Azjatycka dyscyplina.doc

(65 KB) Pobierz
NAJEMCA

PROLOG
Ja i Takashi zostaliśmy przyjęci do pracy tego samego dnia. Razem pracowaliśmy i jako dwaj nowi w firmie generalnie trzymaliśmy się razem. Podczas jednej z pogawędek w przerwie, Takashi przyznał się do zainteresowania surową dyscypliną. Opowiadał o tym zupełnie nieskrępowany i dziękowałem bogom, że znajdowaliśmy się wtedy na osobności. Tym nie mniej, ośmielony taką otwartością samemu zaproponowałem, że jestem gotów poddać się jego rygorom jeśli tylko zachowa wszystko w tajemnicy. Zachwycony Takashi jeszcze tego samego wieczoru zaprosił mnie do siebie do domu, obiecując że wyjdę od niego zupełnie odmieniony.

I.

Zaraz po przyjściu przebrał się w coś w rodzaju uniformu. Założył wysokie skórzane buty, czarne, spięte szerokim czarnym pasem spodnie, białą koszulkę z krótkimi rękawami, czarne skórzane rękawiczki oraz ciemne okulary. Razem z ubraniem diametralnie zmieniło się jego usposobienie - z miłego uśmiechniętego, zawsze skorego do pomocy chłopaka przeobraził się w surowego oficera. Natychmiast skuł mi za plecami ręce i postawił przed sobą na baczność.
- Dzisiaj będziesz miał zaszczyt nauczyć się w jaki sposób okazywać szacunek lepszym od ciebie. Pokażę ci wyraźnie różnicę między nami, tak że nigdy już nie będziesz miał wątpliwości jaka jest twoja pozycja. Zaczniemy od tego, że będziesz się do mnie zwracał per „PAN”. Rozumiesz?
- Tak, proszę pana.
- Dobrze. Teraz nauczysz się pokornie i w spokoju znosić z mojej ręki ból i upokorzenie. Masz stać prosto i patrzeć przed siebie. Za każdym razem kiedy cię uderzę w twarz masz podziękować i pokornie czekać na kolejny cios. Gdybyś się skrzywił albo, nie daj bóg, spróbujesz uniku wydłużysz sobie tą lekcję o co najmniej kilka razów. Rozumiesz?
- Tak proszę pana.
Pierwsze uderzenie, choć przecież spodziewane, zaskoczyło mnie siłą. Nie przesadzę gdy powiem że aż mi pociemniało przed oczami, mimo że Takashi bił z otwartej ręki i nawet nie wziął dużego zamachu. Pomyślałem, że pod pozorami cherlawego chłopaczka kryje się kawał silnego i sprawnego faceta.
- Dziękuję proszę pana – odparowałem zanim jeszcze wróciła mi zdolność poprawnego widzenia. Za chwilę znowu dostałem, wcale nie lżej. Przyszło mi do głowy, że jeszcze kilka takich uderzeń a skończę na pogotowiu ze wstrząśnieniem mózgu. Tym nie mniej spokojnie odpowiedziałem:
- Dziękuję proszę pana
Takashi ponownie wziął nieduży zamach ale zamiast mnie uderzyć zatrzymał rękę na policzku i uśmiechając się, przez chwilę mnie po nim głaskał. Potem chwycił mnie za brodę a lewą ręką uderzył z drugiej strony w twarz.
- Dziękuję proszę pana.
Cios był jakby nieco lżejszy, choć dotkliwy. Kolejne, zadawane już normalnie, prawą ręką również nie dorównywały dwóm pierwszym. Za każdym razem spokojnie odpowiadałem swoje „dziękuję proszę pana” i odważnie nadstawiałem się kolejnego uderzenia. Uśmiech nie znikał z twarzy Takashiego, wydawał się być w siódmym niebie – tyle przyjemności sprawiało mu okładanie po twarzy skutego kolegi. Przypuszczam, że gdyby nie przesłaniające wszystko czarne okulary, zobaczyłbym w jego oczach coś w rodzaju rozmarzenia.

Mijały długie minuty. Moje policzki płonęły żywym ogniem a Takashi nie przejawiał najmniejszej ochoty zakończenia swojej lekcji. Robił teraz nieco dłuższe odstępy między razami, czasami odchodził na kilka kroków albo powoli mnie okrążał. W końcu zażyczył sobie abym nie tylko dziękował mu za każdy policzek ale prosił go o kolejny.
- Dziękuję proszę pana. Czy mógłby mnie pan uderzyć jeszcze raz? – na początku tyle wystarczało ale później...
- Dziękuję proszę pana. Czy zechciałby mnie pan uderzyć jeszcze raz. Byłbym zaszczycony gdyby zechciał mi pan jeszcze raz zadać ból. Błagam niech mi pan pozwoli jeszcze raz poczuć na mojej twarzy swoją siłę – i tak dalej i tak dalej.
Potem skończyły mi się pomysły a skoro nie dość żarliwie prosiłem o kolejne razy, Takashi zwyczajnie przestał mnie bić. Przez chwilę poczułem się jak w domu wariatów.

II.
- Myślisz że zostałeś bardzo upokorzony?
- Trochę proszę pana
- Trochę... Słusznie, teraz zamierzam cię upokorzyć TROCHĘ bardziej. Tylko trochę. Tak jak poprzednim razem masz za każdym razem masz mi dziękować. Nie musisz prosić o więcej, sam uznam ile będzie trzeba ci trzeba napluć w twarz. Tym razem masz patrzeć prosto na mnie. Rozumiesz?
- Tak proszę pana.
Napluć w twarz???? Robiło się obrzydliwie. Na szczęście Takashi odkąd pamiętam zawsze był czysty i pachnący; nie palił no i był na tyle przystojny, że nawet jego charcha wydawała się jakby mniej obrzydliwa. Taką miałem przynajmniej nadzieję.

Ponieważ byłem nieco wyższy od Takashiego, kazał mi wcześniej uklęknąć i lekko odchylić głowę do tyłu. Pierwszy raz splunął na mnie przez zęby tak, że na moją twarz spadło bardzo niewiele jego śliny.
- Dziękuję proszę pana.
Takashi odczekał dłuższę chwilę i splunął po raz drugi.
- Dziękuję proszę pana.
Kolejna porcja flegmy była już na tyle obfita, że zaczęła powoli spływać po mojej skroni, powodując nie tylko obrzydzenie ale i łaskotki.
- Dziękuję proszę pana.
Tym razem całkiem spora charcha trafiła w lewe oko. Podziękowałem i instynktownie przymknąłem powiekę czekając aż ślina spłynie niżej. Takashi jednak zażądał żebym natychmiast je otworzył i patrzył wprost na niego. W ten sposób lepka ciesz zapaskudziła mi cały lewy oczodół, trochę mnie przy tym oślepiając. Nastąpiła dłuższa przerwa w czasie której Takashi przyglądał mi się z przedziwną mieszaniną pogardy i uznania, tak że sam nie wiedziałem czy znoszenie tego spojrzenia nie jest bardziej poniżające od pokornego przyjmowania splunięć w twarz.
- Czy przyzwyczaiłeś się już do dotyku mojej flegmy na swojej twarzy?
Pytanie wydało mi się podchwytliwe. Jeśli odpowiem, że nie zapewne lekcja potrwa dalej. Jeśli przytaknę...
- Do czegoś takiego trudno się przyzwyczaić proszę pana – odpowiedziałem pokornie, starając otwierać usta na tyle ostrożnie, aby nie spłynęło do nich coś z flegmy „oficera” Takashiego.
- Godząc się na takie upokorzenie okazujesz mi szacunek. Teraz jesteś skuty i nie masz większego wyboru, docelowo jednak powinieneś być w stanie czerpać satysfakcję z zaszczytu bycia przeze mnie oplutym i pokornie nosić moją flegmę na twarzy, mimo że mając wolne ręce będziesz mógł ją łatwo zetrzeć. Ale do tego jeszcze dotrzemy.

III.
- No dobrze, koniec zabawy. Teraz NAPRAWDĘ poczujesz nad sobą moją władzę. Nie znam nikogo, kto podczas tego ćwiczenia nie błagałby o wypuszczenie do domu. Oczywiście nie ma mowy o przerwaniu szkolenia przed czasem a to bynajmniej nie jest jego ostatni punkt więc daruj sobie ewentualne prośby i groźby. Jesteś moim więźniem i zrobię z tobą co zechcę.
W tym miejscu trochę się zaniepokoiłem. Dotarło do mnie, że Takashi nie specjalnie przejmuje się ograniczeniami swoich uczniów. Nie było też żadnego „hasła bezpieczeństwa” ani nic takiego. Było to o tyle przerażające, że aż podniecające bo oto, chyba po raz pierwszy w życiu, znalazłem się pod całkowitą kontrolą sadysty; bardzo przystojnego ale jednak sadysty.

Tymczasem Takashi zakneblował mnie jakąś szmatą mocno zawiązując jej wolne końce na karku. Potem ponownie postawił na baczność i związał nogi grubym, szerokim skórzanym pasem. Atmosfera grozy wzrosła jeszcze bardziej gdy zobaczyłem w jego ręku prawdziwą szpicrutę. Jestem człowiekiem o bujnej wyobraźni a już na pewno nie mam żadnych problemów w wyobrażaniu sobie bólu. To zapewne dzięki tej wyobraźni udało mi się przeżyć dwadzieścia pięć lat bez bodaj najlżejszego złamania czy choćby zwichnięcia którejkolwiek z kończyn. Takashi dostrzegł przerażenie w moich oczach na co zareagował delikatnym uśmiechem, z gatunku tych, które pojawiają się na twarzach osób, które właśnie planują coś bardzo nieprzyjemnego ale za żadne skarby nie podzielą się swoimi pomysłami. Widząc jakie wrażenie zrobiła na mnie szpicruta podsunął mi jej koniec pod twarz i przez dłuższą chwilę delikatnie wodził po policzkach i ustach, kilka razy lekko w nie nawet uderzając. Okrutny uśmiech nie znikał z jego buzi.
- Wierz mi, będziesz się wił z bólu – szepnął przez zęby jakby sam przed chwilą doświadczył jego cząstkę.
Sprawnym ruchem spuścił mi spodnie i majtki odsłaniając krocze i tyłek. Musnął szpicrutą moje jądra i przez chwilę prawie wpadłem w panikę myśląc, że będzie bił również po nich.
- Nie martw się, nie chcę cię okaleczyć tylko zadać ból. Twoje klejnoty i członek są bezpieczne.
Odetchnąłem z ulgą ale nie na długo bo „oficer” Takashi zaszedł mnie od tyłu i w każdej chwili oczekiwałem pierwszego uderzenia.
- Przepraszam za ten mały striptiz ale jak już mówiłem nie zamierzam cię okaleczyć dlatego muszę na bieżąco znać stan twojego tyłka. Tak, będę bił tylko po tyłku ale przekonasz się, że w niczym nie poprawi to twojej sytuacji. Mnie też się nie podoba, że muszę oglądać twoje przyrodzenie, w końcu nie jesteśmy w jakiejś agencji towarzyskiej prawda? Dobra rada: nie próbuj uników, mając związane nogi i skute ręce łatwo stracić równowagę. Podłoga jest twarda; jeśli upadniesz potłuczesz się i prawie na pewno rozbijesz sobie nos. A jeśli uważasz, że taki „wypadek” wpłynąłby na długość chłosty to jesteś w błędzie. No i nie wyobrażaj sobie, że będę cię łapał!
Zanim rozbrzmiało ostatnie słowo z monologu Takashiego mój tyłek zapłonął żywym ogniem. Dostawałem już wcześniej lanie pasem ale w porównaniu do uderzenia szpicrutą określiłbym to innym słowem: masaż. Bardziej boli chyba tylko bat. Zaskoczony rzuciłem się w więzach i o mało co nie straciłem równowagi.
- A nie mówiłem – upomniał spokojnie Takashi
Chwilę później powietrze przeszył charakterystyczny świst i szpicruta znów wylądowała na moich pośladkach. Bogowie jak to bolało. Czy on nie może bić trochę lżej, przecież w tym tempie za minutę będę nieprzytomny! Po trzecim razie miałem dość. Zacząłem błagalnie jęczeć przez knebel ale, co było do przewidzenia, nie uchroniło mnie to od kolejnego uderzenia. Szmata w moich ustach doskonale tłumiła okrzyki bólu. O ile zdążyłem się też zorientować nie dało się jej łatwo pozbyć. Kolejny raz. Aż podskoczyłem. Bez dwóch zdań, nie zniosę tego dłużej. Tymczasem przyszło następne uderzenie. Zawyłem przez knebel, niezdarnie próbując się odwrócić w stronę mojego oprawcy. W wyniku tego manewru przysporzyłem sobie tylko więcej bólu bo kolejny cios zamiast w tyłek trafił w udo. Szybko skorygowałem swoją pozycję, dokładnie na czas aby kolejne uderzenie dosięgło pośladka. Zaniosłem się szlochem. Bogowie, jak to bolało! I nic nie mogłem zrobić! Pod szpicrutą Takashiego tańczyłem swój przedziwny, pełen tłumionych podskoków i lekkich przykucnięć taniec, wtórując sam sobie płaczem, jękami a nawet rozpaczliwymi krzykami.

Miał rację, dostałem w sumie może ze trzydzieści razów kiedy zacząłem się drzeć w knebel, żeby mnie wypuścił, że mam dość. I tak jak uprzedzał nic mi to nie dało, zwłaszcza, że przez knebel i tak trudno było cokolwiek zrozumieć. Czas między kolejnymi uderzeniami wydłużał się niemiłosiernie, przynosząc zamiast ulgi i odpoczynku jeszcze większą udrękę oczekiwania na jeszcze większy ból. Każde uderzenie bolało bowiem bardziej od poprzedniego a końca wciąż nie było widać. Gorzko pożałowałem, że pozwoliłem się skuć temu sadyście, powinienem być bardziej ostrożny.

Przyszło jeszcze kilka razów a potem nastała cisza. Przez zalane łzami oczy zobaczyłem przed sobą uśmiechniętego Takashiego. Chwycił mnie ręką za brodę i przytknął szpicrutę do moich ust. Przecież obiecał bić tylko po tyłku – pomyślałem przestraszony.
- Masz dość? Chcesz iść do domu? – zapytał Takashi.
Dysząc ciężko i chwiejąc się na wszystkie strony kiwnąłem potakująco głową. Takashi zaniósł się obrzydliwym, sadystycznym śmiechem.
- Ha! A nie mówiłem?
Kilka razy lekko poklepał mnie szpicrutą po policzku po czym nachylił się do ucha i szepnął jedno słowo: ZAPOMNIJ.
- Za jakiś kwadrans przypuszczalnie zrobiłbyś wszystko, żebym cię tylko wypuścił. Piłbyś mój mocz, pewnie nawet zjadał moje odchody.
Zrobiło mi się słabo a żołądek podszedł mi wysoko do samego gardła. Jak już mówiłem Takashi był czystym i przystojnym chłopakiem ale o ile byłem sobie w stanie wyobrazić połknięcie odrobiny jego moczu to skonsumowanie choćby jednej grudki kału daleko wykraczało za mój próg tolerancji i mieściło się w kategorii „koszmary” razem ze z wbijaniem szpilek pod paznokcie, zrywaniem tychże paznokci i łamaniem kończyn.
- Ale ja nie chcę, żebyś zjadał moje fekalia.
Odetchnąłem z ulgą. Chwila ulgi była jednak krótka.
- Dlatego będę cię bił dalej. Chyba, że w przeciągu następnej minuty zdołasz mnie przekonać, żebym przestał...
- Błagaj mnie o łaskę! – zawołał Takashi zdejmując mi wreszcie knebel.
- Słuchaj, ja już nie dam rady, bijesz za mocno, nie mogę nawet ustać na nogach. Rozkuj mnie i o wszystkim zapomnimy. Daj spokój Takashi...
Nie zdążyłem dokończyć bo mój oprawca znów wepchnął mi knebel do buzi, zawiązując go jeszcze mocniej niż poprzednio.
-Ty to nazywasz błaganiem? Ja ci pokażę jak ty potrafisz błagać! – prychnął Takashi wracając na pozycję za moimi plecami.
Zacząłem krzyczeć przez knebel, żeby nie przesadzał, że to już nie jest zabawne, że zrobi mi krzywdę, w końcu żeby dał mi jeszcze szansę bo przecież nie minęła jeszcze minuta! Ale Takashi nie słuchał. Metodycznie wymierzał mi szpicrutą kolejne razy aż zamiast słów z moich zakneblowanych ust znów wydobywały się tylko krzyki bólu i jęki rozpaczy. Zupełnie nie rozumiałem czemu to tak strasznie boli. Czy to on bije tak mocno czy też to zasługa samej szpicruty. Znałem ludzi, którzy potrafili spokojnie znieść dziesiątki uderzeń witkami i innymi „dyscyplinkami”, czemu więc chłosta Takashiego wydawała się tak strasznie bolesna.

Nie wiem ile razów wymierzył mi Takashi zanim znów nastała przerwa. W istocie minęła dłuższa chwila zanim zorientowałem się, że to przerwa a nie tylko krótki odstęp między uderzeniami. Takashi przypuszczalnie patrzył z satysfakcją jak się prężę, trzęsę i jęczę w oczekiwaniu na następne uderzenie, które nie nadchodziło. W końcu przeszedł na przód i ponownie chwytając mnie za brodę zapytał:
- Nadal chcesz o wszystkim zapomnieć?
Kiwnąłem przecząco głową
- To dobrze, bo gdybyś zapomniał, musielibyśmy wszystko przerabiać jeszcze raz.
Zerwał mi knebel i wiedziałem że mam swoją minutę na wybłaganie końca chłosty. Wciąż jeszcze nie mogąc opanować drgawek zacząłem więc prosić o litość.

I nagle stało się coś dziwnego. Takashi przestał być kolegą, który bawi się ze mną w bicie i wiązanie. Stał się człowiekiem od którego całkowicie zależało kilka najbliższych godzin mojego życia. Jeśli tylko by tego zapragnął, mógł łatwo wypełnić ten czas bólem jakiego nigdy dotąd nie doznałem. Z drugiej strony mógł się też zlitować i okazać mi swoją łaskę oszczędzając dalszej chłosty. Wszystko zależało jednak od niego i tylko od niego. Nie mniej dziwne było to, że nagle bardzo mi się to spodobało. Oczywiście nie ból ale sytuacja w której się znalazłem a właściwie nie tyle sytuacja a pozycja jaką zajmowałem względem Takashiego. To nie była umówiona zabawa ale prawdziwa relacja Pan-Więzień. A przecież wszystko co musiałem zrobić to wybłagać u mojego Pana odrobinę litości dla siebie – tyle tylko, że musiałem to zrobić szczerze, prawdziwie a nie „na niby” i sztucznie, jak w filmie porno. Zrozumiawszy więc sytuację i pojąwszy rzeczywiste okoliczności zacząłem ze łzami w oczach błagać Oficera Takashiego o litość – tym razem naprawdę i zupełnie szczerze:
- Błagam, niech mnie Pan już nie bije, zrobię wszystko co Pan zechce, jestem całkowicie do Pana dyspozycji i chętnie udowodnię swoje oddanie. Już rozumiem, że to nie jest zabawa, proszę mi wybaczyć, że zajęło mi to tyle czasu. Jestem Panu bardzo wdzięczny za to czego mnie pan dziś nauczył. Chcę się dalej uczyć...
To nie był blef! Naprawdę chciałem się dalej uczyć u Takashiego dyscypliny i posłuszeństwa.
- ...zapewniam, że pokornie przyjmę z Pana ręki wszystko co Pan dla mnie przygotował. Bardzo cierpię z powodu chłosty szpicrutą jaką mi Pan wymierza. Błagam, jeśli to możliwe, proszę mi oszczędzić więcej bólu. Błagam o łaskę. Błagam o litość. Tak bardzo mnie boli...
Pod koniec prawie płakałem, również najzupełniej szczerze. Tyłek wciąż palił żywym ogniem a perspektywa kolejnych minut z kneblem w ustach i szpicrutą raz po raz spadającą na pokiereszowane pośladki była tak przerażająca, że prawie nie wyobrażałem sobie wcielenia jej w życie. Zaś bezwzględność Oficera Takashiego była dosłownie obezwładniająca.
- Chcę, żebyś udowodnił mi swoje oddanie. Tym razem nie zostaniesz zakneblowany. Jeśli powstrzymasz się od płaczu, jęków a przede wszystkim krzyku a po każdym uderzeniu szpicrutą pokornie mi podziękujesz, uznam, że tą lekcję mamy przerobioną. Czy zgadzasz się pokornie przyjąć jeszcze więcej bólu?
- Jeśli uważa Pan to za celowe, pokornie i z wdzięcznością przyjmę od Pana i tą lekcję.
Nie bujałem. Bardzo bałem się czekającego mnie bólu ale z drugiej strony nie chciałem już za wszelką cenę uniknąć chłosty. Przypuszczam, że wiązało się to z nowym sposobem postrzegania osoby Takashiego.

Zakładałem, że ostatnia seria razów będzie lżejsza. Myliłem się. Z całej siły zacisnąłem zęby żeby nie wyrwał mi się jakiś przypadkowy okrzyk. Zwalniałem go tylko na czas krótkiej odpowiedzi: „dziękuję proszę pana”. Nie przesadzę, gdy powiem że cały się trząsłem, dlatego to co wydobywało się z moich ust brzmiało raczej jak: „Dz.. Dziękuję prrr... proszę Pppppana”.
- Ładnie – ocenił krótko Takashi po piątym razie - na tym chyba skończymy.

III.
Skończyliśmy oczywiście tylko z chłostą. Lekcja dyscypliny trwała nadal. Przez następny kwadrans wciąż stałem po środku pokoju skuty, ze związanymi pasem nogami i spuszczonymi spodniami. W tym czasie zdążyłem już opanować drgawki, szlochy i tym podobne bzdury. Pozostał tylko ostry ból pośladków. Takashi gdzieś wyszedł. Kiedy wrócił, założył mi spodnie i rozwiązał nogi.
- Na kolana i liż moje buty! – rozkazał – Całe!
Natychmiast wypełniłem polecenie. Gdy tylko przesunąłem językiem po jego błyszczących oficerkach na moim policzku niespodziewanie poczułem dotyk szpicruty. Instynktownie skuliłem się ale szybko powróciłem do lizania. Nic nie mówił ale przy pomocy szpicruty, delikatnie choć zdecydowanie kierował mnie po całej powierzchni swoich butów, trącając mnie a czasami poklepując jakby był czymś zniecierpliwiony. Starałem się ze wszystkich sił lizać najlepiej jak potrafię i dokładnie tam, gdzie życzył sobie tego Oficer Takashi. Nie tylko dla tego, że bałem się go rozgniewać (to również) ale dlatego, że spełnianie jego woli sprawiało mi autentyczną przyjemność. Liżąc wysokie cholewy udało mi się raz czy dwa spojrzeć w górę na jego zadowolone oblicze. Czy jest coś bardziej poniżającego od wylizywania komuś butów?

IV.
Po środku drugiego pokoju stało krzesło. Takashi kazał mi na nim usiąść i dwoma szerokimi, jasno brązowymi, skórzanymi paskami przywiązał mi kostki do jego nóg, zaś kajdanki, którymi miałem skute z tyłu ręce przełożył (rozpinając je na krótką chwilę) za jedną z poziomych poprzeczek w oparciu. Później zakneblował mnie i przesłonił oczy ciasno zwiniętą chustką. Nic nie mówił, poklepał tylko ręką po policzku i prawdopodobnie wyszedł. Bałem się, że znowu będzie mnie bił ale mijały minuty a nic na to nie wskazywało. Wreszcie usłyszałem ciężki tupot oficerek i chwilę potem jednym silnym ruchem zerwano mi knebel.
- Pij! – Usłyszałem rozkaz Takashiego, podtykającego mi pod usta słomkę.
Byłem pewien, że próbuje zmusić mnie do wypicia swojego moczu ale kiedy ostrożnie pociągnąłem ciecz przez słomkę okazało się, że jest to raczej coś w rodzaju dziwnie wodnistego piwa. Trochę się skrzywiłem na taki „chrzczony” trunek ale jeden lekki dotyk szpicruty na policzku natychmiast przywołał mnie do porządku.

Piłem i piłem a Takashi nie odstępował. W końcu poskarżyłem się, że już więcej nie mogę. W odpowiedzi chwycił mnie za włosy, odchylił głowę daleko do tyłu i przemocą rozwarłszy mi usta zapytał, czy chce żeby wlać mi resztę prosto do gardła. Przestraszony taką wizją i zupełnie niezdolny do stawiania jakiegokolwiek oporu jęknąłem, że nie. Oficer Takashi splunął mi do buzi i przytykając pięść do nosa kazał połknąć swoją flegmę. Zanim zorientowałem się co robię, ze strachu wszystko połknąłem. Natychmiast zrobiło mi się niedobrze ale na obrzydzenie nie było czasu bo w ustach znów miałem plastikową rurkę a zdecydowany uścisk odzianej w skórzaną rękawiczkę prawicy Takashiego na moim karku, nakazywał dalsze picie tego piwa–niepiwa.

Kiedy opróżniłem już całą, najmarniej dwulitrową butelkę (a może nawet dwie?) knebel wrócił na swoje miejsce i znów nie mogłem powiedzieć ani słowa. Przez następną godzinę Takashi w ogóle się mną nie zajmował. Oglądał telewizję, coś tam sobie wertował, chodził po całym mieszkaniu, słowem zachowywał się jakby mnie tam wcale nie było. Kiedy raz upomniałem się o odrobinę uwagi otrzymałem takiego kuksańca w brzuch, że potem wolałem już siedzieć cicho. Tymczasem piwo zrobiło swoje i czułem, że wkrótce będę się musiał udać do toalety. Z czasem potrzeba stawała się coraz bardziej nagląca a ja nie bardzo wiedziałem jak nakłonić Takashiego do przerwania zabawy, przynajmniej na czas załatwienia spraw fizjologicznych. Wreszcie Takashi sam zauważył, że potrzebuję do toalety.
- Chce ci się lać? – zapytał oschle.
Gorliwie potwierdziłem jego przypuszczenia. W odpowiedzi nachylił się nade mną, oparł obutą stopę o moje krocze i dociskając je wycedził przez zęby:
- To lej w spodnie
Jasne – pomyślałem, nie po to wpompował we mnie pół beczki piwa, żeby teraz puścić mnie do kibla. Chce, żebym zlał się w portki i nie mógł wrócić dziś do domu. Sprytne.
- Psssssi pssssssi psssssssi – prowokował Takashi, na zmianę dociskając i puszczając moje krocze.

Trzymałem się naprawdę długo. W pewnym sensie sam się w ten sposób torturowałem bo parcie na pęcherz było tak silne, że aż bolesne. Takashi chodził wokół mnie i szydził. Nic widziałem ale wyraźnie czułem jego zapach a za każdym razem gdy mnie dotknął, przez całe ciało przechodziły mi ciarki. Wobec braku bodźców wzrokowych, ten zapach bardzo działał na moją wyobraźnie i do dziś wywołuje u mnie silne emocje. Później Takashi stanął za mną i położywszy dłonie na karku zaczął wykonywać coś w rodzaju bardzo bolesnego masażu. Nie mogąc podzielić uwagi między walkę z bólem pęcherza a bólem zadawanym przez Takashiego, po kilku kolejnych minutach puściłem. Wraz z ulgą, natychmiast poczułem w spodniach falę ciepła, potem nieprzyjemnej wilgoci a na końcu równie nieprzyjemnego zapachu.
- Zsikaliśmy się? – zaśmiał się Takashi trącając mnie pogardliwie w głowę – To teraz sobie tak posiedzimy!
No i siedzieliśmy, pewnie następną godzinę. Kolejna próba skamlenia o litość skończyła się tak jak poprzednia, kuksańcem w brzuch.

EPILOG
Wszystko co dobre szybko się kończy. To co złe, kończy się zwykle dużo, dużo później. Nie wiem czy lekcja Takashiego była zła czy dobra, tego typu rzeczy wymykają się tego typu klasyfikacji i lepiej jest je opisywać takimi przymiotnikami jak wstrząsająca, emocjonująca, niezapomniana, ewentualnie podniecająca... Kiedy odsłonił mi oczy nie miał już na sobie oficerskiego uniformu. Czułem się jakby uwalniał mnie zupełnie inny człowiek – choć nie zupełnie, wciąż miałem bowiem do niego duży respekt. Takashi pozwolił mi się wykąpać a sam wrzucił moje zabrudzone spodnie do pralki, żebym rano miał w czym wrócić do domu.

Zapytał mnie co myślę o jego dyscyplinie. Odparłem, że jest bardzo surowa i bezwzględna ale skuteczna. Na poparcie tej opinii ukląkłem przed nim i z szacunkiem ucałowałem jego stopy. Takashi natychmiast podchwycił motyw i wyciągnął do mnie rękę abym i ją pocałował. To nie wiarygodne ale już miałem ochotę na więcej. On chyba również, dlatego pozwolił mi spać na podłodze POD swoim łóżkiem (z jego trampkami zamiast poduszki) a przed snem polecił mi jeszcze dokładnie wylizać stopy.

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin