FiM 02 - 2009.pdf

(3282 KB) Pobierz
96614137 UNPDF
Widząc obłudę, chciwość, pedofilię, zacofanie...
POLACY ODCHODZĄ Z KOŚCIOŁA
Ü
Str. 6, 7
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 2 (462) 15 STYCZNIA 2009 r. Cena 3 zł (w tym 7% VAT)
Chcecie poznać patent genialny w swej złodziejskiej
prostocie? Oto charytatywna kościelna firma Caritas
zatrudnia w swoich firmach osoby niepełnosprawne,
które własną pracą zarabiają dla niej pieniądze. A kto
płaci pensje tym nieszczęśnikom? Otóż my wszyscy.
Ü
Str. 9
ISSN 1509-460X
96614137.014.png 96614137.015.png 96614137.016.png
2
KSIĄDZ NAWRÓCONY
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
FAKTY
KOMENTARZ NACZELNEGO
„Komuniści zagrabili kościelne majątki w sposób półbandycki
– rozdzierał szaty w studiu TVN (program „Teraz my!”) poseł
PO Andrzej Czuma. – Biadolenie z powodu jakichś 500 ha zie-
mi, że to są jakieś duże pieniądze, jest nie na miejscu i małost-
kowe” – dodał. A my dodajmy, że „sposób półbandycki” ozna-
cza wypłacanie rekompensat przez ponad pół wieku i oddanie
więcej, niż się upaństwowiło. Takie jest tych ludzi, tych Czu-
mów, pseudopatriotów Prawdziwe Oblicze. W skrócie PO!
Watahy dorżnąć
Aż serce roście i wielki kamień z niego spada na wieść, że ko-
lejny hierarcha Krk niewinny jest jako ta lelija. Otóż nuncjusz
apostolski abp Józef Kowalczyk zarejestrowany był przez SB ja-
ko kontakt operacyjny i oczywiście nic a nic o tym nie wiedział.
Jeśli donosił, to tylko przez sen i wyłącznie dobre nowiny. Ja-
ką miały wartość? Zawsze co łaska. Święty kapłan...
władzy są największym złem, jakie może spotkać Pol-
skę. Dlaczego? Ponieważ od zawsze grupowali wokół sie-
bie prawicowo-klerykalnych oszołomów, którzy potrzebo-
wali tylko wodza, żeby rozpalić współczesne stosy inkwi-
zycji. To ludzie żądni deptania innych, nieważne: byłych
agentów, wykształciuchów, niekatolików czy budowni-
czych PRL i III RP.
Wśród nich są też kompletni wariaci, takie małpy
z brzytwą, jak Macierewicz. Bez wodza wszyscy oni by-
li rozproszeni i skłóceni, bo każdy chciał być duce. Dwu-
głowy wódz – Kaczyńscy – pogodził ich, dając każdemu
przestrzeń życiową w rządzie, magistracie Warszawy i in-
nych synekurach. Hydra się rozrastała, ale kiedy chcia-
ła połknąć wszystko, zjadła własny ogon, stawiając na
kolejne wybory do parlamentu.
Obecnie jest historyczna szansa, aby katoprawicowe
watahy rozproszyć tak skutecznie, by w tym pokoleniu już
nie zdołały się zjednoczyć. W ten sposób rządy w kraju
mogliby na długo objąć rozsądni liberałowie (nie mylić z obec-
ną PO) na zmianę lub wespół ze zjednoczoną lewicą.
Klucz do realizacji takiego scenariusza ma Donald Tusk.
Wbrew pozorom problemem Tuska nie jest wcale pre-
zydent i jego weta, lecz sama Platforma Obywatelska,
która stała się ugrupowaniem konserwatywnym społecz-
nie i liberalnym gospodarczo. Tyle że taka mieszanka
jest niespójna i nie ma przyszłości. Młodzi wyborcy
chcą zarówno wolności ekonomicznej, jak i obyczajo-
wej. Ostatnie wyczyny rządu (patrz projekt dotyczący in
vitro posła Gowina) pokazują, że PO to tylko łagodniej-
sza wersja PiS. Oparcie się na klerykałach może się
przyczynić do klęski PO w następnych wyborach, a jest
szansa na miażdżące zwycięstwo. Tusk, którego czujność
usypiają obecne pozytywne dla PO sondaże, nie zauwa-
żył też kilku innych rzeczy.
Po pierwsze: PiS zachowuje pozory spójności. Ta par-
tia jest już w agonii. Prezesa opuścili już Rydzyk oraz stron-
nicy Jurka z Opus Dei. Potem była wolta członków Rad
Nadzorczych TVP i Polskiego Radia, dzięki której PiS-owcy
stracili wpływy i stanowiska w mediach publicznych. Z PiS
odchodzi także młody, ideowy narybek, np. Marek Opio-
ła, doradca Jarosława, jeden z asystentów Lecha jako
prezydenta Warszawy, który jako 30-latek został człon-
kiem Komisji ds. Służb Specjalnych (2005–2007), a na-
stępnie był sekretarzem komisji weryfikacyjnej WSI. In-
ny przykład to Marek Tretter, lat 30., związany z PiS od
początku studiów; pracował w KRRiTV, potem był m.in.
koordynatorem Biura Analiz Biura Klubu PiS. Od kwietnia
2008 r. jest asystentem ministra Grupińskiego z... PO.
Po drugie: Opus Dei, ideowy sojusznik PiS, także
traci wpływy w mediach. Dodatkowo w lutym ma się
ukazać demaskatorska książka byłego dyrektora biura
polskiej struktury OD w Polsce – nawróconego z kato-
licyzmu Francuza, który przez 18 lat werbował do OD
osoby z elit i kierował finansami Dzieła w Polsce. Książ-
ka ma zawierać instrukcje, jakie OD wydawało swoim
członkom, m.in. politykom prawicy, i inne tajne mate-
riały wewnętrzne!
Po trzecie: jeśli lewica będzie popierać
dobre ustawy PO przeciwko Lechowi K., ten
wraz ze swoją watahą PiS-owców zostanie
zupełnie zmarginalizowany. Napieralski, Tusk
i ich ludzie muszą tylko myśleć perspekty-
wicznie – co jest dobre dla kraju, a nie tu
i teraz dla ich partii. Wyborcy to z pewno-
ścią docenią. Poza tym wspólny wróg po-
winien łączyć.
Wychodząc z takich przesłanek, należy
stwierdzić, że Donald Tusk nie tylko bez po-
trzeby boi się PiS-u i jego prezydenta, ale
też chce wpuścić własną partię w kanał. Jak zauważa
Lech Mażewski – komentator polityczny związany z nie-
liczną reprezentacją normalnej polskiej prawicy (np. po-
stawił tezę, że stan wojenny był koniecznością) – prezy-
dent w Polsce de facto nie ma władzy. Władza jest
w rękach premiera. Nie wolno tylko dać się zakwakać,
że jest inaczej! Jedynym dostępnym prezydentowi na-
rzędziem jest weto, tyle że to strzał we własną stopę,
gdyż wyborcy nie znoszą politycznych bijatyk.
Niespójność ideowa w PO destabilizuje ją samą. Po-
nadto mogą w niej przeważyć głosy klerykałów, co do-
prowadzi do jej porzucenia przez młodych wyborców, a to
już równia pochyła. Zgadzam się z Mażewskim, że ewen-
tualny rozpad Klubu Parlamentarnego PiS (co jest praw-
dopodobne) należy wykorzystać do zmian w konstytucji,
porządkujących relacje pomiędzy prezydentem, rządem
i parlamentem. Na początek powinno pójść dalsze zmniej-
szenie liczby głosów wymaganych do obalania weta
prezydenta. W 1992 r. niezbędne było zebranie 2/3 gło-
sów (307), zaś od 1997 r. tylko 3/5 (276). W prezydenc-
kiej Francji do odrzucenia weta prezydenta wystarczy po-
łowa głosów izby niższej parlamentu.
Tak naprawdę już w obecnej konstytucji nigdzie nie
wyczytamy prawa prezydenta RP do samodzielnego kre-
owania polityki wewnętrznej. Ani tym bardziej między-
narodowej. W takich ramach prezydenci skazani są na
nudę i z nudów robią polityczne awantury. Wałęsa i Kwa-
śniewski doprowadzili do kryzysów politycznych, dzięki
czemu mieliśmy rządy, które nie odpowiadały przed ni-
kim, tylko przed nimi (rząd Bieleckiego, Suchockiej i Bel-
ki). W dodatku prezydenci wywoływali awantury głów-
nie z obozami, z którymi byli związani: Wałęsa – z obo-
zem „S”, a Kwaśniewski – z Millerowską lewicą. Dla
sprawności reform i rządzenia Polską należy wyelimino-
wać nawet teoretyczne pole do konfliktu. Dalsze skupie-
nie władzy w rękach premiera jest najwłaściwsze i da-
je szansę na realną odpowiedzialność przed społeczeń-
stwem za efekty rządzenia. Premier nie może wtedy
własnego lenistwa zwalić na prezydenta i odwrotnie. Po
uporządkowaniu tych spraw – aby ostatecznie odejść
od dwuwładzy – można by znieść powszechne wybory
prezydenckie. Sejm – pomniejszony personalnie o jakąś
połowę – wybierałby reprezentanta państwa i narodu,
którego zatwierdzałby jeszcze Senat lub jakaś komisja.
To być może uchroniłoby nas na przyszłość przed wybo-
rem paranoicznego, złośliwego karła-niedojdy, który nie
dość, że nie zna żadnego obcego języka, to nawet nie
potrafi poprawnie założyć słuchawek. Przed wyborem
i opłacaniem debilnych posunięć „Najwyższego Przedsta-
wiciela” wybranego przez Wolaków po niedzielnej sumie.
Przy rozpadzie Klubu PiS zdobycie brakujących 20 gło-
sów niezbędnych w celu przegłosowania w Sejmie zmian
w konstytucji nie wydaje się trudne. Czy jednak Tusk
będzie chciał zawrzeć trwałą koalicję z lewicą? Czy stać
go na odsunięcie w PO kościelnych agentów? Jeżeli
znowu pokaże lenistwo, jego marzenie o ciągłości wła-
dzy odpłynie w niebyt, a małpy znów naostrzą brzytwy
i zbiorą się w stado.
50 dolarów – tyle kosztowała radość przełamania się opłat-
kiem z ojcem Rydzykiem. Ową przyjemność miało 1500 przed-
stawicieli moherowej Polonii amerykańskiej w Chicago. Oprócz
obowiązkowego „wpisowego” tatko przyjmował też pękate ko-
perty. Polonii dziękujemy za wsparcie macierzy wkryzysie. Ata-
ta dyrektor? Będzie siał, siał i siał. Na zielono.
Ale szatan nie śpi. Dwie fundacje Rydzyka – „Lux Veritatis”
i„Naszą Przyszłość” – wzięła pod lupę prokuratura. Takie dzia-
łanie wymusiły doniesienia medialne (w tym nasze) o tym, że
to nie żadne instytucje charytatywne, tylko sprawne maszynki
do kręcenia wielkiego szmalu. Niestety, jak szybko wszczęto po-
stępowanie, tak szybko je zakończono, bo „prokuratorzy nie
dopatrzyli się większych nieprawidłowości”. Szkoda, bo więk-
szych już być nie może.
Przedświąteczna noc. Telefon do Radia Maryja. „Niech będzie
(...) i zawsze dziewica”. „Teraz i zawsze” – odpowiada ksiądz
Jacek, po czym zamienia się w słuch. „Ryszard z Opola mówi.
Proszę księdza, są takie media, które propagują polityków nie-
znających polskiego hymnu, takich, co to mówią, że białe jest
czarne i odwrotnie, które deprawowaniem słuchaczy się zaj-
mują i sianiem narodowej nienawiści oraz waśni”.
„No tak, tak... są niestety takie media, to smutne” – odpowia-
da błyskotliwie ks. Jacek, którego IQ nie przekroczyło tej no-
cy niebotycznej granicy 80 punktów.
Pana Ryszarda z Opola prosimy o kontakt z redakcją.
Po raz nie wiadomo już który nie doszło do rozpoczęcia proce-
su Antoniego J. – wielkiego przyjaciela i sponsora ojca Rydzyka,
byłego rektora Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Jaro-
sławiu (o tym „dżentelmenie” pisaliśmy parokrotnie na łamach
„FiM”). Lekarz rydzykowca oskarżonego o malwersacje finanso-
we i przestępstwa seksualne oświadczył zdumionym sędziom, że
jego klient „jest totalnie otępiały”. Naszym zdaniem, to nie jest
stan patologiczny, tylko zupełnie normalny w tych kręgach.
Jakby ataku izraelskiego w Palestynie było mało, Caritas Pol-
ska zapowiedział (i oczywiście natychmiast podał numer spe-
cjalnego konta), że będzie wspierał arabskie ofiary konfliktu
w Strefie Gazy. To teraz oprócz wojny wybuchnie tam jeszcze
klęska głodu!
„Walka klasowa zaostrza się” – powiedział Józef Stalin i jeśli
miał na myśli Napieralskiego i Olejniczaka, to był prawdziwym
wieszczem. Nasz największy zawód roku 2008 – Grzegorz N.,
nazywany przez niektórych trzecim bliźniakiem, zarzuca Wojt-
kowi O., że ten łasi się do PO. Tylko jak tu mówić o walce
klas, skoro klasy w tym nie ma żadnej.
Napieralski zapowiedział, że podczas corocznego spotkania SLD
z dziennikarzami nastrój ma być luźniejszy i on – przewodni-
czący zaśpiewa... karaoke. A dokładnie co? Podobno niegdy-
siejszy hit „Wypijmy za błędy...”. Jak tak dalej pójdzie, lewico-
wy elektorat zaintonuje: „Na barykady, ludu roboczy...”.
Nareszcie wszystko stało się jasne, choć marna to, niestety, po-
ciecha. Oto najbardziej znany na świecie egzorcysta, ksiądz
Gabriele Amorth, oświadczył triumfalnie, że wie, kto stoi za
światowym kryzysem ekonomicznym. Otóż diabeł za nim stoi.
Taki najprawdziwszy, z ogonem, kopytami i rogami.
No cóż... Zawsze twierdziliśmy, że Bush to kawał łobuza, ale
żeby zaraz Antychryst?!
JONASZ
Dwóch brytyjskich pastorów przeszło jednocześnie na katoli-
cyzm. Nie byłoby w tym niczego niezwykłego, gdyby rzecz nie
dotyczyła ojca i syna. Jakby tego było mało, obaj celebrowali
mszę w kościele niedaleko Birmingham. Agencje donoszą, że
to pierwszy taki przypadek w historii Kościoła papieskiego.
Agencje, niestety, jaja sobie robią z księżowskich jaj.
Episkopat Nikaragui alarmuje, że „po dojściu do władzy poli-
tyków lewicowych w kraju łamane są zasady demokracji”. Ale
przecież nie wystarczy tylko narzekać. Pasterze owieczek po-
winni wskazać swojej trzódce wzorcowe standardy. Ot, choćby
mającą wiekowe tradycje demokrację watykańską...
J eszcze zanim powstał PiS, pisałem, że bliźniacy przy
96614137.017.png 96614137.001.png 96614137.002.png
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
GORĄCY TEMAT
3
rał Czesław Kiszczak
udzielił „Gazecie Wy-
borczej” obszernego
wywiadu oraz zamieścił na jej łamach
specjalne oświadczenie. Redakcja en-
tuzjazmuje się, że zwierzenia ostat-
niego szefa peerelowskiej policji po-
litycznej „rzucają nowe światło na
wiarygodność zapisów odziałalności
agenturalnej wielu osób figurujących
waktach SB jako tajni współpracow-
nicy” iod teraz „żadna poważna dys-
kusja o lustracji nie będzie mogła
pominąć głosu byłego szefa MSW”,
skoro on sam „przyznaje, że pole-
cił SB zapisywać informacje z pod-
słuchów jako doniesienia od agen-
tów” . Tak twierdzi dziennikarz Woj-
ciech Czuchnowski – najwybitniej-
szy w „Gazecie” fachowiec od służb
specjalnych.
Po lekturze generalskich wynu-
rzeń i ich jedynie słusznej interpre-
tacji poczuliśmy się trochę rozdar-
ci, bo choć ani na jotę nie zmienił
się nasz pogląd, że archiwa Instytu-
tu Pamięci Narodowej są ekskluzyw-
nym szambem, w którym od czasu
do czasu topi się wybrane osoby, to
przecież nie sposób przejść obojęt-
nie wobec prymitywnej próby zro-
bienia narodowi wody z mózgów...
⁄⁄⁄
„Informacje uzyskane za pomo-
cą techniki operacyjnej przypisywa-
no w dokumentacji źródłom osobo-
wym: tajnym współpracownikom, ist-
niejącym faktycznie lub stworzonym
przez SB na użytek wewnętrznej kon-
spiracji, kandydatom na t. w., a tak-
że, choć rzadziej, kontaktom opera-
cyjnym” – napisał w oświadczeniu
Kiszczak. Przywołuje na dowód dwie
dyspozycje wydane przez siebie
wokresie styczeń–luty 1982 r., wktó-
rych znalazł się (co jest prawdą) za-
pis, że „informacje uzyskane środka-
mi pracy »B«, »T«, »W« można włą-
czać do spraw operacyjnych tylko
w tak przetworzonej postaci, aby nie
zaprzepaścić ich wartości operacyj-
nych, a jednocześnie całkowicie za-
konspirować źródło pochodzenia”.
Wyjaśnijmy, że owe tajemnicze
literki oznaczają jednostki operacyj-
no-techniczne SB, zajmujące się od-
powiednio: obserwacją („B”), insta-
lacją i eksploatacją wszelkiego ro-
dzaju podsłuchów („T”) i kontrolą
przesyłek pocztowych („W”), reali-
zowanymi na zamówienie stricte ope-
racyjnych jednostek „numerowa-
nych” (np. Departament II –kontr-
wywiad, Departament IV – kościo-
ły i związki wyznaniowe itd.).
A jak konspirowano, żeby „nie
zaprzepaścić”?
– W praktyce polegało to na
„przesuwaniu źródeł” – powiada Kisz-
czak, co według jego wersji wygląda-
ło tak, że gdy np. kilku opozycjoni-
stów (nieświadomych „uszu w ścia-
nach”) naradzało się, jak obalić ko-
munę, to po sporządzeniu przez pra-
cownika techniki notatki zdającej re-
lację, kto co powiedział, oficer pro-
wadzący daną sprawę operacyjną
wkładał uzyskane wten sposób infor-
macje w usta dowolnie wybranego
uczestnika spotkania, czyniąc z nie-
szczęśnika wysokiej klasy agenta.
Były minister podkreśla w wy-
wiadzie, że pod jego rządami wszel-
kie podsłuchy były „najczęściej le-
galne, bo zakładane za zgodą pro-
kuratora” i tylko w wyjątkowych
sytuacjach naruszano tę regułę, zaś
owo „przesuwanie źródeł” stano-
wiło usankcjonowaną przepisami
„powszechną i rutynową pracę ka-
muflażową”, w której nie chodziło
o to, żeby komukolwiek zrobić na
złość, bowiem spreparowana doku-
mentacja przeznaczona była wyłącz-
nie na użytek wewnątrzresortowy.
– Myśmy nie robili tego z my-
ślą, co się z tym będzie działo za
20 lat. Sądziliśmy, że nikt nigdy te-
go nie będzie ujawniał – opowiada
dziennikarzowi „Wyborczej”.
słyszałem o „firmie” . Owszem,
przetwarzano je, ale nie na „fikcyj-
ne doniesienia TW” – jak to bez-
myślnie powtarza za „Wyborczą”
większość mediów – lecz na donie-
sienia fikcyjnych TW. Jest różnica?!
Żeby zakamuflować technikę jako
źródło pochodzenia informacji, czę-
sto rejestrowano w charakterze
tajnego współpracownika lub ja-
ko tzw. kontakt operacyjny nie-
istniejącego człowieka , któremu
nawet zakładano teczkę personalną
i pracy, po czym taki TW bądź KO,
„prowadzony” zreguły przez naczel-
nika wydziału lub szefa analityków,
stawał się najcenniejszym (ze wzglę-
du na jakość dostarczanych newsów)
i najgłębiej zakonspirowanym (ze
względu na niemożność identyfika-
cji) agentem. Oficer zajmujący się
następców (trzeba pamiętać, że ofi-
cer nie był przywiązany dożywot-
nio do prowadzonych przez siebie
spraw, które częstokroć były prze-
kazywane – np. w ślad za przepro-
wadzką figuranta bądź TW – do
innych jednostek), to jeszcze mu-
siałby wtedy napisać dwie notatki:
jedną do teczki pracy agenta, adru-
gą do prowadzonej sprawy. Dodat-
kowa i całkiem bezsensowna robo-
ta – zauważa mjr M. W. , oficer ope-
racyjny łódzkiej bezpieki.
⁄⁄⁄
Relacjonuje nam naczelnik wy-
działu w Departamencie Techniki
MSW: – Materiały z techniki miały
ściśle określony obieg. W MSW tra-
fiały bezpośrednio do rąk dyrektora
departamentu i tylko stenogramy
zpodsłuchów najważniejszych obiek-
naczelnicy w komendach wojewódz-
kich strzegli niczym źrenicy oka. I nie
chodziło im o żadne ministerial-
ne instrukcje, lecz własną dupę .
Moim zasmarkanym obowiązkiem by-
ło zapewnienie Wydziałowi „T” ope-
racyjnych warunków do zainstalowa-
nia mikrofonów i kabli, jak również
ich awaryjnego demontażu bądź znisz-
czenia w przypadku niebezpieczeń-
stwa wykrycia podsłuchu. Udało nam
się go założyć w gabinecie ordyna-
riusza, bo mieliśmy akurat wkurii bi-
skupiej dobrego agenta, dzięki któ-
remu fachowcy szybko uporali się
zsolidną, przewodową instalacją, któ-
rą można było wykorzystywać całymi
latami. Ten sam człowiek figurował
w naszych planach na wypadek za-
grożenia i konieczności likwidacji
podsłuchu. Gdy agent zdnia na dzień
awansował, obejmując pewien urząd
kościelny poza kurią, zostałem z ni-
czym. Gdyby cokolwiek wówczas się
wydarzyło, wyleciałbym na zbity pysk
z roboty. Ciężko pracowaliśmy nad
pozyskaniem do współpracy nowego
człowieka, ale żaden się do takiej
operacji nie nadawał, więc w obli-
czu wpadki mógłbym co najwyżej wy-
sadzić kurię wpowietrze. Ico? Mia-
łem przetwarzać i wkładać informa-
cje z PP w usta kandydata na tajne-
go współpracownika, którego jakiś
nieświadomy niczego oficer poszedł-
by werbować do współpracy, szermu-
jąc argumentem, że „przecież kie-
dyś ujawnił nam pan to i tamto”?
Amoże wusta proboszcza, który ow-
szem, chętnie z nami rozmawiał, ale
nie miał zielonego pojęcia, że został
z tego powodu zarejestrowany i ma
w bezpiece teczkę pracy? Byłbym
idiotą i samobójcą! O istniejącym
w kurii podsłuchu wiedziało u mnie
tylko trzech ludzi, aincydentalnie po-
zwalałem na włączanie uzyskanych tą
drogą informacji do innych spraw ope-
racyjnych tylko w postaci celowo
zdeformowanych doniesień fikcyj-
nego TW i–oile mi wiadomo –wca-
łym kraju robiono podobnie.
⁄⁄⁄
W cóż zatem gra Kiszczak we-
spół z „Wyborczą”?
– Widać gołym okiem, że środo-
wisko „Gazety” prowadzi silny ostrzał
medialny przed ponownym procesem
lustracyjnym bardzo blisko znim zwią-
zanej Małgorzaty Niezabitowskiej ,
której w apelacji uchylono wyrok są-
du pierwszej instancji oczyszczający
z zarzutu współpracy. Z kolei Kisz-
czak pozostaje w głębokiej zażyłości
z redaktorem naczelnym Adamem
Michnikiem (obaj na zdjęciu), od-
kąd ten nazwał go przed laty „czło-
wiekiem honoru” iprzyrzekł dozgon-
nie „bronić jak niepodległości”
(„GW” 29 z3–4lutego 2001 r. – dop.
red. ). Wniosek? To oświadczenie
generała jest oczywistą formą in-
strukcji, jakiej mamy trzymać się
wersji, gdyby wzywano nas na
świadków w tym i wszelkich in-
nych procesach lustracyjnych
–podkreśla oficer SB rozpracowują-
cy niegdyś opozycję polityczną.
ANNA TARCZYŃSKA
tarczynska@faktyimity.pl
Apel do poległych
W ogólnopolskim
dzienniku opublikowano
instrukcję dla byłych
oficerów Służby
Bezpieczeństwa,
jak mają zeznawać,
gdyby w sądach pytano
ich, czy ten i ów
był agentem...
I żaden sąd ani IPN nie zdoła
dzisiaj rozszyfrować wymyślonej
przez niego szarady, bowiem po
przypisaniu ludziom fikcyjnych do-
niesień będących wistocie przetwo-
rzonymi informacjami uzyskanymi
ze źródeł technicznych, oryginalne
stenogramy podsłuchanych rozmów
niszczono w terminie 10 dni.
– Tylko oficer „dołowy”, który
bezpośrednio zwerbował iprowadził
tajnego współpracownika, może po-
wiedzieć, czy X lub Y był TW i czy
to on osobiście meldował, czy była
to informacja zpodsłuchu –przeko-
nuje dziennikarza Kiszczak.
Korzystając zgościnnych łamów
„Wyborczej”, zaapelował też do by-
łych funkcjonariuszy SB, żeby nie
dali się nikomu zastraszyć i zezna-
wali w sądzie jak na świętej spo-
wiedzi, a jakby coś, to on bierze
wszystko na siebie.
„Przekazanie prawdy o tamtym sys-
temie oraz jego metodach jest naszym
– dowódcy i podwładnych – wspólnym
obowiązkiem. Jest też jedyną możliwą
dla nas obecnie formą zadośćuczy-
nienia tym, którzy dzisiaj ponoszą kon-
sekwencję naszych ówczesnych dzia-
łań” – czytamy w oświadczeniu 84-
letniego szefa nieboszczki bezpieki.
A jaka jest prawda?
⁄⁄⁄
Twierdzenie, że informacje
z podsłuchów wkładano w usta re-
alnie istniejących, mających toż-
samość ludzi, jest jedną z najwięk-
szych bredni, jaką kiedykolwiek
daną sprawą operacyjną często na-
wet nie wiedział oistnieniu PP (pod-
słuchu pokojowego – dop. red. ) na
„jego” obiekcie, zwłaszcza w przy-
padku instalacji u znaczących osób,
a już z pewnością nie mógł dosta-
wać do dalszej obróbki stenogramów
toczonych tam rozmów. Miał jedy-
nie dostęp do przetworzonej infor-
macji pochodzącej od nieznanego
mu „agenta” i tylko taki dokument
mógł ewentualnie znaleźć się w ak-
tach prowadzonej przez niego spra-
wy – wyjaśnia „FiM” były dyrektor
jednego z departamentów MSW.
– W praktyce występowały jed-
nak odstępstwa od sztywnych reguł,
bowiem np. materiały z PT (podsłu-
chu telefonicznego) – mimo tej samej
klauzuli tajności – traktowano znacz-
nie mniej restrykcyjnie i bezpośred-
nio zainteresowany nimi funkcjona-
riusz miał wgląd wstenogramy. Znaj-
ciekawszych sporządzał i wpinał do
akt sprawy notatki, że np. ze źródła
„Agata”, którym to kryptonimem
oznaczony był dany podsłuch, uzy-
skał informację, że figurant planuje
jakiś wyjazd lub spotkanie. Czy mógł
wkładać tę wiedzę wusta osobowych
źródeł? Teoretycznie tak, tylko po
co? Nie dość, że kompletnie dez-
orientowałby swoich ewentualnych
tów czytał przed nim minister. Kisz-
czak chętnie to robił, bowiem szale-
nie lubił upokarzać dyrektorów py-
taniami owydarzenia, októrych sam
przed chwilą przeczytał, a tamci nie
mieli jeszcze o nich bladego poję-
cia. Przychodzili do mnie z konia-
kami, żebym uprzedzał ich o treści
komunikatów przekazanych do za-
poznania Kiszczakowi. Wterenie ca-
ła dokumentacja szła najpierw do za-
stępcy komendanta wojewódzkiego
ds. SB. To oni, dyrektorzy iszef SB,
decydowali później, jak daleko wdół
można tę wiedzę udostępnić. Obo-
wiązywało jedynie kategoryczne za-
lecenie ograniczania liczby wtajem-
niczonych pracowników do minimum
absolutnie niezbędnego iuzasadnio-
nego faktycznymi potrzebami ope-
racyjnymi. Szczególnie w kwestiach
PP, co wynikało przede wszystkim
z obaw przed dekonspiracją i wy-
kryciem nielegalnych na ogół insta-
lacji. Kiszczak mówi, że stanowiły
wyjątki? Włóżcie to między bajki, bo
spośród wszystkich PP i PT na co
najmniej 90 proc. nie było żad-
nych prokuratorskich podkładek .
⁄⁄⁄
Podobnego zdania jest były na-
czelnik „kościelnego” Wydziału IV:
– Informacji z techniki wszyscy
U schyłku 2008 r. gene-
96614137.003.png
4
Z NOTATNIKA HERETYKA
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
POLKA POTRAFI
Zmowa milczenia
Prowincjałki
Prezydent Sopotu nagrodził młodych lokal-
nych koszykarzy za zdobycie mistrzostwa
kraju. Chłopaki dostali po zegarku. Firmowym. Szwajcarskim. Przynajmniej
oficjalnie tak było. Do czasu, aż jeden z obdarowanych poleciał do zegarmi-
strza, żeby skrócić bransoletkę. Okazało się, że to podróba. Prokuratura
sprawę umorzyła. A młodziaki? Jeszcze mają czas na markowe rzeczy,
niech im się w głowach nie przewraca.
Co może usłyszeć kobieta, która
dzwoni do Państwowej Inspekcji
Pracy i informuje, że jest mole-
stowana przez swojego szefa?
A to na przykład, że panowie po
czterdziestce tak mają. Albo że-
by cierpliwie czekała, aż boss się
zestarzeje lub znajdzie inną, to
przejdzie mu ochota na amory.
A w ogóle to „inspekcja nie jest
od naprawiania świata”!
Udowodniły to działaczki kobie-
cej Fundacji „Feminoteka”, które
pod koniec ubiegłego roku dzwo-
niły do kilkunastu oddziałów PIP,
podając się za molestowane pracow-
nice. Prosiły o pomoc. Usłyszały, że
niewybredne komentarze na temat
ich biustów czy zalecenie chodzenia
do pracy w mini należy traktować
jako... komplement, a propozycja
seksu na wyjeździe służbowym to
„kwestia interpretacji”.
Prawie za każdym razem urzęd-
nicy życzliwie radzili szukać innej
pracy, bowiem, jak przekonywa-
li, bez twardych dowodów w są-
dzie zbyt wiele nie zdziałają.
Iwiększość molestowanych ko-
biet tak właśnie robi – zmienia
pracę, podczas gdy sprawca po-
zostaje bezkarny.
Na Zachodzie sprawy o mole-
stowanie traktuje się bardzo poważ-
nie. U nas problem zauważa się do-
piero wtedy, gdy dojdzie do gwałtu.
Seksualne aluzje i propozycje, ob-
macywanie, plotki na temat seksu-
alnych upodobań traktuje się jak nor-
mę, z którą nie warto nawet walczyć.
Jak podaje CBOS, 22 proc. doro-
słych Polaków dostrzega w swojej
firmie czy na uczelni problem mo-
lestowania. Jednak większość takich
incydentów nigdy nie zostaje ujaw-
niona. Dlaczego? W przypadku mo-
lestowanych kobiet wciąż pokutuje
stereotyp, że najczęściej to ona sa-
ma jest winna. Była miła, atrakcyj-
na, modnie ubrana, umalowana,
znaczy się – ma, czego chciała. Co
ciekawe, takie opinie równie często
jak mężczyźni wygłaszają... inne pa-
nie. Molestowane kobiety słusznie
obawiają się, że zostaną uznane za
histeryczki, które koniecznie chcą
zrobić wokół siebie dużo szumu. Al-
bo liczą na jakieś konkretne korzy-
ści. Polki boją się też utraty pracy.
To obawa jak najbardziej uzasadnio-
na – na taką daleko idącą poufałość,
czy wręcz seksualny szantaż, z regu-
ły pozwalają sobie mężczyźni na kie-
rowniczych stanowiskach (w prze-
dziale wiekowym świadczącym okry-
zysie wieku średniego), którym wła-
dza zbytnio zaszumiała w głowach
i podległe sobie pracownice traktu-
ją jak własność. Ich ofiarami stają
się zwłaszcza te kobiety, którym naj-
bardziej zależy na utrzymaniu pra-
cy: samotne, wychowujące dzie-
ci, gorzej wykształcone czy za-
trudnione na okres próbny.
Mimo tych wszystkich prze-
ciwności coraz więcej szykano-
wanych Polek decyduje się wal-
czyć o swoje prawa (i odszko-
dowanie) w sądzie. Ma im w tym
pomóc styczniowa zmiana usta-
wy o dyskryminacji. Więcej na
ten temat za tydzień.
JUSTYNA CIEŚLAK
Zdaniem prokuratury, przez ponad cztery
lata kazał się wozić z domu do pracy ra-
diowozem, a bywało, że używał go jak prywatnego samochodu. Przez dwa
miesiące wypłacał pensję swojej partnerce życiowej, chociaż ta ani jedne-
go dnia nie spędziła w komendzie. Takie wybryki ma na swoim koncie
Tomasz G. , naczelnik wydziału przestępstw gospodarczych wrocławskiej po-
licji. Cóż, napatrzył się chłop, jak robią to inni...
W Białymstoku urzędnicy odbębnili rado-
śnie koniec konkursu na logo miasta, zwy-
cięski znaczek zamieścili w internecie i wtedy... ktoś dopatrzył się podo-
bieństwa znaczka z logo nowojorskiej organizacji homoseksualistów, trans-
seksualistów i biseksualistów!!! Idziemy o zakład, że to najtrudniejsze chwi-
le w kadencji urzędującego w mieście prezydenta.
Zanim Zakłady Azotowe Kędzierzyn na do-
bre zadebiutowały na giełdzie, ich akcje po-
jawiły się na rynku. Wszystko za sprawą operatywnych studentów stołecz-
nej uczelni, którzy na lewych papierach wartościowych zamierzali zrobić in-
teres życia. Pierwszą partię za 61 tys. zł udało im się opchnąć. Drugiej
– o wartości 77 tysięcy – już nie. Biznes zastopowali policjanci.
Ośmiolatek z Bielska-Białej wybrał się na
spacer. Do sklepu ze sprzętem elektro-
nicznym. Ochroniarze zatrzymali malca akurat w momencie, kiedy pakował
pod kurteczkę zdjętego z półki laptopa.
W związku z pojawiającymi się na niektórych forach internetowych sensacyjnymi doniesieniami, że
Andrzej Rodan „z pewnych tajemniczych powodów” zrezygnował z pracy w redakcji „FiM”, informujemy,
że rzecz miała się dokładnie odwrotnie. To „Fakty i Mity” rozstały się z Panem Rodanem.
Niezapomniany sylwester stał się udziałem
mieszkańców Piły. Od jednej źle wycelo-
wanej petardy zhajcowała się tamtejsza szkoła. 5 lat temu wybudowana za
7 milionów polskich złotych.
Opracowała WZ
rać w sobie jad kiełbasiany, zabójczy dla nie-
ostrożnych amatorów jedzenia z puszki. Także pol-
scy konserwatyści raczą nasze społeczeństwo po-
karmem nieświeżym, czasem zatrutym.
Przed tygodniem pisaliśmy o panowaniu w naszych
mediach przykościelnych konserwatystów, którzy czczą
i propagują sławetne 4 „R”: rodzinę, religię, rynek i roz-
sądek + życie ludzkie. Wspo-
mniałem, że ów deklarowany
„szacunek dla rodziny” jest mi-
tem, ponieważ konserwatyści
czczą jedynie patriarchalną ro-
dzinę wyobrażoną i podaną do
wierzenia przez Kościół. Kon-
serwatyści zapełniają media płaczem nad rzekomym współ-
czesnym upadkiem i kryzysem rodziny, który nie jest ni-
czym innym, jak kolejnym mitem sprzedawanym (łatwo-
)wiernym. Rodzina jako taka ma się zupełnie dobrze,
a dowodem jej żywotności jest właśnie to, że ciągle
zmienia się i ewoluuje, poszukuje nowych form trwania
i rozwoju. Ludzie spontanicznie chcą tworzyć rodziny,
ale niekoniecznie takie jak dotychczas. Poszukują form
bardziej ich satysfakcjonujących, ale zawsze takich, któ-
re pomogą wyrazić wzajemną więź, przywiązanie, miłość
ich członków, w tym poczucie bezpieczeństwa i rozwój
dla dzieci. Kościół nie chce słyszeć o żadnych innych ro-
dzinach poza sakramentalnymi, anowym, mającym szan-
sę na przetrwanie i dawanie satysfakcji formom życia
rodzinnego odmawia prawa do istnienia. Gdzie tyko więc
może, blokuje legalizację konkubinatów, utrudnia roz-
wody albo wręcz ich zakazuje (jak na Malcie), manipu-
luje przy in vitro, atakuje antykoncepcję.
Jeżeli coś natomiast przechodzi kryzys, to zcałą pew-
nością rodzina patriarchalna, oparta na władzy (także
fizycznej) mężczyzny nad kobietą, przemocy rodziców
nad dziećmi, podszyta strachem, obłudą i różnymi for-
mami dominacji, w tym zmuszaniem do przyjęcia przez
dzieci religii rodziców. Rodzina taka podparta jest czę-
sto autorytarną, ogłupiającą szkołą, która gwałci twór-
czość i naturalny pęd do wiedzy dziecka, a zastępuje go
kultem lizusostwa, wyścigiem szczurów i przemocą świa-
topoglądową. Tak, taka rodzina przeżywa dramatyczny
kryzys wzmieniającym się świe-
cie, w którym kobiety nie ma-
ją już ochoty pełnić funkcji ma-
szyn do rodzenia dzieci, amło-
dzi liczą na poważne traktowa-
nie, anie przemawianie do nich
jedynie z pozycji władzy rodzi-
cielskiej. Ito zapewne nad tą rodziną płaczą biskupi wco
drugim liście pasterskim, a na ekranach TV płaczą też
Terlikowscy i Hołownie . Bo taka chora rodzina jest od-
biciem stosunków władzy panujących w Kościele – zatę-
chłego dogmatyzmu, bezwzględnego autorytaryzmu
i urzędniczej bezduszności. Powolna śmierć patriarchal-
nej rodziny zapowiada zgon powiązanego z nią Kościo-
ła i tego właśnie boją się panowie w czerni i ich akolici.
Śmieszy też propagowanie przez konserwatyzm kul-
tu religii jako wartości samej w sobie. Religie przez ich
wielość, niejednoznaczność ich przesłania oraz targające
nimi wewnętrzne sprzeczności nie są instytucjami, które
muszą być szanowane z samej definicji. Religie to sym-
patia dla bliźniego, współczucie i pomoc, ale także prze-
moc, fanatyzm, sekciarska nienawiść. Obawiam się, że
częściej mamy do czynienia z tym drugim niż pierwszym.
Owszem, mądra i szanująca człowieka religia może mieć
pozytywny wkład w życie indywidualne i społeczne, nie-
stety – wpolskich warunkach bardzo trudno odobre inie-
budzące wątpliwości przykłady. ADAM CIOCH
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE
RZECZY POSPOLITE
Bogu dzięki, bo tu raczej Opatrzność zadziałała, że były wcześniejsze wy-
bory, że prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu coś kazało umożliwić
wcześniejsze wybory. Wyobraźcie sobie w tej sytuacji niepewności gospo-
darczej, kryzysów wojennych w wielu miejscach świata, żeby rządziła ta-
ka ekipa, jaka rządzi w telewizji publicznej, z tymi konfliktami, z tymi
niejasnymi kompetencjami i nieustannym skakaniem sobie do gardeł.
(Donald Tusk)
Jad kiełbasiany
¶¶¶
W zależności od prowadzonej polityki ten kryzys w Polsce może być lek-
ki, ciężki albo bardzo ciężki. Z całą pewnością wprowadzenie euro będzie
sprzyjało temu, że będzie to kryzys ciężki albo bardzo ciężki.
(Jarosław Kaczyński)
¶¶¶
Jarosław Kaczyński to już polityczny nieboszczyk, on już po prostu nie ist-
nieje.
(Stefan Niesiołowski)
¶¶¶
Jarosława Kaczyńskiego już wcześniej kilkakrotnie politycznie grzebano,
ale on zawsze wracał.
(Władysław Stasiak)
¶¶¶
Badania wskazują, że w krajach, w których pary homoseksualne zostały
zupełnie oswojone społecznie, gdzie doszło do legalizacji konkubinatów
homoseksualnych, spada ilość zawieranych małżeństw, a wzrasta ilość roz-
wodów. (Tomasz Terlikowski, dziennikarz katolicki)
¶¶¶
Zamiast inwestować ogromne pieniądze w ryzykowne techniki typu in vi-
tro, lepiej przeznaczyć je na leczenie zdrowia osób mających kłopoty z płod-
nością. Spowoduje to, że wiele małżeństw, które były niepłodne, staną się
płodne i będą mogły cieszyć się dziećmi.
(Abp Henryk Hoser, lekarz z wykształcenia!)
Wybrali: RK, OH, AC
SOUVENIRY
POJĘTNY NACZELNIK
LOGO
AKCJA STUDENCKA
MAŁY INFORMATYK
BUDA POSZŁA Z DYMEM
W adliwie sporządzona konserwa może zawie-
96614137.004.png 96614137.005.png 96614137.006.png 96614137.007.png 96614137.008.png 96614137.009.png
Nr 2 (462) 9 – 15 I 2009 r.
NA KLĘCZKACH
5
KSIĄDZ
JEST KOBIETĄ
być chrzestnymi i nie mogą się do-
magać pogrzebu katolickiego. Człon-
kowie tych rodzin są uważani za nie-
wierzących!” .
tego Kościoła nt. dokumentu
sprzed 100 lat. Chodzi o sporzą-
dzoną przez Kościół rzymskokato-
licki broszurę pt. „O wizjach i ob-
jawieniach Felicji Kozłowskiej”.
Dokument został sfałszowany.
Z przetłumaczonego na łacinę tek-
stu, którego użyto w Watykanie (do
nałożenia imiennej ekskomuniki),
usunięto fragmenty, które dotyczy-
ły pokory lub określały stosunek
do Maryi, założycielki mariawity-
zmu – twierdzi biskup Jabłoński .
Hierarcha mariawicki przekonu-
je: „Ta lektura nie ukazuje poko-
ry i duchowej głębi św. Marii Fran-
ciszki, a skoro aż 11 najistotniej-
szych fragmentów z tekstu zostało
usuniętych, nie dziwi, że Święte
Oficjum (dziś Kongregacja Nauki
Wiary) uznało jej objawienia za
nierzetelne i nakazało rozwiązać
Zgromadzenie Mariawickie, a na-
wet odsunęło Kozłowską od kon-
taktu z kapłanami i siostrami za-
konnymi”.
Był pierwszy Polak w kosmosie,
pierwszy, który rządził Watykanem,
jest wreszcie i pierwsza Polka, któ-
ra została... rzymskokatolickim księ-
dzem. Chodzi o Janinę Sevre-Du-
szyńską ze stanu Kentucky w USA.
Nasza rodaczka należy do opozy-
cyjnych wobec Rzymu środowisk
katolickich i przyjęła święcenia ka-
płańskie nieuznawane przez waty-
kańskich oficjeli. Z tego powodu
została wykluczona z oficjalnego
Kościoła jako buntownica i grzesz-
nica. Duszyńska nic sobie jednak
nie robi z ekskomuniki i twierdzi,
że tylko Bóg może ją wykluczyć
z Kościoła.
AK
jakiegokolwiek rodzaju nowotwo-
ru. Mało tego, długotrwałe przyj-
mowanie środków zawierających
wyciąg z nadrzewnego grzyba mo-
że prowadzić do poważnych uszko-
dzeń wątroby.
Dzieciaki mają wskazać, które sło-
wa w tytułach powinny być pisane
dużymi literami. Do wyboru są:
„Wally poznaje świat”, „Mama, Ta-
ta, Komputer i Ja”, „Kubuś Pucha-
tek”, „Wiedza i Życie” oraz... „Ga-
zeta Wyborcza”. „To jest indoktry-
nacja od najmłodszych lat i darmo-
wa reklama” – wrzeszczy „ND”
i chyba mu nie chodzi o Puchatka.
W dodatku ma rację. No bo „Fak-
ty i Mity” to jak się pisze?
KARNAWAŁOWA
POKUTA
MaK
Karnawał to idealna pora na...
pokutę i post. Zamiast marnować
czas na grzeszne hulanki i swawo-
le, w ciągu kilkudziesięciu karna-
wałowych dni katolik powinien cał-
kowicie oddać się modlitwie i opła-
kiwaniu popełnianych wówczas na
całym świecie grzechów – ponad
sto lat temu radził kapucyn Ho-
norat Koźmiński w „Karnawale
dusz pobożnych”. A oto przepis na
karnawałową pokutę: „Poświęć przy-
najmniej pół godziny na rozmyśla-
nie męki Jezusowej. Z podwójną pil-
nością zajmuj się czytaniem książ-
ki duchownej. Ponieważ Pan Bóg
w tym czasie jest szczególnie obra-
żany przez zbytki w jedzeniu i na-
poju, staraj się swój smak umartwiać
w jakości i ilości pokarmu. Zadaj
sobie jakieś umartwienie ciała. Gor-
liwie wypełniaj wszystkie ćwiczenia,
modlitwy i adoracje. Jak najczę-
ściej odwiedzaj kościół choć na jed-
no »Zdrowaś Maryja«. Co godzinę
uczyń krótki akt żalu za grzechy,
które popełniane są w tym momen-
cie na całym świecie. Przynajmniej
trzy razy dziennie uczyń pokłon,
zwracając się ku czterem stronom
świata, aby uczcić Boga ciężko znie-
ważanego w każdej części ziemi.
W każdy czwartek lub sobotę ofia-
ruj komunię świętą na przebłaganie
gniewu Bożego. Odnawiaj codzien-
ne postanowienia i obietnice Bogu
uczynione”.
OJCOWIE
MIŁOSIERNI
MarS
PPr
OPATRZNOŚĆ
WYROKI
NA DUCHOWNYCH
Doszło do kolejnego wypadku
podczas realizacji kościelnej bu-
dowy (czyżby opatrzność powędro-
wała na budowy świadków Jeho-
wy?). Zawaliło się rusztowanie przy
wykańczanym Centrum Studiów im.
Jana Pawła II (przy łódzkiej kate-
drze) i pięciu młodych robotników
runęło na ziemię z dziesięciu me-
trów. Z poważnymi urazami trafi-
li do szpitala. Wypadek jest efek-
tem niedostatecznego nadzoru. To
jeden z najczęstszych głównych
grzechów wykonawców kościelnych
obiektów, realizowanych najczęściej
z drastycznym łamaniem przepisów
bhp. Bo taniej.
Wyrokami zakończył się proces
dwóch księży: prawdziwego i fałszy-
wego (różnica okazała się w tym
przypadku nieistotna), zamieszanych
w aferę z wyłudzeniami pieniędzy
w diecezji tarnowskiej („FiM”
48/2008). Duchowny uważany za fał-
szywego dostał 3 lata więzienia za
wyłudzenie m. in. 200 tys. zł po-
życzki, a ksiądz prawdziwy, uwiary-
godniający tego pierwszego, dostał
grzywnę i nakaz uiszczenia zwrotu
kosztów sądowych. Prawdziwemu
duchownemu sąd dowiódł także skła-
danie fałszywych zeznań. MaK
PPr
BISKUPIA KRYTYKA
PAPIESTWA
Bonifratrzy karmiący chorych
na raka szkodliwymi grzybkami
nie mają także wiele miłosierdzia
dla chorych leczonych metodami
naukowymi. W Katowicach dosta-
li budynek szpitalny i próbują wy-
rzucić z niego instytucję publicz-
ną – Szpital Miejski im. Ludwika
Rydygiera. W sądzie domagali się
eksmisji personelu i pacjentów
szpitala. Placówka będzie musia-
ła się zwijać (personelowi dyrek-
cja wręczyła już wypowiedzenia),
a decyzję w sprawie eksmisji sąd
wyda w końcu lutego. MaK
BS
Ostra krytyka spotkała Jana
Pawła II oraz jego następcę Be-
nedykta XVI . Biskup Bernard
Tissier de Mollarais z Bractwa
Kapłańskiego św. Piusa X w naj-
nowszym wywiadzie stwierdził, że
Jan Paweł II nie zrobił nic, aby od-
rodziła się wiara, a Benedykta XVI
nazwał modernistą i heretykiem.
„Rzym cierpi na zatwardziałość ser-
ca” – podsumował lefebrysta.
Biskup skrytykował również
członków Bractwa, którzy są otwar-
ci na dialog i porozumienie z Wa-
tykanem, zarzucając im niewier-
ność: „Wielu rezygnuje z powodu
braku przekonań i poszukują kom-
promisów. Dali się uwieść uśmie-
chom prałatów rzymskiej kurii”.
Polityka Benedykta XVI wobec
lefebrystów po raz kolejny okaza-
ła się przegrana, a dialog, jak wi-
dać, przynosi mierne efekty. PPr
SIOSTRY
PRZYTULANKI
GURU BETANEK
GÓRĄ
To tytuł kontrowersyjnej sztu-
ki, która weszła na afisz w stołecz-
nym teatrze Na Woli. Autor: Ma-
rek Modzelewski , reżyser: Kolum-
bijczyk Giovanny Castallanos .
Medialny szum, jaki już powstał
wokół spektaklu, z pewnością po-
może zapełnić salę teatru, podob-
nie zresztą jak i sama tematyka:
w męskim klasztorze zakonnicy co-
raz gorzej znoszą celibat i wresz-
cie przeor zarządza demokratycz-
ne referendum. Zakonnicy mają
odpowiedzieć na jedno (ale za to
jakie!) pytanie: czy jesteś za regu-
larnymi wizytami w klasztorze osób,
które Pismo nazywa niewiastami?
Recenzja ze spektaklu wkrótce na
łamach „FiM”.
Kompromitacja wymiaru spra-
wiedliwości. Tak najkrócej można
skomentować zarzuty, jakie proku-
ratura postawiła ks. Romanowi K. ,
byłemu kapelanowi zbuntowanych
betanek z Kazimierza Dolnego. Gdy
jesienią 2007 r. toczyła się batalia
o usunięcie 50 zbuntowanych sio-
strzyczek z klasztoru w Kazimierzu,
księdzu zarzucano m.in. ich seksu-
alne wykorzystywanie. Teraz w ak-
cie oskarżenia skierowanym do są-
du mówi się zaledwie o naruszeniu
miru domowego i nietykalności cie-
lesnej policjanta oraz znieważeniu
funkcjonariuszy. Skończy się z pew-
nością umorzeniem z powodu zni-
komej szkodliwości czynu, no bo jak
można skazać księdza, choćby zbun-
towanego! Chciałoby się powiedzieć
„nie nasza parafia”, ale za kilkulet-
nie śledztwo i proces zapłaci każ-
dy z nas. Podobnie jak za państwo-
wą akcję pacyfikacji prywatnego
domu sióstr.
AK
JPII NA GRUZACH
FAŁSZERSTWO
– SPECJALNOŚĆ KRK
Wojewódzki konserwator zabyt-
ków w Białymstoku wyraził zgodę
na zburzenie zabytkowego budyn-
ku konsumów w Bielsku Podlaskim,
choć stanowiły one cenny element
starej zabudowy miasta. Obiekt „był
tylko w ewidencji urzędu konser-
watorskiego, a nie w rejestrze”
– usłyszeliśmy bałamutne wyjaśnie-
nie Wojewódzkiego Urzędu Ochro-
ny Zabytków.
Zgodę na rozbiórkę budowli wy-
dano tylko po to, aby w jej miej-
scu stanął pomnik JPII. Jakby ma-
ło było skandalu, to wyburzenie
kosztowało już podatników pra-
wie 60 tys. zł, a to nie koniec, bo
monument papieża także sfinanso-
wany zostanie w znacznej części
z pieniędzy podatników.
A domu pomocy społecznej jak
w mieście nie było, tak i nie ma.
PS
Oficjalny organ prasowy Kościo-
ła Starokatolickiego Mariawitów
w swoim najnowszym wydaniu za-
wiera oświadczenie bpa naczelnego
PS
NIE SZCZUĆ PSAMI!
PS
Odwiedziny duszpasterskie ma-
ją być „okazją do szczerej rozmowy
na temat sytuacji w rodzinie oraz
o sprawach parafialnych (...). Prosi-
my nie podejmować żadnych tema-
tów politycznych oraz zmuszać ka-
płana do spotkania ze zwierzęta-
mi!!!” – informuje wiernych na swo-
jej stronie internetowej parafia pw.
Chrystusa Miłosiernego w Inowro-
cławiu. Ponadto ostrzega, że „nie-
przyjęcie kolędy jest publicznym za-
parciem się przynależności do Ko-
ścioła. Członkowie rodzin nieprzyj-
mujących Kolędę nie mają prawa
HUBA BUBEL
W poradniach ojców bonifra-
trów sprzedaje się specyfik spo-
rządzony z huby, a polecany jako
lek na raka. Tymczasem naukow-
cy ostrzegają, że nie istnieją żad-
ne badania kliniczne dowodzące
skuteczności huby w zwalczaniu
SPISEK
„Nasz Dziennik” wpadł na trop
ogólnopolskiego spisku oświatowe-
go! Otóż w podręczniku dla czwar-
toklasistów jest zadanie z ortografii.
96614137.010.png 96614137.011.png 96614137.012.png 96614137.013.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin