12 apostolow, Andrzej Trepka.txt

(429 KB) Pobierz
Andrzej Trebka
12 apostołów

Profesor Tadeusz Belt stał przed sporš plastykowš szafš, z którš splótł wszystkie nadzieje i wszystkie gorycze swego życia. Uruchomiwszy maszynę Czasu, z napięciem ledził rodzšcy się obraz.@
Jak myliwy na zasiadce, raptownie przewiadczony, że zwierz przybrał najwłaciwszš pozycję i pora oddać strzał  naprężył się psychicznie. Powoli dostrajał ostroć wizji na polowym ekranie, aż wyzwolił sygnał dwiękowy po tamtej stronie.@
Zrazu wydało się fizykowi, że fonia zawiodła. Po namyle włšczył odbiornik sprawdzenia. Czynił to rzadko, gdyż wtedy nadmierny pobór pršdu wywoływał lekkie przyćmienie wiatła w Warszawie i okolicy. A wynalazca pilnie strzegł tajemnicy swoich prac.@
Usłyszawszy dzwonek, szybko wycišgnšł wtyczkę. Zmarszczył brwi: spory łaciaty pies wcišż kręcił się ponuro, nieczuły na ten znajomy dwięk. Profesor cierpliwie ponawiał próby. Na razie dał za wygranš; grube krople potu spływały mu po twarzy.@
Maria skrzyżowała ręce na kolanach, lekko zmrużyła powieki i z przejęciem chłonęła zwierzenia męża. Kiedy urwał, spytała, zbierajšc myli:@
 Czy to działa już sprawnie?@
 Sama zobaczysz.@
 Nawet?...  wyrwało się zasłuchanej kobiecie.@
Belt pojšł, że niezręcznie zaczšł opowieć  bez nawišzań do swojej tyloletniej krzštaniny w pracowni zamkniętej na cztery spusty, gdzie potrafił przesiedzieć dzień i noc, nie dajšc znaku życia. Żonę widywał rzadko, jeszcze rzadziej dwóch synów, którzy  niepostrzeżenie dla niego  pokończyli studia i wyjechali na Marsa. Był wdzięczny Marii, że nigdy nie pytała o powód konspiracji  choć oprócz medycyny skończyła fizykę teoretycznš, więc potrafiłaby mu dopomóc. Teraz stracił najprzedniejszš okazję powiedzenia jej tego wszystkiego.@
 Domylała się?  spytał.@
Potrzšsnęła głowš.@
 Ufałam, że pracujesz nad czym wielkim. Mimo to, nie brałam w rachubę... aż chronomocji.@
Ostatni wyraz wyakcentowała niemal z nabożnym lękiem, co w ustach tej wykształconej kobiety sprawiało przejmujšce wrażenie.@
 Czyżby sšdziła, że to wykluczone?@
 Nie dziw się. Iluż wietnych uczonych kpi w żywe oczy z sugestii o przenikaniu się rozmaitych niezależnych czasów w jednej rzeczywistoci; a co za tym idzie  z prób wsunięcia przedmiotów bšd informacji w niepowstrzymany nurt chwil, z pršdem albo pod pršd. Chyba żadne państwo nie utopiło złamanego szelšga w tych badaniach.@
 Dlatego zawzišłem się. Postanowiłem nie mieć udziałowców  ani w zwycięstwie, ani w klęsce. Zawierzyłem pozornie kruchej hipotezie Vencjusa o polu temporalnym  bo żadna inna droga nie dawała punktu zaczepienia.@
 Czemu wyjawiłe mi to włanie dzi?  spytała Maria, silšc się na spokój.@
 Mam ważny powód. I naglšcy. Czy podejrzewasz, co się stało z Reksem?@
Maria szeroko otworzyła oczy.@
 Czyżby go wysłał... w przeszłoć?@
Profesor zapatrzył się w podłogę. Wreszcie oznajmił:@
 Nie. W przyszłoć.@
Maria przeraziła się.@
 Tadziu, jak mogłe?...@
 Chodzi ci o psa?@
Kobieta załamała ręce.@
 Mój drogi, w takiej chwili zbiera ci się na żarty! Lubię zwierzęta, ale nie tak zwariowanie, aby się trapić losem kundla, kiedy jest zagrożona, no  zawahała się  historia. A historia, to ludzkoć.@
 Obawiasz się chronoklazmu?@
 Przecież on już jest. W głowie mi się mšci...@
 Jakiej epoce podarowałe psa?  dorzuciła po krótkiej pauzie.@
 Niestety, nie wiem nawet w przybliżeniu.@
 Jak to?@
 Zwyczajnie. Dopišłem wstrzšsajšcego dzieła, budujšc maszynę Czasu. Dziwi cię, że co jej brakuje? Gdyby było inaczej, udałbym się tam osobicie. Ale nie jestem pewien, czy stamtšd można powracać. Muszę doprowadzić wynalazek do końca. Wtedy opublikuję go, albo zniszczę.@
Maria zamyliła się.@
 Tak, to igraszka z ogniem.@
 Wspomniałe o czym naglšcym  podjęła po chwili.@
Profesor ożywił się.@
 Rzeczywicie, czas ucieka. Mam duże obawy z powodu psa.@
 Jakie?@
 Wybra sobie, że Reksa przestał obchodzić dzwonek, który zwabiał go do jedzenia w szafce, po tamtej stronie. Muszę to z tobš przekonsultować.@
 Szkoda, że nie studiowałam weterynarii  umiechnęła się Maria.@
 Czy rozpoznasz wciekliznę?@
 Powinnam. To należy również do medycyny.@
 Chod!  powiedział profesor stanowczo.@
Przekręcił klucz w zamku, otworzył szeroko drzwi pracowni i zapraszajšcym gestem wprowadził żonę.@
Maria speszyła się. Wnętrze izby ani trochę nie przypominało dawnego saloniku w ich mieszkaniu. Zamiast zgrabnego stoliczka, przy którym ostatni raz piła kawę dwadziecia lat temu, stała wysmukła szafa wzrostu człowieka, ze zwojami przewodów i czarnš płytš pobłyskujšcš różnobarwnymi wiatłami. Profesor milczšc podszedł do urzšdzenia i połšczył się z Przyszłociš.@
 Niczego nie dotykaj  ostrzegł.  Tama nie jest wyskalowana. A nawet przypuszczam, że upływ czasu  to nie żaden proces jednostajny. W takim razie konwencjonalne jednostki  obojętnie, sekunda czy stulecie  sš mi nieprzydatne. Oparto je przecież na pomiarach zmian dziejšcych się w czasie. Tu powinienem je zastšpić zupełnie innymi, żeby mi wyraziły samš istotę Czasu.@
 Czyżby newtonowski Czas Absolutny?  wtršciła Maria ze zdziwieniem.@
 Bynajmniej. Przestrzeń i czas nie istniejš w oderwaniu od materii. Einstein ponadto odsłonił relacje Czasu, zwišzane z wielkš masš i z wielkimi prędkociami. Ale odkryłem przypadkowo, że Czas ugina się jak blacha  również pod presjš zgoła innych czynników. Daleko mi jeszcze do uogólnienia tego zjawiska. Działam więc na lepo. Sondujšc przyszłoć  postępuję jak pasażer windy, który po omacku wdusił guzik i nie ma pojęcia, na którym piętrze wysišdzie. Porównaj, że nigdy prawidłowo nie wyskalowalibymy termometru bez uprzedniego stwierdzenia, że gęstoć płynu wskanikowego zmienia się niejednakowo w różnych temperaturach.@
 Aby móc się rozgocić w uchwyconej niszy Czasu i nie postradać jej  podjšł Belt  usztywniłem zaczep na tamie. Inaczej nie utrafiłbym powtórnie w tę samš epokę. Akcja rozgrywa się w miejscu, gdzie teraz przebywamy. Naszego domu nie ma od wieków. Sceneria jest trudna do zrozumienia. Przechodnie  zresztš bardzo nieliczni  sprawiajš wrażenie jednakowo młodych, około trzydziestki. Nie zauważyłem ani dziecka, ani starca. Chyba to wpływ biotechnik.@
 Więc potwierdzajš się przewidywania futurologów z kręgu warszawskiej szkoły...@
 Potem analizuj co zechcesz  profesor przerwał żonie.  W tej chwili ważny jest Reks. To byłoby potworne!@
 Czyżby nie mieli szczepionek?@
 Nie widziałem tam żadnych zwierzšt. Pies wzbudził sensację.@
Na ekranie widniał labirynt niskich murków, jakie szeciany podobne do wiejskich studni, dalej strzeliste, zaostrzone słupy. I szara płaszczyzna, jak okiem sięgnšć. Troje ludzi przemknęło szybkim krokiem. Psa nigdzie nie było.@
 Zawieruszył się  powiedziała Maria z niepokojem.  Przeszukaj okolicę!@
Fizyk zrobił bezradnš minę.@
 Skrzynka pozostaje nieruchoma, dokładnie tara, gdzie teraz jest nasz pokój.@
Zdumiał siš, że tak nazwał swojš pracownię. Maria nie zwróciła uwagi na ten szczegół. Wypatrywała Reksa.@
Upłynęły długie minuty oczekiwania, aż pies pojawił się wreszcie. Szedł obok jakiej pary ubranej tylko w przepaski biodrowe z kolorowych wstšżek. Ocierał się o nogi ludzi, zdumionych jego widokiem.@
Belt odetchnšł z ulgš. Obawiał się zobaczyć Reksa atakujšcego przechodniów. Napięty wyraz twarzy żony uszedł jego uwagi.@
Maria powiedziała z przejęciem:@
 Spraw, aby spojrzał na nas.@
Profesor szybkim ruchem włšczył dzwonek wzywajšcy Reksa na posiłki. Pies obojętnie oddalał się w tym samym towarzystwie. Teraz wyranie było widać, że ma ogon kurczowo wtulony pod siebie.@
Profesor rozłożył ręce.@
 To samo. Nic go nie obchodzi zaproszenie do żarcia.@
 Jest wciekły  oznajmiła Maria. Kšciki ust drgały jej nerwowo.@
 Czy masz pewnoć?@
 Tak.@
 A przecież spokojnie przechadza się z ludmi  profesor machinalnie szukał jakiej wštpliwoci.@
 Otóż to! W pewnym okresie rozwoju choroby, zwierzęta kompletnie zatracajš poczucie ostrożnoci. Jeli w lesie podbiegnie do człowieka lis i zacznie się łasić  z całš pewnociš wiadomo, że jest wciekły. Agresywne stadium przychodzi póniej.@
 Sšdzisz, że Reks będzie kšsał?@
 Oczywicie.@
 Kiedy?@
 Nie wiem. Musisz go zgładzić jak najszybciej.@
Profesor złapał się za głowę.@
 Nie przewidziałem czego takiego. Jeli sam wejdzie do szafki, spróbuję go cišgnšć. Nie wiem, jak działa powrót...@
 No cóż  po chwili dodał z wysiłkiem  muszę jechać po niego. Psa zabiję, ale będzie straszne, jeli nie wrócę. Nie chodzi tylko o mój, o nasz los. Ja muszę doprowadzić, żeby chronomocja przestała być loteriš. Potem można z niej korzystać albo zrezygnować. Ale koniecznie trzeba wiedzieć, co ona by nam dała. Tego nikt nie zrobi za mnie, nawet jeli zostawię tobie wszystkie dane. Ja się wdrażałem w tę robotę jak w skałę. Raz po raz polegałem bardziej na intuicji niż na rzeczowym programie.@
Maria miała tak stanowczy wyraz twarzy, jakiego Belt nigdy jeszcze u niej nie spostrzegł. Bacznie przypatrywał się żonie, aż wypowiedziała spokojnie, tonem nie dopuszczajšcym sprzeciwu:@
 Przygotuj mi broń, a ja każę sobie dostarczyć szczepionki ze szpitala.@
Nieobecnoć Marii przedłużała się. Gniewało to Belta, ale niczego złego nie podejrzewał. Czyż sam postšpiłby inaczej? Pamiętał, jak odwiedziwszy Australię  raptem dołšczył do ekspedycji znajomych zoologów, poszukujšcych nieodkrytych wielkich torbaczy w jakich wilgotniejszych enklawach pustyni, widzianych z samolotu. Zagadki nie rozwišzali, omal nie umarli z pragnienia, a Belt miał potem huk przykroci w uczelni za samowolne przedłużenie urlopu. Nigdy jednak nie żałował tamtych mocnych wrażeń. A przecież nie dadzš się porównać z wypadem Marii w inny Czas.@
Profesor nie mógł sprowadzić żony bez upewnienia się, że powrót jest bezpieczny. Skoro tylko Maria zabiła Reksa, wysłał ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin