Barton Beverly - Griffin Powell 04 - Piąta ofiara.pdf

(986 KB) Pobierz
258080365 UNPDF
B EVERLY
B ARTON
Piąta ofiara
Tytuł oryginalny:
The Fifth Victim
1
Prolog
C iemność. Chłód. Cisza przed świtem. Wiatr smagający korony wysokich,
starych leśnych drzew. Nad Scotsman's Bluff wkrótce wzejdzie słońce. Miał
zaatakować w chwili, kiedy na ołtarz spłynie poranne światło. Kiedy dopełni
dzieła i poświęci pierwszą ofiarę, rytuał zacznie się od nowa. Jak tylko
posmakuje słodkiej, życiodajnej krwi, przestanie odczuwać zimno. Jej krew
go ogrzeje, da mu siłę i przygotuje do kolejnych ceremonii, które doprowadzą
do najważniejszej przemiany w jego życiu. Przez te wszystkie lata pilnie
poszukiwał doskonałości, największej mocy, nieustannie czerpiąc siły ze
zwykłych śmiertelników.
Zmierzył wzrokiem nagie ciało dziewczyny, przywiązanej do
drewnianego ołtarza. Długie, jasne włosy owiewały jej anielską twarz, a
lodowaty wiatr pieścił ponętne ciało. Jej powieki drgnęły. To dobrze. To
znaczy, że środek, który jej podał, przestawał działać i do ceremonii zdąży się
wybudzić. Uwielbiał obserwować przerażenie i strach na ich twarzach, kiedy
pojmowały, co się z nimi stanie.
Uśmiechnął się, zrzucając ciemną pelerynę. Nie ma pośpiechu. Po
wszystkim będzie miał czas, żeby rozkoszować się ofiarą tak długo, jak tylko
będzie chciał. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zaplącze się do lasu o świcie
w styczniu. Oprócz niego i dziewczyny.
Położył misternie rzeźbiony drewniany futerał na jej drżącym ciele,
otworzył go i wyjął ciężki miecz, a futerał odłożył na ziemię. Czekał,
wpatrując się w niebo.
Jęknęła, ale knebel w ustach nie pozwolił jej na nic więcej. Spojrzał na
nią, przesunął dłonią po jej nagich piersiach i uniósł miecz ku niebu.
Nad Scotsman's Bluff rozciągała się bladoróżowa zorza, ledwie
widoczna na ciemnym niebie.
- Zaraz, moja owieczko. Zaraz.
Słońce witało nadejście nowego dnia, oświetlając coraz większy
fragment nieba. Zerwał knebel z ust dziewczyny. Krzyknęła. Trzymając miecz
nad głową, wypowiedział święte słowa w starożytnym języku.
- Z głębi piekieł wysłuchaj mnie i wejrzyj na mój czyn. Niech ta ofiara
będzie ci miła. Składam ci ją, byś zaspokoił pragnienie i spełnił mą wolę.
Zaczął opuszczać miecz niżej i niżej. Rozpłatał ją od szyi do pępka. Jej
martwe oczy patrzyły w górę, na korony drzew.
Wytarł ostrze miękką szmatką i odłożył miecz na miejsce, a poplamiony
krwią materiał wsadził do plastikowego worka i wrzucił do futerału. Kiedy
pochylił głowę, żeby dotknąć wargami otwartej rany, krew była jeszcze
ciepła. Lizał, ssał i połykał krew, chłonąc siłę witalną ofiary, nim się ulotni.
Genevieve Madoc obudziła się nagle, zlana potem, w wilgotnej
flanelowej koszuli. Jej serce łomotało w niebezpiecznie szybkim rytmie.
Poderwała się i usiadła na łóżku.
- O Boże! O Boże! - jęknęła, przypominając sobie sen - mroczną,
przerażającą wizję śmierci.
Jej ciałem wstrząsnęły dreszcze. Nie znosiła tych chwil następujących
tuż po wizji. Była wtedy osłabiona i bezbronna, niezdolna do najmniejszego
ruchu. Opadła na łóżko, zanurzając głowę w pościeli. Kiedy odzyska dość sił,
żeby sięgnąć po telefon stojący na nocnej szafce, zadzwoni po pomoc do
Jazzy. A na razie będzie leżeć i czekać. I modlić się, żeby obrazy nie wróciły.
Wizje nawiedzały ją we śnie, ale równie często doświadczała ich na jawie.
Drudwyn podniósł się z ręcznie tkanego dywanu przed kominkiem i
poczciwymi oczami poszukał w ciemności swojej pani. Zawył zaniepokojony.
- Nic mi nie będzie - uspokoiła go łagodnym szeptem i zaczęła
przemawiać do niego w myślach, telepatycznie zapewniając, że nie grozi jej
żadne niebezpieczeństwo. Wielki mieszaniec zatoczył się, uderzył bokiem o
łóżko, po czym z łoskotem opadł na drewnianą podłogę. Wyczuła jego nastrój
i zorientowała się, że zadziałał u niego instynkt obronny. Pies, którego
wychowała od szczeniaka, uważał się za jej obrońcę. Powstał z krzyżówki
wilka z mieszańcem owczarka niemieckiego i labradora i dzięki temu był
wyjątkowy. Podobnie jak ona. Wprawdzie szkocko-irlandzkie, angielskie i
indiańskie korzenie nie należały w tych regionach do rzadkości, ale dar
jasnowidzenia, który odziedziczyła po babce, na pewno był niezwykły.
Leżała w łóżku, czekając, aż odzyska siły, ale nie mogła przestać myśleć
o wizji. Gdzieś została zamordowana młoda kobieta. Genny była tego tak
pewna, jak własnego nazwiska. Nie widziała twarzy dziewczyny, jedynie jej
nieskazitelne nagie ciało i ogromny miecz, który rozciął ją na pół jak dojrzały
melon. Poczuła w żołądku gorycz, która podeszła jej do gardła i paliła w
przełyku.
Nie, tylko nie to. Tylko nie mdłości. Nie teraz. Nie mam siły, żeby
wyczołgać się z łóżka. Starała się zapanować nad żołądkiem.
Kto mógł popełnić tak ohydną zbrodnię? Jakim trzeba być potworem,
żeby składać ofiarę z człowieka?
Jej kuzyn Jacob wspominał, że w okolicy ktoś złożył kilka rytualnych
ofiar ze zwierząt - cztery od Święta Dziękczynienia. Czyżby były tylko
wstępem do zabicia człowieka?
Najpierw zadzwoni do Jazzy, a potem do Jacoba. Nie zdąży już pomóc
tej kobiecie, ale jako szeryf okręgu będzie musiał przeprowadzić śledztwo w
sprawie morderstwa.
I co mu powiesz? - spytała samą siebie. Zrozumie, jeżeli wytłumaczysz
mu, że miałaś kolejną wizję, tyle że tym razem o wiele okrutniejszą niż
wszystkie poprzednie. Płynie w nas ta sama krew. Nie zlekceważy tego, nie
powie, że to tylko koszmarny sen.
Piętnaście minut później zdołała przesunąć się na brzeg łóżka. Podniosła
słuchawkę i wybrała numer Jazzy. Dopiero po pięciu sygnałach usłyszała
zaspany głos.
- Do cholery, kto wydzwania o tak nieludzkiej porze?
- Jazzy?
- Genny, to ty?
- Tak. Proszę...
- Już jadę. Nie ruszaj się.
- Dziękuję.
Kiedy Jazzy się rozłączyła, Genny wybrała numer Jacoba. Odebrał po
drugim sygnale. Jej kuzyn był rannym ptaszkiem, tak jak ona, i o tej godzinie
pewnie robił sobie śniadanie.
- Butler, słucham - odezwał się niskim, głębokim barytonem.
- Jacob, tu Genny. Proszę, przyjedź do mnie... zaraz.
- Co się stało?
- Miałam sen... wizję.
- Dobrze się czujesz?
- Nie, ale zaraz mi przejdzie. Zadzwoniłam do Jazzy. Przyjedzie
niedługo. Ale muszę ci powiedzieć... - Nagle straciła głos.
- Co powiedzieć?
- Ktoś został zamordowany. - Odkaszlnęła. - Młoda kobieta. Ciało
znajdziesz w Cedar Tree Forest, niedaleko stąd. Widziałam... oczami
zabójcy... widziałam... - Wzięła głęboki oddech. - Podziwiał wschód słońca
nad Scotsman's Bluff.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin