Szczerość.doc

(62 KB) Pobierz
Władczy Panie, chciałbym jak ta szmata nagi leżeć u Twych stóp, liżąc buty swego Pana, prosząc go tym samym, aby swemu cwelowi

Stary, kogo ty chcesz oszuki­wać?! No kogo? Sam wi­dzisz, co się z tobą dzieje. Nie widzisz, jak się zachowujesz? Stary, daj spokój. - myślał do siebie, a może nawet mó­wił. W tej chwili sam nie wiedział.

- Boże, kogo chcę oszukać. Bo chyba nie siebie. Ale sam wiem przecież, o co chodzi. Przecież wiem, tylko jakbym nie chciał wie­dzieć. Prawie w każdym autobusie widzę jakiegoś fajnego gościa, jak ja­dę samochodem to się mało nie za­biję, jak się za nimi oglądam, a ciągle chcę, żeby mi się wydawało, że nic mnie to nie obchodzi.

Jechał rowerem po krętej leśnej ścieżce, powoli, bezszelestnie. Wo­kół cisza, tak, jak lubił. Bez ludzi, sa­mochodów. Ten rower podobał mu się przede wszystkim ze względu na to ciche poruszanie się. Dzień był spokojny, ciepły i bezwietrzny. Wio­sna przyszła jakoś wcześniej i właści­wie od razu stała się latem. Była to już 24 wiosna jego życia. Kolejny spokojny dzień spędzany w tym podmiejskim lesie. Jednak myśli, jak zwykle ostatnio wtedy, gdy był sam w ciszy, nie dawały za wygraną z wy­ciszoną atmosferą lasu.

- I co, który raz tak sobie tu je­dziesz? Że niby tak fajnie, co? Spo­kój, cisza. Samotnia. Tak ci dobrze, ale czegoś ci cały czas brak. Kogo chcesz oszukać? Wszystko potrafisz sobie wytłumaczyć, robiłeś to już ty­le razy i co? Znowu jedziesz tu sam. Tak, tak - przecież ci tu tak z tą sa­motnością dobrze...

Gałąź zaplątała się w koło i musiał się na chwilę zatrzymać na skrzyżo­waniu ścieżek. Schylił się do koła, gdy ze świstem przejechał przed nim jakiś ktoś na rowerze wygląda­jącym na sportowy. Ubrany był też raczej jak wyczynowiec, a prędkość, jaką utrzymywał, tylko dopełniała je­go wizerunek sportowca.

- Wariat, całe szczęście, że ta ga­łąź wlazła w szprychy.

Jednak myśli nie dawały za wy­graną. Przez ten ułamek sekundy kątem oka pochwyciły wizerunek rowerzysty i podtrzymywały jego obraz. Jego skupioną, nieco surową twarz, napięte ciało w obcisłym stroju, może nawet echo zapachu jego zmęczenia, skupiony wzrok i te oczy...

- Kurcze, nie mogę patrzeć na niego w ten sposób. Przecież nie znam gościa, na co ja robię sobie na­dzieję?

... na jego płynnie pracujące łydki, głos równomiernego oddechu, mo­że nawet cień echa bicia jego serca...

- O czym ja w ogóle myślę? Stary, zrób coś ze sobą, bo coś tu nie gra.

Las już nie był tak spokojny, jak kiedyś. Chociaż las pewnie się nie zmienił, lecz to jego serce zapomnia­ło trochę o spokoju. Zapominało o nim zwłaszcza w takich chwilach samotności i ciszy.

Usłyszał za sobą nadjeżdżający ro­wer, więc zjechał nieco na prawo.

- Wariat - szepnął, gdy ten sam wyczynowiec przemknął z szaloną prędkością - niech jedzie sobie na autostradę. Mam zabić się o drze­wo, bo jeden z drugim musi gnać jak głupek. A właściwie to co mnie to obchodzi. Nie przyjechałem się tu denerwować, tylko odsapnąć. Spoko. Powodzenia, kolego, wy­grania 108 zawodów i w ogóle.

- O czym to ja myślałem? Ach, tak. No to, co zamierzam z tym zro­bić? Nie ma się co oszukiwać. Podo­bają ci się chłopaki i tyle. I co? Nic, nie jestem taki tylko ja. Nie ja pierw­szy i nie ostatni. Przecież nigdy nie interesowały mnie dziewczyny, nawet nie pociągają mnie. rozmowy z nimi, co dopiero, żeby z którąś ła­zić. Co też faceci w nich widzą?

Faktycznie, nigdy nie miał dziew­czyny, nigdy nawet się nie całował z którąś z nich. Zawsze bliscy mu by­li przyjaciele, kumple. W szkole, w li­ceum i potem to z nimi najmilej spę­dzał czas, z nimi mógł gadać godzina­mi lub po prostu z nimi być. Dziew­czyny niespecjalnie mu przeszkadzały i miał z nimi dobre relacje, ale ich to­warzystwo to nie było to. jednakże męskie towarzystwo też już mu nie wystarczało, przynajmniej w takim wydaniu jak dotąd. Czuł już, że po­trzeba mu czegoś więcej. To coś by­ło na wysokości pomiędzy sercem a żołądkiem. Czasem ciągnęło go do objęcia jednego z jego najbliższych przyjaciół. Czasami?! Nie czasami, tylko zawsze, gdy był przy nim. Cza­sami rozbłyskało czymś radosnym i jasnym, gdy widział jakiegoś fajnego chłopaka na ulicy, w autobusie, gdzie­kolwiek. Wszyscy ci chłopcy mieli jedną wspólną cechę. Mieli na swych twarzach, w swoich oczach, które pierwsze przykuwały jego uwagę, spokój, morze spokoju, łagodności i radości i takiej fajnej pewności sie­bie. Nawet jeżeli byli podczas jakie­goś wysiłku, stresu, czy jakiegoś zafa­lowania świata, te ich oczy pozosta­wały gdzieś w swej głębi niezmienne. Mógłby tak gapić się i gapić w te ich oczy, gdyby tylko po pewnym czasie nie kierowały się one na niego.

Przystojny do bólu, ciemnooki chłopak, o włosach czarnych jak pió­ra kruka, podchodził do niego spo­kojnie i delikatnie. Pod prysznicami byli sami,. bo- już wszyscy wyszli z pływalni. Tylko oni moczyli się tak długo. Wydawało się, że płynie nad ziemią. jego oczy były wpatrzone prosto w niego. Twarz spokojna i przyjazna. Miał szerokie ramiona i mocno rozbudowaną klatkę pier­siową. W całej jego posturze zacho­wany był niemal grecki kanon pięk­na. jego klatka zwężała się ku dołowi i przechodziła w wąską talię. Nogi silne, z czarnymi włoskami. Spojrzał na jego twarz, potem schodził wzro­kiem coraz niżej i gdy już miał dosię­gnąć pępka poczuł jego ręce na swo­ich barkach. Podniósł wzrok, by zno­wu spojrzeć prosto w jego czarne oczy. Teraz były nieco przymknięte i miał je tak blisko swoich. Nawet nie wiedział, kiedy jego usta dotknęły je­go warg, ręce obiegły i objęły jego tors i plecy, twarz ocierała się o jego szyję. Dłonie nieznajomego pieściły mu plecy, szyję, głowę. Teraz scho­dziły na pośladki i uda. Uczucie w miejscu pomiędzy żołądkiem i ser­cem, które towarzyszyło chwilom w obecności niektórych z przyjaciół, teraz stało się setki razy mocniejsze. Czuł jego oddech, bicie serca, ciepło, zapach i każdy jego ruch. jego ciało było lekko wilgotne od wody lecącej spod prysznica, pod którym teraz obaj stali. Czarnowłosy pieścił teraz ustami jego szyję, klatkę piersiową, sutki.

- Boże! Zaraz zwariuję z tego szczęścia. - pomyślał, choć myśl ta przeszła przez jego głowę tak szyb­ko, jak żadna inna.

Usta nieznajomego były na jego brzuchu, jego ręce wodziły po dolnej części pleców. Położył swoje dłonie na jego głowie i zatopił palce w czarnych włosach. Serce waliło mu jak młot, oddech chyba nigdy nie był głębszy, ciało, sam nie wiedział czy nad nim jeszcze choć trochę panuje. Odczu­wał każdą najmniejszą jego część ciała. Odczuwał ją tak wspaniale.

Nagle jego oddech ustał całkowi­cie, oczy rozwarły się szeroko, ale nie znajdowały żadnego obiektu, na który by patrzyły, ciało znieruchomiało i nie­mal zamarło. Wydawało mu się, że na­wet serce stanęło. Czarnowłosy wziął w usta i pieścił językiem jego członka. Czuł, jak jego sperma rozbryzguje się w... jego bokserkach. Znowu spuścił się w nocy. Była 3 rano.

- Boże, proszę Cię, daj mi fajnego chłopaka. Inaczej chyba sex padnie mi na głowę. Przecież jesteś moim najlepszym przyjacielem. Proszę Cię. - wyszeptał w półśnie.

- Wiesz, Adaś, widzę, że moje pragnienia spełniają się same. Chcę czegoś i to po pewnym czasie się spełnia. Nawet nic w tym kierunku nie robię. To po prostu się dzieje.

- Jak to, tak samo? Nic nie robisz? - No, niezupełnie, pewnie, że trzeba działać, ale chodzi o to, że najpierw to pojawia się gdzieś w moim sercu. Samo. Ale nic z tym nie robię. To sobie tam dojrzewa, rośnie i po pewnym czasie sprawy zaczynają się tak układać, że zaczyna się spełniać. I wtedy trzeba zacząć coś robić. Wcześniej nie. Wiele osób robi błąd i zaczyna działać, jak tylko pojawi się w nich jakieś pra­gnienie. Ale wtedy jest ono jeszcze nie w tej fazie, żeby wychodzić z nim na zewnątrz. Dlatego działają, tyrają albo o nim paplają i nic, albo nie to, czego by chcieli. A tu trzeba cierpliwości. Wszystko w swoim czasie.

- Jak bym cię stary nie znał, to bym myślał, że chrzanisz. - Adam domknął szybę samochodu.

Faktycznie, w życiu zdarzały mu się sytuacje raczej trudne do logicz­nego wyjaśnienia. Niektórzy ludzie zazdrościli mu tego, do czego do­szedł, inni patrzyli z podziwem. Wielu pod względem materialnym przez całe swe życie nie osiągnęło tyle, ile on przez zaledwie cztery la­ta swojej działalności w "dorosłym życiu". jednak mało kto wiedział, że te sukcesy były dla niego prawie ni­czym i że były one tylko zewnętrz­nym przejawem tego, co kwitło w nim.

Adam był jego najstarszym i naj­lepszym przyjacielem. Poznali się w jednym ze wschodnich zakonów działających w PL i razem spędzili wiele wspaniałych chwil. Całe dnie spędzali ze sobą, zarówno gotując dla biednych, karmiąc ich, czy przy innych służbach. Ich rówieśnicy po­znawali życie dyskotek, klubów, a oni modlili się wiedli życie w wy­rzeczeniu i doświadczali chwil, które pokazywały im prawdziwe wartości życia. Choć teraz minął okres miesz­kania w klasztorze, a przyszedł czas na spełnianie się w życiu w społe­czeństwie, nadal pozostał w nich bardzo silnie nastrój tamtych dni.

- Sam widzisz przecież, Adasiek, taki ktoś jak ja, który nic nie potrafi. I co? Robię rzeczy, sam wiesz. jak by mi ktoś kiedyś powiedział, że tak bę­dzie, to bym mu postukał w czoło. A to wszystko dzieje się samo. To, co robię, skala tego działania, to, że pi­szą o mnie w gazetach, kasa - samo się to wszystko dzieje. Sam wiesz. Przecież widzisz to od początku. Chyba też sam tego doświadczasz? Pamiętasz, jak nasi rodzice rozpacza­li, że zginiemy z głodu i nie damy so­bie rady? - powiedział z uśmiechem.

- Nie mów hop, zobaczymy, co bę­dzie dalej. jest, jak jest i będzie, jak bę­dzie. Sam wiesz, kto tym steruje, kto daje ci te pragnienia i kto je spełnia.

- Tak, to wszystko nie dzieje się dzięki nam. A masz pojęcie, jakie pra­gnienie teraz nadeszło? już kilka miesię­cy temu. już czuję je coraz wyraźniej.

- Może drugi dom małego Dareczka? - zażartował Adam.

- Nie, nie, zupełnie inaczej. Nad­chodzi ktoś bliski. Wiesz, partner­stwo.

- No co ty? Zawsze mówiłeś, że małżeństwo raczej nie dla ciebie.

- Przecież nie mówię o tym.

- Dobra, dobra, znam ją? - w gło­sie Adasia dało się wyczuć sporo cie­kawości.

- Adasiek, daj spokój, dopiero czuję taką potrzebę, nie mam jesz­cze konkretnej osoby.

- Dobra, dobra, komu te teksty, ­uśmiechnął się Adam - Znamy się nie od dziś. Która? Znam?

- Znasz, ale to nic pewnego - odpowiedział, nieco broniąc się.

- No dawaj, dawaj.

- Adasiek, daj spokój, mówiłem ­nic pewnego.

Adam tylko patrzył mu w oczy uśmiechnięty i pełen wyczekiwania. Wiedział, kiedy Darek kręci i wie­dział, że nie umie kłamać, i że jeżeli od razu nie powiedział, że mu nie powie, to wyciągnięcie prawdy jest tylko kwestią czasu. Uśmiech miał ciepły jak zawsze. Mało jest takich ciepłych ludzi jak on.

- No dobra, ale szczena ci opadnie.

- Super, lubię jej szukać, dawaj. Kurka, kto to jest, nieźle się z tym schowałeś.

Chwila ciszy przypominała nieco te momenty przez wyborami Miss czy daniem Oscara. Z jednej strony oczekiwanie, z drugiej napięcie ­"the winner is...". Poważna mina Darka tylko napędzała ciekawość Adama.

- Kuba - powiedział Darek nieco niepewnie - ale to nic pewnego - dodał.

- No co ty?! Rozmawiałeś z nim?­ - zapytał nadal rozpromieniony Adam.

- O czym? - jeśli któremuś z nich opadła kopara, to nie był to Adam.

- No o tym przecież!

- Jak to? Czy z nim gadałem? Przecież... ty się nie dziwisz?

- Dziwię - czym? - Adam teraz lekko się zdziwił.

- No tym, że ja... - nie wiedział, jak określić się, jak nazwać, wszyst­kie określenia jego seksualności wy­dawały mu się nieodpowiednie - no, że ja i Kuba... a nie dziewczyna.

- Daro, ile się znamy? Myślisz, że jestem ślepy? Dawno się domyśli­łem.

Oczy Darka były teraz nieco szersze.

- Tyle, że ty nic nigdy o tym nie gadałeś, no to ja też nie zaczynałem tematu. A jak teraz to mówisz to wi­dzisz, jak fajnie się robi. Czujesz, jak coś z nas spada, z naszego związku, z naszej przyjaźni.

Istotnie, atmosfera była znacznie lżejsza i to nie tylko w porównaniu z czasem sprzed chwili, lecz nawet sprzed kilku, może kilkunastu miesięcy.

- Tak, czuję.

- Fajnie, że o tym mówisz. Gadałeś o tym z kimś?

- Nie, jesteś pierwszy. - Darek mówił, ale jakby go nie było. Taka re­akcja Adama nieco odbiegała od jego wyobrażeń tej rozmowy.

- Zobaczysz, jak teraz będzie ci łatwiej. No to co, gadałeś z nim?

- Nie, dopiero chcę. Nie wiem w ogóle, czy on też - znowu okre­ślenia jak: gay nie były według nie­go stosowne w tym miejscu, więc pozostawił je w domyśle - no wiesz...

- Woli chłopaków - pomógł mu Adam.

- No właśnie. Ale postanowiłem z nim zagadać. Przynajmniej będę miał jasną sprawę. I tyle, pogadam z nim.

Chwila ciszy wypełniła samochód. Ciszy, która tak często im towarzy­szyła i w której rodziła się i rozwijała ich przyjaźń.

- Adam, czy ja kiedyś, no wiesz, byłem w stosunku do ciebie, no wiesz...

- Nie, nie byłeś, przecież jesteś moim bratem, nie chłopcem.

Darek odetchnął i poczuł, że kocha go jeszcze bardziej.

Tego dnia Darek był nieco spięty. Ogólnie nawet naprawdę poważne sytuacje nie robiły na nim wrażenia i potrafił zachowywać się tak, jak chciał. jednak dziś, od samego rana, każdej jego czynności towarzyszyło lekkie, ale natrętne napięcie. Do­chodziła 1600, o tej właśnie godzinie umówił się z Kubą. Akurat przyjeż­dżał dziś załatwiać coś w Warsza­wie i mieli się przy tej okazji spo­tkać. Wczoraj wieczorem, zanim zasnął, Darek obserwował swoje myśli. Prawie wszystkie dotyczyły dzisiejszego spotkania, tego, o czym będą gadać i tego, jak ma mu powiedzieć to, co chce. Tuż przed zaśnięciem pomyślał, że nie ma co owijać w bawełnę. - "Po­wiem prosto z mostu i tyle. Gość jest jarzący, to nie mam się czego obawiać. Tyle się znamy. Będzie, co ma być." Teraz siedział w samocho­dzie i czekał, a myśli z wczorajsze­go wieczoru powróciły, siejąc chaos w jego głowie.

- Dobra, dobra, co w tym takie­go wielkiego? Powiem mu i tyle. A co on zrobi, to już jego wybór. Przecież do niczego nie mam zamia­ru go namawiać czy zmuszać. Bę­dzie chciał - fajnie, nie będzie – też fajnie... - tu trochę się zawahał -... przecież nie można zmuszać kogoś do związku. Chcę, by mój związek był oparty na wolności i jeśli to ma być on - super, jeśli nie - poczekam. A poza tym, po co ja tyle dziś myślę? Nic dobrego to mi nie przyniesie.

Mimo to myśli nie zamierzały dać za wygraną i jeszcze silniej zaczęły wylęgać się między jego uszami. Już miał włączyć jakąś muzykę, by je za­głuszyć, gdy pojawił się Kuba. Szedł nieśpiesznie, zadowolony i ze śmie­jącymi się oczami. Słońce sprawiało, że jego włosy wydawały się nienatu­ralnie jasne. Machnął Darkowi ręką przez szybę i energicznie wsiadł do samochodu.

- Cześć, stary! - powiedział gło­sem pełnym radości. Czego jak cze­go, ale radości to mu nie brakowało. Potrafił wszystko obrócić w żart.

- Cześć! Co ty zrobiłeś z włosa­mi? - jednak to nie słońce sprawiało, że włosy Kuby były jaśniejsze.

- Miałem wypadek i oblałem sobie głowę kwasem.

- Co? - Darek zdziwił się i trochę zaniepokoił.

- No przecież ufarbowałem. Co ty, uwierzyłeś? - jak zwykle Kuba wykorzystał okazję do zażartowania. - Chyba dziś nie spałeś?

- Prawie trafiłeś, ale fajnie w nich wyglądasz.

- Mnie też się podoba. To co jest, bo nie ukrywam, że się trochę śpie­szę, a z drugiej strony, jak mówiłeś o tym spotkaniu, to chyba coś waż­nego.

- No tak, przynajmniej dla mnie ­powiedział Darek i sam już nie wie­dział, od czego zacząć.

- No to wal. - Kuba był tak bez­troski i nieświadomy tego, co zaraz miało go spotkać, przynajmniej tak go postrzegał teraz Darek.

- Dobra, chodzi o to... - tu Da­rek przerwał. Pauza dziwnie się przedłużyła.

- O co? - Kuba przerwał ciszę wesołym tonem.

- Chodzi o to, że... - znowu się zaciął.

- No kurde, co ty stary, zabiłeś kogoś? - głos Kuby stracił trochę z wesołości, a zyskał na zdziwieniu tym, że jego kumpel ma opory przed powiedzeniem mu czegoś.

- Dobra, powiem prosto - Darek rozciągał sprawę w czasie.

- Jak najprościej, no dawaj, szkoda czasu. - Kuba patrzył na niego z lekkim niedowierzaniem. Cóż takiego chciał mu powie­dzieć?

- Bo widzisz... - znowu cisza.

- Wiesz co, to może napiszesz do mnie list albo e-mail? Co? jak to ta­kie trudne. Dziwnie się zachowu­jesz. - Kuba próbował pomóc.

- Nie, chcę to powiedzieć. Wiesz, to dla mnie ważna sprawa no i dlatego tak. Ale dobra. Chodzi o to, że...

Samochód znów wypełniła cisza,. ale tym razem Kuba nie przerywał, bo czuł, że w końcu padnie ciąg dal­szy dławionego zdania.

- ... chciałbym mieć takiego chło­paka jak ty. - powiedział Darek lek­ko łamiącym się głosem.

Kuba uśmiechnął się wypuszcza­jąc powietrze nosem i spojrzał przed siebie.

- I tyle. - z Darka spadła więk­szość napięcia. - Chodzi o to, że chciałbym mieć kogoś, a u mnie to akurat nie dziewczyna. Wiesz, taki stały związek. I tak ty mi przyszedłeś do głowy.

- Jakbyś mi to powiedział rok te­mu, to bym się zdziwił. Ale wiesz, te­raz poznaję tylu nowych ludzi i to ta­kie odjazdy, że już nic mnie nie dziwi.

Darek czekał, by w słowach Kuby wyłowić te kilka, które będą stano­wiły "wyrok".

- Z tym, że ja oscyluję w inną stronę. No wiesz.

- Ok., nie ma sprawy. – Darek ożywił się nieco. - Na nic się nie na­stawiałem, umawiając się z tobą. Przecież do niczego cię nie chcę zmu­...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin