Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 22 - Żmija W Paryżu.pdf

(679 KB) Pobierz
447175447 UNPDF
FRID INGULSTAD
ŻMIJA W PARYŻU
1
Hammergaten, lato 1908 roku
- Nie! - Elise nie zdawała sobie sprawy z tego, że krzyczy, dopóki jej głos nie zaczął odbijać
się od ścian. - Nie, on nie może...
- Wybuchła płaczem, wybiegła z pokoju i pognała w dół schodami. - Kristian wyjechał do
Ameryki!
Emanuel był zmęczony po wyprawie na boisko i postanowił uciąć sobie drzemkę. Teraz
ocknął się i spojrzał na nią z niedowierzaniem. - Co ty mówisz?
- Kristian wyjechał do Ameryki! - załkała. - List od niego leżał w kuchni, na stole, a teraz
widzę, że jego ubrania zniknęły!
- Podeszła pospiesznie do kredensu, otworzyła go i zajrzała do szkatułki, w której chowała
swoje oszczędności. Brakowało dwustu koron.
Emanuel pokręcił głową. - Weź się w garść, Elise! Z pewnością nie pojechał do Ameryki.
Nie ma przecież pieniędzy, a poza tym niełatwo jest tak po prostu znaleźć miejsce na statku do
Ameryki.
Wyprostowała się. - Pożyczył ode mnie dwieście koron i napisał, że spłaci je najszybciej,
jak będzie mógł. Zamierza obierać ziemniaki na statku płynącym do Anglii i kupić sobie miejsce.
Odwróciła się na pięcie, pobiegła do kuchni, znalazła list i przyniosła go z powrotem, żeby
pokazać Emanuelowi. - Zobacz! On nawet wie, jak się nazywa parowiec płynący z Liverpoolu i do
jakiej firmy należy! Zamierza pojechać pociągiem z Kanady do Chicago. Pisze, że wygląda na
starszego i zamierza kłamać w kwestii swego wieku. Jego szuflada jest pusta. Wszystkie jego
rzeczy zniknęły! - Poczuła, że niedowierzanie powoli zmienia się w przerażenie. - Ale jak on zdołał
zdobyć wszystkie potrzebne dokumenty? A co ze szkołą? Nie może przecież tak po prostu zniknąć!
Został mu jeszcze rok szkoły, a poza tym nie jest nawet konfirmowany! Jeśli to rzeczywiście
prawda, to jest to najzwyklejsze szaleństwo! - Elise osuszyła oczy brzegiem fartucha. - Wyjechał w
gniewie.
Rozpacz przerodziła się we wściekłość. - To twoja wina! To dlatego, że zmuszałeś go do
pracy, choć obiecywałeś mu, że będzie mógł grać w piłkę nożną!
Widziała, jak Emanuel pobladł ze złości. - Ach tak, mam wziąć na siebie winę. To bardzo
do ciebie podobne. - Jego głos przybrał szyderczy ton. - Najpierw rozpuszczasz dzieci do tego
stopnia, że nie da się z nimi mieszkać pod jednym dachem, a później winisz mnie za to, że nie
zachowują się tak, jak powinny. Od kiedy wróciłem, panuje tu wieczny jazgot i zamieszanie. Nie
mają żadnych manier, przekrzykują się nawzajem, wchodzą w słowo dorosłym i zachowują, jakby
nigdy nie nauczono ich podstawowych zasad wychowania. Jeśli to ja mam brać za nich
odpowiedzialność i się nimi opiekować, to mają się dostosować do moich zasad. Jestem w końcu
panem domu, niezależnie od tego, czy siedzę na wózku inwalidzkim, czy nie!
Elise odetchnęła głęboko, serce waliło jej mocno i gwałtownie, nie mogła powstrzymać
słów, które cisnęły się jej na usta.
- To nie ty bierzesz za nich odpowiedzialność i opiekujesz się nimi, tylko ja! Kiedy ostatnio
dostałam od ciebie chociaż koronę na jedzenie? Byłam za nie odpowiedzialna od czasu, gdy matka
zachorowała wiele lat temu, i opiekowałam się nimi bez twojej pomocy. Nigdy nie odesłałabym
Kristiana do matki i Asbjørna, dając mu odczuć, że nie jest tu mile widziany, i że nie mamy nad
nim kontroli. - Zaczęła płakać. - A poza tym matka wcale nie jest zdrowa, Asbjørn powiedział mi o
tym, kiedy tutaj byli. Może Kristian wyjechał, bo usłyszał, że chcesz go odesłać do Kjelsås. Z
pewnością usłyszał każde twoje słowo. Jestem pewna, że wyjechał, bo zauważył, że go tu nie
chcesz. Nie masz do tego prawa! To moi bracia i obiecałam im, że będą mogli u mnie mieszkać tak
długo, jak zechcą. Oni są dla mnie najważniejsi, ważniejsi nawet od ciebie. Jeśli ich nie znosisz, to
będziemy musieli się rozstać, bo ja nie odeślę moich braci!
Emanuel spoglądał na nią wściekłym wzrokiem.
- Widzę, że chcesz się mnie pozbyć. Może miałem rację? Knujesz coś za moimi plecami.
Nie byłaś szczególnie zachwycona, kiedy wróciłem i ci przeszkodziłem, zgadza się? Pasowało ci,
że mieszkałem w Ringstad, mogłaś sobie wtedy robić, co chciałaś. Ale mówię ci, Elise, nie
dostaniesz więcej pieniędzy od mojego ojca! Kiedy mu powiem, jak żyjesz, nie sądzę, żeby
zechciał ci dalej pomagać. I wtedy zobaczymy, jak sobie poradzisz z domem pełnym dzieci, które
nawet nie są twoje, i pracą oraz zarobkami, które nie dają żadnej gwarancji. - Przełknął ciężko, a
jego oczy się zwęziły. - Nie rozumiem, dlaczego się taka zrobiłaś i skąd bierzesz te absurdalne
pomysły. Inne kobiety byłyby zadowolone, mając męża, który wychowuje dzieci i panuje nad
domem. Czy to te magazyny - Pani domu, czy jak to tam się nazywa, mają na ciebie taki wpływ?
Dawniej taka nie byłaś.
Jego słowa bolały. Był taki niesprawiedliwy i okrutny. Chciała coś powiedzieć, ale nie dało
się mu już przerwać.
- Kiedy cię pierwszy raz spotkałem, byłaś nieśmiała, skromna i wdzięczna. Teraz zaczynasz
być tak samo zarozumiała, jak twoi bracia. Myślisz, że jesteś kimś tylko dlatego, że udało ci się
opublikować książkę i decydujesz w kwestii dzieci tak, jakby mnie tu w ogóle nie było?!
W końcu udało jej się odzyskać głos.
- Wzięłam na siebie odpowiedzialność za chłopców, zanim ty się pojawiłeś. Jeśli chodzi o
Hugo i Jensine, nigdy nie okazywałeś im szczególnego zainteresowania. Powiedziałeś wręcz, że
dzieci zaczynają być interesujące dopiero wtedy, gdy nieco dorosną. Jeśli chodzi o moją pracę,
jestem całkiem innego zdania niż ty. Uważam, że będę mogła z niej żyć. I to całkiem dobrze. Nie
potrzebuję jałmużny od twojego ojca. Nie powinnam była przyjmować od niego pieniędzy,
powinnam była być bardziej dumna.
- Więc wydaje ci się, że zostaniesz wielką, znaną pisarką? - Na jego ustach pojawił się
drobny, szyderczy uśmieszek.
- Nie, nie uważam tak, ale sądzę, że uda mi się sprzedać tyle książek, żeby móc z tego
wyżyć.
- Prawie nikomu nie udaje się z tego wyżyć.
- Zapominasz, że dopiero dostałam czterysta koron honorarium. A napisanie książki zajęło
mi mniej niż rok.
- Jak już ci mówiłem, ludzie kupili książkę z ciekawości. Przeczytali w gazecie, że jest w
niej coś nieprzyzwoitego, dlatego kupili ją w tajemnicy i przeczytali po kryjomu. Ludzie tacy są. A
teraz wydawnictwo powiedziało, że nie chce więcej nieprzyzwoitych historii o ulicznicach, więc nie
będzie już takiego zainteresowania ze strony ludzi. Jak myślisz, kto będzie chciał przeczytać
książkę o biednej, robotniczej rodzinie, która walczy od rana do wieczora, żeby zarobić na życie?
Elise nie odpowiedziała. Jak mogli się w taki sposób kłócić, kiedy Kristian był w drodze do
Ameryki? Może miała go już nigdy nie zobaczyć! Odwróciła się gwałtownie, pobiegła do kuchni i
zatrzasnęła za sobą drzwi. Opadła z płaczem na krzesło, położyła się na kuchennym stole i
pozwoliła łzom płynąć.
Nagle usłyszała przeszywający pisk. Podniosła pospiesznie głowę i wyjrzała przez okno.
Hugo stał w wózku i wyglądał, jakby zaraz miał wypaść! W mgnieniu oka znalazła się przy
drzwiach kuchennych i otworzyła je gwałtownie. - Hugo, siadaj! - Jej głos był surowy.
Hugo przestał krzyczeć i spojrzał na nią zdziwiony. Nie zwykł widywać jej takiej
zdenerwowanej. Szybko usiadł, ale w tej samej chwili zbudziła się Jensine i zaczęła płakać.
Elise otarła łzy fartuchem i podeszła do nich prędko. - Możesz upaść i się uderzyć,
rozumiesz?
Usta chłopca zadrżały, a oczy wypełniły się łzami. Po chwili zaczął głośno płakać.
Elise usłyszała nagle kroki przy składziku. Pani Jonsen musiała widocznie przejść przez
niski płotek.
- Co jest z twoimi dziećmi, Elise? Najpierw usłyszałam krzyki Hugo, a teraz oboje płaczą.
- Spali w wózku, ale Hugo wstał. Bałam się, że wypadnie.
- Dlaczego śpią w wózku? Widzisz przecież, że nie ma w nim miejsca dla nich obojga!
- Byliśmy na boisku i patrzyliśmy, jak chłopcy grają w piłkę. Pod drodze Hugo i Jensine
zmęczyli się tak bardzo, że zasnęli. Bałam się, że ich obudzę, jeśli będę chciała ich wyjąć z wózka.
Dlaczego tłumaczę się przed panią Jonsen?, pomyślała, zła na siebie. To nie jej sprawa.
Pani Jonsen stała, przyglądając się jej.
- Co jest dzisiaj z tobą, Elise? Wyglądasz jak chmura gradowa!
- Tak też się czuję. - Sama słyszała, że jej głos jest nieprzyjemny i oschły, ale była tak
zrozpaczona wyjazdem Kristiana, że nie potrafiła wziąć się w garść. Wyjęła Hugo i Jensine po kolei
z wózka. Pani Jonsen mogła być tak ciekawska, ile tylko chciała, nie zamierzała jej mówić o
powodzie swego zdenerwowania. Gdyby pani Jonsen dowiedziała się o tym, że Kristian wyjechał
do Ameryki, zapewne obwiniałaby ją za to i powiedziała, że jest złą matką, która siedzi i pisze
książki, zamiast zabrać się do prawdziwej roboty. A może powiedziałaby, że to dlatego, iż Elise
przyjmuje odwiedziny mężczyzn.
Wniosła Jensine do kuchni, a Hugo poszedł za nimi. Posadziła córkę na jednym z taboretów
w kącie, a Hugo wspiął się na drugi. Wyjęła dzbanek z mlekiem i nalała go do dwóch kubków.
Dzieci były zgrzane i spragnione, piły łapczywie. Następnie Elise rozsmarowała owczy ser na
dwóch kromkach chleba, jedną dała Hugo, a drugą pokroiła w kostki dla Jensine. Przez cały czas jej
myśli krążyły wokół Kristiana. Czy statek wypłynął już na fiord, czy może stał wciąż na przystani,
a setki krewnych stały, machając białymi chusteczkami?
Do Kristiana nikt nie machał. Wyobraziła go sobie stojącego przy burcie, wciśniętego
między dorosłych, silnych mężczyzn zamierzających poszukiwać pracy w obcym kraju. On miał
jedynie trzynaście lat i choć był wysoki jak na swój wiek, jego ciało było wątłe. Na pewno prędko
się domyśla, że nie był nawet konfirmowany. Co wtedy z nim zrobią? Odeślą go z powrotem do
domu? A jeśli nikt go nie zechce? Z czego będzie żyć? Dwieście koron nie mogło starczyć na
długo, jeśli musiał zapłacić za przeprawę łodzią i podróż pociągiem. Poza tym musiał coś jeść. Jeśli
nie uda mu się dostać pracy, zagłodzi się na śmierć. Jeśli uda mu się dostać pracę przy obieraniu
ziemniaków na statku płynącym do Anglii, nie było pewności, że znajdzie zatrudnienie na parowcu,
który miał płynąć do Ameryki.
Zawładnął nią niepokój. Elise opadła na jeden z taboretów i położyła się z płaczem na
kuchennym stole.
- Mama płacze - powiedział cicho zdziwiony Hugo. Pokiwała głową, nie podnosząc wzroku.
- Tak, mama płacze.
- Hugo pomoże mamie. - Chłopiec zszedł z taboretu i podszedł do niej z resztką kromki
chleba w umazanych palcach. - Proszę, to dla ciebie.
Podniosła głowę, otarła łzy brzegiem rękawa i wzięła od niego lepką kromkę.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin