00:02:51:Tatusiu, jeste� pewien,|�e nigdy wcze�niej nie by�em w Afryce? 00:02:54:Wygl�da znajomo. 00:02:57:Widzia�e� tak� sam� sceneri� zesz�ego lata|podczas jazdy do Las Vegas. 00:03:00:Och, pewnie. To tam gdzie Tatu� straci� wszystkie|pieni�dze przy stole - 00:03:04:-Hank!|-do gry w ko�ci. 00:03:07:-Hej patrzcie! Wielb��d! 00:03:13:Acha. Oczywi�cie to nie jest prawdziwa Afryka.|To francuskie Maroko. 00:03:16:C�, to Afryka p�nocna. 00:03:18:Wci�� wygl�da jak Las Vegas. 00:03:20:Jeste�my ze sto mil na p�noc od Sahary. 00:03:24:Nie wiem. W szkole|nazywaj� to Czarnym L�dem. 00:03:27:Jest dwa razy ja�niejszy ni� Indianapolis. 00:03:29:Poczekaj a� dojedziemy do Marakeszu. 00:03:32:-Marakesz? Brzmi jak drink.|-Mmm. Pewnie jest. 00:04:08:Poczekaj. Zatrzymaj si�.|O co chodzi? 00:04:31:No c�, jestem pewien, �e powinienem panu podzi�kowa�. 00:04:33:Bez pana pomocy,|kto wie co si� mog�o wydarzy�. 00:04:36:Dla mnie to przyjemno��, monsieur. 00:04:37:S� takie momenty w �yciu,|�e ka�dy potrzebuje troch� pomocy. 00:04:40:Taak. W czym by� problem? 00:04:43:Pa�ski ch�opak przypadkowo|�ci�gn�� woalk� jego �ony. 00:04:46:-Acha.|-Hank! 00:04:48:Chc� panu przedstawi� moj� �on�,|pani McKenna. 00:04:50:-Jak si� pan miewa?|-Jak si� pani miewa, madame? 00:04:52:Nazywam si� Louis Bernard. 00:04:54:Bardzo panu dzi�kujemy, panie Bernard. 00:04:56:-To nasz syn, Hank.|-Witaj, Hank. 00:04:58:Cze��. M�wi pan po arabsku. 00:05:00:Par� s��w. 00:05:02:Dlaczego by� taki z�y?|To by� wypadek. 00:05:05:Ale religia muzu�ma�ska|zezwala na niewiele wypadk�w. 00:05:09:-Taak, tak przypuszczam.|-Och. 00:05:11:-Mog�?|-Tak, prosz� usi��� na przeciw Jo. 00:05:14:Och, my�la�em, �e syn ma na imi� Hank. 00:05:17:Och, to imi� mojej �ony. 00:05:19:-J-O. Nie E.|Jest r�nica. 00:05:21:Skr�t od Josephine. 00:05:23:Nazywam j� ju� tak d�ugo,|�e nikt nie zna innego imienia. 00:05:26:-Ja znam, mamo.|-No, tak. 00:05:28:Teraz, o wypadku. 00:05:31:Muzu�ma�ska kobieta nigdy nie zdejmuje woalki | publicznie pod �adnym pozorem. 00:05:35:Karmi� j� do�ylnie? 00:05:37:-Nie, Hank.|Takie trudne s�owo dla ma�ego ch�opca. 00:05:40:Jestem lekarzem. 00:05:42:No tak, m�wi jak lekarz. 00:05:45:Potrafi przeliterowa�|hemoglobin�. 00:05:47:Ma natomiast pewne k�opoty|ze s�owami takimi jak pies czy kot. 00:05:52:Gdzie pan ma praktyk�, doktorze? 00:05:54:W Indianapolis w Indianie.|Szpital Dobrego Samarytanina. 00:05:57:Co sprowadza pana do Marakeszu? 00:05:59:Brali�my udzia� w konferencji medycznej w Pary�u 00:06:01:i pomy�la�em,|�e skoro jeste�my w Europie, 00:06:03:zobacz� jeszcze raz Maroko. 00:06:05:Tatu� oswobadza� Afryk�. 00:06:09:Podczas wojny stacjonowa�em w Casablance 00:06:11:w szpitalu polowym. 00:06:14:-Mieszka pan w Maroku, panie Bernard?|-Nie. 00:06:17:Domy�lam si�, �e przyjechali pa�stwo prosto z Pary�a. 00:06:19:Nie, byli�my jeszcze w Lizbonie i Rzymie. 00:06:22:- I w Casablance.|-I w Casablance. 00:06:25:Mam nadziej�, �e b�dziecie mie� czas|aby nacieszy� si� Marakeszem. 00:06:28:Zobaczymy.|Mamy najwy�ej, trzy dni. 00:06:31:Zatrzymali si� pa�stwo naturalnie|w Hotelu Mamounia albo Le Menara? 00:06:35:Dlaczego pan pyta? 00:06:38:Bo to s� hotele|dla turyst�w z dobrym smakiem. 00:06:41:Och. Mieszka pan we Francji, panie Bernard? 00:06:44:-Czasami.|-Je pan �limaki? 00:06:46:Kiedy jestem wystarczaj�co szcz�liwy. 00:06:49:Je�li kiedy� b�dzie pan g�odny,|w naszym ogrodzie z ty�u domu jest pe�no �limak�w. 00:06:51:Dzi�ki za zaproszenie. 00:06:53:W porz�dku.|Pr�bowali�my wszystkiego �eby si� ich pozby�. 00:06:56:Nigdy nie pomy�leli�my o Francuzie. 00:07:54:No to jeste�my. 00:07:57:Chcia�by pan wsp�lnie|z nami pojecha� taks�wk� do hotelu? 00:07:59:To bardzo mi�o z pana strony doktorze ale|najpierw musz� zaj�� si� interesem. 00:08:03:Ach, tak.|W jakiej bran�y pan pracuje, panie Bernard? 00:08:05:B�d� tam p�niej i by� mo�e|mogliby�my si� spotka� przy drinku. 00:08:08:Prosz� do��czy� do naszego orszaku.|Wypijemy drinka na g�rze. 00:08:10:-W takim przypadku, zabior� was na obiad.|Nie, nie. To nie w porz�dku. 00:08:14:Znam Marakesz.|Mog� pokaza� arabsk� restauracj� 00:08:17:gdzie nie tylko jedzeni ale|i spos�b jedzenia jest egzotyczny. 00:08:19:Po to tutaj przyjechali�my. 00:08:22:-Co powiesz na jedn� z tych arabskich nocy?-Uwielbiam to. 00:08:25:Jak chcia�by pan dojecha� do hotelu, taks�wk�? 00:08:29:-Gee, nie wiem.|-Doro�ka! Ja chc� jecha� doro�k�! 00:08:32:Zgaduj�, �e to b�dzie doro�ka.|Do zobaczenia p�niej. 00:08:35:Au revoir. Nie mog� si� doczeka� koktaili. 00:08:38:-Do widzenia.|-Do widzenia. 00:08:41:Hank, ty usi�d� obok wo�nicy. 00:08:44:Jak ci si� podoba?|Konny Cabriolet. 00:09:01:C�, w�a�nie widzia�em Louisa Bernarda|jak rozmawia� z Arabem. 00:09:03:-Jakim Arabem?|-Tym kt�ry krzycza� na Hanka. 00:09:05:Rozmawiali jakby byli|serdecznymi przyjaci�mi. 00:09:07:Pewnie zna� go wcze�niej. 00:09:10:Co to znaczy? 00:09:11:To znaczy, �e pan Bernard|jest bardzo tajemniczym cz�owiekiem. 00:09:14:Co? Dla mnie wygl�da zupe�nie normalnie. 00:09:18:Dobrze, co tak|naprawd� o nim wiesz ? 00:09:20:Co wiem - wiem jak si� nazywa.|Siedzieli�my, rozmawiali�my. 00:09:23:Nie wiesz nic o nim,|a on wie wszystko o tobie. 00:09:28:Zaraz. 00:09:29:Wie, ze mieszkasz w Indianapolis, w Indianie. 00:09:32:Wie, �e jeste� lekarzem w|Szpitalu Dobrego Samarytanina. 00:09:34:Wie, �e uczestniczy�e�|w konwencji medycznej w Pary�u, 00:09:38:i zatrzyma�e� si� w Rzymie,|Lizbonie i Casablance. 00:09:41:No dobrze. 00:09:42:Wie, �e s�u�y�e�|w Afryce P�nocnej w szpitalu polowym. 00:09:47:Kochanie, to by�a przypadkowa rozmowa, to wszystko. 00:09:50:Kochanie, to nie by�o takie przypadkowe. 00:09:52:Zada� ci wszystkie mo�liwe pytania,|a ty mu odpowiedzia�e�. 00:09:55:R�wnie dobrze mog�e� mu|wr�czy� paszport. 00:09:57:Tylko rozmawiali�my.|Nie mam nic do ukrycia. 00:10:01:Ale ja odnios�am wra�enie, �e pan Bernard ma. 00:10:05:Wiem, �e to tajemnicze Maroko, 00:10:07:ale nie zamierzamy chyba traci� g�owy, prawda? 00:10:10:-Wiem. Wiem o co chodzi.|-Co? 00:10:13:Jeste� ura�ona, bo facet|nie zada� ci �adnego pytania. 00:10:17:- Och, hardy-har-har.|- Hardy-har. 00:11:00:- Dobrze, to �agodzi b�l.|- Jaki b�l, Mamusiu? 00:11:03:- To jest tylko wyra�enie.|- Hej, mo�esz zaj�� si� wo�nic�? 00:11:06:-Nazywam si� Dr McKenna.|-Zajm� si� wszystkim. 00:11:14:-Chod�.|-Byli�my obserwowani. 00:11:16:Co? Och, chod�! 00:11:33:# Que sera, sera 00:11:36:# Co b�dzie to b�dzie 00:11:40:# Kiedy by�em ma�ym ch�opcem 00:11:44:# zapyta�em mam� 00:11:46:kim b�d� 00:11:48:- Czy dobrym lekarzem.|- # Czy b�d� przystojny 00:11:53:# Czy b�d� bogaty 00:11:55:- # Oto co mi powiedzia�a|- Chod�, kochany. 00:11:59:# Que sera, sera 00:12:03:# Co b�dzie to b�dzie 00:12:07:# Nie znamy przysz�o�ci 00:12:11:# Que sera, sera 00:12:15:# Co b�dzie to b�dzie 00:12:18:Druga zwrotka. 00:12:20:# Kiedy by�em ju� w szkole 00:12:24:# spyta�em mojego nauczyciela 00:12:27:# Co powinienem spr�bowa� 00:12:29:Chwyt 00:12:30:# Powinienem malowa� obrazy 00:12:32:# Powinienem �piewa� piosenki 00:12:35:# To by�a jej m�dra odpowied� 00:12:38:# Que sera, sera. 00:12:42:# Co b�dzie to b�dzie 00:12:46:# Nie znamy przysz�o�ci 00:12:50:# Que sera, sera. 00:12:53:Oops. 00:12:55:# Co b�dzie to b�dzie 00:12:57:Mog� prosi� o nast�pny taniec? 00:12:59:-Tak.|-Dobrze. 00:13:07:- Och, jeste� boski. 00:13:15:-Obiad dla ch�opca.|-Tak , prosz� wej��. 00:13:21:Nie mog� wyrazi� jak pi�knie|�piewa pana �ona. 00:13:24:-�adnie, prawda?|-Och, ona jest cudowna. 00:13:27:�le by by�o przeszkadza�. 00:13:29:Mia�em to samo uczucie|wiele razy. 00:13:31:Wszystko w porz�dku.|Dyrektor ma dla nas opekunk� do dziecka. 00:13:34:Dobrze. 00:13:35:Prosz� mi pozwoli� na przyjemno��,|podania pani drinka. 00:13:38:Z przyjemno�ci�. Dzi�kuj�. 00:13:40:Wyst�powa�a pani na ameryka�skiej scenie,|pani McKenna? 00:13:46:Tak, panie Bernard,|wyst�powa�am na scenie ameryka�skiej 00:13:48:i londy�skiej|i paryskiej. 00:13:50:Och? 00:13:52:My�la�am, �e b�d�c Francuzem|mo�e widzia� mnie pan w Pary�u. 00:13:54:Teatr wymaga czasu, 00:13:57:a dla mnie czas jest luksusem. 00:14:01:By� pan kiedy� w Pary�u, panie Bernard? 00:14:04:Urodzi�em si� tam. 00:14:07:Och. 00:14:13:-Jakim interesem si� pan zajmuje?|-Kupuj�...i sprzedaj�. 00:14:19:-Co?|-Cokolwiek co przynosi zysk. 00:14:26:Teraz b�d�c w Marakeszu,|co pan kupuje i sprzedaje? 00:14:28:Wie pani, wola�bym raczej|rozmawia� o scenie. 00:14:33:Je�li powie mi pani w jakim przedstawieniu wyst�puje- 00:14:35:-Przepraszam?|Otworz�. 00:14:39:-Nie, ja otworz�.|-Nie, ja. 00:14:58:Chcia�em si� dowiedzie� o pok�j|pana Montgomery. 00:15:01:Prosi� mnie na drinka i - 00:15:03:Przepraszam. Nie ma tu �adnego pana Montgomery. 00:15:05:Przepraszam, monsieur.|�a�uj�, �e przeszkodzi�em. 00:15:07:OK. 00:15:19:-Mog� skorzysta� z pa�skiego telefonu?|-Pewnie. 00:15:21:-Mamusiu!|-Tak? 00:15:23:-Nie mog� przeci�� mi�sa.|-Zrobi� to dla ciebie. 00:15:32:Merci. 00:15:34:All�? 00:15:43:D'accord. 00:15:50:Strasznie mi przykro, ale nie mog� i��|z pa�stwem dzisiaj na kolacj�. 00:15:53:-Och?|- Zaniedba�em wa�n� spraw� 00:15:55:- kt�ra wymaga teraz mojej uwagi.|- Och, rozumiem. 00:15:58:- Mo�e innego wieczoru?|-Och, pewnie, pewnie. 00:16:02:- Do widzenia.|-Do widzenia. 00:16:06:-Do zobaczenia.|-Dobranoc. 00:16:09:Dobranoc. 00:16:26:- Bonsoir, madame, monsieur.|- Nazywam si� McKenna. 00:16:28:Oczywi�cie. Dzwoniono z hotelu.|Prosz� za mn�. 00:16:34:-Jestem pewien, �e b�dzie pa�stwu wygodnie.|-Dzi�kuj�. 00:17:09:Kochanie, przesu� si� tu. 00:17:19:Siedzisz mi na sukni. 00:17:34:Whoop. 00:17:47:-Taak. 00:17:51:Zawsze myjemy|r�ce przed jedzeniem. 00:18:01:Dzi�kujemy. 00:18:12:- Ci ludzie gapi� si� na nas.|- Jacy ludzie? 00:18:14:-Po prawej z ty�u od nas.|-Co? 00:18:17:-Tak.|-Tutaj. 00:18:19:Gapili si� nas tak�e przed hotelem. 00:18:21:Jo, mog�aby� przesta� wyobra�a� sobie r�ne rzeczy. 00:18:23:Nie wyobra�am sobie. 00:18:...
Dorotka20156