Kirił
Wojnow
ze mną choćby do piekła
przełożyła
Wanda Medyńska
Czytelnik
Warszawa
1983
Tytuł oryginału bułgarskiego S men w ada
© Kirił Wojnów c/o Jusautor, Sofia
Okładkę i kartę tytułową projektował ZBIGNIEW CZARNECKI
© Copyright tor the Polish edition
by Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik”
Warszawa 1983”
Czytelnik”. Warszawa 1983.
Wydanie I.
Nakład 100 320 egz.
Ark, wyd. 8,1; ark, druk. 11.
Papier offset, ki. VII, 60 g, 93 cm.
Oddano do składania 7 IX 1982 r.
Podpisano do druku 23 II1983 r.
Druk ukończono w kwietniu 1983 r.
Zakłady Graf. „Dom Słowa Polskiego” w W-wie
Zam, wyd. 517;
druk. 3968/K. Z-103.
Printed in Poland
ISBN 83-07-00925-1
Pomocników uczciwych sześciu
trzymam na służbie.
Im zawdzięczam to wszystko,
co umiem.
Wymienię po imieniu:
Kto, Dlaczego, Jak,
Gdzie, Co i Kiedy.
Rudyard Kipling
1.
Okno mego gabinetu wychodzi na wschód, prosto na więzienie. Wysoka, solidna, granitowa ściana oddziela mnie od pogrążonego w ciszy i milczeniu budynku, studni ludzkich dramatów i ludzkiego losu, czyśćca człowieczych grzechów. Prawdopodobnie owo bliskie sąsiedztwo od czasu do czasu wyzwala refleksję, że nasz Wydział Śledczy to coś na kształt przedsionka tego czyśćca, a ja jestem jednym ze sług Św. Piotra, dających pozwolenie na przekroczenie progu, lub też uczynienia kroku ku wolności ludzkiego mrowiska.
Granitowa ściana ginie gdzieś w dole. Stąd, z czwartego piętra, widać jedynie zachodnią fasadę pociętą małymi okratowanymi okienkami, bardziej w prawo czernieje portal żelaznej bramy, obok - wartownia, a dalej - okrągła jak meczet wieża strażnicza w rogu, gdzie kiedyś tkwił wartownik z obnażonym bagnetem i karabinem maszynowym. Teraz jest ona zamknięta i mimo iż przypomina raczej opustoszały wiatrak, to sieje postrach i budzi grozę, stanowiąc niezmienny element tego ponurego pejzażu. Ponad czerwonymi dachówkami niższej przybudówki dostrzec można stąd kawałek wybrukowanego podwórka przeciętego pasmem trawy. W tym miejscu zaczyna się troskliwie
5
pielęgnowany ogród. Od czasu do czasu, na tym prawie pustym podwórzu, na tle milczącego, pełnego kolorów ogrodu dostrzegam samotną postać. Raz jest to sylwetka korpulentna, raz szczupła, ale zawsze jakby ta sama, w szerokim, brudnoszarym ubraniu i berecie, podobna do manekina lub stracha na wróble. Człowiek ten pracuje motyką, plewi chwasty lub sadzi kwiaty. Został przywrócony normalnemu życiu, jak mówi prawo, a teraz odkupuje swą winę. Ten człowiek wiedział, że trafi tutaj, że będzie musiał zapłacić za owo przekroczenie zasad prawa, które przez społeczeństwo zostało ustanowione po to, by mogło się ono rozwijać spokojnie i spokojnie egzystować. Każdy członek naszej społeczności zna te pisane i niepisane prawa. Jeszcze zanim pojawi się na tym najlepszym ze światów, zanim pozna samego siebie, zostanie nauczony, co to jest - tak i nie, co - można i czego nie można, co pożyteczne, a co szkodliwe, co dozwolone, a co zabronione. Kiedy podrośnie, nauczy się tego wszystkiego i nie tylko rozum będzie mu dyktować, ale i instynkt pomoże dokonać wyboru. Zrozumie także, że nie zawsze dobro jest nagradzane, ale że zło prawie nigdy nie uchodzi bezkarnie. I mimo wszystko człowiek robi jednak to, czego nie wypada, co jest złe, co zabronione, dokonuje przestępstw. Więc coś go chyba do tego skłania! Musi przecież istnieć jakaś przyczyna takiego postępowania! Przyczyna karmiona nadzieją, że nie będzie rozpoznany. Przyczyna, która zdominowała uczucie i poczucie odpowiedzialności przed społeczeństwem, która kazała zapomnieć o karze, a może nawet działać wbrew karze, choćby i najstraszniejszej, bo wszystko to jest silniejsze od niego. Cóż może być tą przyczyną? Miłość, nienawiść, chciwość, zdeptana godność, porachunki rodzinne - mało to ludzkich namiętności?! Każdy z badanych przypadków to najczęściej ludzkie namiętności, odwieczne ludzkie namiętności, tak dobrze znane i tak ciągle zaskakujące w swych przejawach.
6
Co może skłonić człowieka do pozbawienia życia innego, podobnego doń osobnika? Co na przykład skłoniło tego sympatycznego na pierwszy rzut oka, młodego mężczyznę, kończącego już prawie medycynę, Wencisława Kaczulewa, którego sprawa leży teraz na biurku za moimi plecami, do zabicia współlokatora? Trzydzieści siedem dni zajmowałem się tą sprawą. Studiowałem charakter tego młodego człowieka, jego skłonności, pochodzenie społeczne i światopogląd, prosiłem o pomoc psychologów zajmujących się charakteropatią, męczyłem się, bo chciałem znaleźć logiczne wyjaśnienie, gdyż jego w żaden sposób przyjąć nie mogłem - zabił współlokatora, bo chciał mieszkać sam. Wydawało mi się to nieprawdopodobne, dziwne i absurdalne. Nie była to miłość, nie była nienawiść, to nawet nie zdeptana godność. Może to chciwość, zachłanność, pazerność? Nie, te namiętności wymagają czego innego, prawie chorobliwego nienasycenia, chęci posiadania i gromadzenia za wszelką cenę, nawet kradzieży lub grabieży! A on po prostu pragnął mieszkać sam, słuchać muzyki z magnetofonu, sprowadzać dziewczęta. Lekkomyślność i brak odpowiedzialności! Wzdrygam się na samą myśl, że w naszych czasach te dwa lapidarne określenia zbyt często wyjaśniają przyczynę wielu przestępstw.
Na biurku, obok grubej teczki ze sprawą Wencisława Kaczulewa, gdzie wypisałem już końcowy wniosek i przygotowałem wszystko co trzeba dla prokuratora, leży zielona teczka, a w niej tylko jeden dokument - decyzja o wdrożeniu postępowania przygotowawczego. Wręczył mi ją dzisiaj rano Ocet, to znaczy pułkownik Stoiczkow, to znaczy mój szef. Powiedziałem Ocet, ponieważ między nami kolegami z Wydziału inaczej o szefie się nie mówi, nigdy nie nazywamy go na przykład naczelnikiem lub pułkownikiem, nawet tak o nim nie myślimy, dla nas to po prostu Ocet. Przezwisko to nie ma nic wsp...
kadorka1