Antoni Orłowski - Spotkanie się Pana Tadeusza z Telimeną w Świątyni Dumania i zgoda ułatwiona za pośrednictwem mrówek.txt

(6 KB) Pobierz
NR ID   : b00145
Tytu�   : Spotkanie si� Pana Tadeusza z Telimen� w �wi�tyni Dumania i zgoda u�atwiona za po�rednictwem mr�wek
Autor   : Antoni Or�owski



Tak i Tadeusz ci�gn�� za sob� zgryzoty, 
Suwaj�c si� przez rowy i skacz�c przez p�oty 
Bez celu i bez drogi. A� niema�o czasu 
Nab��kawszy si�, w ko�cu wszed� w g��bin� lasu 
I trafi�, czy umy�lnie, czyli te� przypadkiem 
Na wzg�rek, co by� wczora szcz�cia jego �wiadkiem, 
Gdzie dosta� �w bilecik, zadatek kochania, 
Miejsce, jak wiemy, zwane �wi�tyni� Dumania. 
Gdy okiem wko�o rzuca, postrzega: to ona! 
Telimena samotna, w my�lach pogr��ona, 
Od wczorajszej postaci� i strojem odmienna, 
W bieli�nie, na kamieniu, sama jak kamienna; 
Twarz schylon� w otwarte utuli�a d�onie, 
Cho� nie s�yszy szlochania, zna�, �e we �zach tonie. 
Daremnie si� broni�o serce Tadeusza: 
Ulitowa� si�, uczu�, �e go �al porusza, 
D�ugo pogl�da� niemy, ukryty za drzewem, 
Na koniec westchn�� i rzek� sam do siebie z gniewem: 
"G�upi! c� ona winna, �e si� ja pomyli�!" 
Wi�c z wolna g�ow� ku niej zza drzewa wychyli�. 
Gdy nagle Telimena zrywa si� z siedzenia, 
Rzuca si� w prawo, w lewo, skacze skr� strumienia, 
Rozkrzy�owana, z w�osem rozpuszczonym, blada, 
P�dzi w las, podskakuje, przykl�ka, upada 
I nie mog�c ju� powsta�, kr�ci si� po darni, 
Wida� z jej ruch�w, w jakiej strasznej jest m�czarni; 
Chwyta si� za pier�, szyj�, za stopy, kolana; 
Skoczy� Tadeusz my�l�c, �e jest pomieszana 
Lub ma wielk� chorob�. Lecz z innej przyczyny 
Pochodzi�y te ruchy. U bliskiej brzeziny 
By�o wielkie mrowisko, owad gospodarny 
Snu� si� woko�o po trawie, ruchawy i czarny; 
Nie wiedzie�, czy z potrzeby, czy z upodobania, 
Lubi� szczeg�lnie zwiedza� �wi�tyni� Dumania; 
Od sto�ecznego wzg�rka a� po �r�d�a brzegi 
wydepta� drog�, kt�r� wi�d� swoje szeregi. 
Nieszcz�ciem Telimena siedzia�a �r�d dr�ki; 
Mr�wki, zn�cone blaskiem bieluchnej po�czoszki, 
Wbieg�y, g�sto zacz�y �askota� i k�sa�, 
Telimena musia�a ucieka�, otrz�sa�, 
Na koniec na murawie si��� i owad �owi�. 
Nie m�g� jej swej pomocy Tadeusz odmowi�. 
Oczyszczaj�c sukienk�, a� do n�g si� zni�y�, 
Usta trafem ku skroniom Telimeny zbli�y�... 
"Co pan robi? nie mo�na! niech pan mr�wki �owi! 
Panowie tylko prosi� s� zawsze gotowi, 
A mnie tu mr�wki gryz�." "Gdzie?" "Ko�o kolana." 
Tadeusz r�k� si�gn�� - ju� mr�wka z�apana. 
"Czy jeszcze?" "Pan si� pyta a mr�wki zuchwa�e 
Coraz to wy�ej id�!" Za po�czoszki bia�e 
Si�ga� musia� tym razem bohater szcz�liwy, 
�e jednak krew nie woda, majtki nie pokrzywy, 
Tadeusz si�gn�� wy�ej, gdzie w cieniu ukryte 
Rosn� wstydliwe w�osy w pier�cienie spowite. 
Telimena sykn�wszy pad�a na muraw�. 
Tadeusz porzuciwszy na mr�wki ob�aw�, 
Otoczy� j� ramieniem, ku sobie przycisn��, 
Ogie� tajemnych pragnie� w oczach jego b�ysn��, 
Ustami ust jej szuka� - znalaz�szy, w zapale 
Rozpalonymi wargi mia�d�y� je zuchwale. 
Telimena na razie, �mia�o�ci� zdumiona, 
Odepchn�� zaraz chcia�a m�odzie�ca ramiona, 
Si� jednak i oddechu w piersiach jej nie sta�o: 
Dreszcz rozkoszy znienacka obj�� ca�e cia�o, 
Ubezw�adni� jej cz�onki, rzuci� krew do twarzy. 
A widz�c, �e Tadeusz na wszystko si� wa�y 
Uleg�a. Lecz, �e wiele do�wiadczenia mia�a: 
"Ach! jeszcze kto zobaczy: - z cicha wyszepta�a. 
I sp�oszona a dr��ca, na p� pomieszana, 
Mi�dzy omdla�e nogi wpu�ci�a m�odziana, 
Odrzuciwszy falbany jednym �mia�ym ruchem. 
Jak klin, kiedy go z wierzchu uderz� obuchem, 
Tak si� wbi� pan Tadeusz bez pomocy r�ki 
W ukryte w cieniu sp�dnic Telimeny wdzi�ki; 
A czuj�c, �e jej piersi wznosz� si� jak fala, 
Wzrok nami�tny krew m�od� w �y�ach mu rozpala; 
Nie cofa si�, lecz d��y bez zastanowienia 
Do miejsca, kt�re zwie si� sza�em zapomnienia. 
Jak klacz, kiedy jej je�dziec wbije w bok ostrog�, 
Nagle rzuca si� naprz�d bez wzgl�du na drog�, 
Tak te� i Telimena, jak ostrog� spi�ta, 
Rzuci�a naprz�d cia�em, a bia�e r�cz�ta 
Woko�o Tadeusza owin�a szyi. 
R�wnocze�nie jej nogi, jak pier�cienie �mii, 
Skr�powa�y m�odziana tak, �e si� zdawa�o, 
I� razem obydwoje jedno tworz� cia�o. 
Pan Tadeusz by� m�ody, zdr�w i wytrzyma�y, 
Przy tym zbyt wypocz�ty, wi�c swoje zapa�y 
Z rozkosz� w Telimenie utopi� by� got�w; 
A �e przyszed� do tego prawie bez k�opot�w, 
Nie posk�pi� te� za to ochoty i si�y. 
Wi�c go te� jej r�cz�ta jak w�e spowi�y 
I pulchne bia�e nogi �cisn�y jak kleszcze, 
Usta za� wyszepta�y: "Tadeuszu, jeszcze!" 
Zacz�� si� nad ni� zn�ca� jak kogut nad kur�, 
Lecz mu po ma�ej chwili oczy zasz�y chmur�, 
Oddechu brak�o w piersiach, wi�c zrezygnowany, 
Daj�c raz jeszcze nurka pomi�dzy falbany, 
Zm�czony, leg� na mi�kkim Telimeny �onie 
Ukrywszy na jej piersi rozpalone skronie. 
Telimena, widz�c to, nie zrezygnowa�a, 
A �e pr�cz do�wiadczenia spryt i rozum mia�a, 
Zatem dra�ni�c ustami Tadeusza wargi, 
Szepn�a pieszczotliwie kilka s��wek skargi: 
"Wszak to by�o dla ciebie, a co dla mnie b�dzie?" 
I maj�c swoje chuci jedynie na wzgl�dzie, 
J�a go pali� wzrokiem, u�miechem czarowa�, 
Wodzi� r�k� po ciele, nami�tnie ca�owa�, 
Wpi�a w niego swe wargi, na koniec zemdlona 
Przycisn�a nami�tnie m�odzie�ca do �ona. 
Pozna� tedy Tadeusz, z kim ma do czynienia, 
Co znaczy dobra szko�a obok do�wiadczenia. 
Ju� mu teraz pomog�a w�asnymi r�kami, 
W�asnym cia�em - pr�cz tego czu�ymi s��wkami 
B�aga�a, by rozkoszy nie popsu� po�piechem: 
"Bo przecie� noc nie zaj�c" - m�wi�a z u�miechem - 
"Nie ucieknie! Wszak prawda, ty moje kochanie?" 
Jak�e to nie by� czu�ym na takie wezwanie! 
Jak Moskal, gdy zagraj� "Bo�e cara chrani", 
Tak rzuci� si� Tadeusz. Telimena w dani 
Wt�rn� znios�a z m�odzie�czej ochoty ofiar�. 
Gdyby si� teraz hrabia zjawi� na chwil par�, 
Mia��eby co szkicowa�: Ponad sp�dnic zwoje 
stercza�o rozdzielonych bia�ych kolan dwoje; 
Ni�ej, w falban, koronek napi�trzonej g�rze, 
Nu�a si� pan Tadeusz niby w bia�ej chmurze, 
Pod nim si� Telimena zadyszana wije, 
W�os rozwiany, w nie�adzie w murawie si� kryje. 
Pierwszy powsta� Tadeusz wnet ubi�r poprawi�, 
Przez chwil� jeszcze oko Telimeny bawi�, 
Kt�ra le��c omdla�a i z si� wyczerpana, 
Ledwo z jego pomoc� wsta�a na kolana. 
Wnet poprawi�a w�osy, wst��ki i falbany, 
A widz�c, �e Tadeusz, nieco zadumany, 
W te do niego bez gniewu ozwa�a si� s�owa: 
"S�dz�, �e w tajemnicy wszystko pan zachowa. 
Zw�aszcza �e czyn pa�ski by� nieco zuchwa�y. 
M�wi� to nie dlatego by prawi� mora�y, 
Lecz post�pi� w ten spos�b z kobiet� uczciw�, 
Mo�e nieco zalotn�, czu�� i wra�liw�, 
Korzysta� z jej niemocy, wyzyska� jej s�abo��, 
To niegodne, m�j panie!... Jednak wiek tw�j m�ody, 
Dzie� gor�cy i mr�wki, kt�re do swobody 
Szerokie da�y pole, bior�c pod uwag�, 
Przebaczam... C� mam robi�?... Kto tak� odwag� 
Wobec damy okaza�, jak pan to uczyni�, 
Ten by tylko w jej oczach zyska�, nie zawini�." 
Kiedy j� Tadeusz �cisn�� za kolana, 
Gro��c palcem, wyrzek�a: "Oj, �otrzyk z wa�pana!"
Zgłoś jeśli naruszono regulamin