Nadzieja.doc

(36 KB) Pobierz

o. Wojciech Jędrzejewski OP

NADZIEJA JAKO OCZYSZCZENIE

 

Nadzieja jest właściwością duszy, która zgadza się w obliczu przeszkody w drodze do czegoś upragnionego na choćby częściową, lub całkowitą niemożność zrobienia czegokolwiek. Względna, bądź bezwzględna zgoda (wolna wszakże od zniechęcenia, lub bezczynności) na bezradność w obliczu celu, którego pomimo usilnego pragnienia nie można z jakiś powodów osiągnąć, to potrafi uczynić nadzieja. Pozwala ona wytrwać w przeciwnościach. Trwanie pomimo, w oczekiwaniu na wyzwolenie -- jest wpisane w jej serce. Mimo przeciwności człowiek liczy na coś coś, lub kogoś większego, niż on sam. W żaden jednak sposób nie może manipulować swym tajemniczym sprzymierzeńcem. Tyle fenomenologicznego opisu, opartego na myśli wspomnianego już Gabriela Marcela.

Jeżeli człowiek liczy na Boga w przeciwnościach, uniemożliwiających osiągnięcie Jego samego jako swego celu, tam działa nadzieja.

Pierwszym takim doświadczeniem jest liczenie na odpuszczenie grzechów. W Kartaginie wielu chrześcijan upada w prześladowaniach. Podczas gdy jedna frakcja domaga są natychmiastowego przyjęcia apostatów do Kościoła, a druga bezpowrotnego ich wykluczenia święty Cyprian wskazuje drogę pokuty, jako szansę oczyszczenia z grzechów i pojednania. Daję upadłym nadzieję, że pojednanie nastąpi.

Oni sami mają podjąć wysiłek w celu uwolnienia się od grzechu, ale ostatecznie to sam Bóg rękami Kościoła udzieli daru ich odpuszczenia.

 

Najbardziej zanieczyszcza człowieka jego poczucie samowystarczalności. Konieczność zdania się na Boga, na Jego łaskę uwalnia serce od tej najgorszej skazy. Aktywne liczenie grzesznika na łaskę, którego dokonuje nadzieja, uwalnia człowieka po pierwsze od tego poziomu zła, które może sam porzucić (nie wchodzimy tu w wątek łaski uczynkowej), uwalnia od zła winy poprzez darowane przebaczenie i wyzwala od tego wymiaru grzeszności, któremu na imię "samowystarczalność". Zrywam owoce sam, dostaję rosnące na szczycie, niedostępne mi, a mimochodem zbieram te najbardziej pożądane.

Ten schemat działania nadziei jest zaczynem duchowego postępu. Postępu w dosłownym sensie tego słowa jako drogi do Boga, do coraz większej z Nim bliskości.

 

Oczyszczenie od przywiązań

Grzeszność, która musi zostać oczyszczona w nocy nadziei dotyczy sfery naszych przywiązań. Szybko powinniśmy odkryć nasze zniewolenie ludźmi, rzeczami, doświadczeniami, z którymi wiążemy nasze bezpieczeństwo. Naród wybrany na pustyni przeżywa nostalgię za czosnkiem i cebulą, za względnym bezpieczeństwem Egiptu.

Celem oczyszczenia od przywiązań jest wyciśnięcie wrzodu, który zatruwa nam spokój i jątrzy się kłamliwym muszę. Muszę się spotkać z jakimś człowiekiem, bo inaczej będę nieszczęśliwy. Muszę mieć tę książkę, muszę się pomodlić. Muszę zachować czystość, być bezwzględnie posłuszny. Muszę być skupiony na modlitwie, cierpliwy wobec każdego, z radością przyjmować wolę -- choćby niemądrą -- przełożonego.

W tym obszarze wiele jeszcze leży w naszych rękach. Post, na przykład, oprócz najważniejszego sensu, którym jest wstawiennictwo i pokuta stanowi dobry sposób na realne doświadczenie, że wcale, na przykład, nie "muszę" mieć pełnego brzucha. Podobną rolę pełnią wszelkie inne wyrzeczenia. Niezłym sposobem leczenia naszego wrzodu jest odkładanie na jakiś czas pewnych czynności, spotkań, których się bardzo pragnie (wtedy oczywiście, gdy nie domaga się tego obiektywna konieczność). W takiej perspektywie wiele pozornych, zakonnych śmiesznostek, które widzimy u świętych nabiera sensu.

Pomimo gorliwych starań krąg naszego oddziaływania będzie zacieśniał się coraz bardziej. Większość z tego, co wiąże nasze serce musi nam zostać po prostu odebrane przez Boga. W wielu bowiem wypadkach tak bardzo ręce przykleiły się do osób, rzeczy i doświadczeń, że trzeba chirurgicznego skalpela, dla uwolnienia.

Posłuszeństwo jest fantastyczną sposobnością "narzuconego" uwalniania się od niejednego muszę. Ile razy przychodziłem do przełożonego mówiąc mu: Ojcze, muszę odwiedzić swoją znajomą, bo obiecałem, że z nią porozmawiam. A on na to z wdziękiem: Nie pójdziesz. Wrzód dotknięty odmową doznaje bólu pod tytułem "holender, nie mogę, co za pech". Można nie zgodzić się na ból tracenia i zacząć kombinować. Pierwsze moje nieposłuszeństwo i kombinowanie wyglądało tak, że magister nie pozwolił mi odprowadzić znajomej po Pasterce do domu (a obiecałem, że to zrobię, jako warunek jej przyjścia). Dodam, że na wypełnieniu tej obietnicy zależało mi również z powodów osobistych. Pomimo braku zgody zrobiłem swoje. Zamiast tego rodzaju rozwiązań można swoją niemożność przyjąć w nadziei, że narzucony mi rozwój wypadków kryje w sobie jakieś dobro.

Z największym bólem przychodzi nam przyjąć niemożność doświadczania Boga w taki, jak dotychczas sposób. Mamy bowiem tendencję do traktowania religijnych praktyk jako skały, która daje nam oparcie i od której odbija się głos naszej pobożności powracając słodko brzmiącym echem: "Jesteś gorliwy, autentyczny, pokorny, bezkompromisowy, wierny, szukający Boga; jesteś sprawiedliwym wśród narodów. Najbardziej cenimy sobie przekonanie o własnej pobożności, a nie samego Boga.

Dla wielu faryzeuszów rolę takiej skały pełniło Prawo. Solidna ściana zbudowana z wielu kamieni. Same kamienne tablice nie wystarczały, żeby wytworzyć solidne echo upajające poczuciem sprawiedliwości przed Bogiem. Pomnożyli więc przepisy, zarządzenia, zasady i stworzyli mur odgradzający ich od Boga i ludzi -- mur wrogości, który zburzył w swoim ciele Pan.

Jezus zdecydowanie obnaża te nasze skłonności, kiedy mówi: Strzeżcie się, abyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi, aby was widzieli. Inaczej nie będziecie mieć nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc dajesz jałmużnę nie trąb przed sobą jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę powiadam wam, ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę niech nie wie twoja lewa ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu odda tobie. Gdy się modlicie nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać, aby się ludziom pokazać. Zaprawdę powiadam wam już otrzymali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca swego, który widzi w ukryciu.

Kiedy pościcie nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby ludziom pokazać, że poszczą. Zaprawdę powiadam wam, już otrzymali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz namaść sobie głowę oliwą i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale4 Ojcu swojemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który jest w ukryciu odda tobie (Mt 6, 1-6.16-18).

Ilekroć więc ziemia usuwa się nam spod nóg, tracimy poczucie pewności w naszej wierze i pobożności. Gdy ogarnia nas poczucie zagubienia i dezorientacja, która zyskała w teologii duchowości miano "nocy ciemnej", wiedzmy, że to Pan burzy rozdzielający nas mur, aby wprowadzić nas do komórki intymnego spotkania z Ojcem. Echo, którego tak pragniemy już nie wraca, ale dzięki temu stajemy się zdolni usłyszeć najbardziej osobiście skierowane do nas słowo miłości Boga. Zamiast próbować łatać dziury w murze, przyklejać nowe łaty do starego ubrania, możemy mocą nadziei zgodzić się na bezradność i zostać przygotowanym przez Jezusa do zjednoczenia z Trójcą Świętą w miłości.

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin