Pickart Joan Elliott - Przyjaźń czy kochanie.pdf

(375 KB) Pobierz
311716520 UNPDF
Joan Eliott Pickart
Przyjaźń czy
kochanie
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Richard MacAllister wszedł do mieszkania i z rozmachem
trzasnął drzwiami. Niecierpliwym ruchem zdjął płaszcz i
cisnął na krzesło, ale zaraz podniósł go i zaniósł do sypialni,
gdzie porządnie powiesił w szafie, na właściwym miejscu.
Wszystkie części jego garderoby wisiały na swoich miejscach,
pogrupowane według kolorów.
Wrócił do pokoju i najpierw padł na kanapę, po czym
znowu wstał i zaczął chodzić w koło.
- Kobiety - sarkał pod nosem. - Komu one są
potrzebne? Wszystkie są zmienne, nieprzewidywalne,
dziwne... Nie potrafię znaleźć odpowiedniego słowa na
określenie tego, co czuję. A tak w ogóle doprowadzają mnie
do szału.
Zatrzymał się na chwilę, a potem podszedł do najdalszej
ściany i mocno uderzył w nią trzy razy.
- No bądź, bądź w domu - powiedział, wpatrując się w
ścianę. - Czasami człowiek musi z kimś porozmawiać. No
chodź, powiedz mi, że jesteś.
Zza ściany dobiegł podwójny stukot, na który Richard
szybko odpowiedział pojedynczym uderzeniem.
Dzięki Bogu, że jest w domu, pomyślał. Trzy uderzenia
były pytaniem o obecność, dwa potwierdzeniem tego faktu,
jedno zaś - prośbą o natychmiastowe przybycie. Ten system
był może prymitywny, ale działał, i to skutecznie. Był
zabawny, traktowali go jako coś wesołego, a zarazem jako
łączący ich sekret, znany tylko im, najlepszym przyjaciołom.
Za chwilę przyjaciel pojawi się, żeby wysłuchać jego
zwierzeń, poda pomocną dłoń, podstawi ramię, żeby mógł się
wypłakać. Potem wyrazi współczucie, klepnie po plecach,
żeby dodać otuchy. Oczywiście, Richard był w stanie sam
uporać się ze swoimi problemami, wylizać rany i wziąć się w
garść, ale po co cierpieć w samotności, kiedy obok ma się
kumpla, gotowego do pomocy?
Usłyszał stukanie do drzwi i pospieszył otworzyć.
- Tak się cieszę, że jesteś - powiedział. - Jestem
naprawdę załamany i... o, co to takiego? Jeżeli masz na sobie
ten szlafrok koloru grochówki, to musisz być także w nastroju
pod psem. Inaczej nie wyciągnęłabyś tego paskudztwa z szafy,
prawda? Brenda, powiedz, co się dzieje? - zapytał,
przyglądając się uważnie stojącej przed nim kobiecie.
Z całą pewnością nie wyglądała tak, jak zazwyczaj. W jej
szczupłej postaci, w wypłowiałym, porozciąganym szlafroku,
widać było zniechęcenie i zmęczenie. Zresztą wiadomo, że
opatula się nim tylko wtedy, kiedy jest chora - fizycznie bądź
emocjonalnie. Pod pachą trzymała rolkę papieru toaletowego,
a czerwony nos i cienie pod oczami świadczyły, że
rzeczywiście coś jej dolega.
- Czy mogę najpierw wejść do środka? - spytała Brenda i
urwała kawałek papieru z rolki, a potem wytarła w niego nos.
- Co? Ach tak, oczywiście. Przepraszam cię... - dodał,
odsuwając się na bok, żeby jej zrobić przejście. -
Przyglądałem ci się, bo wyglądasz jak półtora nieszczęścia.
Brenda obdarzyła go krzywym spojrzeniem i
wmaszerowała do pokoju. Na nogach miała za duże skarpetki,
które zresztą jeszcze niedawno należały do Richarda.
- Wielkie dzięki - powiedziała, padając na kanapę. -
Właśnie tego potrzebowałam. Naprawdę jesteś rewelacyjny,
jeśli chodzi o podniesienie kogoś nu duchu. Zwłaszcza
kobiety. Zresztą ty też nie wygrałbyś konkursu piękności -
dodała, przyglądając mu się krytycznie. - Masz za długie
włosy i wyglądają jakoś tak niechlujnie, jakbyś się czesał
rękami. Poza tym masz podkrążone oczy, a po twojej
opaleniźnie nie zostało ani śladu.
- Tak, ale...
- Nie można powiedzieć, żebyś nie był przystojny -
ciągnęła niezrażona. - Tylko koniecznie trzeba cię ostrzyc.
Masz naprawdę ładne włosy. Jasnobrązowe, w niektórych
miejscach rozjaśnione słońcem, ale wyglądają, jakby dawno
nie widziały fryzjera. Inaczej mówiąc, w skali od jednego do
dziesięciu daję ci pięć punktów.
Richard przygładził włosy rękami.
- Jesteś chora? - spytał z troską w głosie. - Widzę, że masz
zły humor, ale czy poza tym cierpisz na jakąś chorobę?
- Śmiertelną chorobę. Czuję, że nie doczekam jutra.
Żegnaj, mój drogi. Chciałam, żebyś wiedział, że byłeś moim
najlepszym przyjacielem i czas spędzony z tobą bardzo
wiele...
- Przestań. Na co właściwie jesteś chora?
- Galopujące przeziębienie - odparła Brenda i znowu
wytarła nos. - Wczoraj czułam się tak okropnie, że poszłam do
lekarza, a ten zapisał mi antybiotyk. Tylko potem zrobiłam
straszne głupstwo i wieczorem poszłam na randkę w ciemno.
- Przecież przysięgałaś, że już nigdy nie zgodzisz się na
randkę w ciemno.
- Wiem, ale chciałam jeszcze raz spróbować - powiedziała,
wzdychając. - Ten facet był przyjacielem jednego z klientów
naszej agencji turystycznej. Dentysta. Spędziłam wieczór z
dentystą i on przez cały czas nie odrywał oczu od moich
zębów.
Richard roześmiał się, ale zaraz zrobił poważną minę,
kiedy zobaczył wzrok swojej przyjaciółki.
- Ja nie żartuję - dodała. - Po jakimś czasie bałam się
uśmiechać, bo zaglądał mi w zęby. Mówiąc, zwracał się do
moich zębów, rozumiesz? Odwiózł mnie do domu,
powiedział, że od dawna nie widział takich pięknych zębów
jak moje, a potem na pożegnanie pocałował mnie w czoło! A
ja zwlekłam się z łoża boleści po to, żeby spotkać się z takim
dziwolągiem. O nie, nigdy więcej. Już nikt nie nakłoni mnie
na randkę w ciemno. Właściwie nawet mogę oświadczyć, że
przestaję spotykać się z mężczyznami.
- To tak jak ja - oświadczył Richard.
- Co takiego? Przestajesz spotykać się z mężczyznami?
- Bardzo śmieszne. Wiesz, mam już powyżej uszu
kobiecego gatunku. Powiedz mi, dlaczego używasz do tego
papieru toaletowego? Przecież twój nos jest już czerwony jak
burak.
- Bo nie mam chusteczek higienicznych - odparła. -
Zapisałam je na liście zakupów, ale...
- Ale zgubiłaś listę - dokończył. - A przecież przywiozłem
ci z Alaski magnetycznego pingwina do przyczepiania kartek
na drzwiach lodówki.
- Nie wiem, gdzie jest - przyznała Brenda. - To znaczy
pingwin, bo lodówka chyba stoi na właściwym miejscu.
- Poczekaj, muszę coś z tym zrobić - powiedział nagle
Richard. - Nie mogę patrzeć, jak się znęcasz nad tym swym
biednym, zadartym nosem.
- Biedny, zadarty? A może chciałbyś się spotkać z
dentystą? Widzę, że znasz się na nosach. Był specjalista od
uzębienia, a teraz jest następny, od nosa. Muszę tylko
poszukać kogoś, kto zajmie się moimi oczami i będę miała
twarz jak nową.
- Przestań już, dobrze?
Richard wyszedł na chwilę do sypialni, po czym wrócił z
równo złożoną, świeżo wypraną i wyprasowaną, bawełnianą
chusteczką do nosa. Wyjął z rąk Brendy rolkę papieru i
postawił na stole, a zamiast tego wcisnął W jej dłoń
chusteczkę.
- Lepiej używaj tego - powiedział.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin