A. i B. Strugaccy - Odruch samorzutny.pdf

(131 KB) Pobierz
Microsoft Word - A. i B. Strugaccy - Odruch smorzutny
A. Strugacki, B. Strugacki
O DRUCH SAMORZUTNY
Urm doznał uczucia nudy.
ĺ ci Ļ le mówi Ģ c, nuda — czyli reakcja na jednostajno Ļę i monotoni ħ warunków lub te Ň co Ļ w
rodzaju wewn ħ trznego niezadowolenia z siebie, utrata zainteresowania Ň yciem jest wła Ļ ciwo Ļ ci Ģ
tylko człowieka i niektórych zwierz Ģ t. ņ eby si ħ nudzi ę , nale Ň y mie ę , je Ň eli mo Ň na si ħ tak wyrazi ę ,
czym si ħ nudzi ę — a wi ħ c posiada ę wysubtelniony i wysokozorganizowany system nerwowy.
Trzeba umie ę my Ļ le ę lub przynajmniej cierpie ę . Urm nie posiadał systemu nerwowego we
wła Ļ ciwym znaczeniu tego słowa i nie umiał my Ļ le ę . Tym bardziej nie umiał cierpie ę . Potrafił
tylko absorbowa ę , zapami ħ tywa ę i działa ę . Nie mniej jednak doznał uczucia nudy.
Wszystko zacz ħ ło si ħ od tego, Ň e po wyj Ļ ciu Pana dokoła Urma nic si ħ nie działo, co warto by
zapami ħ ta ę . A główny bodziec kieruj Ģ cy działaniem i pobudzaj Ģ cy Urma do działania stanowiło
gromadzenie nowych dozna ı . Władała nim nienasycona ciekawo Ļę , nienasycone pragnienie
przyjmowania i zapami ħ tywania jak najwi ħ kszej ilo Ļ ci faktów. Gdy nie było nieznanych faktów i
zjawisk, nale Ň ało ich szuka ę .
Ale całe swoje otoczenie Urm znał do najdrobniejszych szczegółów, do ostatnich granic. Od
pierwszej chwili swego istnienia pami ħ tał to przestronne, kwadratowe pomieszczenie o szarych,
szorstkich Ļ cianach, niskim suficie i Ň elaznych drzwiach. Unosił si ħ tu stale zapach rozgrzanego
metalu i olejów transformatorowych. Sk Ģ d Ļ z góry dochodził niewyra Ņ ny, niski szum — ludzie nie
mogli słysze ę go bez specjalnych przyrz Ģ dów, ale Urm słyszał doskonale. Umieszczone pod
sufitem lampy jarzeniowe były wygaszone, mimo tu Urm zupełnie dobrze widział przy pomocy
promieni podczerwonych i impulsów radarowych.
A wi ħ c Urm doznał uczucia nudy i postanowił wyruszy ę na poszukiwanie nowych wra Ň e ı . Od
wyj Ļ cia Pana min ħ ło pół godziny. Do Ļ wiadczenie mówiło Urmowi, Ň e teraz nie nale Ň y spodziewa ę
si ħ jego szybkiego powrotu. Było to wa Ň ne, gdy Ň Urm spróbował ju Ň raz przedsi ħ wzi Ģę niewielki
spacerek po pokoju bez rozkazu, i Pan, który zastał go przy tym zaj ħ ciu, zrobił co Ļ takiego, Ň e Urm
nie był w stanie poruszy ę nawet rogiem radarowym. W tej chwili mo Ň na si ħ było tego raczej nie
obawia ę .
Urm zakołysał si ħ i zrobił ci ħŇ ki krok naprzód. Cementowa podłoga zahuczała pod jego
grubymi kauczukowymi podeszwami. Urm przystan Ģ ł i nachylił si ħ nawet, wsłuchuj Ģ c si ħ w ten
szum. Ale w gamie d Ņ wi ħ ków, spowodowanych wibracj Ģ cementu nie było nic nieznanego i Urm z
wolna pod ĢŇ ył ku przeciwległej Ļ cianie. Przycisn Ģ ł si ħ do niej i pow Ģ chał. ĺ ciana pachniała
mokrym betonem i zardzewiałym Ň elazem. Nic nowego. Urm odwrócił si ħ , przy czym zadrapał
Ļ cian ħ ostrym, stalowym łokciem, przeci Ģ ł pokój po przek Ģ tnej i zatrzymał si ħ przed drzwiami.
Otworzenie drzwi nie było rzecz Ģ prost Ģ i Urm w pierwszej chwili nie wiedział, jak to zrobi ę .
Wreszcie wyci Ģ gn Ģ ł z ħ bate szczypce lewej r ħ ki, zr ħ cznie uj Ģ ł uchwyt zamku i przekr ħ cił. Drzwi
otwarły si ħ z lekkim przeci Ģ głym skrzypni ħ ciem. To było bardzo zajmuj Ģ ce i Urm sp ħ dził kilka
minut na otwieraniu i zamykaniu drzwi, to szybko, to znów wolno, nadsłuchuj Ģ c i zapami ħ tuj Ģ c.
Nast ħ pnie przekroczył wysoki próg i znalazł si ħ u stóp schodów. Schody były w Ģ skie, z
kamiennymi stopniami i do Ļę wysokie. Urm momentalnie naliczył osiemna Ļ cie stopni do
pierwszego podestu, na którym paliło si ħ Ļ wiatło. Bez po Ļ piechu j Ģ ł wst ħ powa ę w gór ħ . Z podestu
prowadziły jeszcze inne schody, drewniane, o dziesi ħ ciu stopniach, na prawo za Ļ otwierała si ħ
przestrze ı szerokiego korytarza. Po krótkiej chwili wahania Urm skr ħ cił w prawo. Nie wiedział
czemu. Korytarz nie był wcale bardziej interesuj Ģ cy ni Ň schody. Mo Ň liwe jednak, Ň e Urm nie miał
zaufania do drewnianych stopni.
Korytarz był ciepły, jasno o Ļ wietlony podczerwonym Ļ wiatłem. ń ródłem promieni były z ħ bate
walce, zawieszone nieco nad podłog Ģ . Urm nigdy przedtem nie widział kaloryferów i z ħ bate walce
Ň ywo go zainteresowały. Pochylił si ħ i zahaczył o jeden z nich szczypcami obu r Ģ k. Rozlej si ħ
krótki trzask i zgrzyt metalu, w gór ħ wzniósł si ħ gest, obłok gor Ģ cej pary. Pod stopy Urma buchn Ģ ł
strumie ı wrz Ģ cej wody. Urm podniósł walec ku swej głowie, obejrzał go uwa Ň nie, zbadał
poszarpane brzegi rury. Nast ħ pnie walec został odrzucony w bok i podeszwy Urma zachlupotały
po kału Ň ach. Doszedł do ko ı ca korytarza. Tam, nad niskimi drzwiami błysn Ģ ł czerwony napis: —
„Ostro Ň nie! Nie wchodzi ę bez ubrania ochronnego!” — przeczytał Urm. Znał słowo „ostro Ň nie”,
ale wiedział, Ň e zawsze stosuje si ħ ’ do ludzi. Do niego, Urma, słowo to nie mogło si ħ stosowa ę .
Wyci Ģ gn Ģ ł r ħ k ħ i pchn Ģ ł drzwi.
Tak, tutaj było wiele rzeczy ciekawych i nowych. Stał u wej Ļ cia ogromnej sali, zapełnionej
przedmiotami z metalu, kamienia i mas plastycznych. Po Ļ rodku, na metr w gór ħ wznosiło si ħ co Ļ
okr Ģ głego z betonu, przypominaj Ģ ce płaski postument, przykryty Ň elazn Ģ czy te Ň ołowian Ģ
pokryw Ģ . Liczne kable rozbiegały si ħ od niego w kierunku Ļ cian, wzdłu Ň których ci Ģ gn ħ ły si ħ
marmurowe tablice z błyszcz Ģ cymi przyrz Ģ dami i d Ņ wigniami. Betonowy postument był otoczony
siatk Ģ z miedzianego drutu, z sufitu zwisały kolankowate, l Ļ ni Ģ ce pałki, zako ı czone no Ň ycami i
szczypcami, takimi samymi jak r ħ ce Urma.
Urm, st Ģ paj Ģ c po wyło Ň onej kaflami podłodze, zbli Ň ył si ħ do miedzianej siatki i obszedł j Ģ
dookoła. Po czym zatrzymał si ħ i obszedł jeszcze raz. W siatce nie było Ň adnego przej Ļ cia.
Wówczas Urm podniósł nog ħ i bez wysiłku przekroczył siatk ħ . Poszarpane strz ħ py miedzianej
paj ħ czyny zawisły mu na ramionach. W odległo Ļ ci dwóch kroków od betonowego postumentu
stan Ģ ł jednak jak wryty. Jego okr Ģ gła, niby globus szkolny głowa z napi ħ ciem i czujno Ļ ci Ģ obracała
si ħ w prawo i w lewo, ebonitowe konchy receptorów akustycznych odchyliły si ħ i poruszyły,
zadrgały rogi radarowe.
Ołowiana pokrywa na postumencie wysyłała podczerwone promienie widoczne nawet w tym
ogrzanym lokalu. Lecz prócz tego wydzielało si ħ spod niej jakie Ļ inne promieniowanie. Urm
doskonale widział przy pomocy promieni Rentgena i gamma i wydawało mu si ħ , Ň e pokrywa jest
przezroczysta i pod ni Ģ otwiera si ħ szczelina studni, bezdennej, napełnionej Ļ wiec Ģ cym pyłem. W
ħ bi pami ħ ci Urma błysn ħ ło wspomnienie rozkazu: natychmiast — st Ģ d odej Ļę . Urm nie wiedział,
kto i kiedy wydał ten rozkaz. Prawdopodobnie znał go ju Ň od pocz Ģ tku swego istnienia, tak samo
jak wiedział od razu wiele innych rzeczy. Ale Urm nie posłuchał rozkazu. Przewa Ň yła ciekawo Ļę .
Pochylił si ħ nad postumentem, wyci Ģ gn Ģ ł szczypce r Ģ k i z pewnym wysiłkiem podniósł pokryw ħ .
Potok promieni gamma o Ļ lepił go. Na marmurowych tablicach alarmuj Ģ co zamigotały
czerwone sygnały, ostrzegawczo zawyła syrena. Na mgnienie oka Urm przez a Ň urowe sylwetki
swych r Ģ k zobaczył wn ħ trze studni betonowej, nast ħ pnie rzucił pokryw ħ oznajmiaj Ģ c niskim,
ochrypłym głosem:
— Niebezpiecze ı stwo! Gefahr! Danger! Wejsia ı ! Abunaj! Przez sal ħ przetoczyło si ħ i zamarło
dudni Ģ ce echo. Urm obrócił o sto osiemdziesi Ģ t stopni górn Ģ cz ħĻę tułowia i po Ļ piesznie skierował
si ħ ku wyj Ļ ciu. Szok wywołany potokiem cz Ģ steczek radioaktywnych w licznikach kontrolnych
kazał mu odej Ļę jak najdalej od postumentu. Oczywi Ļ cie, ani najmocniejsze promieniowanie, ani
najpot ħŇ niejsze potoki cz Ģ steczek nie mogły w najmniejszym stopniu zaszkodzi ę Urmowi; nawet
dłu Ň sze przebywanie w aktywnej strefie reaktora nie groziło mu powa Ň niejszymi nast ħ pstwami.
Ale konstruuj Ģ c Urma, jego władcy stworzyli w nim d ĢŇ enie do trzymania si ħ z daleka od Ņ ródeł
promieniowania o wielkim nasileniu. Urm wyszedł na korytarz, starannie zamkn Ģ ł za sob Ģ drzwi i
przekroczywszy przez zerwany kaloryfer znalazł si ħ ponownie na pode Ļ cie klatki schodowej. Tam
natychmiast zobaczył człowieka zbiegaj Ģ cego po Ļ piesznie z drewnianych schodów.
Człowiek ten był znacznie mniejszy ni Ň Pan. Miał lu Ņ ne, jasne ubranie, włosy niezwykle długie,
złociste. Urm nigdy dot Ģ d nie widział takich ludzi. Wci Ģ gn Ģ ł powietrze i poczuł znajomy zapach
białego bzu. Pan czasem pachniał tak samo, tylko znacznie słabiej.
Na pode Ļ cie panował półmrok, schody były jasno o Ļ wietlone i dziewczyna nie dostrzegła od
razu pot ħŇ nych zarysów olbrzymiej postaci Urma. Tylko na odgłos jego kroków zatrzymała si ħ i
zawołała gniewnie:
— Kto tam łazi? Czy to ty, Iwaszow?
— Dzie ı dobry, jak si ħ macie? — głucho powiedział Urm.
Dziewczyna wrzasn ħ ła. Z półmroku sun ħ ła ku niej błyszcz Ģ ca głowa z wypukłymi, szklanymi
oczami, nieproporcjonalnie szerokie opancerzone ramiona, grube kolankowate r ħ ce. Urm wst Ģ pił
na dolny stopie ı drewnianych schodów i dziewczyna wrzasn ħ ła po raz drugi.
Nigdy dot Ģ d nie zdarzyło si ħ Urmowi, aby człowiek nie odpowiedział na jego powitanie. Ale
ten dziwny, wysoki d Ņ wi ħ k, ostry przenikliwy i bez w Ģ tpienia nieartykułowany nie pasował do
Ň adnego typu odpowiedzi, które Urm znał. Zaciekawiony ruszył zdecydowanie w kierunku
cofaj Ģ cej si ħ dziewczyny. Drewniane stopnie j ħ czały i trzeszczały pod jego ci ħŇ arem.
— W tył zwrot! — krzykn ħ ła dziewczyna.
Urm zatrzymał si ħ i pochylił głow ħ przysłuchuj Ģ c si ħ .
— W tył zwrot! Ty potworze!
Urm znał komend ħ „ w tył zwrot”. Na te słowa nale Ň ało obróci ę górn Ģ cz ħĻę tułowia o sto
osiemdziesi Ģ t stopni i zrobi ę kilka kroków w odwrotnym kierunku, a Ň do komendy: „Stój!” Ale
rozkazy wychodziły zwykle tylko od Pana i prócz tego Urm chciał zbada ę , co si ħ stanie dalej.
Ruszył znowu w gór ħ i szedł, póki nie znalazł si ħ przed wej Ļ ciem do niewielkiego, jasno
o Ļ wietlonego pokoju.
— W tył zwrot! W tył zwrot! — krzyczała dziewczyna. Urm jednak nie zatrzymywał si ħ ju Ň ,
chocia Ň szedł wolniej ni Ň by mógł. Zainteresował go pokój — dwa biurka, krzesła, stół kre Ļ larski,
szafa z ksi ĢŇ kami i grubymi skoroszytami. Przez ten czas, gdy Urm wyci Ģ gał szuflady,
rozwi Ģ zywał tasiemki teczek i czytał na głos napisy sporz Ģ dzone czarnym tuszem na brzegach
wykresów, dziewczyna przemkn ħ ła do s Ģ siedniego pokoju, ukryła si ħ za kanap Ģ i chwyciła
słuchawk ħ telefoniczn Ģ . Urm widział to, gdy Ň miał receptor optyczny na karku, ale mały
długowłosy człowieczek przestał go interesowa ę . St Ģ paj Ģ c po rozsypanych po podłodze papierach
zd ĢŇ ał dalej. Za jego plecami dziewczyna krzyczała do telefonu:
— Mikołaj Pietrowicz? To ja, Hala! Prosz ħ was, tu do nas wdarł si ħ Urm. Wasz Urm! Urm!
Urm! Urszula — Robert — Mama! Słyszeli Ļ cie syren ħ ? Tak! Nie wiem… Spotkałam go, gdy
wychodził z hali wielkiego reaktora… Tak, tak, był tam, gdzie reaktor… Co? Widocznie jednak
nie. W głównym punkcie sterowania ju Ň wiedz Ģ
Urm nie słuchał. Wyszedł z hallu i tam stan Ģ ł jak wryty, z nat ħŇ eniem poruszaj Ģ c czarnymi
ro Ň kami radarów. Na przeciwległej Ļ cianie wisiało co Ļ du Ň ego, błyszcz Ģ cego i zimnego. W
promieniach podczerwonych wygl Ģ dało jak szary, nieprzenikliwy prostok Ģ t, a w zwykłych
promieniach połyskiwało i srebrzyło si ħ , ale nie to stropiło Urma. W dziwnym prostok Ģ cie stał
czarny potwór z poruszaj Ģ cymi si ħ rogami na okr Ģ głej jak globus szkolny głowie i Urm nie mógł
zrozumie ę , gdzie si ħ ten potwór znajduje. Wizualny odległo Ļ ciomierz zakomunikował mu
momentalnie, Ň e odległo Ļę od nieznajomego przedmiotu wynosi dwana Ļ cie metrów osiem
centymetrów, ale radar odrzucił t ħ informacj ħ . „Nie ma Ň adnego przedmiotu. Jest gładka, prawie
pionowa płaszczyzna w odległo Ļ ci… sze Ļ ciu metrów i czterech centymetrów”. Urm nigdy
dotychczas nie widział czego Ļ podobnego i nigdy jeszcze radar i receptory optyczne nie dawały mu
tak sprzecznych informacji. Jego organizm od samego pocz Ģ tku został tak skonstruowany, aby
odczuwał potrzeb ħ wytłumaczenia i zrozumienia ka Ň dej rzeczy, z któr Ģ si ħ zetkn Ģ ł. Urm ruszył
zdecydowanie naprzód, mimochodem stwierdzaj Ģ c i zapami ħ tuj Ģ c wyja Ļ nion Ģ ju Ň reguł ħ :
„odległo Ļę według daleko Ļ ciomierza optycznego równa si ħ odległo Ļ ci wykazanej przez radar,
pomno Ň onej przed dwa…” i wszedł w lustro. Szkło rozprysn ħ ło si ħ , dzwoni Ģ cym deszczem
odłamków, Urm natkn Ģ ł si ħ na Ļ cian ħ i stan Ģ ł. Najwidoczniej nie było tu nic wi ħ cej do zrobienia.
Urm zdrapał troch ħ tynku, pow Ģ chał i nie zwracaj Ģ c uwagi na białego jak papier dy Ň urnego
milicjanta wczepionego w dzwonek alarmowy, po chrz ħ szcz Ģ cych szcz Ģ tkach szkła wyszedł przez
drzwi zewn ħ trzne. Zanurzył si ħ od razu w Ļ niegu i zawiei.
*
Zanim Mikołaj Pietrowicz rzucił słuchawk ħ , Piskunow był ju Ň w przedpokoju i spiesznie
naci Ģ gał futro.
— Dok Ģ d chcesz i Ļę ?
— Oczywi Ļ cie tam…
— Poczekaj, musimy zastanowi ę si ħ , co robi ę . Je Ň eli ta machina zacznie szale ę po całej
elektrowni…
— Dobrze, je Ň eli tylko po elektrowni — przerwał Riabkin. — A laboratoria? A magazyny? A
je Ň eli zaw ħ druje tu, do osiedla mieszkaniowego?
Mikołaj Pietrowicz my Ļ lał intensywnie. Piskunow z r ħ k Ģ na klamce niecierpliwie przest ħ pował
z nogi na nog ħ .
— Powinni Ļ my pobiec tam wszyscy — nie Ļ miało zaproponował Kostienko. — Znale Ņę go i…
no i schwyta ę !
Piskunow skrzywił si ħ tylko, a Riabkin grzebi Ģ cy przy wieszaku w poszukiwaniu swego
ko Ň ucha wykrzykn Ģ ł gniewnie:
— Łatwo powiedzie ę — schwyta ę ! Za co b ħ dziecie łaskawi go chwyta ę ? Za portki? Pół tony
wagi, siła uderzenia pi ħĻ ci — trzysta kilo… Brednia! Ty, Kostienko, jeste Ļ tu dopiero od niedawna,
wi ħ c lepiej nie zabieraj głosu.
— Posłuchajcie — rzekł Korolow. — Zrobimy tak. Zadzwoni ħ zaraz do hotelu robotniczego,
zaalarmuj ħ praktykantów. Ty, Riabkin, biegnij do parku samochodowego… Ach, niech to diabli! Z
pewno Ļ ci Ģ wszyscy s Ģ w klubie… Wszystko jedno, biegnij, znajd Ņ chocia Ň paru kierowców.
Trzeba wyprowadzi ę przynajmniej ze trzy traktory — spychacze… Prawda, Piskunow?
— Tak, tak, i to czym pr ħ dzej. Tylko…
— Piskunow, ty p ħ d Ņ do Instytutu, sprawd Ņ , gdzie si ħ Urm znajduje, i natychmiast dzwo ı do
parku samochodowego. Kostienko, pójdziesz z nim. Zrozumiałe? Diabeł, Ň eby tylko nie wyrwał
si ħ za bram ħ !
Popychaj Ģ c si ħ i depc Ģ c sobie po pi ħ tach wyskoczyli na dwór. Riabkin po Ļ lizn Ģ ł si ħ i wyr Ň n Ģ ł
głow Ģ w plecy Kostienki, Kostienko stracił równowag ħ i upadł.
— Psia krew! Niech to diabli!
— Co, okulary?
— Nie, s Ģ , wszystko w porz Ģ dku.
W Ļ ciekły wicher miótł kł ħ by suchego Ļ niegu nad sam Ģ ziemi Ģ , zawodził Ň ało Ļ nie w drutach
telegraficznych, basem huczał w metalowych koronkach masztów wysokiego napi ħ cia. Z okien
domku na zaspy padały zamglone, Ň ółte prostok Ģ ty Ļ wiatła, reszta była pogr ĢŇ ona w
nieprzejrzanym mroku.
— No, to id ħ — powiedział Riabkin. — B Ģ d Ņ cie ostro Ň ni, przyjaciele, nie nadstawiajcie karku.
Potkn Ģ ł si ħ znów i dobr Ģ chwil ħ grzebał si ħ w zaspie, wyklinaj Ģ c najgorszymi słowami
zwariowan Ģ zamie ę , Ļ wi ı skiego Urma i w ogóle wszystkich, którzy mieli co Ļ wspólnego z tym
wydarzeniem. Wreszcie jego jasny ko Ň uch mign Ģ ł koło furtki i znikn Ģ ł w wiruj Ģ cych kł ħ bach
Ļ niegu.
Piskunow i Kostienko zostali sami.
Kostienko kulił si ħ z zimna.
— Nie rozumiem — powiedział. — Do czego s Ģ potrzebne traktory?
— A co by Ļ cie proponowali? — zapytał Piskunow z zainteresowaniem.
— Nie, nic, po prostu nie rozumiem… Chcecie zmia Ň d Ň y ę Urma?
Piskunow westchn Ģ ł spazmatycznie.
— Urm — to jedyna na Ļ wiecie maszyna, wynik kilku lat twórczej pracy Instytutu Cybernetyki
Eksperymentalnej. Rozumiecie? Jak Ň e mog ħ chcie ę go zniszczy ę ?
Podkasał poły ko Ň ucha i zacz Ģ ł gramoli ę si ħ przez zasp ħ . Stropiony i zmieszany Kostienko
poszedł w jego Ļ lady. Przed nimi rozci Ģ gało si ħ za Ļ nie Ň one pole, na którym jesieni Ģ jeszcze
zało Ň ono fundamenty pod nowy budynek. Kostienko słyszał, Ň e Piskunow co Ļ pomrukuje
potykaj Ģ c si ħ o stosy zmarzni ħ tej cegły i pr ħ tów zbrojeniowych. Bardzo trudno było i Ļę . Poprzez
zasłon ħ zawieruchy Ļ nie Ň nej ledwo prze Ļ witywał w Ģ tły ła ı cuszek Ļ wiateł instytutu.
— Poczekajcie chwil ħ … — j ħ kn Ģ ł wreszcie Kostienko. — Jak Boga kocham… Nie mog ħ
dłu Ň ej. Odpocznijmy chwilk ħ .
Piskunow przykucn Ģ ł obok niego. Jak si ħ to mogło sta ę ? Znał Urma jak nikt inny w instytucie.
Przez jego r ħ ce przeszła ka Ň da Ļ rubka, ka Ň da elektroda, ka Ň da soczewka tej znakomitej maszyny.
Wydawało mu si ħ , Ň e potrafi obliczy ę i przewidzie ę ka Ň dy jego ruch w ka Ň dych okoliczno Ļ ciach.
No i macie. Urm „samowolnie” wyszedł ze swego przyziemia i spaceruje po elektrowni. Jak si ħ to
mogło sta ę ?
Zachowanie si ħ Urma jest zale Ň ne od jego „mózgu” — niezwykle skomplikowanego i
precyzyjnego aparatu z germano–platynowej piany i ferrytu. Je Ň eli zwykła maszyna matematyczna
posiada dziesi Ģ tki tysi ħ cy tryggerów — podstawowych komórek otrzymuj Ģ cych, przechowuj Ģ cych
i przekazuj Ģ cych sygnały, to w mózgu Urma było czynnych około osiemnastu milionów komórek
logicznych. Zawarty w nich był program na mnóstwo sytuacji, na najprzeró Ň niejsze zmiany
warunków, przewidziane wykonanie wielkiej liczby wszelakich operacji. Co mogło oddziała ę na
ten mózg, na program? Promieniowanie silnika atomowego?
Nie, silnik jest osłoni ħ ty mocnym zabezpieczeniem z cyrkonu, gadolinu i stali borowej.
Praktycznie przez to zabezpieczenie nie mo Ň e przedrze ę si ħ ani jeden neutron, ani jeden promie ı
gamma kwant. A wi ħ c receptory? Nie, receptory jeszcze dzi Ļ wieczór były w idealnym porz Ģ dku.
To znaczy, Ň e tajemnica musi kry ę si ħ w samym „mózgu”. Program. Nowy, skomplikowany
program. Piskunow sam kierował programowaniem. Programowanie… i… No, tak, to nie mo Ň e
by ę nic innego! Piskunow wyprostował si ħ powoli.
— Odruch samorzutny! — powiedział. — Oczywi Ļ cie, Ň e to odruch samorzutny! Idiota!
Kostienko spojrzał na niego z przera Ň eniem.
— Nie zrozumiałem…
— A ja zrozumiałem. Jasna rzecz… Ale kto mógł co Ļ podobnego przewidzie ę ! Wszystko tak
dobrze szło…
— Patrzcie! — krzykn Ģ ł nagle Kostienko.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin