O powołaniu... cz.2.doc

(163 KB) Pobierz

Co to znaczy mieć powołanie?

     To pytanie zostało mi postawione w jednym z ostatnich listów pisanych przez jedną z Was - szczegółów nie będę ujawniać. Myślę jednak, odwołując się także do innych listów, że pytanie to oraz jemu pokrewne, wcale nie tak rzadko interesują ludzi młodych. Jedni stawiają je z prostej ciekawości, dla poszerzenia swojej wiedzy - i bardzo dobrze, inni, pytają, bo odkrywając w swym sercu jakąś dziwną tęsknotę za czymś więcej, głód rzeczy duchowych, pragnienie służby innym - i zaczynają przypuszczać, że są to znamiona szczególnego Bożego wezwania - "posiadania powołania".

     Na pytania stawiane w listach, staram się odpowiadać bezpośrednio, ale może warto pewne wyjaśnienia przekazać wszystkim, by przyjść z pomocą także tym, którzy takie pytania stawiają tylko samym sobie, we własnym sercu.

     Na początku uczyńmy pewne uściślenie. Słowo "powołanie" nie jest określeniem zarezerwowanym tylko do małej grupki "wybranych" - tylko dla niektórych. Doświadczyłam już kiedyś pewnej konsternacji ludzi młodych. W pewnej grupie postawiłam głośno pytanie: "kto z was ma powołanie"? - Domyślacie się, jaka była reakcja? - Ktoś się roześmiał, ktoś był zmieszany, ktoś inny usiłował mówić: niech siostra nie żartuje, ktoś drwiąco próbował się przechwalać, że właśnie on jest powołany... Wreszcie jedna z dziewcząt przezwyciężyła to zaskoczenie i odpowiedziała: "wszyscy mamy powołanie" - "każdy jest powołany". I miała rację! Wszyscy jesteśmy powołani do dobrego życia, to znaczy takiego, by inni przeglądając się w naszych oczach - widzieli Chrystusa, gdziekolwiek będziemy i czymkolwiek będziemy się zajmować. Jest to powołanie do świętości realizowanej już tu na ziemi i - do życia wiecznego z Bogiem.

     Powołanie do świętości jest zatem powołaniem dla każdego człowieka. Niektórych jednak Bóg zaprasza do naśladowania Jego życia w kapłaństwie - oczywiście, dotyczy to tylko chłopców, lub też do przyjęcia Jezusowego stylu życia w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie - czyli na ścieżkę życia konsekrowanego. I tę drogę Bóg może proponować zarówno chłopcom, jak i dziewczętom. Tak się jakoś utarło, że jedynie do tych szczególnych sposobów naśladowania Chrystusa, zwykło się odnosić słowo "powołanie".

     Co to znaczy mieć powołanie? Trudno jest wystarczająco odpowiedzieć na to pytanie, ale spróbujmy przybliżyć rzeczywistość Bożego powołania. Pismo Święte na tylu miejscach przekazuje opisy wzywania przez Boga różnych ludzi, a powołanie to, za każdym razem jest inne - inaczej komunikowane, przyjmowane, realizowane. Byli tacy wśród zapraszanych przez Boga, którzy przyjmowali je, jako dar Boży, jako zobowiązanie, szli bez ociągania się, kiedy tylko zrozumieli, czego Bóg od nich żąda. Tak było np. z Abrahamem. Bóg mówił: wyjdź z twojej ziemi rodzinnej, z domu Twego ojca i idź do kraju, który ja Ci ukaże. I wyobraźcie sobie, że ten człowiek, wcale nie naiwny, poszedł! I pozostał wierny wezwaniu nawet wtedy, kiedy było mu bardzo trudno, kiedy wszystko wydawało się takie dziwne, a nawet nieprawdopodobne. Ale i Bóg go nie zawiódł powołując, lecz spełnił daną mu obietnicę.

     Prorok Izajasz sam zgłosił się Bogu - zachwycony Jego majestatem. Gotów był pójść, obwieszczać Jego słowa i żyć zgodnie z tym słowem. Samuel, potrzebował pomocy drugiego człowieka, bardziej doświadczonego, by odkryć, że ten przedziwny głos, który do niego dociera, jest głosem Bożego powołania. A jakich forteli używał Mojżesz, by się Bogu wymówić, by nie musiał podejmować Bożego powołania i trudnej, bardzo trudnej misji bycia przewodnikiem krnąbrnego ludu, który miał prowadzić z ziemi niewoli do ziemi obietnicy. Warto zajrzeć do 4 rozdziału Księgi Wyjścia, by zobaczyć, jak cierpliwy był Bóg w dialogu z Mojżeszem. Jak ten ostatni się wzbraniał, zasłaniając się brakiem zdolności wymowy, przekonany, iż nikt mu nie uwierzy. Nad podziw aktualny jest ten tekst i ta argumentacja: "Wybacz Panie, ale nie jestem wymowny... ociężały usta moje i język zesztywniał". A o obawach Jeremiasza, a jeszcze bardziej o kłopotach, jakich nabawił się Jonasz odrzucając początkowo Boże powołanie - dużo by mówić, ale każdy może przecież sięgnąć do wspaniałych tekstów biblijnych. A ileż pięknych opisów powołania spotkać można w Nowym Testamencie. Nie wszyscy zapraszani przez Chrystusa szli z zapałem, bez ociągania się, choć byli i tacy, którzy sami, z własnej potrzeby szukali Mistrza - Mesjasza. Niektórych Jezus pragnął obdarzyć łaską bliskości z sobą, lecz oni przegrali tę szansę na korzyść dóbr materialnych - wielkiej majętności.

     Więc co znaczy mieć powołanie? Powołanie jest wielką tajemnicą, bo jest zaproszeniem skierowanym przez Boga do człowieka, do wejścia w Jego tajemnicę. Do przyjęcia nie tylko Jego stylu życia, posługi apostolskiej, ale do czegoś jeszcze większego: do odbicia w sobie myśli i uczuć Jezusa, jakie On kieruje do swojego Ojca. Czyli do całkowitego przeniknięcia swego życia - Jego życiem!

     To wszystko jest tak wielkim zaproszeniem, iż wcale nie powinno dziwić, że powołani często doświadczają pewnej nieporadności zarówno w zidentyfikowaniu, jak i w wyrażeniu swego doświadczenia. Mówią np. o chęci poświęcenia życia dla Boga, pragnieniu bliskości z Nim i służby dla Niego, a także posługiwania bliźnim - na Jego wzór. Tego typu pragnienia, często są sygnałami rzeczywistego powołania. W każdym człowieku może być jakiś inny motyw szczególnie odczuwany. W powołaniu następuje przedziwna komunikacja między Bogiem a człowiekiem: Bóg przekazuje konkretnemu człowiekowi swoje zaproszenie w taki sposób, by on je rozumiał. Często inni tego nie rozumieją i się dziwią mówiąc: co też ci przyszło do głowy? I trudno mieć im to za złe, że nie rozumieją, bo powołanie jest to dar i tajemnica składane przez Boga w sercu konkretnego człowieka.

     Czy odkrycie powołania do czegoś zobowiązuje? Tak. Do radosnej odpowiedzi! Jak się nie cieszyć, skoro taki dar został złożony w moje serce? Bóg zaprasza mnie do szczególnej zażyłości z sobą, powierzając mi sprawę zbawienia każdego człowieka. Kiedy odkryje się, że powołanie jest darem, człowiek zaczyna zupełnie inaczej patrzyć na możliwość jego zrealizowania. Zakochany wzrok Boga na mnie spoczął, jak więc nie odwzajemnić Jego miłości?

     Tak się rozpoczyna przygoda poszukiwania sposobu zrealizowania zamysłu Bożego. Trzeba bowiem odkryć, w jakim konkretnie zgromadzeniu ja mam poświęcić swoje życie Bogu. Są osoby, które odkrywają, że fascynuje je i pociąga duchowość dominikańska, czyli zatroskanie o głoszenie Chrystusowej Prawdy, o zbawienie każdego człowieka. Podoba się im fakt, że Patronką zakonu dominikańskiego jest Matka Najświętsza, że Ona swym płaszczem opieki - szkaplerzem świętym - otacza członków tego zakonu, że św. Dominikowi podarowała Różaniec jako broń do zwyciężania zła zagrażającego ludzkości w każdej epoce. Są tacy, których zachwycają wielcy święci Zakonu: święty Dominik, św. Jacek, św. Tomasz z Akwinu - wielki uczony, św. Katarzyna ze Sieny - Doktor Kościoła i Patronka Europy. Mówią: warto być w takim zakonie, gdzie duchowość przejrzyście ukształtowali święci, żyjąc przez całe stulecia według zasady contemplata aliis tradere: prawdę przemodloną, zgłębioną na kolanach, przekontemplowaną - przekazywać innym.

     Wielu dziewczętom podoba się to, że siostry dominikanki podejmują zarówno katechizację, jak i pracę oświatową, a także opiekują się chorymi i niepełnosprawnymi nie tylko w naszej Ojczyźnie, ale pracują już dziś na czterech kontynentach: Ameryce, Afryce, w Azji - na dalekiej Syberii i oczywiście, w Europie. Te lub inne jeszcze argumenty sprawiają, że ktoś decyduje: ja też chciałabym żyć tak jak siostry w białych habitach, podobnie służyć Bogu i ludziom.

     Po tym kolejnym kroku, trzeba wyruszyć, by odkryte powołanie nie pozostało tylko darem skrywanym w sercu. Trzeba zapukać do klasztornej furty, trzeba wypowiedzieć pragnienie swego serca - poprosić o przyjęcie do tego Zgromadzenia. Trudny jest moment opuszczenia tego wszystkiego, czym żyło się do tej pory - moment wejścia w nowe, w nieznane... bo przecież zawsze wejście do postulatu pozostanie nieznane, nawet wtedy, gdy wcześniej jeździło się na rekolekcje, gdy się rozmawiało, pytało... nawet jeśli ma się już tutaj swoją koleżankę - to jednak inaczej przeżywa się osobiście - zawsze sposób przeżycia jest własnym doświadczeniem każdego. A równocześnie ten cały trud, niepokój, obawy - jest pięknym darem składanym Temu, który mnie umiłował i wybrał.

     Co dalej, kiedy już rozpocznie się przygotowanie do życia zakonnego we wspólnocie postulatu w Krakowie?

     ... pozwólcie, że może poproszę Siostry Postulantki, które już od kilku mie-sięcy są tutaj, by same Wam o tym opowiedziały... Zdradzę Wam jeszcze tajemnicę, że one wciąż modlą się i czekają na te, które Pan zaprasza, by jeszcze w tym roku dołączyły do wspólnoty przygotowującej się do obłóczyn - do wejścia do nowicjatu - pierwszego w Nowym Tysiącleciu! Kiedy to czytasz - pomyśl czy przypadkiem nie modlą się za Ciebie. W lutym rozpocznie się już przygotowanie bezpośrednie do kolejnego kroku: nowicjatu...

     Kto poniesie dominikańską pochodnię prawdy w Nowe Tysiąclecie?!
 

Powołanie małżeńskie

     Cechą najzupełniej szczególną powołania małżeńskiego jest to, iż jest ono skierowane do dwojga ludzi i przyjęte oraz realizowane - przez dwoje.

     Powołanie Boże zawiera w sobie dwa składniki: dar i zadanie. Powołanie jako dar zawiera wezwanie do "komunii", natomiast jako zadanie wezwanie do posłannictwa. Komunia stanowi istotny aspekt, odznaczjący się trwałością na całą wieczność, natomiast posłannictwo, które wynika z powołania, ogranicza się tylko do ziemskiego życia.

     Stwórca powołuje człowieka najpierw do istnienia, które jest sposobem bycia i formą jedności z Nim. Człowiek otrzymuje od Boga całe swoje człowieczeństwo, na które składa się wewnętrzna relacja męskości i kobiecości, oraz całe swoje powołanie, ukierunkowane ku stworzeniu rodziny. Dla mężczyzny i kobiety, których Bóg powołuje do życia w małżeństwie, pierwszym darem są oni sami nawzajem dla siebie, następnie ich życiodajna miłość oraz cała rzeczywistość małżeńsko-rodzinna, w której zanurzona jest ich ludzka egzystencja, a przez którą Stwórca i Odkupiciel pragnie do nich przemawiać.

     Powołanie do małżeństwa to nade wszystko powołanie do miłości. Jest to miłość szczególna, w której chodzi o swoistą głęboką wspólnotę życia i miłości (KDK 47, 48). Tylko miłość sprawia, że małżonkowie urzeczywistniają siebie przez bezinteresowny dar z siebie. Miłość bowiem jest dawaniem i przyjmowaniem daru. Dar osoby dla osoby z istoty swojej jest trwały i nieodwołalny. W tym wzajemnym darze wyraża się oblubieńczy charakter miłości. Znajduje się ona u początków przymierza małżeńskiego i jest właściwym motywem zawierania tego przymierza.

     W małżeństwie chrześcijańskim miłość między małżonkami pozostaje w ścisłej relacji do miłości istniejącej między Chrystusem a Kościołem, czyli w relacji sakramentalnej. Stąd, dopiero dar sakramentu małżeństwa jest właściwym powołaniem i przykazaniem dla chrześcijan, wezwanych do małżeństwa, który proklamuje wymóg pozostania sobie wiernymi na zawsze, ponad wszelkie próby i trudności w wielkodusznym posłuszeństwie woli Pana.

     Bóg powołuje małżonków nie tylko do szczególnego uczestnictwa w swej miłości, ale zarazem do wolnej i odpowiedzialnej współpracy w przekazywaniu życia ludzkiego. Z tej racji nie mogą oni poprzestać na przekazaniu daru fizycznego życia, lecz winni ubogacić dzieci wszelkimi owocami postaw moralnych, duchowych i nadprzyrodzonych, podejmując zadanie umożliwienia im życia w pełni ludzkiego. Dlatego też w zakresie życia moralnego, duchowego i nadprzyrodzonego sami są powołani do ustawicznego postępu, szczerego i czynnego pragnienia coraz lepszego poznawania wartości, które prawo Boże chroni i rozwija, oraz kierowania się nimi w konkretnych decyzjach.

     Z woli Boga, wszyscy małżonkowie są powołani do świętości, a to powołanie realizuje się w miarę, jak osoba ludzka potrafi odpowiedzieć na wezwanie, zawarte w przykazaniach Bożych. Małżonkowie powołani są do uświęcania swego życia małżeńskiego i samych siebie. Mogą osiągnąć ten cel przez praktykowanie cnoty wiary i nadziei, przez spokojne przyjmowanie wszystkich rodzinnych problemów, przez wytrwałość w miłości i przez entuzjazm, z którym winni spełniać swoje obowiązki.

     Powołanie do komunii małżeńskiej stanowi również fundament, na którym powstaje komunia rodziny, rodziców i dzieci, braci i sióstr pomiędzy sobą, domowników i innych krewnych.
 

KW

Siostra Julia

Żeby usłyszeć

     Bóg wiąże z życiem każdego człowieka jakieś plany. Jasno stąd wynika, że wszyscy jesteśmy (do czegoś) powołani. Jak usłyszeć głos Boga? Jakim mówi do nas językiem, jakich słów używa? Bóg przemawia w twoim języku i używa słów dobrze ci znanych. Dlaczego? - chce być przez ciebie zrozumianym. Czasem myślisz, że On się przed tobą ukrywa. Czy jednak nie jest tak, że to ty ukrywasz się przed Nim?

     Mój dwuletni synek nie lubi myć głowy. Ilekroć zbliża się pora kąpieli, wypowiada z naciskiem, ni to stwierdzenie, ni pytanie: "Nie cieba myć gowy?".

     Nigdy też nie czeka na moja odpowiedź. Ma własną, zawsze taką sama, popartą energicznym, pełnym przekonania skinieniem głowy - "Nie cieba!".

     Nie wiem jak ty, ja sam zachowuję się zupełnie podobnie. Bardziej szukam "potwierdzenia", niż "objawienia". Jak to skomentował autor Listu św. Jakuba Apostoła: "Prowadzicie walki i kłótnie, a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz. Cudzołożnicy, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem jest nie-przyjaźnią z Bogiem?" (Jk 4,2b-4a).

     "Kłócę się" z Bogiem. Walczę z Nim, jak Jakub z aniołem. Chcę. aby pobłogosławił moje zamierzenia, jakby Boża "parafka" mogła tu cokolwiek zmienić. A kiedy Słowo Boże mówi o mnie "cudzołożniku", myślę: "Spoko, to nie do mnie... nie zdradzam żony". Niestety, w Biblii cudzołożnik to także ten, kto zdradza Boga jedynego, "sypiając" z bożkami.

     Moim bożkiem jest lęk przed cierpieniem i niepewnym jutrem, chroniczna niechęć do wysiłku oraz sentyment do "pierwszych krzeseł w synagodze"; tych. niby nic nie znaczących, "dowodów uznania" i "wyrazów wdzięczności" (ma się rozumieć... niezasłużonych).

     Bóg woła mnie codziennie. Czasem tylko trudno Mu się "przebić". Skąd to wiem? W moim życiu było różnie, lepiej i gorzej. Lepiej było wtedy, kiedy mniej walczyłem o swoje, mniej się przed samym sobą tłumaczyłem i rzadziej porównywałem z innymi.

     A te rzadkie momenty, kiedy bardziej chciałem podobać się Bogu, niż komukolwiek czy czemukolwiek (czytaj: "światu", za Jakubem Apostołem), były najlepsze.
 

Wacław Stawowski

Na drodze powołania

     Życie każdego człowieka jest jego dialogiem z Bogiem. Składa się z Bożych słów i ludzkich odpowiedzi.

     Od samego początku, od stworzenia świata, Bóg jest tym, który mówi. Swoim słowem stwarza wszystko: niebo, ziemię, morze, rośliny, zwierzęta. Na końcu Bóg stwarza człowieka - "koronę stworzenia", jedyną istotę, które jest zdolna odpowiedzieć na Jego słowo.

     I tak zaczyna się historia zbawienia. Historia, w której Bóg ciągle wypowiada swoje słowo i w której kolejne pokolenia ludzi na Boże słowo odpowiadają. Wielka historia spleciona z milionami małych historii - przenikających się historii pojedynczych ludzi.

     Bo życie każdego człowieka jest jego dialogiem z Bogiem. Składa się z Bożych słów i ludzkich odpowiedzi.

     Pierwszym słowem, które Bóg mówi do każdego jest: "Chcę, żebyś był moim obrazem, żebyś był do mnie podobny". Człowiek od samego początku może na to wezwanie odpowiedzieć "nie" - to właśnie nazywa się grzechem. Lecz Bogu bardzo zależy na odpowiedzi "tak". Bóg chce, żebyśmy byli do Niego podobni, byśmy byli Jego obrazem - chce, żebyśmy byli święci. Bóg powołuje każdego człowieka do świętości.

     To, że każdy ma być święty, że każdy jest do tego wezwany, nie oznacza, że wszyscy mają być tacy sami. Przeciwnie - codzienne doświadczenie i historia uczą, że każdy dialog człowieka z Bogiem przebiega inaczej. Każdy człowiek ma swoją własną, niepowtarzalną historię życia. Dla każdego człowieka Bóg przygotował inną drogę do świętości.

     Na tej drodze żaden człowiek nie jest sam. Bóg zawsze stawia przy nim innych ludzi. Tymi ludźmi są rodzice (choć czasem nieznani, ale zawsze są), nauczyciele, koledzy. U większości ludzi jest też ten najważniejszy, drugi człowiek - ten, z którym decyduje się przeżyć razem całe życie. Zgodnie z Bożym planem - Bóg od początku "stworzył ich mężczyzną i niewiastą". I ten drugi człowiek jest dla większości ludzi słowem Boga: "Jesteś wezwany do tego, żeby być razem z nim, żeby go kochać". Każde małżeństwo jest Bożym wezwaniem - dwoje ludzi zostaje powołanych do bycia razem.

     Lecz Bóg może przygotować dla człowieka inną drogę. Może powiedzieć: "Kochaj wszystkich ludzi, szczególnie tych, którym brak miłości". Tą drogą bycia dla wszystkich jako wzór kroczył Jezus z Nazaretu. Na tę drogę i dziś Bóg wzywa niektórych ludzi: kapłanów, zakonników, siostry zakonne. Mają być dla Bożej wspólnoty tak bardzo, że ich miłość nie może być przez całe życie przede wszystkim dla jednego tylko człowieka.

     Wreszcie jest każdy człowiek powołany do pracy. "Czyńcie sobie ziemię poddaną" - słowa, które Bóg wypowiada od samego początku. Praca jest zatem dla każdego drogą realizacji powołania do świętości. I tu też człowiek musi usłyszeć Boży głos - do jakiej pracy Bóg człowieka wzywa. Do jakiej pracy Bóg wzywa męża, żonę, chłopaka, dziewczynę, księdza, siostrę zakonną - każdy człowiek słyszy Boże wezwanie do pracy.

     W tym momencie pojawia się pierwsze pytanie: "Czy człowiek może źle usłyszeć Boże wołanie?" To jest bardzo trudne pytanie i przez chwilę zastanawiałem się, czy go nie wymazać i ominąć, ale myślę, że byłoby to nieuczciwe. Myślę też, że nie można dać na to pytanie od razu prostej, rozstrzygającej odpowiedzi "tak" lub "nie", bo obie mają bardzo dużo słabych punktów.

     Na pewno można powiedzieć, że Bóg mówi, przez znaki, do każdego człowieka. Szczególnie wyraźnie mówi wtedy, gdy powołuje kogoś do swojej wyłącznej służby. Bóg musi powiedzieć w specjalny sposób, bo daje specjalne powołanie (niekoniecznie jednak znak Boży musi być cudowny - i z reguły nie jest). Lecz także przy wskazywaniu osoby przyszłego małżonka Bóg mówi przez wyraźne znaki. Tak samo Bóg daje swoje znaki wskazując człowiekowi jego pracę. I nawet jeśli ktoś jakoś nieświadomie "źle" odczyta to swoje szczegółowe powołanie, Bóg będzie przy człowieku cały czas, bo Jemu zależy przede wszystkim na świętości człowieka. A to, czy drogą świętości będzie małżeństwo czy kapłaństwo, czy ktoś będzie nauczycielem czy sprzedawcą, to jest tutaj drugorzędna sprawa.

     Jednak takie wypadki "złego odczytania" powołania zdarzają się raczej rzadko - jeśli w ogóle są. Znacznie częściej jest tak, że człowiek, o którym się mówi "źle w życiu wybrał", słyszał wyraźnie Boży głos, ale czy to ze strachu, czy z wygody - nie posłuchał go (najczęściej oba te powody występują łącznie). I tak jest przy każdym powołaniu.

     Może być tak, że chłopak boi się wybrać kapłaństwo, dziewczyna nie chce iść do zakonu, może być też odwrotnie - kleryk w seminarium czy siostra w nowicjacie boją się zrezygnować, bo "co powiedzą ludzie". Tłumaczą sobie "jakoś to będzie", "można się przyzwyczaić". Bywa też tak, że dziewczyna widzi, iż chłopak traktuje ją jak przedmiot, ale boi się go zostawić, bo "lepszy wróbel w garści..." Albo chłopak po paru latach znajomości stwierdza, że będzie mu bardzo trudno wytrzymać z tą dziewczyną, ale idzie z nią przed ołtarz, bo obie rodziny przygotowały już wesele. Dodam jeszcze jeden, niestety częsty przypadek, gdy młodzi "muszą" się żenić, bo poczęli dziecko i "nie mają wyboru". Dalej jest często bardzo trudne małżeństwo, które jeśli trzyma się razem, to na cienkim włosku.

     Możliwości "życiowej pomyłki" jest więcej - tu wymieniłem te najbardziej standardowe, najczęściej spotykane. W ogóle nie poruszyłem kwestii związanych z wyborem pracy - wymagałyby one szerszego potraktowania.

     Zaznaczyć tu trzeba, że problemy z realizacją szczegółowego Bożego powołania nie muszą wynikać ze złego jego odczytania. Raczej jest tak, że większość ludzi dobrze słyszy Boży głos dotyczący "ułożenia" całego życia (nawet jeśli nie są świadomi, że to jest głos Boga) i zgodnie z tym głosem wybiera drogę, a problemy pojawiają się później. Bo powołanie do małżeństwa, kapłaństwa, zakonu, do określonego zawodu - żadne szczegółowe powołanie nie rozstrzyga się w momencie ludzkiego wyboru. Jako część powołania do świętości realizuje się przez całe życie. I tu można postawić drugie pytanie: "Dlaczego tak wielu ludzi nie realizuje dobrze swego powołania?"

     Jak już napisałem na początku, życie jest wypełnione dialogiem człowieka z Bogiem. O wiele łatwiej jest zrealizować powołanie temu, kto jest blisko Boga. Człowiek, który pyta Pana o sprawy swojego życia i jest gotów przyjąć Boże słowo, ma dużo większe szanse realizacji swego powołania niż ten, kto jest od Boga daleko. Pierwszą więc sprawą, która utrudnia realizację powołania, jest brak kontaktu z Bogiem.

     Druga sprawa wynika z tego, że powołanie człowieka jest realizowane zawsze z innymi ludźmi. Człowiek jest stworzony do tego, żeby być dla innych, żeby kochać. Niezależnie od tego, czy jest mężem, żoną, księdzem, siostrą zakonną, niezależnie od tego, jaką pracę wykonuje. gdy będzie kochał innych, to będzie żył zgodnie z Bożym powołaniem.

     A zatem ostatecznie warunkiem realizacji Bożego powołania jest miłość. Miłość do Boga i miłość do człowieka to najpewniejsza odpowiedź na Boże słowo. Przez miłość człowiek w każdej chwili swego życia mówi Bogu "tak" - staje się świętym - staje się obrazem Boga.
 

Marcin Staniewski

Powołanie - przygodą miłości

    ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin