Przekleta wies.pdf

(65 KB) Pobierz
155865598 UNPDF
Przeklęta wieś
Trudno w dzisiejszych czasach wierzyć w klątwy, a
jednak one istnieją. Bywa, że działają przez wiele
pokoleń i że jej ofiary nie są nawet tego świadome.
To było dwa lata temu. W moim domu zadzwonił
telefon. Podniosłam słuchawkę i usłyszałam
roztrzęsiony, męski głos: - W mojej rodzinie dzieją
się naprawdę straszne rzeczy. Część domu spłonęła, w
pożarze zginęło dziecko. Potem w wypadku
samochodowym zginął mój ojciec i sąsiad. Ludzie już
dawno gadali, że cała wieś jest przeklęta, bo zbyt
dużo tutaj nieszczęść, ale ja w to nie wierzyłem.
Długo nie było mnie w domu, bo najpierw wojsko, a
później praca w mieście, ale teraz o pracę trudno i
wróciłem do domu. No i to, co się tutaj dzieje,
przechodzi wszelkie pojęcie. Niech nam pani pomoże!
Wszyscy szaleli z niemocy
155865598.002.png
Pojechałam tam. Niewielka, cicha wieś leży na
wzniesieniu, z którego rozciąga się piękny widok na
pola i lasy. Kiedy podziwiałam okolicę, zwróciłam
uwagę na przydrożny krzyż - taki, jakie stawia się ku
pamięci ofiar wypadków drogowych. Przy krzyżu
skręciłam w polną drogę wiodącą do skromnego
zabudowania. Na podwórku czekali na mnie panowie
Tomasz i Renek. To z Renkiem rozmawiałam przez
telefon. - To gospodarstwo należy do naszej rodziny
od pokoleń. Mieszkali tu moi dziadkowie, rodzice i
rodzina ciotki. Mieszkał tu też lokator, ale się
powiesił. Powiesił się też wujek, pierwszy mąż ciotki.
Osierocił dwóch chłopaków. Później ciocia powtórnie
wyszła za mąż - za wujka Tomka, małżeństwo jednak
nie było szczęśliwe. Wujek rozwiódł się z ciocią, a
niedługo potem, 11 listopada 1991 r., w domu wybuchł
pożar. Zginął w nim syn wujka. Słychać było, jak
krzyczał. Wszyscy szaleli z niemocy, bo dom płonął jak
pochodnia i nie było szans, żeby chłopaka uratować.
Od tamtej pory słyszę w domu a to pukanie, a to
nawoływania czy płacz dziecka. A mama to nawet na
własne oczy widziała, jak w kubku z herbatą łyżeczka
sama się kręciła.
155865598.003.png
Dom jakby przecięty na pół
- Podobno dziwne rzeczy działy się w tym domu,
jeszcze zanim wszedłem do tej rodziny - opowiada
pan Tomasz. - Nie wierzyłem w to, ale sam
niejednokrotnie słyszałem dziwne hałasy na dachu.
Ten dom nie był budowany przez fachowca. Znam się
na budowie i wiem, że dach jest za słaby, aby mógł
utrzymać ciężar człowieka, więc jak tylko słyszałem
na dachu tupanie, wychodziłem na zewnątrz, żeby
sprawdzić, co to takiego. Nigdy nikogo nie widziałem.
Hałas na chwilę ustawał, ale ledwie wchodziłem do
domu, znowu się pojawiał. Jakby się coś ze mną bawiło
w chowanego. Dziwne odgłosy dochodziły też czasem
w nocy z kuchni. Myśleliśmy, że to teściowa nie może
spać i się tam krząta, ale jak sprawdzaliśmy,
okazywało się, że wszyscy śpią.
Mieszkałem w tym domu z żoną i dziećmi cztery lata.
W tym czasie nasz związek zamienił się w piekło. Żona
zaczęła pić, a ja przy niej. Potem zdecydowałem się od
155865598.004.png
niej odejść, bo zdałem sobie sprawę, że do niczego
dobrego to nie prowadzi. Dwa tygodnie po rozwodzie
dowiedziałem się, że w pożarze zginął mój starszy
syn. Młodszego, kilkumiesięcznego, żona zdołała
uratować, wyrzucając go przez okno. Pożar był
dziwny, bo z jakiegoś powodu całkowitemu zniszczeniu
uległa tylko ta połowa domu, która należała do mnie.
Drugiej połowy ogień w ogóle nie naruszył. Widziałem
to pogorzelisko i dziwiłem się, jak to było możliwe.
Strażacy też się dziwili, bo w tej drugiej części
przechowywane było paliwo. Mówili, że to jakiś cud.
Przypuszczam, że gdybym nie rozszedł się z żoną, to
ja byłbym ofiarą, a że tak się nie stało, to COŚ
zabrało mojego syna.
Płonąca góra
Po krótkiej rozmowie ruszyliśmy z Renkiem w teren,
by sprawdzić, czy w okolicy nie ma przypadkiem
jakichś anomalii energetycznych. U stóp wzniesienia,
na którym stoi pechowe gospodarstwo, zauważyłam na
łące kilka niedużych, łysych plam. Podobno od dawna
155865598.005.png
nic tam nie rośnie. Urządzenia pomiarowe wykazały w
tych miejscach promieniowanie o parametrach
odbiegających od normy.
Oddalając się od domu i łąki, natknęłam się na
mokradła i młodziutką szkółkę leśną. Za mokradłami
było drugie wzniesienie. Jak się dowiedziałam, wpisało
się ono niedawno w historię wsi. Przez trzy lata, od
1991 do 1993 roku, palił się tam torf pod ziemią.
Później część gruntu się zapadła i w rozpadlinie
powstało jeziorko. W tym czasie ze studni w
gospodarstwie wytrysnęła woda, a wraz z nią -
szczątki skamieniałych kości. Zapytałam Renka o
przydrożny krzyż niedaleko jego gospodarstwa. - W
tamtym miejscu siedem lat temu zginął mój ojciec i
sąsiad. Pojechali do wsi po flaszkę. Kiedy wracali, z
naprzeciwka wyjechał samochód, a oni, zamiast
zwolnić, dodali gazu i wpadli prosto na ten samochód,
jakby go wcale nie widzieli.
Dziadek tu był
155865598.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin