Forester Cecil Scott - Hornblower 09 - Komodor.pdf

(1072 KB) Pobierz
1012430873.002.png
C. S. FORESTER
Komodor
Przekład Henryka Stępień
WYDAWNICTWO MORSKIE GDAŃSK
„TEKOP” GLIWICE
1991
Tytuł oryginalu angielskiego: The Commodore
Redaktor: Alina Walczak
Opracowanie graficzne: Erwin Pawlusiński Ryszard Bartnik
Korekta: Teresa Kubica
© Copyright 1945 by C. S. Forester
ISBN 83-215-5792-9 (Wyd. Morskie) ISBN 83-85297-64-2 (Tekop)
Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1991
we współpracy z „Tekop” Spółka z o.o. Gliwice
Bielskie Zakłady Graficzne zam. 1724/K
1012430873.003.png
Rozdział I
Kapitan Sir Horatio Hornblower siedział w krótkiej wannie i patrzył z niesmakiem na swoje
nogi przewieszone przez jej brzeg. Cienkie i owłosione, przywodziły mu na myśl nóżki pająków,
jakie widywał w Ameryce Środkowej. Trudno było myśleć o czymkolwiek innym siedząc w
skurczonej pozycji w tej idiotycznej nasiadówce, z kolanami pod nosem; z jednej strony nogi
zwisały za wannę, a z drugiej wystawała z wody górna partia ciała. Zanurzona w wodzie była
tylko środkowa część korpusu, od pasa do kolan, a do tego zgięta prawie w pół. Hornblower był
zły, że musi brać kąpiel w tej pozycji; starał się opanować irytację i usilnie próbował nie myśleć o
tysiącach wygodniejszych kąpieli na pokładzie okrętu, pod pompą do zmywania pokładu,
wyrzucającą na niego strumienie orzeźwiającej wody morskiej. Sięgnął po mydło i flanelową myjkę
i zaczął wściekle szorować nie zanurzone okolice ciała, rozpryskując wodę przez brzegi wanny na
wyfroterowaną dębową podłogę ubieralni. Pokojówka będzie miała z tym kłopot, ale w swoim
obecnym nastroju Hornblower był rad, że przysporzy komuś kłopotu.
Podniósł się niezdarnie, ociekając wodą, namydlił i opłukał środkowe partie ciała i krzyknął
na Browna. Brown nadszedł natychmiast z sypialni, chociaż doświadczony służący wyczułby nastrój
swego pana i opóźnił trochę przybycie, dając mu możność wyrzucenia z siebie paru mocnych słów.
Narzucił ogrzany ręcznik na plecy Hornblowera, uważając, aby końce się nie zamoczyły. Hornblower
wyszedł z mętnej od mydła kąpieli i ruszył przez pokój, zostawiając na podłodze ścieżkę z kropel i
mokre ślady stóp. Wycierając się patrzył ponuro przez drzwi sypialni na ubranie wyłożone tam przez
Browna.
— Ładny poranek, sir — odezwał się Brown.
— Do diabła z twoim porankiem — burknął Hornblower.
Będzie musiał włożyć to przeklęte tabaczkowo-niebieskie ubranie, lakierowane trzewiki i
złotą dewizkę; nigdy dotąd nie miał na sobie czegoś takiego i czuł obrzydzenie do tego stroju,
podziwianego przez żonę już w czasie przymiarek u krawca, a bał się, że przyjdzie mu je nosić do
końca życia. Na to uczucie odrazy składała się zwykła ślepa niechęć, bez żadnego powodu, a do tego
wstręt do czegoś, w czym nie jest mu do twarzy i w czym wygląda już nie pospolicie, ale
idiotycznie. Wdział przez głowę koszulę lnianą za dwie gwinee, a potem z wielkim trudem wbił
łydki w ciasne tabaczkowe spodnie. Opinały mu nogi jak skóra. Kiedy już wciągnął je do końca, a
Brown, stojąc za jego plecami, dociągnął mu je w stanie, Hornblower spostrzegł się, że nie włożył
pończoch. Zdjęcie teraz spodni byłoby przyznaniem się do błędu, czego nie miał zamiaru robić.
Odmówił, gdy Brown mu to zaproponował i poczęstował go nowym przekleństwem. Z
filozoficznym spokojem Brown ukląkł i zaczął podwijać ciasne nogawki, które nie dały się jednak
podciągnąć nawet do kolan, toteż próba nałożenia długich pończoch w ten sposób skończyła się
niepowodzeniem.
— Obetnij to świństwo u góry! — warknął Hornblower.
—Klęcząc na podłodze Brown podniósł na niego protestujące spojrzenie, ale widząc wyraz
twarzy swego pana, nie odezwał się ani słowem. W zdyscyplinowanym milczeniu zaczął wypełniać
rozkaz. Wziął z toaletki nożyczki i ciach, ciach, ciach! Górna część pończoch spadła na podłogę, a
1012430873.004.png
Hornblower wsunął stopy w obcięte końce i po raz pierwszy tego dnia poczuł satysfakcję, gdy
Brown odwijał nogawki spodni na to, co pozostało z pończoch. Los może się sprzysiąc przeciwko
niemu, ale, na Boga, on mu pokaże, że potrafi postawić na swoim. Wbił stopy w lakierowe trzewiki,
już nie złorzecząc, że ciasne — przypomniał sobie, z poczuciem winy, że uległ namowom modnego
szewca i nie nalegał na wygodę, gdy obecna przy braniu miary małżonka pilnowała, aby stało się
zadość wymogom mody.
Stąpając sztywno podszedł do toaletki i owinął szyję halsztukiem, a Brown przypiął mu
fontaź. Ten głupi halsztuk drapał go w uszy przy ruchach głowy, a sztywna szyja zrobiła się jakby
dwa razy dłuższa. Nigdy dotąd nie czuł się bardziej skrępowany; jak tu oddychać swobodnie w tym
przeklętym stojącym kołnierzu, który stał się modny, gdyż tak nosili się Brummell[1] i książę
regent[2]. Wdział kamizelkę w kwiatki — niebieskie z różowymi gałązkami — i surdut z
najlepszego sukna, tabaczkowy, z wielkimi niebieskimi guzami; spód klap kieszeni i podszycie
wyłogów i kołnierza było w odpowiednim odcieniu niebieskiego. Przez dwadzieścia lat
Hornblower nosił wyłącznie mundur, toteż obraz ukazany przez lustro jego niechętnym oczom wydał
mu się nienaturalny, groteskowy, śmieszny. Mundur to rzecz wygodna — nikt nie mógł mu zarzucić,
że źle w nim wygląda, bo przecież musiał w nim chodzić. Natomiast w ubraniu cywilnym powinien
się przejawiać jego własny smak i gust — nawet jeśli jest człowiekiem żonatym — i niech sobie
ludzie śmieją się z tego, co nosi. Brown przyczepił mu złoty zegarek do dewizki i wepchnął go do
kieszonki w spodniach. Na brzuchu powstało wskutek tego nieznaczne wybrzuszenie, ale
Hornblower nie miał zamiaru obywać się bez zegarka tylko dlatego, żeby ubranie lepiej leżało.
Wsunął w rękaw płócienną chusteczkę podaną mu przez Browna po spryskaniu jej wodą kwiatową i
już był gotów.
— To piękny strój, sir — zauważył Brown.
— Piękna tandeta! — odburknął Hornblower.
Przeszedł, wciąż na sztywnych nogach, przez ubieralnię i zastukał do przeciwległych drzwi.
— Proszę — usłyszał głos małżonki.
Barbara siedziała w kąpieli — jak on sam niedawno — z nogami zwieszonymi za wannę.
— Jak świetnie wyglądasz, mój drogi — zawołała. — Co za miła odmiana zobaczyć cię nie w
mundurze.
Nawet Barbara, najmilsza kobieta na świecie, nie była wolna od przykrej przywary
niewieściej, polegającej na chwaleniu zmiany dla niej samej, ale Hornblower nie odburknął jej tak
jak Brownowi.
— Dziękuję — powiedział, mozolnie zdobywając się na nadanie głosowi miłego tonu.
— Podaj ręcznik, Hebe — zwróciła się Barbara do służki wychodząc z kąpieli. Drobna
Murzynka podeszła bezszelestnie i owinęła ją ręcznikiem.
1012430873.005.png
— Wenus wynurza się z fal — zażartował szarmancko Hornblower. Robił, co mógł, żeby
opanować uczucie skrępowania na widok żony nagiej w obecności innej kobiety, mimo że Hebe to
tylko służąca i do tego kolorowa.
— Myślę — mówiła Barbara, gdy Hebe osuszała jej skórę ręcznikiem — że ludzie na wsi
wiedzą już o naszym dziwnym zwyczaju brania kąpieli, co dzień. Trudno mi sobie wyobrazić, co o
tym sądzą.
Hornblowerowi nie było trudno; sam był kiedyś chłopcem wiejskim. Barbara odrzuciła ręcznik
i znowu przez moment stała naga, gdy Hebe wciągała jej jedwabną koszulę przez głowę. Raz
przełamawszy bariery, kobiety zupełnie tracą poczucie skromności — w swojej przeźroczystej
koszuli Barbara wyglądała bardziej szokująco niż bez niej. Usiadła przy toaletce i zaczęła smarować
twarz kremem, a Hebe czesała jej włosy; na toaletce stało mnóstwo słoików i słoiczków i Barbara
sięgała do nich kolejno jak czarownica przygotowująca swój napój.
— Cieszę się — ciągnęła, oglądając uważnie swoje odbicie w lustrze — że świeci słońce.
Dobrze, że mamy ładny dzień na dzisiejszą uroczystość.
Hornblower myślał o uroczystości od chwili przebudzenia; nie tyle może z niechęcią, co z
niepewnością. Będzie to pierwsza ważna chwila w jego nowym życiu, toteż — rzecz całkiem
naturalna — nie wiedział na pewno, jak zareaguje na odmianę. Barbara wciąż studiowała odbicie
swojej twarzy w lustrze.
— Witamy nowego dziedzica Smallbridge — powiedziała, odwracając się do niego z
uśmiechem.
Uśmiech odmienił nie tylko jej oblicze, ale i nastrój Hornblowera. Barbara przestała być
wielką damą, córką lorda, z najbłękitniejszą arystokratyczną krwią w żyłach, damą, której
doskonała równowaga duchowa i pewność siebie tak onieśmielały Hornblowera, czego bardzo nie
lubił; teraz stała się znów tą samą kobietą, która trwała przy nim nieustraszenie na zoranym
pociskami pokładzie „Lydii” na Pacyfiku, kobietą drżącą z miłości w jego ramionach, ukochanym
przyjacielem i przyjazną kochanką. Serce Hornblowera zabiło szybciej dla niej. Wziąłby ją w
ramiona i całował, gdyby w pokoju nie było Hebe. Lecz spojrzenie Barbary napotkało jego wzrok i
wyczytało z niego te myśli. Jeszcze raz uśmiechnęła się do niego; rozumieli się cudownie, mieli
własne, sobie tylko znane sekrety i świat pojaśniał dla obojga.
Barbara wciągnęła białe jedwabne pończochy i zawiązała na udach szkarłatne jedwabne
podwiązki. Hebe czekała już z uniesioną w rękach suknią i Barbara dała pod nią nura. Suknia
falowała i kłębiła się, aż Barbara wysunęła spod niej potarganą głowę, wymachując rękami w
trakcie wsuwania w rękawy. W takich warunkach żadna nie wyglądałaby na wielką damę i
Hornblower kochał ją bardziej niż zwykle. Hebe ułożyła fałdy sukni na swojej pani i narzuciła jej na
ramiona koronkową pelerynkę, żeby poprawić jeszcze włosy. Gdy ostatnia szpilka została wetknięta
i ostatni loczek przypięty, Hebe nachyliła się i pomagając łyżką do butów wsunęła pantofelki na
stopy Barbary, która z wielką uwagą wkładała na głowę ogromny kapelusz przybrany różami i
wstążkami.
1012430873.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin