Linz Cathie - Niebezpieczne flirty.pdf

(468 KB) Pobierz
CATHIE LINZ
Niebezpieczne
flirty
H a r l e q u i n
Toronto  Nowy Jork  Londyn
Amsterdam  Ateny  Budapeszt  Hamburg
Madryt  Mediolan  Paryż  Sydney
Sztokholm  Tokio  Warszawa
Cathie Linz
Tytuł oryginału:
Flirting with Trouble
Pierwsze wydanie:
Silhouette Books 1992
Przełożyła:
Małgorzata Fabianowska
Strona nr 2
105345214.001.png
NIEBEZPIECZNE FLITRY
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nicole Larson nie miała zwyczaju poddawać się bez walki.
Toteż kiedy owego słonecznego poranka w pośpiechu wpadła w
drzwi ratusza w Oak Heights, była w bojowym nastroju. Od
miesięcy walczyła z władzami miasta o nowy etat w bibliotece
publicznej. Wyniki ostatnich rozmów zdawały się być
obiecujące.
– O, jesteś, Nicole – powitał ją w holu komendant policji
Straud. – Czekałem na ciebie. – Obdarzyła go uśmiechem
zarezerwowanym dla starych znajomych.
– Miło mi cię widzieć, ale nie mam w tej chwili czasu na
pogawędkę. Spieszę się na spotkanie z burmistrzem i...
– Przeciwnie, to właśnie ze mną masz się spotkać – przerwał
jej Straud.
– A od kiedy zaangażowałeś się w batalię o finansowanie
etatów? – zdumiała się Nicole, po czym dodała cierpko: – Nie
bój się, nie będę stawiać spraw na ostrzu noża. I nie sądzę, by
burmistrzowi, a tym bardziej mnie, potrzebna była ochrona
policji.
Straud uśmiechnął się krzywo.
– Ładnie, już się widzę w roli anioła stróża, broniącego
naszego drogiego burmistrza przed rozszalałą kierowniczką
biblioteki miejskiej. Ale mówiąc poważnie, nie chodzi o
problemy budżetowe.
– Czy coś się stało? – zapytała z lękiem.
– Spokojnie, chciałbym tylko przedyskutować z tobą pewien
Strona nr 3
Cathie Linz
projekt. Chodźmy do mojego biura.
Choć oddzielny gmach dla policji byłby zbytkiem w mieście
tak niewielkim jak Oak Heights, mimo to komenda, gnieżdżąca
się kątem w ciasnym ratuszu, walczyła o nową lokalizację.
Nicole podejrzewała, iż o tym właśnie Straud chciałby z nią
pomówić, zwłaszcza że zarówno policja, jak i biblioteka
pragnęły zdobyć dla siebie dotacje z chudej miejskiej kasy.
Nicole energicznie wkroczyła do biura komendanta, lecz
zawahała się tuż za progiem. Jedno z krzeseł przeznaczonych
dla interesantów było już zajęte przez typa w czarnej skórzanej
kurtce.
– Och, przepraszam, nie wiedziałam, że ktoś tu czeka –
usprawiedliwiła się odruchowo, podejrzewając, że przeszkodziła
w przesłuchaniu. Jednak mężczyzna był sam. Mierzył ją
mrocznym spojrzeniem, swobodnie rozparty na krześle. Coś w
jego wyglądzie sprawiło, że poczuła się nieswojo. Wyraźnie
robił wrażenie faceta, któremu lepiej nie wchodzić w drogę. Z
jego postaci emanowała ukryta, niebezpieczna siła... I coś
jeszcze – magnetycznie przyciągająca, pierwotna i
nieposkromiona męskość. Wytarte, obcisłe dżinsy, z
wystrzępionymi dziurami na kolanach i udach, opinały długie
nogi mężczyzny jak druga skóra. Czarna bawełniana koszulka
była czysta, lecz jej właścicielowi wyraźnie przydałoby się
golenie. Czerwona opaska, utrzymująca z dala od czoła
niesforne ciemne kędziory, nadawała jego twarzy wyraz
wyzywającej niedbałości. Choć nie był skuty, kajdanki na jego
rękach wcale by jej nie zdziwiły. W każdym razie nie sprawiał
wrażenia potulnego petenta.
– Cóż, może w takim razie poczekam – ostrożnie stwierdziła
Nicole.
– Nie odpowiada ci moje towarzystwo? – rzucił niedbale w
odpowiedzi.
– To najwyraźniej jakaś pomyłka – wyjąkała.
– Mnie to mówisz? – mruknął. – Sam nie mogę uwierzyć, że
tak głupio dałem się złapać.
Strona nr 4
NIEBEZPIECZNE FLITRY
Dla Nicole sprawa w tym momencie była jasna. Skuty, czy
nie, był więźniem. Jeśli zostawi za sobą nie domknięte drzwi i
zachowa stosowną odległość od podejrzanego typa, będzie
mogła wycofać się w porę. Jej ściśle ustalony plan dnia
przewidywał spotkanie z burmistrzem, nie zaś z kryminalistą.
Najprawdopodobniej nie udało jej się ukryć obawy i
dezaprobaty, gdyż oczy mężczyzny nagle zwęziły się. Spojrzał
uważnie, a po chwili uśmiechnął się do niej. Ten uśmiech
wyprowadził Nicole z równowagi. Doprawdy, groźny, czy nie,
ten facet miał cholernie seksowne usta.
– No, powiedz, na czym cię złapali – zakpił.
– Na niczym – oburzyła się. – Nie jestem kryminalistką!
– Ha, wszyscy tak mówią...
– Zdaje się, że to ty masz kłopoty, nie ja...
– Fakt. I zapewne zostanę słusznie ukarany – wymamrotał,
ściszając głos na widok wchodzącego Strauda.
– Widzę, że zdążyłaś już poznać detektywa Ellisa – stwierdził
komendant, sadowiąc się za biurkiem.
– Detektywa?
– Zgadza się – potwierdził ochoczo ów podejrzany typ. –
Detektyw Chase Ellis, do usług.
– Od kiedy to wywiadowcy w służbie małomiasteczkowej
policji tak wyglądają? – zapytała z przekąsem. Czyżby ten
niedbały styl był tylko maską, pod którą kryły się służbowe
kompetencje i odpowiedzialność? Jeśli nawet istniały sygnały,
pozwalające to odgadnąć, trudno było się ich doszukać w
prześmiewczym spojrzeniu brązowych oczu. Pierwsze wrażenie
pozostało nadal decydujące – ten mężczyzna stanowił
zagrożenie, chociażby dla równowagi jej umysłu. Detektyw nie
bez złośliwej uciechy obserwował jej zmieszanie. Od początku
nie miał ochoty na tę sprawę. Tajniak w bibliotece, to doprawdy
zabawne! A nawet dosyć upokarzające. Był pewien, że o to
właśnie chodziło szefowi, gdy przydzielał mu robotę. Chase nie
miał co do tego złudzeń, ponieważ ostro podpadł swojemu
kapitanowi z Chicago, zapamiętałemu służbiście i biurokracie.
Strona nr 5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin