Szpotański Janusz - Cisi i gęgacze czyli bal u prezydenta.doc

(264 KB) Pobierz

Cisi i gęgacze czyli bal u prezydenta

 

Wprowadzenie

Cisi i Gęgacze, czyli tzw. Opera, to pierwszy mój utwór, który spotkał się z szerokim odzewem. Mam tu na myśli nie tylko popularność, jaką cieszył się w warszawskich środowiskach opozycyjnych, ale przede wszystkim wytoczony mi proces, tak kuriozalny, że przez pewien czas natrząsały się z niego wszystkie ważniejsze dzienniki zachodnie, straszliwe inwektywy, jakimi obrzucił mnie Gomułka w swym słynnym przemówieniu marcowym, a także i to, że poświęcona została mu znaczna część jednej z ówczesnych debat sejmowych. Opera wydaje się na pierwszy rzut oka zbiorem luźno powiązanych ze sobą kupletów. W rzeczywistości jednak, wykonując ją na licznych zebraniach i przyjęciach, łączyłem poszczególne wiersze czymś w rodzaju akcji, to jest opowiadałem w przerwie między jednym a drugim, co aktualnie dzieje się na „scenie ”. Narracja ta, w zależności od nastroju i dyspozycji autora-wykonawcy, bywała bardziej lub mniej urozmaicona, barwna i plastyczna. Nigdy dotychczas nie została ona spisana. W niniejszym wydaniu postaram się uzupełnić ten brak, streszczając pokrótce fabułę Cichych i Gęgaczy.

Tematem I aktu pt. „W ministerium Cichych” jest spisek antyreżymowy, jaki knuje grupa opozycyjnych Gęgaczy, polegający na wystosowaniu do KC obelżywego listu, opatrzonego licznymi podpisami. Wiadomość o grożącym niebezpieczeństwie przynosi tajny agent Ministerium — Cichy Poeta, który odśpiewuje przy okazji dłuższą arię o zmiennej, ale zawsze intratnej doli Cichego w PRL. Donos poety wywołuje straszliwe wzburzenie Pułkownika Cichych, który domaga się jak najszybszego wypałowania i zamknięcia w lochu krnąbrnych malkontentów. Na scenie pojawiają się postacie różnych cichych agentów, którzy przechwalają się swymi sukcesami i przekomarzają się między sobą. Ostatecznie zapada decyzja, by na bal u prezydenta Gęgaczy, gdzie właśnie ma się zawiązać spisek, wysłać operacyjną grupę Cichych pod wodzą najsłynniejszego ich agenta — Rotmistrza w celu dokonania tam licznych aresztowań.

Akt II rozgrywa się na balu u Prezydenta Gęgaczy. Nie przeczuwając grożącego im niebezpieczeństwa, zgromadzeni tam licznie Gęgacze wyśpiewują coraz to butniejsze antyreżymowe arie. Na balu poza Gęgaczami znajdują się jednak również tzw. Białe Gnidy, trwożliwi pseudoopozycjoniści, którzy przybyli tu zwabieni zarówno wyżerą, jak i możliwością toczenia nie kończących się dyskusji na temat niebezpieczeństw wynikających z wzorowanego na zgniłym Zachodzie konsumpcyjnego stylu życia. W pewnym momencie Gnidy, zorientowawszy się, że nieopatrznie wdały się w niebezpieczną grę, odśpiewują pieśń o swej wierności ideałom socjalizmu, po czym oddalają się, ścigane namiętną kontrarią rozsierdzonego Gęgacza trockisty. Gdy jeszcze rozbrzmiewają tony gniewnej riposty, na scenę wkraczają Cisi pod wodzą Rotmistrza. Gęgacze zostają aresztowani, ale na końcu aktu Prezydent śpiewa pełną niezrozumiałych aluzji arię, z której wynika, że nie wszystko jeszcze stracone.

Akt III przenosi akcję do więzienia na Mokotowie. Gęgacze siedzą w lochu przykuci do ścian łańcuchami. Nie tracą jednak animuszu i nadal wyśpiewują arie pełne wiary w zwycięstwo swych ideałów. W pewnej chwili do uszu ich dobiega płynący z sąsiedniej celi lament. To uwięzieni po Październiku za łamanie kości i odbijanie nerek ubecy okresu bierutowskiego żalą się na swój niezasłużony los. Pieśń ubeków w równym stopniu wzrusza, jak i intryguje Gęgaczy, toteż zapytują pilnującego ich starego klucznika, kto zacz tam siedzi i jakież to czasy opłakuje. „Ach, panowie — powiada klucznik — zaprawdę, powiadam wam, że była to wspaniała epoka! A jeśli chcecie wiedzieć coś więcej o niej, to posłuchajcie mojej arii.” Śpiewa arię o czasach, gdy był kapitanem żandarmerii. Po arii klucznika na scenę wchodzi Cichy Mecenas, który w krótkiej arii namawia Gęgaczy, aby przyznali się do wszystkiego i wydali wspólników, potem zaś pojawia się jedna z Białych Gnid, która doradza im wyznanie winy i skruchę. Gdy los Gęgaczy wydaje się ostatecznie przesądzony, nagle rozlegają się fanfary i do więzienia wkracza herold, oznajmiający przybycie Gnoma z nowymi propozycjami. Gnom w wielkiej popisowej arii proponuje Gęgaczom amnestię i pojednanie pod warunkiem, że udzielą mu poparcia w walce z nadciągającym kryzysem PRLu. Gęgacze jednak odmawiają i organizują blokadę Mokotowa, która ma spowodować szybki upadek Gnoma. Ich chór jak gdyby rozszyfrowuje sens tajemniczej arii Prezydenta z aktu II. Opera kończy się baletem Nowej Klasy, która zapewnia, że da sobie radę w każdej sytuacji.

 

 

"po huku, po trudzie
Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie"

Adam Mickiewicz

 

Gdy tysiąc gęsi zagęga,
popatrz, jaka to potęga.


Stanisław Jerzy Lec

 

 

Uwertura

Jeśli chcesz mieć różowy balet,

wygodną chatę, wózek, szkło,

nie licz na żadną z twoich zalet,

lecz wstąp czym prędzej do MO.

 

Gdy kurczy się ogólna pula

i socjalizmu gaśnie blask,

wtedy na Cichych się wybula,

aby ściszali ludu wrzask.

 

Akt I

W ministerium Cichych

I hymn Cichych

(na melodię Hej, strzelcy, wraz)

 Hej, baczność, Cisi! Śledzić ludzi pióra!

Dziś już zza węgła nam nie grozi wróg!

Dziś naszym wrogiem paryska „Kultura”,

więc jej kontaktów w kraju śledźmy ruch!

 

Więc idź i śledź, i to, co trzeba, słysz!

A gdy już wiesz, to śmiały donos pisz!

 

Nas nie powstrzyma nawet konstytucja,

aby Gęgacza odlakować list!

Bo naszym świętym prawem rewolucja,

groźniejszy list dziś niźli kuli świst!

 

Więc idź i śledź, i to, co trzeba, słysz!

A gdy już wiesz, to śmiały donos pisz!

 

Gdy Gęgacz kontakt nawiąże z Kulturą,

natychmiast chwyta gęsie pióro swe

i łypiąc okiem groźnie i ponuro,

straszliwy paszkwil pisze na KC!

 

Więc idź i śledź, i to, co trzeba, słysz!

A gdy już wiesz, to śmiały donos pisz!

 

Ostatnio wielką rozpętali burzę,

na nogi cały postawili rząd!

Stosunki mają aż na samej górze

i szerzą w KC reakcyjny trąd!

 

Więc idź i śledź, i to, co trzeba, słysz!

A gdy już wiesz, to śmiały donos pisz!

 

Rozbili nawet nasze ministerstwo,

ażeby wrogi propagować ruch,

ale zostało stare koleżeństwo —

gdzie dawniej jeden, tam dziś śledzi dwóch!

 

Więc idź i śledź, i to, co trzeba, słysz!

A gdy już wiesz, to śmiały donos pisz!

 

Hej, baczność, Cisi! Coś się złego święci,

Gęgacz morderczy znów szykuje cios!

Jeśli nie ujmą go nasi agenci,

żałosny może być Cichego los!

 

Na bój! Na bój! To obowiązek nasz!

Co wiesz, co znasz, ojczyźnie swojej dasz!

 

Aby spokojnie Jaroszewicz młody

mógł Mercedesów mieć przynajmniej trzy

i aby Cichy od swej skromnej Skody

spokojnie mógł otwierać sobie drzwi.

 

Więc w „Snobcafé”, gdzie wróg ma swe KC,

dla mas, dla mas pełnimy wierną straż!

 

 

Aria cichego poety

(na melodię Niechaj góry wysokie)

 Gdy pulomiot pluł w borach,

gdy się cień snuł po torach

i faszysta podnosił łeb świński,

gdy jesiennym wieczorem

z towarzyszem majorem

konferował towarzysz Dzierżyński,

wówczas w trop za tym cieniem

z cichym szedł doniesieniem

bezpieczniacki poeta Fekalian.

Nie zwiódł klasowy go nos,

rymowany niósł donos,

że się kułak buntuje — kanalia.

 

„Towarzyszu majorze!

Kułak zakopał zboże,

a we dworze ukrywa się hrabia.

Niechaj chłopcy wyruszą,

niech kułaka przyduszą,

a hrabiego załapią na wabia!”

 

Bo bezpieczniacka służba nie drużba,

w niej się hartuje człowiek jak stal!

Czyha faszysta-sabotażysta,

więc broń repetuj i w serce pal!

 

„Towarzyszu majorze!

W mieście jest jeszcze gorzej,

bo tam szumi inteligencyja,

nawet w Partii co chwila

ktoś się w prawo odchyla,

socjal-zdrady podnosi łeb żmija!

 

Na fabrykach sabotaż,

w POPach krecia robota,

reakcyjne w krąg słychać szeptanki!

Szczerząc kły, wróg klasowy

w górę wzniósł gadzią głowę

i za żółte zagląda firanki!”

 

Ach, trudna praca jest bezpieczniaka,

choć się hartuje w niej człek jak stal,

w powietrzu wisi straszliwa draka,

więc w sercu wzbiera gorycz i żal.

 

Przyszedł mroczny październik,

popsuł szyki, cholernik!

Zwiesił głowę poeta i płacze.

Zawiódł klasowy go nos,

odrzucono mu donos,

w krąg gęgają beztrosko Gęgacze!

 

Ach, ciężka dola jest bezpieczniaka,

kopniakom w nery już nastał kres!

Zrehabilitowano kułaka,

a także AK i PPS!

 

Na swej skromnej chałturze

nasz poeta się chmurzy,

bowiem skrzydeł nie może rozwinąć.

Wprawdzie nabył moskwicza,

co dzień balet zalicza,

lecz świetności czas dawno już minął!

 

Ach, ciężkie życie jest chałturzysty,

gdy w piersi żądza donosów wre!

Próżno dokoła szukać faszysty,

gdy podupadło dawne UB!

 

Ale wtem — niespodzianka!

Patrzy: czyżby łapanka?

Aż się kłębią stalowe mundury!

Słychać strzałów łoskoty,

słychać pałek łomoty,

to Golędzin studentom łoi skórę!

 

Ach, piękne życie jest bezpieczniaka,

gdy powracają minione dni!

Już słyszy głosy: szykuj donosy

i do Pałacu Mostowskich mknij!

 

Znowu w swoim żywiole,

co dzień donos gryzmolę,

a choć nie jest już w rymy oprawny,

lecz pułkownik mnie chwali,

nawet awans mi dali

i powoli znów staję się sławny!

Już ustały kul świsty,

teraz groźne są listy

i pokątne gęganie Gęgaczy.

Co dzień mknę więc do „Snoba”,

by się im przypodobać

i, co knują, ukradkiem zobaczyć.

 

„Ach, panie pułkowniku!

Będzie znów wiele krzyku,

bo szykują nam spisek Gęgacze!

Wielki bal urządzają,

mnóstwo gości spraszają,

niech pan bal ten na oku mieć raczy.”

 

Ach, piękne życie ma dzisiaj Cichy,

mknie do kawiarni, pędzi na bal!

Więc hulaj dusza, drogi Andriusza!

Tak się hartuje człowiek jak stal!

 

 

 

Pieśń pułkownika Cichych

(na melodię Horst Wessel Lied)

 Gazrurę wznieś! Szeregi mocno zwarte!

Patrz, w „CaféSnob” Gęgaczy szemrze tłum!

To społeczeństwo wciąż jest krnąbrne i uparte,

najwyższy czas przyłożyć kilka gum!

 

Więc wolny szlak chłopcom z Golędzinowa!

Więc wolny szlak temu, co pałę ma!

Gazrurę w górę wznieś i śmiało wal po głowach!

Zamordobrania znów nadchodzi czas!

 

A gdy spod pał Gęgaczy krew wytryśnie

i w nery werżnie się ubecki but,

jutrzenka wzejdzie znów w ludowej nam ojczyźnie

i wnet nastąpi gospodarczy cud!

 

Więc wolny szlak chłopcom z Golędzinowa!

Więc wolny szlak gierojom z KBW!

Najwyższy czas zapełnić cele Mokotowa

i ku wolności wieść w kajdankach lud!

 

 

Aria cichego mecenasa

Jestem słynnym adwokatem,

jam palestry chluba.

Gdy masz do czynienia z katem,

to się do mnie udaj!

 

Niejednego przecie zbira,

co mu groził stryk,

argumentów swoich siłą

obroniłem w mig!

 

Chociaż Mazurkiewicz

wdział śmiertelne wdzianko,

lecz profesor Tarwid

żyje z swą kochanką.

 

Chodzisz stale w chwale

spowity i sławie

przez sądowe sale,

wielki Mieczysławie!

 

Nawet książę włoski,

choć zawistnik, woła:

„Mieciu, jesteś boski,

nisko chylę czoła!”

 

Lecz ja stwierdzić muszę

na wszystko bez względu:

sławy mej tytułem

są sprawy z urzędu!

 

Ach, z urzędu sprawy,

z naszego Urzędu,

ja w nich nie popełniam

najmniejszego błędu!

 

Trudną specyfikę

mają owe sprawy,

z góry wyrok znamy,

przestępstwa nie mamy!

 

Trzeba doprowadzić

przeto w nich klienta,

aby sam na szyję

włożył sobie pęta.

 

W takich właśnie sprawach

jestem niezrównany.

Na cóż zda się opór?

Lepiej się przyznamy!

 

Już niejeden klecha

lub dowódca z AK

ani się obejrzał,

jak nań wyrok zapadł.

 

Choć biskup Kaczmarek

urwał się spod stryka,

ale tuzin innych

wszak nóżkami fika!

 

Nawet sam Podlaski,

co był kapo w getcie,

mówił: „Towarzyszu,

wyście geniusz przecie!”

 

Generalny wielbi

mnie wprost prokurator,

bo partyjnych jestem

wzorem adwokatów.

 

Odśpiewana w sądzie

wyuczona aria —

oto, co przynosi

wielkie honoraria.

 

Ach, sprawy z urzędu,

ach, zajęcie lube,

śmiało bierz na lewo,

wszak pracujesz z UB!

 

Ach, sprawy z urzędu,

naszego Urzędu,

pomnikiem mej sławy

po wsze czasy będą.

 

 

Aria cichego reportera

Przyznaj, Mieczysławie, żeś jest tylko zerem

w porównaniu ze mną — cichym reporterem!

Chodzisz cicho w sądzie w czarnej todze swojej,...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin