LIST św. Franciszek.doc

(68 KB) Pobierz
LIST

 

 

 

LIST

 

RADIABAT VELUT

 

OJCA ŚWIĘTEGO

JANA PAWŁA II

NA OSIEMSETLECIE URODZIN ŚW. FRANCISZKA

 

 

Do umiłowanych synów Jana Vanghn,

Generała Zakonu Braci Mniejszych Franciszkanów;

Witalisa Bommarco,

Generała Zakonu Braci Mniejszych Franciszkanów Konwentualnych;

Flawiusza Carraro, Generała Zakonu Braci Mniejszych Franciszkanów Kapucynów;

Rolanda Faley, Generała Trzeciego Zakonu Reguły świętego Franciszka;

w osiemsetną rocznicę narodzin św. Franciszka z Asyżu.

 

 

 

Umiłowani synowie, pozdrawiam was i udzielam Apostolskiego Błogosławieństwa!

 

 

I

 

 

1.              „Promieniał jak gwiazda błyszcząca w mroku nocy i jak poranek wstający nad ciemnościami”. Tymi słowami przedstawił światu świętego Franciszka z Asyżu Tomasz z Celano, który jako pierwszy opowiedział dzieje życia Świętego[1]. Ta zaś publicznie wygłoszona pochwała przychodzi nam z pomocą w chwili, gdy wspominamy osiemsetną rocznicę narodzin tego szlachetnego męża, by go ponownie uczcić. Już w dniu 3 października 1982 roku, aby zapoczątkować rok poświęcony jego pamięci i godnie go uczcić, zwróciliśmy się na falach eteru do przelicznych członków czterech Rodzin Franciszkańskich, do zakonnic i innych naśladowników życia Ojca Serafickiego, odprawiających w watykańskiej Bazylice świętego Piotra święte czuwanie; równocześnie przemówiliśmy do nie mniej licznych wiernych, przybyłych do kościoła katedralnego w Asyżu na wezwanie tamtejszego biskupa. Teraz z kolei jest moim zamiarem jak gdyby dalej poprowadzić tamto przemówienie i za pośrednictwem tego listu naświetlić przedstawione tam wskazania nauki ewangelicznej i podzielić się z wami, a przez was z wieloma, orędziem, jakie stanowią one dla ludzi naszych czasów.

 

W księdze zawierającej „Wybrane kwiaty” z życia świętego Franciszka przytoczone są słowa brata Masseusza, jednego z pierwszych jego uczniów, który miał zapytać: „Skąd ci to, że cały świat przychodzi do ciebie?”[2]. Po upływie ośmiu wieków od narodzin świętego Franciszka pytanie to zachowuje swoją wymowę, a nawet większa jest racja, dla której zostaje ono postawione. Nie tylko bowiem powiększyła się liczba tych, którzy kroczą jego śladami przyjmując jako własną normę życia ustanowioną przez niego regułę, lecz także jego cześć i naukowe zainteresowanie tą postacią nie tylko nie osłabły z biegiem czasu — jak zazwyczaj bywa w rzeczach ludzkich — ale głębiej zapadły w umysły i jeszcze bardziej się rozprzestrzeniły. Ślady tego zainteresowania trwale wpisały się w chrześcijańską duchowość, sztukę, poezję i we wszystkie niemal przejawy kultury zachodniej. Naród włoski może być dumny, że wydał tak wspaniałego męża i że uczynił go wraz z inną swą sławną córką swoim szczególnym patronem u Boga. Sława jego sięgnęła także poza granice Europy, tak że słusznie odnieść do niego możemy słowa Ewangelii: „Gdziekolwiek po całym świecie głosić będą tę Ewangelię, będą również opowiadać na jego pamiątkę to, co uczynił”[3]. Istotnie bowiem okazuje się, że święty Franciszek budzi powszechne uznanie, tak że ci, którzy poznali jego sposób życia, jednogłośnie przystają na ukazany przez niego wzór człowieczeństwa. Dlatego też wydaje się nie od rzeczy powtórzyć w tym roku poświęconym jego pamięci pełne prostoty pytanie brata Masseusza: Dlaczego cały świat przyszedł do Franciszka z Asyżu?

 

Choćby częściowo możemy odpowiedzieć na to pytanie, stwierdzając, że ludzie dlatego tak podziwiają i miłują tego Świętego, że widzą w nim spełnienie — i to w sposób najdoskonalszy — tego, czego sami najbardziej pragną i czego we własnym życiu nie osiągają: radości, wolności, pokoju, zgody i pojednania między ludźmi, a także wśród rzeczy tego świata.

 

 

II

 

 

Wszystkie te i inne zasługi jaśnieją w życiu Biedaczyny z Asyżu szczególnym blaskiem. Przede wszystkim promieniuje pogodą ducha; św. Franciszek bowiem jest nader znany jako mąż przepełniony najdoskonalszą radością. Całe jego życie „cechował najwyższy i osobliwy zapał, który ustawicznie podsycał od wewnątrz i od zewnątrz, by posiadać i zachowywać w sobie radość duchową”[4].

 

Często, jak znajdujemy w świadectwach historycznych, przypływ radości tak go od wewnątrz rozpierał, że nie był w stanie go powstrzymać, i naśladując wędrownego śpiewaka poruszającego kawałkiem drewna struny instrumentu muzycznego zwanego skrzypcami (viellae), śpiewał po francusku na chwałę Boga[5]. Radość, która ustawicznie napełniała św. Franciszka, zrodzona była ze zdumienia, kiedy w prostocie i niewinności swej duszy rozważał wszystkie rzeczy i zdarzenia; nade wszystko zaś biła od niego nadzieja, którą żywił w sercu i którą pobudzony wołał: „Tyle jest dobra, którego oczekuję, iż każda nagana mnie cieszy”[6].

 

Choć nigdy prawie nie używał słowa „wolność”, to jednak całe jego życie w istocie było szczególnym wyrazem wolności ewangelicznej. W sposobie jego postępowania, w każdym przedsięwzięciu rysowała się wewnętrzna wolność ducha i spontaniczność umysłu, który miłość uczynił prawem najwyższym i na zawsze związał ją z Bogiem. Jednym z licznych tego dowodów jest wolność, którą zgodnie z Ewangelią przyznał swoim braciom, a mianowicie co do spożywania każdego pokarmu, jaki byłby przed nimi postawiony[7].

 

Wolność zaś, do której Franciszek dążył i którą osiągnął, nie tylko nie sprzeciwia się posłuszeństwu wobec Kościoła, a nawet „wobec wszystkich ludzi, którzy są na świecie”[8], lecz przeciwnie, rodzi się z posłuszeństwa. Doskonałość więc owej pierwotnej formy człowieka, w której jest wolnym panem wszechświata, rozbłysła we Franciszku światłem wyjątkowym[9]. Fakt ten jest zarazem źródłem owej specyficznej zażyłości i oddania, które wszelkie stworzenia okazywały ubogiemu dla Chrystusa. I to spowodowało, że ptaki zasłuchane były w kaznodziejskie jego słowa[10], wilk — według znanej legendy — stał się jak baranek łagodny[11], ogień sam swoje powstrzymując płomienie, jako „dworak”, czyli przyjaciel-brat, się wycofał[12]. A zatem, jak twierdzi wymieniony poprzednio pierwszy głosiciel życia św. Franciszka: „krocząc drogą posłuszeństwa i całkowicie przyjmując jarzmo Boskiego poddaństwa, przez posłuszeństwo stworzeń dostąpił wielkiego zaszczytu u Boga”[13]. Przede wszystkim zaś wolność św. Franciszka pochodzi z dobrowolnego ubóstwa, przy całkowitym wyzbyciu się pragnień i trosk o sprawy doczesne, tak że stał się jednym z tych ludzi, którzy — według słów św. Pawła Apostoła — „niczego nie posiadając, posiadają wszystko”[14].

 

Święty Franciszek, prócz tego, że był mężem odznaczającym się najdoskonalszą pogodą ducha i pełnią wolności, nie zapomina ani na moment o tym, by być najłagodniejszym miłośnikiem pokoju i powszechnego braterstwa. Pokój bowiem, którym sam się cieszył i który wokół rozsiewał, bierze swój początek od Boga jako od źródła; toteż modlił się do Niego tymi słowami: „Ty jesteś łagodnością, Ty jesteś oparciem, Ty jesteś spokojem”[15]. Pokój ten nabrał ludzkiego kształtu i siły w Jezusie Chrystusie, który jest „pokojem naszym”[16]; w nim, naśladując w pewnej mierze św. Pawła, św. Franciszek tak napisał: „co w niebie i co na ziemi jest napełnione pokojem i pojednane z Wszechmogącym Bogiem”[17]. „Niech Pan obdarzy cię pokojem”: tymi słowami, pouczony Boskim Objawieniem, pozdrawiał wszystkich ludzi[18]. I był istotnie „czyniącym pokój”[19], czyli jego sprawcą i twórcą — człowiekiem, którego Ewangelia nazywa błogosławionym — ponieważ „treść każdego jego słowa zmierzała do wygaszenia nieprzyjaźni i przywrócenia przymierza pokoju”[20]. Do pokoju i zgody przywołał grupę obywateli miasta, którzy walczyli ze sobą aż do rozlewu krwi, a demony, siewców niezgody, zmusił do ucieczki słowami swojej modlitwy[21]. W miastach poróżnionych ze sobą, wśród duchowieństwa i ludu, a nawet, jak wieść głosi, wśród ludzi i zwierząt, zaprowadził pokój. Naprawdę jednak, o czym św. Franciszek był przekonany, pokój nastać może tylko przy pomocy zesłanej łaski. Dlatego też, kiedy burmistrza Asyżu i jego biskupa, poróżnionych ze sobą, przekonał o konieczności pokoju, dołączył do pieśni pochwalnej o bracie-słońcu znane słowa: „Bądź pochwalony, Panie mój, z powodu tych, którzy przebaczają dla Twej miłości”[22].

 

Św. Franciszek nikogo nie uważał za nieprzyjaciela, lecz każdego nazywał bratem. Dzięki temu potrafił wznieść się ponad spory ludzi owych czasów; i nawet wśród Saracenów głosił miłość Chrystusa, zasiewając w umysłach jak gdyby ziarna Jego woli, aby budzić ducha dialogu i ekumenizmu wśród ludzi różniących się pod względem kultury, pochodzenia i religii; to z kolei jest jednym z najbardziej podstawowych osiągnięć naszego wieku. Ponadto św. Franciszek rozszerzył pojęcie braterstwa powszechnego, przenosząc je na każdą rzecz stworzoną, nawet nie posiadającą duszy: słońce, księżyc, wodę, wiatr, ogień, ziemię, które zamiast nazwą właściwą dla ich rodzaju nazwał braćmi i siostrami i otaczał wielkim szacunkiem[23]. Znajdujemy o tym następującą wzmiankę: „Wszystko obejmował niesłychanym poszanowaniem, wszystkiemu głosił Pana i do chwały Jego zachęcał”[24]. Zważywszy na to i chcąc zadośćuczynić życzeniom tych, którzy słusznie poruszeni są sprawami naturalnego środowiska człowieka, w dniu 29 listopada 1979 roku na mocy Listu Apostolskiego opatrzonego pieczęcią pierścienia Rybaka, ogłosiliśmy św. Franciszka z Asyżu Patronem wszystkich, którzy zajmują się sprawami ekologii[25]. Bo doprawdy przykład tego Świętego jest najpewniejszym dowodem, że uchronić stworzenia i żywioły przed niesłusznym i bezrozumnym zniszczeniem można tylko wtedy, kiedy w świetle płynącym z biblijnej relacji o stworzeniu i odkupieniu uznamy je za stworzenia, wobec których człowiek ma pewne zobowiązania, a nie za poddane jego samowoli. Stworzenie bowiem z nim razem oczekuje i pragnie, że „i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych”[26].

 

 

III

 

 

Mówiliśmy dotąd o sprawach, z których powodu rodzaj ludzki słusznie chlubi się postacią św. Franciszka z Asyżu i nie przestaje go wielbić: o jego pogodzie ducha, wolności, pokoju i braterstwie powszechnym. Gdybyśmy jednak na tym tylko poprzestali, to o próżnym uwielbieniu byłaby mowa, które słabą lub żadną miałoby siłę przekonania ludzi żyjących teraz, co do sposobu osiągnięcia tego dobra, o którym wspomnieliśmy. Byłoby to to samo, co owoc chcieć zerwać, nie pielęgnując ni pnia, ni korzenia drzewa.

 

Aby więc uroczystość uczczenia pamięci św. Franciszka z Asyżu, obchodzona po upływie ośmiu wieków od dnia jego narodzin, poruszyła dogłębnie sumienia i wyryła w nich ślady, trzeba odnaleźć korzenie, by poznać, w jaki sposób życie tego świętego mogło wydać tak godny podziwu owoc. Bo przecież te zalety, jak pokój, pogoda ducha, umiłowanie wolności, nie szczęśliwym zrządzeniem losu ani z daru natury upiększyły duszę św. Franciszka, lecz z powziętego postanowienia i gorzkich doświadczeń, co sam tymi słowami ujął: „czynić pokutę” i co na początku swego Testamentu wyraził: „Pan tak dał mnie, bratu Franciszkowi, rozpocząć czynienie pokuty: Mnie, który ponieważ byłem w grzechu, zbyt przykrym zdało się patrzeć na trędowatych, sam Pan zaprowadził do nich, a ja z nimi współczułem. Odchodząc zaś od nich, to, co wydawało mi się gorzkie, zamieniło się w słodycz duszy i ciała; i zaraz potem przystanąłem i oderwałem się od rzeczy tego świata”[27].

 

„Pokutę czynić” albo „żyć w żalu za grzechy”: oto słowa najczęściej spotykane w pismach św. Franciszka; chociaż w formie swej zwięzłe, treść ich całe jego życie i święte nauczanie najściślej wypełnia. Gdy chodzi o nowe życie, które wieść trzeba uczciwie — w ważkiej bez wątpienia chwili — św. Franciszek, prosząc Chrystusa o radę, otworzył Księgę Ewangelii świętej i odnalazł tam odpowiedź Pana tak wyrażoną, że odtąd aż do śmierci na niej się opierał: „Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie”[28]. Rzeczywiście, umartwienie było drogą, na której św. Franciszek odnalazł „duszę”, czyli życie swoje[29]. Znoszeniem trudów — osiągnął radość życia, wolność — posłuszeństwem, samego siebie dogłębnym umartwieniem, a miłość dla wszystkich stworzeń tym zdobył, że sam siebie znienawidził, to jest, jak uczy św. Ewangelia, przezwyciężywszy miłość własną. Pewnego razu wyłożył w drodze bratu Leonowi, że prawdziwa radość polega na cierpliwym znoszeniu każdej przeciwności czy dotkliwego zmartwienia, co należy podjąć w imię miłości do Chrystusa[30].

 

„Żyć w pokucie” — według św. Franciszka oznacza uznawać grzech i cały jego ciężar; w obliczu Boga ustawicznie oddawać się pokutowaniu; to zaś odczucie dotkliwego bólu ze szczerym ascetycznym zapałem przekształcić w praktykę życiową. Sam św. Franciszek dokonał na tym polu tak wiele, że zanim odszedł z tego świata, jakoby o łaskę błagając, wyznał, że „wiele grzeszył wobec brata ciała”, które w życiu tak bardzo umartwił[31].

 

Droga, którą postępował Franciszek, w języku chrześcijańskim nazywa się krótko — Krzyżem. Franciszek był i nadal pozostaje zwiastunem i głosicielem, który z mocą przypomina Kościołowi pierwszeństwo orędzia Krzyża, jak gdyby to Bóg przez ubogiego swego sługę Franciszka chciał na nowo zasadzić drzewo życia „pośrodku świata”[32], to jest pośrodku Kościoła. Dlatego też, gdy w tym roku poświęconym pamięci tegoż świętego udaliśmy się z pielgrzymką do jego grobu, w modlitwie skierowałem do niego taką prośbę: „Niezbadana prawda o twych bogactwach duchowych ukryta była w krzyżu Chrystusowym… Ucz nas, tak jak Paweł Apostoł ciebie samego nauczył, że chlubić się mamy tylko krzyżem Pana naszego Jezusa Chrystusa”[33].

 

Chrystus ukrzyżowany był dla św. Franciszka od początku przewodnikiem nowego życia i do końca nim pozostał. On także na górze Alvernia wycisnął mu na ciele święte stygmaty, tak że w oczach ludzi „wydawał się niejako ukrzyżowany”[34]. Całego siebie przemienił Franciszek i stworzył na podobieństwo Ukrzyżowanego; najgłówniejszym zaś powodem, dla którego oddał się skrajnemu ubóstwu, było naśladowanie Ukrzyżowanego. Gdy już się zbliżał do śmierci, szczególne swoje doświadczenia duchowe ujął w te proste, lecz głębokie słowa: „znam Chrystusa ubogiego i ukrzyżowanego”[35]. I doprawdy, odkąd zwrócił się do Boga, ustawicznie żył jako ten, który naznaczony jest stygmatami Chrystusa.

 

Powróćmy więc do pytania postawionego na początku: „Skąd ci to, że cały świat przychodzi do ciebie?”; bez wątpienia jawi się już przed nami odpowiedź, która zawiera się w tych słowach Jezusa Chrystusa: „Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie”[36]. Prawie wszyscy ludzie czują się pociągnięci przez św. Franciszka z Asyżu, gdyż on naśladując swego Boskiego Nauczyciela, chciał w pewien sposób „być wyniesionym ponad ziemię”, to znaczy być ukrzyżowanym, i to aż do tego stopnia, że już nie żył on sam, lecz Chrystus w nim, jeżeli wolno odnieść do niego słowa Pawła Apostoła[37].

 

Ludziom naszych czasów, którzy ze wszelkich sił pragną oddalić cierpienie, lecz nie potrafią tego dokonać i tym silniej dręczy ich niepokój, im mocniej usiłują uzyskać domniemane przyczyny cierpienia, św. Franciszek w krótkich, lecz opartych na głębokim doświadczeniu swojego życia słowach ukazuje drogę chrześcijańską, która go wiodła: chodzi o zniesienie najważniejszej przyczyny cierpienia i niesprawiedliwości, którą jest grzech, a zwłaszcza grzech nie uporządkowanej miłości własnej. Jeżeli człowiek miłość własną krzyżuje, zwycięża owo przygnębienie, którym trapiony szuka samego siebie, zrywa więzy z innymi i wszystko odnosi do własnej korzyści; i — że tak powiemy — niszczy doszczętnie twardą obręcz starości i śmierci, wkraczając zarazem w nowy świat, pośrodku którego jest Bóg, a w obrębie jego granic — wszyscy bracia; tak rodzi się w ogóle „nowe stworzenie w Chrystusie”[38].

 

Jeśli uwzględnimy tę sprawę, dobiegający już końca rok poświęcony pamięci narodzin św. Franciszka jest równocześnie przygotowaniem do Synodu Biskupów, przewidzianego w 1983 roku, którego tematem będzie „Pojednanie i pokuta w misji Kościoła”. Św. Franciszek, który na samym sobie doświadczył owocności przyjętej przez siebie rady „co do czynienia pokuty”, także nam, chrześcijanom doby obecnej, wyprosi dar pojmowania duchem tej prawdy, że nie staniemy się ludźmi nowymi, którzy cieszą się radością, wolnością i pokojem, jeśli nie uznamy w pokorze grzechu, który jest w nas, jeśli nie obmyjemy się przez prawdziwą pokutę i nie „wydamy godnych owoców pokuty”[39].

 

 

IV

 

 

Listu tego, którym raz jeszcze czcimy osiemsetną rocznicę urodzin św. Franciszka, nie możemy zakończyć nie wspominając o szczególnym szacunku tego Świętego dla Kościoła i o więzach oddania i przyjaźni, którymi związany był na sposób synowski z Papieżami swojej doby.

 

Św. Franciszek, opierając się na przekonaniu, że kto nie „zbiera” z Kościołem, ten „rozprasza”[40], od samego początku zatroszczył się o to, aby dzieło jego zostało potwierdzone i opatrzone zgodą i pomocą „świętego Rzymskiego Kościoła”, co tymi słowami podał do wiadomości w swojej Regule: „abyśmy zawsze poddani i ulegli rozkazom tego samego Świętego Kościoła i umocnieni w wierze (por. Kol 1,23) katolickiej trwali w ubóstwie i pokorze, i w świętej Ewangelii Pana naszego Jezusa Chrystusa, co mocno postanawiamy”[41].

 

Pierwszy głosiciel życia św. Franciszka to o nim stwierdza: „Przede wszystkim i ponad wszystko uważał, że wiara Świętego Kościoła Rzymskiego powinna być zachowywana, otaczana czcią i naśladowana, bo w jednej tkwi moc zbawienia wszystkich. Z szacunkiem odnosił się do kapłanów, a wszystkich sług Kościoła otaczał wielką miłością”[42].

 

Kościół zaś za ufność pokładaną w nim przez Biedaczynę Chrystusowego tym mu odpłacił, że nie tylko zatwierdził jego Regułę, lecz także obdarzył go szczególnym zaszczytem i łaskawością. Wspomnieliśmy o tej miłości św. Franciszka do Kościoła, kiedy, w orędziu na rozpoczęcie roku poświęconego pamięci tegoż Świętego, to przede wszystkim stwierdziliśmy: „Charyzmat i dar proroczy brata Franciszka przyczyniły się do tego, że wyraźnie się okazało, iż Ewangelia powierzona jest Kościołowi, że należy z niej żyć i ją też przekładać na praktykę i przykład życia w Kościele, za zgodą i poparciem samego Kościoła”[43].

 

Warunki zaś życia, w jakich obecnie Kościół się znajduje, zdają się nakłaniać do wnikliwszego spojrzenia na to, jak w owych czasach św. Franciszek w istocie miał czynny udział w sprawach Kościoła. Tamte bowiem czasy odznaczały się tym, że odnowa liturgiczna i moralna samego Kościoła dokonywała się z dużym rozmachem. Rozmach zaś ten i głębia doprowadziły do IV Lateraneńskiego Soboru Powszechnego, sprawowanego w roku 1215. Chociaż nie mamy pewności, czy św. Franciszek brał udział w posiedzeniach tego Soboru, to jednak nie ulega wątpliwości, że wybitne propozycje i obrady Soboru były mu dokładnie znane; oczywiste jest także wybitne dzieło, które on sam i Zakon przez niego stworzony włożył w wypracowaną przez Sobór odnowę. Z pewnością wyraźnie wywodzi się z kanonów tego Soboru i z listu Papieża Honoriusza II pobożna gorliwość wobec Eucharystii, z jaką Święty z Asyżu usilnie starał się przydać większego piękna kościołom, tabernakulom i naczyniom świętym, a najbardziej, by na powrót zapłonęła miłość do najświętszego Ciała i Krwi Pana naszego Jezusa Chrystusa[44].

 

Ponadto św. Franciszek przyjął wezwanie dotyczące odnowienia pokuty, które Papież Innocenty III przedstawił przemawiając do zgromadzonych na rozpoczęcie Soboru Lateraneńskiego. W słowach tych ów Papież i wspaniały nasz Poprzednik wezwał wszystkich chrześcijan, a zwłaszcza duchownych, do odnowienia duchowego, nawrócenia ku Bogu i poprawy obyczajów; i tak posługując się proroczymi słowami, które czytamy u Ezechiela w rozdziale IX, stwierdził, że litera thau (ostatnia w alfabecie hebrajskim, w kształcie wyrażającym krzyż) jest znakiem tych, którzy „ciało ukrzyżowali z pożądliwościami cielesnymi”[45] i którzy ludzką niedoskonałość opłakują przed Bogiem i nad nią ubolewają: „Ten znak nosi na czole, kto okazał w działaniu skuteczność Krzyża”[46].

 

Z ust Papieża św. Franciszek zaczerpnął i przyswoił sobie to wezwanie do oczyszczenia i odnowy Kościoła. Albowiem od owego dnia — jak mówią przekazy — znak thau miał we czci specjalnej, umieszczał go w pisanych przez siebie listach, czego przykładem jest list do brata Leona, a także w celach braci i w swoich pouczeniach i „jak gdyby — jak mówił św. Bonawentura — cały jego wysiłek zmierzał zgodnie ze słowem proroka do umieszczenia znaku thau na czołach mężów, opłakujących winy i ubolewających nad nimi, rzeczywiście nawróconych do Jezusa Chrystusa”[47].

 

Te i inne fakty świadczą o tym, że św. Franciszek postawił sobie za cel, by dzieło jego pokornie służyło radom wokół odnowy duchowej, wydanym przez hierarchię. Do doprowadzenia zaś tej odnowy do celu sam przyczynił się swoją świętością, czyli pomocą, której nic nie mogło zastąpić. Skoro już całego siebie przysposobił do posłuszeństwa Duchowi Świętemu przez to, że był na podobieństwo Chrystusa Ukrzyżowanego, stał się jakby narzędziem, którym posłużył się tenże Duch Święty, aby Kościół wewnętrznie odnowić i uczynić go świętym i niepokalanym[48]. Mąż Boży, za natchnieniem Bożym — jak zazwyczaj sam twierdził — to jest przynaglony żarem Ducha Świętego, dokonał wszystkiego: wszędzie szukał „Ducha i życia”[49], które to słowa św. Jana z radością sobie przywłaszczał. Stąd właśnie płynęła godna podziwu i skuteczna siła odnowy, zawarta w jego osobie i życiu. I tak stał się on rzeczywistym odnowicielem Kościoła, nie drogą nagany i krytyki, lecz przez świętość.

 

Okres, który Kościół obecnie przeżywa, pod pewnymi względami podobny jest do czasów, w których żył św. Franciszek. Sobór Powszechny Watykański II wydał wielorakie propozycje i wskazówki dotyczące odnowy chrześcijańskiego życia[50]. Prawdą jest jednak, jak napisaliśmy w liście z okazji jubileuszu 1600-lecia I Soboru w Konstantynopolu i 1550-lecia Soboru w Efezie, że „całe przecież dzieło odnowy Kościoła, jakie Sobór Watykański II tak opatrznościowo zamierzył i zapoczątkował (…), nie może się dokonać inaczej, jak tylko w Duchu Świętym, przy pomocy Jego światła i mocy”[51]. Tego zaś rodzaju działanie Ducha Świętego, które jest najwyższej wagi, nie dokonuje się zazwyczaj inaczej, jak tylko przez ludzi, których serca przeniknął do głębi duch Chrystusa i którzy stali się Jego jak gdyby narzędziem, co oznacza, że tegoż Ducha mogą w różnoraki sposób przekazywać braciom.

 

Tak więc pamięć narodzin św. Franciszka, która w tym roku tak uroczyście jest obchodzona, wydaje się Jego jak gdyby narzędziem, co powiedziane, jakby szczególną łaską udzieloną Kościołowi tego czasu. Dar ten wzywa szczególnie ruchy wiernych i nowe siły, wzbudzone dziś w Kościele przez Boga, aby zawsze z mocą jaśniały i trwały w Kościele — jak to uczynił św. Franciszek — by każdy własnym i szczególnym wkładem przyczynił się do osiągnięcia odnowy, a także, by charyzmatem sobie udzielonym z pokorą służył podjętym przez Kościół na II Soborze Watykańskim zadaniom. I dzisiaj, jak w czasach św. Franciszka, potrzebni są ludzie, którzy wkraczać będą w nowość życia przez udział w cierpieniach Chrystusa[52], a ich Duch posłuży budowaniu Królestwa Bożego. Gdyby się to nie dokonało, zachodziłaby obawa, że wskazówki i najlepsze nawet normy tegoż Soboru pozostaną nieskuteczne albo też nie przyniosą owoców, których życzymy sobie dla dobra Kościoła.

 

Wezwanie to Kościół kieruje do wszystkich swoich synów, przede wszystkim zaś z tej okazji do tych, którzy szczególniej wstąpili w ślady Biedaczyny z Asyżu w różnych Zakonach i Zgromadzeniach, które mają go za swego założyciela, czy też starają się naśladować wspaniały sposób jego życia. Kościół oczekuje, by zapaleni nowym płomieniem ducha ofiarowali mu swoją świętość, tak aby w pewien sposób został światu przywrócony ten wielki dar, który w czasach minionych przypadł mu w udziale przez św. Franciszka z Asyżu.

 

Umocnieni tą nadzieją, chętnie udzielamy wam, umiłowani synowie, i Rodzinom Zakonnym, którym przewodzicie, a także siostrom Franciszkankom i wszystkim członkom Trzeciego Zakonu świętego Franciszka Apostolskiego Błogosławieństwa jako zapowiedź darów niebieskich i wyraz naszej miłości.

 

W Rzymie, u świętego Piotra, w dniu 15 sierpnia, w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny 1982 roku, czwartego naszego Pontyfikatu.

 

Jan Paweł II

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin