Miles Cassie - Jak za dawnych lat.pdf

(753 KB) Pobierz
113740658 UNPDF
C ASSIE M ILES
JAK ZA
DAWNYCH LAT
Tytuł oryginału Seems Like Old Times
113740658.002.png
ROZDZIAŁ 1
Jennifer Watt z uśmiechem na ustach i ciągle dźwięczącą jeszcze
w uszach piosenką szła wolnym krokiem po kwiecistym, lecz mocno
zniszczonym dywanie holu kina „Studio".
Wprawdzie było juŜ po północy, ale Jennifer nie spieszyła się.
Przystanęła na chwilę i spojrzała na wysokie sklepienie sufitu. Dla
niej siatka rys i pęknięć widoczna na turkusowym, ozdobnym gzymsie
układała się w ciekawy i intrygujący wzór. A pozłacane cherubiny
stanowiły coś więcej niŜ tylko nostalgiczną aluzję do dawnej
świetności starego kina. Były po prostu piękne.
Dla Jennifer wszystko tu miało urok, gdyŜ zostało jakby
opromienione ciepłem uczuć, z jakimi oglądała stare filmy
wyświetlane podczas Maratonu Klasyki Filmowej.
Dobre, dawne czasy, pomyślała. Złoty wiek kina lat trzydziestych
i czterdziestych, kiedy to bohaterki zawsze były urocze, bohaterowie
dzielni, a ich przygody kończyły się nieodmiennie happy endem.
Nucąc tytułową melodię z „Deszczowej piosenki", ostatniego
filmu tego wieczoru, Jennifer wymieniała uśmiechy z innymi
zagorzałymi wielbicielami starego kina, kierującymi się w stronę
wyjścia.
Pogoda zdawała się kontynuować deszczowy temat, tyle tylko, Ŝe
oberwanie się chmury nie kaŜdego nastrajało do śpiewu. Nad
śródmieściem Denver rozszalała się gwałtowna burza.
Jennifer zadrŜała z zimna i objęła dłońmi ramiona. Poszła do kina
prosto z pracy i wąska, zapinana na guziki spódnica oraz lniany Ŝakiet
nie mogły ochronić jej przed ulewą. Co gorsza, swoją furgonetkę
zaparkowała o kilka domów dalej, a nie miała przy sobie ani
nieprzemakalnego płaszcza, ani parasolki. Nie wzięła nawet chustki
na głowę.
Na litość boską, przecieŜ to sierpień, nie mogła przewidzieć takiej
przejmującej zimnem burzy z piorunami. Spacerowała tam i z
powrotem pod zadaszeniem, a powtarzane w myślach melodie z filmu
zagłuszał odgłos bębniącego deszczu i rozlegających się od czasu do
czasu grzmotów. W pewnej chwili skuliła się przed kolorowym
plakatem filmu „Pocałuj mnie, Kasiu" i mruknęła do siebie:
- PrzecieŜ musi przestać.
- Dlaczego?
113740658.003.png
Przestraszyło ją to pytanie, zadane męskim, niskim głosem.
Odwróciła się i jej wzrok napotkał najpiękniejszy uśmiech, jaki
widziała w Ŝyciu - uśmiech amanta filmowego. Najpierw zauwaŜyła
wspaniałe zęby, potem szare oczy i gęstą, czarną Czuprynę, lśniącą w
świetle neonów. I jeszcze dołeczki na policzkach, takie same jakie
miał Clark Gable.
Dopiero po dobrej chwili Jennifer uświadomiła sobie, Ŝe
przygląda się stojącemu przed nią męŜczyźnie z otwartymi ustami, jak
aktorka grająca role pierwszej naiwnej w latach trzydziestych.
Przywołała się do porządku, starając zachować resztkę kobiecej dumy.
To nie była scena z filmu. W Ŝyciu spotkanie kobiety z męŜczyzną nie
obwieszcza crescendo muzyki skrzypiec. I obraz w zbliŜeniu nie jest
złagodzony przez soczewkę kamery.
A szkoda, pomyślała z Ŝalem. Stała w ostrym świetle, które
wszystko ujawniało. Zapewne proste, sięgające ramion włosy Ŝałośnie
zawisały, kostium był pognieciony, a tusz rozmazał się w czasie
wzruszającej, ostatniej sceny poprzedniego filmu.
- Dlaczego musi przestać? - ponowił pytanie męŜczyzna.
- Bo nie moŜe padać wiecznie.
Wybitnie inteligentna odpowiedź, zakpiła z siebie w duchu. Lecz
chyba nikt nie oczekuje, Ŝe będzie roztaczała swe powaby w środku
nocy podczas burzy. A w ogóle nie naleŜy rozmawiać o tej porze z
nieznajomym. W jej wieku takie rzeczy powinna juŜ wiedzieć. Mimo
to, wpatrując się w tego uderzająco przystojnego męŜczyznę, czuła się
jak trzpiotowata i nierozsądna nastolatka. Doszła do wniosku, Ŝe za
bardzo się przejęła filmowymi fabułami tego wieczoru. Rozejrzała się
i stwierdziła z ulgą, Ŝe nie są sami, gdyŜ pod zadaszeniem schroniło
się przed deszczem jeszcze kilka osób.
- Byłaś w kinie? - zapytał. Skinęła głową i odsunęła się od niego.
- Nie zamierzałem zostawać do końca na „Deszczowej piosence"
- mówił dalej. - Ale chciałem zobaczyć Gene'a Kelly'ego, tańczącego
w kałuŜach pomiędzy latarniami. Popisowy numer. A potem juŜ nie
mogłem wyjść.
Jennifer usłyszała w jego głosie entuzjazm zapalonego miłośnika
klasycznego kina. CzyŜby miał ochotę powtórzyć tę scenę ze sobą w
roli głównej?
- Jeśli chcesz odegrać tę scenę na ulicach Denver - powiedziała
drwiąco - to bardzo proszę.
113740658.004.png
Spojrzał na nią i znowu zobaczyła jego olśniewający uśmiech.
- Czy ktoś ci juŜ mówił, Ŝe jesteś podobna do Lauren Bacall?
- Och, daj spokój. - Wzniosła komicznie oczy do nieba.
- Naprawdę - upierał się. - Ten sam chłodny, ironiczny wyraz ust.
A zarazem postawa osoby niepewnej siebie.
- To pewno z powodu wywatowanych ramion - odparła juŜ
cieplejszym tonem, zapominając o wcześniejszych zastrzeŜeniach. -
Kostium uszyty jest zgodnie z modą lat czterdziestych.
- Wygląda doskonale. Przypominasz mi młodą Lauren Bacall z
filmu „Mieć i nie mieć".
- Młodą? - Jennifer uśmiechnęła się. - Mam trzydzieści jeden lat.
- W tym świetle wyglądasz duŜo młodziej.
Podniósł wzrok w górę na neon i Jennifer skorzystała z okazji,
aby dokładniej mu się przyjrzeć. ChociaŜ węzeł krawata miał
rozluźniony, jego granatowy garnitur był elegancki i dobrze skrojony,
a pewno teŜ i drogi. W ręku trzymał skórzaną teczkę. Mimo
szelmowskiego uśmiechu wyglądał na męŜczyznę o konserwatywnych
poglądach. I wydawał się jej dziwnie znajomy.
Jennifer usłyszała swój własny głos, wypowiadający jedno z tych
banalnych pytań, jakby wyjętych ze scenariusza stare - go filmu.
- Czy myśmy się juŜ kiedyś spotkali?
- MoŜe załatwiałaś jakieś sprawy w Banku Kontynentalnym?
- Oczywiście. - Jej uczucie w stosunku do banku było mieszaniną
głębokiej wdzięczności i pewnej dozy urazy, dającej o sobie znać w
chwili, gdy nadchodził kolejny, miesięczny termin spłaty poŜyczki.
Dwa lata temu właśnie ten bank udzielił jej kredytu, dzięki któremu
mogła otworzyć swoją niewielką galerię sztuki, połączoną ze
sprzedaŜą wyrobów artystycznych. Nie tak dawno urządziła w holu
banku wystawę, na której pokazała niektóre ładniejsze witraŜe i
kilkanaście akwarel, w tym równieŜ parę własnych.
Odtwarzała w pamięci wnętrze banku: chłodny kolor ścian,
opływowe linie marmurowych blatów i poustawiane w równych
rzędach biurka. I nagle przypomniała sobie.
- Widziałam cię z panem Sandersem, kiedy załatwiałam
poŜyczkę.
- Sandersem? To ty prowadzisz galerię sztuki? Jennifer Watt, czy
tak?
- Tak. A ty jesteś...
113740658.005.png
- David Constable.
- Aaa. Wiele słyszałam o tobie od Beth Andrews. Bardzo sobie
ceni twoją pomoc w sprawach finansowych.
Wprawdzie ulewa nadal nie słabła, lecz Jennifer przestała juŜ
zastanawiać się, jakby tu czmychnąć do swej furgonetki. David
Constable, powtarzała w duchu. Jakie ładne i budzące zaufanie
nazwisko. Nie był Ŝadnym nocnym maruderem. Był bankowcem.
- Beth w swojej sprawie powoływała się na twoje referencje -
powiedział. - Pokazywano mi ciebie, kiedy urządzałaś wystawę w
holu banku. Powinienem był się wtedy przedstawić.
- Dobrze, Ŝe tego nie zrobiłeś. - PrzewoŜenie i wieszanie witraŜy
było koszmarem. Do czasu umieszczenia ostatniego eksponatu we
właściwym oświetleniu, Jennifer zrezygnowała z gustownych strojów,
w jakich zwykle chodziła do pracy, na rzecz dŜinsów i bawełnianej
koszulki. Poza tym, pomyślała, zawarcie znajomości pod oświetlonym
neonem kina było o wiele bardziej romantyczne. - Wiesz, trudno mi to
wytłumaczyć, ale wcale nie wyglądasz na bankowca.
- Nie? - Spojrzał na nią pytająco, unosząc do góry jedną brew jak
James Stewart. - A czym według ciebie odznaczają się bankowcy?
- Nie chciałam cię urazić - odparła. - Po prostu nie spodziewałam
się, Ŝe mogę spotkać wiceprezesa Banku Kontynentalnego o północy
na festiwalu filmowym. To chyba raczej nietypowe hobby w twoim
zawodzie.
- CóŜ, pewno masz rację. - Udawał, Ŝe się nad tym powaŜnie
zastanawia. - Myślę, Ŝe nie spotkałbym tu drugiego bankowca. Na
Ŝadnego teŜ nie natknąłem się na kursach dotyczących mass mediów.
Nie było teŜ bankowców na Ŝadnym z seminariów dla przyszłych
producentów filmowych. A ja w nich uczestniczyłem.
Jennifer uznała się za pokonaną, więc mruknęła tylko:
- Poddaję się.
- Mam nadzieję, Ŝe nie uznasz tego za zbytnią śmiałość, jeśli
zaproponuję ci schronienie pod parasolem?
- Masz parasol?
- Oczywiście. My, bankowcy, zawsze jesteśmy przewidujący. -
Otworzył teczkę i wyjął z niej mały, składany parasol. - A poza tym
czytałem rano prognozę pogody.
Jennifer spodobała się ta przezorność.
- Zaparkowałam dość daleko stąd - ostrzegła.
113740658.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin