ONIEMIAŁA 1-21.pdf

(697 KB) Pobierz
ONIEMIAŁA 1-21
ONIEMIAŁA
Rozdział 1: Pierwsze spotkanie
Tłumaczenie: Jakub
Beta: xxpaolaxx
BELLA
Siedziałam na krześle za ladą, czytając moją ulubioną książkę. Tego dnia czas płynął powoli w
księgarni, mieszczącej się na obrzeżach Nowego Jorku, gdzie pracowałam. Zerknęłam na zegar
wiszący nad drzwiami, zakładając kosmyk moich brązowych włosów za ucho. Wskazywał on za
piętnaście dziewiątą. Piętnaście minut, zanim będę mogła zamknąć i iść do domu. Powieść była
naprawdę urzekająca - po siedmiu razach wciąż można było odczuć to napięcie, wywołane miłosnym
zawodem głównych bohaterów. Dzisiejszy dzień był jednym z tych spokojnych. Kilku klientów
rozeszło się po sklepie, przeglądając naszą ogromną kolekcję książek. Zawsze były to te same osoby,
uśmiechające się do mnie podczas płacenia, niepróbujące nawiązać rozmowy. Wiedziały, że i tak im
nie odpowiem.
Zdążyłam przeczytać kilka linijek tekstu, zanim usłyszałam delikatny dźwięk dzwoneczka
poruszającego się na wietrze, gdy drzwi się otworzyły. Chwilę później został zagłuszony przez hałasy
dochodzące z ulicy. Ciężko było uwolnić się od tych dźwięków w mieście, które nigdy nie spało. Jak
zwykle, spojrzałam niepewnie w stronę wejścia, aby przekonać się, czy to znajoma twarz. Przez
chwilę nie mogłam złapać oddechu. Do sklepu wszedł mężczyzna. Piękny mężczyzna. Zgaduję, że miał
około sto osiemdziesiąt osiem centymetrów wzrostu. Miał na sobie proste, ciemne dżinsy i zieloną
bluzkę z długim rękawem, podkreślającą jego muskulaturę. Jego włosy były gęste, brązowe i
rozrzucone w nieładzie, a oczy zielone, błyszczące, przyciągające wzrok. Jego kurtka była niedbale
przewieszona przez prawe ramię. Przypuszczam, że miał niewiele ponad dwadzieścia lat. Rozejrzał się
po pomieszczeniu i spojrzał na mnie, gapiącą się na niego. Zarumieniłam się i szybko spuściłam wzrok.
- Cześć - uśmiechnął się, a ja przestałam wstrzymywać oddech. Jego przybycie mogłam opisać jednym
słowem: olśniewające. Jego urzekające, zielone oczy błyszczały. Cofnął się, trzymając kawałek papieru
w swoich bladych, silnych dłoniach. Powoli go wzięłam, próbując powstrzymać moje drżące ręce, gdy
jego palce musnęły moją ciepłą dłoń. Na kartce widniał tytuł napisany starannym pismem:
A Swiftly Tilting Planet Madeleine L'Engle
- Możesz mi pomóc znaleźć tę książkę? - mężczyzna zapytał mnie, wkładając ręce do kieszeni. Miał
dłonie artysty: dobrze zbudowane z długimi palcami. Jego głos był jak aksamit - gładki i melodyjny.
Skinęłam głową, otrząsając się z zamyślenia i ześlizgnęłam się z krzesełka, w pośpiechu zostawiając
moją książkę na ladzie; nawet nie zapamiętałam, na której stronie była otwarta. Mężczyzna
przelotnie na nią spojrzał i cichutko się zaśmiał, ale zignorowałam to; wiedziałam, że gdzieś tutaj było
kilka tych książek... problem w tym, gdzie. W sklepie zawsze panował bałagan - jedne książki
poodkładane na złych półkach, inne piętrzące się w przypadkowym miejscu, gdzie ledwo się
mieściły... przynajmniej nigdy się nie nudziłam.
Olśniewający mężczyzna poszedł za mną, kiedy przedzierałam się między półkami. Poczułam na sobie
jego spojrzenie, a na mojej szyi zaczął malować się rumieniec; starałam się przypomnieć sobie, gdzie
ostatnio widziałam szukaną pozycję, jednocześnie próbując się nie potknąć.
- Więc... jestem Edward. Masen. Edward Masen - powiedział, jąkając się trochę. Westchnęłam. Byłam
zawiedziona, że próbował zacząć rozmowę ze mną. Odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam,
pokazując tym samym, że go słyszałam i wróciłam do poszukiwań. To był kolejny moment ciszy.
- Mógłbym poznać twoje imię? - spytał. Praktycznie mogłam usłyszeć, jak bardzo go to bawiło. Kątem
oka dostrzegłam uśmiech na jego pięknej twarzy i ponownie przestałam oddychać. Co się dzisiaj ze
mną działo?
Przejechałam palcami po książkach Madeleine L'Engle i zatrzymałam się na tej, której szukał. A, tutaj
jest. Potrząsnęłam głową w odpowiedzi na jego ostatnie pytanie; zdjęłam książkę z półki i podałam
zainteresowanemu. Zmarszczył brwi i zerknął na powieść. Podeszłam do lady, a on wyciągnął
dwadzieścia dolarów. Spoglądając na zegar, ucieszyłam się, że będę mogła wyjść zaraz po nim -
piętnaście minut minęło szybciej niż się tego spodziewałam. Wydałam mu resztę, a kiedy włożył
książkę do torby na laptopa, przewieszonej przez ramię, a portfel do tylnej kieszeni spodni, szybko
podeszłam do drzwi; zdjęłam płaszcz z wieszaka i założyłam go, później zrobiłam to samo z
kapeluszem. Sprawdziłam kieszenie. Telefon, portfel, klucze, pomadka do ust - wszystko było na
swoim miejscu. Edward przestępował z nogi na nogę. Stał za mną, kiedy odwróciłam się po raz drugi.
- Może dasz mi swój numer telefonu? - spytał szybko jakby był zdenerwowany. Przygryzłam wargę.
Dopiero go poznałaś. Nic o nim nie wiesz. Może Cię skrzywdzić. Ostatnia myśl była rozstrzygająca.
Bolesny przypływ strachu i lęk sparaliżował moje mięśnie, kiedy przypomniałam sobie wydarzenia z
niedalekiej przeszłości; kazałam moim myślom natychmiast przestać. Nic o mnie nie wiedział, dopiero
się poznaliśmy, a ja już zdążyłam zauważyć, że jest oszustem. Musiał mieć dziewczynę, a może nawet
żonę, biorąc pod uwagę to, jak wyglądał. Pokręciłam głową ze smutkiem. Spojrzał na mnie
zdenerwowany, a potem się uśmiechnął.
- W takim razie... dobranoc - skinął głową i ominął mnie, wychodząc ze sklepu; dzwoneczki znów
cicho zabrzęczały. Powoli wypuściłam powietrze. Czułam się winna. Nie zasłużył na to, żebym myślała
o nim w ten sposób, żebym w ogóle o nim myślała. Edward wyglądał na dobrze wychowanego
mężczyznę; poczułam się głupio, przypominając sobie jak zareagowałam na jego prośbę o numer
telefonu. Świetnie. I tak już nic nie zrobisz. Spojrzałam w dół na kawałek papieru z zapisanym tytułem
książki; wciąż tkwił w mojej dłoni. To pasowało do jego wdzięku, przyzwoitości i muzyki, którą ze sobą
przyniósł. Włożyłam papierek do tylnej kieszeni moich dżinsów. Dzwoneczek odezwał się cichutko,
kiedy zamykałam drzwi. Popatrzyłam na zatłoczoną ulicę. Przechodni gdzieś się spieszyli; telefon
zabrzęczał w mojej kieszeni, kiedy zaczęłam iść w stronę domu. Wyjęłam go, to mój brat Emmett
przysłał mi wiadomość.
Bello, gdzie jesteś? Spóźniasz się...
Uśmiechnęłam się. Miło było wiedzieć, że ktoś się o mnie troszczy, ale czasami działało mi to na
nerwy. Miałam dziewiętnaście lat i nie potrzebowałam niańki. Odpisałam, o mało nie przypłacając
tego zderzeniem ze ścianą. Nie byłam dobra w pisaniu i chodzeniu jednocześnie.
Ktoś mnie zatrzymał, gdy zamykałam. Jestem już w drodze. Wpadnę i powiem Ci cześć, zanim pójdę
do łóżka.
Byłam już kilka bloków przed moim domem, gdy dostałam odpowiedź od Emmetta.
Ok, do zobaczenia wkrótce.
Odłożyłam telefon do kieszeni płaszcza, dalej krocząc zatłoczonymi chodnikami Nowego Jorku, czując
zimny podmuch wiatru na mojej twarzy. Zimne i świeże powietrze łaskotało moją skórę. Myślałam o
dzisiejszym, ciężkim dniu. Ale kto mógł wiedzieć, że się skarżyłam? Bez pracy musiałabym wrócić do
Forks, do Charliego. Z odwiedzinami jakoś bym sobie poradziła, ale z życiem... nie sądzę. A to była
dobra praca. Nie musiałam za wiele robić i naprawdę nie byłam zmuszona z nikim rozmawiać.
Zazwyczaj używałam języka migowego, jednak nie wszyscy go umieli, dlatego miałam specjalną
tablicę, dzięki której mogłam prowadzić rozmowy z "niewtajemniczonymi".
Moje myśli krążyły wokół Edwarda. Nigdy jeszcze nie spotkałam nikogo takiego jak on. Miał piękne
oczy i gdyby pojawiło się w nich kilka łez, mogłabym dać mu więcej niż tylko mój numer telefonu.
Westchnęłam i wzdrygnęłam się lekko, wyrzucając z głowy myśli dotyczące mojej przeszłości. Nawet
nie wiem, dlaczego ktoś tak cudowny jak on, poprosił mnie o numer... Edward Masen. Dziwne, że
wciąż pamiętałam jego imię - potrafiłam nawet przywołać w myślach jego twarz. To pojawiało się za
każdym razem, kiedy skupiałam się na różnych rzeczach w mojej głowie... na przykład o potrzebie
kupienia nowej kurtki...
Za plecami znajdowało się moje mieszkanie; spojrzałam w niebo, gdy ból przeszył moją głowę.
Cholera. Właśnie dlatego powinnam skupić się na swoich stopach. Zaczęłam podnosić się z ziemi.
Ostrożnie usiadłam, następnie wstałam; chwilę później z powrotem upadłam. Przeklinałam w
myślach, gdy ujrzałam kogoś biegnącego w moją stronę; można było usłyszeć odgłos stóp
poruszających się po chodniku. Blady, znajomo wyglądający mężczyzna pojawił się przede mną;
spojrzałam w te znajome oczy. Błyszczące, zielone oczy. Edward...? Chwyciłam jego dłoń, a on
pomógł mi wstać. Skrzywiłam się z bólu. Nie krwawiłam, ale nie było to przyjemne uczucie. Pewnie
będę miała guza i siniaki, a głowa będzie mnie bolała całą noc. Edward patrzył na to wszystko z
niepokojem na twarzy; pociągnął mnie i stanęłam bezpiecznie na nogach; jedną dłonią trzymał moją
dłoń, druga spoczywała mi na ramieniu.
- Jesteś cała? - Jego głos działał na mnie prawie tak samo jak jego oczy. Powoli skinęłam głową.
Dziękuję - wypowiedziałam bezgłośnie te słowa i odeszłam tak szybko, jak tylko mogłam. Gdy byłam
za rogiem, zaryzykowałam i spojrzałam w tamtą stronę - ciągle tam stał, obserwując mnie. Przeszłam
przez ulicę. Kontakt z nim przywołał kolejne wstrząsające wspomnienia, sposób, w jaki trzymał moje
ramię i dłoń... Wygląda na to, że tej nocy nie będę mogła uciec od przeszłości. Spojrzałam na niego
kątem oka, gdy skręcałam w stronę domu. Wyglądał na zawiedzionego, tak jakby moja reakcja była
jego winą. Ciągle stał w tym samym miejscu, gdy zniknęłam za rogiem.
Miałam dziwne przeczucie, że to nie był ostatni raz, kiedy widziałam Edwarda Masena. I co było
bardziej dziwne, cieszyłam się z tego.
EDWARD
Patrzyłem jak bezimienna dziewczyna zniknęła. Szła bardzo szybko, tak, jakby się czegoś
przestraszyła... mnie? Nie sądzę żebym zrobił coś dziwnego. Nie ruszałem się z miejsca, potrącany
przez chodzących dookoła mnie ludzi. Kilka razy się oglądała zanim zniknęła za rogiem. Westchnąłem
i spojrzałem na chodnik. Chciałem odwrócić się i iść z powrotem, kiedy coś niebieskiego błysnęło mi
przed oczami. To był jej portfel. Otworzyłem go. Z fotografii na prawie jazdy spoglądała na mnie ta
dziewczyna. Nazywała się Isabella Swan. Parzyłem przez chwilę na zdjęcie, zanim zamknąłem portfel i
schowałem go do kieszeni. Uśmiechnąłem się.
Nie wiem, co było w niej takiego, co czyniło ją inną od wszystkich kobiet. Po prostu nie mogłem
pozwolić jej odejść... potrzebowałem kolejnej szansy, żeby ją zobaczyć.
A teraz miałem idealne usprawiedliwienie, aby to zrobić.
Rozdział 2: Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej
Tłumaczenie: Jakub
Beta: xxpaolaxx
BELLA
Zapukałam do ciemnoniebieskich drzwi mieszkania Emmetta. I Rosalie, dodałam po dłuższym
namyśle. Ciągle nie mogłam przywyknąć do tego, że Rose mieszka z moim bratem, chociaż byli ze
sobą od lat. Zostali najlepszymi przyjaciółmi, gdy byli jeszcze dziećmi; razem przetrwali trudne lata w
gimnazjum, a kiedy Rose zaczęła szkołę średnią, postanowili się spotykać; ona miała czternaście lat, a
Emmett piętnaście. Byli dla siebie idealni. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek znalazła kogoś tak dobrego
jak mój brat. Głównie dlatego, że oglądanie ich przywoływało złe wspomnienia. Właściwie
zachowywanie się tak, jak oni byłoby dziesięć razy gorsze. Gdyby któreś z nich wiedziało, próbowaliby
być bardziej ostrożni, ale nie chciałam im mówić. Zasługiwali na szczęście.
Kiedy tak rozmyślałam, usłyszałam odgłos otwieranego zamka i skrzypienie zawiasów drzwi się
otworzyły. Stał w nich Emmett z telefonem przy uchu i jedną ręką włożoną do rękawa skórzanej
kurtki. Spojrzał na mnie i wybuchnął swoim głośnym, tubalnym śmiechem. W mojej głowie powstał
zamęt. Dlaczego się śmiał? Miałam coś na twarzy? Włosy mi stały? A może miałam rozpięty
rozporek? Sprawdziłam, tak dla pewności. Jednak on tylko zaczął śmiać się jeszcze głośniej, a ja
usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Stałam w cichym korytarzu naszego bloku, gdzie akustyka była
lepsza od tej na zatłoczonych ulicach; rozległ się po nim donośny dzwonek - A Hundred Years Five For
Fighting. Wyjęłam telefon z kieszeni uśmiechając się, ponieważ wiedziałam, kto to był. Oczywiście
wiadomość od Emmetta.
Bella, idę Cię szukać. Powinnaś już być w domu.
Przewróciłam oczami i chowając komórkę weszłam do środka. "Szukać". Jakbym była jakimś
zagubionym turystą w Tokio.
Za bardzo się o mnie martwisz. Podniosłam ręce i ułożyłam w głowie słowa, pokazując - nieco
rozdrażniona - co miałam na myśli. Zamknął drzwi, a ja mogłam praktycznie poczuć, jak pokazuje
język za moją głową. Usiadłam na kanapie, a chwilę potem z sypialni wyszła Rosalie w ekstremalnie
krótkich, czerwonych spodenkach. Właściwie nie wiedziałam, czy można byłoby je nazwać
spodenkami. Miała też na sobie prostą, białą koszulkę bez rękawów i ręcznik na jej długich, blond
włosach.
- Cześć, Bella. Jak tam w pracy? - rozwiesiła ręcznik na suszarce i usiadła obok mnie ze skrzyżowanymi
nogami. Miała spokojny i łagodny głos tak, jak większość kobiet.
W porządku. Nie byłam dzisiaj bardzo zajęta. Pokazałam, zastanawiając się, czy powinnam jej
powiedzieć o moim spotkaniu z Edwardem Masenem. Raczej nie. Na pewno powiedziałaby Alice, a
potem wyciągnęłyby ode mnie każdy malutki szczegół, próbując mnie z nim zeswatać. Z nimi nic
Zgłoś jeśli naruszono regulamin