bajki terapeutyczne.doc

(241 KB) Pobierz
Kiedy dziecko nie wierzy w siebie i jest nieśmiałe

Kiedy dziecko nie wierzy w siebie i jest nieśmiałe.

Bajka terapeutyczna - "Przygoda ołówka"
A było to tak: W sklepie papierniczym wśród różnych przedmiotów leżał sobie kolorowy piórnik, który nie mógł się doczekać, aż ktoś go kupi. Pewnego dnia do sklepu razem z mamą przyszła mała Zuzia, która kupiła piórnik i powiedziała, że razem z nim będzie chodzić do przedszkola. W piórniku mieszkałem ja, szary ołówek, obok kolorowe kredki, pisaki, gumka do mazania, nożyczki, linijka, temperówka, długopis i pędzelek. Nasze mieszkanie było bardzo kolorowe, wprost bajecznie kolorowe, każdy miał swoje miejsce, równo poukładane kredki pyszniły się swoimi barwnymi łebkami. Pachnąca gumka roztaczała zapach i wykrzykiwała, że mają być grzeczne, bo inaczej to ją popamiętają!
Pisaki wystrojone w śliczne czapeczki już szykowały się do
rysowania, nożyczki do cięcia, linijka do podkreślania, temperówka do strugania, długopis do pisania, a pędzel do malowania.
Naszego domku strzegł suwak, który zamykał i otwierał piórnik. Nocą często wyobrażaliśmy sobie, jak to będzie i kto z nas pierwszy zobaczy przedszkole, kto pierwszy będzie rysował, malował, wycinał?
Kolorowe kredki przechwalały się, która z nich jest najpiękniejsza, pisaki chichotały i zaczęły wyśmiewać się ze mnie. Zrobiło mi się smutno, że takiego szaraka nikt nie będzie brał do rysowania.
Aż wreszcie nadszedł ten dzień. Suwak często otwierał swe drzwi, co rusz wychodziły kredki i inne przybory. Przez uchyloną szparę słychać było gwar, śmiechy, muzykę, tylko ja jeszcze nie widziałem przedszkolnej Sali.
Zacząłem zastanawiać się, dlaczego Zuzia mnie nie wybiera, było mi smutno i z boku przyglądałem się wesołym przyborom.
Kolejnego dnia Zuzia wyciągnęła mnie nareszcie z piórnika, zrobiłem kreseczkę, laseczkę i już chciałem narysować pieska, wtem z piórnika wypadła pachnąca gumka i zniszczyła wszystko to, co narysowałem. Było mi bardzo smutno, poczułem się źle, chciało mi się płakać, przecież wydawało mi się, że umiem rysować. Mijały kolejne dni w
przedszkolu, a ja wciąż siedziałem uwięziony w swojej przegródce. Nocą wszystkie przybory zmęczone po całodziennej pracy smacznie spały, a ja kręciłem się z boku na bok i nie mogłem zasnąć. Tylko poczciwy suwak otwierał swe drzwi i mówił do mnie: „Nie martw się, będzie dobrze, przyjdzie czas, że będziesz najważniejszy dla Zuzi,
na pewno…”I tak się stało. Nazajutrz w przedszkolu pani powiedziała do dzieci: „Dzisiaj potrzebne wam będą tylko ołówki, będziemy rysować szlaczki.” Gdy Zuzia wzięła mnie do ręki, byłem tak roztrzęsiony, że aż się złamałem. Wtedy to suwak szybko się rozsunął i wypchnął temperówkę, która w mig mnie zaostrzyła. I już roztańczyłem się na kartce – kółeczka, kreseczki, laseczki to moja specjalność. I nie tylko, bo odtąd Zuzia nie mogła się obejść bez mojej pomocy. Rysowaliśmy portrety wszystkich członków rodziny Zuzi, szarugi jesiennego deszczu, a nawet kopalnię. Było wspaniale. Teraz już wiem, że jestem ważny, a nawet niezbędny. Jestem po prostu szczęściarzem!

 

………………………………………………………………………………………………

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Bajka Terapeutyczna "Przygoda skrzata Poziomka

Poziomek przezwycięża lęk przed ciemnością

Daleko, daleko stąd, w zaczarowanym miasteczku zabawek – Wesołej Osadzie, nieopodal przyjaźnie szumiącego lasu stała maleńka chatka. Była to najpiękniejsza chatka w okolicy. Jej kształt przypominał pękatą szyszkę otuloną licznymi nasionkami. Okrągłe okienka z barwnymi firankami zwracały uwagę przechodniów. Na parapetach
ustawiono w równych rzędach, niespotykane u nas, bajkowe rośliny. Ich nasiona pomagały potrzebującym w rozwiązywaniu różnych problemów. Czerwone nasiona wesołki odganiały wszelkie smutki, zielone kuleczki dróżki wskazywały bezpieczną drogę do wybranego miejsca, a żółte paciorki latarenki rozjaśniały ogarniające ciemności.
Drewniana, ozdobnie rzeźbiona tabliczka na drzwiach oznajmiała, że mieszka tu skrzat Poziomek.

Poziomek miał wielu przyjaciół – mieszkańców Wesołej Osady. Byli nimi: pajacyk Fiku-Miku, lalka ze złotymi loczkami – Złotowłoska, kotek Puszek, miś Łasuch, piesek Reks, króliczek Łatek...

Każdego dnia przyjaciele spotykali się na leśnej polance. Spędzali czas, bawiąc się radośnie. Pewnego dnia bawili się w chowanego. Nikt z przyjaciół nie spodziewał się, że za chwilę niebo zakryją ciemne chmury i rozpęta się straszliwa burza.- Szukam! – zawołał głośno skrzat Poziomek.

Spoglądał z niecierpliwością za krzaczki, za pnie drzew, za duże kamienie, spojrzał nawet do opuszczonej przed laty dziupli wiewiórki. Niestety, nie zauważył ani czapeczki pajacyka, ani złotego loczka laleczki, ani uszka kotka, ogonka pieska, czy wąsików
króliczka. Kryjówki jego przyjaciół okazały się doskonałe! Szukający Poziomek długo błądził po lesie, nawoływał, szukał... Pech sprawił, że dziś nikogo nie mógł odnaleźć.

Nagle zerwał się wiatr. Z minuty na minutę przybierał na sile. Groźnie zaszumiały drzewa, liście zaszeleściły nad głową skrzata. Ptaki pośpiesznie wracały do swoich gniazd. Tuż obok Poziomka przebiegła mała sarenka zmierzająca do swojej mamy. Nawet ślimacza rodzinka schowała się pod borowikiem, niczym pod ogromnym parasolem. Tylko skrzat wciąż był zajęty poszukiwaniem ukrytych przyjaciół.
Wtem na czerwony nosek Poziomka spadła jedna srebrna kropla deszczu, potem kilka drobnych kropelek, a tuż po nich wielka struga ogromnych kropli. Niebo pociemniało. Raz po raz rozdzierały je groźne błyskawice. Słychać było straszliwy huk gromu. Poziomek dopiero teraz zauważył niebezpieczeństwo. Ogarnął go chłód. Nie znalazł przyjaciół. Był samotny w leśnej gęstwinie. Przerażony rozglądał się, szukając schronienia. Nagle ujrzał norkę.
- Ciekawe, czy ktoś tu mieszka? – zastanowił się skrzat – Z pewnością znajdę tutaj suchy i ciepły kącik dla siebie. Nikomu nie będę przeszkadzał. Zaciekawiony Poziomek wszedł do środka, chowając się przed burzą. Po przejściu kilku kroków zauważył, że wewnątrz panują straszne ciemności. Przeniknął go strach. Trząsł się tak bardzo, że z dala było słychać dźwięk dzwoneczków zawieszonych na jego kolorowej czapeczce.Mimo, że bardzo się starał, nie mógł zobaczyć, co jest tuż obok niego. Stąpając cichutko drobnymi kroczkami, dotykał korzeni, które wydawały się ramionami strasznej ośmiornicy. Dotykając ścian norki – wyobrażał sobie, że to skóra ogromnego smoka. Przez chwilę myślał, że znajduje się w brzuchu potwora. Walczył z wytworami
własnej wyobraźni.Pomyślał:
- Gdzie ja jestem? Gdzie teraz są moi przyjaciele? Czy też boją się tak jak ja? Czy tam, gdzie są, też jest tak ciemno?
Chciał krzyczeć, ale strach związał jego małe gardełko.W blasku jednej z błyskawic wydawało mu się, że widzi wielkie, przeraźliwe ślepia, które zbliżają się do niego.Nagle na swoim ramieniu poczuł czyjś dotyk: ciepły, miękki, przyjemny. Ktoś odezwał się mrukliwym, ale znajomym głosem:

- Co ty tu robisz?Skrzat nie wierzył własnym sterczącym uszom.

- To jest ktoś, kogo dobrze znam! – pomyślał Poziomek.W blasku kolejnej błyskawicy ukazała się postać misia Łasucha, który właśnie przebudził się z krótkiej drzemki.

- Jak dobrze, że cię tu znalazłem! – zawołali obaj jednocześnie.
- Tak bardzo się boję ciemności – cichutko powiedział skrzat.
- A my martwiliśmy się o ciebie – odpowiedział miś – Kiedy rozpętała się burza, przerwaliśmy zabawę i zorientowaliśmy się, że nie ma cię wśród nas. Szukaliśmy cię w całym lesie. A ja tak się zmęczyłem, że postanowiłem uciąć sobie drzemkę w norce mojego przyjaciela liska Rudaska, który wybrał się na kilka dni do swojej kuzynki Lisiczki.

- Ale ja wciąż się boję, misiu! Tu jest tak ciemno! Proszę, pomóż mi!
- Nie martw się, skrzacie! Pamiętasz, że przed kilkoma dniami ofiarowałeś mi nasiona twoich zaczarowanych roślin? Noszę je wciąż przy sobie.
W tej chwili Łasuch wyjął z niewielkiej torebki żółte nasionka latarenki, a kiedy ułożył je na otwartej łapce – wokół przyjaciół powoli zaczął roztaczać się blask oświetlający wnętrze norki. Oczom Poziomka ukazał się przepięknie urządzony pokoik. Zniknęły ramiona ośmiornicy, a zamiast niej pojawiły się schodki prowadzące z niewielkiego korytarza. Skóra smoka z wyobraźni skrzata okazała się galerią portretów leśnych przyjaciół Rudaska. Teraz zarówno Łasuch, jak i Poziomek z podziwem oglądali kolejne obrazy.
- To wiewiórka Ruda Skoczka!
- To borsuk Siłacz!
- Poznajesz doktora dzięcioła? – wołali niemal jednocześnie.W samym środku pokoju, który jeszcze przed chwilą wydawał się wnętrzem brzucha strasznego potwora, stał ślicznie nakryty stół, a wokół niego równo ustawione krzesełka.
- Jak tu pięknie. Jak miło. I czego ja się bałem? – zastanawiał się
skrzat.
- Nie martw się już, przyjacielu. Ale pamiętaj, żeby zawsze nosić przy sobie zaczarowane nasionka latarenki – poradził miś.Łasuch i Poziomek wyszli na zewnątrz, a tam spotkali pozostałych przyjaciół: pajacyka, lalkę, kotka i pieska. Wszyscy ucieszyli się, że znów są razem. Spojrzeli w niebo i spostrzegli wychodzące zza chmur słoneczko i barwną tęczę na niebie. Szczęśliwy skrzat podziękował misiowi za okazaną pomoc i obiecał, że już zawsze będzie nosił przy sobie po kilka nasionek z każdej zaczarowanej roślinki. A wszystkich przyjaciół zaprosił do swojej chatki, gdzie poczęstował ich smacznymi ciasteczkami poziomkowymi i pyszną poziomkowa herbatką.

…………………………………………………………………………………………………………………

 

 

 

 

 

Bajka terapeutyczna "Przygoda kaczki Kwaczki"

Kiedy dziecko boi się ćwiczyć.


Dawno, dawno temu w odległej krainie mieszkały sobie zwierzęta zwiejskiego podwórka. Kraina była mała i kolorowa, a jej mieszkańcy znali się nawzajem. Żyła tam kura Kokoszka, kaczka Milusia, niezwykle mądra indyczka Gulgulcia i biała gęś o długiej szyi i imieniu Gęgała. Żył tam też stary pies Hauczuś ze swym przyjacielem kotem Mruczusiem. Spotykali się oni przy studni na pogawędkach. W oborze dom swój miała krowa Beza, która była biała jak ciasteczko. Obok obory, w stajni mieszkały konie, a najpiękniejszy z nich był Kasztanek. Najmłodszymi mieszkańcami krainy opiekowała się Gulgulcia. Każdego dnia, uderzając specjalną pałeczką w dużą pokrywę, wzywała maluchy do szkoły. Wtedy schodziły się: kurka, kogucik, gąska, dwa szczeniaki, kotek, byczek, kucyk i kaczuszka. Malutkie nóżki kaczuszki nie chodziły tak szybko jak innych, dlatego zwykle przychodziła ostatnia. Indyczka Gulgulcia czekała, aż wszyscy zajmą swoje miejsca. Brała potem do ręki czerwone piórko i kolejno odczytywała:
- Gąska Bielusia,

- Kogucik Czupurek,

- Kaczuszka Kwaczka,

- Szczeniaki Łatek i Szaruś,

- Kurka Pazurka,

- Byczek Rogatek,

- Kotek Rudasek,

- Kucyk Wicherek.

Wszyscy są – cała dziewiątka! Pani Gulgulcia uśmiechnęła się tak,jak gdyby wszystkich chciała tym uśmiechem przytulić. Potem opowiadała maluchom, dlaczego warto słuchać mamy, co w trawie można spotkać, czemu za płotem stoi strach… Zwierzątka lubiły słuchać swojej pani. Zwykle potem rysowały, liczyły, czytały no i ćwiczyły. Ćwiczenia to ulubione zajęcie prawie wszystkich.
Był jednak ktoś, kto najbardziej na świecie nie lubił słów ćwiczenia, gimnastyka, zawody… Brrr. Była to kaczka Kwaczka. Pewnego dnia zwierzątka wyszły na gimnastykę, na podwórko. Kaczka szła ostatnia. Och, najchętniej wytarłaby wszystkie tabliczki, podlała wszystkie kwiatki… Żałowała, że nie pada deszcz, wtedy zostaliby w szkole i mogliby robić coś innego. Pani Gulgulcia powiedziała serdecznie:

- Chodź, Kwaczusiu, będziemy się razem bawić. To nic trudnego.

Kwaczusia bardzo się bała, miała sucho w gardle, jej krótkie nóżki dziwnie się plątały. Złościła się, że kurka Pazurka i gąska Bielusia są już tak daleko.

- Oj, jak ja je dogonię! – Bardzo chciała móc chodzić tak szybko jak one.

Gdy wszyscy znaleźli się na miejscu, pani Indyczka, z bardzo poważną miną powiedziała do zebranych wokół zwierząt:

- Moi kochani, z okazji Dnia Matki przygotujemy zabawę. Pani Gęś obiecała upiec pyszny tort. Postanowiłam, że zorganizujemy pokaz ulubionych ćwiczeń, aby wasze mamy mogły zobaczyć, co potraficie. Chciałabym, abyśmy wspólnie ułożyli listę konkurencji. Co wy na to?

- Hura, hura!!! Świetny pomysł, ale będzie zabawa! Pokażę mój skok! –ucieszył się byczek Rogatek.

Kwaczusia poczuła, że jej nóżki stały się tak krótkie, aż usiadła na trawie i coś ukłuło ją w oczko – tak bardzo chciało jej się płakać!!!

- Dlaczego, dlaczego – myślała…

Skoki, biegi to pomysły kurki i gąski. Toczenie piłeczki, proponował kotek Rudasek. To zwierzątka mówiły, co chciałyby robić.

- A ty, Kwaczusiu, masz jakiś pomysł? – zapytała pani Gulgulcia.

Wszyscy nagle umilkli i odwrócili głowy w jej stronę.

- No, to teraz poczekamy – podskoczył Wicherek, a Pazurka i Bielusia
się uśmiechnęły.

- Pomyśl – powiedziała pani do kaczuszki.

Kwaczusia czuła, że serduszko biło jej tak mocno, aż bolało.

- Śmiało Kwaczusiu! Co lubisz najbardziej? – zapytali Łatek i Szaruś, którzy nagle znaleźli się obok. Nic jednak nie przychodziło jej do głowy.

Aż tu nagle, zobaczyła swoją mamę, która pływała po stawie i powiedziała cichutko:

- Może pływanie?

- Tak, tak, to dobry pomysł – powiedziała pani Gulgulcia, tej konkurencji jeszcze nie było, już notuję.

- Phi! – odezwała się gąska Bielusia – też mi - pływanie!

- Oto zaproszenia dla Waszych mam. Oddajcie je i pozdrówcie ode
mnie. Do widzenia dzieci!

- Do widzenia – odpowiedziały zwierzątka.

Kwaczka szła do domu bardzo powoli, było jej niezwykle smutno, a w główce kłębiło się wiele dziwnych myśli. Pod skrzydełkiem mocno ściskała zaproszenie dla mamy. Przed domem kaczuszka spotkała swojego tatę – Kaczora. Tata malował płot ogródka kwiatowego, w którym rosły już tulipany, konwalie i mamy ulubione – drobne niezapominajki.

- To dla mamy – pochwalił się z dumą – Jak myślisz, ucieszy się? – zapytał tata.

- Może tak – odpowiedziała bez entuzjazmu Kwaczusia. Weszła do swojego pokoju, położyła zaproszenie na stoliczku i wdrapała się na łóżeczko. Przytuliła się mocno do podusi i przymknęła oczka.

- O, już jesteś! Witaj córeczko – do pokoju weszła mama, kaczka Milusia – Cieszę się, że jesteś już w domu. Och, widzę coś na stoliczku. Czy mogę zajrzeć?

- Tak mamo, to dla Ciebie.

Mama uważnie przeczytała zaproszenie, uśmiechnęła się, zbliżyła do Kwaczusi i serdecznie ją przytuliła. Kiedy mama spojrzała w oczy córeczki, trochę zdziwiona zapytała:

- Czy coś cię martwi? Masz smutną minkę.

Wtedy kaczuszka mocno przytuliła się do mamy, nic nie odpowiadając.

- Bardzo się cieszę, że zapraszasz mnie do swojej szkoły. Na pewno
będzie bardzo fajnie – zagadnęła mama.

Kwaczusia nie wytrzymała i zaczęła krzyczeć:

- Nie, nie będzie wcale fajnie!!! Głupi pomysł, co to w ogóle za pomysł, żeby pokazywać ćwiczenia. Nie chcę! – zaczęła płakać i tupać ze złości swoimi krótkimi nóżkami.

Mama spojrzała na kaczuszkę.

- Widzę, że jesteś teraz bardzo zdenerwowana. Kiedy się uspokoisz, możesz do mnie przyjść – powiedziała mama i wyszła z pokoju.

Usłyszała, że z ogródka właśnie wrócił tata. Rodzice długo ze sobą rozmawiali...Kwaczusia zapłakana, zmęczona zasnęła po dniu pełnym wrażeń. Rano mama obudziła ją delikatnym głaskaniem po główce. Słońce już świeciło jasno. Kaczuszka uśmiechnęła się do mamy. Przypomniała sobie miniony dzień i powiedziała cicho:

- Przepraszam.

- Już dobrze, chodź na śniadanie. Wiesz – zaczęła mama – kiedy ja byłam mała, urządziliśmy dla mam przedstawienie pt. „Brzydkie Kaczątko”. Wszyscy staraliśmy się grać jak prawdziwi aktorzy. Występowaliśmy na scenie w specjalnie przygotowanych kostiumach. Moja mama powiedziała mi wtedy, że jest ze mnie dumna i czuje się bardzo szczęśliwa. A ja starałam się tylko najbardziej, jak potrafiłam. Rozumiesz Kwaczusiu? Kaczka skinęła głową, połknęła ostatni kawałek i powiedziała:

- Rozumiem.

Tego dnia szła odważnie do szkoły. Spotkała po drodze Łatka i Szarusia. Poszli dalej razem, opowiadając swoje ulubione historyjki. A na zawodach było tak: kurka i gąska biegały szybciutko, Wicherek pokonał przeszkody, byczek pokazał swój długi skok, kogucik zapiał specjalnie na cześć mam, Łatek i Szaruś przedstawili taniec radości, a Kwaczusia… Ona pokazała, jak szybko potrafi przepłynąć staw. Zawodnicy długo słuchali braw mam i pani Gulgulci. Wszyscy jedli pyszny tort pani Gęgały, śmiejąc się wesoło.
Na koniec pani pożegnała dzieci i mamy:
- Dziękuję za miłe spotkanie, wszyscy razem sprawiliście, że było to
udane święto. Kwaczusia poczuła, że pani ją też chwali.

- To był naprawdę miły dzień, mamo! – powiedziała szczęśliwa i
zadowolona kaczuszka – Dzisiaj dowiedziałam się czegoś ważnego –
potrafię świetnie pływać. Chodźmy mamo do domu, chcę o tym
opowiedzieć tacie.

- Myślę, że będzie cieszył się razem z tobą – dodała mama Milusia.

……………………………………………………………………………………………………………….

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Bajka terapeutyczna "Tola"

Bajka pomagająca przezwyciężyć lęk przed brakiem akceptacji,innością.

W sklepie z zabawkami na półkach mieszkały różne zabawki: kolorowe lalki, pluszowe misie, samochody, klocki. Na najniższej półce siedziała samotnie w kącie lalka inna niż wszystkie. Miała czarną buzię, kruczoczarne kręcone włosy i ubrana była tylko w spódniczkę z trawy. Była bardzo samotna i smutna. Czuła się nielubiana, odrzucona, ponieważ nikt nie chciał się z nią bawić. Co noc wszystkie zabawki schodziły z półek i bawiły się wesoło. Tola, bo tak miała na imię czarna lalka, siedziała na swojej półeczce i zadawała sobie pytania: Dlaczego nikt nie chce się ze mną bawić? Czy ja jestem inna? Czy będę kiedyś mieć przyjaciół? Czy będę się bawić i śmiać jak inni? Na najwyższej półce siedziały dwie piękne i dumne lalki Barbie, które były jej koleżankami. Co wieczór śmiały się z Toli, jej ubrania, włosów i ciemnego koloru skóry. Namawiały inne zabawki, aby nie bawiły się z Tolą, a co było najstraszniejsze, wyzywały dziewczynkę, wołając na nią: brzydula, brudas, odmieniec. Toli było bardzo przykro i smutno. Łzy same cisnęły jej się do oczu, ściskała piąstki aż do bólu, jednak na twarzy nie pojawiła się żadna oznaka otwornego bólu.Pewnego dnia do sklepu przywieziono nowe zabawki, wśród nich
był piękny kolorowy pajacyk. Wszystkie lalki były nim zachwycone i chciały się z pajacykiem zaprzyjaźnić. Postanowiły w nocy zorganizować bal, na którym odbędzie się konkurs na najciekawszy i najładniejszy taniec.Wszystkie zabawki ochoczo zabrały się do roboty - do przymierzania pięknych strojów.Każda z nich chciała zatańczyć z pajacykiem i wygrać konkurs. A Tola smutno patrzyła na krzątaninę i coraz bardziej robiło się jej smutno i przykro, gdyż nie miała pięknego stroju na bal. A kiedy bal się zaczął, wszystkie czekały, kogo wybierze pajacyk. Pajacyk jednak nie wybrał żadnej z pięknie ubranych lal, bo zauważył siedzącą samotnie w kącie smutną lalkę Tolę, z którą nikt nie chciał się bawić. Przypomniała mu się sytuacja, kiedy on też tak siedział samotny i opuszczony na półce. Postanowił podejść do dziewczynki. Tola z przerażenieniem i strachem patrzyła na zbliżającego się pięknego pajacyka. Serduszko biło jej coraz mocniej, czuła, że zaraz jej wyskoczy. Nerwowo skubała swoją sukienkę i myślała: Co on ode mnie chce? Czy będzie się ze mnie śmiał tak jak inni?Pajacyk zapytał:

- Dlaczego jesteś smutna i nie bawisz się z innymi?
- Nie mam ładnej sukienki i wyglądam inaczej niż wszystkie zabawki w
tym sklepie – odpowiedziała Tola.
- Oj, nie przejmuj się, spójrz na mnie, ja też jestem inny: cały jestem drewniany, mam spiczasty, długi nos, chude ręce i nogi. Nie martw się tym. Bardzo lubię się bawić, więc zapraszam cię do tańca.Dziewczynka odczuwała wielki strach i niepokój. Nie poszłaby, gdyby pajacyk nie trzymał jej bardzo mocno za rękę i uśmiechał się do niej zachęcająco. Mówił: nie bój się, jestem obok ciebie, nic złego się nie stanie.Tola najpierw nieśmiało i z opuszczoną głową rytmicznie poruszała się w rytm muzyki, ale ponieważ nikt nie śmiał się z niej, coraz odważniej i coraz piękniej tańczyła, wirując lekko jak motylek fruwający z kwiatka na kwiatek. Pojawił się na jej buzi najpierw lekki uśmiech, w miarę jak widziała zachwycone oczy zabawek uśmiech robił się jej coraz piękniejszy.
- Czy to możliwe, żeby ta brzydula tak ładnie tańczyła? – pytały zabawki.
- Jak cudownie wygląda - mówiły zabawki.
- Zobacz, jak ślicznie faluje jej spódniczka - szeptały misie. Nagle muzyka ucichła. Tola z niepokojem czekała na to, co się stanie. Znów posmutniała.
Hura! Hura! Brawo! – rozległy się nagle oklaski. Jesteś wspaniała – wołali wszyscy. Okazało się, że Tola wygrała konkurs tańca.Po tej niezwykłej nocy na twarzy Toli zagościł na stałe uśmiech.Poczuła się pewna siebie, nikt już jej nie przezywał i wyśmiewał. A zabawki chętnie bawiły się z dziewczynką. Pajacyk stał się jej najlepszym przyjacielem. Przyjacielem, który pocieszy, ale który również zgani, kiedy zrobi coś niewłaściwego. Co roku o tej samej porze, kiedy organizowano bal, wszyscy chcieli, aby Tola z nimi zatańczyła. A dziewczynka z uśmiechem na twarzy, odważnie i pewnym krokiem wychodziła na środek i tańczyła, tańczyła. Tańczyła z różnymi zabawkami, aż do utraty sił.

………………………………………………………………………………………………………………..

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Bajka psychoedukacyjna: "Szary ptaszek"

O tym, że warto uwierzyć w swoje możliwości.

Daleko stąd, między górami i rzekami, wśród gęstego lasu znajdowała się piękna polana, a na niej pałac króla puszczy – lwa. Wspaniałą tę posiadłość otaczał piękny ogród z kolorowymi kwiatami i różnymi roślinami. Nieopodal płynęła błękitna rzeka i rozlewały się wspaniałe jeziora.

Całą tą posiadłością rządził lew ze swą rodziną i królewską świtą. Pilnował porządku nie tylko w swym zamku, ale w całej okolicy. Jego służba składała się z wielu pracowników. Krokodyle pilnowały porządku w rzece, bobry przycinały zbędne gałęzie wzdłuż rzeki, a
sępy czyściły las. Nadwornym ogrodnikiem był krecik, który dniem i nocą przekopywał grządki, spulchniał ziemię i razem ze swymi pomocnikami zajączkami sadził przeróżne rośliny. Słonie w upalne dni podlewały grządki, nosząc w trąbach wodę z rzeki. Wszystkie rośliny w ogrodzie przepięknie kwitły i rosły.

Lecz król mimo swego pięknego zamku i obejścia chodził smutny, leniwy i iezadowolony. Cała służba starała się dogodzić ze wszech miar swemu władcy. Kucharze przyrządzali wspaniałe potrawy i desery. Lecz nic nie mogło zadowolić lwa – ciągle narzekał, ziewał i
wylegiwał się na wzgórzu pośród kwitnących bzów, azalii i rododendronów.
Zauważyła to sowa, która była doradcą króla. Myślała bardzo długo, jak rozweselić i zadowolić swego władcę. Postanowiła sprowadzić na królewski dwór małpy, które swymi figlami miały rozbawić cały pałac. Jednak i na te psoty i figle król nie reagował. Leżąc, z niechęcią otwierał raz prawe, raz lewe oko. Sowa zaniepokojona tym zachowaniem postanowiła zaczerpnąć rady u lekarza dzięcioła. Jednak nawet on, po przebadaniu pacjenta, nie wydał żadnej diagnozy. Zebrała się więc cała rada królewska na czele z sową i zaczęła dyskutować. Jak wyprowadzić władcę z depresji? Sowa „Mądra głowa” wpadła na pomysł, żeby urządzić konkurs. Najwyższą nagrodę miał otrzymać ten, kto rozweseli króla. Już następnego ranka przed pałacem ustawiła się długa kolejka przeróżnych zwierząt. Na przedzie szły dumne pawie i łabędzie, za nimi prezentowały swe kolorowe piórka cyraneczki. Wysmukłe nogi pokazywały bociany, a w chowanego bawiła się kukułka, latając z drzewa na drzewo. Cętkowane futra pokazywała pantera, garby – wielbłąd, długie nosy – nosorożce, puszyste ogony – lisy i ostre kły – wilk. Na samym końcu, wypychany z kolejki, stał mały, szary ptaszek. Wszyscy dziwili się, po co przyszedł na dwór królewski, skoro nie ma nic; ani pięknego domu, ani wyglądu, ani mądrości. Wszystkie ptaki patrzyły na niego z politowaniem.

- A ten co tutaj robi? – powiedział napuszony paw – taki mały, szary z opuszczonymi skrzydełkami!
- Zobaczcie, jak się trzęsie – rzekła czapla i wykręciwszy kilka
zgrabnych piruetów, odwróciła się do swych przyjaciół.
- Nikt nie rozumie jego dziwnej mowy – swoim czerwonym dziobem
zaklekotał bocian.
- A w dodatku jest cały szary, nie to co ja, mam barwne piórka i
ładne krótkie nóżki. Na pewno uda mi się rozweselić króla – dumnie
rzekła dzika kaczka.
- Jak on śmie wychodzić przed oblicze najjaśniejszego pana?
- Ha, ha, ha ! – długo naśmiewały się zgromadzone zwierzęta.
A biedny skowronek trząsł się ze strachu, serduszko biło mu bardzo mocno, a z oczu płynęły łzy. Usiadł na gałązce, opuścił swe skrzydełka, a małą główkę wtulił w piórka. Na jego dziobku pojawiły się krople zimnego potu i cały rozdygotany chciał uciec daleko.
Tymczasem nastał wieczór – do małego ptaszka podeszła stara, mądra sowa.
- Dlaczego jesteś taki zmartwiony? Czy ktoś cię skrzywdził?
Lecz nie usłyszała odpowiedzi, gdyż mały ptaszek już spał.
Przytuliła go do siebie, pogł...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin