PAMIĘĆ.doc

(37 KB) Pobierz
PAMIĘĆ

PAMIĘĆ.

 

Wydaje się, że dzisiaj pamięć stała się wyłącznie domeną komputerów. Wiele dzieci i młodzieży uważa ją za niepotrzebną szkolną udrękę, którą znoszą z wielkim niezadowoleniem.

Tymczasem ważną sprawą Jest kształtowanie w dzieciach rodzaju «sympatii» dla pamięci uważanej za depozyt idei i spraw, które pomagają żyć. Klasyczna bajka. Jaką proponujemy, może posłużyć do rozpoczęcia dialogu na temat

przydatności pamięci.

Kalif Bocian

Pewnego popołudnia Kalif Hasid z Bagdadu wygodnie odpoczywał na swej ulubionej kanapie. Można powiedzieć, że Kalif był człowiekiem szczęśliwym.

Zazwyczaj o tej godzinie można było z nim rozmawiać, gdyż Kalif, który był dobrym i serdecznym człowiekiem, przyjmował chętnie gości; o tej właśnie godzinie każdego dnia przybywał złożyć mu wizytę wielki Wezyr Mansur.

Mansur przybył punktualnie również tego dnia, ale przyprowadził ze sobą pewnego kupca. Był to człowiek niewysoki, o ciemnym obliczu, mający na sobie bardzo zniszczone ubranie, niósł skrzynkę, w której znajdowały się przeróżne rzeczy: perły i pierścienie, broń bogato zdobiona, puchary i grzebienie. Kalif i Wezyr oglądali uważnie wszystko. Kupiec już chciał zamknąć skrzynkę, kiedy Kalif zauważył, że jest tam szuflada i zapytał, czy również w niej znajduje się jakiś towar. Kupiec otworzył szufladę, w której leżało pudełko napełnione czarnym proszkiem oraz kartka pokryta dziwnym pismem. Ani Kalif, ani Mansur nie byli w stanie go odczytać. "Pudełko i kartkę", wyjaśnił kupiec, "otrzymałem od innego

kupca, którego spotkałem w Mekce. Nie wiem, co zawierają. Chętnie sprzedam je waszym Wysokościom, za cenę dość niską, gdyż sam nie wiem, co z tym zrobić".

Zaciekawiony Kalif kupił tajemniczy proszek, zawołał Selima Mądrego i nakazał mu: "Selimie, rzuć okiem na to pismo i zobacz, czy potrafisz je odczytać". Selim długo badał pismo i w końcu wykrzyknął: "To jest napisane po

łacinie! napisano: Kto powącha proszek z tego pudełka i wymówi słowo Mutabor może zmienić się w dowolne zwierzę i może zrozumieć jego mowę. Gdy znów zapragnie powrócić do ludzkiej postaci, musi tylko pokłonić się trzykrotnie w kierunku wschodnim i wymówić to samo słowo. Jednak strzeż się, człowiecze, byś nie roześmiał się, gdy zostaniesz przemieniony w zwierzę, gdyż wówczas magiczne słowo zniknie zupełnie z twej pamięci i pozostaniesz na zawsze zwierzęciem". To, co Selim Mądry przeczytał bardzo spodobało się Kalifowi. Kazał przysiąc mędrcowi, że nikomu nie wyjawi tej tajemnicy. Do Wezyra powiedział: "Jutro rano przyjdź do mnie. Pójdziemy na pola i powąchamy proszek z pudełka. Będziemy mogli posłuchać, o czym mówi się w powietrzu

i w wodzie, w lesie i na łące".

Zgrabny bocian

Następnego ranka pospacerowali najpierw po dużych ogrodach Kalifa, szukając na próżno jakiegoś stworzenia, na którym mogliby wypróbować działanie proszku. W końcu Wezyr zaproponował przechadzkę nad staw. Gdy tam się znaleźli, ujrzeli dwa bociany, które chodziły tam i z powrotem w poszukiwaniu żab.

"Jestem gotów założyć się o moją brodę, szlachetny panie", powiedział Wezyr, "że te dwa brodzące ptaki prowadzą ze sobą zabawną rozmowę. Co powiedziałbyś, mój panie, by przemienić się w bociany?". "Świetnie!"- odpowiedział Kalif. "Jednak trzeba być pewnym, że z powrotem staniemy się ludźmi. A więc: trzeba

skłonić się trzykrotnie ku wschodowi i wymówić słowo Mutabor, i wówczas ja stanę się znów Kalifem, a ty Wezyrem. Ale nie wolno pod żadnym pozorem zaśmiać się, gdyż wtedy będziemy zgubieni! Kalif wyjął pudełko zza pasa, wziął trochę proszku, podał go Wezyrowi i razem zaczęli wąchać proszek, wymawiając

słowo Mutabor. I oto z wolna ich nogi stały się cienkie i czerwone, piękne

żółte pantofle Kalifa zmieniły się w stopy bocianie, a ręce w skrzydła. Szyja wydłużyła się, broda znikła. Ciała pokryły się białymi piórami. Tymczasem dwa prawdziwe bociany zaczęły rozmawiać, a Kalif i Wezyr, zamienieni w bociany, zdali sobie sprawę z tego, że rozumieją świetnie język bociani.

"Dzień dobry, panie Długonogi", powiedział jeden z bocianów. "Dlaczego tak wcześnie przybyłeś dziś rano nad staw?". "Dzień dobry, drogi Klekoczący dziobie! Pozwoliłem sobie jedynie na małe śniadanko. A czy ty nie miałbyś ochoty na ćwierć jaszczurki albo na żabie udko?". "Dziękuję ci bardzo, ale dziś nie mam zupełnie apetytu. Przybyłem tu nad staw z zupełnie innego powodu. Pomyśl,

dziś muszę tańczyć przed gośćmi mojego ojca i chciałbym trochę poćwiczyć w spokoju". Od razu piękny bocian zaczął chodzić tam i z powrotem po łące, wykonując dziwaczne ruchy. Kalif i Mansur patrzyli z otwartymi ustami (to jest dziobami), zdumieni. Gdy bocian stanął na jednej nodze, wolno poruszając skrzydłami, z miną uwodzicielską, nie mogli się opanować: niepohamowany śmiech wydobył się z ich dziobów i dopiero po dłuższej chwili opanowali się.

W tym momencie wielki Wezyr przypomniał sobie o zakazie śmiechu i powiedział o tym Kalifowi. "Nie martw się", zawołał Kalif. "Musimy powiedzieć Mu... Mu... Mu...". Magiczna formułka niestety uciekła z ich pamięci i biedny Hasid, i jego Wezyr pozostali bocianami.

 

Lament wśród ruin

Smutne dwa bociany powędrowały przez pola, nie wiedząc, jak wybrnąć z tej sytuacji, nie mogły powrócić do miasta i pozwolić na to, by zostały rozpoznane: któż uwierzyłby bocianowi, który twierdzi, że jest Kalifem? W tej strasznej sytuacji jedyną pociechą było fruwanie. Bociany często dolatywały do Bagdadu i siadały na dachach, aby zobaczyć, co się dzieje.

Pierwszego dnia zauważyły, że na ulicach panował niepokój i konsternacja. Ale czwartego dnia od przemiany, gdy usiadły na dachu pałacu Kalifa, zobaczyły wspaniały orszak idący ulicą. Słychać było bębny i piszczałki, jakiś człowiek w szkarłatnym płaszczu wyszywanym złotem, na bogato ozdobionym koniu, w otoczeniu pięknie ubranych sług, zdążał ulicą miasta, a połowa mieszkańców towarzyszyła mu, wołając: "Niech żyje Mizra, pan Bagdadu!". Dwa bociany na dachu pałacu spojrzały na siebie, a Kalif Hasid powiedział: "Rozumiesz teraz. Wezyrze, dlaczego jestem zaczarowany? Wiedz, że ten Mizra jest synem moje-

go śmiertelnego wroga, możnego maga Kashnura, który przed laty przysiągł zemstę. Udajmy się do jego dworu, może tam znajdziemy sposób na wyzwolenie się z czarów". Dwa bociany pofrunęły. Miejsce, w którym się zatrzymały, musiało być kiedyś wspaniałym pałacem. Z ruin wystawały piękne kolumny, a dość dobrze zachowane pokoje świadczyły o dawnym splendorze. Nagle bocian Wezyr zatrzymał się i wyszeptał: "Mam dziwne przeczucie. Jest tu ktoś lub coś w pobliżu, kto jęczy i wzdycha". Kalif zaczął poszukiwania. Wkrótce dotarł do drzwi, zza których dochodziły jeszcze głośniej niż poprzednio, wzdychanie i jęki. Dziobem pchnął drzwi, ale zamarł na progu. W zrujnowanym pokoju, słabo oświetlonym

przez promienie, które przeciskały się przez zakratowane okienko, zauważyli skuloną w kącie wielką sowę. Łzy płynęły z wielkich, okrągłych oczu nocnego ptaka, z zakrzywionego dzioba wydobywały się straszne jęki. Gdy tylko sowa ujrzała Kalifa i Wezyra, powiedziała do nich ludzkim głosem po arabsku: "Witajcie bociany! Jesteście zapowiedzią wyzwolenia!". Kalif opowiedział o swym nieszczęściu, sowa podziękowała mu i ze swej strony powiedziała: "Mój ojciec jest królem Indii, a ja jestem jego jedyną córką. Na imię mi Lusa. Ten sam czarownik Kashnur, który was zaczarował; również i mnie pogrążył w rozpaczy. Chyba że ktoś z własnej woli pojmie mnie za żonę. Ale kto będzie chciał poślubić

sowę? Teraz jednak odkryłam ważną rzecz. Mag, który tak nas unieszczęśliwił - ciągnęła sowa, "raz w miesiącu przybywa do tych ruin. Tu w pobliżu znajduje się sala, w której czarodziej ucztuje wraz ze swymi towarzyszami - czarodziejami. Wielokrotnie podglądałam ich, jak opowiadali sobie o swych wyczynach, nie jest więc wykluczone, że czarodziej wypowie magiczne słowo, które zapomnieliście.

Właśnie dzisiaj odbędzie się tutaj bankiet. Chodźcie za mną".

 

Zapomniane słowo

Sowa razem z dwoma bocianami udała się ciemnymi korytarzami w pobliże sali. W końcu ujrzeli promień światła przenikającego przez szczelinę w walącym się murze. Sowa poleciła bocianom, by zachowywali się cicho. Cała trójka zbliżyła się do szpary. Zobaczyli wielką salę ozdobioną kolumnami i wspaniale umeblowaną. Oświetlały ją liczne lampy. Pośrodku sali stał okrągły stół z rozmaitymi potrawami,

a wokół stołu znajdowały się fotele, na których siedziało ośmiu ludzi.

Jednym z nich był kupiec, który sprzedał im magiczny proszek. Sąsiad kupca poprosił go o opowiedzenie o jego ostatnich osiągnięciach i ów fałszywy kupiec przedstawił między innymi właśnie historię Kalifa, i jego Wezyra. A jakie słowo wymyśliłeś, by złamać zaklęcie?- spytał czarodziej. Trudne słowo łacińskie odpowiedział fałszywy kupiec „Mutabor”. Gdy bociany usłyszały te słowa, o mało nie zemdlały z radości i zaczęły biec na swych długich nogach ku wyjściu z ruin z taką szybkością, że sowa z ledwością im dorównywała. Gdy byli wystarczająco daleko. Kalif powiedział wzruszony do nocnego ptaka: "Wybawicielko mego życia i mego przyjaciela, z wdzięczności za to, co zrobiłaś dla nas, zgódź się zostać moją żoną!". Potem zwrócił się ku wschodowi. Trzykrotnie pochylił długą szyję w kierunku słońca, które właśnie wychylało się zza gór; to samo uczynił Wezyr. Potem razem bociany zawołały: Mutabor! i natychmiast stały się ludźmi.

Uszczęśliwieni z odzyskania normalnego wyglądu, pan i jego wierny sługa, śmiejąc się i płacząc, rzucili się sobie w objęcia. Któż był w stanie opisać ich zdumienie, gdy rozglądając się wokoło, dostrzegli piękną kobietę, wspaniale

ubraną, która z uśmiechem podała rękę Kalifowi. "Nie poznajesz sowy?”, spytała dama. I tak dzięki odzyskanej pamięci wszystko skończyło się jak najlepiej, książęcym ślubem, jak to bywa we wspaniałych bajkach.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin