LU. IV-VI. Szklarski Alfred - 5 - Tajemnicza wyprawa Tomka.pdf
(
950 KB
)
Pobierz
Alfred Szklarski - 5 - Tajemnicza wyprawa Tomka.rtf
ALFRED SZKLARSKI
TAJEMNICZA WYPRAWA TOMKA
W TAJDZE
Gwiazdy gasły nad południowo-wschodnim obszarem Rosyjskiego Dalekiego Wschodu. Poranna szaro
ść
wkradała si
ę
w nocny mrok.
Wkrótce blaski wschodz
ą
cego sło
ń
ca musn
ę
ły kopulaste szczyty gór i po zalesionych stokach spłyn
ę
ły na równinn
ą
, bezkresn
ą
tajg
ę
.
Wzmagaj
ą
ca si
ę
jasno
ść
powoli rozpraszała opary otulaj
ą
ce dziewicz
ą
puszcz
ę
. Z mgieł wyłaniały si
ę
zadziwiaj
ą
ce szczegóły krajobrazu.
Flora wła
ś
ciwa północnej tajdze krzewiła si
ę
tutaj obok południowej ro
ś
linno
ś
ci wschodnioazjatyckich mieszanych lasów Chin i Indii. Winoro
ś
l
oplatała
ś
wierki aja
ń
skie, a korkowce ussuryjskie, orzechy mand
Ŝ
urskie i krzewy skarłowaciałej aralii rosły obok białych brzóz i limb
syberyjskich. Jak okiem si
ę
gn
ąć
, pi
ę
ły si
ę
ku niebu wierzchołki stuletnich cedrów, złotawozielonych modrzewi daurskich, jodeł o białej korze, a
w
ś
ród nich odcinały si
ę
ja
ś
niejsz
ą
zieleni
ą
lipy amurskie, wi
ą
zy, graby, d
ę
by i klony. Promienie słoneczne coraz gł
ę
biej przenikały w mgliste
ost
ę
py nadamurskiej tajgi, w której
ś
cie
Ŝ
ki wydeptane przez renifery krzy
Ŝ
owały si
ę
z tropami tygrysów, a podczas parnego lata jakuckie motyle
o skromnym ubarwieniu ust
ę
powały miejsca wielkim, pi
ę
knym motylom podzwrotnikowym.
W tej okolicy o wschodzie sło
ń
ca tygrysy powracały z nocnych łowów do swych legowisk. Wtedy jedynie ptactwo, zadomowione na
drzewach, wysoko nad ziemi
ą
, odwa
Ŝ
ało si
ę
krzykiem zdradza
ć
swoj
ą
obecno
ść
. Tego jednak poranka nawet ptaki za lada szelestem podrywały
si
ę
do lotu, a dziki zwierz chyłkiem przemykał przez g
ę
stwin
ę
, albowiem odwieczne prawa tajgi zostały naruszone przez najgro
ź
niejszego jej
wroga - człowieka.
Oto grupa tropicieli i łowców zwierz
ą
t wtargn
ę
ła do ost
ę
pu i w pobli
Ŝ
u południowego kra
ń
ca Gór Burejskich rozło
Ŝ
yła si
ę
obozem.
Gdy mrok ust
ą
pił, z mgły
ś
ciel
ą
cej si
ę
na le
ś
nej polanie wyłoniły si
ę
sylwetki kilku namiotów półkoli
ś
cie osłoni
ę
tych taborem wozów. Pod
wozami, przywi
ą
zane do szprych kół, spały kudłate psy. Wewn
ą
trz półkola stały szeregiem podłu
Ŝ
ne skrzynie-klatki, zamykane drzwiczkami z
Ŝ
elaznych pr
ę
tów. Nie opodal obozowiska pasły si
ę
sp
ę
tane konie.
Z jednego namiotu wysun
ą
ł si
ę
niski, barczysty m
ęŜ
czyzna ubrany w spodnie i kurtk
ę
z jeleniej skóry. Bacznie zlustrował wzrokiem okolic
ę
,
ukazuj
ą
c
ś
niad
ą
, sko
ś
nook
ą
twarz o małym nosie i wydatnych ko
ś
ciach policzkowych. Z zadowoleniem stwierdził,
Ŝ
e mgła opada na ziemi
ę
.
Spojrzał w gór
ę
. Zachmurzone prawie od dwóch tygodni niebo nareszcie wypogadzało si
ę
i ja
ś
niało w promieniach wschodz
ą
cego sło
ń
ca.
Pogodny, niemal bezwietrzny
ś
wit zwiastował przerw
ę
w letnich deszczach monsunowych przynoszonych przez południowo-wschodni wiatr
znad oceanu. U
ś
miech pojawił si
ę
na twarzy m
ęŜ
czyzny. Był on przewodnikiem i tropicielem w wyprawie urz
ą
dzonej przez białych łowców
dzikich zwierz
ą
t, przybyłych z dalekiego zamorskiego kraju. Od dawna niecierpliwie oczekiwał na taki wła
ś
nie dzie
ń
, by zako
ń
czy
ć
polowanie
na tygrysy. Potem wyprawa łowiecka miała przenie
ść
swój obóz dalej na zachód od Gór Burejskich, poza bezpo
ś
redni zasi
ę
g letnich deszczów
monsunowych, zatrzymywanych przez pasmo górskie.
M
ęŜ
czyzna powrócił do namiotu, sk
ą
d znów wyszedł na polan
ę
uzbrojony w star
ą
berdank
ę
. Obuty w mi
ę
kkie buty z jeleniej skóry, ruszył
ku g
ę
stwinie. W tej wła
ś
nie chwili z s
ą
siedniego namiotu wyjrzał rosły młodzieniec.
Był to łowca zwierz
ą
t, Tomek Wilmowski, który z ojcem i kilkoma przyjaciółmi przebywał na polowaniu w tajdze amurskiej. Spostrzegł
oddalaj
ą
cego si
ę
m
ęŜ
czyzn
ę
, wi
ę
c na pół ubrany zaraz pobiegł za nim.
- Nuczi, dok
ą
d to si
ę
tak wcze
ś
nie wybierasz? Je
ś
li idziesz na poszukiwanie wytropionych wczoraj tygrysów, to ch
ę
tnie poszedłbym z tob
ą
-
zawołał po rosyjsku, dogoniwszy tropiciela pochodz
ą
cego z tubylczego plemienia Goldów.
Nuczi przystan
ą
ł, odwrócił si
ę
do młodzie
ń
ca i odparł w łamanym rosyjskim, przeplataj
ą
c go słowami ojczystego j
ę
zyka:
- Moja sprawdzi, czy amby s
ą
i wróci po wasza.
- Wiesz przecie
Ŝ
,
Ŝ
e potrafi
ę
podchodzi
ć
zwierzyn
ę
. Nie spłosz
ę
tygrysów, we
ź
mnie ze sob
ą
- prosił Tomek.
Nuczi zadarł głow
ę
, by spojrze
ć
w oczy wysokiemu młodzie
ń
cowi.
- Twoja tak dobry łowca jak stary Gold, ale amby mieszkaj
ą
za sopk
ą
, daleko! Twoja m
ę
czy si
ę
tropi
ć
, a potem nie mo
Ŝ
e szybko łapa
ć
-
odparł.
- No tak, niby masz racj
ę
, Nuczi, ale przy okazji mógłbym upolowa
ć
co
ś
dla naszych tygrysów. Resztk
ę
dzika rozdziel
ę
im teraz. Musz
ę
je
dobrze nakarmi
ć
, aby nie hałasowały cały dzie
ń
. Sam mówiłe
ś
,
Ŝ
e to przeszkadza w łowach - kusił Tomek, maj
ą
c ogromn
ą
ochot
ę
na wypad ze
znakomitym tropicielem zwierz
ą
t.
- Teraz nasza nie mo
Ŝ
e strzela
ć
- stanowczo odpowiedział Nuczi. - Nasza musi złapa
ć
amby, a potem polowa
ć
. Twoja niech nakarmi amby w
klatkach, bo inaczej one złe i gło
ś
no krzycz
ą
do innych braci w tajdze. Wtedy nic z łowów.
- Dobrze, Nuczi, zajm
ę
si
ę
tygrysami.
Gold porozumiewawczo mrugn
ą
ł okiem do zmarkotniałego młodzie
ń
ca, przewiesił strzelb
ę
na pasie przez rami
ę
i
Ŝ
wawym krokiem zaszył
si
ę
w le
ś
n
ą
głusz
ę
. Tomek z nieukrywanym
Ŝ
alem spogl
ą
dał za nim, wszak
Ŝ
e w duchu przyznawał mu słuszno
ść
. Tutaj, w tajdze nadamurskiej,
chwytanie
Ŝ
ywych tygrysów odbywało si
ę
starym sposobem syberyjskich łowców, to znaczy bez udziału licznej nagonki pomagaj
ą
cej osaczy
ć
zwierzyn
ę
. Pogo
ń
tylko kilku my
ś
liwych z psami za tygrysem była bardzo uci
ąŜ
liwa, szczególnie w okolicy sopek, czyli charakterystycznych
wzgórz syberyjskich, cz
ę
sto pochodzenia wulkanicznego. Kilkutygodniowe tropienie drapie
Ŝ
ników w tajdze uwiecznione wprawdzie zostało
złowieniem trzech młodych okazów, lecz zm
ę
czenie mocno dawało si
ę
my
ś
liwym we znaki. Deszczowe lato nie było dobr
ą
por
ą
do polowania.
Rozmi
ę
kła od nadmiaru wody ziemia utrudniała nu
Ŝą
ce po
ś
cigi. Tote
Ŝ
do
ś
wiadczony Nuczi radził odło
Ŝ
y
ć
łowy do bliskiej ju
Ŝ
jesieni,
najlepszej na tym obszarze pory roku. Tłumaczył,
Ŝ
e po okresie deszczów monsunowych bardzo szybko nieraz ustala si
ę
słoneczna i ciepła
pogoda, trwaj
ą
ca do ko
ń
ca wrze
ś
nia lub nawet do pocz
ą
tków pa
ź
dziernika. Pod koniec jesieni, gdy ziemia zaczyna przesycha
ć
i przemarza
ć
,
łatwiej podró
Ŝ
owa
ć
z taborem wozów. Niestety, biali łowcy nie chcieli skorzysta
ć
z dobrej rady. Utkn
ę
li w przesyconej wilgoci
ą
tajdze i kr
ąŜ
yli
po niej jak duchy.
Nuczi znikn
ą
ł w g
ą
szczu. Tomek po cichu powrócił do namiotu. Nie budz
ą
c towarzyszy, zabrał reszt
ę
ubrania, r
ę
cznik i mydło, po czym
pod
ąŜ
ył do pobliskiego strumienia. Wkrótce umyty i ubrany przysiadł na zwalonym przez wichur
ę
pniu drzewa. Przez chwil
ę
nasłuchiwał
podejrzliwie rozgl
ą
daj
ą
c si
ę
wokoło. W obozie w dalszym ci
ą
gu panowała niczym nie zm
ą
cona cisza. Wszyscy dłu
Ŝ
ej wypoczywali przed
zapowiedzianym przez Nucziego nowym polowaniem.
Tomek ostro
Ŝ
nie rozchylił podwójn
ą
skór
ę
pasa i wydobył zwitek papieru. Wygładził go na kolanie. Był to list od jego ciotecznej siostry,
Ireny Karskiej, u której rodziców przez dłu
Ŝ
szy czas przebywał w Warszawie po ucieczce ojca za granic
ę
i
ś
mierci matki.
Tomek zacz
ą
ł czyta
ć
:
Warszawa, 10 maja 1907 r.
Kochany Braciszku!
Prawie rok nie odpisywałam na Twoje listy, z takim ut
ę
sknieniem przez nas oczekiwane. Ze wzgl
ę
du na cenzur
ę
, w korespondencji wysyłanej
poczt
ą
nie mogłam powiadomi
ć
Ci
ę
o pewnym tragicznym wydarzeniu. Dopiero teraz nadarzyła si
ę
okazja wysłania listu inn
ą
drog
ą
. Przyjaciel
Ojca wyje
Ŝ
d
Ŝ
a w sprawach handlowych za granic
ę
i podj
ą
ł si
ę
przemyci
ć
mój list. Wy
ś
le go z Niemiec.
Kochany Tomku, przede wszystkim musz
ę
wyja
ś
ni
ć
przyczyn
ę
mej ostro
Ŝ
no
ś
ci. Otó
Ŝ
Zbyszek został aresztowany i zesłany na Sybir
.
Ty,
Braciszku, najlepiej zrozumiesz, jak strasznym ciosem było to dla nas wszystkich, a szczególnie dla Matki. Pami
ę
tasz przecie
Ŝ
- zawsze bardzo si
ę
obawiała wszelkich spisków politycznych. Gdy Pan Smuga zabrał Ci
ę
od nas do Twego Ojca, my
ś
lała, biedaczka,
Ŝ
e sko
ń
czyły si
ę
dla Niej
1
utrapienia. Jak
Ŝ
e cieszyła si
ę
potem,
Ŝ
e jeste
ś
bezpieczny z dala od Kraju w czasie rewolucji w Rosji i u nas w Królestwie Polskim Mawiała
wtedy,
Ŝ
e Ty masz we krwi rewolucyjnego ducha Twego Ojca i nie usiedziałby
ś
spokojnie podczas zamieszek. Mój Ojciec potakiwał. Stale
nazywa Ci
ę
polskim patriot
ą
.
Oczywi
ś
cie Zbyszek, Witek i ja pragn
ę
li
ś
my Ciebie na
ś
ladowa
ć
. Po zawierusze 1905 roku wiele nadarzyło si
ę
ku temu okazji. Studenci, a za
ich przykładem i uczniowie szkól
ś
rednich rozpocz
ę
li strajki szkolne, domagaj
ą
c si
ę
nauczycieli Polaków i nauczania w j
ę
zyku polskim.
Zbyszek z grup
ą
przyjaciół urz
ą
dzili strajk w swojej szkole. Dyrektor przestraszony buntem wezwał
Ŝ
andarmów. Aresztowali wielu uczniów,
a w
ś
ród nich Zbyszka. Przyznał si
ę
do zorganizowania strajku, aby w ten sposób osłoni
ć
przyjaciół przed represjami. Nawet go nie s
ą
dzono. Po
prostu w trybie administracyjnym zesłano na Sybir. Tylko jeden jedyny raz napisał do nas z Nerczy
ń
ska, przeznaczonego mu na miejsce zesłania.
Podobno otrzymał zaj
ę
cie w składzie futer u kupca Naszkina, lecz z listu biła bezgraniczna t
ę
sknota za domem i Krajem. Biedny chłopiec!
Zapewne potrzebuje pomocy. Kto wie, czy go jeszcze kiedy
ś
ujrzymy...
Agenci policyjni cz
ę
sto kr
ę
c
ą
si
ę
koło naszego domu, wypytuj
ą
dozorc
ę
,
ś
ledz
ą
nas wszystkich...
Tomek nie doko
ń
czył czytania listu, przecie
Ŝ
i tak ju
Ŝ
znał na pami
ęć
ka
Ŝ
de zawarte w nim słowo. Zło
Ŝ
ył go starannie, wsun
ą
ł do schowka w
pasie. Zas
ę
piony rozmy
ś
lał o niezwykłym splocie wydarze
ń
, które rzuciły ich w tajg
ę
syberyjsk
ą
.
Po powrocie z niefortunnej wyprawy do Tybetu otrzymał w Alwarze list Irki razem z korespondencj
ą
z Londynu od swej przyjaciółki -
Australijki Sally. Tomek i jego ojciec bardzo si
ę
zmartwili smutn
ą
wiadomo
ś
ci
ą
z Warszawy. Obydwaj czuli si
ę
dłu
Ŝ
nikami wujostwa Karskich.
Oni to wła
ś
nie zast
ę
powali Tomkowi rodziców. Pomagali mu w najci
ęŜ
szych chwilach
Ŝ
ycia, opiekowali si
ę
jak własnym dzieckiem.
Nie mniej od Wilmowskich przej
ę
li si
ę
tragicznym wydarzeniem ich przyjaciele - Jan Smuga i bosman Tadeusz Nowicki. Przecie
Ŝ
ka
Ŝ
dy z
nich poniósł jak
ąś
ofiar
ę
w walce z zaborczym rosyjskim caratem. Wilmowski i bosman musieli ucieka
ć
z kraju zagro
Ŝ
eni aresztowaniem.
Przyrodni brat Smugi został zesłany na Sybir. Có
Ŝ
z tego,
Ŝ
e dzi
ę
ki szcz
ęś
liwemu zbiegowi okoliczno
ś
ci zdołał umkn
ąć
z zesłania? I tak
przecie
Ŝ
przypłacił to
Ŝ
yciem. Spełniaj
ą
c jego ostatni
ą
wol
ę
, udali si
ę
do dalekich gór Ałtyn-tag, aby zabra
ć
ukryte przez niego przypadkowo
znalezione złoto. Połowa skarbu miała by
ć
przeznaczona na pomoc dla polskich zesła
ń
ców na Syberii. Cała wyprawa, pełna trudów i
niebezpiecze
ń
stw, zako
ń
czyła si
ę
niepowodzeniem. Rumowisko skalne pochłon
ę
ło złoto. Zaledwie wrócili pokonani przez przeciwno
ś
ci losu,
znów si
ę
dowiedzieli o nowym aresztowaniu i zsyłce. Na wspólnej naradzie z przyjazn
ą
im ksi
ęŜ
n
ą
Alwaru i jej bratem Panditem
Davasarmanem, który brał udział w wyprawie do gór Ałtyn-tag, postanowili pomóc Zbyszkowi w ucieczce z Syberii. Los Polaków wydał si
ę
ksi
ęŜ
nej podobny do historii Indusów rz
ą
dzonych przez Anglików. Rozumiej
ą
c ich poło
Ŝ
enie, zaofiarowała Wilmowskim swój jacht
dalekomorski, aby w ten sposób ułatwi
ć
uprowadzenie zesła
ń
ca. Natomiast Pandit Davasarman zaproponował swój udział w wyprawie. Była to
niezwykle cenna pomoc, poniewa
Ŝ
jako pundyta, czyli specjalnie wyszkolony przez Anglików do odbywania ekspedycji geograficznych do
nieznanych krajów Azji, miał olbrzymie do
ś
wiadczenie podró
Ŝ
nicze. Ponadto dysponowanie statkiem umo
Ŝ
liwiało im swobodne poruszanie si
ę
po morzu i uniezale
Ŝ
niało od powszechnie u
Ŝ
ywanych wówczas
ś
rodków komunikacyjnych, b
ę
d
ą
cych pod nadzorem władz.
Smuga i Wilmowski utrzymywali stosunki handlowe ze znanym w całym
ś
wiecie Hagenbeckiem, wła
ś
cicielem przedsi
ę
biorstwa
sprowadzaj
ą
cego z ró
Ŝ
nych krajów
ś
wiata dzikie zwierz
ę
ta do ogrodów zoologicznych i cyrków. Dzi
ę
ki temu udało im si
ę
uzyska
ć
jego poparcie
urz
ą
dzenia wyprawy łowieckiej na Syberi
ę
. Mimo to Wilmowski i bosman, jako poszukiwani przez policj
ę
carsk
ą
, nie mogli si
ę
uda
ć
na tereny
rosyjskie pod własnymi nazwiskami. Tote
Ŝ
Davasarman, wykorzystuj
ą
c swe wpływy u władz angielskich w Indiach, postarał si
ę
o dokumenty,
w których Wilmowski figurował jako “obywatel angielski Brown, preparator skór zwierz
ę
cych”, a bosman jako “Niemiec Brol, pogromca
zwierz
ą
t”. Tak wi
ę
c pod pretekstem łowienia okazów fauny syberyjskiej wyprawa uzyskała zezwolenie władz rosyjskich na polowanie w tajdze
Dalekiego Wschodu. Obecnie około dwóch miesi
ę
cy tropili tygrysy i głowili si
ę
, w jaki sposób maj
ą
upozorowa
ć
konieczno
ść
dotarcia do
Nerczy
ń
ska, le
Ŝą
cego w Kraju Zabajkalskim. Nie tylko bezkresna i cz
ę
sto zupełnie bezdro
Ŝ
na kraina utrudniała im wykonanie niebezpiecznego
przedsi
ę
wzi
ę
cia.
Davasarman nie brał udziału w łowach. Przebywał na statku zakotwiczonym w zatoce portowej Złotego Rogu we Władywostoku, gotów w
ka
Ŝ
dej chwili do wyruszenia w morze, i oczekiwał na dalsze instrukcje. Ł
ą
cznikiem mi
ę
dzy dowódc
ą
statku a wypraw
ą
“łowieck
ą
” był
Udad
Ŝ
alaka - zaufany towarzysz Pandita Davasarmana w wielu ekspedycjach badawczych do ró
Ŝ
nych krajów Azji.
Tomek siedział pogr
ąŜ
ony w rozmy
ś
laniach. Czy zdołaj
ą
dotrze
ć
do Nerczy
ń
ska? Czy zastan
ą
tam Zbyszka i czy go uwolni
ą
? Z kieszeni
kurtki wydobył map
ę
. Wzrokiem odszukał pot
ęŜ
n
ą
rzek
ę
Amur, utworzon
ą
z poł
ą
czenia rzek Szyłka i Argu
ń
, bior
ą
cych pocz
ą
tek u brzegu
pustyni Gobi. Po zlaniu si
ę
tych dwóch rzek w jedno koryto Amur zataczał szeroki łuk ku południowi i dopiero w pobli
Ŝ
u miejsca, gdzie Sungari
- prawy dopływ - wpadał do
ń
, zawracał na północo-wschód. Wła
ś
nie w najdalej wysuni
ę
tym na południe zakolu Amuru, pomi
ę
dzy lewym
dopływem - Burej
ą
i prawym - Sungari, widniał na mapie grubo zakre
ś
lony ołówkiem czarny krzy
Ŝ
yk. Oznaczał on obozowisko rozło
Ŝ
one w
pobli
Ŝ
u lewego brzegu rzeki.
Młodzieniec zafrasowany spogl
ą
dał na map
ę
. Pierwszy i najłatwiejszy etap wyprawy z portu we Władywostoku do Chabarowska przebyli
kolej
ą
, zbudowan
ą
na terytorium rosyjskim wzdłu
Ŝ
rzeki Ussuri. W Chabarowsku ko
ń
czył si
ę
tor kolejowy; dalej w kierunku na zachód, na
przestrzeni około tysi
ą
ca dwustu kilometrów wzdłu
Ŝ
lewego brzegu Amuru a
Ŝ
do Ruchłowa ci
ą
gn
ą
ł si
ę
jedynie stary, przewa
Ŝ
nie wyboisty trakt
syberyjski. Dopiero od Ruchłowa rozpoczynał si
ę
znów tor kolejowy do Nerczy
ń
ska i Czyty w Kraju Zabajkalskim.
W owym czasie najdłu
Ŝ
sza na
ś
wiecie kolej transsyberyjska przebiegała z Moskwy przez Ural, południow
ą
Syberi
ę
do Czyty, a stamt
ą
d, jako
kolej Wschodnio-Chi
ń
ska, przecinała Mand
Ŝ
uri
ę
i ko
ń
czyła si
ę
we Władywostoku nad Oceanem Spokojnym.
W wyniku wojny rosyjsko-japo
ń
skiej Rosja musiała opu
ś
ci
ć
Mand
Ŝ
uri
ę
, zachowuj
ą
c jedynie w swoich r
ę
kach kolej Wschodnio-Chi
ń
sk
ą
, na
wył
ą
czonym pasie ziemi wzdłu
Ŝ
toru, z szeregiem osad rozrzuconych po kraju, w których skupiała si
ę
rosyjska administracja kolei. Rz
ą
d carski,
chc
ą
c uniezale
Ŝ
ni
ć
si
ę
na wypadek utracenia kolei w Mand
Ŝ
urii, postanowił zbudowa
ć
poł
ą
czenie kolejowe mi
ę
dzy Ruchłowem i
Chabarowskiem wzdłu
Ŝ
lewego brzegu Amura. W ten sposób kolej transsyberyjska miała otrzyma
ć
nowy odcinek, biegn
ą
cy od Czyty przez
Ruchłowo, Chabarowsk do Władywostoku. Wówczas Tomek i jego towarzysze po opuszczeniu Chabarowska znale
ź
li si
ę
w dziewiczej tajdze,
która oddzielała ich od Kraju Zabajkalskiego . Tomek, zamy
ś
lony, nie usłyszał cichych kroków, tote
Ŝ
zmieszał si
ę
poczuwszy czyj
ąś
dło
ń
na
swym ramieniu. Szybko odwrócił głow
ę
. Odetchn
ą
ł z ulg
ą
ujrzawszy Smug
ę
.
- Przestraszyłem si
ę
,
Ŝ
e kto
ś
obcy przydybał mnie na studiowaniu mapy.
- Musisz by
ć
ostro
Ŝ
niejszy, Tomku - Lepiej, aby nikt nie spostrzegł, ze tak bardzo interesuje nas topografia kraju - odparł Smuga. - Poza tym
ź
le reagujesz na zaskoczenie. Staraj si
ę
panowa
ć
nad sob
ą
. Stałe
ś
si
ę
nerwowy, mój chłopcze! Na innych wyprawach byłe
ś
bardziej opanowany.
Usiadł obok Tomka, ten za
ś
pochylił si
ę
ku przyjacielowi i
ś
ciszonym głosem wyrzucił z siebie jednym tchem.
- Od czasu, gdy isprawnik w Chabarowsku narzucił nam swego agenta na “opiekuna” wyprawy, nie mog
ę
wprost zapanowa
ć
nad sob
ą
. Czy
w tych warunkach uda nam si
ę
dotrze
ć
do Zbyszka?! Poza tym boj
ę
si
ę
o ojca i bosmana.
- Niepotrzebnie si
ę
denerwujesz. Obydwaj maj
ą
dokumenty wystawione na obce nazwiska i doskonale graj
ą
swoje role. Je
ś
li sami
zachowamy dostateczn
ą
ostro
Ŝ
no
ść
, nikt ich nie zdemaskuje.
- Codziennie powtarzam to sobie chyba z tysi
ą
c razy, ale te
ś
widruj
ą
ce, podejrzliwe oczy szpicla wyprowadzaj
ą
mnie z równowagi.
- Nie taki diabeł straszny, jak go maluj
ą
- odpowiedział Smuga.,- On pilnuje nas, a my jego. Udad
Ŝ
alaka nie spuszcza go z oka. Gdyby zacz
ą
ł
bru
ź
dzi
ć
, po cichu zgasimy go jak
ś
wieczk
ę
.
2
- To tak niesamowicie przebywa
ć
z kim
ś
, kto czyha na nas, a my na niego.
- Ka
Ŝ
dy przyzwoity człowiek brzydzi si
ę
kreci
ą
robot
ą
, lecz dobrowolnie wle
ź
li
ś
my w paszcz
ę
nied
ź
wiedziowi i nie mo
Ŝ
emy dopu
ś
ci
ć
do
tego, aby nieopatrzne kłapni
ę
cie kłami odci
ę
ło nam odwrót.
- To prawda, prosz
ę
pana - przyznał Tomek. - Przecie
Ŝ
tu chodzi nie tylko o nas, ale i o Zbyszka.
- Słuchaj, Tomku! Znajdujemy si
ę
na wojennej wyprawie. Ty, jako honorowy członek szczepu Apaczów, powiniene
ś
pami
ę
ta
ć
,
Ŝ
e
najwa
Ŝ
niejsze cechy wojownika to cierpliwo
ść
, rozwaga oraz milczenie.
- Widocznie kiepski ze mnie wojownik...
- Nie gadaj głupstw! - skarcił go Smuga. - Po prostu jeste
ś
w gor
ą
cej wodzie k
ą
pany. Niecierpliwi ci
ę
długie polowanie, chciałby
ś
ju
Ŝ
by
ć
w
Nerczy
ń
sku. Odzyskasz pewno
ść
siebie, gdy przyst
ą
pimy do wła
ś
ciwej akcji.
- Oby tak było!
- Mo
Ŝ
esz na mnie polega
ć
, znam ci
ę
dobrze. Obrali
ś
cie mnie dowódc
ą
wyprawy, wszyscy wi
ę
c musicie mi ufa
ć
. Zwłoka jest konieczna.
Mamy zezwolenie na polowanie w Kraju Nadamurskim. St
ą
d daleko do Nerczy
ń
ska. Dlatego te
Ŝ
siedzimy w tajdze mimo niedogodnej pory na
łowy. Musimy jako
ś
wyprowadzi
ć
w pole władze rosyjskie.
- Czy pan ju
Ŝ
obmy
ś
lił plan działania?
- Tak. Przesuniemy si
ę
za Błagowieszcze
ń
sk. Tam znów rozło
Ŝ
ymy obóz, w którym pozostanie twój ojciec, jako najbardziej zagro
Ŝ
ony.
Tymczasem my dwaj, bosman i Udad
Ŝ
alaka spróbujemy dotrze
ć
do Nerczy
ń
ska. Rzecz oczywista,
Ŝ
e Pawłowa musimy nakłoni
ć
do pozostania z
twoim ojcem, w tym jednak moja głowa. Najbardziej kłopocz
ę
si
ę
, w jaki sposób mogliby
ś
my ukry
ć
Zbyszka w obozie, aby szpicel niczego nie
wypatrzył. Mówi
ę
ci o tym, gdy
Ŝ
sam nie mog
ę
niczego wymy
ś
li
ć
. Licz
ę
na twój spryt. Zastanów si
ę
nad tym. Czas zaczyna nagli
ć
, nadchodzi
tak oczekiwana przez nas pora roku, najdogodniejsza do podró
Ŝ
owania ko
ń
mi.
- Wiem, prosz
ę
pana. Postaram si
ę
co
ś
wykombinowa
ć
.
- Tylko nie rozmawiaj z nikim na ten temat. Tak bezpieczniej dla nas wszystkich.
Nie opodal zaszczekały gło
ś
no psy. Smuga powstał z pnia.
- Zanosi si
ę
na pogod
ę
- powiedział po chwili, spogl
ą
daj
ą
c w niebo. - Je
ś
li Nuczi odnajdzie tropy tygrysów, b
ę
dziemy mieli pracowity dzie
ń
.
Nasi ju
Ŝ
si
ę
przebudzili, chod
ź
my na
ś
niadanie.
Tomek patrzył na Smug
ę
niemal z uwielbieniem. Bezmierna odwaga, uczciwo
ść
i wyrozumiało
ść
wsz
ę
dzie zjednywały mu przyjaciół.
Wszyscy szanowali go i słuchali rozkazów, jakby było rzecz
ą
zupełnie naturaln
ą
,
Ŝ
e tam gdzie on przebywał, nikt inny nie mógł przewodzi
ć
.
Tote
Ŝ
teraz Tomek czuł si
ę
niezwykle dumny,
Ŝ
e Smuga zwrócił si
ę
wła
ś
nie do niego z pro
ś
b
ą
o rad
ę
.
W obozie zastali krz
ą
taj
ą
cych si
ę
towarzyszy. Olbrzymi bosman Nowicki, pełni
ą
cy mi
ę
dzy innymi funkcj
ę
rusznikarza, siedział z
podwini
ę
tymi nogami na rozło
Ŝ
onym na ziemi kocu. Po
ś
piesznie czy
ś
cił bro
ń
. Od razu mo
Ŝ
na było dostrzec,
Ŝ
e nie jest w zbyt dobrym humorze.
Podczas tej wyprawy łowieckiej, szczególnie w obecno
ś
ci Rosjan i krajowców, Tomek oraz jego towarzysze rozmawiali po rosyjsku. Nie
sprawiało im to specjalnej trudno
ś
ci, poniewa
Ŝ
ucz
ę
szczali swego czasu do szkół w Królestwie Polskim, w których wówczas obowi
ą
zuj
ą
cym
j
ę
zykiem wykładowym był wła
ś
nie j
ę
zyk rosyjski. Udad
Ŝ
alaka natomiast nauczył si
ę
wielu słów podczas poprzednich wypraw z Panditem
Davasarmanem do krajów Azji
Ś
rodkowej.
Bosman, zaledwie ujrzał Tomka, natychmiast dał upust złemu nastrojowi, gło
ś
no odzywaj
ą
c si
ę
po rosyjsku:
- W tym piekielnym kraju robactwo ju
Ŝ
za
Ŝ
ycia konsumuje człowieka. Zamiast kry
ć
si
ę
w krzakach, lepiej, brachu, przygotuj siatki
ochronne na łby, bo skóra sw
ę
dzi mnie nawet na sam
ą
my
ś
l o bezwietrznej pogodzie!
Tomek ze współczuciem spojrzał na przyjaciela. Jego zapuchni
ę
t
ą
twarz i kark pokrywały krwawi
ą
ce strupy. Wprawdzie meszki, b
ę
d
ą
ce
plag
ą
syberyjskiej tajgi, mocno dokuczały wszystkim łowcom, lecz poczciwy marynarz ucierpiał od nich wi
ę
cej ni
Ŝ
inni. Szczególnie w
bezwietrzne, słoneczne dni b
ą
d
ź
te
Ŝ
przed deszczem oraz o zmroku olbrzymie chmary tych najdrobniejszych muchówek komarowatych
pojawiały si
ę
w tajdze, natr
ę
tnie napastuj
ą
c ludzi i zwierz
ę
ta.
Wsz
ę
dzie ich było pełno: tworzyły odra
Ŝ
aj
ą
cy ko
Ŝ
uch na wodzie w wiadrze, pływały w zupie w garnku czy talerzu, zaczepiały si
ę
o tkanin
ę
ubrania, właziły w oczy, uszy, nosy, przenikały za koszul
ę
, a ukłucia
Ŝ
arłocznych, krwio
Ŝ
erczych samiczek powodowały na ludzkim ciele
sw
ę
dz
ą
ce ranki. Po pewnym czasie organizm człowieka sam si
ę
uodporniał i opuchlizna znikała, ale nieszcz
ę
sny bosman, w przeciwie
ń
stwie do
towarzyszy, w dalszym ci
ą
gu nie doznawał ulgi.
Tomek zbli
Ŝ
ył si
ę
do nachmurzonego marynarza.
- Zaraz przynios
ę
siatki, chocia
Ŝ
niewygodnie jest biega
ć
po lesie z osłoni
ę
t
ą
głow
ą
- odezwał si
ę
. - Nazbieram te
Ŝ
smolnych szczap,
Ŝ
eby
ś
my mogli po zmierzchu dymem odgania
ć
meszki. Prawd
ę
mówi
ą
c, dziwne to,
Ŝ
e wła
ś
nie do pana tak si
ę
przyczepiły te dokuczliwe owady.
My prawie ju
Ŝ
nie odczuwamy ukłu
ć
.
- Ha, diabelski to pomiot, nie mo
Ŝ
na wszak
Ŝ
e powiedzie
ć
,
Ŝ
e niewybredny - odparł bosman i wymownie spogl
ą
daj
ą
c zapuchni
ę
tymi oczami
w kierunku Pawłowa, dodał: - Mówił mi jeden uczony,
Ŝ
e meszka nie uk
ą
si ani ci
ęŜ
ko chorego, ani obłudnego drania. W jednym i drugim widzi
facetów wybieraj
ą
cych si
ę
na tamten
ś
wiat, a truposzów nie k
ą
sa.
Tomek z trudem stłumił wesoło
ść
, słysz
ą
c przymówk
ę
wyra
ź
nie skierowan
ą
do Pawłowa, uodpornionego ju
Ŝ
na uk
ą
szenia meszek.
Natomiast trzej synowie Nucziego, obdarzeni jak wszyscy Goldowie poczuciem humoru, roze
ś
miali si
ę
gło
ś
no.
- Dobrze twoja mówi, zwierz od razu pozna zły człowiek - wtr
ą
cił jeden z nich.
- Was równie
Ŝ
nie gryz
ą
meszki - powiedział Tomek, daj
ą
c nieznacznie znak bosmanowi, aby niepotrzebnie nie dra
Ŝ
nił agenta.
- Gnus m
ą
dry, on wie,
Ŝ
e Gold dziecko tajgi. Gnus i Gold swój człowiek. Swój swego nie gryzie - odpowiedział Nanaj i domy
ś
lnie mrugn
ą
ł
okiem.
- Zamiast
Ŝ
artowa
ć
, lepiej przygotujcie si
ę
do łowów - polecił Smuga. - Tylko patrze
ć
powrotu Nucziego. Sprawd
ź
cie liny, zajmijcie si
ę
psami. Pan Pawłow nie lubi si
ę
ugania
ć
za tygrysami, wi
ę
c chyba jak zwykle zostanie w obozie na stra
Ŝ
y?
- Wy tu naczalstwo, wi
ę
c wasza wola! Ju
Ŝ
ja dobrze przypilnuj
ę
obozu - zgodził si
ę
Pawłow.
- A przy okazji poszperam w jukach - mrukn
ą
ł bosman do Tomka.
- Zamknij buzi
ę
na kłódk
ę
, panie Brol - szepn
ą
ł Tomek. - Czy koniecznie chcesz zwróci
ć
na siebie jego uwag
ę
?
Pan Brol, czyli bosman Nowicki, zakl
ą
ł pod nosem, lecz zostawił agenta w spokoju, zwłaszcza
Ŝ
e Wilmowski zawołał wszystkich na
poranny posiłek.
3
SYBERYJSKIE POLOWANIE
Nuczi wrócił, nim sko
ń
czyli
ś
niadanie. Według jego relacji tygrysica z dwoma małymi znajdowała si
ę
w odległo
ś
ci około trzech kilometrów
od obozu. Szybko uzgodnili plan polowania. Bosman z Udad
Ŝ
alak
ą
mieli strzałami odp
ę
dzi
ć
tygrysic
ę
od potomstwa, natomiast Nuczi, jego trzej
synowie, Tomek, Smuga oraz Wilmowski powinni osaczy
ć
kociaki. Pawłow, jak uprzednio ustalono, podj
ą
ł si
ę
roli stra
Ŝ
nika obozu.
Wkrótce ruszyli w tajg
ę
. Na przedzie kroczył Nuczi, za nim jego synowie z trzema psami na smyczy, a potem reszta łowców z czterema
ogarami. Tomek zamykał pochód, szedł tu
Ŝ
za bosmanem.
Im dalej zagł
ę
biali si
ę
w ost
ę
p, tym w
ę
drówka stawała si
ę
bardziej uci
ąŜ
liwa. Ledwie widoczny kr
ę
ty
ś
lad
ś
cie
Ŝ
yny cz
ę
sto gin
ą
ł w g
ą
szczu
krzewów głogu, cierni i jałowca, oplatanych go
ś
cem-powojnic
ą
, zwan
ą
przez Jakutów “sieciami diabła”. Czasem musieli nakłada
ć
drogi, by
obej
ść
zwalone przez wiatr drzewa. W cienkiej warstwie gleby le
ś
ne olbrzymy nie mogły zbyt gł
ę
boko zapuszcza
ć
korzeni, tote
Ŝ
kładły si
ę
pokotem pod podmuchem wichury i tworzyły trudne do przebycia zapory. Niekiedy stanowiły je wiekowe drzewa. Nad
Ŝ
arte próchnic
ą
same
padały na ziemi
ę
jakby w bałwochwalczym pokłonie przed wszechwładnym czasem.
Ogrom dziewiczej tajgi budził w sercach ludzkich l
ę
k przed czym
ś
nieznanym, kryj
ą
cym si
ę
w jej gł
ę
bi. Na pozór wydawała si
ę
ponura i
milcz
ą
ca, lecz baczny wzrok łowców co chwila odczytywał jak
ąś
now
ą
tajemnic
ę
. Tu
Ŝ
przy
ś
cie
Ŝ
ce pod spróchniałym zwalonym pniem
znajdował si
ę
barłóg nied
ź
wiedzi. Nieco dalej, na małym pagórku, zadomowił si
ę
Ŝ
arłoczny bunduruk, jeden z najmniejszych na
ś
wiecie
drapie
Ŝ
ników. Wła
ś
nie na uschłych gał
ę
ziach przewróconego d
ę
bu przewietrzał swoje przysmaki: grzybki, korzonki i orzechy, których zapasy
gromadził nieraz na dwa lata. Za pagórkiem wiła si
ę
ś
cie
Ŝ
ka wydeptana przez jelenie, w rozło
Ŝ
ystej lipie wokół sporej dziupli kr
ąŜ
yły pszczoły -
tam na pewno mo
Ŝ
na znale
źć
aromatyczny le
ś
ny miód.
Tomek ciekawie rozgl
ą
dał si
ę
po ost
ę
pie. W t
ę
stron
ę
tajgi zapuszczali si
ę
po raz pierwszy. Nuczi prowadził, niemal si
ę
nie zatrzymuj
ą
c.
Tomek szedł ostatni. Wła
ś
nie mign
ę
ła mu w g
ą
szczu kr
ę
pa posta
ć
starego tropiciela, budz
ą
c pewne wspomnienia.
Wynaj
ę
cie Nucziego oraz jego synów jako tropicieli zwierzyny na t
ę
niebezpieczn
ą
wypraw
ę
nie było dziełem przypadku. Wilmowski znał
ich z opowiada
ń
byłego zesła
ń
ca na Syberi
ę
, z którym przed własn
ą
ucieczk
ą
z kraju stykał si
ę
w Warszawie w konspiracyjnej pracy
rewolucyjnej. Dzi
ę
ki temu po przybyciu do Chabarowska, pami
ę
taj
ą
c relacje polskiego zesła
ń
ca, odszukał w puszczy sadyb
ę
Nucziego i nakłonił
go do wzi
ę
cia udziału w łowach.
Wybór starego Golda na przewodnika i tropiciela okazał si
ę
bardzo korzystny. Nuczi był prawdziwym synem tajgi. Urodził si
ę
w niej,
wychował, ona za
ś
Ŝ
ywiła go i dawała schronienie, nic wi
ę
c dziwnego,
Ŝ
e znał wszystkie jej tajniki i kochał jak własn
ą
matk
ę
, czasem nieco zbyt
surow
ą
, lecz zawsze przygarniaj
ą
c
ą
swoje dzieci.
Pewnego razu podczas polowania, słysz
ą
c utyskiwania bosmana na “diabelski kraj”, Gold zapewniał Tomka,
Ŝ
e kto bli
Ŝ
ej pozna tajg
ę
, ten
pó
ź
niej t
ę
skni za ni
ą
, je
ś
li zmuszony jest opu
ś
ci
ć
j
ą
na jaki
ś
czas. Te wywody przypomniały Tomkowi ich przewodnika z wyprawy australijskiej,
krajowca Tony’ego. On wtedy równie
Ŝ
mówił mu o uroku rzuconym na w
ę
drowców przez busz australijski.
Z zamy
ś
lenia wyrwał nagle Tomka cichy okrzyk bosmana Nowickiego.
- A niech to wieloryb połknie...! - zakl
ą
ł marynarz swoim zwyczajem, odskakuj
ą
c od karłowatej kolczastej palmy.
Bosman przełaził przez zwalon
ą
kłod
ę
i dla utrzymania równowagi oparł si
ę
o pie
ń
stoj
ą
cego przy
ś
cie
Ŝ
ce d
ę
bu. Naraz pod naporem jego
pot
ęŜ
nego cielska skruszyła si
ę
kora i r
ę
ka a
Ŝ
po łokie
ć
wpadła w spróchniałe drzewo. Marynarz przestraszył si
ę
,
Ŝ
e s
ę
dziwy “staruszek” mo
Ŝ
e
run
ąć
lada chwila, wielkim skokiem znalazł si
ę
w bezpiecznej odległo
ś
ci od pnia, lecz wtedy wła
ś
nie otarł si
ę
o skarłowaciał
ą
, kolczast
ą
palm
ę
.
Zakl
ą
ł, szybko cofaj
ą
c pokłut
ą
r
ę
k
ę
. Tomek podbiegł do przyjaciela, by pomóc my wydoby
ć
wbite w dło
ń
kolce.
- A có
Ŝ
to za piekielne nasienie?! - burczał marynarz. - Niby to palemka, a szczerzy kły jak kaktus!
- W g
ą
szczu tajgi nie mo
Ŝ
na tak skaka
ć
na o
ś
lep - powiedział Tomek. - To dalekowschodnia aralia, swego rodzaju osobliwo
ść
w tych
stronach...
- Daj mi
ś
wi
ę
ty spokój z botanik
ą
- ofukn
ą
ł go bosman. - Łeb ju
Ŝ
mam naznaczony przez przekl
ę
te meszki, a teraz do kompletu napuchnie
mi łapa!
Zaraz wszak
Ŝ
e ucichli, gdy
Ŝ
przewodnik przystan
ą
ł, pochylony nad ziemi
ą
uwa
Ŝ
nie rozgl
ą
dał si
ę
wokoło. Wszyscy zatrzymali si
ę
natychmiast. Tomek podszedł do Nucziego i przykucn
ą
ł, by lepiej widzie
ć
.
- Bardzo
ś
wie
Ŝ
y trop - szepn
ą
ł, badaj
ą
c du
Ŝ
e wgł
ę
bienia wyci
ś
ni
ę
te w ziemi. - Tygrys, niezawodnie tygrys! S
ą
dz
ą
c po rozrzucie
ś
ladów oraz
ich rozmiarach, musi to by
ć
starszy okaz...
- Dobrze mówi, dobrze! - pochwalił Nuczi.
- Dlaczego on tak ci
ęŜ
ko st
ą
pał? - gło
ś
no zastanawiał si
ę
Tomek, zach
ę
cony pochwał
ą
wytrawnego tropiciela.
Posun
ą
ł si
ę
kilka kroków wzdłu
Ŝ
tropów.
- S
ą
tu krople krwi, mo
Ŝ
e kto
ś
go zranił? - monologował. - Nie, nie! Z powodu rany nie st
ą
pałby tak ci
ęŜ
ko. Ju
Ŝ
wiem! D
ź
wigał upolowane
zwierz
ę
! Na krzaku cierni zaczepiło si
ę
troch
ę
jasnobrunatnej sier
ś
ci. Przypomina mi ona pewnego jelenia.
Smuga wyprzedził Tomka, równie
Ŝ
badaj
ą
c
ś
lady. Słyszał wywody młodego przyjaciela i u
ś
miechał si
ę
zadowolony.
- Słuszne wyci
ą
gasz wnioski! - przytakn
ą
ł. - Mo
Ŝ
e uda ci si
ę
jeszcze dokładniej okre
ś
li
ć
zwierz
ę
upolowane przez tygrysa.
Tomek pomy
ś
lał chwil
ę
, po czym rzekł:
- Wył
ą
cznie w lasach południowej Syberii
Ŝ
yje odmiana szlachetnego jelenia, zwana maralem. Mógł to równie
Ŝ
by
ć
ło
ś
lub ren.
- Nie, mój drogi, to nie był maral ani ło
ś
, ani ren - odpowiedział Smuga. - Pójd
ź
jeszcze nieco dalej!
Tomek wolno posuwał si
ę
wzdłu
Ŝ
zbocza starannie badaj
ą
c wyra
ź
ne tropy.
- Mo
Ŝ
e to był jele
ń
Dybowskiego? - rzekł. - Przypominam sobie,
Ŝ
e Dybowski na zesłaniu na Syberii odkrył nowy gatunek jelenia, nazwany
jego imieniem. Jele
ń
ten wygl
ą
dem przypomina indyjskiego jelenia aksis. Na ciemnej sier
ś
ci posiada kilka nieregularnych rz
ę
dów białych plam.
- Brawo, Tomku, masz doskonał
ą
pami
ęć
- pochwalił Wilmowski.
- Nie zgaduj, chłopcze, szukaj dalej, to nie był jele
ń
Dybowskiego - ponaglił Smuga. - Jele
ń
ten
Ŝ
yje bardziej na południu, w Kraju
Ussuryjskim.
Tomek przykl
ę
kn
ą
ł. Głow
ę
nisko pochylił ku ziemi. Na zgniecionej trawie widniały jakie
ś
plamy. Urwał jedno złamane
ź
d
ź
bło. Zaledwie
przysun
ą
ł je do nosa, wydał cichy okrzyk triumfu. Trawa splamiona była kleist
ą
, ciemn
ą
mas
ą
wydaj
ą
c
ą
przejmuj
ą
cy zapach.
- Ju
Ŝ
wiem, to pi
Ŝ
mowiec - zawołał do towarzyszy. - Tygrys ci
ą
gn
ą
c go po ziemi rozerwał mu pazurami woreczek na podbrzuszu,
wydzielaj
ą
cy pi
Ŝ
mo.
- No, no, naprawd
ę
jeste
ś
ju
Ŝ
ś
wietnym tropicielem - przyznał Smuga.
- Gapa ze mnie! Pan szybciej odkrył wo
ń
pi
Ŝ
ma.
- Faktycznie łepetyn
ę
nosisz nie od parady - wtr
ą
cił bosman.
- Niuchasz po ziemi niczym ogar. Poka
Ŝ
no t
ę
trawk
ę
, ciekaw jestem, jak pachnie pi
Ŝ
mo!
Ostro
Ŝ
nie pow
ą
chał, skrzywił si
ę
i mrukn
ą
ł:
- Tak samo zalatywało w jednej mydlarni na Powi
ś
lu, dok
ą
d moja staruszka posyłała mnie po bielidło.
- Pi
Ŝ
mo jest w cenie. Wykorzystuje si
ę
je w produkcji leków oraz wyrobów perfumeryjnych jako
ś
rodek utrwalaj
ą
cy zapach - wyja
ś
nił
4
Plik z chomika:
chomiczunio51
Inne pliki z tego folderu:
LP. IV-VI. Bahdaj Adam - Gdzie twój dom, Telemachu.pdf
(1297 KB)
LP. IV-VI. Bunsch Karol - Dzikowy skarb.pdf
(1656 KB)
LP. IV-VI. Prus Bolesław - Katarynka.pdf
(104 KB)
LP. VII-IX. Domagalik Janusz - Koniec wakacji.pdf
(759 KB)
LP. VII-IX. Mickiewicz Adam - Grażyna.pdf
(386 KB)
Inne foldery tego chomika:
@ NOWE foldery
◙ SITA J.Angielski
█▬█ █ ▀█▀ MUZA+🎧+ (🔑)
█MUZA
✔Fiszki
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin