢcy czarnĢ magiħ moŇe
odkryę, a otworzyę jedynie diabeł.
&nbspWielebny Hoadley wkrótce potem zniknĢł, ale tekst jego kazania, wydrukowany w
"Springfield", do dziĻ istnieje. JednakŇe kaŇdego roku dochodzĢ wieĻci o dziwnych odgłosach
rozbrzmiewajĢcych wĻród gór i wciĢŇ stanowiĢ zagadkħ dla geologów i fizjografów.
&nbspInne podania głoszĢ o jakimĻ nieprzyjemnym zapachu unoszĢcym siħ w pobliŇu krħku
kamiennych kolumn i o nagłych, sowizdrzalskich odgłosach słyszalnych niezbyt wyraŅnie w
pewnych godzinach, a dobywajĢcych siħ z okreĻlonych miejsc na dnie wielkich wĢwozów; a
jeszcze inne podania ludowe wspominajĢ o Diabelskim Uskoku - jest to ponure, przeklħte zbocze
góry, na którym nie rosnĢ ani drzewa, ani krzewy, ani nawet trawa. Ludzie tutaj panicznie siħ bojĢ
głosów lelków kozodojów, które nasilajĢ siħ w ciepłe noce. Panuje przekonanie, Ňe te ptaki
oczekujĢ na dusze umierajĢcych ludzi i Ňe dopasowujĢ rytm swoich pełnych grozy krzyków do
ostatnich oddechów cierpiĢcego. JeŇeli pochwycĢ ulatujĢcĢ duszħ w momencie opuszczania
ciała, natychmiast odlatujĢ trzepoczĢc skrzydłami poĻród demonicznego chichotu; a jeĻli nie uda
siħ im pochwycię, stopniowo zapadajĢ w pełnĢ rozczarowania ciszħ.
&nbspWszystkie te opowieĻci juŇ siħ oczywiĻcie przeŇyły i wydajĢ siħ Ļmieszne; wywodzĢ siħ z
niezwykle odległych czasów. Dunwich jest rzeczywiĻcie bardzo stare, o wiele starsze niŇ wszystkie
inne osady w promieniu trzydziestu mil. Na południe od Dunwich moŇna spotkaę fundamenty i
komin starego domu Bishopa, który został zbudowany jeszcze przed 1700 rokiem; natomiast ruiny
młyna przy wodospadach, zbudowanego w 1806 roku, stanowiĢ najbardziej nowoczesnĢ
architekturħ, na jakĢ siħ moŇna tu natknĢę. Przemysł nigdy nie kwitł w tych stronach, a fabryka,
jakĢ tu zamierzano rozwinĢę w dziewiħtnastym wieku, miała krótkotrwały Ňywot. Najstarsze ze
wszystkiego sĢ jednak wielkie, surowe ciosane kolumny stojĢce krħgiem na szczytach, ale
przypisuje siħ je raczej Indianom aniŇeli póŅniejszym osadnikom. Stosy czaszek i koĻci w krħgu
kolumn i wokół duŇej skały w kształcie stołu na Sentinel Hill stanowiĢ, w powszechnym
przekonaniu, miejsce grzebania Pocumtucków; natomiast wielu etnologów, odrzucajĢc
absurdalne prawdopodobieıstwo takiej teorii, twierdzili, Ňe sĢ to pozostałoĻci ludów kaukaskich.
II
&nbspWilbur Whateley urodził siħ o piĢtej rano w niedzielħ, drugiego lutego 1913 roku, na duŇej i
tylko czħĻciowo zamieszkałej farmie, znajdujĢcej siħ na stoku wzgórza cztery mile od wsi i półtorej
mili od jakiegokolwiek innego domostwa w okrħgu Dunwich. Data powyŇsza upamiħtniła siħ,
poniewaŇ było to Ļwiħto Matki Boskiej Gromniczej, które mieszkaıcy Dunwich obchodzĢ pod innĢ
nazwĢ, a takŇe dlatego, Ňe w górach rozległy siħ jakieĻ huki, zaĻ przez całĢ noc poprzedzajĢcĢ
jego urodzenie ujadały zaciekle wszystkie psy we wsi. Godny równieŇ uwagi jest fakt, Ňe matka
jego pochodziła ze zdegenerowanej gałħzi rodziny Whateleyów, Ňe była ułomnĢ, brzydkĢ
trzydziestopiħcioletniĢ kobietĢ, albinoskĢ, a mieszkała ze starym ojcem, półobłĢkanym, a którym
w jego młodych latach krĢŇyły plotki, Ňe para siħ czarnĢ magiĢ. Lavinia Whateley nie miała mħŇa,
ale nie wyrzekła siħ dziecka, zgodnie z panujĢcymi w tych stronach obyczajami; nie przejmowała
siħ teŇ domysłami, jakie mogĢ snuę - i snuli - okoliczni wieĻniacy na temat ojcostwa jej dziecka.
Wrħcz przeciwnie, wydawała siħ dumna z czarnowłosego niemowlħcia o wyglĢdzie satyra, który
jaskrawo kontrastował z jej albinizmem i róŇowymi oczami, a słyszano teŇ, jak rozpowiadało
rozmaite i dziwne o nim wieĻci, o jego niezwykłej mocy i wielkiej przyszłoĻci.
&nbspLavinia mówiła róŇne rzeczy, Ňyła bowiem samotnie i zapuszczała siħ daleko w góry
podczas szalejĢcych burz, a takŇe czytała grube ksiĢŇki zgromadzone w ciĢgu dwóch stuleci,
które jej ojciec odziedziczył po przodkach Whateleyach, a które teraz rozpadały siħ juŇ ze staroĻci
i zniszczenia przez robactwo. Do szkoły nie chodziła nigdy, uczył jĢ ojciec, przekazujĢc jej w
sposób chaotyczny strzħpki staroŇytnej wiedzy. Ludzie zawsze stronili od ich farmy z powodu
krĢŇĢcych opowieĻci o czarnej magii Starego Whateleya i dotychczas niewyjaĻnionych
okolicznoĻci gwałtownej Ļmierci pani Whateley, kiedy Lavinia miała dwanaĻcie lat. Lavinia
zadowolona była ze swego samotnego Ňycia, które wypełniała róŇnymi zajħciami i oddawała siħ
najfantastyczniejszym marzeniom i snom. Domem niewiele siħ zajmowała, panował w nim nieład i
brud, a w nozdrza uderzały nieprzyjemne zapachy.
&nbspTej nocy, kiedy rodził siħ Wilbur, rozlegał siħ w domu Whateleyów krzyk, którego echo
zagłuszało nawet odgłosy ze wzgórz i szczekanie psów, ale w jego przyjĻciu na Ļwiat nie
uczestniczył ani Ňaden doktor, ani akuszerka. SĢsiedzi dowiedzieli siħ o wszystkim dopiero w
tydzieı póŅniej, kiedy Stary Whateley wybrał siħ saniami do Dunwich i chaotycznie opowiedział o
tym wydarzeniu ludziom stojĢcym bezczynnie przez sklepem Osborne'a. Wydawało siħ, Ňe siħ
zupełnie odmienił - rozglĢdał siħ ukradkiem na wszystkie strony, nie budził lħku, jak dotychczas,
tylko sam był jakiĻ zalħkniony - a przecieŇ nie był to człowiek, któremu wydarzenia rodzinne
mogłyby zakłócię spokój. Mimo to znaę po nim było dumħ, która zresztĢ potem ujawniła siħ teŇ i u
jego córki, a to, co powiedział o ojcu dziecka, upamiħtniło siħ na długie lata jego słuchaczom.
- Nie obchodzi mnie, co ludzie sobie myĻlĢ, bo jeĻli chłopak Lavinii bħdzie jak jego ojciec,
wszystkich zadziwi. MyĻlicie pewnie, Ňe wy to jedyni ludzie tutaj. Levinia czytała i widziała rzeczy, o
których wam tylko opowiadano. Jej chłop jest tak samo dobry jak kaŇdy chłop po tej stronie
Aylesbury. A jakbyĻcie wiedzieli o górach to, co ja wiem, to byĻcie myĻleli, Ňe jej Ļlub jest lepszy
niŇ wszystkie Ļluby w koĻciołach. Powiem wam jeszcze, Ňe któregoĻ dnia usłyszycie, jak dziecko
Lavinii zwoła imiħ swojego ojca ze szczytu Sentinel Hill.
&nbspTylko dwie osoby widziały Wilbura Whataleya w pierwszym miesiĢcu Ňycia. Byli to
Zechariah Whateley, z tych jeszcze nie zdegenerowanych, i Mamie Bishop, nieĻlubna Ňona Earla
Sawyera. Mamie wybrała siħ z ciekawoĻci, a to, co potem opowiadała, okazało siħ uzasadnione.
Zechariah natomiast przyprowadził dwie krowy z Alderney, które Stary Whateley kupił od jego
syna, Curtisa. Od tej chwili rodzina małego Wilbura skupowała bydło i trwało to aŇ do 1928 roku,
kiedy to zdarzył siħ ten straszny koszmar w Dunwich. A mimo to w obskurnej oborze Whateleya
nigdy nie było duŇo bydła. Przez pewien czas ciekawscy liczyli z ukrycia liczbħ krów pasĢcych siħ
na stromym zboczu kiło starej farmy i jakoĻ nigdy nie doliczyli siħ wiħcej niŇ dziesiħę albo
dwanaĻcie, a wszystkie wyglĢdały zabiedzone, jakby bez krwi. Widocznie jakaĻ zaraza niszczyła
zwierzħta u Whateleyów; pewnie pastwisko było niezdrowe albo grzyb toczył drzewo w ich
obskurnej oborze, co nie wychodziło zwierzħtom na dobre. Na ich skórze było pełno wrzodów albo
ran, tak jakby były czymĻ ponacinane. A tym, którzy byli na farmie jeszcze we wczeĻniejszych
miesiĢcach, wydało siħ, Ňe takie same wrzody i rany dostrzegli na szyi nie ogolonego, siwego
Starego Whateleya i jego niechlujnej, potarganej córki-albinoski.
&nbspWiosnĢ, po urodzeniu Wilbura, Lavinia wznowiła wyprawy w góry wraz ze swoim smagłym
dzieckiem, które nosiła w niekształtnych ramionach. Z czasem, kiedy wiħkszoĻę okolicznych
mieszkaıców zobaczyła juŇ dziecko, przestano siħ nim interesowaę, nie komentowano teŇ jego
niezwykle szybkiego rozwoju. Wilbur rósł fenomenalnie szybko, kiedy skoıczył trzy miesiĢce, był
wiħkszy i mocniejszy niŇ niejedno roczne dzieci. Jego ruchy i głos nacechowane był rozwagĢ i
ĻwiadomoĻciĢ niespotykanĢ w takiego niemowlaka, toteŇ nikogo nie zaskoczyło, kiedy w siódmym
miesiĢcu Ňycia zaczĢł chodzię, jeszcze trochħ chwiejnie ale po miesiĢcu juŇ poruszał siħ całkiem
swobodnie.
&nbspW tym mniej wiħcej czasie - na Wszystkich ĺwiħtych - nasz szczycie Sentinel Hill, gdzie
poĻród stosu starych koĻci znajduje siħ skała w kształcie wielkiego stołu, pojawił siħ o północy
wielki płomieı. Rozpħtała siħ fala plotek, bo Silas Bishop - z tych normalnych Bishopów - na
godzinħ przed pojawieniem siħ ognia widział, jak chłopiec biegł Ňwawo przed matkĢ właĻnie na to
wzgórze. Silas pħdził właĻnie zbłĢkanĢ jałówkħ, ale prawie zapomniał, co roki, kiedy w słabym
Ļwietle latarki dojrzał tych dwoje. Przedzierali siħ niemal bezszelestnie przez poszycie i
zdumionemu Silasowi wydało siħ, Ňe byli zupełnie nadzy. Potem miał pewne wĢtpliwoĻci co do
chłopca, byę moŇe miał na sobie ciemne spodnie, krótkie albo długie, i pas z frħdzlami. Zawsze
widywano Wilbura w ubraniu dokładnie zapiħtym, a jakiekolwiek zakłócenie porzĢdku w jego
stroju wywoływało u niego niepokój, a nawet irytacjħ. Pod tym wzglħdem ogromnie kontrastował z
niechlujnĢ matkĢ i dziadkiem, dopiero niezwykłe zdarzenie w 1928 roku wyjawiło przyczyny tego
zjawiska.
&nbspW styczniu wykazano znowu pewne zainteresowanie "ciemnym brzdĢcem Lavinii", bo
zaczĢł mówię skoıczywszy jedenaĻcie miesiħcy. Zwracał uwagħ nie tylko z powodu innego
akcentu, ale i swobody, z jakĢ mówił. Czteroletnie dzieci nie mogłyby mu dorównaę. Nie był zbyt
skory do rozmowy, lecz kiedy juŇ zaczynał mówię, robił to w jakiĻ dziwnie nieuchwytny sposób,
niespotykany wĻród mieszkaıców Dunwich. Nie przejawiało siħ to w tym, co mówił, i nawet nie w
zwrotach, jakich uŇywał, tylko w intonacji i jakby w wewnħtrznych narzĢdach, z których głos siħ
dobywał. A twarz jego teŇ miała niespotykany wyraz dojrzałoĻci; podobnie jak matka i dziadek
pozbawiony był brody, ale miał za to wydatny, ukształtowany wyraŅnie, mimo tak młodego wieku,
nos, duŇe ciemne oczy o dojrzałym spojrzeniu, co stwarzało wraŇenie, Ňe jest juŇ dorosły i
obdarzony nadprzyrodzonĢ inteligencjĢ. A mimo to był strasznie brzydki; grube wargi, poŇółkła
cera z wielkimi porami, szorstkie, twarde włosy i dziwnie wydłuŇone uszy nadawały mu wyglĢd
satyra albo jakiegoĻ zwierzħcia. Wkrótce zaczĢł budzię jeszcze wiħkszĢ odrazħ niŇ jego matka i
dziadek; przypisywano to wszystko czarnej magii, jakĢ siħ dawniej zajmował Stary Whateley;
wspominano, jak góry zadrŇały, kiedy stanĢł w krħgu skał z otwartĢ ksiħgĢ, którĢ trzymał przed
sobĢ, i wykrzyknĢł straszne imiħ Yog-Sothoth. Nie cierpiały tego chłopca wszystkie psy, zawsze
musiał byę w pogotowiu, aby siħ bronię przed ich atakiem i groŅnym szczekaniem.
III
&nbspTymczasem, chociaŇ Stary Whateley wciĢŇ skupował bydło, stado na jego farmie siħ nie
powiħkszało. ĺcinał teŇ drzewa i zaczĢł naprawiaę nie uŇywanĢ dotychczas czħĻę domu -
przestronnĢ, na piħtrze pod spadzistym dachem, która od tyłu przylegała na stoku wzgórza;
dotychczas zajmował z córkĢ trzy izby na parterze, te najmniej zniszczone, i to mu wystarczało.
Ogromne zasoby energii musiał mieę ten stary człowiek, skoro mógł podołaę tak ciħŇkiej pracy. I
choę co pewien czas paplał bez zwiĢzku, jako cieĻla robił postħpy. Zaczħło siħ to właĻciwie zaraz
po urodzeniu Wilbura; uporzĢdkował jednĢ z szop do przechowywania narzħdzi, oszalował jĢ i
załoŇył nowy, mocny zamek. OdbudowujĢc teraz nie uŇywane dotĢd piħtro wykazał takĢ samĢ
sprawnoĻę. Jego obłħd objawił siħ dopiero wtedy, kiedy pozabijał szczelnie deskami wszystkie
okna w odrestaurowanej czħĻci domu, choę byli tacy, którzy uwaŇali, Ňe sam fakt przystĢpienia do
tej pracy był juŇ przejawem obłħdu. Trochħ mniejsze zdziwienie budziło odremontowanie pokoju
dla wnuka na parterze, kilka osób nawet go oglĢdało, ale nikt nie miał dostħpu do zabitego
deskami piħtra. Pokój chłopca obudował wysokimi, solidnymi półkami, na których poukładał, w
naleŇytym porzĢdku, wszystkie stare, zbutwiałe ksiĢŇki i porozrywane, poszczególne czħĻci, które
dotychczas przewracały siħ po kĢtach we wszystkich izbach.
- Ja z nich skorzystałem coĻ niecoĻ - mówił podklejajĢc podarte stronice, zadrukowane
gotyckim pismem. W tym celu na zardzewiałym kuchennym piecu podgrzewał zrobiony przez
siebie klej. - Ale chłopak jeszcze lepiej potrafi z nich skorzystaę. Trzeba je uporzĢdkowaę, bo tylko
z nich bħdzie siħ uczył.
&nbspKiedy Wilbur miał rok i siedem miesiħcy - we wrzeĻniu 1914 - jego wzrost i umiejħtnoĻci
budziły najwyŇsze zdumienie. WyglĢdał na cztery lata, mówił płynnie i wykazywał duŇĢ
inteligencjħ. Biegał swobodnie po polach i górach, nieodłĢcznie teŇ towarzyszył matce w jej
wyprawach. W domu Ļlħczał pilnie nad dziwnymi obrazkami i mapami w ksiĢŇkach dziadka, a
Stary Whateley wpajał mu wiedzħ przez całe długie, ciche popołudnia. Do tego czasu został
zakoıczony remont domu, a ci, którzy to obserwowali, nie mogli zrozumieę, dlaczego okno na
tyłach wschodniego szczytu, przylegajĢce do wzgórza, zostało przerobione na moce drzwi zbite z
desek. A jeszcze bardziej zagadkowa była pochylnia z desek prowadzĢca od drzwi do samej
ziemi. Po zakoıczeniu remontu ludzie zauwaŇyli, Ňe szopa z narzħdziami, tak starannie zamykana
i oszalowana po urodzeniu Wilbura, teraz znowu stała zaniedbana. Otwarte drzwi stukały,
zapomniane przez wszystkich, a kiedy Earl Sawyer, który sprzedawał bydło Staremu
Whateleyowi, zajrzał kiedyĻ do szopy, uderzył go w nozdrza jakiĻ szczególnie nieprzyjemny
zapach; zapewniał, Ňe jeszcze nie zetknĢł siħ z takim w Ňyciu, moŇe tylko w pobliŇu obozów
indiaıskich w górach. Był nie do zniesienia. A przecieŇ wszystkie domy i szopy w Dunwich nie
odznaczały siħ pod tym wzglħdem nieskazitelnoĻciĢ.
&nbspNastħpne miesiĢce nie obfitowały w Ňadne wydarzenia, ale wszyscy twierdzili, Ňe
tajemnicze hałasy w górach stopniowo siħ nasilajĢ. W przededniu 1 maja 1915 roku wystĢpiły
wstrzĢsy, które odczuwane były nawet w Aylesbury, natomiast w wigiliħ Wszystkich ĺwiħtych
rozległ siħ pod ziemiĢ grzmot w momencie, gdy buchnħły płomienie na szczycie Sentinel Hill. "To
wszystko czary Whateleyów" - mówili ludzie. Wilbur rósł niesamowicie szybko, miał cztery lata, a
wyglĢdał na dziesiħę. Czytał juŇ samodzielnie, ale stal siħ mniej rozmowny. Zatapiał siħ w swoim
milczeniu, a ludzie zaczħli dostrzegaę w jego twarzy satyra złowrogi wyraz. Bywało, Ňe coĻ
mamrotał w nie znanym nikomu jħzyku i nucił w jakimĻ dziwacznym rytmie, co napełniało
wszystkich niewypowiedzianym lħkiem. Szeroko komentowano teraz fakt, Ňe psy tak ujadały na
jego widok, musiał nawet braę ze sobĢ rewolwer, jeŇeli chciał przejĻę przez wieĻ. Bywało, Ňe
czasem strzelał, czy nie zyskiwał sobie przychylnoĻci wĻród właĻcicieli psów.
&nbspJeŇeli ktoĻ przyszedł do domu Whateleyów, najczħĻciej znajdował Laviniħ na parterze,
podczas gdy na piħtrze rozlegały siħ jakieĻ dziwne okrzyki i tupot. Nigdy nie mówiła, co dziadek i
chłopak tam robiĢ, ale pewnego razu mocno pobladła i objawiła straszny niepokój, kiedy dowcipny
domokrĢŇca handlujĢcy rybami chciał otworzyę zamkniħte drzwi wiodĢce na schody. Potem
domokrĢŇca opowiedział ludziom zgromadzonym przed sklepem w Dunwich, Ňe słyszał chyba
tupot koıskich kopyt na górze. Zaczħto siħ zastanawiaę nad drzwiami z desek i prowadzĢcĢ do
nich pochylniĢ, a takŇe nad bydłem, które szybko gdzieĻ znikało. Z czasem przypominano sobie
opowieĻci Starego Whateleya z młodych lat, wedle których, jeĻli złoŇyę w odpowiednim czasie
ofiarħ z wołu pogaıskim bóstwom, przywołuje siħ spod ziemi ŇyjĢce tam istoty. Z czasem ludzie
zwrócili teŇ uwagħ, Ňe psy, które nie znosiły i bały siħ Wilbura, zaczħły okazywaę taki sam
stosunek do całego domostwa Whateleyów.
&nbspW 1917 roku wybuchła wojna i Squire Sawyer Whateley, jako przewodniczĢcy miejscowej
komisji poborowej, miał duŇe kłopoty ze znalezieniem w Dunwich odpowiedniej iloĻci młodych
mħŇczyzn nadajĢcych siħ choęby do obozu ęwiczebnego. RzĢd, zaniepokojony takimi sygnałami
panujĢcej w całym regionie degeneracji, wysłał kilku inspektorów i ekspertów medycznych dla
zbadania sprawy; dokonano przeglĢdu, a wiadomoĻci na ten temat moŇna jeszcze dzisiaj
przeczytaę w gazetach wydawanych w Nowej Anglii. Przeprowadzonym badaniom towarzyszył taki
rozgłos, Ňe ĻciĢgnħła tu grupa reporterów, którzy szczególnie zainteresowali siħ Whateleyami. W
niedzielnym wydaniu "Boston Globe" i "Arkham Advertiser" ukazały siħ kwieciste artykuły o
niesłychanie szybkim rozwoju małego Wilbura, o czarnej magii Starego Whateleya i półkach
pełnych dziwnych ksiĢŇek, o zabitym deskami piħtrze na ich starej farmie i niesamowitym
wraŇeniu, jakie robi cały ten region wraz z hałasami dochodzĢcymi od strony gór. Wilbur miał
wtedy cztery i pół roku, a wyglĢdał na piħtnastoletniego chłopca. Wargi i policzki pokrywał mu juŇ
ciemny, szorstki zarost, a w głosie słyszało siħ mutacjħ.
&nbspDo Whateleyów wybrał siħ Earl Sawyer z grupĢ reporterów i fotografów, on to zwrócił ich
Zgłoś jeśli naruszono regulamin