Gilbert Adrian G. - Magowie. Trzej królowie nauczycielami Jezusa.doc

(14697 KB) Pobierz

Gilbert Adrian G.

Magowie.

Trzej królowie nauczycielami Jezusa

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pokłon magów (Pałac Książęcy, Dijon)

Cesarz Konstantyn składa dar Chrystusowi (Hagia Sophia, Stambuł)

 

 

 

 

Relikwiarz magów (katedra w Kolonii)

Chrzest Jezusa, Piero della Francesca, ok. 1450 r. (National Gallery, Londyn)

 

 

 

 

Dyptyk z Wilton, ok. 1395 r. (National Gallery, Londyn)

Piramidy w Giza

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wielki Sfinks w Giza

 

Posąg Chafre (Chefrena) obejmowanego przez sokoła

 

 

 

 

 

 

 

Sokołogłowy sfinks

 

Ozyrys (Orion) w towarzystwie Izydy (Syriusza) i Neftydy (Procjona)

 

 

 

Obelisk Senusereta I (Heliopolis)

 

Egipski feniks, czyli ptak Benu

 

Kościół Matarijja, Heliopolis

Święta Rodzina przybywa do Heliopolis

 

 

 

 

 

 

 

Anioł budzi Józefa (kościół Matarijja)

 

 

 

 

 

 

 

 

Maria i drzewo (kościół Matarijja)

 

„Drzewo Dziewicy” dzisiaj. Heliopolis

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Mauzoleum Antiocha Epifanesa (wschodnia terasa)

 

 

Autor przed tronem Zeusa (wschodnia terasa)

 

 

 

Obalone głowy bogów, mauzoleum Antiocha Epifanesa (zachodnia terasa)

 

Lwi Horoskop i podwójny posąg Orła i Lwa (zachodnia terasa)

 

 

 

 

 

 

Arsamea

 

Relief ze sceną „uścisku ręki” w Wysokim Kanionie w Arsamei

 

 

 

 

 

 

 

Autor mierzy kąt nachylenia szybu w Wysokim Kanionie

 

 

 

 

 

 

 

 

„Lampa Aladyna”

 

 

 

 

 

 

Święta Weronika z Sudarium, ok. 1420 r. (National Gallery, Londyn)

 

Widok Urfy (Edessy) z cytadeli

 

 

 

Korynckie kolumny Edessy

 

 

Cytadela w Edessie z kolumnami, widok z dołu

 

 

 

 

 

 

 

Grota Abrahama (Urfa)

Sadzawka Abrahama (Urfa)

 

 

 

Harran, zamek

 

Relikwie świętego Jana (Muzeum Topkapi, Stambuł)

 

 

 

 

 

 

 

Ścięcie Jana Chrzciciela (Pałac Książęcy, Dijon)

 

 

Astronomicznie poprawny Pokłon Magów Bengta Alfredsona

 

 

 

 

 

Niebo o świecie w dniu narodzin Jezusa, 29 lipca 7 roku p.n.e.

 

Zwiastowanie, Fra Filippo Lippi, ok. 1450 r. (National Gallery, Londoyn)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

„Uśmiechnięty Anioł” w katedrze w Reims

Figura Strzelca na katedrze w Reims

Niebiańskie lilie w egipskich zaświatach

 

Król jako dziecko, protegowany przez Horusa

 

 

Maat asystująca przy „ważeniu serca”

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Prolog

 

Nasz świat jest pełen tajemnic – jedne z nich są wielkie, inne małe. Nawet najprostsi ludzie mają swoje sekrety – ma je też, w o wiele większej skali, historia. Największa chyba tajemnica świata dotyczy początków religii chrześcijańskiej. Kim właściwie był Jezus? Skąd przybył? Jaką naprawdę miał misję do spełnienia? W przeciwieństwie do Buddy czy Muhammada, których życiorysy są dobrze udokumentowane i którzy pozostawili po sobie własne pisma, historyczny Jezus ciągle pozostaje zagadką.

 

Historia biblijna jest niezwykle fragmentaryczna i nawet jeśli potraktujemy ewangelie jako rzeczywiste biografie – mówią nam one zaskakująco mało o historycznym Jezusie. Pomiędzy dwunastym a trzydziestym rokiem życia – czyli w okresie, kiedy kształtowała się jego osobowość – zupełnie tracimy go z oczu. Jeśli Mateusz, Marek, Łukasz i Jan wiedzieli, co się z nim działo w latach dzieciństwa i młodości milczą na ten temat, podobnie jak Kościół założony w jego imieniu. Wielu ludzi uważa – co nie jest dziwne, jeśli weźmiemy pod uwagę kontekst ewangelii – że chrześcijaństwo jest zreformowaną i unowocześnioną wersją judaizmu. Pomijając wszystko inne, Jezus był Żydem, co więcej – jeśli wierzyć genealogiom podanym przez Nowy Testament – w prostej linii potomkiem legendarnego króla Dawida. Trzy lata jego publicznej działalności upłynęły głównie wśród Żydów i został uznany przez swoich towarzyszy za wyczekiwanego żydowskiego Mesjasza. Dlaczego więc – mógłby ktoś zapytać – to, czego nauczał, było tak bardzo nieżydowskie? Można by oczekiwać, że jako prorok przemawiałby do ludzi podobnie jak Jeremiasz czy Ezechiel, nawołując ich do porzucenia fałszywych bogów i uznania Prawa Mojżeszowego. Tymczasem, chociaż w ewangeliach jest wiele odwołań do Starego Testamentu, a zwłaszcza do proroctwa Izajasza, to wcale nie są one najważniejszymi elementami chrześcijańskiej nauki. Jezus, o którym czytamy, jest inteligentnym, dalekim od dewocji człowiekiem, który leczy choroby i cieszy się, mogąc biesiadować z grzesznikami. Niewiele uwagi przykłada do zakazu pracy w szabas, mówi raczej o potrzebie tolerancji, miłosierdzia i przebaczenia bliźnim. Wydaje się, że utrzymywał przyjazne stosunki z cudzoziemcami, nawet z Rzymianami. Jedna z jego najważniejszych przypowieści, ta o miłosiernym Samarytaninie, mówi wyraźnie, że człowiek obdarzony współczuciem jest w oczach Boga dobry, niezależnie od swojej rasy i narodowości. Jezus nie był jednak, jak przypuszczają niektórzy, rewolucjonistą. Według historii opowiedzianej w ewangelii, wpada w pułapkę, dobrowolnie pozwala się uwięzić, zostaje osądzony i ukrzyżowany. Daleki od prowadzenia swoich ludzi, jak Jozue, do rewolucji przeciw Rzymianom, mówi im, by oddali cesarzowi co cesarskie – trudno uznać to za słowa przywódcy rewolucji. Z ewangelii jasno wynika, że Jezus był uważany przez żydowskie władze za osobę niebezpieczną. Otwarcie potępiał faryzeuszy i saduceuszy, często publicznie robiąc z nich głupców, kiedy próbowali zaskoczyć go trudnymi pytaniami. Podważanie ich autorytetu w takich sprawach jak kamienowanie cudzołożnic sprawiło, że stał się jeszcze bardziej podejrzany. Wyraźnie więc było w tym człowieku i jego naukach coś, co sanhedryn, najwyższa rada arcykapłanów, uznał za szczególnie szkodliwe. Uważali Jezusa za niebezpiecznego heretyka; tak niebezpiecznego – jeśli wierzyć ewangeliom – że wspólnie z Rzymianami postanowili skazać go na śmierć.

 

Kościół przedstawia zwykle chrześcijaństwo jako całkowicie nowe objawienie, które pojawiło się na świecie nieoczekiwanie jak grom z jasnego nieba. Ale czy to prawda? Czy ta wyrafinowana religia nie miała żadnych poprzedników? Jeśli obiektywnie spojrzeć na ewangelie, staje się oczywiste, że żydowscy kapłani uznawali Jezusa za odszczepieńca. Nie tylko z powodu jego dość elastycznego podejścia do Prawa Mojżeszowego, ale także dlatego, że niektóre elementy jego nauki wyraźnie wywodziły się ze źródeł nie związanych z judaizmem. I tu powstaje kolejne pytanie: jakie to były źródła i jak Jezus mógł się z nimi zetknąć? Właśnie tego chciałem się dowiedzieć i właśnie dlatego zainteresowałem się magami, ponieważ wydaje się, że w jakiś sposób byli związani z tym tajemniczym źródłem wiedzy.

 

Przez ponad dwadzieścia lat, zwłaszcza od czasu, kiedy jako dwudziestoparolatek odwiedziłem Betlejem, nieustannie poszukiwałem prawdy, ukrytej za legendą o magach. Z pewnych przyczyn opowieść o Trzech Królach wryła się w moją pamięć; wydawało mi się, że skrywa jakąś głębszą tajemnicę. Pamiętam, jak kiedyś, jako mały chłopiec, rozciąłem jedną z piłek golfowych mojego ojca, żeby się dowiedzieć, dlaczego jest tak ciężka mimo niewielkich rozmiarów. Zadziwiło mnie odkrycie, że pod twardą zewnętrzną warstwą z dołeczkami znajduje się niezwykle długa, splątana gumowa taśma. Kiedy ją rozwinąłem, dotarłem do rdzenia piłki, którym okazał się mały balonik wypełniony białą pastą ołowianą. Właśnie ten mały, raczej delikatny przedmiot sprawia, że piłeczka golfowa ma tak dużą masę.

 

To nieoczekiwane odkrycie jest dla mnie odzwierciedleniem poszukiwania ezoterycznej – tajemnej – wiedzy 1. Moje poszukiwania magów i tradycji, z której sięw co wierzę – wywodzili, były długie i wielokrotnie wymagały rozszyfrowywania „elastycznych” symboli i idei, aby ujawnić to, co skrywa się za mitologią. Podobnie jak wtedy, kiedy rozciąłem piłeczkę golfową, tak i teraz znalazłem – pod wieloma warstwami symboli, historii, nauki i mistyki – sekret religii chrześcijańskiej. Ten sekret, tajemnica ukryta w tajemnicy, nie jest z ołowiu, jak środek piłeczki golfowej, ale z gwiezdnego pyłu. Jestem przekonany, że Jezus, Mesjasz, którego większa część świata czci jako Syna Bożego, nie działał sam. Był instruowany przez tajemniczych Mistrzów Mądrości, zarówno w materii roli historycznej, jaką miał odegrać – jego przeznaczenia – jak też pewnej wiedzy ezoterycznej.

 

Teraz rozumiem, że ludzie związani z tzw. doktryną monofizycką – głoszącą, że Jezus i Chrystus, Syn Boży, są jednym i tym samym; że ciało i dusza Chrystusa są nierozerwalnie ze sobą związane przez całą wieczność i że Jezus jako dziecko był w pełni świadomy roli, jaką miał do spełnienia już od momentu swego poczęcia mogą nie zgodzić się z pewnymi rzeczami, które mam do powiedzenia. Mogę tylko prosić tych ludzi, być może większość współczesnych chrześcijan, o cierpliwość, i zachęcić ich, aby dla siebie samych rozpatrzyli moje argumenty, zanim odrzucą to, co przedstawię. Z samej definicji ezoteryczna, tajemna historia świata jest niewidzialna. Jest niejasna i trudna do sprawdzenia. Jednak, prowadząc dochodzenie, możemy złożyć układankę. Możliwe, że znajdziemy sekretną drogę, prowadzącą nas wstecz, do magów, a nawet jeszcze dalej. Nowe dowody, przedstawione tutaj po raz pierwszy, przekonały mnie, że nie tylko chrześcijaństwo, ale także judaizm ma swoje korzenie w tajemnej tradycji, zagubionej w mrokach historii. Z nie do końca jasnych powodów ta tradycja, żywa do dzisiaj, zawsze była związana z Syriuszem i konstelacją Oriona. Moim zdaniem, kiedy zrozumiemy i docenimy ważność tych gwiazd, wszystko, co w Biblii, a nawet w szerzej pojętej mitologii świata dziś wydaje się niezrozumiałe, stanie się jasne. Ale historia zaczyna się w Betlejem.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 1

Pielgrzymka do miasta Dawida

 

Był słoneczny dzień na początku września. Jasne, kłębiaste chmury przesuwały się wolno po niebie, a ptaki, jakby przeczuwając, że piękna pogoda nie utrzyma się długo, przygotowywały się do długiej podróży na południe, do Afryki. Podekscytowany pakowałem plecak, ponieważ i ja szykowałem się do długiej drogi – a może raczej powinienem powiedzieć: pielgrzymki; wybierałem się rowerem do Ziemi Świętej. W ciągu poprzednich dwóch tygodni ja i John, mój towarzysz podróży i wieloletni przyjaciel, mieliśmy pełne ręce roboty – zajmowaliśmy się ostatnimi przygotowaniami do podróży; wybraliśmy rowery nie tylko z przyczyn finansowych, ale też dlatego, że w ten sposób czuliśmy, iż podejmujemy wyzwanie. Mieliśmy w głowach obraz krzyżowców, dosiadających koni i wyruszających do Jerozolimy, a to w jakiś sposób zaowocowało pragnieniem wybrania trudniejszej drogi; tak żeby sama podróż była próbą i żebyśmy lepiej mogli odczuć smak pielgrzymki. Mając mało pieniędzy, ale za to duża entuzjazmu, wyruszyliśmy, planując dotrzeć do Betlejem w dzień Bożego Narodzenia. Nie wiedzieliśmy, że miały to być ostatnie dni, kiedy Izrael mógł się cieszyć chwałą swego niezwykłego zwycięstwa w wojnie sześciodniowej, nim Arabowie odzyskali część swojej dumy w wojnie 1973 roku.

 

Mieliśmy po dwadzieścia dwa lata i obaj byliśmy zaprawieni w podróżach; ostatnie wakacje spędziliśmy jeżdżąc po Hiszpanii, a wcześniej dwukrotnie zwiedzaliśmy autostopem Skandynawię. Jednak nic nie przygotowało nas ani na psychiczne trudy czekającej nas podróży, ani na złą pogodę, z jaką mieliśmy się spotkać. Silne deszcze padały cały czas, kiedy jechaliśmy po równych pikardyjskich drogach. Mijaliśmy upiorne ślady dramatycznej przeszłości, przejeżdżając przez cmentarze z pierwszej wojny światowej i porośnięte trawą pozostałości okopów, gdzie niegdyś toczyły się najstraszliwsze bitwy na świecie. Noce spędzaliśmy pod mostami lub we wrakach porzuconych samochodów, nasze wojskowe kurtki przemakały w padających bez przerwy deszczach. Ponieważ zdawaliśmy sobie sprawę, że nie powinniśmy trwonić skąpego majątku na rozkosze francuskiej kuchni, na naszą dietę składało się głównie bardzo słodkie m...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin