LU. IV-VI. Szklarski Alfred - 5 - Tajemnicza wyprawa Tomka.pdf

(950 KB) Pobierz
Alfred Szklarski - 5 - Tajemnicza wyprawa Tomka.rtf
ALFRED SZKLARSKI
TAJEMNICZA WYPRAWA TOMKA
 
W TAJDZE
Gwiazdy gasły nad południowo-wschodnim obszarem Rosyjskiego Dalekiego Wschodu. Poranna szaro ść wkradała si ę w nocny mrok.
Wkrótce blaski wschodz ą cego sło ń ca musn ę ły kopulaste szczyty gór i po zalesionych stokach spłyn ę ły na równinn ą , bezkresn ą tajg ę .
Wzmagaj ą ca si ę jasno ść powoli rozpraszała opary otulaj ą ce dziewicz ą puszcz ę . Z mgieł wyłaniały si ę zadziwiaj ą ce szczegóły krajobrazu.
Flora wła ś ciwa północnej tajdze krzewiła si ę tutaj obok południowej ro ś linno ś ci wschodnioazjatyckich mieszanych lasów Chin i Indii. Winoro ś l
oplatała ś wierki aja ń skie, a korkowce ussuryjskie, orzechy mand Ŝ urskie i krzewy skarłowaciałej aralii rosły obok białych brzóz i limb
syberyjskich. Jak okiem si ę gn ąć , pi ę ły si ę ku niebu wierzchołki stuletnich cedrów, złotawozielonych modrzewi daurskich, jodeł o białej korze, a
w ś ród nich odcinały si ę ja ś niejsz ą zieleni ą lipy amurskie, wi ą zy, graby, d ę by i klony. Promienie słoneczne coraz gł ę biej przenikały w mgliste
ost ę py nadamurskiej tajgi, w której ś cie Ŝ ki wydeptane przez renifery krzy Ŝ owały si ę z tropami tygrysów, a podczas parnego lata jakuckie motyle
o skromnym ubarwieniu ust ę powały miejsca wielkim, pi ę knym motylom podzwrotnikowym.
W tej okolicy o wschodzie sło ń ca tygrysy powracały z nocnych łowów do swych legowisk. Wtedy jedynie ptactwo, zadomowione na
drzewach, wysoko nad ziemi ą , odwa Ŝ ało si ę krzykiem zdradza ć swoj ą obecno ść . Tego jednak poranka nawet ptaki za lada szelestem podrywały
si ę do lotu, a dziki zwierz chyłkiem przemykał przez g ę stwin ę , albowiem odwieczne prawa tajgi zostały naruszone przez najgro ź niejszego jej
wroga - człowieka.
Oto grupa tropicieli i łowców zwierz ą t wtargn ę ła do ost ę pu i w pobli Ŝ u południowego kra ń ca Gór Burejskich rozło Ŝ yła si ę obozem.
Gdy mrok ust ą pił, z mgły ś ciel ą cej si ę na le ś nej polanie wyłoniły si ę sylwetki kilku namiotów półkoli ś cie osłoni ę tych taborem wozów. Pod
wozami, przywi ą zane do szprych kół, spały kudłate psy. Wewn ą trz półkola stały szeregiem podłu Ŝ ne skrzynie-klatki, zamykane drzwiczkami z
Ŝ elaznych pr ę tów. Nie opodal obozowiska pasły si ę sp ę tane konie.
Z jednego namiotu wysun ą ł si ę niski, barczysty m ęŜ czyzna ubrany w spodnie i kurtk ę z jeleniej skóry. Bacznie zlustrował wzrokiem okolic ę ,
ukazuj ą c ś niad ą , sko ś nook ą twarz o małym nosie i wydatnych ko ś ciach policzkowych. Z zadowoleniem stwierdził, Ŝ e mgła opada na ziemi ę .
Spojrzał w gór ę . Zachmurzone prawie od dwóch tygodni niebo nareszcie wypogadzało si ę i ja ś niało w promieniach wschodz ą cego sło ń ca.
Pogodny, niemal bezwietrzny ś wit zwiastował przerw ę w letnich deszczach monsunowych przynoszonych przez południowo-wschodni wiatr
znad oceanu. U ś miech pojawił si ę na twarzy m ęŜ czyzny. Był on przewodnikiem i tropicielem w wyprawie urz ą dzonej przez białych łowców
dzikich zwierz ą t, przybyłych z dalekiego zamorskiego kraju. Od dawna niecierpliwie oczekiwał na taki wła ś nie dzie ń , by zako ń czy ć polowanie
na tygrysy. Potem wyprawa łowiecka miała przenie ść swój obóz dalej na zachód od Gór Burejskich, poza bezpo ś redni zasi ę g letnich deszczów
monsunowych, zatrzymywanych przez pasmo górskie.
M ęŜ czyzna powrócił do namiotu, sk ą d znów wyszedł na polan ę uzbrojony w star ą berdank ę . Obuty w mi ę kkie buty z jeleniej skóry, ruszył
ku g ę stwinie. W tej wła ś nie chwili z s ą siedniego namiotu wyjrzał rosły młodzieniec.
Był to łowca zwierz ą t, Tomek Wilmowski, który z ojcem i kilkoma przyjaciółmi przebywał na polowaniu w tajdze amurskiej. Spostrzegł
oddalaj ą cego si ę m ęŜ czyzn ę , wi ę c na pół ubrany zaraz pobiegł za nim.
- Nuczi, dok ą d to si ę tak wcze ś nie wybierasz? Je ś li idziesz na poszukiwanie wytropionych wczoraj tygrysów, to ch ę tnie poszedłbym z tob ą -
zawołał po rosyjsku, dogoniwszy tropiciela pochodz ą cego z tubylczego plemienia Goldów.
Nuczi przystan ą ł, odwrócił si ę do młodzie ń ca i odparł w łamanym rosyjskim, przeplataj ą c go słowami ojczystego j ę zyka:
- Moja sprawdzi, czy amby s ą i wróci po wasza.
- Wiesz przecie Ŝ , Ŝ e potrafi ę podchodzi ć zwierzyn ę . Nie spłosz ę tygrysów, we ź mnie ze sob ą - prosił Tomek.
Nuczi zadarł głow ę , by spojrze ć w oczy wysokiemu młodzie ń cowi.
- Twoja tak dobry łowca jak stary Gold, ale amby mieszkaj ą za sopk ą , daleko! Twoja m ę czy si ę tropi ć , a potem nie mo Ŝ e szybko łapa ć -
odparł.
- No tak, niby masz racj ę , Nuczi, ale przy okazji mógłbym upolowa ć co ś dla naszych tygrysów. Resztk ę dzika rozdziel ę im teraz. Musz ę je
dobrze nakarmi ć , aby nie hałasowały cały dzie ń . Sam mówiłe ś , Ŝ e to przeszkadza w łowach - kusił Tomek, maj ą c ogromn ą ochot ę na wypad ze
znakomitym tropicielem zwierz ą t.
- Teraz nasza nie mo Ŝ e strzela ć - stanowczo odpowiedział Nuczi. - Nasza musi złapa ć amby, a potem polowa ć . Twoja niech nakarmi amby w
klatkach, bo inaczej one złe i gło ś no krzycz ą do innych braci w tajdze. Wtedy nic z łowów.
- Dobrze, Nuczi, zajm ę si ę tygrysami.
Gold porozumiewawczo mrugn ą ł okiem do zmarkotniałego młodzie ń ca, przewiesił strzelb ę na pasie przez rami ę i Ŝ wawym krokiem zaszył
si ę w le ś n ą głusz ę . Tomek z nieukrywanym Ŝ alem spogl ą dał za nim, wszak Ŝ e w duchu przyznawał mu słuszno ść . Tutaj, w tajdze nadamurskiej,
chwytanie Ŝ ywych tygrysów odbywało si ę starym sposobem syberyjskich łowców, to znaczy bez udziału licznej nagonki pomagaj ą cej osaczy ć
zwierzyn ę . Pogo ń tylko kilku my ś liwych z psami za tygrysem była bardzo uci ąŜ liwa, szczególnie w okolicy sopek, czyli charakterystycznych
wzgórz syberyjskich, cz ę sto pochodzenia wulkanicznego. Kilkutygodniowe tropienie drapie Ŝ ników w tajdze uwiecznione wprawdzie zostało
złowieniem trzech młodych okazów, lecz zm ę czenie mocno dawało si ę my ś liwym we znaki. Deszczowe lato nie było dobr ą por ą do polowania.
Rozmi ę kła od nadmiaru wody ziemia utrudniała nu Ŝą ce po ś cigi. Tote Ŝ do ś wiadczony Nuczi radził odło Ŝ y ć łowy do bliskiej ju Ŝ jesieni,
najlepszej na tym obszarze pory roku. Tłumaczył, Ŝ e po okresie deszczów monsunowych bardzo szybko nieraz ustala si ę słoneczna i ciepła
pogoda, trwaj ą ca do ko ń ca wrze ś nia lub nawet do pocz ą tków pa ź dziernika. Pod koniec jesieni, gdy ziemia zaczyna przesycha ć i przemarza ć ,
łatwiej podró Ŝ owa ć z taborem wozów. Niestety, biali łowcy nie chcieli skorzysta ć z dobrej rady. Utkn ę li w przesyconej wilgoci ą tajdze i kr ąŜ yli
po niej jak duchy.
Nuczi znikn ą ł w g ą szczu. Tomek po cichu powrócił do namiotu. Nie budz ą c towarzyszy, zabrał reszt ę ubrania, r ę cznik i mydło, po czym
pod ąŜ ył do pobliskiego strumienia. Wkrótce umyty i ubrany przysiadł na zwalonym przez wichur ę pniu drzewa. Przez chwil ę nasłuchiwał
podejrzliwie rozgl ą daj ą c si ę wokoło. W obozie w dalszym ci ą gu panowała niczym nie zm ą cona cisza. Wszyscy dłu Ŝ ej wypoczywali przed
zapowiedzianym przez Nucziego nowym polowaniem.
Tomek ostro Ŝ nie rozchylił podwójn ą skór ę pasa i wydobył zwitek papieru. Wygładził go na kolanie. Był to list od jego ciotecznej siostry,
Ireny Karskiej, u której rodziców przez dłu Ŝ szy czas przebywał w Warszawie po ucieczce ojca za granic ę i ś mierci matki.
Tomek zacz ą ł czyta ć :
Warszawa, 10 maja 1907 r.
Kochany Braciszku!
Prawie rok nie odpisywałam na Twoje listy, z takim ut ę sknieniem przez nas oczekiwane. Ze wzgl ę du na cenzur ę , w korespondencji wysyłanej
poczt ą nie mogłam powiadomi ć Ci ę o pewnym tragicznym wydarzeniu. Dopiero teraz nadarzyła si ę okazja wysłania listu inn ą drog ą . Przyjaciel
Ojca wyje Ŝ d Ŝ a w sprawach handlowych za granic ę i podj ą ł si ę przemyci ć mój list. Wy ś le go z Niemiec.
Kochany Tomku, przede wszystkim musz ę wyja ś ni ć przyczyn ę mej ostro Ŝ no ś ci. Otó Ŝ Zbyszek został aresztowany i zesłany na Sybir . Ty,
Braciszku, najlepiej zrozumiesz, jak strasznym ciosem było to dla nas wszystkich, a szczególnie dla Matki. Pami ę tasz przecie Ŝ - zawsze bardzo si ę
obawiała wszelkich spisków politycznych. Gdy Pan Smuga zabrał Ci ę od nas do Twego Ojca, my ś lała, biedaczka, Ŝ e sko ń czyły si ę dla Niej
1
utrapienia. Jak Ŝ e cieszyła si ę potem, Ŝ e jeste ś bezpieczny z dala od Kraju w czasie rewolucji w Rosji i u nas w Królestwie Polskim Mawiała
wtedy, Ŝ e Ty masz we krwi rewolucyjnego ducha Twego Ojca i nie usiedziałby ś spokojnie podczas zamieszek. Mój Ojciec potakiwał. Stale
nazywa Ci ę polskim patriot ą .
Oczywi ś cie Zbyszek, Witek i ja pragn ę li ś my Ciebie na ś ladowa ć . Po zawierusze 1905 roku wiele nadarzyło si ę ku temu okazji. Studenci, a za
ich przykładem i uczniowie szkól ś rednich rozpocz ę li strajki szkolne, domagaj ą c si ę nauczycieli Polaków i nauczania w j ę zyku polskim.
Zbyszek z grup ą przyjaciół urz ą dzili strajk w swojej szkole. Dyrektor przestraszony buntem wezwał Ŝ andarmów. Aresztowali wielu uczniów,
a w ś ród nich Zbyszka. Przyznał si ę do zorganizowania strajku, aby w ten sposób osłoni ć przyjaciół przed represjami. Nawet go nie s ą dzono. Po
prostu w trybie administracyjnym zesłano na Sybir. Tylko jeden jedyny raz napisał do nas z Nerczy ń ska, przeznaczonego mu na miejsce zesłania.
Podobno otrzymał zaj ę cie w składzie futer u kupca Naszkina, lecz z listu biła bezgraniczna t ę sknota za domem i Krajem. Biedny chłopiec!
Zapewne potrzebuje pomocy. Kto wie, czy go jeszcze kiedy ś ujrzymy...
Agenci policyjni cz ę sto kr ę c ą si ę koło naszego domu, wypytuj ą dozorc ę , ś ledz ą nas wszystkich...
Tomek nie doko ń czył czytania listu, przecie Ŝ i tak ju Ŝ znał na pami ęć ka Ŝ de zawarte w nim słowo. Zło Ŝ ył go starannie, wsun ą ł do schowka w
pasie. Zas ę piony rozmy ś lał o niezwykłym splocie wydarze ń , które rzuciły ich w tajg ę syberyjsk ą .
Po powrocie z niefortunnej wyprawy do Tybetu otrzymał w Alwarze list Irki razem z korespondencj ą z Londynu od swej przyjaciółki -
Australijki Sally. Tomek i jego ojciec bardzo si ę zmartwili smutn ą wiadomo ś ci ą z Warszawy. Obydwaj czuli si ę dłu Ŝ nikami wujostwa Karskich.
Oni to wła ś nie zast ę powali Tomkowi rodziców. Pomagali mu w najci ęŜ szych chwilach Ŝ ycia, opiekowali si ę jak własnym dzieckiem.
Nie mniej od Wilmowskich przej ę li si ę tragicznym wydarzeniem ich przyjaciele - Jan Smuga i bosman Tadeusz Nowicki. Przecie Ŝ ka Ŝ dy z
nich poniósł jak ąś ofiar ę w walce z zaborczym rosyjskim caratem. Wilmowski i bosman musieli ucieka ć z kraju zagro Ŝ eni aresztowaniem.
Przyrodni brat Smugi został zesłany na Sybir. Có Ŝ z tego, Ŝ e dzi ę ki szcz ęś liwemu zbiegowi okoliczno ś ci zdołał umkn ąć z zesłania? I tak
przecie Ŝ przypłacił to Ŝ yciem. Spełniaj ą c jego ostatni ą wol ę , udali si ę do dalekich gór Ałtyn-tag, aby zabra ć ukryte przez niego przypadkowo
znalezione złoto. Połowa skarbu miała by ć przeznaczona na pomoc dla polskich zesła ń ców na Syberii. Cała wyprawa, pełna trudów i
niebezpiecze ń stw, zako ń czyła si ę niepowodzeniem. Rumowisko skalne pochłon ę ło złoto. Zaledwie wrócili pokonani przez przeciwno ś ci losu,
znów si ę dowiedzieli o nowym aresztowaniu i zsyłce. Na wspólnej naradzie z przyjazn ą im ksi ęŜ n ą Alwaru i jej bratem Panditem
Davasarmanem, który brał udział w wyprawie do gór Ałtyn-tag, postanowili pomóc Zbyszkowi w ucieczce z Syberii. Los Polaków wydał si ę
ksi ęŜ nej podobny do historii Indusów rz ą dzonych przez Anglików. Rozumiej ą c ich poło Ŝ enie, zaofiarowała Wilmowskim swój jacht
dalekomorski, aby w ten sposób ułatwi ć uprowadzenie zesła ń ca. Natomiast Pandit Davasarman zaproponował swój udział w wyprawie. Była to
niezwykle cenna pomoc, poniewa Ŝ jako pundyta, czyli specjalnie wyszkolony przez Anglików do odbywania ekspedycji geograficznych do
nieznanych krajów Azji, miał olbrzymie do ś wiadczenie podró Ŝ nicze. Ponadto dysponowanie statkiem umo Ŝ liwiało im swobodne poruszanie si ę
po morzu i uniezale Ŝ niało od powszechnie u Ŝ ywanych wówczas ś rodków komunikacyjnych, b ę d ą cych pod nadzorem władz.
Smuga i Wilmowski utrzymywali stosunki handlowe ze znanym w całym ś wiecie Hagenbeckiem, wła ś cicielem przedsi ę biorstwa
sprowadzaj ą cego z ró Ŝ nych krajów ś wiata dzikie zwierz ę ta do ogrodów zoologicznych i cyrków. Dzi ę ki temu udało im si ę uzyska ć jego poparcie
urz ą dzenia wyprawy łowieckiej na Syberi ę . Mimo to Wilmowski i bosman, jako poszukiwani przez policj ę carsk ą , nie mogli si ę uda ć na tereny
rosyjskie pod własnymi nazwiskami. Tote Ŝ Davasarman, wykorzystuj ą c swe wpływy u władz angielskich w Indiach, postarał si ę o dokumenty,
w których Wilmowski figurował jako “obywatel angielski Brown, preparator skór zwierz ę cych”, a bosman jako “Niemiec Brol, pogromca
zwierz ą t”. Tak wi ę c pod pretekstem łowienia okazów fauny syberyjskiej wyprawa uzyskała zezwolenie władz rosyjskich na polowanie w tajdze
Dalekiego Wschodu. Obecnie około dwóch miesi ę cy tropili tygrysy i głowili si ę , w jaki sposób maj ą upozorowa ć konieczno ść dotarcia do
Nerczy ń ska, le Ŝą cego w Kraju Zabajkalskim. Nie tylko bezkresna i cz ę sto zupełnie bezdro Ŝ na kraina utrudniała im wykonanie niebezpiecznego
przedsi ę wzi ę cia.
Davasarman nie brał udziału w łowach. Przebywał na statku zakotwiczonym w zatoce portowej Złotego Rogu we Władywostoku, gotów w
ka Ŝ dej chwili do wyruszenia w morze, i oczekiwał na dalsze instrukcje. Ł ą cznikiem mi ę dzy dowódc ą statku a wypraw ą “łowieck ą ” był
Udad Ŝ alaka - zaufany towarzysz Pandita Davasarmana w wielu ekspedycjach badawczych do ró Ŝ nych krajów Azji.
Tomek siedział pogr ąŜ ony w rozmy ś laniach. Czy zdołaj ą dotrze ć do Nerczy ń ska? Czy zastan ą tam Zbyszka i czy go uwolni ą ? Z kieszeni
kurtki wydobył map ę . Wzrokiem odszukał pot ęŜ n ą rzek ę Amur, utworzon ą z poł ą czenia rzek Szyłka i Argu ń , bior ą cych pocz ą tek u brzegu
pustyni Gobi. Po zlaniu si ę tych dwóch rzek w jedno koryto Amur zataczał szeroki łuk ku południowi i dopiero w pobli Ŝ u miejsca, gdzie Sungari
- prawy dopływ - wpadał do ń , zawracał na północo-wschód. Wła ś nie w najdalej wysuni ę tym na południe zakolu Amuru, pomi ę dzy lewym
dopływem - Burej ą i prawym - Sungari, widniał na mapie grubo zakre ś lony ołówkiem czarny krzy Ŝ yk. Oznaczał on obozowisko rozło Ŝ one w
pobli Ŝ u lewego brzegu rzeki.
Młodzieniec zafrasowany spogl ą dał na map ę . Pierwszy i najłatwiejszy etap wyprawy z portu we Władywostoku do Chabarowska przebyli
kolej ą , zbudowan ą na terytorium rosyjskim wzdłu Ŝ rzeki Ussuri. W Chabarowsku ko ń czył si ę tor kolejowy; dalej w kierunku na zachód, na
przestrzeni około tysi ą ca dwustu kilometrów wzdłu Ŝ lewego brzegu Amuru a Ŝ do Ruchłowa ci ą gn ą ł si ę jedynie stary, przewa Ŝ nie wyboisty trakt
syberyjski. Dopiero od Ruchłowa rozpoczynał si ę znów tor kolejowy do Nerczy ń ska i Czyty w Kraju Zabajkalskim.
W owym czasie najdłu Ŝ sza na ś wiecie kolej transsyberyjska przebiegała z Moskwy przez Ural, południow ą Syberi ę do Czyty, a stamt ą d, jako
kolej Wschodnio-Chi ń ska, przecinała Mand Ŝ uri ę i ko ń czyła si ę we Władywostoku nad Oceanem Spokojnym.
W wyniku wojny rosyjsko-japo ń skiej Rosja musiała opu ś ci ć Mand Ŝ uri ę , zachowuj ą c jedynie w swoich r ę kach kolej Wschodnio-Chi ń sk ą , na
wył ą czonym pasie ziemi wzdłu Ŝ toru, z szeregiem osad rozrzuconych po kraju, w których skupiała si ę rosyjska administracja kolei. Rz ą d carski,
chc ą c uniezale Ŝ ni ć si ę na wypadek utracenia kolei w Mand Ŝ urii, postanowił zbudowa ć poł ą czenie kolejowe mi ę dzy Ruchłowem i
Chabarowskiem wzdłu Ŝ lewego brzegu Amura. W ten sposób kolej transsyberyjska miała otrzyma ć nowy odcinek, biegn ą cy od Czyty przez
Ruchłowo, Chabarowsk do Władywostoku. Wówczas Tomek i jego towarzysze po opuszczeniu Chabarowska znale ź li si ę w dziewiczej tajdze,
która oddzielała ich od Kraju Zabajkalskiego . Tomek, zamy ś lony, nie usłyszał cichych kroków, tote Ŝ zmieszał si ę poczuwszy czyj ąś dło ń na
swym ramieniu. Szybko odwrócił głow ę . Odetchn ą ł z ulg ą ujrzawszy Smug ę .
- Przestraszyłem si ę , Ŝ e kto ś obcy przydybał mnie na studiowaniu mapy.
- Musisz by ć ostro Ŝ niejszy, Tomku - Lepiej, aby nikt nie spostrzegł, ze tak bardzo interesuje nas topografia kraju - odparł Smuga. - Poza tym
ź le reagujesz na zaskoczenie. Staraj si ę panowa ć nad sob ą . Stałe ś si ę nerwowy, mój chłopcze! Na innych wyprawach byłe ś bardziej opanowany.
Usiadł obok Tomka, ten za ś pochylił si ę ku przyjacielowi i ś ciszonym głosem wyrzucił z siebie jednym tchem.
- Od czasu, gdy isprawnik w Chabarowsku narzucił nam swego agenta na “opiekuna” wyprawy, nie mog ę wprost zapanowa ć nad sob ą . Czy
w tych warunkach uda nam si ę dotrze ć do Zbyszka?! Poza tym boj ę si ę o ojca i bosmana.
- Niepotrzebnie si ę denerwujesz. Obydwaj maj ą dokumenty wystawione na obce nazwiska i doskonale graj ą swoje role. Je ś li sami
zachowamy dostateczn ą ostro Ŝ no ść , nikt ich nie zdemaskuje.
- Codziennie powtarzam to sobie chyba z tysi ą c razy, ale te ś widruj ą ce, podejrzliwe oczy szpicla wyprowadzaj ą mnie z równowagi.
- Nie taki diabeł straszny, jak go maluj ą - odpowiedział Smuga.,- On pilnuje nas, a my jego. Udad Ŝ alaka nie spuszcza go z oka. Gdyby zacz ą ł
bru ź dzi ć , po cichu zgasimy go jak ś wieczk ę .
2
- To tak niesamowicie przebywa ć z kim ś , kto czyha na nas, a my na niego.
- Ka Ŝ dy przyzwoity człowiek brzydzi si ę kreci ą robot ą , lecz dobrowolnie wle ź li ś my w paszcz ę nied ź wiedziowi i nie mo Ŝ emy dopu ś ci ć do
tego, aby nieopatrzne kłapni ę cie kłami odci ę ło nam odwrót.
- To prawda, prosz ę pana - przyznał Tomek. - Przecie Ŝ tu chodzi nie tylko o nas, ale i o Zbyszka.
- Słuchaj, Tomku! Znajdujemy si ę na wojennej wyprawie. Ty, jako honorowy członek szczepu Apaczów, powiniene ś pami ę ta ć , Ŝ e
najwa Ŝ niejsze cechy wojownika to cierpliwo ść , rozwaga oraz milczenie.
- Widocznie kiepski ze mnie wojownik...
- Nie gadaj głupstw! - skarcił go Smuga. - Po prostu jeste ś w gor ą cej wodzie k ą pany. Niecierpliwi ci ę długie polowanie, chciałby ś ju Ŝ by ć w
Nerczy ń sku. Odzyskasz pewno ść siebie, gdy przyst ą pimy do wła ś ciwej akcji.
- Oby tak było!
- Mo Ŝ esz na mnie polega ć , znam ci ę dobrze. Obrali ś cie mnie dowódc ą wyprawy, wszyscy wi ę c musicie mi ufa ć . Zwłoka jest konieczna.
Mamy zezwolenie na polowanie w Kraju Nadamurskim. St ą d daleko do Nerczy ń ska. Dlatego te Ŝ siedzimy w tajdze mimo niedogodnej pory na
łowy. Musimy jako ś wyprowadzi ć w pole władze rosyjskie.
- Czy pan ju Ŝ obmy ś lił plan działania?
- Tak. Przesuniemy si ę za Błagowieszcze ń sk. Tam znów rozło Ŝ ymy obóz, w którym pozostanie twój ojciec, jako najbardziej zagro Ŝ ony.
Tymczasem my dwaj, bosman i Udad Ŝ alaka spróbujemy dotrze ć do Nerczy ń ska. Rzecz oczywista, Ŝ e Pawłowa musimy nakłoni ć do pozostania z
twoim ojcem, w tym jednak moja głowa. Najbardziej kłopocz ę si ę , w jaki sposób mogliby ś my ukry ć Zbyszka w obozie, aby szpicel niczego nie
wypatrzył. Mówi ę ci o tym, gdy Ŝ sam nie mog ę niczego wymy ś li ć . Licz ę na twój spryt. Zastanów si ę nad tym. Czas zaczyna nagli ć , nadchodzi
tak oczekiwana przez nas pora roku, najdogodniejsza do podró Ŝ owania ko ń mi.
- Wiem, prosz ę pana. Postaram si ę co ś wykombinowa ć .
- Tylko nie rozmawiaj z nikim na ten temat. Tak bezpieczniej dla nas wszystkich.
Nie opodal zaszczekały gło ś no psy. Smuga powstał z pnia.
- Zanosi si ę na pogod ę - powiedział po chwili, spogl ą daj ą c w niebo. - Je ś li Nuczi odnajdzie tropy tygrysów, b ę dziemy mieli pracowity dzie ń .
Nasi ju Ŝ si ę przebudzili, chod ź my na ś niadanie.
Tomek patrzył na Smug ę niemal z uwielbieniem. Bezmierna odwaga, uczciwo ść i wyrozumiało ść wsz ę dzie zjednywały mu przyjaciół.
Wszyscy szanowali go i słuchali rozkazów, jakby było rzecz ą zupełnie naturaln ą , Ŝ e tam gdzie on przebywał, nikt inny nie mógł przewodzi ć .
Tote Ŝ teraz Tomek czuł si ę niezwykle dumny, Ŝ e Smuga zwrócił si ę wła ś nie do niego z pro ś b ą o rad ę .
W obozie zastali krz ą taj ą cych si ę towarzyszy. Olbrzymi bosman Nowicki, pełni ą cy mi ę dzy innymi funkcj ę rusznikarza, siedział z
podwini ę tymi nogami na rozło Ŝ onym na ziemi kocu. Po ś piesznie czy ś cił bro ń . Od razu mo Ŝ na było dostrzec, Ŝ e nie jest w zbyt dobrym humorze.
Podczas tej wyprawy łowieckiej, szczególnie w obecno ś ci Rosjan i krajowców, Tomek oraz jego towarzysze rozmawiali po rosyjsku. Nie
sprawiało im to specjalnej trudno ś ci, poniewa Ŝ ucz ę szczali swego czasu do szkół w Królestwie Polskim, w których wówczas obowi ą zuj ą cym
j ę zykiem wykładowym był wła ś nie j ę zyk rosyjski. Udad Ŝ alaka natomiast nauczył si ę wielu słów podczas poprzednich wypraw z Panditem
Davasarmanem do krajów Azji Ś rodkowej.
Bosman, zaledwie ujrzał Tomka, natychmiast dał upust złemu nastrojowi, gło ś no odzywaj ą c si ę po rosyjsku:
- W tym piekielnym kraju robactwo ju Ŝ za Ŝ ycia konsumuje człowieka. Zamiast kry ć si ę w krzakach, lepiej, brachu, przygotuj siatki
ochronne na łby, bo skóra sw ę dzi mnie nawet na sam ą my ś l o bezwietrznej pogodzie!
Tomek ze współczuciem spojrzał na przyjaciela. Jego zapuchni ę t ą twarz i kark pokrywały krwawi ą ce strupy. Wprawdzie meszki, b ę d ą ce
plag ą syberyjskiej tajgi, mocno dokuczały wszystkim łowcom, lecz poczciwy marynarz ucierpiał od nich wi ę cej ni Ŝ inni. Szczególnie w
bezwietrzne, słoneczne dni b ą d ź te Ŝ przed deszczem oraz o zmroku olbrzymie chmary tych najdrobniejszych muchówek komarowatych
pojawiały si ę w tajdze, natr ę tnie napastuj ą c ludzi i zwierz ę ta.
Wsz ę dzie ich było pełno: tworzyły odra Ŝ aj ą cy ko Ŝ uch na wodzie w wiadrze, pływały w zupie w garnku czy talerzu, zaczepiały si ę o tkanin ę
ubrania, właziły w oczy, uszy, nosy, przenikały za koszul ę , a ukłucia Ŝ arłocznych, krwio Ŝ erczych samiczek powodowały na ludzkim ciele
sw ę dz ą ce ranki. Po pewnym czasie organizm człowieka sam si ę uodporniał i opuchlizna znikała, ale nieszcz ę sny bosman, w przeciwie ń stwie do
towarzyszy, w dalszym ci ą gu nie doznawał ulgi.
Tomek zbli Ŝ ył si ę do nachmurzonego marynarza.
- Zaraz przynios ę siatki, chocia Ŝ niewygodnie jest biega ć po lesie z osłoni ę t ą głow ą - odezwał si ę . - Nazbieram te Ŝ smolnych szczap,
Ŝ eby ś my mogli po zmierzchu dymem odgania ć meszki. Prawd ę mówi ą c, dziwne to, Ŝ e wła ś nie do pana tak si ę przyczepiły te dokuczliwe owady.
My prawie ju Ŝ nie odczuwamy ukłu ć .
- Ha, diabelski to pomiot, nie mo Ŝ na wszak Ŝ e powiedzie ć , Ŝ e niewybredny - odparł bosman i wymownie spogl ą daj ą c zapuchni ę tymi oczami
w kierunku Pawłowa, dodał: - Mówił mi jeden uczony, Ŝ e meszka nie uk ą si ani ci ęŜ ko chorego, ani obłudnego drania. W jednym i drugim widzi
facetów wybieraj ą cych si ę na tamten ś wiat, a truposzów nie k ą sa.
Tomek z trudem stłumił wesoło ść , słysz ą c przymówk ę wyra ź nie skierowan ą do Pawłowa, uodpornionego ju Ŝ na uk ą szenia meszek.
Natomiast trzej synowie Nucziego, obdarzeni jak wszyscy Goldowie poczuciem humoru, roze ś miali si ę gło ś no.
- Dobrze twoja mówi, zwierz od razu pozna zły człowiek - wtr ą cił jeden z nich.
- Was równie Ŝ nie gryz ą meszki - powiedział Tomek, daj ą c nieznacznie znak bosmanowi, aby niepotrzebnie nie dra Ŝ nił agenta.
- Gnus m ą dry, on wie, Ŝ e Gold dziecko tajgi. Gnus i Gold swój człowiek. Swój swego nie gryzie - odpowiedział Nanaj i domy ś lnie mrugn ą ł
okiem.
- Zamiast Ŝ artowa ć , lepiej przygotujcie si ę do łowów - polecił Smuga. - Tylko patrze ć powrotu Nucziego. Sprawd ź cie liny, zajmijcie si ę
psami. Pan Pawłow nie lubi si ę ugania ć za tygrysami, wi ę c chyba jak zwykle zostanie w obozie na stra Ŝ y?
- Wy tu naczalstwo, wi ę c wasza wola! Ju Ŝ ja dobrze przypilnuj ę obozu - zgodził si ę Pawłow.
- A przy okazji poszperam w jukach - mrukn ą ł bosman do Tomka.
- Zamknij buzi ę na kłódk ę , panie Brol - szepn ą ł Tomek. - Czy koniecznie chcesz zwróci ć na siebie jego uwag ę ?
Pan Brol, czyli bosman Nowicki, zakl ą ł pod nosem, lecz zostawił agenta w spokoju, zwłaszcza Ŝ e Wilmowski zawołał wszystkich na
poranny posiłek.
3
SYBERYJSKIE POLOWANIE
Nuczi wrócił, nim sko ń czyli ś niadanie. Według jego relacji tygrysica z dwoma małymi znajdowała si ę w odległo ś ci około trzech kilometrów
od obozu. Szybko uzgodnili plan polowania. Bosman z Udad Ŝ alak ą mieli strzałami odp ę dzi ć tygrysic ę od potomstwa, natomiast Nuczi, jego trzej
synowie, Tomek, Smuga oraz Wilmowski powinni osaczy ć kociaki. Pawłow, jak uprzednio ustalono, podj ą ł si ę roli stra Ŝ nika obozu.
Wkrótce ruszyli w tajg ę . Na przedzie kroczył Nuczi, za nim jego synowie z trzema psami na smyczy, a potem reszta łowców z czterema
ogarami. Tomek zamykał pochód, szedł tu Ŝ za bosmanem.
Im dalej zagł ę biali si ę w ost ę p, tym w ę drówka stawała si ę bardziej uci ąŜ liwa. Ledwie widoczny kr ę ty ś lad ś cie Ŝ yny cz ę sto gin ą ł w g ą szczu
krzewów głogu, cierni i jałowca, oplatanych go ś cem-powojnic ą , zwan ą przez Jakutów “sieciami diabła”. Czasem musieli nakłada ć drogi, by
obej ść zwalone przez wiatr drzewa. W cienkiej warstwie gleby le ś ne olbrzymy nie mogły zbyt gł ę boko zapuszcza ć korzeni, tote Ŝ kładły si ę
pokotem pod podmuchem wichury i tworzyły trudne do przebycia zapory. Niekiedy stanowiły je wiekowe drzewa. Nad Ŝ arte próchnic ą same
padały na ziemi ę jakby w bałwochwalczym pokłonie przed wszechwładnym czasem.
Ogrom dziewiczej tajgi budził w sercach ludzkich l ę k przed czym ś nieznanym, kryj ą cym si ę w jej gł ę bi. Na pozór wydawała si ę ponura i
milcz ą ca, lecz baczny wzrok łowców co chwila odczytywał jak ąś now ą tajemnic ę . Tu Ŝ przy ś cie Ŝ ce pod spróchniałym zwalonym pniem
znajdował si ę barłóg nied ź wiedzi. Nieco dalej, na małym pagórku, zadomowił si ę Ŝ arłoczny bunduruk, jeden z najmniejszych na ś wiecie
drapie Ŝ ników. Wła ś nie na uschłych gał ę ziach przewróconego d ę bu przewietrzał swoje przysmaki: grzybki, korzonki i orzechy, których zapasy
gromadził nieraz na dwa lata. Za pagórkiem wiła si ę ś cie Ŝ ka wydeptana przez jelenie, w rozło Ŝ ystej lipie wokół sporej dziupli kr ąŜ yły pszczoły -
tam na pewno mo Ŝ na znale źć aromatyczny le ś ny miód.
Tomek ciekawie rozgl ą dał si ę po ost ę pie. W t ę stron ę tajgi zapuszczali si ę po raz pierwszy. Nuczi prowadził, niemal si ę nie zatrzymuj ą c.
Tomek szedł ostatni. Wła ś nie mign ę ła mu w g ą szczu kr ę pa posta ć starego tropiciela, budz ą c pewne wspomnienia.
Wynaj ę cie Nucziego oraz jego synów jako tropicieli zwierzyny na t ę niebezpieczn ą wypraw ę nie było dziełem przypadku. Wilmowski znał
ich z opowiada ń byłego zesła ń ca na Syberi ę , z którym przed własn ą ucieczk ą z kraju stykał si ę w Warszawie w konspiracyjnej pracy
rewolucyjnej. Dzi ę ki temu po przybyciu do Chabarowska, pami ę taj ą c relacje polskiego zesła ń ca, odszukał w puszczy sadyb ę Nucziego i nakłonił
go do wzi ę cia udziału w łowach.
Wybór starego Golda na przewodnika i tropiciela okazał si ę bardzo korzystny. Nuczi był prawdziwym synem tajgi. Urodził si ę w niej,
wychował, ona za ś Ŝ ywiła go i dawała schronienie, nic wi ę c dziwnego, Ŝ e znał wszystkie jej tajniki i kochał jak własn ą matk ę , czasem nieco zbyt
surow ą , lecz zawsze przygarniaj ą c ą swoje dzieci.
Pewnego razu podczas polowania, słysz ą c utyskiwania bosmana na “diabelski kraj”, Gold zapewniał Tomka, Ŝ e kto bli Ŝ ej pozna tajg ę , ten
ź niej t ę skni za ni ą , je ś li zmuszony jest opu ś ci ć j ą na jaki ś czas. Te wywody przypomniały Tomkowi ich przewodnika z wyprawy australijskiej,
krajowca Tony’ego. On wtedy równie Ŝ mówił mu o uroku rzuconym na w ę drowców przez busz australijski.
Z zamy ś lenia wyrwał nagle Tomka cichy okrzyk bosmana Nowickiego.
- A niech to wieloryb połknie...! - zakl ą ł marynarz swoim zwyczajem, odskakuj ą c od karłowatej kolczastej palmy.
Bosman przełaził przez zwalon ą kłod ę i dla utrzymania równowagi oparł si ę o pie ń stoj ą cego przy ś cie Ŝ ce d ę bu. Naraz pod naporem jego
pot ęŜ nego cielska skruszyła si ę kora i r ę ka a Ŝ po łokie ć wpadła w spróchniałe drzewo. Marynarz przestraszył si ę , Ŝ e s ę dziwy “staruszek” mo Ŝ e
run ąć lada chwila, wielkim skokiem znalazł si ę w bezpiecznej odległo ś ci od pnia, lecz wtedy wła ś nie otarł si ę o skarłowaciał ą , kolczast ą palm ę .
Zakl ą ł, szybko cofaj ą c pokłut ą r ę k ę . Tomek podbiegł do przyjaciela, by pomóc my wydoby ć wbite w dło ń kolce.
- A có Ŝ to za piekielne nasienie?! - burczał marynarz. - Niby to palemka, a szczerzy kły jak kaktus!
- W g ą szczu tajgi nie mo Ŝ na tak skaka ć na o ś lep - powiedział Tomek. - To dalekowschodnia aralia, swego rodzaju osobliwo ść w tych
stronach...
- Daj mi ś wi ę ty spokój z botanik ą - ofukn ą ł go bosman. - Łeb ju Ŝ mam naznaczony przez przekl ę te meszki, a teraz do kompletu napuchnie
mi łapa!
Zaraz wszak Ŝ e ucichli, gdy Ŝ przewodnik przystan ą ł, pochylony nad ziemi ą uwa Ŝ nie rozgl ą dał si ę wokoło. Wszyscy zatrzymali si ę
natychmiast. Tomek podszedł do Nucziego i przykucn ą ł, by lepiej widzie ć .
- Bardzo ś wie Ŝ y trop - szepn ą ł, badaj ą c du Ŝ e wgł ę bienia wyci ś ni ę te w ziemi. - Tygrys, niezawodnie tygrys! S ą dz ą c po rozrzucie ś ladów oraz
ich rozmiarach, musi to by ć starszy okaz...
- Dobrze mówi, dobrze! - pochwalił Nuczi.
- Dlaczego on tak ci ęŜ ko st ą pał? - gło ś no zastanawiał si ę Tomek, zach ę cony pochwał ą wytrawnego tropiciela.
Posun ą ł si ę kilka kroków wzdłu Ŝ tropów.
- S ą tu krople krwi, mo Ŝ e kto ś go zranił? - monologował. - Nie, nie! Z powodu rany nie st ą pałby tak ci ęŜ ko. Ju Ŝ wiem! D ź wigał upolowane
zwierz ę ! Na krzaku cierni zaczepiło si ę troch ę jasnobrunatnej sier ś ci. Przypomina mi ona pewnego jelenia.
Smuga wyprzedził Tomka, równie Ŝ badaj ą c ś lady. Słyszał wywody młodego przyjaciela i u ś miechał si ę zadowolony.
- Słuszne wyci ą gasz wnioski! - przytakn ą ł. - Mo Ŝ e uda ci si ę jeszcze dokładniej okre ś li ć zwierz ę upolowane przez tygrysa.
Tomek pomy ś lał chwil ę , po czym rzekł:
- Wył ą cznie w lasach południowej Syberii Ŝ yje odmiana szlachetnego jelenia, zwana maralem. Mógł to równie Ŝ by ć ło ś lub ren.
- Nie, mój drogi, to nie był maral ani ło ś , ani ren - odpowiedział Smuga. - Pójd ź jeszcze nieco dalej!
Tomek wolno posuwał si ę wzdłu Ŝ zbocza starannie badaj ą c wyra ź ne tropy.
- Mo Ŝ e to był jele ń Dybowskiego? - rzekł. - Przypominam sobie, Ŝ e Dybowski na zesłaniu na Syberii odkrył nowy gatunek jelenia, nazwany
jego imieniem. Jele ń ten wygl ą dem przypomina indyjskiego jelenia aksis. Na ciemnej sier ś ci posiada kilka nieregularnych rz ę dów białych plam.
- Brawo, Tomku, masz doskonał ą pami ęć - pochwalił Wilmowski.
- Nie zgaduj, chłopcze, szukaj dalej, to nie był jele ń Dybowskiego - ponaglił Smuga. - Jele ń ten Ŝ yje bardziej na południu, w Kraju
Ussuryjskim.
Tomek przykl ę kn ą ł. Głow ę nisko pochylił ku ziemi. Na zgniecionej trawie widniały jakie ś plamy. Urwał jedno złamane ź d ź bło. Zaledwie
przysun ą ł je do nosa, wydał cichy okrzyk triumfu. Trawa splamiona była kleist ą , ciemn ą mas ą wydaj ą c ą przejmuj ą cy zapach.
- Ju Ŝ wiem, to pi Ŝ mowiec - zawołał do towarzyszy. - Tygrys ci ą gn ą c go po ziemi rozerwał mu pazurami woreczek na podbrzuszu,
wydzielaj ą cy pi Ŝ mo.
- No, no, naprawd ę jeste ś ju Ŝ ś wietnym tropicielem - przyznał Smuga.
- Gapa ze mnie! Pan szybciej odkrył wo ń pi Ŝ ma.
- Faktycznie łepetyn ę nosisz nie od parady - wtr ą cił bosman.
- Niuchasz po ziemi niczym ogar. Poka Ŝ no t ę trawk ę , ciekaw jestem, jak pachnie pi Ŝ mo!
Ostro Ŝ nie pow ą chał, skrzywił si ę i mrukn ą ł:
- Tak samo zalatywało w jednej mydlarni na Powi ś lu, dok ą d moja staruszka posyłała mnie po bielidło.
- Pi Ŝ mo jest w cenie. Wykorzystuje si ę je w produkcji leków oraz wyrobów perfumeryjnych jako ś rodek utrwalaj ą cy zapach - wyja ś nił
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin