Conan - Carpenter Leonard - Wyrzutek.txt

(380 KB) Pobierz
LEONARD CARPENTER
   
   
   
CONAN WYRZUTEK
   
TYTU� ORYGINA�U CONAN THE OUTCAST
PRZEK�AD MAREK MASTALERZ
   
Dedykuj� Terri i Tomowi Pinckardom

PROLOG
   
   �smego dnia, w �smym miesi�cu, �smego roku swego panowania, kiedy od siedmiu ju� lat miasto n�ka�a susza, kr�l Sarku Anaksymander obudzi� si� p�nym rankiem. Wtedy w�a�nie ujrza� objawiony obraz.
   Kr�l ockn�� si� z g��bokiego, kamiennego snu. Blask s�o�ca, kt�ry z�oci� ci�kie zas�ony wychodz�cych na taras okien wskazywa�, �e jest o wiele p�niej, ni� monarcha zwyk� wstawa�. Anaksymander czu� si� wypocz�ty i pogodny, bez w�tpienia cz�ciowo za spraw� powiewaj�cych za zag��wkiem jego ��ka szerokich palmowych wachlarzy. O�ywczy, rze�ki powiew przyjemnie ch�odzi� przez ca�� noc kszta�tne cia�o monarchy.
   Niewolnice powoli wymachuj�ce wachlarzami � dwie mi�e dla oka Zamoranki o jasnej karnacji i bujnych, ods�oni�tych piersiach � nauczone by�y wykonywa� swoje zadanie w ca�kowitej ciszy. Najdrobniejszy szmer, otarcie chropawym li�ciem o sk�r� �pi�cego w�adcy � czy te�, w przypadku jego bezsenno�ci, niemiarowo�� wachlowania wystarczaj�ca, by wzburzy� chocia�by pasemko namaszczonych pachnid�ami w�os�w lub k�dzierzawej, przystrzy�onej w kszta�t ceg�y brody � najprawdopodobniej spowodowa�oby �mier� jednej lub obu niewolnic na nieludzkich torturach. Kr�l Anaksymander powtarza� sobie, �e to jedyny spos�b, by zapewni� idealn� sumienno�� s�u�by.
   Tego ranka, miast jak zwykle prztykni�ciem wypiel�gnowanych palc�w przywo�a� lokaj�w i konkubiny, monarcha uczyni� rzecz niespodziewan�. Podni�s�szy si� z twardej, zimnej pryczy, okry� kr�lewsk� nago�� cieniutk�, jedwabn� ko�dr� i nie zwa�aj�c na kl�cz�ce pod �cian� komnaty niewolnice, zdecydowanym krokiem podszed� do drzwi wiod�cych na taras. Ignoruj�c chc�c� go wyr�czy� s�u�k�, w�asn� d�oni� odci�gn�� zas�ony i wyszed� na werand�. Natychmiast poczu� na sk�rze pal�ce promienie porannego s�o�ca.
   Przed Anaksymandrem roztoczy� si� znajomy widok � z jedn� wszak odmian�. W dole znajdowa� si� miejski plac, o tej porze prawie zupe�nie pusty. By�o ju� tak gor�co, �e nieliczni n�dzarze i �ebracy kryli si� w w�skim pa�mie cienia pod p�nocn� �cian� pa�acu. Z wysoko�ci tarasu trudno by�o stwierdzi�, ilu z nich skona�o z pragnienia, a ilu jedynie nie mia�o si�y si� porusza�. Za dziedzi�cem i w�skim pasem pokrytych dach�wk� wojskowych barak�w znajdowa�y si� mury miejskie � grube, niezmiernie wysokie, opatrzone w spiczaste blanki przypominaj�ce z�by pi�y. Stale pe�nili tam wart� stra�nicy miejscy w sto�kowatych he�mach i pancerzach ze spi�owych �usek, nosz�cy d�ugie w��cznie z br�zowymi grotami.
   Wszelako tego ranka poza murami Sarku Anaksymander dojrza� niezwyk�e zjawisko. Zamiast ja�owej, wypra�onej przez s�o�ce rzecznej doliny, pokrytej brunatnymi k�pkami marniej�cych zasiew�w, oraz mozaiki sp�kanego nadbrze�nego mu�u na r�wninie za murami widnia�o miasto, jak gdyby zbudowane podczas snu kr�la.
   Gr�d, a w�a�ciwie z�udzenie grodu, l�ni�o w blasku s�o�ca tak jaskrawo, i� zdawa�o si� bardziej prawdziwe ni� rzeczywisto��. Dumne miasto, sk�adaj�ce si� z krytych dach�wkami wytwornych budowli, otacza�y wysokie, r�wno zwie�czone mury z jasnop�owych wypalanych w ogniu cegie�. Wewn�trz obronnego pier�cienia wznosi�y si� stateczne wille, pobielane kopu�y pa�ac�w i ziguraty z bladego kamienia. Nad miastem ko�owa�o bia�e ptactwo, przysiadaj�ce na gzymsach gmach�w i k�pach drzew barwy przykurzonej zieleni. Na wprost kr�la znajdowa�a si� brama miejska, otoczona grupkami rozpoczynaj�cych dzie� ludzi. Zza obitych br�zem podw�jnych wr�t wy�oni� si� w�a�nie d�ugi rz�d ob�adowanych wielb��d�w. Ich poganiacze sprawnie pop�dzili je opadaj�c� po nasypie drog� dojazdow�. Z boku traktu druga karawana czeka�a na wjazd do miasta; kr�c�cy si� przy niej urz�dnicy w he�mach oceniali warto�� nale�nego myta.
   Ale najwspanialszym elementem wizji by�o pasmo c�tkowanej s�onecznymi odblaskami b��kitnej wody na wprost bramy. Okalaj�ce �yciodajn� rzek� pasy jaskrawozielonych zaro�li ko�czy�y si� tu� przed wjazdem do miasta. Mieszka�cy oazy w drugich szatach nabierali pe�ne dzbany, a na p�yciznach w dole nurtu trudzi�y si� praczki�
   Kr�l pomy�la� z gorycz�, �e podobn� scen� mo�na by�o ujrze� w przesz�o�ci r�wnie� pod Sarkiem, dop�ki wielki, szczodry b�g Wotanta nie odwr�ci� si� z nie wyja�nionych powod�w od grodu swych wiernych wyznawc�w i �arliwie oddanego s�ugi, jakiego mia� w osobie Anaksymandra.
   Tego brzemiennego w skutki poranka nie tylko monarcha ujrza� wspania�y mira�; �wiadczy�y o tym pe�ne nabo�nego podziwu pozy i niezupe�nie zdyscyplinowane gesty stra�nik�w na murach Sarku. Anaksymander zapewne przywo�a�by oficera stra�y, by nakaza� mu ukr�cenie samowoli, gdyby od ujrzanej wizji nie dozna� zawrotu g�owy. Monarcha zamruga� kilkakrotnie i potar� d�oni� oczy, jak gdyby oparzy�a je intensywno�� z�udzenia.
   Gdy po chwili kr�l spojrza� ponownie za mury, mira� m�tnia� ju� i gin�� w�r�d zawirowa� rozpalonego �arem dnia powietrza. Brunatne piaski poch�ania�y stopniowo fantastyczn� wizj�, a zza obrazu cudownego miasta zacz�o przeziera� t�o wypra�onego pustkowia � prawdziwej domeny Anaksymandra. Kr�l wola� odwr�ci� si� od przygn�biaj�cej scenerii, ni� ogl�da� j� raz jeszcze.
   Tu� za wyj�ciem na taras sta� dow�dca gwardii pa�acowej, wpatruj�c si� rozszerzonymi ze zdumienia oczyma w obraz widoczny za murami Sarku. Anaksymander nakaza� mu natychmiast przywo�a� arcykap�ana Khumanosa.
   Po kilku chwilach zdyszany kap�an dotar� do kr�lewskich komnat. Szczup�y, czarnosk�ry Khumanos by� wyj�tkowo m�ody jak na zajmowan� pozycj�; jego oczy b�yszcza�y zaciekawieniem.
   Kr�l zd��y� ju� wdzia� oficjalny str�j: starannie utkan� sp�dniczk� � kilt, zdobny w klejnoty szeroki pas oraz przetykan� z�otog�owiem ceremonialn� kamizelk�. Monarcha rozsiad� si� wygodnie w sk�adanym krze�le, pokrytym p�atkami z�ota. Podczas gdy s�u��ce kornie zaj�y si� piel�gnacj� kr�lewskich st�p i d�oni, Anaksymander zwr�ci� si� do arcykap�ana:
   � S�ysza�e� o zes�anej mi przez boga wizji? Mo�e sam j� widzia�e�? � kap�an gorliwie skin�� g�ow�, a w�adca kontynuowa�: � Ujrza�em obraz naszego odwiecznego handlowego rywala � poga�skiej Qjary. Chocia� le�y wiele mil na p�nocny wsch�d st�d, z woli Wotanty ukaza�a si� mi tak, jak gdyby znajdowa�a si� na wyci�gni�cie d�oni ode mnie. � Anaksymander pokr�ci� g�ow� z oszo�omieniem i niech�ci�. � To bogaty, strojny gr�d, bogac�cy si� niepomiernie dzi�ki rzece i karawanom� Widocznie miastu i jego mieszka�com sprzyja ukochana przez nich bogini.
   Ostatnie s�owo z trudem przesz�o w�adcy przez gard�o. Lepiej ni� ktokolwiek wiedzia�, jak okrutnie stan kap�a�ski zawi�d� go w ostatnich latach. �wi�tobliwi m�owie nie zdo�ali przywo�a� deszczu ani innych dowod�w boskiej �aski, niezb�dnych dla utrzymania sprzyjaj�cych warunk�w do �ycia w mie�cie�pa�stwie Sarku oraz jego pozycji. Chocia� sam Anaksymander jako Kr�l�Kap�an obejmowa� za spraw� tradycji funkcj� tytularnej g�owy ko�cio�a, by�o wszak oczywiste, �e nie mo�na go wini� za niedole Sarku. Uznano wi�c, �e za z�y los odpowiada�a hierarchia �wi�tynna, dlatego te� okresowo by�a zmuszana do pokuty za swe niedopatrzenia.
   Ascetyczny m�ody kap�an nie stara� si� broni�, nie okazywa� r�wnie� niepokoju. Przytakn�� z g��bok� trosk� i rzek�:
   � Kr�lu, niew�tpliwie by�o to zes�ane przez wielkiego Wotant� proroctwo lub ostrze�enie. Je�eli �yczysz sobie, bym pospo�u z astrologami spr�bowa� je wyt�umaczy�
   � Nie, kap�anie. Sam si� podejm� wyja�nienia � chocia� uwa�am, �e znaczenie objawienia powinno by� dla ka�dego oczywiste. � Kr�l najwyra�niej nie liczy� si� zbytnio z m�odszym m�czyzn�. Zmarszczywszy brwi, uni�s� zamy�lone spojrzenie ponad piel�gnuj�cymi jego k�dzierzaw� brod� niewolnicami i m�wi� dalej: � Wiedz przede wszystkim, �e przez swoj� niedba�o�� jestem po cz�ci odpowiedzialny za obecny los. W�adza sprawi�a, i� zacz��em przywi�zywa� nadmiern� wag� do wyg�d i luksus�w. Chyba nie do�� starannie baczy�em na trapi�ce m�j kraj nieszcz�cia i nie zwraca�em uwagi na utrat� pozycji przez Sark wobec s�siednich miast�pa�stw.
   Arcykap�an zaczerpn�� g��boko tchu i powiedzia� niemal zbyt skwapliwie:
   � Panie, na pewno mo�na by�o podj�� kroki, aby�
   � Opad�y mi �uski sprzed oczu � przerwa� Anaksymander, nie zwracaj�c uwagi na uniesienie kap�ana. Jak gdyby dla zaznaczenia swego zdecydowania, odtr�ci� obuwaj�ce go w sanda�y niewolnice i kontynuowa�: � B�g naszego miasta wyra�nie oczekuje ofiary. Nie zwyk�ego oddanie �ycia przez par� tuzin�w niemowl�t czy dziewic na szczycie ziguratu w noc letniego przesilenia, nie chrztu studni i kana��w krwi� skaza�c�w i schwytanych koczownik�w, lecz prawdziwej ofiary, o jakiej opowiadaj� pradawne legendy. Zsy�aj�c nam t� wizj�, Wotanta za��da� ofiarowania ca�ego, bogatego kr�lestwa. Boski wyb�r pad� na Qjar�! � Kr�l d�wign�� si� z krzes�a, g�ruj�c nad kul�cymi si� pokornie niewolnicami. � Jestem pewny, �e dzi�ki takiej ofierze zostaniemy obdarzeni niezmiernymi �askami. Na wzg�rza spadn� deszcze, wype�ni� si� studnie i zbiorniki, rzeki wyst�pi� z brzeg�w, u�y�niaj�c pola. Szlak karawan zn�w biec b�dzie przez Sark, nie za� Qjar�. Wzbogacimy si� na kupiectwie i podatkach. Wype�nimy wol� Wotanty, a jego boska �aska wspiera� b�dzie nasz� pot�g� w wojnie i handlu!
   � Kr�lu� � Khumanos nie �mia� przerwa� wizjonerskiej, ekstatycznej przemowy Anaksymandra, ale wida� by�o, �e s�ucha jej z niepokojem. � Je�eli my�lisz o wojnie, pami�taj, �e Qjara jest solidnie ufortyfikowana. Wiem, �e broni� jej doborowe oddzia�y kap�an�w � wojownik�w, kt�rzy poprzysi�gli wierno�� swojej bogini. Obl�enie na pewno okaza�oby si� drugie i kosztowne�
   � Obl�enie? Nie chodzi�o mi o obl�enie. Khumanosie, ty lepiej ni� ktokolwiek inny powiniene� wiedzie�, co mam na my�li. � Kr�l zwr�ci� si� ku kap�anowi, przybieraj�c butn�, w�adcz� poz�. � W stanie kap�a�skim przekazuje si� tajemnice z pokolenia na pokolenie tak samo, jak w kr�lewskich rodach. � Anaksymander od...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin