Carole Mortimer - Noc cudów.pdf

(775 KB) Pobierz
Dokument1
47675101.083.png
Carole Mortimer
Noc cudów
1
47675101.094.png 47675101.105.png 47675101.116.png 47675101.001.png 47675101.012.png 47675101.023.png 47675101.034.png 47675101.037.png 47675101.038.png 47675101.039.png 47675101.040.png 47675101.041.png 47675101.042.png 47675101.043.png 47675101.044.png 47675101.045.png 47675101.046.png 47675101.047.png 47675101.048.png 47675101.049.png 47675101.050.png 47675101.051.png 47675101.052.png 47675101.053.png 47675101.054.png 47675101.055.png 47675101.056.png 47675101.057.png 47675101.058.png 47675101.059.png 47675101.060.png 47675101.061.png 47675101.062.png 47675101.063.png 47675101.064.png 47675101.065.png 47675101.066.png 47675101.067.png 47675101.068.png 47675101.069.png 47675101.070.png 47675101.071.png 47675101.072.png 47675101.073.png 47675101.074.png 47675101.075.png 47675101.076.png 47675101.077.png 47675101.078.png 47675101.079.png 47675101.080.png 47675101.081.png 47675101.082.png 47675101.084.png 47675101.085.png 47675101.086.png 47675101.087.png 47675101.088.png 47675101.089.png 47675101.090.png 47675101.091.png 47675101.092.png 47675101.093.png 47675101.095.png 47675101.096.png 47675101.097.png 47675101.098.png 47675101.099.png 47675101.100.png 47675101.101.png 47675101.102.png 47675101.103.png 47675101.104.png 47675101.106.png 47675101.107.png 47675101.108.png 47675101.109.png 47675101.110.png 47675101.111.png 47675101.112.png 47675101.113.png 47675101.114.png 47675101.115.png 47675101.117.png 47675101.118.png 47675101.119.png 47675101.120.png 47675101.121.png 47675101.122.png 47675101.123.png 47675101.124.png 47675101.125.png 47675101.126.png 47675101.002.png 47675101.003.png 47675101.004.png 47675101.005.png 47675101.006.png 47675101.007.png 47675101.008.png 47675101.009.png 47675101.010.png 47675101.011.png 47675101.013.png 47675101.014.png 47675101.015.png 47675101.016.png 47675101.017.png 47675101.018.png 47675101.019.png 47675101.020.png 47675101.021.png 47675101.022.png 47675101.024.png 47675101.025.png 47675101.026.png 47675101.027.png 47675101.028.png 47675101.029.png 47675101.030.png 47675101.031.png 47675101.032.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Znowu pada śnieg, mamusiu! - krzyknął podniecony Scott z
tylnego siedzenia auta.
Słabo powiedziane!
Śnieg nie padał zwyczajnie, lecz sypał gęsto i wirował, przechodząc
niemal w burzę śnieżną. Zresztą, jak ostrzegało radio, którego Meg
słuchała podczas jazdy, wieczorem miała rozpętać się zamieć.
Kiedy trzy godziny temu opuszczali Londyn, z nieba spadały
delikatne białe płatki, piękne w swej delikatności, budzące podziw i
radość. Nie miały szans przetrwania na ruchliwych ulicach miasta, choć
niektóre z nich z uporem czepiały się dachów domów.
Niestety. Im bardziej Meg oddalała się od Londynu, tym śnieg padał
gęściej. Teraz pokrywał ziemię grubą warstwą, utrudniając odróżnienie
drogi od zaspy, a płatki śniegowe tak oblepiały przednią szybę, że
wycieraczki ledwo sobie z nimi radziły.
Coraz trudniej było też zapanować nad samochodem; koła ślizgały
się na grubiejącej warstwie śniegu, sytuację pogarszał jeszcze zmierzch,
który zapadł ponad godzinę temu, a przednie światła zdawały się padać na
ścianę bieli zamiast oświetlać drogę.
Trzyipółletni Scott, drzemiący przedtem na tylnym siedzeniu, nie
spał już od godziny, lecz ta sytuacja była całkowitą nowością w jego
krótkim życiu i widział w niej okazję do zabawy, nie zagrożenie.
Zadbała o to Meg, rzucająca przelotne spojrzenia na jego odbicie we
wstecznym lusterku. Jej uśmiech stawał się ciepły i kochający, gdy
2
47675101.033.png
widziała jego rozczochrane ciemne włoski i nadal rozespaną buzię.
Wystarczy, że jedno z nich jest zdenerwowane i wystraszone.
- Prawda, jak pięknie? - zgodziła się, pospiesznie skupiając uwagę na
drodze. Wystarczyła chwila dekoncentracji, by samochód zjechał na bok.
Nie powinna była wybierać się w podróż samochodem. Jazda
pociągiem byłaby o wiele łatwiejsza. I gdyby pojawiły się jakieś problemy
ze śniegiem, miałaby przynajmniej towarzystwo innych dorosłych.
Co najmniej od pół godziny nie spotkała żadnego samochodu czy
nawet ciężarówki.
Oczywiście, miało to coś wspólnego z nadawanymi przez radio
ostrzeżeniami policji, aby „nie wybierać się w podróż, o ile nie jest to
bezwzględnie konieczne". Ostrzeżenie to przyszło za późno, gdy Meg
miała już za sobą ponad dwie trzecie drogi.
- Będę mógł ulepić bałwana, kiedy dojedziemy do babci i dziadka? -
z nadzieją w głosie spytał Scott. Na szczęście nadal nie zdawał sobie
sprawy, jak groźne jest ich położenie.
- Oczywiście, kochanie.
Najistotniejszym słowem w pytaniu Scotta było „kiedy" - Meg bała
się bardzo, że nie zdążą dziś wieczór dojechać do domu rodziców, jak
planowała.
W tej chwili prawie nie widziała, dokąd jadą; wydawało się, że w
świetle reflektorów śnieg staje się bielszy, bardziej błyszczący i
oślepiający. Gdyby tylko spostrzegła dom lub pub, jakikolwiek budynek,
mogłaby zatrzymać się i poprosić o pomoc.
- Mamo, siusiu.
Instynktownie zacisnęła dłonie na kierownicy; odkąd dwa lata temu
nauczyła synka korzystania z nocnika, przekonała się, że ten odwieczny
3
47675101.035.png
okrzyk wywołuje w każdej matce panikę. Bo zawsze rozlegał się, gdy
matka stała w długiej kolejce w supermarkecie, siedziała w autobusie,
przymierzała buty - albo znajdowała się w samym sercu śnieżnej zamieci.
I równie szybko nauczyła się, że nie ma sensu prosić, by dziecko
poczekało, aż matka skończy to, co właśnie robi - kiedy dzieci oznajmiały,
że muszą iść do ubikacji, musiały to zrobić natychmiast.
Jednak Meg podjęła próbę.
- Możesz troszkę poczekać, Scott? - Jesteśmy już niedaleko domu
babci i dziadka - dodała z większą nadzieją niż przekonaniem.
Nie miała zielonego pojęcia, gdzie się znajdują, gdyż od wielu mil
nie była w stanie zobaczyć drogowskazu.
- Ja muszę już! - padła przewidywalna odpowiedź.
Była tak spięta od koncentrowania się na jeździe, że bolały ją
ramiona i ręce; ten dodatkowy problem jeszcze pogłębił stres. To nie była
wina Scotta. Ale nie mogła przecież zjechać na pobocze - gdyby nawet je
odnalazła - aby wyprowadzić synka na zewnątrz i pozwolić mu się
załatwić. To nie był środek lata, lecz wieczór poprzedzający Wigilię, z
temperaturą poniżej zera. Gdyby tylko zdołała znaleźć jakikolwiek budy-
nek, choćby stodołę, gdzie mogliby się schronić i przeczekać...
Jak tylko ta myśl przeszła jej przez głowę, poczuła, że traci
panowanie nad kierownicą.
- Trzymaj się, Scott - zdążyła rzucić ostrzeżenie, zanim zobaczyła
wyrastający przed nią ciemny kształt.
Samochód zatrzymał się, uderzywszy w nieruchomy obiekt. Huk
zderzenia był niemal ogłuszający w zestawieniu z ciszą zasypanego
śniegiem otoczenia.
4
47675101.036.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin