Zwykły anioł [Zuzaa] [części 1-6a].doc

(2343 KB) Pobierz
Zwykły Anioł

Zwykły Anioł

autor: Zuzaa

 

Sinful Flower http://www.sinful-flower.com.pl  (strona –obecnie- nie istnieje)

The Cold Desire http://www.yaoi.strefa.pl/html/opowiadania/zuzaa/zwykly_aniol_1.html

 

Od autorki: ten cytat pochodzi nie wiem skąd - jak wiecie to mnie poinformujcie - ale napisała mi to w liście moja dziewczyna Ur-chan.. bardzo mi się spodobał więc niech to będzie coś jakby motto tej części - i po trosze następnych (PS. Jeśli to wam się podoba to następną część pokochacie - nowi suuuper bohaterowie i kupa śmiechu, niestety trzeba znać całość by się połapać).

 

"Każdy jest "bi" z większymi lub mniejszymi odchyłami w jedną lub drugą stronę"

 

Czy zgadzacie się z tym?

 

PS. Dziękuję serdecznie mojej kochanej Emi-chan (Danielowi) bez której nic bym nigdy porządnego nie napisała - bo by mi się nie chciało.

 

Całość tekstu jest nieukończona!

 

 

 

część 1

Miłość anioła

 

Epizod 1

 

Zaczynało już zmierzchać, gdy w pokoju profesorskim wreszcie zgasło światło. Wyszedł na korytarz ziewając przeciągle. Zdał sobie sprawę z tego, że nie spał już ponad dobę. Powoli, bez pośpiechu przekręcił zamek w drzwiach. Idąc korytarzem bezmyślnie spojrzał na swoje odbicie w wypolerowanej do czysta posadzce. Zmierzwił ciemne, gęste włosy i potarł zewnętrzną stroną dłoni policzki i brodę. Cóż, zarost był już wyczuwalny, chociaż golił się zaledwie przed południem... Przyzwyczaił się, że robi to dwa razy dziennie. Lubił wyglądać schludnie i elegancko. To był jego styl. Nie przestając ziewać pomknął w dół po schodach. Spać. Ta jedna, jedyna myśl kołatała mu w głowie. O niczym innym nie marzył. No, chociaż może o gorącej kąpieli. Będzie musiał obudzić się wcześnie rano by przed wykładami zdążyć zażyć tej nieziemskiej przyjemności...

Wychodząc zdążył jeszcze rzucić za sobą ponure "dobrej nocy" by już za chwile stanąć na parkingu uniwersyteckim na przeciwko swego samochodu, obmacując się po wszystkich możliwych kieszeniach garnituru w poszukiwaniu kluczyków.

W pewnym momencie usłyszał głuche stęknięcie i przytłumiony odgłos oddalających się kroków. Coś niedaleko niego ciężko opadło na ziemię. Zaniepokojony nastawił uszu. Jeszcze jeden jęk, wyraźniejszy. Profesor wiedział już skąd ten odgłos dochodzi. Nie namyślając się długo podbiegł w tamtą stronę.

Na chodniku, za śmietnikiem leżał młody chłopak zwinięty w kłębek. Twarz miał ubrudzoną błotem, więc nie mógł rozpoznać jego twarzy. Nie wiedział, czy ten chłopak jest jednym z jego studentów i szczerze mówiąc nie wiele go to obchodziło. Podniósł chłopaka z ziemi. Tamten wpatrywał się w niego przerażonym wzrokiem.

- Dobrze się czujesz, chłopcze? - Zapytał profesor tak uprzejmie jak tylko zdołał w tym stanie. Chłopak nie odezwał się, pokiwał jedynie głową na znak, że wszystko w porządku. - Coś ci zginęło? - Zapytał znowu. - Może wezwać policję? Nagły, przeczący ruch głową chłopaka, sprawił, że profesor umilkł. Zaniósł go na rękach do swojego samochodu. Potem szybkim sprawnym ruchem otworzył drzwiczki i posadził chłopca na przednim fotelu pasażera.

Chłopak próbował uśmiechnąć się, po chwili jednak twarz mu stężała i ostatkiem sił wyczołgał się z samochodu w stronę okalających parking krzewów. Do uszu profesora dotarł odgłos wymiotowania, zaniepokojony podszedł do młodzieńca kilka kroków. Zapach, który unosił się wokół chłopaka, a który poczuł już wcześniej, gdy niósł chłopca na rękach, teraz stężał i profesor wolno uświadomił sobie jego pochodzenie. Odgłos zwracania zastąpił cichy jęk i z trudem podtrzymywane łkanie.

Ten zapach, pomyślał profesor, to przecież zapach... Męskiego nasienia...

Otrząsnął się z nieprzyjemnej myśli. Zrobiło mu się nagle szkoda chłopca. Nigdy wcześniej nie wpadło mu do głowy, że on sam mógłby traktować mężczyznę jako obiekt swoich pragnień seksualnych. Teraz jednak, ten chłopak... Uświadomił mu istnienie takich rozwiązań w naturze...

Wolno podszedł do chłopca i chwycił go delikatnie za ramiona. Tamten drgnął i odwrócił w jego stronę przerażone spojrzenie.

- Pewnie nie chcesz w tym stanie pokazywać się w domu? - Wolał się upewnić. Młodzieniec wybąkał głucho, że mieszka w akademiku i tym bardziej nie chce się tam pokazywać.

- Jak masz na imię, chłopcze? - Zapytał profesor sadzając go na powrót w samochodzie. - Dawid - jęknął cicho chłopak. Najwyraźniej także był wyczerpany, zarówno psychicznie jak i fizycznie. Profesor zatrzasnął drzwi po jego stronie, obszedł samochód i usiadł za kierownicą swojego Volvo.

- A więc Dawidzie - zaczął wkładając kluczyki do stacyjki - jak chcesz możesz u mnie przenocować i doprowadzić się do porządku. Niestety sam będziesz musiał o siebie zadbać. Ja jestem zbyt zmęczony...

- Dziękuję panu, bardzo chętnie skorzystam z pańskiego zaproszenia. Nie chciałbym jednakże sprawiać panu kłopotu... - Odpowiedział cicho Dawid. Profesor mimowolnie drgnął na dźwięk głosu chłopca. Był czysty, dźwięczny i chłopięcy, choć obecnie wyczuwalne w nim było zmęczenie, wydawał się piękny. Wyszukana odpowiedź chłopca sprawiła, że profesor zarumienił się zawstydzony.

- W porządku, dla mnie to żaden kłopot. Mieszkam sam. A właściwie z kotem. - Odpalił silnik - mam nadzieję, że jeszcze żyje...

Chłopiec spojrzał na niego pytająco a profesor uśmiechnął się pod nosem. Do jego nozdrzy znów dotarł ten zapach... Bardzo starał się by chłopiec nie zobaczył malującego się na jego twarzy obrzydzenia.

 

Epizod 2

 

Profesor otworzył zamek wejściowy do swojego mieszkania. Zapalił światło i puścił chłopaka przodem. Już wcześniej zauważył, że chłopak jest niski. Teraz odkrył także inne szczegóły jego urody. Pociągła twarz młodzieńca okolona była chmarą niesfornych, czarnych loków, które opadały mu na czoło i ramiona. Ciało Dawida było drobne i szczupłe, ale nie chude. Ubrany był w brudne teraz obcisłe czarne jeansy i jakąś bluzę, której koloru nawet w świetle nie mógł odgadnąć.

Chłopak zdjął obuwie, przeszedł w głąb do dużego i jedynego zresztą pokoju, tam zatrzymał się i z uśmiechem na brudnej i zmęczonej twarzy czekał na profesora. Ten zdjął płaszcz i gwizdnął cicho. Na znajomy odgłos zza drzwi prowadzących do łazienki dał się słyszeć pomruk. Chwile później niewielkie szare stworzenie łasiło się już u nóg swego pana, prężąc się i mrucząc zadzierało swój ogon w górę definitywnie domagając się pieszczot. Profesor rzucił chłopakowi rozbawione spojrzenie i nagle nie wiedzieć skąd przyszła mu do głowy myśl, że chłopak przypomina mu jego kota. Sposób, w jaki stał, ten wyraz w jego oczach...

Jakby sam domagał się pieszczoty...

Profesor otrząsnął się z tej dziwnej myśli i wszedł za kotem do łazienki. Nie było go chwilę, w czasie której do uszu Dawida docierały tylko urywki zdań wypowiadanych przez profesora pod adresem kota.

Uroczy mężczyzna, pomyślał chłopak, mając wciąż przed oczami wspomnienie silnej, męskiej sylwetki profesora i jego łagodnej twarzy o bardzo męskich rysach.

Profesor był mężczyzną po trzydziestce, znanym na Uniwersytecie jako Pan Cytacik, gdyż nie było właściwie wykładu w czasie, którego profesor nie użyłby kilku cytatów z ulubionego wiersza czy książki. Ogólnie rzecz biorąc był lubiany wśród swych studentów. Znali jego czułe punkty i potrafili go podejść. Jego najczulszym punktem było zamiłowanie do poezji i literatury oraz wielka miłość do zwierząt. Dawid wiedział, że Pan Cytacik naprawdę nazywa się Marek Jankowski i jest doktorem nauk humanistycznych. Teraz spojrzał na niego nowymi kategoriami i szczerze mówiąc bardzo mu się spodobał. Był męski, sympatyczny, wrażliwy i delikatny. Przy tym jego ciało, sylwetka i cała wręcz postawa były młodzieńcze jak gdyby sam był jeszcze studentem. Dawid już w samochodzie odkrył, że profesor działa na jego zmysły. Teraz, gdy czekał aż tamten wyjdzie z łazienki uśmiechał się lekko. W ustach wciąż czuł ten okropny smak. Nie żeby tego nie lubił, co to, to nie. Ale nie lubił w ten sposób. Brutalny, bez odrobiny uczucia, namiętności. Tym razem został naprawdę zgwałcony.

Profesor w końcu wyszedł z łazienki. Podszedł do chłopaka i rzucił w jego stronę kremowy, flanelowy ręcznik. Potem otworzył szafkę i wyjął z niej czyste ubranie.

- Łap mały - zwrócił się do chłopaka z uśmiechem - będzie trochę na ciebie za duże, ale musi ci wystarczyć.

W oczach Dawida dostrzegł dziwny błysk. Poczuł się dziwnie, jak gdyby był oceniany. Podszedł do młodego i lekko obejmując jego szczupłe, delikatne ramiona poprowadził go do łazienki.

- Tu możesz się umyć... Jeśli chcesz coś zjeść, albo się napić to za kolejnymi drzwiami jest kuchnia. Nie krępuj się. - Już miał się odwrócić i zostawić chłopca w łazience, gdy zatrzymał się pół obrotu. - Jeszcze jedno... - Przeszukał wiszącą niedaleko umywalki apteczkę i po chwili nieśmiało wyjął z niej nie odpakowaną jeszcze, nową szczoteczkę do zębów. Bez zbędnych słów podał ją chłopcu. Ten uśmiechnął się tak ładnie i wdzięcznie, że profesorowi zabrakło tchu w piersi. Ile to biedne dziecko ma lat? - Pomyślał jeszcze, po czym pośpiesznie opuścił łazienkę, zamykając za sobą drzwi. W pokoju rozłożył wersalkę i pościelił łóżko dla dwóch osób. Ostatnimi zapasami świadomości zdołał jeszcze nastawić budzik i po chwili spał już uśpiony przytłumionym odgłosem tryskającej w łazience wody.

Dawid wyszedł półnagi z łazienki. W pokoju, na stole paliła się nocna lampka. W łóżku spał profesor. Twarz miał spokojną, rozluźnioną, usta lekko rozchylone, ciemne rzęsy na przymkniętych powiekach rzucały niezwykłe cienie na opalone, lekko piegowate policzki.

Chłopak rzucił pospieszne spojrzenie w stronę stojącego przy posłaniu, tuż przy głowie profesora, budzika. Jest po jedenastej, pomyślał oburzony, a on nastawił go na wpół do piątej... Chyba nie chce mnie bladym świtem odstawić na powrót do akademików... Ja nie chcę tam wracać! Wszędzie tylko nie tam! Już wolę rzucić studia i wrócić do domu. Tam przynajmniej mam ludzi, którzy są mi życzliwi i mnie akceptują. A tu?

Poczuł dziwne łaskotanie na łydce. Spojrzał zaskoczony pod nogi.

- Dziękuję mój mały przyjacielu - szepnął wzruszony i pogłaskał kota od łepka aż po koniec ogona. Kocur mrucząc robił wokół niego kolejne rundy domagając się więcej pieszczot. - Jakkolwiek się nazywasz...

Wstał i podszedł do posłania. Poczuł dziwnie znajomy dreszcz, gdy spoglądając na uśpionego mężczyznę wślizgiwał się pod kołdrę. Wszystkimi wręcz zmysłami wyczuł bijącą od niego męskość i siłę. Zadrżał na samą myśl o tym, że leży tuż przy nim, ubrany zaledwie w dół od pidżamy, gorący jak piec i w stanie oczekiwania. Z trudem opanował podniecające myśli. Odwrócił się do profesora i delikatnie, nieśmiało wyciągnął do niego rękę. Musnął jego ramienia. Ciepła, męska skóra, igrające pod nią mięśnie... Profesor nie poruszył się. Chłopak wstrzymując oddech położył delikatnie swoją jasną dłoń na piersi profesora. Brak reakcji ze strony Marka sprawił, że dłoń Dawida już tam pozostała. Chłopak spokojnie oparł czoło o ramię mężczyzny i z błogim uśmiechem na ustach przymknął znużone powieki.

Dawno już nie spał tak spokojnie i w poczuciu bezpieczeństwa.

 

Epizod 3

 

Następnego ranka Dawid obudził się podejrzanie późno. Leżał w łóżku sam, skulony w pozycji embrionalnej, na miejscu gdzie wcześniej leżał profesor. Pościel wciąż przesycona była jego zapachem. Dawid przeciągnął się leniwie niczym kocur, ocierając się o pościel w zastępstwie pieszczoty. Za chwile jednak przestraszony odwrócił głowę w stronę pokoju i rozejrzał się. Na stole, obok wskazującego godzinę dziesiątą z minutami budzika, leżała karteczka. Profesora nie było w mieszkaniu. Jedynie kot przywitał go spojrzeniem rzuconym od niechcenia w trakcie porannej toalety. Chłopak przeciągał się jeszcze chwile poczym rozkosznie przeczołgał się w poprzek łóżka w stronę stolika z wiadomością. Podniósł kartkę i przeczytał zawartość.

 

  "Dawidzie, rano nie miałem serca cię budzić, więc porozmawiamy jak wrócę.

  Jedzenie masz w lodówce, ubranie dostałeś wczoraj.

  Byłoby dobrze gdybyś spróbował sobie przeprać swoją bluzę.

  Wrócę po drugiej. Mam nadzieję, że się nie gniewasz, że cię zamknąłem.

  Czuj się jak u siebie.

  Marek."

 

Ten facet jest naprawdę uroczy - uśmiechnął się do siebie Dawid przyglądając się wręcz kaligraficznemu pismu humanisty. Odłożył kartkę i rozejrzał się po pokoju. Po przeciwległej do wersalki i stołu stronie pokoju, pod ścianą stały dwa olbrzymie regały zawalone książkami. Obok, wciśnięte pod oknem stało biurko, na nim komputer a także bezprzewodowy telefon i ładowarka do komórki starego typu. Chłopak szybkim ruchem włączył stojący na jednym z regałów radiomagnetofon. Z niewielkich głośników dotarły do niego słowa radiowego spikera. Pierwszy Program Polskiego Radia... Dobrze. Dawid nie lubił komercyjnych stacji, poza tym był ciekawy upodobań profesora.

Marka... Był ciekawy wszystkiego, co dotyczy tego silnego, dojrzałego mężczyzny.

Przez chwilę w jego głowie pojawiła się dziwna myśl by przeszukać jego szafki w poszukiwaniu jego bielizny intymnej, po chwili jednak zgasił tą chęć wybuchając radosnym, dźwięcznym śmiechem. Wciąż w pidżamie wziął się za ścielenie łóżka. Potem podreptał do łazienki. Wchodząc poczuł unoszący się w powietrzu pomieszany zapach szamponu i wody po goleniu. Wanna była wyszorowana do czysta a podłoga świeżo starta.

Kąpał się o wpół do piątej...

Twardziel - zachichotał chłopak w duchu nie kryjąc podziwu dla Marka. Pod umywalką leżały miseczki z pokarmem dla ulubieńca profesora, oraz świeża woda. Chłopak poczuł wstyd, na myśl, że pozwolił sobie na tak długie spanie w czasie, gdy profesor o wiele bardziej wyczerpany od niego wstał dziś o świcie, zdążył się wykąpać, ogolić, nakarmić zwierzaka, wykaligrafować mu kilka słów i zdążyć na wykłady o siódmej. Wykłady? Uff, nie, na szczęście dziś piątek, nie mam żadnych zajęć aż do poniedziałku. Chętnie bym tu został do tego czasu...

Gdy wymył się do czysta i umył swoje długie, czarne loki ubrał się w otrzymane wczoraj od profesora ubranie. Namoczył swoje brudne rzeczy i szybko wyprał bieliznę rozwieszając ją następnie na ściennej suszarce.

Potem poszedł do kuchni. Przeglądając szafki i lodówkę Marka, postanowił, że w odpowiedzi na troskę profesora odwdzięczy się mu smacznym, solidnym obiadem...

 

Epizod 4

 

Profesor wsiadał do samochodu. Przez cały czas myślał o czekającej go rozmowie z młodym mężczyzną, którego zostawił zamkniętego w domu. Przypomniała mu się twarz chłopca taka, jaką widział dziś rano, przed wyjściem na zajęcia.

Spał spokojnie, uroczo wtulony w poduszkę z błogim uśmiechem na ustach. Cerę miał jaśniutką, ale nie różową, raczej blado-złocistą. Długie czarne rzęsy, czarne, delikatnie ukształtowane brwi. Oczy, głęboko osadzone, skrywały swą barwę pod spokojnymi powiekami. Wargi różowe, duże i jędrne, lekko wydęte w uśmiechu. I te czarne loki... Wyglądał jak archanioł Gabriel z obrazu Leonarda da Vinci "Zwiastowanie", albo raczej jak Uriel z Raju Utraconego... Taki czysty, niewinny a przy tym dostojny...

Przed oczami profesora ukazał się teraz obraz pobitego, wykorzystanego chłopca, jakiego zobaczył wczoraj.

- Biedne dziecko - powiedział do siebie odpalając samochód. - Jak ktoś mógł zrobić coś takiego takiemu niewinnemu, delikatnemu stworzeniu?

Uriel... Anioł światłości...

Za chwile jednak przypomniał sobie szczupłe, chłopięce ciało Dawida. Jego sylwetka, smukłe ciało, wąskie biodra, delikatna, zadbana skóra przywodziły mu na myśl bardziej młodą dziewczynę o chłopięcej sylwetce niż mężczyznę... Ale przecież nie można go pomylić z kobietą... Nawet w ciemności.

Samochód dojechał do celu swej podróży. Profesor zaparkował i wysiadł z auta zamykając drzwi na kluczyk i włączając zabezpieczenie antywłamaniowe. Nie potrafił ukryć zdenerwowania. Był szczęśliwy, że zobaczy Dawida, że dowie się wreszcie, jakiej barwy są jego oczy... Równocześnie bał się rozmowy na temat wczorajszego zajścia, usłyszeć szczegóły i ukarać winnego napaści. Skoczył jeszcze do kiosku po gazety i papierosy, wbiegł do klatki schodowej i kilkoma susami przeskoczył nad schodami.

Przed drzwiami do swojej kawalerki zatrzymał się i odetchnął głęboko. Był tak wzburzony, że zapragnął natychmiast zapalić papierosa. Ale nie! Kot najwyraźniej usłyszał nadejście swego pana, bo Marek usłyszał zza drzwi przytłumione, pełne nadziei miauczenie.

Znów pomyślał o chłopcu jak o kocie. Przed wyjściem z domu zdążył podpatrzeć zachowanie swego gościa. Właśnie zbierał się do wyjścia, pakując ostatnie notatki do aktówki, gdy usłyszał nagle przeciągłe mruczenie. Chłopiec zaczął przybierać inną pozycję na posłaniu. Przeciągnął się, zamruczał, po czym jednym zgrabnym ruchem przemieścił się w stronę ściany, gdzie pościel była jeszcze zmięta i ciepła od jej poprzedniego użytkownika. Dawid przytulił mocno twarz do poduszki, tak jakby oczekiwał od niej pieszczoty, mruknął, zwinął się w kłębek i ponownie pogrążył się w głębokim śnie.

Marek otrząsnął się z zamyślenia i powolnym ruchem przekręcił klucz w drzwiach. Złapał za klamkę i popchnął drzwi.

Wszystkimi zmysłami wyczuł tętniące w domu życie...

Najpierw do jego uszu dotarła muzyka, wydobywająca się z grającego w pokoju radiomagnetofonu.

Program Pierwszy, zarejestrował mimowolnie, uradowany, że chłopak nie przestawił stacji...

Potem poczuł unoszący się w powietrzu ciepły aromat przygotowanego obiadu. Sos gulaszowy... Mniam! Ślina napłynęła mu do ust na samą myśl o ciepłym domowym obiedzie.

Za chwilę natręctwami kocura zmuszony został do udzielenia mu solidnej porcji pieszczot.

W czasie, gdy pieścił kota, z kuchni wyszedł uśmiechnięty chłopak. Marek doznał dziwnego ukłucia w sercu na widok tego nieskończenie pięknego anioła, otoczonego aureolą gęstej pary wydobywającej się z trzymanego przez niego w ręku rondelka. Chłopiec postąpił w jego stronę kilka kroków.

- Dzień dobry, panie profesorze... - Zaczął i urwał, bo tamten szybko uniósł w jego stronę rękę.

- Marek... Mów mi po imieniu, Dawidzie. Skoro już tu spałeś a teraz upichciłeś nawet obiad...

- Mam nadzieję, że się pan nie... że się nie gniewasz?

- Jakże bym śmiał! A co tam przyrządziłeś?

Chłopak zrobił w jego stronę kilka kroków i podstawił mu garnuszek pod nos. Marek zaskoczony spojrzał do garnuszka. Tak jak poczuł, gulasz wieprzowy w sosie koperkowym... Zaciągnął się.

- Mmm... - Mruknął. - Dopiero teraz poczułem jak bardzo jestem głodny! Nie jadłem nic od wczorajszego śniadania! - Nie wiem, czy odpowiednio doprawiłem. - powiedział chłopak głosikiem tak słodkim i niewinnym, że profesor nie potrafił ukryć rozbawienia. Już wyciągnął palec by nabrać na niego odrobinę sosu i spróbować, ale w porę się zreflektował i z przepraszającą miną stwierdził:

- Mam brudne ręce, głaskałem Kocura.

- Zaraz przyniosę z kuchni łyżeczkę... - uśmiechnął się chłopak i profesor zauważył w jego oczach dziwny błysk. Rzeczywiście Dawid na chwilę zniknął we wnętrzu kuchni, ale po chwili pojawił się znowu z drewnianą chochelką. Podszedł do profesora i uniósł się na palcach. Trzymając pełną chochelkę tuż nad rondelkiem skierował ją do ust Marka.

- Nie oparz się - zauważył troskliwie - jeszcze jest gorące. Marek podmuchał kilka razy na gulasz, po czym otworzył usta i pozwolił chłopcu się nakarmić.

- Mmm! Świetne, niczego więcej nie potrzeba! Naprawdę, świetnie gotujesz mój chłopcze. - Zdejmując obuwie zauważył jeszcze przelotny rumieniec na delikatnej twarzy Dawida. - Umyję ręce i przyjdę ci pomóc...

- Nie trzeba! Wszystko już gotowe... no, może tylko... - urwał.

- O co chodzi?

- Nie nakryłem jeszcze do stołu.

- Tym się nie martw, sam się tym zajmę. - Marek miał wrażenie, że niewiele chłopcu brakuje do zamerdania ogonkiem. Kociak, nie ma co...

Co też ja opowiadam? Jaki kociak? Przed oczami stanęła mu scena dzisiejszego przebudzenia. Budzik zadzwonił o wpół do piątej, tak jak go ustawił. Z przyzwyczajenia chciał unieść prawe ramię i wyłączyć go, ale coś mu przeszkadzało. Otworzył oczy i spojrzał na spoczywającą na swojej piersi głowę pokrytą mnóstwem długich czarnych loków. Chłopiec leżał na brzuchu, prawą ręką obejmując go w pasie, a właściwie w biodrach i lewą uroczo zawiniętą wokół jego prawego ramienia. Profesor leżał tak przez długą chwilę przyglądając się temu uroczemu zjawisku. Młodzieniec wyglądał jakby szukał schronienia w ramionach dorosłego, silnego mężczyzny... Po chwili jednak dotarło do Marka, że leży oto z młodym chłopakiem w jednym łóżku w dość intymnej pozycji. W ten sposób, choć nie rozumiejąc za bardzo, dlaczego, Marek zmuszony był do rozpoczęcia porannej toalety od zimnego prysznicu. Dopiero, gdy zszedł z niego ten nieoczekiwany, wstydliwy stan, mógł wziąć utęsknioną gorącą kąpiel.

Teraz wyszedł z łazienki i zabrał się do przygotowywania stołu do obiadu. Spiker radiowy oznajmił w radiu, że minęła trzecia. Po chwili Dawid zawołał Marka do kuchni.

Po obiedzie pozmywali wspólnie naczynia. Marek tylko wycierał i odstawiał suche rzeczy do szafki, więc to Dawid wykonał całą pracę. Marek skwitował to żartem, że będzie z Dawida dobra żona, na co młody zarumienił się jak panna i bąknął pod nosem ciche "dziękuję, staram się". Potem usiedli na wersalce i zaczęli rozmawiać.

 

Epizod 5

 

Kot ułożył się w kłębek na kolanach swego pana, na co Dawid zareagował ostrożną zazdrością. Niby pod pretekstem chęci pieszczenia kota usiadł bardzo blisko profesora. Ich uda i kolana przywarły do siebie, na co ciało i serce Dawida zareagowały prawdziwym ogniem. Uspakajając oddech, ze smutkiem pomyślał, że prawdopodobnie ta bliskość na profesora wcale nie działa, wręcz przeciwnie, może go nawet krępuje. Gdy jednak chłopak wyciągnął rękę by pogłaskać wtulonego w kolana Marka kota, ten ułatwił mu dostęp do zwierzaka, opierając rękę na oparciu wersalki, tuż za plecami Dawida. Chłopak zachęcony zaczął głaskać czworonożnego pupilka i w końcu, niby to przypadkiem przywarł całym bokiem do profesora, tak jakby sam też chciał się w niego wtulić. Po chwili jednak odsunął się wystraszony ewentualnym odrzuceniem. Mężczyzna przyjął to jednak naturalnie.

Czy on nie zdaje sobie sprawy z tego jak ja płonę na samą myśl o nim? - Pomyślał przestraszony chłopak. A może on nie zdaje sobie sprawy z tego, że może mi się podobać? Nie wiem, co o tym myśleć, ale dopóki mnie od siebie nie odsuwa i nie próbuje zachować między nami dystansu, jestem szczęśliwy...

- Lubisz zwierzęta? - Zagadnął profesor z błogim spokojem wypisanym na twarzy. Widać kot działał na niego tak jak on na kota: uspakajająco.

- Oczywiście, że tak! - Odpowiedział trochę mało inteligentnie. - Prawdę mówiąc od wczoraj zastanawiałem się jak wabi się twój kocur.

Kocur! Jak to głupio zabrzmiało! Co on sobie teraz o mnie pomyśli? Dawidzie, opanuj się! Dlaczego tak głupiejesz przy tym mężczyźnie?

- Właśnie tak. - Powiedział Profesor nie zwracając uwagi na konsternację w oczach chłopaka. Siedział z półprzymkniętymi powiekami obserwując delikatne ruchy dłoni Dawida, głaszczącej lśniące szare futerko kociaka. Co jakiś czas długie, kształtne palce dotykały dłoni profesora. Marek robił wszystko by nie dać po sobie poznać, że za każdym razem, gdy dłoń chłopca zbliża się do jego, wszystkie mięśnie napinają mu się w cichym oczekiwaniu, a wszystkie nerwy i zmysły skupiają się w tym jednym, jedynym punkcie.

- Słucham?

- Tak właśnie się nazywa. Kocur. Pasuje do niego, prawda? Okropny z niego pieszczoch. Kocurek... - Przed oczami profesora znów ukazała się przeciągająca się na łóżku postać czarnowłosego chłopaka. Uśmiechnął się wzdychając głęboko. Dłoń Dawida kolejny raz dotknęła dłoni Marka. Tym razem jednak trudno byłoby twierdzić, że ten ruch nie był zaplanowany, Dawid bowiem potraktował dłoń mężczyzny jak przedłużenie kociego ciała. Marek zadrżał na całym ciele, co chłopiec zrozumiał odwrotnie niż był powinien. Odsunął się od niego na bezpieczną odległość rezygnując z dalszych pieszczot - cokolwiek by to miało oznaczać.

- Dawidzie... - Zaczął profesor z trudem ukrywając drżenie i zawód w głosie. - Chciałbym, byś opowiedział mi, co wczoraj się stało? Jeśli nie sprawi ci to przykrości, oczywiście...

Chłopak zadrżał na całym ciele. Dlaczego on chce to wiedzieć? Czy się nie domyślił? Do czego zmierza? Nie! Nic mu nie powiem! To było zbyt upokarzające, a on nie jest mężczyzną, przed którym przyznałby się do takiego poniżenia! Nie przed nim!

Nagle powrócił lęk, że dziś jeszcze będzie musiał wrócić do akademika i tam spędzić noc. Wśród tego poniżenia, wiedząc, że jego gwałciciel wciąż czai się gdzieś w ciemnych korytarzach akademika... W dodatku we środę wyjechał Tomek, a on zostaje bez bezpiecznej, pomocnej dłoni przyjaciela... Dlaczego nie przyjął jego zaproszenia i nie pojechał z nim do jego rodzinnego domu? Tomek tak bardzo nalegał, ale on, głupi Dawid się zaparł, że przecież musi się uczyć do kolokwium! O, święta naiwności! Uczyć się!? W takich warunkach!? Teraz Tomek wyjechał a on jest całkowicie bezbronny. Sam jeden w pokoju. Zgroza! Nie, ja nie chcę tam wracać...

- Nie chcę tam wracać! - Wyrwało mu się na głos i słysząc swój rozpaczliwy ton, rozpłakał się. Zakrył twarz dłońmi i pozwolił, by popłynęły mu łzy.

Marek delikatnym ruchem przesadził drzemiącego Kocura ze swych kolan na wersalkę i przysunął się ostrożnie do chłopca. Objął go ramieniem i przygarnął do siebie z uspakajającym szeptem. Dawid przywarł do niego całym ciałem wtulając głowę w klatkę piersiową profesora.

- Ja się boję tam wracać... Proszę... Nie każ mi! - Wychlipał w koszulę mężczyzny.

Duże, silne dłonie mężczyzny uniosły jego zapłakaną twarz tak by mógł spoglądać wprost w szarozielone oczy Marka. Dawid poczuł nagle silną namiętność do tego człowieka. Chęć bycia przy nim, służenia mu, kochania... Pierwszy raz w swoim niedługim jeszcze życiu poczuł coś takiego do obcej osoby. Do kogokolwiek.

- Są niebieskie... - powiedział z lekkim zdziwieniem w głosie Marek. W jego oczach kryło się wzruszenie i czułość. Dawid posłał mu pytające spojrzenie. - Twoje oczy. Są niebieskie.

Chłopcu to wystarczyło. Przywarł do profesora całym ciałem i wycisnął na jego ustach długi, namiętny pocałunek.

Profesorowi zakręciło się w głowie...

To cudowne... Takie rozbrajająco rozkoszne, wzruszające uczucie... Nie mogę się od niego uwolnić!

Jego podświadomość niemal pominęła fakt, że jego usta zaczęły odpowiadać na namiętny pocałunek chłopaka. Widział tylko lekko przymknięte powieki Dawida i opadające mu na czoło niesforne, zagubione loki... Odnalazł w swoich ustach język młodzieńca i poczuł jak rośnie w nim pożądanie.

Co się ze mną dzieję?! Na litość boską, ten chłopiec... anioł, on potrzebuje mojej pomocy, ochrony, a ja tymczasem...

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin