Halas Agnieszka - Wspomnienie.pdf

(132 KB) Pobierz
Halas Agnieszka - Wspomnienie
Wiedźmin Zone by Silvan - www.wiedzmin.art.pl
Page 1 of 11
[Wersja "do druku"]
Wspomnienie
Nie chcę, Ŝeby historia ta odbierana była jako przestroga. Jest jedynie
sprawozdaniem z wydarzeń, których mimowolnym uczestnikiem stałam się w
dzieciństwie. Przez wiele lat byłam spętana zaklęciem, uniemoŜliwiającym
opowiedzenie o nich komukolwiek, teraz jednak czuję, Ŝe czar ten osłabł. Nie były
to wydarzenia rodem z pięknej baśni, więc i opowieść nie kaŜdy uzna za piękną.
Jeśli w którymś momencie wyda Ci się zbyt straszna, Czytelniku, po prostu
przestań ją czytać, a ja nie będę Cię za to winiła.
Gotów? Na pewno? A więc...
Była wiosna, początek miesiąca yuni. Miałam dokładnie siedem i pół roku.
Tamtego dnia postanowiłyśmy z moją przyjaciółką Kye wybrać się po południu
nad morze. Pomysł wyszedł od Kye i w moich uszach zabrzmiał bardzo kusząco.
Niestety, ani jej, ani mnie nie wolno było bez towarzystwa dorosłych odchodzić tak
daleko od domu. Powtórzyłam jej to kilkakrotnie, choć za kaŜdym razem nieco
mniej pewnie. W końcu, nie panując dłuŜej nad sobą, nazwała mnie mazgajem,
małym tchórzem i zagroziła, Ŝe jeśli z nią nie pójdę, juŜ nigdy nie pozwoli mi się
bawić jej piękną, porcelanową lalką. To ostatecznie mnie przekonało. Zgodziłam
się.
Kye, o rok starsza ode mnie, świetnie znała drogę. Ona prowadziła, ja
natomiast potulnie podąŜałam jej śladem. Szczęśliwie przebywszy kilka głównych
ulic, niezliczoną liczbę mniejszych uliczek oraz jeden niesamowicie zatłoczony
plac targowy, dotarłyśmy w końcu na miejsce, to jest na kamienistą plaŜę nieco na
północ od portu.
Brak ślicznego, złotego piasku i walające się wszędzie odpadki przegniłe
deski, stare powrósła, rozkładające się rybie łebki zupełnie nam nie
przeszkadzały. Bawiłyśmy się doskonale. Brodziłyśmy po kolana w zimnej wodzie,
uciekając ze śmiechem za kaŜdym razem, gdy zmierzała ku nam większa fala, i
grzebałyśmy patykami w splątanym kłębowisku wyrzuconych na brzeg
wodorostów, szukając muszelek. Było nam wesoło jak nigdy, podczas gdy godziny
mijały niepostrzeŜenie... aŜ do chwili, gdy znalazła nas rozgniewana i mocno
zaniepokojona matka Kye, juŜ od dłuŜszego czasu poszukująca niesfornej córki.
Na mnie w ogóle nie zwróciła uwagi. Zabrała wyrywającą się, zapłakaną Kye do
domu, wymierzywszy jej przedtem kilka solidnych klapsów, ja zaś zostałam sama
na pustej plaŜy. Z początku nie przejęłam się ani trochę. Nie myśląc zupełnie o
tym, Ŝe moi rodzice teŜ pewnie martwią się o mnie, dalej zbierałam muszle,
układałam z kamieni kopczyki i wyobraŜałam sobie, Ŝe to zaczarowane podwodne
zamki, w których mieszkają syreny. W końcu jednak zaczął zapadać zmierzch,
zrobiło się bardzo chłodno i samotna zabawa przestała sprawiać mi przyjemność.
Zdecydowałam się wracać.
Niestety... Poniewczasie uświadomiłam sobie, Ŝe przecieŜ nie znam drogi.
Byłam na ogół bardzo posłusznym dzieckiem i zgodnie z nakazem rodziców
nigdy nie oddalałam się zbytnio od domu. W związku z tym prawie w ogóle nie
znałam miasta, z wyjątkiem swojej ulicy. Teraz na próŜno usiłowałam przypomnieć
sobie, którędy wcześniej prowadziła mnie Kye. Idąc na chybił trafił przed siebie,
bardzo szybko straciłam orientację. Kiedy w końcu przystanęłam i rozejrzałam się,
znajdowałam się w zupełnie obcej dzielnicy, nie przypominającej Ŝadnego ze
znanych mi miejsc.
Domy były tu wysokie i ponure, o niemal jednakowych fasadach i olbrzymich
file://C:\Documents and Settings\ADAM.PRYWATNY-F265F3\Pulpit\KSIĄśKI\H\...
2008-11-27
36109740.002.png
Wiedźmin Zone by Silvan - www.wiedzmin.art.pl
Page 2 of 11
(tak mi się w kaŜdym razie zdawało) oknach; w niektórych paliły się światła,
większość jednak była ciemna i pusta. Martwa. Poczułam się nieswojo.
Przyspieszyłam kroku i omal nie zderzyłam się z jakąś przygarbioną staruszką
w łachmanach, dźwigającą na plecach olbrzymi tobół. Szła powoli przed siebie,
podpierając się kijem. Była pierwszą Ŝywą istotą, jaką napotkałam w tej dziwnej
dzielnicy.
Zamamrotała coś gniewnie, usuwając się na bok. Jej pomarszczona twarz,
okolona kosmykami pozlepianych siwych włosów nawet w półmroku wyglądała
ohydnie, ale dla mnie nie było to wówczas waŜne. Chciałam tylko jak najprędzej
trafić z powrotem do domu.
Przepraszam, czy mogłaby mi pani powiedzieć, jak stąd dojść na Plac
Fontann? spytałam najgrzeczniej, jak umiałam. Plac Fontann znajduje się
niedaleko bezimiennej uliczki, na której mieszka moja rodzina.
Czegoo? zabełkotała stara, przytykając dłoń do ucha. Nachyliła się ku
mnie, tak, Ŝe poczułam bijący od niej odór kwaśny smród zepsutej Ŝywności.
Z trudem ukrywając obrzydzenie, powtórzyłam pytanie.
Czegoo? zachrypiała ponownie, pochylając się jeszcze bardziej, tak, Ŝe jej
głowa znalazła się na wysokości mojej. Wtedy zobaczyłam, Ŝe oczy kobiety są
całkowicie powleczone bielmem, mętne i opalizujące, pocięte czerwonymi Ŝyłkami
ani śladu tęczówek czy źrenic.
Nigdy przedtem nie widziałam z bliska kogoś ślepego. Nie byłam juŜ w stanie
zapanować nad przeraŜeniem. Chyba krzyknęłam nie pamiętam dokładnie.
Rzuciłam się do ucieczki. Biegłam tak długo, aŜ zupełnie zabrakło mi tchu i
musiałam przystanąć na chwilę, Ŝeby się nie przewrócić. WciąŜ wydawało mi się,
Ŝe ktoś mnie goni, ale gdy zaczęłam nasłuchiwać, nie usłyszałam nic prócz wiatru.
Gdy tylko nieco odpoczęłam, zaczęłam iść dalej MUSIAŁAM jakoś wydostać
się z tej okropnej dzielnicy! Niestety, wkrótce znów trzeba było się zatrzymać.
Omal się nie rozpłakałam. Przede mną wznosił się ceglany, pozbawiony okien
mur. Koniec zaułka.
Na samą myśl o zawróceniu i ponownym spotkaniu z tamtą kobietą
poczułam dreszcze. Postanowiłam poradzić sobie w inny sposób. Wszystkie znane
mi dotychczas miejskie domy miały po dwa wejścia (jedno, to główne, od strony
ulicy, drugie zaś od ogrodu, wspólnego dla dwóch przeciwległych domostw)
dlaczego i tutaj nie miałoby być tak samo? A więc gdyby udało mi się przejść
trasę: pierwszy dom podwórko drugi dom, znalazłabym się na innej ulicy...
Proste!
Nie był to szczególnie rozsądny pomysł, ale mnie wówczas wydawał się
doskonały. Niezwłocznie zabrałam się do wprowadzania go w czyn.
Pierwsze wypróbowane przez mnie drzwi okazały się zamknięte od wewnątrz,
podobnie następne. Trzecie z kolei otwarły się, skrzypiąc. Wstrzymując oddech
wśliznęłam się do środka budynku.
Panowała tam nieprzenikniona ciemność. W powietrzu czuć było stęchliznę. Z
oddali, z któregoś z wyŜszych pięter dolatywał stłumiony płacz jakiegoś dziecka.
Gdyby nie ów znajomy odgłos, uciekłabym stamtąd w popłochu, wyobraŜając
sobie najrozmaitsze okropieństwa, jakie mogłyby czaić się w mrocznych
zakamarkach korytarzy i piwnic; a tak, pomyślałam o ludziach mieszkających tam,
w górze, z których większość pewnie siadała właśnie do wieczornego posiłku, i
prawie zapomniałam o strachu. Zaczęłam po omacku iść przed siebie, chcąc jak
najprędzej odnaleźć drugie drzwi, te prowadzące na podwórze.
Szczęście mi nie dopisało. Kilkakrotnie potykałam się o poustawiane pod
ścianami skrzynie i jakieś inne rupiecie, raz macając naokoło rękami natrafiłam na
mieszczące się na końcu korytarza zamknięte okno i musiałam się cofać, a później
omal nie spadłam z prowadzących stromo w dół schodów. Dom, który z zewnątrz
file://C:\Documents and Settings\ADAM.PRYWATNY-F265F3\Pulpit\KSIĄśKI\H\...
2008-11-27
36109740.003.png
Wiedźmin Zone by Silvan - www.wiedzmin.art.pl
Page 3 of 11
wydawał się niezbyt duŜy, teraz sprawiał wraŜenie olbrzymiego, a jego wnętrze
przypominało labirynt. W dodatku zbudowany był (tak mi się zdawało) według
jakichś niezwykłych prawideł: niektóre ściany były wyraźnie pochyłe, korytarze
zakręcały raptownie pod dziwacznymi kątami albo teŜ były tak wąskie, Ŝe nawet ja
z trudem się nimi przeciskałam. W końcu, gdy juŜ niemal straciłam nadzieję na
wydostanie się stamtąd przed świtem, zobaczyłam światło.
Rozmazany, czerwonawy błysk, który nie znikał przeciwnie, powiększał się
w miarę, jak skradałam się w jego kierunku, aŜ w końcu przekształcił się w
nieregularną plamę oranŜu, utworzoną przez świetlny promień padający na
zakurzoną ścianę. Idąc za nim wzrokiem, dotarłam do otworu, którym się
wydobywał. Nie od razu zorientowałam się, Ŝe długa jak palec smuŜka jasności,
znajdująca się mniej więcej dwie szerokości dłoni nad podłogą, to w rzeczywistości
duŜa szpara pomiędzy deskami, którymi zabito maleńkie okienko.
Gdy dobiegły mnie zza niego odgłosy rozmowy, nie zastanawiałam się dłuŜej.
Zapominając o strachu, szybko uklękłam i ostroŜnie poszerzyłam paznokciami
szczelinę. Potem przyłoŜyłam do niej oko. Pomieszczenie, do którego zaglądałam,
mogło być piwnicą albo czymś w rodzaju składziku Ŝadnych okien, brudna
kamienna posadzka, ceglane, nie otynkowane ściany. Jedynym źródłem światła
były węgle Ŝarzące się w wielkim Ŝelaznym koszu. W ich migotliwym blasku
zobaczyłam nabazgrane na kamieniach symbole jakieś dziwaczne arabeski, być
moŜe litery obcego pisma, oraz olbrzymi pentagram. Na jego obwodzie ustawiono
pięć srebrnych z wyglądu świeczników po jednym na kaŜdym z wierzchołków
pięcioramiennej gwiazdy. Nie to jednak przykuło moją uwagę.
W pomieszczeniu znajdowali się ludzie dwie kobiety i trzech męŜczyzn, z
których dwaj krępi i muskularni, w identycznych czarnych strojach byli do
siebie podobni jak bracia bliźniacy, trzeci natomiast stał oparty o ścianę, poza
kręgiem rzucanego przez węgle światła, tak Ŝe widziałam jedynie niewyraźny zarys
jego sylwetki.
Pierwsza z kobiet z kolei stała tak blisko mnie, Ŝe gdyby okienko było otwarte,
mogłabym bez trudu dotknąć jej głowy. Miała na sobie powłóczystą, czerwoną jak
wino szatę o bardzo szerokich rękawach, uszytą z jakiejś połyskliwej tkaniny.
Przepych ubioru ostro, niemal boleśnie kontrastował z jej zniszczoną twarzą i
przetykanymi siwizną włosami. Nie była ani tak stara, ani tak brzydka, jak
niewidoma kobieta z ciemnej uliczki poza tym, najwyraźniej bardzo dbała o swój
wygląd ale z całą pewnością nie była juŜ piękna. Oznak wieku nie mogły
zamaskować ani wymyślna fryzura, ani jaskrawy makijaŜ. Przez chwilę było mi jej
nawet trochę Ŝal dopóki nie spostrzegłam, jak drapieŜnym, niemalŜe łakomym, a
równocześnie przepełnionym wrogością wzrokiem patrzy ona na ustawiony
pośrodku pentagramu drewniany fotel.
Do fotela tego przykrępowano sznurem drugą kobietę, a właściwie dziewczynę,
ubraną w zwyczajny, codzienny strój bluzkę i luźne spodnie. Więzy, choć
zapewne nie zaciśnięte wystarczająco mocno, by sprawić ból, całkowicie ją
unieruchamiały. Na bladej twarzy malował się nie tyle lęk, co granicząca z
otępieniem obojętność. Wydało mi się, Ŝe dostrzegam na jej policzkach lśnienie
łez... ale równie dobrze mogło to być złudzenie.
O magii nie wiedziałam wówczas prawie nic. Tylko tyle, Ŝe jest to trudna i
niebezpieczna sztuka, którą niewielu potrafi się posługiwać... JuŜ po pierwszym
spojrzeniu domyśliłam się jednak, Ŝe zgromadzeni w piwnicy ludzie przygotowują
się do jakiegoś tajemnego obrzędu. Powinnam była jak najszybciej stamtąd
uciec... Do dziś nie jestem pewna, dlaczego mimo wszystko zostałam. Być moŜe
władający nieznanymi mocami czarodzieje wydawali mi się mniej straszni od
mrocznego labiryntu opustoszałych ulic; prawdopodobnie kierowała mną równieŜ
właściwa dzieciom, sprzeczna z nakazami rozsądku ciekawość. Teraz jednak
file://C:\Documents and Settings\ADAM.PRYWATNY-F265F3\Pulpit\KSIĄśKI\H\...
2008-11-27
36109740.004.png
Wiedźmin Zone by Silvan - www.wiedzmin.art.pl
Page 4 of 11
myślę, Ŝe w grę wchodziło coś jeszcze, jakaś inna siła... Kapłani wierzą, Ŝe
Zmrocza ta bezpostaciowa duchwładczyni czarów jest panią przeznaczenia,
kontrolującą losy wszystkich Ŝywych istot; czy nie jest moŜliwe, Ŝe to właśnie Ona,
źródło wszelkiej magii, wpłynęła wówczas na moje zachowanie, aby nastąpiło to,
co miało nastąpić?
Akurat w chwili, kiedy na nią spojrzałam, związana dziewczyna spytała
niepewnie:
Nie będzie bolało, prawda?
Kobieta w czerwieni zaśmiała się.
Zapytaj o to jego, kotku odparła, wskazując skrytą w mroku, milczącą
postać. To on jest Ŝmijem, nie ja... A poza tym, zdawało mi się, Ŝe juŜ wcześniej
byłaś Ŝyłą dla róŜnych magów. Tak przynajmniej twierdziłaś jeszcze dzisiaj rano.
Bo to prawda odparła dziewczyna niecierpliwie. Ale...
Ale co?
Nigdy jeszcze nie pozwalałam nikomu czerpać z siebie na taką skalę... Co
będzie, jeśli czar się nie powiedzie? Albo on się pomyli?
Och! kobieta w czerwieni westchnęła z udawanym zatroskaniem. Więc
jednak się boisz, prawda, Suive? Nie sądzę, Ŝeby istniały ku temu powody,
kochanie. Krzyczący W Ciemności twierdzi, Ŝe zabieg jest zupełnie bezpieczny.
Chyba mu wierzysz?
Sama juŜ nie wiem...
Nie Ŝartuj! W końcu znacie się zupełnie dobrze, jesteście ludźmi z tej samej,
hmm... branŜy...
W tym momencie jeden z czarno ubranych męŜczyzn wyszczerzył w uśmiechu
zęby, drugi zas rzucił półgłosem wyjątkowo nieprzyzwoite słowo. śadna z kobiet
nie zwróciła na nich uwagi.
Znamy się?... dziewczyna gwałtownie, z emfazą pokręciła głową.
SkądŜe, ja go wcale nie znam! Dziś rano po raz pierwszy zobaczyłam go na oczy...
Właściwie, dawno juŜ nie byłam Ŝyłą dla nikogo, chciałam z tym skończyć raz na
zawsze... Namówili mnie jeszcze na ten jeden seans, zgodziłam się, bo potrzebuję
pieniędzy, a płacono z góry, ale gdyby powiedzieli mi, o jakie czary chodzi... i z
kim...
Urwała w pół słowa, umilkła, nerwowo przygryzając wargę.
Czerwono ubrana kobieta posłała znaczące spojrzenie człowiekowi stojącemu
pod ścianą. Tamten milczał. Obojętnie wpatrywał się w posadzkę.
Krzyczący W Ciemności. Tak go nazwała. Dzięki niej wiedziałam juŜ, kto to jest
i do jakiego naleŜy cechu.
śmije, ka-ira... Kalekie dzieci Zmroczy pół-magowie, ćwierć-magowie, dla
których nie ma miejsca w Elicie. Ludzie o talencie czarnoksięskim wystarczająco
silnym, by uprawiać magię, ale nie dość zdolni, lub nie mający siły charakteru
potrzebnej do tego, by przejść wyczerpujące szkolenie i wstąpić w szeregi
prawdziwych czarodziejów. Ich tragedia polega na tym, Ŝe podobne zdolności,
nieuŜywane, zamiast zaniknąć niszczą właściciela, powodując choroby umysłu i
ciała. A więc kaŜdy, kogo kapryśna Zmrocza obdarzy swoją łaską-przekleństwem,
jesli nie trafi do Elity zostaje Ŝmijem. Nielegalnie czarującym renegatem.
To prawda, Ŝe jest wielu ludzi, których nie stać na kosztowne usługi srebrnego
maga, a nie wzdragających się przed zwróceniem do Ŝmija. Są teŜ zaklęcia
zakazane, niedostępne dla takich magów zazwyczaj ze względów etycznych,
jak chociaŜby rytuały z zakresu nekromancji ale dla renegatów, ignorujących
wszelkie ograniczenia, stanowiące prawdziwą kopalnię złota. Mając talent do
magii, trudno umrzeć z głodu... Łatwo jednak zakończyć Ŝycie w inny sposób. Elita
dobrze strzeŜe swych interesów.
Wypchnięci poza granice prawa. Śmiertelnie niebezpieczni. Jak twierdzą
file://C:\Documents and Settings\ADAM.PRYWATNY-F265F3\Pulpit\KSIĄśKI\H\...
2008-11-27
36109740.005.png
Wiedźmin Zone by Silvan - www.wiedzmin.art.pl
Page 5 of 11
niektórzy szaleni. Rzecz jasna, jako siedmioletnie dziecko nie wiedziałam tego
wszystkiego. Ale i tak wiedziałam wystarczająco duŜo, by na sam dźwięk słowa
"Ŝmij" reagować lękiem. Mimo to nie odeszłam stamtąd. Czekałam...
Na co?
Jakby reagując na moją myśl-pytanie, kobieta w czerwieni poruszyła się.
Spomiędzy fałdów szaty wyjęła niewielki arkusik papieru. Zwinęła go w rulonik i
przytknęła do Ŝarzących się w koszu węgli. Gdy zajął się płomieniem, po kolei
zapalała od niego umieszczone w srebrnych świecznikach świece. Skończywszy
uniosła głowę.
Chyba juŜ czas, Krzyczący W Ciemności powiedziała.
JuŜ czas potwierdziła, bardzo cicho, Suive.
śmij wymownym gestem wskazał dwóch pozostałych męŜczyzn.
Twoi ludzie nie są tu do niczego potrzebni, Ixono.
Kobieta w czerwieni skinęła głową.
On ma rację. Wyjdźcie.
Tamci bez słowa sprzeciwu, a nawet, jak mi się zdawało, z ulgą
natychmiast opuścili piwnicę. Krzyczący W Ciemności wyszedł na środek
pomieszczenia. Zobaczyłam, Ŝe jest młody, duŜo młodszy, niŜ przypuszczałam.
Szczupły, o śniadej cerze, byłby całkiem przystojny, gdyby nie trzy ukośne blizny
na prawym policzku, wyraźne niczym tatuaŜ.
Ixona stanęła obok niego, dokładnie naprzeciwko fotela, tak by (jak
pomyślałam) móc patrzeć w oczy związanej dziewczynie.
Zaczynaj poleciła.
śmij uniósł dłoń i wyrecytował ciąg chrapliwych, niesamowicie brzmiących
słów.
Zapadła ciemność. Nagle, bez Ŝadnego ostrzeŜenia zgasły i węgle, i świece.
Czerń, czerń. Cisza...
Dźwięk jak pojedyncze dmuchnięcie we flet, przeciągły i drŜący.
Czerń, czerń... Szarość.
Fotel otoczyła kula mglistej poświaty, stopniowo zwiększającej jasność.
Piwnicę zalał złoty, podobny do słonecznego blask.
Suive krzyknęła przeraźliwie. Szarpnęła się, całym ciałem napierając na więzy,
ale sznury trzymały mocno. Jej twarz stęŜała nagle, wargi wykrzywiły się w
grymasie cierpienia, krzyk przeszedł w okropny, niski, cichnący stopniowo jęk.
Światło poŜerało ją, powoli i bezlitośnie... Nie, źle mówię światło wypływało z
niej jak woda, jak krew, przenikając wprost przez skórę, oplatając ją migoczącą,
ognistozłotą pajęczyną, a równocześnie cała jej sylwetka zaczęła rozmywać się,
deformować, zatracać kształt... Ixona skuliła się, osłaniając dłonią oczy. Krzyczący
W Ciemności dokończył inkantację i stał teraz nieruchomo, opuściwszy ręce.
Dźwięk jak szarpnięcie kilku naraz strun harfy rozedrgany, wielogłosowy
akord.
Istota przykuta do drewnianego fotela nie przypominała juŜ człowieka.
Skręcający się w bezgłośnej agonii, półprzezroczysty, prześwietlony złocistym
blaskiem twór, ruchliwy-zastygły kłąb bursztynowych macek...
A potem, na krótką chwilę, wszystko stało się czernią.
Dźwięk przypominający szczęk przekręcanego w zamku klucza, krótki i ostry.
Knoty świec na powrót buchnęły płomieniem, węgle zajarzyły się czerwono.
W miejscu monstrum znów pojawiła się dziewczyna, z głową odchyloną do tyłu
pod dziwacznym kątem. Oczy miała zamknięte. Nie poruszała się.
Krzyczący W Ciemności zachwiał się, cofnął o krok do tyłu, przygarbiony jak
ktoś, kto ze wszystkich sił walczy z naporem jakiejś uwolnionej nagle, potęŜnej siły.
TERAZ!! krzyknęła Ixona. W jej głosie brzmiała dzika, niepohamowana
radość, jak gdyby od dawna czekała na ten moment.
file://C:\Documents and Settings\ADAM.PRYWATNY-F265F3\Pulpit\KSIĄśKI\H\...
2008-11-27
36109740.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin