Clark Mary Jane - Zatańcz ze mną.pdf

(1103 KB) Pobierz
Microsoft Word - Clark Mary Jane - Zatańcz ze mną.doc
Mary Jane Clark
Zatańcz ze mną
Dancing in the Dark
Przełożyła Lidia Rafa
190213579.002.png
P ROLOG
Brak możliwości widzenia wyostrzył pozostałe zmysły. Pogrążona w całkowitej ciemności,
słyszała jedynie nieustający ryk oceanu Atlantyckiego w oddali, a nad głową delikatne
trzepotanie skrzydeł. Nozdrza jej drgnęły, gdy w powietrzu wyczuta woń stęchlizny. Pod bosymi
stopami miała zimną, wilgotną ziemię. Zacisnęła palce na mokrym piasku. Coś musnęło jej
kostkę, zaczęła się modlić, by była to tylko mysz.
Spędziła w tym wilgotnym pomieszczeniu już trzy doby. Czuła, że jeszcze chwila, a postrada
zmysły. Z drugiej strony, kiedy ją odnajdą jak to sobie cały czas wyobrażała, policja na pewno
będzie ją o wszystko wypytywać. Jeśli przeżyje, musi być w stanie opowiedzieć ze szczegółami o
tym, co zaszło.
Powie, że zostawił ją samą na całe wieki, że zanim wyszedł, zakneblował ją, żeby nikt nie
słyszał jej krzyków. I że opuszczał knebel tylko po to, żeby przyciskać usta do jej ust.
Policja na pewno będzie chciała wiedzieć, co do niej mówił. Będzie musiała się przyznać, że
już na drugi dzień po porwaniu przestała zadawać mu pytania, bo i tak nie odpowiadał. Jeśli
czegoś chciał, wyrażał to dotykiem. Dokładnie opowie, jak ją pieścił i podnosił w górę, jak
przygniatał ją swoim ciałem i dawał do zrozumienia, jak ma się poruszać.
Próbując poskładać wszystkie informacje, jakie musi przekazać policji, usłyszała znajome
burczenie w brzuchu. Zjadła bardzo niewiele ze skąpych zapasów, ale wcale się tym nie
przejmowała. Głód był jej starym znajomym. Wiedziała, że umiejętność zaspokojenia łaknienia
minimalną porcją pożywienia była jej silną stroną, choć rodzice wcale tak nie uważali. Podobnie
jej dawni przyjaciele, nauczyciele oraz terapeuci z ośrodka zdrowia, robiący wszystko, by
zawrócić ją z drogi, którą obrała. Nie dostrzegali lego, co jej wydawało się oczywiste —
niejedzenie było idealnym sposobem kontrolowania własnego życia.
Nasłuchując gołębia gruchającego gdzieś nad jej głową, myślała o swoich rodzicach. Musieli
umierać z niepokoju. Mama pewnie płakała, ojciec krążył po salonie i, jak zawsze, gdy był
zdenerwowany, co chwilę strzelał kostkami. Ciekawe, czy całe miasto zaczęło już jej szukać.
Modliła się w duszy, żeby tak było. Miała nadzieję, że wszyscy, którzy ją w jakikolwiek sposób
skrzywdzili, urazili czy zranili, zamartwiali się teraz o nią.
Próbowała się uspokoić, kołysząc się w miarowym rytmie przypływów fal. Wszystko będzie
dobrze. Musi być. Powie policji, co się stało, jak bez słowa podciągnął ją, żeby wstała. Nie
odzywał się do niej, tylko pokazał, czego od niej chciał, poruszając się tuż przy jej ciele. Musiała
tańczyć dla niego w ciemności. Cały czas tańczyła, desperacko próbując go zadowolić. Tańczyła
o życie.
* * *
Cztery godziny później, Ocean Grove. New Jersey
George Croft ochroniarz podniósł rękę i oświetlił zegarek na nadgarstku. Do końca zmiany
została mu jeszcze godzina. Pora na ostatni patrol.
Ruszył na obchód pustymi alejkami. Z kieszeni munduru wyjął chusteczkę i wytarł spocone
czoło i kark. Gdyby nie upiornie wysoka temperatura, ta noc niczym nie różniłaby się od innych
w spokojnym i cichym miasteczku nad oceanem. Od czasu do czasu z mijanych domków
dobiegało chrapanie. Przepisy obowiązujące na terenie ośrodka wprowadzały ciszę nocną o
190213579.003.png
dwudziestej drugiej, więc prawie wszystkie światła były juz zgaszone. Słońce, upał i słone
powietrze skutecznie usypiały letników.
Ochroniarz dotarł do końca ulicy St. Carmel, przeszedł na skróty po trawniku, żeby ostatni raz
sprawdzić drzwi świątyni i Wielkiej Auli.
Ogromne drewniane budowle w wiktoriańskim stylu były zamknięte na cztery spusty.
Oświetlony krzyż na dachu auli, wskazujący drogę przepływającym obok statkom, rozjaśniał
mrok nocy i sygnalizował, że wszędzie panował spokój.
Z zadowoleniem stwierdził, że wszystko było w porządku, ale do oficjalnego końca służby
wciąż pozostawał mu cały kwadrans. Nie daj Boże, żeby coś się wydarzyło przed drugą w nocy,
a jego nie było na posterunku! Na pewno straciłby natychmiast robotę. Ta zaginiona dziewczyna
nie mieszkała na terenie, który patrolował, ale gdyby jakiś wariat zamierzał uprowadzić jeszcze
kogoś z Ocean Grove, to na pewno nie podczas jego zmiany!
Rany, ależ gorąco! George marzył o szklance zimnej wody. Oświetlił tatarką zabytkową
drewnianą altankę, osłaniającą studnię Bersabee, pierwszą, jaką wywiercono w Ocean Grove i
nazwano na cześć biblijnej studni jakubowej, opisywanej w Starym Testamencie, Woda z owej
studni była dobra dla Izraelitów, a z tej w Ocean Grove czerpali założyciele miasta. Wprawdzie
George wolał pić wodę butelkowaną, ale altanka wydawała się całkiem dobrym miejscem, by
tam doczekać końca zmiany.
Od oceanu nie wiała nawet najlżejsza bryza, nocne powietrze po prostu stało w miejscu.
Ochroniarz oświetlił trawnik i nie spiesząc się, szedł przed siebie. Miał jeszcze trochę czasu do
zabicia. Zauważył, że rozwiązała mu się sznurówka, więc pochylił się, by ją zawiązać, Kiedy
odkładał latarkę na trawę, usłyszał szelest, coś jakby drapanie.
Włoski na spoconym karku stanęły mu dęba. George skierował latarkę w stronę, skąd dobiegał
hałas. Zmrużył oczy, próbując zidentyfikować to, co widział. W altance, na podłodze leżało coś
dużego i, jak się wydawało, nieruchomego.
Podszedł bliżej. W tym momencie kształt poruszył się i jeszcze raz usłyszał ten sam szelest.
Zbliżał się powoli i bardzo ostrożnie, w końcu Światło latarki odbiło się od bladej twarzy. Na
podłodze leżała kobieta, zakneblowana i z przepaską na oczach.
190213579.004.png
P IĄTEK 19 SIERPNIA
1
Diane, idąc pospiesznie Columbus Avenue, przez podeszwy butów czuła rozgrzany chodnik.
Kropelki potu spłynęły jej po skroniach, gdy otarła wilgotne czoło, zaprzepaszczając tym samym
dwadzieścia minut, które opędziła przed lustrem w łazience, układając włosy. Świeżo wyprana,
bawełniana bluzka przylepiła jej się do pleców, a wykrochmalony kołnierzyk zaczynał smętnie
opadać na ramiona. Dzień jeszcze się na dobre nie zaczął, a ona już się topiła.
Jak zwykłe, denerwowała się, że się spóźni. Zaczynała żałować, że przyrzekła sobie chodzić
pieszo do pracy. Przejście dwudziestu przecznic było ostatnio jedyną formą wysiłku fizycznego,
którego lak potrzebowała. Kiedy jej karnet na siłownię wygasł, nie przedłużała go, bo i tak nie
korzystała z sali regularnie. Nie miała na nic czasu, a jeśli już go trochę znalazła, uważała, że
powinna spędzać go z dziećmi.
W gorącym powietrzu unosił się ohydny zapach śmieci, które od rana smażyły się nu słońcu,
czekając, aż ktoś zbierze je z chodnika. Diane z ulgą pomyślała o zbliżającym się
dwutygodniowym urlopie. Będzie cudownie wyrwać się z miasta, byle dalej od tego zabójczego
upału, hałasu, wiecznego pośpiechu i stresu. Ostatnie miesiące były dla nich wszystkich
naprawdę ciężkie, wręcz brutalne.
Czasami czuła się tak, jakby nic się nie stało, jednak rzeczywistość szybko o sobie
przypominała. Wystarczyło, że spojrzała na obgryzającą paznokcie Michelle czy na zgarbione
plecy Anthony’ego wpatrującego się w stojące na pianinie zdjęcie ojca, albo gdy w środku nocy
jej dłoń trafiała na pustkę w wielkim łóżku. Przeszła przez dziedziniec Lincoln Center,
zatrzymując się na moment przy dużej fontannie, w nadziei, że orzeźwi ją powiew wilgotnego
powietrza. Niestety, powietrze stało w miejscu.
Poprawiła torebkę i ruszyła dalej. Nieważne. Wkrótce ona i jej dzieci będą gdzieś indziej, w
miejscu, gdzie powietrze nie śmierdzi, a woda jest zimna i czysta. Cóż, nie będzie to dokładnie
to, co wcześniej planowali, ale pojadą na te wakacje. Zasłużyli na nie. Potrzebowali ich po tym
wszystkim, co przeszli.
W końcu trzeba żyć dalej, nawet bez Philipa.
Diane popchnęła ciężkie drzwi obrotowe i weszła do holu, z ulgą poddając się fali zimnego
powietrza. Uśmiechnęła się do umundurowanych strażników i sięgnęła do torebki po metalowy
łańcuszek, na którym nosiła identyfikator. Wsunęła kartę w czytnik, który cicho piknął, co
oznaczało, że drzwi do siedziby kanału informacyjnego KEY Info były otwarte. Wielu
korespondentów oburzało się, że muszą pokazywać identyfikatory. Uważali, że są na tyle znani,
że nie powinno się tego od nich wymagać. Diane zupełnie to nie przeszkadzało. Ochroniarze nie
mieli tu lekkiego życia, a dla niej wyjęcie identyfikatora nie było żadnym wysiłkiem. Nie
zgodziła się jedynie nosić tego czegoś na szyi przez cały dzień.
W sklepiku kupiła herbatę i banana. Podchodząc do długiego rzędu wind, minęła duże,
podświetlone zdjęcia dziennikarzy i korespondentów działu wiadomości w stacji KEY Info ,
pogrupowane według programów, w jakich pracowali. Z plakatu Wieczornych wiadomości KEY
uśmiechała się Eliza Blake. Constance Young i Harry Granger szczerzyli zęby w uśmiechu pod
logo porannej audycji Oto Ameryka. Zrobione rok wcześniej zdjęcie z programu Pod lupą
przedstawiało Cassiego Sheridana w otoczeniu reporterów wiadomości. Diane nawet nie
spojrzała na swoją uśmiechniętą twarz, z dużymi niebiesko–szarymi oczyma i nosem, który, jak
na jej gust, mógłby być nieco prostszy. Zmieniła się. Stres i nerwy, jakie towarzyszyły jej przez
190213579.005.png
kilka ostatnich miesięcy, dawały o sobie znać. Drobne zmarszczki w kącikach oczu pogłębiły się,
a wokół ust pojawiły się nowe, efekt nieświadomego marszczenia się, Diane zauważyła, że od
jakiegoś czasu używała korektora nawet kilka razy dziennie, żeby zatuszować cierne, jakie
pojawiły się jej pod oczami.
Jeszcze jeden powód, dla którego należało wyjechać na urlop, pomyślała, naciskając guzik
przywołujący windę. Gdyby tylko mogła wyjechać i choć przez chwilę się zrelaksować, od razu
zaczęłaby lepiej wyglądać. Wszystkie reporterki dobrze wiedziały, że w tej pracy liczy się
wygląd. Oczywiście mężczyźni też zwracali uwagę na swój wygląd, tyle że oni mogli sobie
pozwolić na siwe włosy, drobne zmarszczki, kilka dodatkowych kilogramów. Kobietom
absolutnie to nie uchodziło. Doskonale zdawały sobie sprawę, że to się tak prędko nie zmieni,
więc mogły co najwyżej ponarzekać na ten temat. Owszem, u prezenterek telewizyjnych liczyło
się doświadczenie zawodowe, ale to młodość i urodę stawiano na piedestale.
Brzęknął dzwonek i drzwi windy otworzyły się na szóstym piętrze. Diane udała się prosto do
łazienki. Z wiszącego na ścianie pojemnika wyjęła papierowe ręczniki i delikatnie, by nie
zniszczyć makijażu, osuszyła twarz i wytarła tusz z kącików oczu. Gdy próbowali doprowadzić
fryzurę do ładu, usłyszała, że otworzyły się drzwi kabiny za jej plecami.
— Cześć, Susannah — przywitała się Diane.
Młoda kobieta podeszła do sąsiedniej umywalki i wycisnęła na dłoń odrobinę mydła w płynie,
— Hej, Diane. Też ci tak gorąco? — Susannah uśmiechnęła się krzywo do odbicia Diane w
lustrze.
Diane miała ochotę ponarzekać na swoje oklapnięte włosy i upiorną drogę do pracy, ale się
powstrzymała. Wiedziała, że byłby to nietakt. Susannah oddałaby wszystko, żeby być na jej
miejscu.
— Dzięki ci. Boże, za klimatyzację. — odparła Diane, usuwając ze szczotki kilka długich
włosów w kolorze popielatego blondu. Schowała szczotkę do torebki i wyjęła i kosmetyczki
mały pojemnik z lakierem do włosów. — Od jutra mam urlop. Jadę z dziećmi do Wielkiego
Kanionu, Pewnie tam też będzie gorąco, ale przynajmniej nie tak parno jak tutaj.
— To cudownie! — powiedziała z entuzjazmem Susannah, — Zdążyłaś zebrać przed
wyjazdem wszystkie niezbędne informacje? Jeśli chcesz, mogę się tym zająć.
I to w niej było najlepsze, pomyślała Diane, potrząsając pojemnikiem. Susannah była pełna
zapału, zawsze chętnie wszystkim pomagała, Bóg jeden wiedział, że miała swoje powody do
rozpaczy i niezadowolenia, ale nigdy nie odgrywała roli ofiary. Mozę wiedziała, że nic tak łudzi
nie odstrasza jak wieczne użalanie się nad sobą.
— Och, Susannah, jesteś cudowna, ale dziękuję, niczego mi nie potrzeba. Zamierzam rozsiąść
się wygodnie i pozwolić przewodnikom wykonywać swoje obowiązki. Marzę o wakacjach, na
których nie będę musiała oglądać map, ani brać na siebie odpowiedzialności, a jedyne decyzje,
jakie będę podejmować, to które szorty włożyć rano. Chcę przez dwa tygodnie wypoczywać z
moimi dziećmi, a ktoś inny niech się martwi, jak mamy spędzać czas.
Diane zaczekała, aż asystentka znajdzie się przy drzwiach łazienki, dopiero wtedy spryskała
włosy lakierem. Ledwo zapach aerozolu rozszedł się w powietrzu, usłyszała głos Susannah.
— Chyba powinnam cię ostrzec, Diane. Joel cię szuka.
— Nie wiesz, czego chce? — zapytała Diane, zamykając pojemnik z lakierem. Ale Susannah
już nie było.
190213579.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin