rozdzial 6.docx

(38 KB) Pobierz

Rozdział 6

Podążałem za nią przy pomocy cudzych spojrzeń, prawie nie znając otoczenia.
Nie posługiwałem się oczami Mike’a Newtona, bo nie mogłem wytrzymać już jego
nieprzyjemnych fantazji, ani Jessici Stanley, bo jej złość na Bellę powodowała, że
byłem wściekły; w sposób jaki nie jest bezpieczny dla ładnej dziewczyny. Angela
Weber, okazała się dobrym wyborem, gdyż jej spojrzenie było w moim zasięgu;
niezwykle miła - łatwo było mi przebywać się w jej myślach. Czasami posługiwałem
się też nauczycielami, zapewniali najlepszy widok.
Byłem zdziwiony gdy zobaczyłem, że cały dzień się potyka, o rysę w chodniku,
zgubione książki i najczęściej o własne nogi – ludzie postrzegali ją jako niezdarę.
Przemyślałem to. To prawda, miała często problemy z równowagę. Pamiętałem
jak pierwszego dnia zahaczyła się o biurko, poślizgnęła się na lodzie przed wypadkiem,
wczoraj uderzyła dolną wargą o framugę drzwi… Jakie to dziwne, mieli rację. Ona
była niezdarą.
Nie wiem dlaczego tak mnie to rozbawiło, ale śmiałem się na głos całą drogę z Historii
Ameryki na Angielski i parę osób patrzyło na mnie nieufnie. Jak mogłem tego
wcześniej nie zauważyć? Może dlatego, że gdy była nieruchoma było w niej tyle gracji,
sposób w jaki trzymała głowę, wyprężała szyję…
Teraz nie było w niej gracji. Pan Varner patrzył jak potknęła się o dywan i
dosłownie spadła na krzesło.
Znowu się uśmiałem.
Czas mijał niesamowicie powolnie, gdy czekałem aż ujrzę ją na własne oczy.
Nareszcie, dzwonek zadzwonił. Szybko wkroczyłem do stołówki by zarezerwować moje
miejsce. Byłem jednym z pierwszych, którzy przybyli. Wybrałem stolik, który zwykle
jest wolny i byłem pewny, że tak pozostanie, póki ja tam siedzę. Kiedy weszła moja
rodzina i zobaczyli mnie siedzącego w nowym miejscu, nie byli zdziwieni. Alice pewnie
ich wcześniej ostrzegła. Rosalie przeszła obok, nawet mnie nie spoglądając.
Idiota
Mój związek z Rosalie, nigdy nie był prosty- obraziłem ją gdy pierwszy raz mnie
usłyszała i od tego czasu mamy wzloty i upadki, choć wydaje się, że ostatnie parę dni
jest bardziej rozgorączkowana niż zwykle. Westchnąłem. Rosalie obchodziła tylko ona
sama.
Jasper uśmiechnął się ukradkiem i poszedł dalej.
Powodzenia, pomyślał z powątpiewaniem.
Emmett uniósł oczy ku niebu i potrząsnął głową.
Postradał zmysły, biedny dzieciak.
Alice promieniała, jej zęby świeciły aż za bardzo.
Mogę już porozmawiać z Bellą?
- Trzymaj się od tego z daleka. Wyszeptałem.
Dobra. Bądź uparty. To tylko kwestia czasu.
Znów westchnąłem.
Nie zapominaj o dzisiejszych zajęciach z biologii. Przypomniała mi.
Przytaknąłem. Nie, o tym nie zapomniałem.
Kiedy czekałem na przybycie Belli, podążałem za nią w oczach świeżarka, który
szedł do stołówki za Jessicą. Jessica paplała o nadchodzącej potańcówce, ale Bella jej
nic nie odpowiedziała. Nie, żeby Jessica dała jej dojść do głosu.
Moment w którym Bella stanęła w drzwiach, jej oczy błyskawicznie skierowały się
na stolik przy którym siedziało moje rodzeństwo. Gapiła się przez chwilę, zmarszczyła
czoło i utkwiła wzrok w podłodze. Nie zauważyła mnie tam.
Wyglądała na taką…smutną. Poczułem silny impuls, by wstawić i podejść do jej
miejsca zrobić coś , by w jakiś sposób poczuła się komfortowo, tylko nie wiedziałem co
to dla niej znaczy. Nie miałem pojęcia, co spowodowało, że tak wygląda. Jessica
trajkotała o potańcówce. Czy Bella była smutna, że jej na niej nie będzie? To nie
wydawało się możliwe…
Ale to mogło jej przypomnieć, że chciała.
Wzięła na lunch tylko napój. Czy to było w porządku? Czyż nie potrzebowała
więcej składników odżywczych? Nigdy wcześniej nie interesowałem się ludzką dietą.
Ludzie byli tacy krusi! Było milion rzeczy, którymi można było się martwić…
- Edward Cullen znowu się na ciebie gapi.-usłyszałem słowa Jessici.- Ciekawe,
czemu usiadł dziś sam.
Teraz byłam wdzięczny Jessice - choć była teraz jeszcze bardziej urażona- bo Bella
uniosła głowę i jej oczy szukały, aż odnajdą moje.
Teraz na jej twarzy nie było ani śladu smutku. Pozwoliłem sobie mieć nadzieje, że
była smutna, bo myślała, że wyszedłem wcześniej ze szkoły i ta nadzieja, przyniosła mi
uśmiech.
Kiwnąłem na nią palcem, by do mnie dołączyła. Była tym tak zaskoczona, że
chciałem się z nią znowu podrażnić.
Więc mrugnąłem, a ona otworzyła buzie.
-Czy on ma c i e b i e na myśli? – Jessica zapytała nieprzyjemnie.
- Może potrzebuje pomocy z zadaniem domowym z biologii –powiedziała niskim,
niepewnym głosem.- Lepiej pójdę zobaczyć, o co mu chodzi.
To było kolejne tak.
Potknęła się dwa razy w drodze do mojego stolika, mimo, że nie było żadnej
przeszkody na drodze, tylko gładkie linoleum. Serio, jak wcześniej mogłem tego nie
zauważyć? Przywiązywałem chyba większą uwagę, na jej ciche myśli… Co jeszcze
mnie ominęło?
Bądź szczery, bądź pogodny – Zachęcałem samego siebie.
Zatrzymała się za krzesłem, naprzeciwko mnie, wahała się. Westchnąłem głęboko,
bardziej przez nos, niż przez usta.
Poczuj palenie, pomyślałem sucho.
- Może usiadłabyś dzisiaj ze mną?- zapytałem ją.
Odsunęła krzesło i usiadła, gapiąc się na mnie cały czas. Wydawała się być
zdenerwowana, ale jej zachowanie fizyczne, to było kolejne tak.
Czekałem, aż coś powie.
Trwało to chwilę, ale, w końcu, powiedziała - Nie do tego mnie przyzwyczaiłeś
- No cóż…zawahałem się. - doszedłem do wniosku, że skoro i tak skończę w piekle,
to mogę po drodze zaszaleć.
Co spowodowało, że to powiedziałem? Powinienem być przynajmniej szczery. I
może usłyszała niesubtelne ostrzeżenie w tych słowach. Może zda sobie sprawę, że
powinna wstać i odejść tak szybko, jak jest to możliwe…
Nie wstała. Patrzyła na mnie, czekając, tak jakbym nie skończył wcześniejszego
zdania.
- Słuchaj, nie mam zielonego pojęcia, o co ci chodzi– powiedziała, kiedy nie
dokończyłem.
To była ulga. Uśmiechnąłem się.
- Wiem.
Ciężko było ignorować myśli, który krzyczały na mnie z tyłu głowy – i tak chciałem
zmienić temat.
- Myślę, że twoi znajomi mają mi za złe, że Cię im podkradłem.
Nie wydawała się tym przejmować.
- Jakoś to przeżyją.
- Mogę cię już im nie oddać – nawet nie wiedziałem czy starałem się być teraz
szczery czy znowu się z nią droczyłem. Będą z nią, ciężko mi było nadać sens własnym
myślą.
Bella przełknęła głośno ślinę.
Zaśmiałem się z tej reakcji.
- Boisz się?
To nie powinno być zabawne… Ona powinna się bać.
-Nie – była złym kłamcą, jej złamany głos jej nie pomógł.
- Jestem raczej zaskoczona. Skąd ta zmiana?
- Już Ci mówiłem– przypomniałem jej. -Mam już dość tego, że muszę cię ignorować.
Więc daję sobie z tym spokój- z lekkim wysiłkiem uśmiechnąłem się z powrotem. To
nie było proste- bycie szczerym i wyluzowanym w tym samym czasie.
-Spokój? – powtórzyła, zdezorientowana.
- Nie chcę dłużej być grzecznym chłopcem– i jak widać, daje sobie spokój z byciem
wyluzowanym. - Od teraz będę robił to, na co mam ochotę, i niech się dzieje, co chceto
przynajmniej było szczere. Niech zobaczy jaki jestem samolubny. Niech to da jej
ostrzeżenie.
- Znów nic nie rozumiem.
Byłem wystarczająco samolubny by ucieszyć się, że to stanowiło problem.
- Przy tobie zawsze się niepotrzebnie rozgaduję. Mam z tym problem. Jeden z wielu
zresztą-raczej nieistotny, w porównaniu z resztą.
-Nie martw się – uspokoiła mnie. - I tak nigdy nie wiem, o co ci chodzi.
Dobrze. Została.
- Na to też liczę.
- Czyli, w normalnym języku, zostajemy przyjaciółmi?
Zastanowiłem się nad tym, przez sekundę.
- Przyjaciółmi…-powtórzyłem. Nie podobało mi się jak to brzmiało, to nie było
wystarczające, to za mało jak dla mnie.
- Albo i nie – wyszeptała, zawstydzona.
Czy myślała, że nie lubię jej w ten sposób?
Uśmiechnąłem się.
- Sądzę, że możemy spróbować. Ale uprzedzam cię, że przyjaźń ze mną to nie
przelewki.
Czekałem na jej odpowiedz, rozdarty-miałem nadzieje, że w końcu usłyszy i zrozumie,
myśląc, że mogę umrzeć jeśli tak będzie. Jakie to melodramatyczne. Stawałem się taki
ludzki.
Jej serce zabiło szybciej. - W kółko to powtarzasz.
- Bo mnie nie słuchasz -powiedziałem, znów zbyt intensywnie.
- Nadal czekam, aż potraktujesz mnie poważnie. Jeśli jesteś bystra, sama zaczniesz
mnie unikać.
Ach, ale czy pozwolę jej to zrobić, jeśli spróbuje?
Zwęziła wzrok.- No tak, teraz już wiemy dokładnie, jak oceniasz moje zdolności
intelektualne. Piękne dzięki.
Nie byłem do końca pewny, co ma na myśli, ale uśmiechnąłem się przepraszająco,
zgadywałem, że przez przypadek ją uraziłem.
-Więc- zaczęła powoli. -Podsumowując, póki nie przejrzę na oczy, możemy
próbować się zaprzyjaźnić, zgadza się?
- Tak to mniej więcej wygląda.
Zaczęła spoglądać na dół, patrząc intensywnie na butelkę z lemoniadą, którą
miała w dłoniach.
Naszła mnie stara ciekawość.
- O czym myślisz? – zapytałem, to była ulga, pierwszy raz wypowiedzieć to pytanie
na głos.
Spojrzała mi w oczy, jej oddech się przyśpieszył, gdy jej policzki oblał różowy
rumieniec. Odetchnąłem, smakując to w powietrzu.
- Zastanawiam się, kim naprawdę jesteś.
Ciągle się uśmiechałem, nie zmieniałem wyrazu twarzy, podczas gdy panika
zawładnęła moim ciałem.
Oczywiście, że to ją zastanawiało. Nie była głupia. Nie mogłem mieć nadziei, że
rzeczy oczywiste, nie będą dla mnie oczywiste.
- I jak ci idzie? – zapytałem tak łagodnie, jak tylko potrafiłem.
-Kiepsko – przyznała.
Zachichotałem z ulgą. - Masz jakieś hipotezy?
Nie mogły być gorsze niż prawda, nie ważne co tam wymyśliła.
Jej policzki znów się zarumieniły, nic nie powiedziała. Mogłem czuć ciepło jej
rumieńca w powietrzu.
Starałem się użyć przekonywującego tonu. To działało na innych ludzi.
- Powiesz mi? – uśmiechnąłem się zachęcająco.
Pokręciła głową - spaliłabym się ze wstydu.
Ugh. Nie wiedza, była najgorszą możliwą rzeczą. Jak jej hipotezy mogą ją tak
krępować? Nie mogłem znieść tego, że nie znałem odpowiedzi.
- To takie frustrujące– moje zażalenie wywołało w niej jakąś iskrę. Jej oczy się
rozbłysły, a słowa popłynęły szybciej niż zwykle.
- Nie rozumiem, co w tym takiego frustrującego - zaoponowałam z zapałem.
- Tylko, dlatego, że ktoś nie chce ci się zwierzyć a jednocześnie co rusz czyni jakieś
enigmatyczne uwagi, nad których zrozumieniem człowiek biedzi się po nocy, bo z
nerwów nie może zasnąć? Gdzie tu, u licha, powód do frustracji?
Zmarszczyłem brwi, zdałem sobie sprawę, że miała rację. Nie byłem w stosunku
do niej fair. Mówiła dalej.
-Albo jeszcze lepiej .Taka osoba może nie tylko mówić, ale i robić różne dziwne
rzeczy. Jednego dnia, dajmy na to, ratuje ci życie, przecząc prawom fizyki, a nazajutrz
traktuje cię jak pariasa, bez jednego słowa wyjaśnienia, choć obiecała, że wszystko
wytłumaczy. Przecież to błahostka, którą nie ma się, co przejmować.
To była najdłuższa przemowa jaką kiedykolwiek od usłyszałem z jej ust i nadała
nowej jakości mojej liście Nie powiem, masz charakterek.
- Nie lubię hipokrytów i ludzi, którzy nie dotrzymują słowa.
Oczywiście jej irytacja była całkowicie usprawiedliwiona.
Patrzyłem na Bellę, zastanawiając się jak to możliwe, by zrobić coś co ona uzna
za właściwe. Ale myśli Mike’a Newtona mnie rozproszyły.
Byłem tak zirytowany, że zacząłem chichotać. - Co jest? –domagała się
wyjaśnienia.
-Twój chłopak zdaje się sądzić, że jestem wobec ciebie chamski. Zastanawia się,
czy tu nie podejść i nie wszcząć bójki – oj chciałbym zobaczyć . Znów się zaśmiałem.
- Nie wiem, o kim mówisz. Powiedziała chłodno. - Ale tak czy siak na pewno jesteś
w błędzie.
Bardzo podobał mi się sposób w jaki wyrzekła się jego posiadania, używając
odrzucającego zdania.
- Nie mylę się. Mówiłem ci, większość ludzi łatwo rozszyfrować.
- Poza mną, rzecz jasna.
- Tak, z wyjątkiem Ciebie –czy od wszystkiego musi być wyjątek? Czy nie byłoby
fair- rozważając wszystko to z czym muszę się zmagać -żebym mógł chociaż usłyszeć
cokolwiek w jej głowie? Czy proszę o tak wiele?
- Ciekawe, dlaczego tak jest.
Spojrzałem w jej oczy, znów próbowałem…
Odwróciła wzrok. Odkręciła butelkę z lemoniadą, wzięła szybki chełst a wzrok
przykuła do blatu stołu.
- Nie jesteś głodna? - zapytałem.
-Nie –jej wzrok wciąż przykuwał do pustego blatu stołu. – A Ty?
- Nie, nie jestem głodny – powiedziałem. Na pewno nie w takim sensie.
Patrzyła się na stół a jej usta się zacisnęły. Czekałem.
- Zrobisz coś dla mnie? –spytała, nagle jej oczy znów napotkały moje. Czego mogła
ode mnie chcieć? Czy zapyta mnie o prawdę- której nie mogłem jej wyznać- prawdę,
którą nie chce by kiedykolwiek poznała?
- To zależy.
- Nic takiego –obiecała.
Czekałem, znów ciekaw.
- Czy nie mógłbyś...- zaczęła powoli, wpatrując się w butelkę, krążąc małym palcem
po otworze szyjki.
- Uprzedź jakoś, kiedy następnym razem postanowisz mnie ignorować dla mojego
własnego dobra? Chce być przygotowana.
Potrzebowała ostrzeżenia? Więc bycie ignorowaną przeze mnie było złe…
Uśmiechnąłem się.
- Rzeczywiście, tak będzie bardziej fair –zgodziłem się.
- Dzięki –Powiedziała, patrząc na mnie. Wydawało się, że poczuła ulgę i chciało mi
się śmiać z mojej własnej ulgi.
- Czy dostanę w zamian jedną szczerą odpowiedź? - zapytałem z nadzieją.
- Strzelaj -przyzwoliła.
- Zdradź mi choć jedną ze swoich hipotez.
Zarumieniła się. - O nie.
- Poproszę o inny zestaw pytań.
- Obiecałaś, i nie określiłaś kategorii – wykłócałem się.
- Sam nie dotrzymujesz obietnic– odpyskowała.
Tu mnie miała.
- Jedna mała hipoteza. Nie będę się śmiał.
- Będziesz, będziesz –wydawała się być tego pewna, choć ja nie widziałem w tym nic
śmiesznego.
Dałem perswazji drugą szansę. Spojrzałem jej głęboko w oczy- co było łatwe bo ma
tak głębokie spojrzenie i wyszeptałem. -Proszę.
Zamrugała a jej twarzy zabrakło wyrazu.
Cóż, nie takiej reakcji się spodziewałem.
- Co? -zapytała. Wyglądała jakby kręciło jej się w głowie. Co było z nią nie tak?
Ale jeszcze się nie poddałem.
- Proszę, zdradź mi jedną ze swoich hipotez– prosiłem ją moim miękkim, łagodnym
głosem, wciąż patrząc jej w oczy.
Ku mojemu zdumieniu i uciesze, w końcu podziałało.
- Czy ja wiem, ugryzł cię radioaktywny pająk?
Komiksy? Nic dziwnego, że myślała, że będę się śmiał.
- Niezbyt to oryginalny pomysł – oszukałem ją, starając się ukryć własną ulgę.
- Sorry, nic więcej nie przychodzi mi do głowy –powiedziała, poddają się.
Jeszcze większa ulga. Mogłem się znów z nią podroczyć.
- Nie zbliżyłaś się do rozwiązania zagadki nawet o milimetr.
- Żadnych pająków?
- Żadnych.
- Zero radioaktywności?
- Nic z tych rzeczy.
- Cholera – westchnęła ciężko.
- Kryptonit też mnie nie martwi –powiedziałem szybko, zanim zaczęłaby pytać o
ugryzienia i wtedy musiałem zacząć się śmiać, bo myślała, że jestem superbohaterem.
- Miałeś się nie śmiać, pamiętasz?
Złączyłem usta.
- Kiedyś zgadnę –obiecała.
A kiedy tak się stanie, powinna uciekać.
- Lepiej nie próbuj – powiedziałem, droczenie się skończyło.
- Bo co?
Byłem jej winny szczerość. Ciągle starałem się uśmiechać, by moje słowa nie
brzmiały jak groźba.
- A jeśli nie jestem pozytywnym bohaterem komiksu, tylko jedną z tych mrocznych
postaci, z którymi walczy?
Na chwilę wyostrzyła wzrok a jej wargi się rozwarły.
-Oh –powiedziała.
I po sekundzie dodała –Rozumiem.
Zdecydowanie mnie zrozumiała.
- Tak? - zapytałem, starając się ukryć agonię.
- Jesteś niebezpieczny? -zgadła. Jej oddech się przyśpieszył, serce zaczęło mocniej
bić.
Nie mogłem jej odpowiedzieć. Czy to był mój ostatni moment z nią? Czy teraz
ucieknie? Czy wolno mi powiedzieć jej, że ją kocham, zanim odejdzie? Czy to przerazi
ją jeszcze bardziej?
- Ale nie jesteś zły - wyszeptała, potrząsając głową, żadnego strachu w jej czystym
spojrzeniu. - Nie, w to nie uwierzę.
-Mylisz się –wyszeptałem.
Oczywiście, że byłem zły. Nie byłem teraz uradowany, kiedy myślała o mnie lepiej
niż na to zasługiwałem. Gdybym był dobry, trzymałbym się od niej z daleka.
Spojrzałem na blat, sięgnąłem po nakrętkę od butelki i jako wymówkę, zacząłem
kręcić nią jak bąkiem. Nie odsunęła ręki, gdy moja była blisko. Nie bała się mnie.
Jeszcze nie.
Patrzyłem się na nakrętkę, zamiast na nią. Moje myśli pokazywały zęby.
Uciekaj Bello, uciekaj. Ale nie umiałem powiedzieć tego na głos.
Wstała na równe nogi.
- Spóźnimy się na lekcję – powiedziała, gdy już zacząłem myśleć, że w jakiś sposób
usłyszała moje ciche ostrzeżenie
- Ja nie idę
- Czemu?
Bo nie chcę Cię zabić.
- Dobrze człowiekowi robi powagarować od czasu do czasu.
Żeby być precyzyjnym, dobrze dla ludzi gdy wampiry znikają, w dni gdy
rozlewana jest ludzka krew. Pan Banner sprawdzał dziś grupy krwi. Alice już opuściła
swoje poranne zajęcia
- Ja tam nie wagaruję– powiedziała. Nie zdziwiło mnie to. Była odpowiedzialnazawsze
robiła to, co należało zrobić.
Była moim przeciwieństwem.
- W takim razie do zobaczenia. –powiedziałem, starając się wyglądać na
wyluzowanego, znów patrzyłem na nakrętkę.
A tak przy okazji, ubóstwiam Cię…w przerażający i niebezpieczny sposób.
Zawahała się i przez chwilę miałem nadzieję, że jednak ze mną zostanie.
Ale dzwonek zadzwonił i pognała do klasy.
Poczekałem aż wyszła i schowałem nakrętkę do kieszeni, pamiątkę najważniejszej
rozmowy i wyszedłem na deszcz, do mojego samochodu.
Włączyłem moją ulubioną, uspokajającą płytę - tę samą jaką słuchałem pierwszego
dnia- dawno nie słuchałem piosenek Debussy. Inne nuty chodziły mi po głowie,
fragment melodii, która mnie zadowalała i intrygowała. Ściszyłem radio by
posłuchać muzyki w mojej głowie, grającą z fragmentem muzyki, dopóki nie
powstanie pełniejsza harmonia.
Instynktownie, moje palce poruszały się w powietrzu, wyobrażając sobie klawisze
pianina.
Nowa kompozycja się klarowała, gdy nagle zawładnęła mną fala psychicznego
cierpienia.
Szukałem nadchodzącego zmartwienia.
Czy ona zemdleję? Co zrobić? Mike panikowałam.
Sto, jardów stąd, Mike Newton upuszczał wiotkie ciało Belli. Upadła,
nieodpowiedzialnie na mokry cement, miała zamknięte oczy a ciało kredowo białe,
niczym zwłoki.
Prawie wyrwałem drzwi od samochodu.
- Bella? – wykrzyknąłem.
Na jej martwej twarzy, nie pojawiała się żadna zmiana po tym jak wykrzyknąłem
jej imię.
Całe moje ciało stało się zimniejsze niż lód.
Byłem świadomy, że sprawiłem Mikowi przykrą niespodziankę, gdy w furii
przejrzałem jego myśli. Gdyby zrobił jej krzywdę, unicestwiłbym go.
- Co jej jest? Co się stało? –zażądałem odpowiedzi, ciągle skupiając się na jego
myślach. Chodzenie w ludzkim tempie, było takie irytujące. Nie powinienem skupiać
się na podchodzeniu bliżej.
Wtedy usłyszałem bicie jej serca, a nawet jej oddech. Spostrzegłem, że zaciska
zamknięte powieki jeszcze mocniej. To trochę uspokoiło moją panikę.
Zobaczyłem przebłysk wspomnieć Mike’a, obrazy z Sali biologicznej. Głowa Belli
na naszej ławce, jej jasna twarz zmieniająca odcień na zielony. Czerwone krople na
białych kartkach.
Sprawdzanie grupy krwi.
Zatrzymałem się, wstrzymując oddech. Jej zapach to było jedno, jej kwiecista krew
to było drugie. Razem to było trzecie.
- Chyba zemdlała– powiedział Mike zarówno zatroskany jak i urażony. - Dziwne,
nawet nie zdążyła sobie nakłuć tego palca.
Naszła mnie ulga, znów odetchnąłem, smakując powietrza. Ach, czułem jedynie
delikatny zapach małej rany Mike’a Newtona. Jedyne, co mogło mnie przyciągnąć.
Przyklęknąłem obok niej a Mike krążył nade mną, wściekły z powodu mojej
interwencji.
-Bello, słyszysz mnie?
-Nie- wyjąkała– Daj mi spokój.
Ulga była tak rozkoszna, że zacząłem się śmiać. Wszystko było z nią w porządku.
- Prowadziłem ją właśnie do pielęgniarki- powiedział Mike.- Ale nie chciała iść
dalej.
- Zastąpię cię. Wracaj do klasy- powiedziałem z odrzuceniem.
Mike zazgrzytał zębami.- Ale to ja ją miałem zaprowadzić.
Nie miałem zamiaru dłużej kłócić się z tym nieudacznikiem.
Podekscytowany i przerażony, w połowie wdzięczny, w połowie zasmucony
tarapatami, które spowodowały, że dotykanie jej było koniecznością. Delikatnie
podniosłem Bellę z podłogi, trzymałem ją w ramionach, dotykając tylko jej ubrań,
trzymając dystans między nami, jak tylko było to możliwe. Kroczyłem w równym
tempie, śpieszyłem się by zapewnić jej bezpieczeństwo- innymi słowy by była z dala
ode mnie.
Otworzyły oczy ze zdumieniem.
- Postaw mnie na ziemi!- zażądała ze słabym głosem-znów zawstydzona, co można
było odczytać z wyrazu jej twarzy. Nie lubiła okazywać słabości.
Ledwie słyszałem głos protestującego Mike’a.
- Wyglądasz okropnie - powiedziałem jej wyszczerzając zęby w uśmiechu, bo nic jej
nie było, poza słabą głową i żołądkiem.
- Puść mnie, do cholery!- powiedziała. Usta miała całe białe.
- A więc mdlejesz na widok krwi? – Czy może być jeszcze bardziej ironicznie?
Zamknęła oczy i zacisnęła usta.
- I to nawet nie swojej własnej?- dodałem, jeszcze bardziej się uśmiechając.
Byliśmy naprzeciwko gabinetu. Drzwi były uchylone i podtrzymywane przez
podpórkę, więc wykopałem ją z drogi.
Pani Cope podskoczyła, przestraszona.
- Matko Boska! – nie mogła złapać tchu, gdy ujrzała kruchą dziewczynę w moich
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin