034b. Navin Jacqueline - Żona dla sprawiedliwego (antologia W wigilijną noc).pdf

(426 KB) Pobierz
(Microsoft Word - 34b.Navin Jacqueline - \257ona dla sprawiedliwego _antologia W wigilijn\271 noc_)
Jacqueline Navin
ņ ona
dla sprawiedliwego
331928840.002.png
2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Zamek Thalsbury
22 grudnia 1193 roku
Z lasu, na ł Ģ ki rozci Ģ gaj Ģ ce si ħ na południe od zamku, wyległ radosny tłum, na całe gardło
wy Ļ piewuj Ģ cy kol ħ dy. Ludzie szli, jechali na wozach załadowanych sosnowymi gał ħ ziami lub
p ħ dzili na koniach. Odk Ģ d pod pomy Ļ lnymi rz Ģ dami Williama, pana Thalsbury, zapanował w
okolicy spokój, pozbawione zaj ħ cia ogiery potrzebowały ruchu.
Lord William, przez okoliczn Ģ ludno Ļę zwany zdrobniale Willem, jechał na czele pochodu
i Ļ piewał najgło Ļ niej ze wszystkich, cho ę prawd ħ mówi Ģ c, niezbyt melodyjnie. Jasne, złociste
włosy rycerza l Ļ niły w sło ı cu, a w jego szarych oczach migotały wesołe iskierki. Cho ę był ju Ň
dojrzałym m ħŇ czyzn Ģ , to wci ĢŇ , jak okre Ļ liła to jedna z dam, przypominał niegrzecznego
chłopca. Bardzo poci Ģ gaj Ģ cego niegrzecznego chłopca, mo Ň na by doda ę . Rozsiewał bowiem
wokół siebie niepokoj Ģ cy erotyczny urok, a jego usta - jak szeptano - potrafiły z
powodzeniem sprosta ę obietnicom, składanym kobietom.
Will popl Ģ tał słowa kol ħ dy i urwał. Roze Ļ miał si ħ i wzruszywszy ramionami, podj Ģ ł pie Ļı
na nowo. Pozostali doł Ģ czyli do niego. Jad Ģ c powoli, z popuszczonymi cuglami, u Ļ miechał
si ħ z zadowoleniem. Uwielbiał Bo Ň e Narodzenie.
Zbieranie gał ħ zi sosnowych oznaczało pocz Ģ tek sezonu Ļ wi Ģ tecznego, który ko ı czył si ħ na
Trzech Króli.
Załadowane so Ļ nin Ģ wozy powoli zbli Ň ały si ħ do Thalsbury. Will z przyjemno Ļ ci Ģ
nadzorował Ļ cinanie pachn Ģ cych Ň ywic Ģ gał ħ zi. Zadbał równie Ň o to, by nie zabrakło jemioły.
Osobi Ļ cie wspi Ģ ł si ħ na najwy Ň szy konar starego, krzepkiego d ħ bu, by zerwa ę pi ħ kn Ģ
krzewink ħ o grubych, oliwkowo-zielonych listkach; triumfalnie uniósł j Ģ w gór ħ , wywołuj Ģ c
radosne okrzyki i gromkie wiwaty w Ļ ród obecnych.
- Hołdu! Hołdu ŇĢ dam, prostacy! - Głos Willa był ledwie słyszalny w panuj Ģ cym u stóp
drzewa zgiełku. - Mnie bowiem zawdzi ħ czacie to, Ň e przez najbli Ň sze dwa tygodnie b ħ dziecie
mogli si ħ całowa ę dla... mhmm, podniesienia ducha!
To był cudowny dzie ı , pomy Ļ lał, gdy zbli Ň ali si ħ do bram zamku, i wtedy wła Ļ nie ujrzał
czekaj Ģ cego na ı na zwodzonym mo Ļ cie je Ņ d Ņ ca. Agravar? U Ļ miech znikn Ģ ł z twarzy Willa,
jego wysmukłe ciało za Ļ ogarn ħ ło napi ħ cie, tym silniejsze, Ň e pilnie ukrywane, nie chciał
bowiem publicznie okazywa ę swych emocji, których doznawał na widok starego przyjaciela.
Tak, to musiał by ę on: wysoki m ħŇ czyzna z rozwianymi przez wiatr, płowymi włosami i
nordyckimi rysami, których szlachetna prostota budziła l ħ k i szacunek. W innych
okoliczno Ļ ciach Will rad byłby swemu go Ļ ciowi, ale wiedział, Ň e o tej porze roku Agravar
mógł przybywa ę do Thalsbury wył Ģ cznie w jednym celu. Na sam Ģ my Ļ l o misji, z jak Ģ
odwiedził go wiking, dobry nastrój Willa prysł jak ba ı ka mydlana.
Witaj! - W ge Ļ cie powitania Agravar uniósł pot ħŇ n Ģ prawic ħ .
- Agravar, ty diable, co ci ħ sprowadza do mych drzwi? - powitał go Ļ cia z wymuszonym
u Ļ miechem.
- To samo co przed rokiem i dwa lata temu. Lord Lucien pragnie, by Ļ przybył do niego
na Ļ wi ħ ta Bo Ň ego Narodzenia.
Obr ħ cz, która Ļ ciskała pier Ļ Willa, zacisn ħ ła si ħ mocniej, ale mimo to przywołał na twarz
u Ļ miech.
- To wielki zaszczyt, ale nie mog ħ do was przyby ę . Powiedz Lucienowi i mej pani, Ň e z
najgł ħ bszym Ň alem musz ħ prosi ę ich o wybaczenie. Moje miejsce jest w Thalsbury, przy
moich ludziach.
331928840.003.png
3
Agravar przyj Ģ ł słowa przyjaciela bez protestu, jakby cała rozmowa miała tylko czysto
formalny charakter. Niekiedy Will zastanawiał si ħ , czy wiking zna prawd ħ . Jako dowódca
stra Ň y przybocznej Luciena, Agravar pilnie strzegł swego pana i jego interesów, Alayna za Ļ
bez w Ģ tpienia od pocz Ģ tku budziła ogromne zainteresowanie Luciena. Jakim głupcem był
Will, wmawiaj Ģ c sobie, Ň e sprawy maj Ģ si ħ inaczej.
- Trudno - powiedział Agravar. - Lucien pragn Ģ ł tylko, by Ļ wiedział, Ň e zawsze jeste Ļ w
Gastonbury mile widzianym go Ļ ciem.
Will dobrze wiedział, Ň e jest mile widziany na zamku swego pana, cho ę czasem wolałby,
by było inaczej. Przyja Ņı Luciena sprawiała mu tym wi ħ cej bólu, Ň e nie mógł o niej my Ļ le ę ,
nie wspominaj Ģ c zdrady, jakiej si ħ wobec niego dopu Ļ cił.
Odepchn Ģ ł od siebie wyrzuty sumienia i smutek. Popatrzył na ludzi rozładowuj Ģ cych na
zamkowym dziedzi ı cu wozy pełne zielonych, pachn Ģ cych gał ħ zi.
- Mam nadziej ħ , Ň e pomo Ň esz mi kierowa ę pracami przy dekorowaniu wielkiej sali.
Wiesz, to takie m ħ cz Ģ ce zaj ħ cie, pi ę grzany miód z korzeniami i komenderowa ę słu Ň b Ģ .
Agravar wzruszył ramionami.
- Ch ħ tnie sp ħ dz ħ z tob Ģ dzie ı . Napijemy si ħ i powspominamy dni dawnej chwały.
- O jakiej chwale ty mówisz, na miło Ļę Boga? Przecie Ň cz ħĻ ciej musiałem ratowa ę
twoj Ģ skór ħ , ni Ň to zdołałem spami ħ ta ę .
Agravar roze Ļ miał si ħ z ich starego Ň artu.
- Will, ty pusta głowo, naprawd ħ si ħ ciesz ħ , Ň e ci ħ znowu widz ħ .
Zsiedli z koni, oddali cugle parobkom stajennym i udali si ħ razem do głównej sali zamku
Thalsbury. Wiking z przyjemno Ļ ci Ģ obserwował zmiany na lepsze, jakie nieustannie
dostrzegał w powierzonym opiece Willa zamku.
- Lord Lucien b ħ dzie zadowolony, kiedy mu opowiem, jak dbasz o jego dawn Ģ siedzib ħ .
Gdy jego senior w feudalnej hierarchii powierzył mu Thalsbury, Will nie miał pewno Ļ ci,
czy takie Ň ycie przypadnie mu do gustu.
Ku własnemu zaskoczeniu, okazał si ħ równie znakomitym zarz Ģ dc Ģ , jak wcze Ļ niej
Ň ołnierzem. Zbiory były obfite, skrzynie i spi Ň arnie pełne, ludzie zadowoleni i lojalni.
Jako pan Thalsbury, Will miał wszelkie powody do zadowolenia i cieszył si ħ z Ň ycia.
Tylko niekiedy - w taki dzie ı , jak ten - wspomnienie niegodziwo Ļ ci, jakiej si ħ dopu Ļ cił, psuło
mu humor.
Agravar rozejrzał si ħ po wielkiej sali i za Ļ miał si ħ pod nosem. Na belkach stropu zieleniały
ju Ň sosnowe gał ħ zie, ozdobione szkarłatnymi wst ĢŇ kami, a w oknach wisiały gał Ģ zki
ostrokrzewu.
- Twój lud jest zabawny z tym całym swoim Ļ wi ħ towaniem.
Zasiedli przy stole.
-
To Bo Ň e Narodzenie, Agravarze, najrado Ļ niejsza pora roku.
Kuropatw ħ , panie?
Słu ŇĢ ca nało Ň yła pieczonego ptaka na talerz go Ļ cia. Pogr ĢŇ ony w my Ļ lach Will
obserwował j Ģ mimochodem. Zale Ň ało mu na tym, by zachowa ę dobry nastrój, przynajmniej
do chwili, gdy wiking opu Ļ ci zamek.
- Panie? - spytała dziewczyna Willa.
Nie odpowiedział. Zamiast na zawarto Ļę unosz Ģ cej si ħ przed nim tacy, patrzył na jej
dłonie. Co Ļ tu było nie tak, chocia Ň nie umiałby powiedzie ę co. Wpatrywał si ħ w r ħ ce
dziewczyny, która nie słysz Ģ c odpowiedzi, nało Ň yła mu na talerz kuropatw ħ .
Will uniósł wzrok.
Odwróciła głow ħ . Nie widział jej twarzy. Włosy miała schowane pod wełnianym zawojem,
który opadał jej a Ň na plecy.
- Ej, sługo! - zawołał.
Dziewczyna znieruchomiała, jakby na chwil ħ skamieniała.
-
331928840.004.png
4
-
Tak, panie? - spytała, nie odwracaj Ģ c głowy.
Nie chc ħ tej kuropatwy. Zabierz j Ģ .
Dziewczyna podeszła z opuszczon Ģ głow Ģ i zabrała ptaka.
Will jeszcze raz uwa Ň nie przyjrzał si ħ jej dłoniom.
-
Dzi ħ kuj ħ - powiedział z u Ļ miechem.
Tak, panie - wymamrotała i po Ļ piesznie odeszła od stołu.
Napotkał zdziwione spojrzenie przyjaciela.
-
Mam Ļ wi Ģ teczn Ģ zagadk ħ do rozwikłania, Agravarze.
-
Nie rozumem.
Czy przyjrzałe Ļ si ħ jej dłoniom?
Wiking zmarszczył brwi i popatrzył w Ļ lad za odchodz Ģ c Ģ dziewczyn Ģ .
- Ona nie porusza si ħ jak dziewka słu Ň ebna, jest w niej co Ļ ...
-
Wi ħ c jak my Ļ lisz, kim ona jest? - przerwał wiking.
Tego wła Ļ nie, drogi przyjacielu - wycedził bez po Ļ piechu Will - zamierzam si ħ
dowiedzie ę .
O1ivia z Hycliffu walczyła z pragnieniem, by rzuci ę si ħ do ucieczki. Odmierzonym
krokiem zeszła do piwnic, w których mie Ļ ciła si ħ kuchnia, i odło Ň yła tac ħ na długi stół.
- Nasz pan chyba nie jest głodny - powiedziała do Betheldy.
Pulchna kucharka popatrzyła na ni Ģ zdumiona.
- Nasz pan nie chce je Ļę po całym dniu sp ħ dzonym w lesie? Co mu si ħ mogło sta ę ?
Zimowe powietrze tak dobrze robi na apetyt... - Kucharka urwała. - Czemu si ħ tak trz ħ siesz,
dziecko?
O1ivia schowała r ħ ce pod fartuch, by ukry ę ich dr Ň enie.
Tak okropnie si ħ przel ħ kła, kiedy lord William kazał jej, by zabrała kuropatw ħ z jego
talerza. Dlaczego tak si ħ jej przygl Ģ dał, jakby jakim Ļ cudem przenikn Ģ ł straszliwe sekrety,
które skrywała w sercu?
To obł ħ d, pomy Ļ lała. Pan pewnie po prostu nie lubi kuropatw. W ko ı cu nało Ň yła mu
pieczyste na talerz, nie czekaj Ģ c na zgod ħ .
Bethelda przyjrzała si ħ dziewczynie z uwag Ģ .
-
Jadła Ļ co Ļ ?
Tak, rano - skłamała O1ivia.
Akurat przechodził gruby kucharz, Fodor.
- Nic si ħ nie martw o t ħ mał Ģ , ju Ň ja ci mówi ħ , Ň e ona potrafi je Ļę . - Fodor z upodobaniem
popatrzył na dziewczyn ħ . - Wiem, Ň e lubi moje pasztety w cie Ļ cie.
-
Je Ļ li lubi, to powinna je Ļę ich wi ħ cej - sapn ħ ła Bethelda. - Popatrz tylko na siebie,
O1ivio, tak mało jesz, Ň e ledwo ci ħ wida ę .
- Jedz, jedz, dziewuszko - za Ļ miał si ħ dobrodusznie Fodor. - M ħŇ czy Ņ ni lubi Ģ , jak maj Ģ
za co złapa ę i po czym poklepa ę .
Fodor z rozmachem klepn Ģ ł Betheld ħ w pulchne po Ļ ladki, co kucharka skwitowała
piskliwym chichotem.
O1ivia wiedziała, Ň e jako słu ŇĢ ca powinna takie zachowanie traktowa ę jak rzecz
najzwyklejsz Ģ w Ļ wiecie, wi ħ c za Ļ miała si ħ z przymusem.
W drzwiach kuchni stan Ģ ł pi ħ tnastolatek imieniem Elbert, pa Ņ Willa.
- Tu jeste Ļ , O1ivio! Lord William chce z tob Ģ rozmawia ę . Powiedział, Ň e mam ci ħ
przyprowadzi ę do jego komnaty.
-
Co? Co takiego?
Chod Ņ , idziemy. Pan powiedział, Ň e mam ci ħ zaraz przyprowadzi ę .
Spojrzała przera Ň ona na Betheld ħ . Kucharka obj ħ ła j Ģ pulchnym ramieniem.
-
-
-
-
-
-
331928840.005.png
5
- Czemu tak si ħ martwisz? - zagadn ħ ła Olivi ħ . - Och, kochanie, nie my Ļ lisz chyba...
Lord Will nie jest taki. Mówi ħ ci, uspokój si ħ , dziewczyno. Id Ņ i zobacz, czego pan chce.
O1ivia zrozumiała, o co chodzi kucharce, ale w tej chwili obawa przed lubie Ň nymi
zachciankami pana Willa nie była jej najwi ħ kszym zmartwieniem.
Odetchn ħ ła gł ħ boko.
- Nigdy jeszcze nie byłam w pa ı skiej komnacie. Prowad Ņ , Elbercie, pójd ħ za tob Ģ .
331928840.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin