Świat Indian Ameryk Pn.txt

(19 KB) Pobierz
wiat Indian Ameryki Północnej




Kilka słów wprowadzenia . 

    Popularne powieci przygodowe o tematyce indiańskiej oraz filmowe westerny przez długie lata kształtował nasze wyobrażenie o życiu Indian Ameryki Północnej. Gdy mowa o Indianach, wyobrażamy sobie olbrzymie, bezkresne stepy, po których pędzš bizony uciekajšce przed gonišcymi ich na mustangach Indianami, przyozdobionymi w pióropusze oraz uzbrojonymi w lance, stalowe tomahawki i szybkostrzelne winchestery. Widzimy obozy pełne wigwamów, jak to często zwie się mylnie indiańskie namioty tipi, słyszymy straszne okrzyki wojenne Indian. Jednak wyobrażenie o Indianach zmieniło się z biegiem czasu. Surowe prawa kresowe, które towarzyszyły Europejczykowi, były znane każdemu Indianinowi. Stwierdził to przeszło sto lat temu najwybitniejszy polski badacz wiata i podróżnik, człowiek o wielkim sercu i umyle  Paweł Edmund Strzelecki, który napisał: ,,Gdziekolwiek Europejczyk postawił swš stopę w Nowym wiecie, gdziekolwiek napotkał w swej agresji na opór krajowców bronišcych swych praw, zawsze piętnował ich jako nieprzejednanych wrogów Chrystusa i cywilizacji". Gdy sięgnęłam po ksišżkę Karola Maya wiat Indian stał się wiatem, w który często i bardzo chętnie uciekałam. Tematyka indiańska wcišż inspiruje ludzi, powstajš nowe powieci, filmy itp. O Indianach mówi się teraz w większoci ze współczuciem, jednak nadal bardzo często kojarzymy ich z krwawymi wojnami i walkami. Chciałabym przedstawić prawowitych włacicieli amerykańskich ziem z nieco innej strony, jako normalnych, takich samych ludzi jak my. Majšcych swoje troski i marzenia...

Życzę miłej lektury, 
Beata Krzyżosiak. 



Kim jest Tomek Lawenda? 
  
    W Gdańskim Uniwersytecie włanie kończył się ostatni wykład z historii. Tomek siedzšcy na końcu rzędu ławek mylał już o nowej pracy w porcie. Z rozmylań wyrwał go dzwonek oznaczajšcy koniec zajęć. Był dzi w dobrym humorze. Pogoda była piękna, a co najważniejsze zdał wszystkie egzaminy końcowe. Teraz szedł swoim ulubionym skrótem, przez ogród przyjaciela jego rodziców. Zaraz po drugiej stronie drogi, był jego dom, ale nie poszedł do niego od razu. Zobaczywszy swojego znajomego pochodzšcego z Austrii postanowił z nim porozmawiać. Wiedział, że przywiózł on nowe zwierzęta na sprzedaż. Podszedł do niego i spytał o nazwy ich gatunków. Austriak miał dużo ptaków, gadów, płazów, ryb, myszy, a nawet hodowlane szczury, na które jednak rzadko kto zwracał uwagę. Tomek oglšdnšwszy zwierzęta i pożegnawszy się z Austriakiem pomaszerował z rozpromienionš twarzš do domu. Nagle jego humor przygasł na widok rosyjskiego urzędnika. Ze smutnš minš wszedł do mieszkania. Matka przywitała go z umiechem na twarzy, lecz gdy zobaczyła jego pochmurnš minę, spytała zmartwiona: ,,Co się z tobš dzieje moje dziecko. Za każdym razem, kiedy wracasz do domu w czwartek i spotykasz tego urzędnika stajesz się jaki markotny. Tomku, przestań myleć już o tych Rosjanach. Korzystaj z życia i ciesz się nim, póki go masz. Lecz Tomek tylko umiechnšł się i opadł ciężko na stołek podsunięty mu przez matkę. Po chwili przemówił do niej: 
- Mamo, czy mogłaby mi odgrzać obiad? 
- Oczywicie, ale najpierw umyj ręce. 
- Mamo? 
- Słucham. 
- Dzisiaj idę o trzeciej do tej nowej pracy w porcie. Jeli mnie przyjmš na stałe, będę często wyjeżdżał... No i być może osišdę w jakim innym kraju, ale nie martw się o mnie. Kiedy mnie nie będzie, będziesz miała mniej wydatków... 
- Tak, wiem, ale wiesz, jak będzie mi smutno, a poza  tym zostanę sama. 
- Wiesz... Jeden z moich kolegów chętnie dotrzymałby ci towarzystwa. Ma teraz  trochę kłopotów finansowych i wkrótce prawdopodobnie wylšduje na ulicy. Pomylałem, więc...
- Możesz mu powiedzieć, że może ze mnš zamieszkać. - odpowiedziała z westchnieniem - Tomku jedz obiad, bo spónisz się do pracy.
   Tomek w popiechu zjadł obiad i pożegnał się z matkš. Na statku dostał posadę chłopca okrętowego. Jako dziewiętnastolatek nie mógł liczyć na żadne poważniejsze stanowisko  przy najmniej nie od razu. Po powrocie do domu oznajmił matce, że za dwa dni płynie do Teksasu w Ameryce Północnej. Wspomniał także o tym, że chyba zostanie tam przez jaki czas, bo słyszał, że to kraj gdzie o dobry zarobek nie jest trudno.

Przygotowanie do podroży. 

    Słońce wieciło już mocno, gdy Tomek jadł niadanie i rozmawiał z Joannš (swojš matkš) o tym co by tu wzišć w dalekš podróż. Joanna podarowała synowi broń zmarłego małżonka, z której strzelać miał się nauczyć od przyjaciela ze statku. Wojtek przyszedł do niego o pierwszej popołudniu. Tomek miał wczeniej kontakty z broniš palnš, więc po trzech godzinach umiał doskonale obsługiwać pistolet ojca. Broń była w doskonałym stanie, więc chłopcy nie zaprzštajšc już sobie niš głowy mogli wrócić do swoich zajęć. 


Podroż. 

    Pożegnanie z Joannš i z sšsiadami trwało długo, ale o wyznaczonej godzinie Tomek  znajdował się już w swojej kajucie. Dzielił jš ze swoim kolegš, Wojtkiem, który okazał się doskonałym towarzyszem podroży. W pierwszych tygodniach żeglugi nie działo się nic nadzwyczajnego. Dopiero w dwa tygodnie przed dotarciem do celu, statek o mało się nie rozbił. Na szczęcie wysiłek marynarzy został uwieńczony zwycięstwem nad żywiołem. Dni znowu się wlokły, a kiedy podroż zakończyła się i statek wpłynšł do portu w Corpus Christi, urzšdzono zabawę trwajšcš do rana.    


Hotel w Austin. 

    Statek odpłynšł następnego dnia, natomiast Tomek poprosił jakiego przypadkiem napotkanego wonicę, by ten w zamian za pomoc przy powożeniu zawiózł go do Austin. Podróż trwała dwa dni. Była ciężka i nieprzyjemna, ale Tomek nie zrażał się tym. Austin okazało się małym, ale gwarnym miastem. Jedynym hotelem, który spodobał się Tomkowi, był hotel niejakiego pana Smitha. Miał obszernš salę, w której miecił się bar i w której organizowano zabawy. Przy cianach wisiały hamaki dla biedniejszych, a na piętrze znajdowały się pokoje dla bogatszych ludzi. Z hamaków na dole korzystali też ludzie będšcy tu przejazdem. Tomek opłacił pokój u gospodarza i po chwili pachołek zaprowadził go do jego kwatery. Znajdowało się tam łóżko, szafa, biurko, trzy krzesła i duży dywan na rodku drewnianej podłogi. Chłopak dał Tomkowi klucze od drzwi i odszedł by obsłużyć kolejnych goci. Tomek za po jego wyjciu rozpakował się, a następnie wszystko dokładnie zamknšł i zszedł na dół do gospody. Tam napił się lemoniady, którš wszyscy w około pili bez jakiegokolwiek umiaru. Od gospodarza dowiedział się o zawodach jedzieckich majšcych odbyć się za dwa dni. Smith poradził mu także by poszukał sobie wierzchowca, gdyż tutaj jest on najlepszym rodkiem lokomocji. 
    Tomek długo błšdził po miecie, aż trafił na rancho , w którego bramie wyryty, był łeb konia. Tomek pocišgnšł za sznurek od  metalowego dzwonka, który wisiał przy bramie. Po chwili otworzył mu cowboy  i powiedział do niego: 
- Good day! What do you wont for mine mister? 
   Tomek przywitał się z nim, a potem spytał: 
- Czy twój pan ma dobre konie do sprzedania? 
- Pan wybaczy, że go chwalę, ale on ma najlepsze konie w całym Austin! 
- Więc zaprowad mnie do niego. 
- Proszę ić za mnš - powiedział cowboy. 
   Pastuch zostawił na dworze Tomka, a sam poszedł po swojego pana. Gdy chłopak rozglšdał się ciekawie po rancho, na spotkanie wyszedł mu właciciel - mężczyzna w sile wieku, z czarnš kędzierzawš brodš, małymi czarnymi oczkami i mocno opalonš twarzš. Zobaczywszy Tomka, przywitał się z nim uprzejmie i przedstawił. Po chwili spytał: 
- Czy pan chciał kupić konia wierzchowego? 
- Tak... i jeli można to jakiego dobrego i po doć niskiej cenie. 
- Czy pan umie dobrze jedzić konno? 
- Tak. Jeden z moich sšsiadów miał stadninę. 
- To dobrze. Jeli ujedzisz mi dwa konie, które do tej pory tylko ja ujedziłem, to dostaniesz jednego z nich. 
- Przyjdę jutro o trzeciej. Dobrze? 
- Dobrze, do widzenia. 
- Do widzenia panie Dickson. 


Ilczi. 

    Tomek chodził cały dzień mylšc o koniach, które miał ujedzić. Był podekscytowany, kiedy stanšł przed ranchem pana Dicksona. Otworzył mu ten sam pastuch, który dowiedziawszy się o zamiarze ujeżdżania przez niego najlepszych koni w stadninie życzył mu szczęcia i pogratulował odwagi. 
    Pan Dickson przyprowadził pięknego ogiera i klacz. Tomek oniemiał z wrażenia. Ujrzał przed sobš cudowne, szlachetnego rodu wierzchowce, z których jeden miał być jego! Mulat  podprowadził ogiera i stanšł tuż przed Tomkiem. Chłopak podszedł do niego i położył mu rękę na chrapy , by koń przyzwyczaił się do jego zapachu. Po chwili wskoczył na niego i cisnšł mocno łydkami. Koń próbował zrzucić jedca uskakujšc w biegu w bok. Ruszał galopem zatrzymujšc się w jednej chwili lub wykonywał nagłe zwroty. Wierzgał, przewracał się z jednego boku na drugi, ale Tomek mocno siedział w siodle. W końcu zmęczony, pokryty na pysku pianš koń poddał się i już spokojnie dał sobš kierować. Dickson pogratulował Tomkowi, gdy ten zsiadł, a następnie kazał mulatowi odprowadzić ogiera i przyprowadzić klacz. Dickson ostrzegł Tomka, że z niš nawet on sam nie mógł sobie od razu poradzić. Tomek niezrażony tš przestrogš podszedł do konia i powtórzył to co z karym ogierem, ale głaszczšc tym razem kasztanowš  klacz po aksamitnej szyi. Wsiadł na klacz i cisnšł jš z lekka łydkami, a klacz jak stała tak stoi. Tomek zeskoczył z niej i zaczšł jš głaskać, piecić i przemawiać do niej spokojnym, ale zdecydowanym głosem. Wskoczył na siodło, cisnšł lekko łydkami i klacz ruszyła stępa. 
    Tomek zawrócił w stronę Dicksona i zeskoczył z klaczy. Dickson gratulował mu nie szczędzšc słów pochwały. Wreszcie oznajmił Tomkowi, że klacz jest jego. Tomek chciał skakać z radoci, ale spytał się tylko jak klacz ma na imię. Właciciel oznajmił, że zwie jš Ilczi . Tomek podziękował  Dicksonowi i wrócił na wierzchowcu do gospody,...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin