Wszyscy jesteśmy podejrzani.txt

(405 KB) Pobierz
tytu�: "Wszyscy jeste�my podejrzani"
autor: Joanna Chmielewska
tekst wklepa�: dunder@kki.net.pl

- Ok�adk� projektowa� MIROS�AW TOKARCZYK
- Redaktor JOANNA EGERT
- Redaktor techniczny RYSZARD JANKOWSKI
- Copyright by Joanna Chmielewska Warszawa 1966
- ISBN 83-7001-219-1
- WYDAWNICTWA "ALFA" - WARSZAWA 1988
- Wydanie II.

* * *

- OSOBY
Wielobran�owa Pracownia Projektowa, tw�r nietypowy, obdarzony �onem, w kt�rym to �onie pomieszczono, co nast�puje:
I. ZESPӣ ARCHITEKTONICZNY
1. Witek - kierownik zespo�u, a zarazem kierownik pracowni oraz dyrektor. Prywatnie - kawaler obdarzony nieprzeci�tn� aparycj� i skomplikowanym charakterem.
2. Kazio - prawie stuprocentowy bon viveur, �onaty, dzieciaty, wyj�tkowo utalentowany w dziedzinie pokonywania przeciwno�ci �yciowych.
3. Alicja - uosobienie roztargnienia, kobieta samodzielna, przepe�niona poczuciem humoru i niech�ci� do kierownika pracowni.
4. Ryszard - rozwiedziony szaleniec z c�reczk�, op�tany mani� wyjazdu w egzotyczne kraje.
5. Witold - ra��ca plama na tle reszty, jedyny cz�owiek normalny.
6. Janusz -kawaler w ostatnim stadium, podrywacz, zamierzaj�cy od dnia �lubu przeistoczy� si� w statecznego obywatela.
7. Wiesio - najm�odszy z zespo�u, od niedawna �onaty, bezdzietny, cicha woda.
8. Leszek - melancholik, z artystyczn� dusz�, niezrozumiany przez otoczenie, a g��wnie przez �on�.
9. Marek - osobnik niezwykle urodziwy, zsy�any do pracowni przez si�y nadprzyrodzone we w�a�ciwych chwilach.
10. Joanna - autorka przedstawienia, ofiara w�asnej wyobra�ni.

II. Zesp� konstrukcyjny 11. Kacper - cz�owiek pe�en osobliwych fantazji i dziwactw, o aparycji don Kichota i sercu jak wulkan.
12. Anka - przedstawicielka wsp�czesnej, pozytywnej m�odzie�y, �wie�o po�lubiona nie temu, komu by chcia�a.

III. Zesp� sanitarny 13. Zbyszek - kierownik zespo�u i naczelny in�ynier pracowni. Prywatnie - ostatni egzemplarz b��dnego rycerza, wz�r cn�t, kochaj�cy ojciec jedynego syna, gn�biony nielegalnym uczuciem do kobiety.
14. Stefan - awanturnik z dobrym sercem, szarpany okropn� niepewno�ci�: wstydzi� si� wieku czy chwali� wnukiem.
15. Andrzej - porz�dny, solidny i pracowity m�odzieniec, prawie taki wz�r jak Zbyszek.
16. Tadeusz Stolarek-ofiara.

IV. ZESPӣ ELEKTRYCZNY 17. W�odek - kierownik zespo�u, masochista i histeryk, naczelny plotkarz biura.
18. Kajtek - prywatnie syn Kacpra, m�ody cz�owiek, uprawiaj�cy ciemne interesy, przyjaciel ofiary.

V. ZESPӣ KOSZTORYS�W 19. Jarek - szlachetny typ warszawskiego cwaniaka, r�wnie� uprawiaj�cy ciemne interesy i r�wnie� przyjaciel ofiary.
20. Danka - rozwiedziona, z dwojgiem dzieci, nieco zaniedbana przez nadmiar zmartwie� swoich i cudzych, przyjaci�ka Jadwigi.

VI. ADMINISTRACJA 21. Olgierd- g��wny ksi�gowy, nieskazitelnie wytworny, przedwojenny starszy pan, czuj�cy si� w g�szczu finansowych komplikacji jak ryba w wodzie.
22. Matylda - prywatnie siostra Olgierda, s�u�bowo - idea� sekretarki.
23. Monika - kierowniczka administracyjna, wdowa z dwojgiem dzieci, kobieta pi�kna i ognista, przedmiot uczu� Kacpra.
24. Jadwiga - ofiara cios�w �yciowych i by�ego m�a-brutala, kochaj�ca matka ukochanej jedynaczki, dla dziecka gotowa na wszystko.
25. Wiesia - �miertelna nieprzyjaci�ka Jadwigi, przepe�niona jadem, ��ci� i nienawi�ci� do �wiata nie wiadomo dlaczego.
26. Pani Glebowa - wo�na, sprz�taczka i herbaciarka, uwa�aj�ca nas wszystkich za dopust bo�y i kar� za grzechy.

Spoza �ona dokooptowano (wbrew protestom) osoby nast�puj�ce:
1. Kapitan - przedstawiciel w�adz �ledczych, cz�owiek normalny.
2. Prokurator - wybryk natury, przedstawiciel w�adz jak wy�ej, a ponadto czynnik�w nadprzyrodzonych.

Uroczy�cie i ob�udnie o�wiadczam, �e wszystkie osoby i sytuacje w niniejszym utworze s� fikcj�, a jakakolwiek zbie�no�� z rzeczywisto�ci� jest najzupe�niej przypadkowa.

Jak NIE napisa�am powie�ci Od najm�odszych, najdawniejszych lat pokutowa�o we mnie gor�ce pragnienie napisania powie�ci. By�o tak dawne, zastarza�e, tak g��boko zakorzenione, �e chyba urodzi�o si� razem ze mn�, Nie marzy�am ani o karierze gwiazdy filmowej, ani o maria�u z ksi�ciem z bajki. Nie, nic z tych rzeczy. Marzy�am o napisaniu powie�ci. W zamierzch�ych czasach wczesnego dzieci�stwa mia�am zamiar napisa� wstrz�saj�c� powie�� o mi�o�ci. W miar� mo�no�ci nieszcz�liwej, bo w szcz�liwej nie widzia�am nic interesuj�cego. Sama mia�am wyst�pi� w charakterze g��wnej bohaterki, m�odej dziewczyny cudnej urody i nieprzeci�tnych zalet, obdarzonej p�omiennym uczuciem przez jakiego� bli�ej mi nie znanego faceta. Facet by� ognistym brunetem o czarnych, gorej�cych oczach i r�wnie czarnych w�sach. ��czy� mnie z nim pierwszy poca�unek w okoliczno�ciach nieco niezwyk�ych: na karych koniach, w nocy, w czasie szalej�cej burzy, gradobicia i wy�adowa� atmosferycznych, na skraju mrocznego lasu. B�g raczy wiedzie�, dlaczego to wszystko by�o takie atramentowo-czarne! Stopniowo, trwaj�c nadal w zamiarze uwiecznienia nadnaturalnych uczu�, zmieni�am nieco pewne rekwizyty. Burzliw� noc zamieni�am na pogodny, ksi�ycowy wiecz�r, zgoli�am facetowi w�sy i zlikwidowa�am konie. Potem poczyni�am dalsze zmiany zar�wno w powierzchowno�ci, jak i w zachowaniu si� dwojga g��wnych bohater�w, ale, pomimo najszczerszych wysi�k�w, poza ow� scen� pierwszego poca�unku nigdy nie uda�o mi si� wyj��. Z czasem bowiem drobny na poz�r fakt wybi� mnie z tematu. Mia�am w�wczas ju� pewnie ze dwana�cie lat. P�nym wieczorem siedzia�am w domu, przy stole, pod pal�c� si� lamp�, w towarzystwie matki i jej siostry, a mojej ciotki. Czyta�am wspania�y, krew w �y�ach mro��cy krymina� pod tytu�em "Straszny garbus". Krymina� by� tak przera�aj�cy, �e wlaz�am z nogami na krzes�o, tkwi�c na nim w bardzo niewygodnej pozycji i usi�uj�c zajmowa� jak najmniej przestrzeni. Ba�am si� �miertelnie i wola�am w �adn� stron� nie wysuwa� ko�czyn, najbardziej na tajemnicze niebezpiecze�stwo nara�onych. Musia�am mie� zapewne b��dny i wystraszony wyraz twarzy, bo ciotka, spojrzawszy na mnie raz, oderwa�a si� od uk�adanego pasjansa i ju� nie spuszcza�a ze mnie wzroku. Potem gestem wskaza�a mnie matce i powiedzia�a spokojnym, normalnym g�osem, tak jakby m�wi�a o pogodzie: - O, stoi za tob�.
Wrzasn�am okropnie i zlecia�am z krzes�a. Przez trzy nast�pne doby �adna si�a na �wiecie nie zmusi�aby mnie do wej�cia do ciemnego pokoju. Oprzytomniawszy nieco i wydobywszy si� spod wp�ywu lektury o garbusie rozmy�la�am czas jaki�, a� dosz�am do wniosku, �e jednak zbrodnia jest elementem bardziej frapuj�cym ni� mi�o��, nawet nadziemska. Od tego momentu zapragn�am napisa� krymina�. P�yn�y lata, czas lecia�, wysz�am za m��, zako�czy�am edukacj�, ale cokolwiek si� dzia�o, ci�gle chcia�am napisa� powie��. Niestety, z up�ywem lat wyros�a we mnie przeszkoda nie do przezwyci�enia. Pod�y los obdarzy� mnie nadmiern� wyobra�ni�, kt�ra utrudnia�a mi nie tylko ewentualn� tw�rczo��, ale tak�e i �ycie. W �yciu powodowa�a komplikacje ma��e�skie. Pewnego dnia dosz�am nagle do wniosku, �e powinnam wzbudzi� w m�u nieco zazdro�ci. Na �adne rzeczywiste dzia�ania nie mia�am czasu, ale wyobrazi� mog�am sobie wszystko, cokolwiek mi tylko strzeli�o do g�owy. Wyobra�nia zacz�a wi�c dzia�a� i zanim si� zd��y�am obejrze�, ju� zobaczy�am siebie przy boku szalenie przystojnego blondyna, kt�ry, wpatrzony we mnie ol�nionym spojrzeniem, czyni� wysi�ki, �eby mnie poderwa�. Oczywi�cie wszelkie jego starania by�y ju� z g�ry skazane na niepowodzenie, bo przecie� nie o romanse mi chodzi�o, tylko o demonstracj�. Udawa�am szalone nim zainteresowanie wy��cznie w tym celu, �eby m�� si� wreszcie zaniepokoi�. D�ugo to trwa�o, blondyn si� zniecierpliwi�, m�� na powr�t, tak jakby zap�on�� uczuciem, wi�c w ko�cu uzna�am, �e czas przyst�pi� do sceny puszczenia blondyna kantem i ca�� rzecz wyja�ni�. Sta�am nad desk� i prasowa�am dziecinne koszule. Oczyma wyobra�ni widzia�am wn�trze kawiarni Krokodyl, na pi�trze, sala w g��bi, po schodkach. Siedzia�am z blondynem przy stoliku pod �cian� i wyja�nia�am mu subtelnie, �e s�u�y� tylko za narz�dzie, a moje p�omienne uczucia do niego by�y wy��cznie przemy�lan� fikcj�. R�wnocze�nie wyra�a�am nadziej�, �e mi to wybaczy i �e pozostaniemy w przyja�ni. Blondyn okaza� si� cz�owiekiem kulturalnym i na poziomie, nie wpad� przeze mnie w przesadn� rozpacz, wybaczy� i toczyli�my konwersacj� w doskona�ej zgodzie i znakomitym humorze. Zamierza�am sobie dalej wyobrazi�, jak m��, szalej�cy z rozpaczy i odrodzonego uczucia, robi mi piekieln� awantur�, jak mu padam w ramiona, jak wszystko si� wyja�nia i w idealnej harmonii gramy z blondynem w bryd�a. Czwartym m�g� by� byle kto. Tymczasem w trakcie rozmowy z blondynem patrzy�am na wej�cie i nagle, ujrza�am, jak w tym wej�ciu staje m�j m�� w towarzystwie sza�owej blondynki... Zdenerwowa�o mnie to nieco, bo tej sceny nie mia�am w programie. Si�gn�am po nast�pn� dziecinn� koszul� i cofn�am si� do pocz�tk�w wyja�nie� z blondynem. Dojecha�am do tego samego momentu konwersacji, spojrza�am na wej�cie i zn�w ujrza�am m�a z sza�ow� blondynk�. Postanowi�am nie walczy� z obrazem, tylko patrze�, co b�dzie dalej. M�� z blondynk� weszli i usiedli przy stoliku, m�� w lansadach, blondynka godna i kr�lewska. Zaniedba�am mojego blondyna i przygl�da�am si� im w milczeniu. M�� wsta� i poszed� do bufetu. Podnios�am si�, podesz�am do blondynki, usiad�am obok i spyta�am: - Bardzo pani� przepraszam, co pani� ��czy z tym panem, kt�ry pani towarzyszy? Blondynka spojrza�a na mnie z lekkim zdziwieniem. - To m�j m�� - odpowiedzia�a spokojnie. Nie wierzy�am w�asnym uszom. Nies�ychanie zdumiona obejrza�am si� na faceta przy bufecie. Nie, no m�j w�asny m��, jak byk!
- Przecie� ten pan jest �onaty! - zawo�a�am ze zgroz�.
- Ach, prosz� pani - odpar�a blondynka pob�a�liwie. - C� znacz� papierki wobec uczucia... To by�o ju� zbyt wstrz�saj�ce! Nie wiem, co uczyni�abym za chwil� w Krokodylu, gdyby nie to, �e pod �elazkiem z sykiem roztopi� mi si� guzik z masy plastycznej. Gwa�townie oderwana od m�a z blondynk�, wyprowadzona z r�wnowagi, podnios�am �elazko i przez chwil� nie wiedzia�am, co z...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin