31 Nieszczescia, Jaroslaw Loretz.txt

(15 KB) Pobierz
Jaros�aw Loretz

31 nieszcz�cia

- Trzydzie�ci jeden nieszcz�cia, dobry panie, trzydzie�ci jeden nieszcz�cia... - skrzekliwy
g�os wr�ki rujnowa� psychik� m�czyzny, szarpi�c jego nerwami niczym strunami gitary elektrycznej. Wayne stara� 
si� niezbyt ostentacyjnie zas�ania� d�o�mi uszy, jednak niewiele to pomaga�o.
Wr�ka tymczasem wysmarka�a si� w r�kaw, podrapa�a po udzie, nast�pnie zmru�y�a oczy i jeszcze raz przyjrza�a 
rozsypanym po stole bierkom. Wayne, maj�cy w pogardzie nowomodne sposoby wr�enia, z niech�ci� patrzy�, jak 
pochyli�a si� nad ��tym tr�jz�bem, potem �ypn�a okiem na stoj�cy niemal na sztorc czerwony bosak. Zwil�y�a 
koniuszkiem j�zyka pomalowane na stosowny, czarny kolor wargi... Nagle oczy jej zm�tnia�y. Zatrzepota�a d�o�mi. 
Zd��y�a wyrzec tylko:
- A niech mnie... - i wywr�ciwszy oczami run�a twarz� w wype�nion� petami popielniczk�, chybiaj�c skroni� o w�os 
szklan� kul�. Wstrz�s str�ci� kilka bierek na pod�og�.
"Ot, i po ptokach" pomy�la� Wayne i skrzywi� si�. Nawet nie zd��y�a obja�ni� wr�by. Co te� go podkusi�o zmienia� 
wieszczk�... Poprzednia pracowa�a wed�ug tradycyjnych metod, klarownie obja�nia�a wr�by, uk�ada�a doskona�e 
horoskopy... Czemu dopiero po dwunastu latach zasi�gania u niej porad dostrzeg� pod �yrandolem te dwa nieszcz�sne, 
przykurzone kszta�ty? Te dwa trupki, jak mu si� zdawa�o, nietoperzy? Czemu da� si� porwa� instynktowi i 
konieczno�ci pomszczenia zamordowanych i ususzonych braci? Nie wiedzia�, co robi� od momentu tego 
makabrycznego odkrycia. Pami�ta� jednak, �e po odzyskaniu �wiadomo�ci, spogl�daj�c w zdziwieniu na trzymany w 
r�kach toporek, bezwiednie wypiszcza�:
- Tak ko�cz� mordercy nietoperzy! Ha!
A potem zorientowa� si�, �e pod �yrandolem wisia�y tylko szmaciane maskotki...
Pokr�ci� w niesmaku g�ow�, zatrzymuj�c wzrok na stoj�cej przy �okciu nieprzytomnej wr�ki szklanej kuli. Gdy 
zbli�y� do niej twarz, zrozumia�, ze to wcale nie jest kula magiczna. W jej �rodku zatopiony by� bowiem ma�y, szary 
domek zasypywany bez przerwy drobnym, r�wnie szarym �niegiem. Albo raczej popio�em. Za� w tle co i rusz b�yska�o 
co� na kszta�t atomowego grzyba.
- Ciekawa impresja - zaduma� si� Wayne. Rzuci� jeszcze okiem na zwieszaj�ce si� z p�ek girlandy wysch�ych 
wodorost�w, na moment zatrzyma� wzrok na mumii czarnego kota... Biedaczysko musia�o by� za �ycia g�odzone, a po 
�mierci rzadko odkurzane. I wtedy spostrzeg� gablotk� z miniaturowymi modelami batmobili. Doskonale wykonanymi, 
ustawionymi w karnym szeregu. Czarnymi...
- Cholera, tego jeszcze nie mia�em... - mrukn�� przypatruj�c si� wyj�tkowo ob�emu samochodzikowi. Mia� wra�enie, �e 
troch� z boku stoi jeszcze jeden. To pozornie puste miejsce a� emanowa�o obecno�ci� autka. Wida� czeka�a go 
rewolucja - przej�cie na technologi� stealth. By� bardzo zainteresowany wszelkimi nowinkami, jakie na jego temat 
wymy�lano, nie chcia� jednak grzeba� wr�ce po szafkach. Grzecznie opu�ci� pomieszczenie, zerkaj�c ostatni raz na 
sm�tn� koci� mumi�. Potrz�sn�� g�ow�. Nie by�o jej na p�ce. Siedzia�a na pod�odze przy spodku z mlekiem...
Id�c do wozu rozmy�la� (staraj�c si� ignorowa� przyprawiaj�cego o szale�stwo kota) nad m�tn� wr�b� dziwnej 
wr�ki. M�g� jeszcze zrozumie�, �e wr�y�a z bierek - w sumie trendy si� zmieniaj�. Rozumia�, �e dla polepszenia 
percepcji stosowa�a jakie� barbiturany. Cho� z drugiej strony szkoda, �e nie potrafi�a odpowiednio ich dawkowa�. Ale 
ta forma zap�aty... Pokr�ci� g�ow�. Kt� w dzisiejszych czasach miast twardej waluty �yczy sobie chwili 
niezobowi�zuj�cych pieszczot? Twierdzi�a, �e jeszcze nigdy nie przelecia� jej nikt w pelerynie. Rozwodzi�a si� nad 
swoim trudnym dzieci�stwem i zwi�zanymi z nim erotycznymi fantazjami. A raczej jedn�, aczkolwiek nad wyraz 
cz�st� i intensywn�, w kt�rej by�a napastowana przez szpiega z krainy deszczowc�w. Jego peleryna zawsze w�ciekle 
furkota�a, gdy poszturchiwa� jej brzuch olbrzymi�, b��kitnopomara�czow� marchwi�. Wayne nie by� pewien, czy 
sprosta� tamtej wizji. Wr�ka wygl�da�a raczej na umiarkowanie zadowolon�. Mo�e rzeczywisto�� w postaci 
prawdziwego m�czyzny w prawdziwie m�skiej pelerynie rozczarowa�a j�? A mo�e przyczyna le�a�a w tym, �e upar� 
si� TO robi� na nietoperza? Jedyne dobre, co wynik�o z tego zwisania z lampy g�ow� w d� i usi�owania zadowolenia 
wr�ki, to chwila relaksu i gimnastycznych �wicze�, czego nigdy zbyt wiele. Gorzej, �e w finale ochlapa� jej ca�� 
tapet�...
By� zbyt zamy�lony, �eby zauwa�y�, i� wszed� na jezdni�. Nie mia� szansy unikn�� nadje�d�aj�cego melexu dostawcy 
mleka.
Ju� na pogotowiu, oczekuj�c na z�o�enie ko�ci przedramienia, utwierdzi� si� w przekonaniu, �e wie, co oznacza�o 
"nieszcz�cie". Kwestia, czym do cholery by�o to "trzydzie�ci jeden"...
Rankiem, masuj�c guza i wykopuj�c ze z�o�ci� z pokoju szklan� kulk�, na kt�rej przejecha� p�tora metra, uzna�, �e 
"trzydzie�ci jeden" jest po prostu liczb� nieszcz��, jakie go spotkaj�. By� niezadowolony z takiego wniosku, ale 
stwierdzi�, �e dzielnie stawi temu czo�a. I natychmiast trafi� stop� na drug�, znacznie wi�ksz� kulk�.
Gdy odzyska� �wiadomo��, pierwsz� rzecz�, jak� zobaczy�, by�a zatroskana twarz Alfreda.
- Czy panicz Wayne dobrze si� czuje?
Panicz Wayne zacisn�� z�by i odburkn�� co� niewyra�nego. Korzystaj�c z pomocy s�u��cego wsta� i uda� si� na 
�niadanie. A jako �e szczeg�lnie uwa�nie przygl�da� si� pod�odze w poszukiwaniu porozrzucanych kulek, nie zwr�ci� 
uwagi, �e zahaczy� r�kawem �wiec� w kandelabrze. Nim ugasi� p�on�cy niczym pochodnia szlafrok, przytrzasn�� sobie 
d�o� przy�bic� stoj�cej w korytarzu zbroi, podpali� dwa obrazy warte po milionie dolar�w ka�dy, pu�ci� z dymem kilka 
zas�on, pokaleczy� si� szk�em z rozbitego okna i... No, og�lnie skok do basenu te� nie by� najlepszym pomys�em. 
Alfred godzin� wcze�niej zacz�� spuszcza� z niego wod�... W dodatku p�ywa�a tam jaka� zab��kana k�oda drewna. 
Dzi�ki temu, �e w basenie by�o mniej ni� metr wody, pozbawiony nagle �wiadomo�ci Wayne nie uton��, i wykpi� si� 
tylko kolejnym guzem, nadwer�onymi �ebrami i zwichni�tym ramieniem.
Wieczorem straci� ju� rachub� nieszcz��. Mimo to jednak by� pewien, �e znacznie przekroczy� magiczn� liczb� 
trzydziestu jeden. A gdy drobne, troch� wi�ksze, du�e, jak i kurewsko ogromne nieszcz�cia (do kt�rych mo�na 
zaliczy� �mig�owiec, kt�ry spad� na rezydencj� i dotar� a� do sali jadalnej), zdarza�y si� i nast�pnego dnia, Wayne 
doszed� do jedynego s�usznego wniosku - wymieniona przez wr�k� liczba "trzydzie�ci jeden" musia�a si� odnosi� do 
ilo�ci dni. Innymi s�owy - czeka� go r�wny miesi�c nieustannego pecha. Konkretnie grudzie�. �wietny, doprawdy, 
prezent na Gwiazdk�. Na wszelki wypadek postanowi�, �e przynajmniej w tym roku odpu�ci sobie kupno choinki. Tak 
na wszelki wypadek.
Niestety, jego cierpliwo�� zosta�a wystawiona na pr�b� ju� nast�pnego dnia, podczas skoku z dachu 
pi��dziesi�ciopi�trowego wie�owca. Batman zamierza� skoczy� tak, aby wypa�� za r�g budynku i wlecie� w konkretne 
okno. Niestety. Gdy tylko znalaz� si� w powietrzu, k�tem oka spostrzeg�, �e gargulec, wok� kt�rego obwi�za� lin�, 
pod��y� za nim. W sumie dziwne by by�o, gdyby w tak du�ym mie�cie ka�dy ze zdobi�cych budynki element�w by� 
perfekcyjnie wykonany, czy solidnie przymocowany. Tylko z�o�� bra�a, �e bubel trafi� si� akurat na tym dachu. 
Niczym kotwica w morskich odm�tach kamienny maszkaron pomkn�� w d�, ci�gn�c za sob� lin� wraz z uczepionym 
jej Batmanem. Bruk zbli�a� si� w zastraszaj�cym tempie. Trzeba by�o dzia�a�. Wystrzelona z lewego r�kawa linka 
nieoczekiwanie pofrun�a w sin� dal, wlok�c za sob� urwany, postrz�piony koniec niczym kometa ogon. Batman 
zakl��, przyrzekaj�c sobie powa�n� rozmow� z Alfredem. Na szcz�cie druga linka, ta z prawego r�kawa, zareagowa�a 
prawid�owo. Niewielka, niezwykle wytrzyma�a kotwiczka wbi�a si� w mur. Batman pu�ci� lin� z gargulcem, i 
wprawnie zmieni� lot pionowy w sko�ny, zakr�caj�c za naro�nik budynku. W sumie o to chodzi�o. Tylko b�dzie musia� 
wr�ci� czterdzie�ci pi�ter do g�ry. Aczkolwiek...
- Heej?! Tej �ciany tu nie...
GRZMOT!!!
A potem by� odg�os drapania paznokciami po murze. Coraz ni�ej. Do samej ziemi.
Ca�e szcz�cie, �e medycyna solidnie posz�a do przodu. Mia� teraz nowiutki, nie strzykaj�cy staw kolanowy. Po prostu 
poezja. W dniu wyj�cia ze szpitala spakowa� si� nad wyraz starannie, cho� i tak nie unikn�� nadziania si� na jak�� 
zapl�tan� w papucie ig��, po czym bardzo ostro�nie wyszed� z budynku. Mia� nadziej� dotrwa� we w miar� dobrym 
zdrowiu do ko�ca tego przekl�tego miesi�ca. Podbudowany psychicznie niemal z u�miechem odnajdywa� wzrokiem 
wszelkie le��ce sk�rki od banan�w, zgni�e jab�ka, porzucone wrotki, bezpa�skie kulki, czy cukierki, i zgrabnie je 
omija�. Ma�y problem wyst�pi� na schodach, gdzie omal nie zwali� si� na pysk - jeden z kamiennych stopni pod jego 
ci�arem urwa� si� i ze�lizgn�� na jezdni�. Szcz�ciem Wayne pr�bowa� kiedy� i jazdy na desce surfingowej. Humor 
zwa�y� mu si� dopiero na jezdni. W �aden spos�b nie potrafi� unikn�� rozp�dzonego autokaru pe�nego sko�nookich 
turyst�w...
Nast�pnego dnia po wyj�ciu ze szpitala, tym razem z nowym barkiem i tytanowym �ukiem brwiowym, dla odmiany 
zapl�ta� si� we w�asn� peleryn� i omal nie zlecia� ze szczytu trzydziestojednopi�trowego wie�owca. Zacz�� mie� 
szacunek dla magii liczb. Nie poddawa� si� jednak, chocia� od tej pory stara� si� wchodzi� raczej na ni�sze budynki. A 
je�li wchodzi� na jaki� dach, to przywi�zywa� co najmniej dwie mocne liny do maksymalnej ilo�ci przedmiot�w na 
dachu. Metoda ta by�a pracoch�onna, ale przynosi�a efekty - tylko w jednym wypadku nie wystarczy�a, kiedy o ma�y 
w�os nie zjecha� razem z ca�ym dachem na ulic�.
Od tej pory Wayne rzadko wychodzi� ze swojej rezydencji, staraj�c si� jak najcz�ciej przebywa� w wykutej w skale 
komnacie. Gruby sufit, solidne �ciany i brak okien gwarantowa�y, �e b�dzie panowa� tu spok�j. I faktycznie - nie 
dociera�y tu �adne...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin