Akademia cudów -Adam Sznaper.pdf

(456 KB) Pobierz
Microsoft Word - Adam Sznaper - Akademia cudów
Adam Sznaper
AKADEMIA CUDÓW (implikacje, herezje i paradoksy)
Wielki Wybuch Mózg i jego budowa Zagadka UFO i inne.
Copyright by Adam Sznaper, Warszawa 2000Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gdańsk
2000
Od autora
Być może niektórzy matematycy i fizycy żachną się na te myśli antytermodynamiczne; być może
niektórzy spośród teologów żachną się na poglądy sprzeczne z kanonami; być może niektórzy ludzie z
wyobraźnią twórczą znajdą w nich inspirację?
Sądzę, że warto było utrwalić te przemyślenia dla innych. Obym się nie mylił.
A.S.
Motto:
Ponieważ teraźniejszość można obiektywnie zdefiniować dopiero z perspektywy czasu, a przyszłość
jest nam w ogóle nieznana – najbardziej realną rzeczywistością jest przeszłość.
Big- Beng
Ażeby mógł powstać Wielki Wybuch inicjujący początek świata, musiałoby uprzednio istnieć
niewyobrażalnie gęste skupisko materii, czyli idealnie czarna (niewidzialna) dziura, poza którą nie byłoby
już nic. Czy może istnieć dziura w niczym? Na domiar niewidzialna dziura w niczym? To skrajny paradoks,
o ile nie nonsens, bo dziura w niczym, to brak materii, a gdzie nie ma materii, tam nie ma i czasu. Skoro
jednak nie istniał czas, nie istniała także i dziura, bo i kiedy? Mamy więc niewidzialną dziurę w niczym,
której nigdy nie było. Jest to przypuszczenie dość osobliwe. Nieistniejąca dziura ma “alibi” w postaci
nieistniejącego czasu, czyli świat się nigdy nie zaczął. A może i czas był tak bardzo zagęszczony jak
czarna dziura i istniał nie manifestując się przed wybuchem? Czy czas istniał w bezczasie?
Porzućmy jednak manipulacje słowne, wiedząc, że czarna dziura jest określeniem umownym, że idzie
o niewyobrażalny zgęstek materii “sam w sobie”, a poza nim nie ma już nic.
Jego wybuch był prapremierą istnienia, prapoczątkiem wszechrzeczy.
Nagle nieistniejący czas, który czyhał w niebycie, zaczął się rozwijać się jak nici z kłębka wraz z
rozszerzającym się wszechświatem. Ponieważ jednak każdy obiekt każdej galaktyki ma swój własny czas,
tych nieistniejących nici musiała być nieskończona ilość. Otóż to: nieskończona ilość nieistniejących
czasów, związanych z niewidzialną dziurą w niczym, to plon współczesnej wiedzy. Chyba łatwiej uwierzyć,
że “Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo...” (tym tematem zajmiemy się
później). Co się jednak dzieje z tym rozszerzającym się wszechświatem? O, nie, to nie świat się
rozszerza, to tylko materia ucieka w przestrzeń i “rozszerza się”, a raczej rozprzestrzenia.
Niezależnie od tego, co zostało powiedziane o Wielkim Wybuchu powstanie (stworzenie?
narodziny?) świata nie ogranicza się jednak do rozprzestrzeniania się materii. Przede wszystkim
należałoby postawić pytanie skąd się wzięła ta pierwotna materia, bo przecież nie mogła powstać
samoistnie z niczego. Z niczego może powstać jedynie nic. Równie ważna jest odpowiedź na pytanie, jak
powstała przestrzeń? Twierdzi się (zakłada się), zresztą dość infantylnie, że wielki wybuch spowodował
rozszerzanie się wszechświata. Domniemanie to oparte jest na obserwacji, z której wynika, że galaktyki
ustawicznie oddalając się od siebie jak gdyby “uciekają”. Zresztą niektóre obserwacje pozwalają na
wyciągnięcie wniosków sprzecznych z dotychczasową wiedzą, dowodzą bowiem, że pewne obiekty
poruszają się z prędkością znacznie przekraczającą prędkość światła.
Wróćmy jednak do pojęcia przestrzeni. Nie jest do pomyślenia, żeby cokolwiek mogło się rozszerzać w
bycie pozbawionym przestrzeni. Jest też oczywiste, że tej idealnej próżni, a więc przestrzeni, nie mogła
stworzyć materia przed hipotetycznym wybuchem, gdyż nie możnastworzyć niczego z czegoś. Jak więc
powstała przestrzeń (próżnia) i kiedy? Z powyższego rozumowania wynika, że idealna próżnia mogła
powstać jedynie przed wielkim wybuchem.
Gdyby nie było otaczającej go próżni, Big- Beng nie mógłby nastąpić, bo materia nie mogłaby się
rozprysnąć, nie mając dokąd “uciec”. Gdyby ten niesamowity i niewyobrażalny zgęstek materii, ta
superczarna dziura nie miała się gdzie i dokąd rozprzestrzenić, tkwiłaby “sama w sobie”, jak baśniowy
geniusz w butelce. Co jednak stanowiłoby ową “butelkę”, decydującą o ograniczeniach superczarnej
dziury? Nie mogłoby to być nic materialnego, gdyż cała materia wszechświata, w myśl założeń tkwiłaby
przecież w owej czarnej superdziurze. A jeżeli tak, to superdziura byłaby ograniczona niczym, czyli
nieograniczona, nieograniczona zaś nie mogłaby być zgęstkiem, który się rozprzestrzenia. Bo czyż może
się rozprzestrzeniać (rozszerzać) coś nieograniczonego? To tak, jakby chcieć powiększyć liczbę
nieskończoną. Stąd wniosek, że przed wielkim wybuchem superdziura musiała mieć rozmiar ograniczony,
a jej granicę określała próżnia lub mówiąc inaczej, przestrzeń. Tak więc, jeżeli za początek wszechświata
zachcemy uznać wielki wybuch (Big- Beng), musimy z konieczności uznać poprzedzające go istnienie
wszechobecnej, idealnie próżnej przestrzeni, która istniała zawsze.
Skąd się wzięła? Jak powstała i kiedy? Oto pytania, na które należałoby szukać odpowiedzi, bo
największa tajemnica tkwi nie w materii, a w przestrzeni [Popełniamy błąd odwiecznie szukając tajemnicy
wszechświata nie w istocie przestrzeni, lecz w istocie materii. Być może. dzieje się tak dlatego, że istota
materii jest dla nas w grubszych zarysach wyobrażalna. a nawet zgłębiliśmy już niektóre jej tajemnice, zaś
istoty przestrzeni nie potrafimy dociec, gdyż nie mieści się w polu naszej wyobraźni]. Ponieważ jednak
czas jest jednym z parametrów przestrzeni (w wielowymiarowym świecie) więc i on musiał istnieć zawsze,
a jako że zależny jest od materii, materia też zawsze musiała istnieć. Tak więc wszechświat, który
rozumiany jest jako czas, przestrzeń i materia, istniał zawsze, bo te trzy elementy są ze sobą
nierozłącznie związane. Żaden z nich nie mógł powstać samoistnie, niezależnie od pozostałych. Nie
mogło więc być tak zwanego “Wielkiego Wybuchu”, który zainicjowałby powstanie czasu (powstałby przed
czasem) i rozszerzał przestrzeń.
Wszelkie dysertacje na temat narodzin wszechświata za sprawą wielkiego wybuchu pozbawione są
logicznych podstaw. Być może twierdzenia takie wtedy nabrałyby sensu, gdybyśmy umieli zamknąć w
eleganckim równaniu trzy parametry: czas, przestrzeń i materię. Winno to być równanie równie jasne i
precyzyjne jak einsteinowskie E = mc2. Podejrzewam, że równanie takie nigdy nie powstanie, bo skoro
założyliśmy, że czas i materia zrodziły się z wielkiego wybuchu, to zawsze zabraknie odpowiedzi na
pytanie skąd się wzięła owa przestrzeń, a więc próżnia, która otaczała superczarną dziurę tkwiącą w
niczym? Może raczej należałoby skromnie przyznać, że teoria o wielkim wybuchu okazuje się
paradoksem, a nasze domniemania naukowe fikcją wygodną dla podparcia fałszywej hipotezy. O ile się z
tym nie zgodzimy, trzeba będzie stwierdzić, że powstanie świata jest paradoksem i że żyjemy w fikcyjnym
świecie. Okazuje się bowiem, że choć żyjemy w czterowymiarowym, czasoprzestrzennym świecie, żaden
z tych czterech wymiarów nie jest nam znany, a na domiar każdy z nich jest relatywnie względny.
Wątpliwe, aby udało się ułożyć równanie z samych zmiennych niewiadomych w świecie, który, jak
podejrzewam, nie ogranicza się do czterech wymiarów stanowiących zaledwie prolegomenę do naszej
niezwykle ograniczonej wiedzy, z której jesteśmy tak dumni na wyrost.
Być może należałoby zacząć z przeciwnej strony, próbując ułożyć równanie ze sprawdzonych
elementów niewiedzy. Taki początek mógłby się okazać zachęcającym punktem wyjścia, tyle że
elementami niewiedzy trzeba by się posłużyć jako “naukowymi pewnikami”.
Takie pewniki nie trudno by było znaleźć. Dla przykładu posłużmy się Big-Bengiem: skoro galaktyki
rozbiegają się i świat się poszerza (powiększa się), to zgodnie z teorią czasoprzestrzeni poszerza się
(powiększa się) także i czas. Jeżeli świat jest nieograniczony ale skończony, skończony jest także czas.
Jeżeli natomiast świat jest ograniczony, ale nieskończony, czas również jest ograniczony choć
nieskończony. Z czego jednoznacznie wynika, że czas jest albo skończony albo ograniczony, a to już
jedynie pusta gra słów. Każde z tych twierdzeń z równym skutkiem można przyjąć za pewnik (bądź też
odrzucić) bo obydwa w równym stopniu pozbawione są podstaw, służąc jako figura retoryczna.
Obok teorii rozszerzającego się wszechświata istnieje teoria pulsującego wszechświata, który po
osiągnięciu maksimum zaczyna się kurczyć wracając ku “źródłom” czyli przekształcając się stopniowo i
ponownie w czarną dziurę, w Wielkie NIC w NICZYM, w zgęstek w niebycie pozbawionym czasu i
przestrzeni. Czas kurczący się wraz z wszechświatem, wracając ku “źródłom” musiałby się cofać.
Przyjmując taką teorię trzeba założyć, że wszelkie zdarzenia muszą się powtarzać i to w odwrotnej
kolejności. Czas kurcząc się spowodowałby coś w rodzaju swoistego antyświata. Na przykład umarli
powstawaliby z grobów zdrowiejąc, młodniejąc, malejąc i wnikając w łona matek; drzewa i kwiaty
wrastałyby w łono ziemi itp [Istota bytu pozostałaby niezmieniona. Wszystko, co powstaje umierałoby, ale
w swoisty sposób. Z naszego ludzkiego punktu widzenia świat taki byłby dziwaczny i na pozór nic do
przyjęcia, a jednak kolejność zjawisk napawałaby optymizmem. Człowiek stopniowo odzyskiwałby siły,
młodość, nadzieję i dzieciństwo, które jest najpiękniejszym okresem życia. W zamian za zawyżające się
pole świadomości zyskiwałby radość, świeżość spojrzenia i niewinność. Równocześnie zacierałaby się w
nim obawa przed śmiercią]. Inaczej mówiąc, pulsujący czas powodowałby powtarzalność zjawisk i to
każdorazowo w odwrotnej kolejności. W ten sposób powstałoby sprzeczne z prawami termodynamiki,
osobliwe perpetuum mobile. Sprzeczność taka wynika jednak z teorii pulsującego wszechświata, a więc i
pulsującego czasu. Trzeba przy tym pamiętać, że pulsujący czas “rozwijałby się” i “cofał” po linii krzywej,
bo w zakrzywionej czasoprzestrzeni zakrzywiony musi być także i czas. Oto następny pewnik niewiedzy,
jako drugi z elementów równania: zakrzywiony, skończony i ograniczony czas wzrastający i malejący. –
Implikacje wynikające z pulsującego czasu sugerują, że niezależnie od wyznawanych kultów, dogmaty
religijne takie jak reinkarnacja lub Sąd Ostateczny wywodzą się z przesłanek naukowych.
Zapytajmy jednak, dlaczego pulsujący wszechświat w pewnym momencie przestaje się rozszerzać.
Przecież nic na świecie nie dzieje się bez przyczyny. Czyżby zaczynało brakować mu impetu? Z analizy
widma (siatka dyfrakcyjna) wynika coś wręcz odwrotnego: w miarę oddalania się galaktyki nabierają
prędkości, rozpędzają się, a więc przyczyny musimy szukać gdzie indziej. Tą przyczyną może być jedynie
natrafienie na “barierę”, na brak przestrzeni, czyli na “koniec świata”. Płynąłby z tego wniosek (pod prąd
przyjętych twierdzeń), że świat jest ograniczony i skończony. Przynajmniej w naszych czterech
wymiarach. Wobec tylu sprzeczności w kwestiach rudymentarnych swobodnie i dowolnie możemy
założyć, że układ słoneczny wraz z całym obserwowanym i domniemywanym przez nas wszechświatem
stanowią raptem jedną z komórek niepoznawalnego tworu. Być może tworu niepoznawalnego jedynie dla
istot trójwymiarowych, które indolencję sztukują wyobraźnią. Per analogiam (antropomorfizując) gdyby
wirus rozumował na sposób ludzki, komórkę w której bytuje uznałby za swoją galaktykę, a podejrzewając
istnienie innych komórek ich zbiorowisko uznałby za wszechświat, poza którym nic już nie istnieje.
Jeszcze bliższy prawdy byłby elektron, uznając proton za swoje słońce i nie bez racji powołując się na
systemy planetarne. Bez trudu można zauważyć podobieństwo atomów do słońc, ruchu obrotowego
elektronów do ruchu obrotowego planet, a nawet budowy galaktyk spiralnych do spirali DNA. Czyżby to
wszystko pozostawało bez wzajemnego związku i było jedynie dziełem przypadku?
Światło wyobraźni rzuca niekiedy urojony cień, który przesłania rzeczywistość. Tak więc żyjemy po
części w świetle ciemności, a wszelkie zdarzenia interpretujemy zawsze w sposób subiektywny, nadając
im rozmaitą wagę i przypisując zmienne znaczenia, zależne od naszego nastroju. Dlatego właśnie to
samo, powtarzając się w różnych warunkach, może wywoływać u nas diametralnie sprzeczne reakcje;
dlatego nie możemy być całkowicie obiektywni; dlatego tak sprzeczne bywają zeznania świadków i
poglądy naukowców. Wszystko się ustawicznie zmienia. Spróbujmy więc nieco zmodyfikować i poszerzyć
ten sam temat, rozwijając już poruszone wątki.
Wiadomo, że fale radiowe są nośnikami informacji. Wiadomo też, że wszechświat nasycony jest falami
radiowymi. Pustkę między gwiezdną wypełniają informacje. Można przyjąć, że skoro taka informacja
przenika wszechświat, to musi być do kogoś adresowana, a więc musi mieć i nadawcę, a więc jest to
działanie świadome i celowe. Czy któraś z tych informacji adresowana jest do ziemi i czy nauczymy się je
odczytywać? To przecież w zasadzie obojętne, czy ziemia jest planetą, rakietą, czy jakimś fruwającym
laboratorium kosmicznym. Jest zamieszkana przez istoty rozumne i inne istoty rozumne mogą o tym
wiedzieć. To niepodobieństwo, żebyśmy żyli tu na ziemi w kompletnej izolacji. A może to możliwe? Albo
istnieje nieskończona ilość samoistnych światów i nic nie ma związku z niczym, albo przeciwnie; wszystko
ma związek ze wszystkim jak naczynia połączone. Faktem jest, że wszystko kręci się (wiruje) wokół
wszystkiego. Elektrony krążą wokół jądra atomu, księżyc krąży wokół ziemi, ziemia obraca się wokół
własnej osi i krąży wokół słońca, słońce wokół galaktyki, a galaktyka spiralna, którą jest nasza Droga
Mleczna też wiruje wokół własnej osi. Czy możliwe, że na tym koniec? Czy świat to jakaś siatka statyczna
o strukturze kryształu? Wątpliwe.
Na pewno galaktyki też kręcą się wokół jakiegoś centrum, jaki ej ś osi, której się nawet nie domyślamy.
Twierdzą, że świat powstał z wybuchu niewyobrażalnie gęstej pramaterii, a galaktyki uciekają i oddalają
się od siebie. Od wieków szuka się jakiejś prawidłowości, ale jak ta prawidłowość wygląda? Jak twierdzi
biolog z Princeton University, dr Edwin Godwin, szansa powstania planety takiej jak nasza w wyniku
“wielkiego wybuchu” równa jest prawdopodobieństwu powstania wielkiej encyklopedii w wyniku eksplozji
w drukarni.
Może przestrzeń istnieje o tyle o ile jest wypełniona materią, a czas istnieje o tyle o ile jest wypełniony
działaniem? Może dlatego my, ludzie, przypisani do materii i do króciutkiego wycinka czasu przez całe
życie musimy działać i myśleć? Tylko po co? Czy dlatego, że jesteśmy jedynie niezmiernie małym
fragmentem jakiejś nieznanej nam, większej całości? Jak to właściwie jest? Atom, to nic innego, niż
mikroskopijny układ planetarny, a mikroskopijna bakteria to żywy organizm, podobnie jak człowiek. Atom
stanowi dla siebie swój własny skończony świat, podobnie jak układ słoneczny, a bakterie żyją,
rozmnażają się, toczą wojny i podboje, przegrywając je lub wygrywając, zupełnie jak ludzie. Bakteria na
pewno nie zdaje sobie sprawy z istnienia i możliwości człowieka, a jej wszechświatem jest zaatakowana
komórka.
Nie wie, że od jej działań i szybkości rozmnażania się zależy nasze życie, bo nie może mieć pojęcia o
istocie takiej jak człowiek. Nie może mieć, nie ma i nigdy nie będzie miała, a przecież jest trójwymiarowa,
chociaż taka malutka. Kto wie, czy my razem z naszym układem i dostrzeganymi przez nas przez
najdoskonalsze radioteleskopy galaktykami nie jesteśmy częścią składową niezmiernie skomplikowanego
układu, którego nigdy nie będziemy zdolni nie tylko zrozumieć, lecz także domyślić się, a mimo to nasze
działanie i rozmnażanie się, i ekspansja kosmiczna mają jakiś wpływ na całość tego Niepojętego ustroju,
podobnie jak bakterie mają wpływ na nasze życie? A może razem ze swoimi bombami wodorowymi
tworzymy raptem mikroskopijną rakowatą komórkę tego niepojętego organizmu? A może jesteśmy
jeszcze mniejsi, niż można sądzić i dopiero wraz z całym postrzeganym wszechświatem stanowimy taką
mikrokomórkę? Skąd się biorą w człowieku takie uczucia jak duma, ambicja, wstyd, miłość lub nienawiść?
Czy wszystko, co wiemy o świecie i czego się domyślamy nie jest jedynie czczym urojeniem? Ku czemu
wiodą nasze myśli i jakiego rezultatu oczekujemypo swoich odkryciach? Czy poszerzając wiedzę
przestajemy być mikroskopijnymi ludzikami, pleśnią na powierzchni ziemi, niczym wobec wszechświata?
Dlatego jesteśmy tak skonstruowani, że musimy myśleć. Walka Don Kichota z wiatrakiem była chyba
niezwykle rozsądna wobec naszej walki i czasem i przestrzenią, a przecież wal czy my i odnosimy jakieś
mikrosukcesy.
Jeżeli jest tak, że wszystko składa się z nieskończonej ilości przyczyn i skutków, nasze myślenie też
odgrywa w tym jakąś rolę, a więc jest konieczne. To nic, że składamy się z atomów, które są pustką
podobnie jak układ słoneczny. To nic że składamy się z pustki, skazani jesteśmy na myślenie i działanie.
Oto co myśli na ten temat noblista Max Planck:
“Jako fizyk, a więc jako człowiek, który przez całe życie służył czystej wiedzy i zrozumieniu materii, z
pewnością jestem wolny od podejrzeń o fanatyzm. I oto mówię o moich badaniach atomu, co następuje:
Nie istnieje materia jako taka! Wszelka materia powstaje i trwa dzięki sile, która wprawia w drgania cząstki
atomów i utrzymuje je razem w tym najmniejszym systemie słonecznym, jakim jest atom. Należy przyjąć,
że tą siłą jest świadomy, inteligentny duch. Ten duch jest praprzyczyną wszelkiej materii. Nie materia
widzialna, ale nietrwała jest realnością, prawdą, rzeczywistością (bo ta materia, jak zobaczyliśmy, bez
tego ducha w ogóle nie zaistniałaby) lecz prawdą jest niewidzialny, nieśmiertelny duch. Skoro jednak duch
nie może istnieć sam w sobie i każdy duch przynależny jest do jakiegoś bytu, to musimy przyjąć
przekonanie o istnieniu bytów duchowych. Ale skoro byt duchowy nie może istnieć sam z siebie, tylko
musiał zostać stworzony, nie lękam się tak nazywać tego tajemniczego stwórcy, jak wszystkie kulturalne
narody ziemi nazywały go od tysięcy lat: — Bóg!” A Albert Einstein zauważa:
“Każdy, kto jest poważnie zaangażowany w badani a naukowe, nabiera przekonania, że w prawach
wszechświata zamanifestowany jest duch – duch znacznie przewyższający ducha człowieka, wobec
którego my, z naszymi skromnymi siłami, musimy odczuwać pokorę”.
“Vedy” głoszą, że początkowym życiem jest Krsna, że żywa istota nie ma związku z rzeczami
materialnymi. Dziwna zbieżność poglądów, bo przecież Vedy liczą sobie ładne parę tysięcy lat Zostawmy
jednak niedocieczony świat ducha i powróćmy do materii.
ALTERNATYWA
1. Żyjemy w świecie niespójnym, logicznie sprzecznym i dlatego nigdy nie docieczemy końca
“wszechrzeczy”. Nasz świat w swoim zachowaniu jest jedynie statystycznie prawdopodobny.
Jest to jednak prawdopodobieństwo, w którym trzeba uwzględnić nieskończoną ii ość elementów, na
domiar układających się chaotycznie, coraz to inaczej według prawa wielkich liczb, prawa serii, prawa
przypadku, a więc stochastycznie (aleatorycznie), probabilistycznie itd.
2. Żyjemy w świecie logicznie spójnym i zdeterminowanym. W takim razie:
a) Istnieje teoretyczna możliwość zdobycia w przyszłości pełnej informacji tym świecie, a co za tym
idzie możliwość kierowania nim i osiągnięcia wszechmocy;
b) Nie zdając sobie sprawy, czynimy wyłącznie rzeczy konieczne. Żyjemy według ściśle
zaplanowanego scenariusza i wolna wola jest nie do pomyślenia. Można ją najwyżej przyjąć, jako niezbyt
dogodną, metafizyczną fikcję.
Jak widać, te dwa człony alternatywy są diametralnie sprzeczne. Szukajmy dalej.
3. Świat nie jest zdeterminowany, ale można go zdeterminować, niejako otorbić się względem natury,
stwarzając własne prawa (oczywiście do pewnych granic niesprzecznych z jej prawami, podobnie, jak to
czyni rakowata komórka). (Strefa Dysona).
4. Świat jest zdeterminowany, ale nie do końca. W takim wypadku należy odnaleźć wygodną dla nas
enklawę i dostosować się do niej, bądź kierować nią. Nie wiadomo, co się okaże łatwiejsze.
Ta alternatywa jest bardziej optymistyczna.
“Świat na bakier”
Entropia, informacja, antyświaty.
Oto implikacje i paradoksy wypływające ze “zdrowego” myślenia w oparciu o przesłanki naukowe.
Zacznijmy od entropii, która jest procesem stale malejącego ciepła w przyrodzie.
Uczeni zakładają, że wszelkie procesy na świecie przebiegają w ten sposób, iż entropia układu
wzrasta. Mówiąc inaczej, wszystkie światy (galaktyki) umierają podobnie jak człowiek i jest to proces
nieodwracalny. Znaczy to, że stale wzrasta w przyrodzie stopień nieuporządkowania i wzrastać będzie
dotąd, aż wszystko pogrąży się w kompletnym zimnie i w kompletnym chaosie. Ponadto uczeni uważają,
że jakkolwiek możliwe jest wyobrażenie przeróżnych światów w przeróżnych układach, to nie jest możliwe
powstanie świata sprzecznego z prawami termodynamiki. Moje osobiste przekonania stanowią herezję
termodynamiczną. Zacznę od pojęcia informacji, Informacja jest strukturalnie upostaciowaną energią. Oto,
jak można by sobie wyobrazić odwrotne pojmowanie termodynamiki i entropii, prowadzące do
powstawania informacji (a więc wzrostu energii).
Z nieuporządkowanych mgławic powstają bardziej uporządkowane galaktyki, gwiazdy, planety, a
wreszcie życie jako forma najbardziej uporządkowana. Pozostaje to w całkowitej zgodzie z faktami i z
powszechnie zaakceptowaną teorią.
Następna sprawa. Czym wyższa jest temperatura, tym bardziej chaotyczny jest ruch cząsteczek
(atomów itd.) natomiast ciało doskonale zimne trwa w bezruchu, [W temperaturze zera absolutnego
(bezwzględnego, które wynosi – 273,15°) – ruch cząsteczkowy ustaje] a więc w pewnym niezmiennym
uporządkowaniu, co moim zdaniem można przyjąć za wzrost informacji, bowiem więcej informacji da się
odczytać ze statycznego bezruchu, niż z chaotycznego zderzania się atomów. Nadprzewodliwość w
ciekłym helu dowodzi większego stopnia uporządkowania tego gazu. Per analogiam: pociąg łatwiej jedzie
wzdłuż jednolitej trakcji, niż przerzucany z toru na tor, przy ciągłej zmianie semaforów; łatwiej trafić do
określonych i wytyczonych stacji, niż do stacji przerzucanych ustawicznie z miejsca na miejsce.
Pojęcie porządku jest równie umowne, jak każde pojęcie ludzkie. Może właśnie Wielkim Porządkiem
jest to, co nazywamy nieporządkiem? Jak wynika z odwiecznej empirii, natura stwarzając życie i światy
dąży do wzrostu informacji. Powiada się, że w układzie izolowanym entropia może jedynie wzrastać, a
informacja zachować wielkość stałą względnie maleć – w żadnym razie informacja nie może wzrosnąć.
Otóż nie ma na świecie układów izolowanych, a to już choćby ze względu na stałe działanie sił
grawitacyjnych i promieniowania kosmicznego, nie mówiąc o czynnikach, których być może jeszcze się
nawet nie domyślamy. Jak wynika z powyższego, informacja w miarę upływu czasu zmienia się w
entropię, zaś entropia w informację – po prostu zamieniają się miejscami po przejściu różnych stanów
pośrednich.
Chyba to jest właśnie owe globalne uporządkowanie, którego w naszych formułkach nie chcemy
uwzględnić, wyciągając fałszywe wnioski z pozorów.
Powiada się, że szklanka raz stłuczona nigdy się sama nie złoży to znaczy nie wróci do stanu
pierwotnego i wyciąga się z tego wniosek o nieprawdopodobieństwie samoczynnego wzrostu stanu
uporządkowania. Tak więc entropia jakoby stale wzrasta. Holla! A któż odlał, względnie wydmuchał tę
szklankę i w jaki sposób powstała ziemia, która wydała człowieka?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin