SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA-Darcy Emma.pdf

(561 KB) Pobierz
Tytuł oryginału:
Merry Christmas
Pierwsze wydanie:
Harlequin Presents 1997
Redaktor serii:
Krystyna Barchańska
Korekta:
Janina Szrajer
Ewa Popławska
© 1997 by Emma Darcy
© for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin
Enterprises sp. z o.o., Warszawa 1999
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu
z Harlequin Enterprises II B.V.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek
podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych czy umarłych
- jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Harlequin
i znak serii Harlequin Romance są zastrzeżone.
Skład i łamanie: Studio Q
Printed in Spain by Litografia Roses, Barcelona
ISBN 83-7149-487-4
Indeks 360325
ROMANCE - 454
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Wujku Nick, pytałeś, co bym chciała dostać na
Gwiazdkę. Pamiętasz? - odezwała się zaczepnym tonem
Kimberly.
Nick nie lubił, kiedy jego dwunastoletnia siostrzenica
przybierała taką wojowniczą postawę. Jak wiele dziewcząt
w jej wieku, naprawdę umiała być przykra i nieznośna.
Odkąd Rachel przyszła do nich na niedzielny obiad, Kim­
berly demonstracyjnie zamknęła się w swoim pokoju i sie­
działa tam z ponurą miną, nie wystawiając nosa na ze­
wnątrz. Teraz nagle pojawiła się w salonie. Widać było,
że za wszelką cenę pragnie zakłócić spokój wujka i jego
gościa.
- No i co? - mruknął niezobowiązująco zza płachty
gazety, by ukryć uczucie złości, jakie go ogarnęło.
Dziennik, który czytała Rachel, opadł z szelestem na
podłogę. Nick był pewien, że jego przyjaciółka obdarzyła
w tym momencie dziewczynkę pogodnym, zachęcającym
uśmiechem. Na próżno się stara, pomyślał. I tak nie prze­
kona małej do siebie.
- Chcę dostać moją prawdziwą mamę - oznajmiła
Kimberly.
6
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
Dosłownie go zamurowało. Serce zaczęło mu bić
w piersi jak oszalałe, w głowie poczuł kompletną pustkę.
Na szczęście zasłonięty był płachtą gazety, dzięki czemu
siostrzenica nie mogła zobaczyć w tym momencie wyrazu
jego twarzy. Szybko jednak otrząsnął się z zaskoczenia
i zaczął rozważać, dlaczego dziewczynka wpadła na taki
pomysł. Czy była to tylko zabawa w podchody, fanta­
zje typowe dla nastolatek, czy też naprawdę coś wiedzia­
ła? Opuścił gazetę i popatrzył na nią z udawanym zdzi­
wieniem.
- O czym ty mówisz? - spytał niedbałym tonem.
Kimberly najwyraźniej przejrzała jego grę. Nick zrozu­
miał to, widząc groźne błyski w jej oczach.
- Doskonale wiesz, o czym mówię, wujku. Po śmierci
mamy i taty adwokat musiał cię o wszystkim poinformo­
wać. W przeciwnym wypadku nie mógłbyś zostać moim
prawnym opiekunem.
Nick na wszelki wypadek postanowił zachować jeszcze
ostrożność.
- O czym niby miałby mnie informować adwokat?
- zapytał.
- O tym, że jestem adoptowanym dzieckiem - cisnęła
mu prosto w twarz siostrzenica.
Wyraźnie się zmieszał. Kimberly nie miała prawa o ni­
czym wiedzieć. Jego siostra aż do przesady dbała o to, by
całą sprawę trzymać w najgłębszej tajemnicy. Po koszmar­
nym wypadku, który zdarzył się rok temu, Nick postano­
wił nie wyjawiać sekretu, dopóki Kimberly nie ukończy
7
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
osiemnastu lat. Uznał, że dość już przeżyła, tracąc w dra­
matycznych okolicznościach oboje rodziców. Dodatkowe
obciążenia mogłyby jeszcze bardziej osłabić jej i tak moc­
no naruszone poczucie bezpieczeństwa.
- Gdzieś na świecie żyje moja prawdziwa mama - po­
wiedziała Kimberly. Z urazą popatrzyła na Rachel. - To
z nią chciałabym spędzić Boże Narodzenie - zwróciła się
ostrym tonem do Nicka.
Zrozumiał, że czeka go naprawdę poważna rozmowa,
więc odłożył gazetę i spojrzał w oczy swojej siostrzenicy.
- Od jak dawna o tym wiesz? - zapytał spokojnie.
- Od wieków - burknęła dziewczynka.
- Kto ci przekazał tę informację? - Nick zadał na­
stępne pytanie.
Z pewnością zrobił to Colin, pomyślał. Szwagier był
łagodnym człowiekiem, niemal całkowicie zdominowa­
nym przez swoją żonę, jednakże zachował wrodzoną god­
ność i prawość, dzięki czemu kierował się w życiu zasa­
dami, które uważał za słuszne.
- Nikt nie musiał mi mówić - odparła wyniośle Kim­
berly. - Sama wszystko odkryłam.
Czyżbym za wcześnie skapitulował? - pomyślał Nick.
Jakim cudem Kimberly zdołałaby bez niczyjej pomocy
wpaść na trop swego pochodzenia?
Gdyby ktoś szukał do adopcji dziecka, które byłoby
podobne do członków swojej przybranej rodziny, nie
mógłby trafić lepiej. Kimberly śmiało można by uznać za
jedną z rodu Hamiltonów. Była wysoka i długonoga, jak
8
SZCZĘŚLIWA GWIAZDKA
Nick i jego siostra, Denise, miała takie same gęste, czarne
włosy i nawet charakterystyczne zakola u ich nasady, któ­
re Hamiltonowie dziedziczyli z pokolenia na pokolenie.
Zielone oczy, zamiast ciemnobrązowych, mogły stanowić
wypadkową koloru tęczówek matki i ojca, gdyż Colin
miał oczy orzechowe. Gdyby siostra oznajmiła Nickowi,
że Kimberly jest jej rodzoną córką, nawet nie przyszłoby
mu na myśl, by to kwestionować.
Dlaczego więc zrobiła to Kimberly?
- Mogłabyś mi wyjaśnić, co cię skłoniło do podobnego
wniosku? - poprosił spokojnie.
- Fotografie - odparła z przekonaniem, że oto przed­
stawia niezbity dowód na potwierdzenie swoich konkluzji.
Nie miał pojęcia, o czym siostrzenica mówi.
Kimberly podbiegła do stolika, gdzie stała patera
z owocami, którymi Nick poczęstował Rachel, porwała
z niej wisienkę, włożyła ją do ust i zaczęła żuć ostentacyj­
nie. Przycisnęła ramiona do ledwo rozwiniętych dziew­
częcych piersi i z wojowniczym błyskiem w oczach cze­
kała na reakcję dorosłych.
Burza wisiała w powietrzu.
Nick zerknął na Rachel. Młoda kobieta taktownie uda­
wała brak zainteresowania niesnaskami w jego rodzinie.
Patrzyła w balkonowe okno, z którego roztaczał się rozle­
gły widok na zatokę w Sydney. Jednakże była mimowol­
nym świadkiem całej sceny. Nick poczuł nagle, że mimo
intymnych stosunków, jakie łączą go z tą kobietą, wolałby
teraz pozostać z siostrzenicą sam na sam.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin