Normandia 1944.pdf

(2656 KB) Pobierz
Normandia 1944
727330859.002.png
Opracowanie graficzne serii: Jerzy Kępkiewicz
Ilustrację na obwolucie projektował: Michał Jędrczak
Redakcja map: Krzysztof Paleski
Redaktor: Jacek Biernacki
Redaktor techniczny: Danuta Wdowczyk
© Copyright by Robert Bielecki
Warszawa 1991
ISBN 83-11-07896-3
727330859.003.png
WSTĘP
Niewiele jest takich pól bitewnych, gdzie zwiedzający miałby
poczucie bezpośredniego obcowania z historią, gdzie doznawałby
wrażenia, że oto znalazł się w miejscu wielkich wydarzeń, które
w sposób zasadniczy wpłynęły na losy świata. Tak właśnie jest na
plażach Normandii, na owym gigantycznym pobojowisku pierw­
szego dnia inwazji, która zapoczątkowała proces wyzwalania
zachodniej części naszego kontynentu spod niemieckiej okupacji.
Owo wrażenie obcowania z historią jest rezultatem oddziaływa­
nia kilku elementów, przede wszystkim jednak stanowi ono efekt
moralnego wymiaru samej operacji, od której zależał przecież los
ujarzmionych narodów. Klęska alianckich wojsk inwazyjnych,
zepchnięcie ich do morza - wszystko to byłoby równoznaczne
z odroczeniem upadku Trzeciej Rzeszy. Sukces lądujących wojsk
oznaczał natomiast, iż rozpoczął się ostatni etap walki z faszyz­
mem i że wolność, na którą od lat czekały uciemiężone narody,
jest już kwestią najbliższych dni, tygodni lub miesięcy.
Działania wojsk inwazyjnych były z uwagą śledzone nie tylko
przez mieszkańców zachodniej Europy. Wielu Polaków, którzy
przeżyli okupację, podkreśla w swych wspomnieniach, jak wielkie
wrażenie wywarła na nich wiadomość, że „nareszcie zaczęło się”.
Na utworzenie drugiego frontu czekano bowiem od dawna, co
najmniej od wiosny 1943 roku. Ów emocjonalny stosunek Pola­
ków do działań prowadzonych w Normandii wynikał nie tylko
z przeświadczenia, że każde zwycięstwo nad Niemcami - na
Wschodzie i na Zachodzie - przyspiesza koniec Trzeciej Rzeszy.
727330859.004.png
Był to również rezultat tego, że na Wyspach Brytyjskich znaj­
dowały się liczne polskie jednostki wojskowe. Domyślano się
więc, że w operacji lądowania biorą udział polscy lotnicy i mary­
narze. Przypuszczano, że walczą tam również polskie siły lądowe,
przede wszystkim zaś dywizja pancerna gen. Stanisława Maczka.
Poczucie obcowania z historią to także rezultat samych roz­
miarów pola bitwy. Ciągnie się ono wąskim pasem wybrzeża
długości 90 km od ujścia rzeki Orne i miasteczka Ouistreham aż
po osadę Sainte Mere Eglise. Ta rozległość pola bitwy przypomi­
na zwiedzającym, iż już w pierwszym dniu inwazji po stronie
alianckiej walczyło 150 tys. ludzi i że przez plaże te w następnych
tygodniach przeszło ponad 2 min żołnierzy.
W przeciwieństwie do wielu innych pól bitew drugiej wojny
światowej na plażach Normandii napotykamy na każdym kroku
świadectwa toczonych tu niegdyś walk. Zachowały się niemieckie
bunkry i kazamaty, zamienione na muzea i pomniki bądź też po
prostu pozostawione w takim stanie, w jakim znajdowały się one
w czerwcu 1944 roku. Z wysokiego brzegu plaży „Omaha”,
z płaskich wydm plaży „Utah” widać w czasie odpływu wraki
barek inwazyjnych, które zatonęły pamiętnego dnia „D”. W mia­
steczku Arromanches można bez trudu dostrzec w odległości
1,5 km od brzegu przeżarte rdzą kadłuby starych statków i okrę­
tów wojennych, które - wypełnione betonem - zatopiono tu, by
utworzyć sztuczny port „Mulberry”. Niektóre fragmenty nor-
mandzkiego pobojowiska nie zmieniły się zupełnie od 1944 roku.
Tak jest chociażby z Pointe du Hoc, owym urwiskiem skalnym
zdobytym przez rangersów ppłk. Jamesa Ruddera. Cały ten teren
uznano za swoisty rezerwat. Jego część - wciąż ogrodzona zasie­
kami - nie została rozminowana do tej pory.
Plaże Normandii są bez wątpienia najliczniej zwiedzanym na
świecie polem bitwy. Bez względu na porę roku zawsze tu pełno
turystów, choć najczęściej spotyka się ich w czerwcu, w czasie
obchodów rocznicowych. Są to turyści różnego rodzaju i różnych
narodowości, głównie Francuzi, Anglicy, Amerykanie i, oczywiś­
cie, Niemcy. Wśród zwiedzających zwracają uwagę kombatanci
- uczestnicy zmagań z czerwca, lipca i sierpnia 1944 roku, którzy
powracają tu wielokrotnie. Łatwo ich odróżnić, noszą oni bo­
wiem zazwyczaj miniaturki odznaczeń, berety lub furażerki.
Stosunkowo często teren bitwy odwiedzany jest przez rodziny
poległych. W Normandii znajdują się liczne cmentarze wojenne,
wśród których jest także polski cmentarz w Langannerie-Urville.
Spoczywa na nim 650 żołnierzy dywizji pancernej gen. Maczka.
727330859.005.png
Wprawdzie nie brali oni udziału w walkach toczonych w pierw­
szych dniach inwazji, ale za to odegrali doniosłą rolę w końcowej
fazie bitwy o Normandię. Przy bramie cmentarnej ozdobionej
metalowymi odznakami wszystkich jednostek dywizji pancernej
gen. Maczka znajduje się kapliczka, a w niej księga, do której
wpisują się zwiedzający. Tę 500-stronicową księgę zmienia się
przynajmniej raz w roku, tak częste są bowiem wpisy.
W Normandii istnieje dziś kilkanaście muzeów związanych
tematycznie z inwazją. Największe z nich powstało w 1989 roku,
a więc w 45 rocznicę bitwy, na północnym skraju Caen, w daw­
nym niemieckim bunkrze, w którym niegdyś mieściło się stanowi­
sko dowodzenia jednego z korpusów. To muzeum ma dość
specyficzny charakter, ukazuje bowiem bitwę na znacznie szer­
szym tle, jako jeden z kulminacyjnych momentów walki z hit­
leryzmem, który zaczął zagrażać Europie od 1933 roku.
727330859.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin