David Ventura - Papież Benedykt XVI i liturgia – Znaczenie i rola liturgii.doc

(117 KB) Pobierz
David Ventura

David Ventura

 

Papież Benedykt XVI i liturgia – Znaczenie i rola liturgii

 

 

 

Znaczenie i rola liturgii

Szczególne uwrażliwienie Papieża Benedykta XVI na kwestię liturgiczne daje się w pełni dostrzec, gdy spojrzymy jak wiele razy zabierał on głos w sprawie liturgii w pierwszych latach swojego pontyfikatu. Tematyka ta jest obecna w jego niezliczonych wystąpieniach, przemówieniach, katechezach, powraca też z naciskiem w „głównych” dokumentach, począwszy od encyklik, a skończywszy na motu proprio „Summorum Pontificum”. Chociaż wypowiedzi Papieża miały miejsce w nieodległym dla nas czasie, „w centrum” jego pontyfikatu, nie oznacza to, iż są one powszechnie znane - pożyteczne więc będzie przyjrzenie się im z perspektywy pewnej całości. Z pewnością mniej znane są liczne dzieła z tematyki liturgicznej napisane przez Papieża przed jego wyborem, a także liczne wywiady czy przemówienia. Spuścizna ta wykazuje wyraźną ciągłość z jego aktualnym nauczaniem, ukazując potęgę myśli i głębię analizy, która budzi podziw czytelnika. Co więcej, dzięki temu że pisma kard. Ratzingera są mniej “oficjalne” od dokumentów Magisterium, a także stosunkowo krótsze i pisane w różnych okolicznościach - służą wielką pomocą w pełnym ukazaniu głębi jego myśli. Nie chcąc nikogo zwalniać z lektury dzieł Papieża (uważam, że wręcz przeciwnie - przeczytanie ich jest bardzo zalecane), pragnę bliżej zbadać niektóre fundamentalne kierunki papieskiej myśli o liturgii, opierając się na jego słowach, spisanych lub wypowiedzianych zarówno przed jak i po jego wyborze. Umożliwi to także lepszą orientację w kontrowersjach, które wzbudziło jego nauczanie – mają one zawsze miejsce, gdy sól Ewangelii uparcie chce zachować swój smak.
Dlaczego Papież podkreśla tak ważną rolę liturgii? Nie mają raczej racji te środowiska kościelne, które próbują spychać ją na drugi plan, tak jakby chodziło tylko o jakiś element formalny, o jakąś w gruncie rzeczy nieważną kwestię praktyk i zwyczajów. Według Papieża jest wprost przeciwnie. W książce-wywiadzie "Raport o stanie wiary" tak wypowiada się będąc jeszcze kardynałem: "Za różnymi koncepcjami liturgicznymi kryją się różne koncepcje Kościoła, a zatem Boga i związku człowieka z Nim. Dyskusja o liturgii nie jest marginesowa: Sobór przypomniał, że chodzi tutaj o serce wiary chrześcijańskiej".

Jak więc widać, kwestia liturgii nie jest bez znaczenia. Jeżeli celem człowieka jest poznawać, kochać i służyć Bogu, to najistotniejszy staje się sposób, w jaki się do Niego zwracamy, aby otrzymać dary sakramentalne, aby zadośćuczynić za nasze osobiste upadki i aby dziękować za zbawienie zaoferowane nam w Chrystusie. Życie chrześcijańskie jest osobistą relacją z Ojcem, który wzywa do siebie swoje dzieci. Chodzi zatem głownie o dialog. Tenże dialog może być prywatny i indywidualny, ale i tak żeby on nim rzeczywiście był, musi być podtrzymany i prawie że zanurzony w wiecznym śpiewie miłości Oblubienicy skierowanym do Oblubieńca, a jest nim właśnie publiczna liturgia Kościoła. Śpiew ten ma swoje własne rytmy i tony, które z kolei również stają się treścią i nie składają się wyłącznie na formę. Lex orandi, lex credendi: mówili chrześcijanie pierwszych wieków. Sposoby i formy modlitwy – rozumianej jako modlenie się publiczne, liturgiczne – określają treść tego, w co się wierzy. Historycznie, nie da się zaprzeczyć, że zmiany które zaszły w lex orandi towarzyszą i wskazują niewzruszenie na równoległe mutacje akcentów i rozumienie treści wiary.

W innym dziele ówczesny kardynał powraca do tego samego tematu nawiązując do postawy, wedle niego zbyt powierzchownej, z jaką z wielu stron zostało przyjęte zaproszenie Soboru Watykańskiego II do odnowy liturgii: “W latach odnowy liturgicznej, a także na początku soborowej reformy liturgii wielu ludziom mogło się wydawać, że starania o właściwy kształt liturgii są sprawą czysto pragmatyczną, poszukiwaniem takiej formy służby Bożej, która najbardziej będzie odpowiadać człowiekowi naszej epoki. Z czasem wszakże coraz bardziej okazywało się, że w liturgii chodzi o nasze pojmowanie Boga i świata, o nasz stosunek do Chrystusa, do Kościoła i do nas samych. W obcowaniu z liturgią rozstrzygają się losy wiary i Kościoła. Tak więc problem liturgii uzyskał dzisiaj znaczenie, jakiego dawniej nie moglibyśmy się spodziewać” (J. Ratzinger, "Nowa pieśń dla Pana"). W innym miejscu ponownie ta sama treść została wyrażona w sposób bardzo zwięzły: “Jestem przekonany, że kryzys Kościoła, jaki obecnie przeżywamy, zależy w dużej od rozkładu liturgii.” (J. Ratzinger, "Moje życie"). Ale w rozumowaniu Papieża znaczenie liturgii rozciąga się nawet poza granice Kościoła i stanowi element fundamentalny życia i środowiska ludzkiego: “Prawo i etos nie są jednością, gdy nie są zakorzenione w liturgicznym centrum i nie są przez nie inspirowane […] Tylko wówczas, gdy relacja z Bogiem jest prawdziwa, wszelkie pozostałe relacje – relacje ludzi pomiędzy sobą i wobec reszty stworzenia – mogą być niezakłócone.” (J. Ratzinger, "Duch liturgii"). Jest to tekst niezwykle intrygujący i zawierający pokusę, polegającą na poddaniu w wątpliwość aktualności zawartej w nim z taką jasnością tezy: “Adoracja, prawidłowy sposób kultu, jest konstytutywna dla prawej ludzkiej egzystencji w świecie; jest tak właśnie dlatego, że przekracza ona codzienne życie, dając nam udział w istnieniu “Nieba” – świata Bożego – i pozwalając, aby światłość tego boskiego świata przenikała do środka naszego świata.. […] (Kult) antycypuje życie bardziej ostateczne i w ten właśnie sposób obdarza obecne życie jego miarą. Życie pozbawione takiej antycypacji, życie, w którym niebiosa nie zostałyby otwarte, byłoby przytłaczające i puste”.

Jest to wizja o niezwykłej mocy: dla Papieża liturgia Kościoła staje się uprzywilejowanym kanałem, przez który realizują się rządy Boskie na ziemi. Posiada ona sama przez się stwórczą potencję, która kształtuje na swoim modelu wydarzenia tego świata stając się „miarą” naszego „obecnego życia”. Liturgia jest niebem na ziemi. Zatem winna ona przemawiać językiem nieba i to jest powodem, dla którego nie chodzi tutaj o szukanie formy „bardziej dostosowanej i dostępnej dla ludzi naszych czasów”, tak jak była o tym mowa wyżej.

 

Wartość starego Mszału i motu proprio "Summorum Pontificum"

Odnieśmy się od razu do spraw aktualnych, a spośród wielu otwartych kwestii powiązanych z liturgią zatrzymajmy się nad tą, która ostatnio była przedmiotem nauczania Papieża i która wyzwoliła największe reakcje zwłaszcza wśród opinii „laikatu”. Wiadomo, że w 1970 papież Paweł VI promulgował nowy Mszał przygotowany w poprzednich latach przez komisję zobowiązaną do przeprowadzenia uaktualnienia reformy liturgii na podstawie impulsu, który dał Sobór Watykański II. Tenże Mszał zawierał faktycznie istotne zmiany w stosunku do tego, który obowiązywał dotychczas, a który został wydany przez Jana XXIII w 1962 roku. Mszał z 1962 r. był po prostu ostatnią mniejszą poprawką pewnego typu liturgii, sięgając w swojej ciągłości reformy Soboru Trydenckiego (tzw. Mszał Piusa V). Pius V z kolei, w XVI wieku zwyczajnie przejrzał i ponownie zaproponował zbiór tekstów liturgicznych, które były przekazywane z minimalnymi zmianami poprzez całe Średniowiecze - a w zasadzie - sięgały Grzegorza Wielkiego (VI wiek) zawierając części, które pochodzą z najstarszych czasów chrześcijaństwa.

I tu powstaje problem. Tak jak to zauważyliśmy, Mszał rzymski miał do 1962 roku na przestrzeni 17 wieków historii tylko stopniowe poprawki w zasadzie nie dotyczące jego istoty, do czasu, gdy znienacka w 1970 roku została wprowadzona forma liturgii, która odróżniała się w sposób znaczny od tejże tradycji istniejącej od niepamiętnych czasów. Jednocześnie wraz z wprowadzeniem nowego Mszału w praktyce zostało zabronione używanie Mszału tradycyjnego. Wzbudziło to burzliwe reakcje w wielu środowiskach, stając się jedną z głównych przyczyn rozłamu zainicjowanego przez arcybiskupa Lefebvre.

Dokument opublikowany przez Benedykta XVI z 7 lipca 2007 r. zatytułowany „Summorum Pontificum” wprowadza wreszcie porządek, określając sytuację prawną, która była co najmniej niejasna, jeśli chodzi o stosunek między liturgią tradycyjną a tą zreformowaną. Warto, ze względu na historyczną wagę tego dokumentu, przedstawić jego najważniejszą treść. Po pierwsze, Papież deklaruje, że poprzedni Mszał nigdy nie został zniesiony. Nie chodzi zatem o jakieś „ponowne wprowadzenie”, ale o uznanie jego odwiecznej ważności, którą Mszał z 1970 roku w żadnym wypadku nie zniósł. Wręcz przeciwnie, po pewnych obserwacjach historycznych, w których Papież odnosi się do starożytnego pochodzenia starego Mszału, Ojciec Święty wskazuje na ciągłości jego używania w całej historii Kościoła łacińskiego. Papież określa stosunek tych dwóch Mszałów następującymi słowami: “Mszał Rzymski, promulgowany przez Pawła VI, jest zwyczajnym wyrazem „lex orandi” („prawa modlitwy”) Kościoła katolickiego obrządku łacińskiego. Jednakże Mszał Rzymski, promulgowany przez św. Piusa V i ponownie wydany przez bł. Jana XXIII winien być uważany za nadzwyczajny wyraz tego samego „lex orandi” i musi być otaczany należnym szacunkiem ze względu na swój czcigodny i prastary zwyczaj. Oba te wyrazy „lex orandi” Kościoła żadną miarą nie doprowadzą do podziału w „lex credendi” („prawie wiary”) Kościoła: są bowiem dwoma praktykami jedynego rytu rzymskiego. Dlatego dopuszczalne jest sprawowanie Ofiary Mszy według oficjalnego wydania Mszału Rzymskiego, promulgowanego przez bł. Jana XXIII w 1962 roku i nigdy nie zniesionego, jako nadzwyczajnej formy Liturgii Kościoła”.

Po tym kluczowym potwierdzeniu, Papież kontynuuje wywód potwierdzając, że każdy kapłan może używać Mszału tradycyjnego w swoich Mszach prywatnych, w których mogą brać udział z własnej woli także zwykli wierni. Instytuty życia konsekrowanego mogą dobrowolnie posługiwać się starym Mszałem okazjonalnie lub powszechnie. Z kolei stałe grupy wiernych mogą w parafiach prosić proboszcza, aby odprawiał dla nich Mszę św. używając Mszału z 1962 roku. Proboszcz winien „chętnie przyjąć” ich prośbę. Jeżeli sam nie może tego uczynić ( zakłada się, że chodzi o jakieś słuszne powody, a nie wymówki), winien przekazać tę sprawę biskupowi miejsca. "Biskup, który pragnie odpowiedzieć na tego rodzaju prośby wiernych świeckich, ale z różnych powodów nie może tego uczynić, może przedstawić tę sprawę komisji „Ecclesia Dei”, prosząc o radę i pomoc". Jeżeli wymagają tego okoliczności biskup może przychylić się do wniosku wiernych o ustanowienie "parafii personalnej".

Intencje Papieża są zrozumiałe. Msza tradycyjna, wciąż żywa, jest prawem wiernych. Ich pragnienie (jeśli nie ma na celu siania niezgody...) dostępu do takiej formy liturgii powinno być spełnione: jeżeli jest to możliwe na poziomie parafii lub diecezji. W żadnym przypadku taka prośba nie może być zignorowana – gwarantem tego jest sam autorytet Stolicy Apostolskiej działający przez pośrednictwo Pontyfikalnej Komisji „Ecclesia Dei”. Następnie dokument stwierdza, że kapłani, zobowiązani do codziennej recytacji brewiarza mogą ten nakaz spełniać używając brewiarza wydanego przez Jana XXIII.

Niezwykle bogaty w treści jest także list dołączony do motu proprio, który Papież zaadresował do wszystkich biskupów. Jest w nim mowa o tym, że wraz z publikacją nowego Mszału Pawła VI niektórzy sądzili, że starsza forma rytu zniknęła sama. Tak się jednak nie stało, a przywiązanie do starszego obrządku pozostało “w tych krajach, w których ruch liturgiczny dał wielu osobom poważną formację liturgiczną i głębokie, wewnętrzne przywiązanie do poprzedniej formy celebry liturgicznej”. Według Papieża, nie koniecznie chodziło o jakąś formę buntu przeciw władzy Kościoła – wręcz odwrotnie: „...wiele osób, które otwarcie uznawały zobowiązujący charakter Soboru Watykańskiego II, pragnęły jednak także przywrócenia formy, ich zdaniem, świętej Liturgii”. I nie dotyczyło to tylko osób starszych: “z czasem jednak okazało się wyraźnie, że również młode osoby odkrywają tę formę liturgiczną, odczuwają jej atrakcyjność i odnajdują w niej szczególnie właściwą dla siebie formę spotkania z Tajemnicą Najświętszej Eucharystii”.

Jeżeli ta liturgia, tak stara i czcigodna, nigdy nie została zniesiona, to skąd bierze się jej niemal całkowity zanik, szczególnie biorąc pod uwagę, że już Jan Paweł II opublikował podczas swojego pontyfikatu rozporządzenia, w których zalecał biskupom, aby reagowali na słuszne prośby wiernych o umożliwienie im uczestnictwa w tej formie i hojnie na nie odpowiadali? Problem ten nie tyle dotyczył Rzymu, co dał się zauważyć w krajowych episkopatach: “ zwłaszcza dlatego, że często Biskupi w tych przypadkach obawiali się, że podda to w wątpliwość autorytet Soboru”. I tak, podczas gdy dokumenty Jana Pawła II pozostawiły biskupom szeroki zakres kompetencji, Benedykt XVI stwierdza: “W ten sposób pojawiła się potrzeba jaśniejszej regulacji prawnej, której w chwili wydawania motu proprio z 1988 nie przewidywano; normy te pragną także uwolnić Biskupów od obowiązku oceniania ciągle na nowo, jak należy odpowiadać na różne sytuacje”. “Roma locuta, causa soluta” mówili starożytni. Rzym przemówił, sprawa jest rozwiązana. Dzisiaj, niestety, wciąż daleko jesteśmy od rozwiązania tejże sprawy, ale tego, co Rzym jasno powiedział nikt nie będzie mógł podważyć.

 

Aplikacja reformy liturgicznej

W wielu swoich dokumentach Sobór wskazał na konieczność odnowy liturgii w oparciu o najlepsze osiągnięcia ruchu liturgicznego, który mógł poszczycić się znacznym dorobkiem w badaniach nad bogactwem historii Kościoła, tak aby przywrócić pierwotny splendor formom rytualnym, przykrytym w ostatnich czasach warstwą kurzu. Jeżeli później, jak obserwuje Papież właśnie to, że osoby o „ znaczącej formacji liturgicznej” podjęły decyzję, aby nie iść drogą reform liturgicznych powstałych w toku przewidywanej odnowy liturgicznej, jest znakiem, iż coś poszło nie tak. Spójrzmy jeszcze raz, co pisze Ojciec Święty w swoim liście, uzupełniającym motu proprio: “było to przede wszystkim spowodowane tym, że w wielu miejscach nie stosowano się wiernie do przepisów nowego Mszału, ale wręcz rozumiano je jako zgodę, a nawet zobowiązanie do twórczości, która często prowadziła do zniekształcenia Liturgii poza dopuszczalne granice. Mówię o tym z doświadczenia, gdyż ja również żyłem w tym okresie ze wszystkimi jego oczekiwaniami i zamieszaniem. I widziałem, jak głęboko zraniły te samowolne wypaczenia Liturgii osoby, całkowicie zakorzenione w wierze Kościoła”.

Papież mówi zatem o „samowolnych wypaczeniach”. Według przedstawionej analizy dotyczy to błędów, które wystąpiły później, a nie wynikały z samego Mszału Pawła VI. W wielu zresztą pismach Papież upomina tych, którzy tenże Mszał uważają za niezgodny z tradycją kościelną i za niewyrażający w pełni teologii heterodoksyjnej. Nie jest przypadkiem, że Ojciec Święty woli mówić nie o dwóch rytach, ale o „dwóch formach tego samego rytu”. Forma nadzwyczajna to stary Mszał; forma zwyczajna - nowy; tym co jest charakterystyczne to “brak sprzeczności miedzy jednym a drugim wydaniem Mszału Rzymskiego”. Będąc jeszcze kardynałem Joseph Ratzinger mówił o tym szerzej podczas przemówienia 24 października 1998 roku z okazji 10-lecia motu proprio Ecclesia Dei: “Poza tym należy powiedzieć rzecz następującą: wolna przestrzeń, którą nowy Ordo Missae pozostawił samodzielnej twórczości, rozszerzyła się przesadnie; różnica między dokonywanymi w różnych miejscach celebracjami liturgii według nowych ksiąg, tak jak jest ona faktycznie praktykowana, jest często większa niż różnica między liturgią dawną i liturgią nową, gdy celebruje się według przepisanych ksiąg liturgicznych. Przeciętny chrześcijanin, nie mający szczególnej formacji liturgicznej, ma trudność z odróżnieniem mszy śpiewanej po łacinie według dawnego Mszału od mszy śpiewanej po łacinie według nowego Mszału; w odwrotności do tego, różnica między liturgią sprawowaną dokładnie według Mszału Pawła VI i formami oraz konkretnymi celebracjami w języku narodowym (z wykorzystaniem całej możliwej swobody i twórczości), jest ogromna!”.

Twierdzenie, jasno i wielokrotnie powtarzane, że różnica między starym a nowym ordo missae nie jest istotna i że wręcz chodzi o dwie formy tego samego rytu, może się podobać lub nie – ale taki jest właśnie pogląd Papieża i jego nauka, wyrażona w formalny sposób w dokumentach wysokiej rangi. Okażmy zatem wobec tej opinii naszą pobożną aprobatę, której się ona domaga i przejdźmy do przeanalizowania, jakie deformacje „na pograniczu akceptowalności”, miał na myśli Papież, wyraźnie do nich nawiązując: “… należy sprawdzić, do jakiego stopnia poszczególne etapy reformy liturgicznej, wprowadzonej po Soborze Watykańskim II, stały się prawdziwymi ulepszeniami, a kiedy tylko fałszywymi uproszczeniami. Kiedy były wyrazem mądrości duszpasterskiej, a kiedy po prostu nierozwagą” (J. Ratzinger, "Raport o stanie wiary").

 

Liturgia nie jest produktem ludzkim

Na „celowniku" Papieża, zarówno przed jak i po jego wyborze, na pierwszym miejscu znajduje się pojęcie „twórczości liturgicznej”. Zdarzyło się bowiem często w ostatnich dziesięcioleciach, że każda wspólnota, każdy kapłan z osobna czuli się niejako powołani do „wymyślania” form kultu wedle swoich własnych upodobań. W wywiadzie z 5 września 2003 r. ówczesny kardynał mówił: „Ogólnie rzecz biorąc, rzekłbym, że reforma liturgiczna nie była należycie wprowadzona, ponieważ słowo „reforma” było jedynie ogólnym zamysłem. Obecnie liturgia stała się sprawą społeczności wiernych. Społeczność stanowi o sobie samej i „dzięki” inwencji duchownego lub innych wiernych tworzy swoje własne liturgie. Zatem osobiste przeżycia i pomysły wspólnoty wiernych są na pierwszym miejscu, a nie prawdziwe spotkanie ze Stwórcą obecnym w kościele. W ślad za takim postępowaniem zanika zupełnie istota liturgii ... Myślę więc, że musimy przywrócić nie tyle pewne ceremonie, ile podstawowy sens liturgii i zrozumieć, że w liturgii nie realizujemy samych siebie, lecz poddajemy się działaniu łaski dzięki obecności Boga w Kościele ziemskim i niebiańskim. Moim zdaniem uniwersalność liturgii to podstawa”.

Ostatnie wersy są fundamentalne. W myśli papieża liturgia jest nam dana z góry. Potem oczywiście dar ten przechodzi przez pośrednictwo ludzkie (Kościół jako wspólnotę proroczą), ale pozostaje czymś absolutnie innym, aniżeli tylko produktem ludzkim i musi pozostać czymś uniwersalnym ze względu na swój charakter kultu publicznego.

W książce „Duch liturgii” możemy odnaleźć tę samą koncepcję wyrażoną bardzo wyraźnie. Mówiąc o narodzinach kultu Ludu Bożego na Synaju, ale mając na myśli teraźniejszość, kardynał Ratzinger napisał: “Człowiek nie może “zrobić” kultu sam; jeśli nie ukaże mu się Bóg, będzie działał w próżni. Gdy Mojżesz mówi do faraona: „nie wiemy, z czego złożyć ofiarę Panu, Bogu naszemu” (Wj 10,26), wyraża podstawową zasadę wszelkiej liturgii. […] Rzeczywista liturgia zakłada jednak, iż Bóg odpowiada i objawia, jak mamy Go czcić. Dla liturgii rzeczą zasadniczą jest “ustanowienie”. Liturgia nie może wypływać z naszej fantazji bądź kreatywności, gdyż wówczas pozostawałaby wołaniem pozbawionym odzewu lub też byłaby jedynie samopotwierdzaniem”. Charakter kultu, nie dopuszczający żadnej samowoli, dramatycznie kontrastuje z biblijnym opisem złotego cielca. “Rzecz w tym, iż sprawowany przez arcykapłana Aarona kult wcale nie był kultem pogańskich bożków. Tutaj apostazja jest o wiele subtelniejsza. […] ludzie nie są w stanie wytrwać przy niewidzialnym, dalekim i tajemniczym Bogu. Zatem zostaje On sprowadzony na dół, do ludzi, do tego co własne, widzialne i zrozumiałe. […] Człowiek używa Boga i w rzeczywistości stawia się ponad Nim […] wówczas lud sprowadza Boga do siebie. Kult staje się świętem, które wspólnota wyprawia dla samej siebie i w którym szuka samopotwierdzenia. Uwielbienie Boga przeradza się w zaspokajanie własnych potrzeb. […] Przeto opowieść o złotym cielcu jest ostrzeżeniem przed samowolnym i samolubnym kultem […]. Również i tutaj skutkiem będzie frustracja, doznanie pustki. Nie pojawi się także owo doświadczenie wyzwolenia, obecne wszędzie tam, gdzie następuje prawdziwe spotkanie z Bogiem żywym”.

Można sprzeciwiać się tym niezwykłym twierdzeniom (z czym spotykamy się rzeczywiście z wielu stron), ale czy zrozumienie liturgii nie jest wartością pozytywną? Jeżeli ona jest „znakiem”, czy znak ten nie powinien być zrozumiany dla odbierającego go człowieka? W książce „Sól ziemi” kardynał Ratzinger odpowiada: “Nasza reforma liturgii wykazuje błędną, w moim przekonaniu, tendencję, by totalnie „inkulturować” liturgię w nowoczesny świat. Liturgia ma stać się jeszcze krótsza, wszystko, co rzekomo jest w niej niezrozumiałe, należy usunąć – przetransponować na jeszcze bardziej „płaski” język. Pomysły takie świadczą o zupełnym niezrozumieniu istoty liturgii i uroczystości liturgicznej. Działania liturgiczne należy bowiem pojmować nie na czysto racjonalny sposób, tak jak pojmujemy prelekcję czy odczyt, lecz na różnorakie sposoby – pojmować wszystkimi zmysłami i dzięki zaangażowaniu się w uroczystość, która nie została wymyślona przez żadną komisję, lecz przychodzi do mnie jakby z głębin tysiącleci, a w ostatecznym rozrachunku z samej wieczności”. Tekst ten stanowi potępienie racjonalizmu liturgicznego - w istocie jest to to samo potępienie, które wypowiedział Kościół w XVI wieku wobec nauki Lutra. Bóg jest rozumem absolutnym i jest ponad naszym ograniczonym umysłem, liturgia zaś wraz ze swoimi subtelnymi symbolami jest właśnie jednym ze ponadracjonalnych sposobów, poprzez które Bóg komunikuję się z człowiekiem. Ciągłe nadużywanie „twórczości” w liturgii powoduje, że „zatraca się jej istotę, która nie zależy od tego, co my możemy zrobić, lecz jest to coś niezależnego od nas wszystkich. W liturgii działa siła i moc niezależna od Kościoła, manifestuje się w niej absolutnie coś innego, co poprzez wspólnotę wiernych (będącą jej sługą i instrumentem, a nie panią) wnika w nas wszystkich." (z książki „Raport o stanie wiary”). W tym samym tekście kard. Ratzinger pisze dalej: "Dla katolika liturgia to wspólna ojczyzna, samo źródło jego tożsamości. Dlatego też powinna być ‘ponadczasowa’, ‘nienaruszalna’, ponieważ w obrządku objawia się Świętość Boga. Burzenie się przeciw temu i nazywanie tego ‘przestarzałym, usztywnionym schematem’ spowodowało, że liturgia straciła inspirujące twórczo możliwości, popadając w niebezpieczeństwo samowoli, a przez to została strywializowana”.

 

Rezygnacja z piękna

Po wystarczająco nakreślonej „traumie” kościelnej, spowodowanej wymuszonym skasowaniem form tradycyjnych, pozostają nam teraz do zbadania w szczegółach główne elementy, które Papież swoimi słowami nazywa „arbitralnymi deformacjami liturgii”, a które miały miejsce w tamtych latach.

W pierwszym rzędzie dotyczy to czynnika estetycznego i artystycznego. Czymś powszechnym na przestrzeni wieków było oddawanie przez Kościół czci Bogu przy wykorzystaniu najlepszych i najpiękniejszych form sztuki, nie poprzestając nigdy na dziełach już istniejących, ale tworząc wciąż nowe formy ekspresji piękna i szlachetności.

W ciągu ostatniego półwiecza (z dostrzegalnymi już wcześniej przejawami) zamanifestowała się wewnątrz Kościoła odwrotna tendencja, aby upraszczać formy estetyczne, w imię „prostoty” kultu, przy założeniu, że „triumfalizm” form artystycznych, rzeźbiarskich, architektonicznych i dźwiękowych jedynie zakrywa i fałszuje prawdziwą naturę liturgii. Benedykt XVI ocenia ten proces jednoznacznie: “’porzucenie tego co piękne’ stało się powodem porażki pastoralnej” ("Raport o stanie wiary"). Dalej tekst mówi: “Wszędzie tam, skąd wyrzucono piękno, gdzie ceni się tylko rzeczy użyteczne, coraz wyraźniej widać przerażające zubożenie. Doświadczenie nauczyło nas, że postępowanie według tylko jednej zasady – zrozumiałe dla wszystkich, nie uczyniło liturgii bardziej zrozumiałej, bardziej otwartej, natomiast wyraźnie ją zubożyło. Liturgia ‘prosta’ to nie znaczy prostacka lub tania. Jest bowiem taki rodzaj prostoty, który wynika z przeciętności, i rodzaj prostoty, który rodzi się z bogactwa duchowego, kulturowego, historycznego”.

Pomimo tego, iż Papież poświęcił wiele stron swoich dzieł ikonografii i architekturze religijnej, to przede wszystkim jego uwaga kieruje się na muzykę sakralną jako niezastąpiony nośnik rzeczywistego uczestnictwa wiernych w liturgii. Tekst cytowany wyżej mówi w dalszej części: “Wielką muzykę sakralną odrzucono w imię ‘uczestnictwa aktywnego’, ale czyż to uczestnictwo nie może znaczyć także percepcji przez ducha i przez zmysły? Czyż rzeczywiście nie ma niczego aktywnego w słuchaniu, intuicyjnym pojmowaniu, wzruszeniu? Czyż nie umniejsza się właśnie roli człowieka, każąc mu uczestniczyć w liturgii za pomocą jedynie wypowiadanych słów? Przecież wiemy, że to co w nas racjonalne, świadome, pojawia się na powierzchni i jest jedynie wierzchołkiem lodowej góry w porównaniu z naszą całością. Pytając o to, nie zaprzeczamy wartościom pieśni ludowych ani nie odrzucamy całkowicie ‘muzyki użytkowej’, ale sprzeciwiamy się wyłączności (tylko tej muzyki), która nie jest usprawiedliwiona ani postanowieniami Soboru, ani koniecznością duszpasterską”. I znowu: „Kościół ograniczający się do grania muzyki ‘modnej’, ‘popularnej’, popada w nieudolność i staje się nieprzydatny. Kościół ma być także ‘miejscem chwały’ – miejscem, w którym zebrani wznoszą do Boga głosy płynące z głębi serc. Kościół nie może zadowolić się strawą codzienną, użytkową, powinien rozbudzać głos Wszechświata, chwaląc Stworzyciela i odsłaniając Jego wspaniałość, czyniąc Go pięknym i dostępnym ludziom”.

 

“Actuosa participatio”

Tak jak przypomniał nam to ostatni cytat, Sobór Watykański II wielokrotnie nawołuje do “actuosa participatio”, tzn. do „aktywnego uczestnictwa” wiernych w kulcie. Jak wiadomo, zinterpretowane zostało to jako przeciwieństwo rzekomego, „biernego” uczestnictwa, które było narzucone wiernym w liturgii tradycyjnej. Zdanie cytowane wyżej: „czyż rzeczywiście nie ma niczego aktywnego w słuchaniu, intuicyjnym pojmowaniu, wzruszeniu?”, ukazuje bardzo jasno poglądy Papieża w tej sprawie. Jeszcze bardziej godne uwagi i zadziwiające są zdania, które możemy przeczytać w „Duchu liturgii”:

“Na czym jednak ma polegać ów czynny udział? Co należy czynić? Niestety, owo pojęcie czynnego udziału szybko zaczęło być rozumiane niewłaściwie, w jego czysto zewnętrznym sensie, i sprowadzane do konieczności jakiegoś powszechnego działania, jak gdyby w czasie sprawowania liturgii możliwie wielu możliwie często musiało w sposób widoczny dla wszystkich wykazywać aktywność. Jednak słowo „uczestnictwo” (lub też „udział”) wskazuje równocześnie na działanie zasadnicze, w którym wszyscy powinni mieć swoją część, swój udział” ("Duch liturgii").

O jaką "actio" w rzeczywistości chodzi, o jakie uczestnictwo, do którego jest wezwane całe zgromadzenie tu i od zawsze? Tak jak mówi Papież, wiadomo, że zwykle na to pytanie daje się odpowiedź praktyczną, tzn. mnożyć i wydzielać podczas celebracji maksymalnie dużej liczbie osób różne paraliturgiczne posługi. Jest ten, który zapala świece i ten, które je gasi, ten który posługuję przy wodzie i ten który posługuje przy winie, ten który czyta proroków, i ten który czyta listy, ten który śpiewa psalm i ten który śpiewa "Chwała na wysokości". Modlitwa wiernych musi być wypowiedziana przy każdej prośbie przez inną osobę, a procesja na ofiarowanie musi czasami przypominać wręcz orszak. Według Papieża jednak chodzi zupełnie o coś innego. Cytowany tekst mówi dalej: “Pod pojęciem liturgicznego "actio" rozumie się w tekstach źródłowych Modlitwę eucharystyczną. Rzeczywistą akcją liturgiczną, prawdziwym aktem liturgicznym, jest oratio, wielka modlitwa, która jest najważniejszym momentem świętowania Eucharystii, właśnie z tego powodu określanej przez Ojców Kościoła mianem oratio. […] Owa oratio — Modlitwa eucharystyczna, „Kanon” — jest rzeczywiście czymś więcej niż mową, jest w najwyższym stopniu actio. Tutaj bowiem ludzka actio (w znaczeniu, w jakim sprawowali ją dotąd kapłani różnych religii) schodzi na plan dalszy i robi miejsce dla actio divina, działania Bożego. […] W jaki jednak sposób możemy brać udział w tym działaniu? […] musimy prosić, żeby stała się ona naszą ofiarą, abyśmy my sami zostali „zlogizowani”, odpowiadali Logosowi i w ten sposób stali się prawdziwym Ciałem Chrystusa. O to tutaj chodzi i o to należy prosić".

Tu wewnątrz pieca ognistego, który jest środkiem wiary chrześcijańskiej, jesteśmy realnie oddaleni o tysiące mil od banalizujących socjologicznych opinii, padających zewsząd tak często. I właśnie Papież kontynuuje tak: “Ów niemalże teatralny występ różnych aktorów, których dziś obserwujemy zwłaszcza w momencie przygotowania darów, pomija po prostu istotę rzeczy. Jeśli pojedyncze akcje zewnętrzne (których nie ma przecież tak wiele i które są sztucznie mnożone) stają się istotą liturgii, a ona sama przeradza się w jakieś wspólne odgrywanie czegoś, to traci się z oczu właściwy teodramat liturgii, zamieniając go niemalże w parodię”.

 

Problem języka w liturgii

Ten kto miał niewielką styczność z tekstami Soboru Watykańskiego II (to prawda, że są one bardzo obszerne) jest z reguły przekonany, że to Sobór zarządził usunięcie języka łacińskiego na korzyść języka narodowego. Musi więc budzić zdziwienie, kiedy w punkcie 36 konstytucji dogmatycznej Sacrosanctum Concilium, czytamy tak zdecydowane twierdzenie: “W obrządkach łacińskich zachowuje się używanie języka łacińskiego poza wyjątkami określonymi przez prawo szczegółowe (to znaczy za wyjątkiem rytów wschodnich)”. Konstytucja określa precyzyjnie zasady korzystania w liturgii z języka narodowego: “można zezwolić na stosowanie w odpowiednim zakresie języka ojczystego w Mszach świętych sprawowanych z udziałem ludu, zwłaszcza w czytaniach, w "modlitwie powszechnej" oraz - jeżeli miejscowe warunki tego wymagają - także w tych częściach, które należą do wiernych.” Następny punkt 54, po ustaleniu możliwych zezwoleń określa, że “Należy jednak dbać o to, aby wierni umieli wspólnie odmawiać lub śpiewać także w języku łacińskim stałe części Mszy świętej dla nich przeznaczone.” Jest oczywiste, że Ojcowie soborowi, aprobując ten tekst nie mieli najmniejszego zamiaru, aby doprowadzić do zupełnego lub tak zdecydowanego zaniku języka łacińskiego w liturgii – co jednak nastąpiło wkrótce bardzo szybko.

W odniesieniu do duchowieństwa, które posługiwało się językiem łacińskim i zrozumienie liturgii nie stanowiło dla niego żadnego problemu, punkt 101 w tejże konstytucji soborowej jasno stanowi: “Zgodnie z wiekową tradycją obrządku łacińskiego duchowni winni zachowywać w liturgii godzin język łaciński”. Tak jak wiadomo, to polecenie soborowe zostało prawie natychmiast i całkowicie zignorowane.

W cytowanym już wywiadzie z 5 września 2003 roku, kardynał Ratzinger wyjaśnia swój punkt widzenia: "Ogólnie rzecz biorąc, sądzę że warto było przetłumaczyć liturgię na języki narodowe, ponieważ potrafimy zrozumieć teksty i mamy możliwość włączenia myślenia do naszego uczestnictwa. Jednak to dzięki szerszemu polu dla łaciny otrzymujemy uniwersalny wymiar katolickiej wiary, łaciny która uświadamia nam, że niezależnie od miejsca na ziemi znajdujemy się w tym samym Kościele. Tak więc z jednej strony język mówiony jest pewnym rozwiązaniem, z drugiej zaś zachowanie pewnych elementów łacińskich daje poczucie uniwersalności, jedności naszej wiary na całym świecie".

W książce ”Bóg i świat” obecny Papież mówi: “Póki co łacina jako język Mszy świętej jawi się nam wręcz jako grzech pierworodny. Jej nieobecność wyklucza jednak komunikację, która jest tak niezbędna na obszarach zamieszkiwanych przez ludność mieszaną”.

Oprócz języka łacińskiego, upadł pod ciosami reformy posoborowej (poza kilkoma wyjątkami) jeszcze jeden powszechny język liturgii – język ciszy. W liturgii tradycyjnej, ofertorium i kanon eucharystyczny były wielkimi obszarami świętej ciszy, podczas której kapłan celebrował przed ołtarzem szeptem, gdy tymczasem lud towarzyszył akcji liturgicznej w modlitewnej ciszy. Tak, jak można zauważyć, w ramach socjologicznej interpretacji „actuosa participatio”, cisza została sprowadzona do króciutkiej przerwy podczas podwyższenia.

W wielokrotnie cytowanym i fundamentalnym „Duchu liturgii” kardynał Ratzinger pisze: “Ku zmartwieniu niektórych liturgistów powiedziałem w 1978 roku, że cały Kanon wcale nie musi być zawsze odmawiany głośno. Chciałbym po długim zastanowieniu powtórzyć to tutaj z naciskiem oraz w nadziei, że po dwudziestu latach znajdzie się więcej zrozumienia dla tej tezy. [...] Nie jest prawdą, iż pełne, nieprzerwanie głośne odmawianie Modlitwy eucharystycznej jest warunkiem uczestnictwa wszystkich w tym centralnym akcie święta Eucharystii. Moja ówczesna propozycja brzmiała: z jednej strony kształcenie liturgiczne musi doprowadzić do tego, by wierni znali zasadnicze znaczenie i podstawowy kierunek Kanonu; z drugiej strony pierwsze słowa poszczególnych modlitw powinny być mówione głośno jako rodzaj hasła podanego zgromadzonej wspólnocie, aby cicha modlitwa każdej osoby mogła wnieść wymiar osobisty do wymiaru wspólnotowego, a wspólnotowy do osobistego. Kto kiedykolwiek znalazł się w kościele jednoczonym w cichej modlitwie Kanonu, ten doświadczył, czym rzeczywiście jest wypełniona cisza, która stanowi zarówno głośne i natarczywe wołanie do Boga, jak i przepełnioną Duchem modlitwę”.

 

Versus orientem

Obecny Papież wypowiadał się zawsze o ukierunkowaniu celebransa w stronę ludu, sygnalizując to w licznych wystąpieniach i pismach, jako o czymś mającym charakter sztucznie narzucony, przeciwny tradycji sięgającej czasów apostolskich i nieuzasadniony duszpastersko. Od epoki starożytności chrześcijańskiej, wywodzi się zwyczaj wspólnej orientacji zgromadzenia wiernych i celebransa (etymologia słowa "orientacja", łac. oriens, oznacza skierowanie na wschód) w kierunku wschodzącego słońca, znaku Chrystusa i Jego ponownego i ostatecznego przyjścia.

W wywiadzie z 5 września 2003 ówczesny kardynał Ratzinger potwierdza: "Rzekłbym, że ukierunkowanie kapłana i wiernych versus orientem jest bardzo pomocne, ponieważ symbolizuje prawdziwą tradycję apostolską. Nie jest to tylko norma, lecz wyraz tak kosmicznego, jak i historycznego wymiaru liturgii. Sprawujemy liturgię z kosmosem, światem. Wschód to kierunek przyszłości świata, historii symbolizowanej przez słońce i rzeczywistość kosmiczną. Sądzę, że w dzisiejszym świecie odkrywanie naszych relacji ze światem stworzonym jest łatwiejsze do pojęcia niż np. dwadzieścia lat temu. Wszyscy, kapłan i wierni, patrzą w jednym kierunku, razem zwróceni ku Bogu. Zewnętrzne gesty nie są wyłącznym środkiem zaradczym, ale mogą być pomocne, bowiem wyrażają klasyczną interpretację kierunku celebracji liturgii".

Problemowi temu został poświęcony jeden z rozdziałów „Ducha liturgii”. Można w nim przeczytać: “Niezależnie jednak od wszelkich zmian, aż po początki drugiego tysiąclecia czymś oczywistym dla całego chrześcijaństwa jest modlitwa skierowana na Wschód, która od zarania stanowi tradycję i podstawowy wyraz chrześcijańskiej syntezy kosmosu i historii, syntezy zakorzenienia w jednorazowości historii zbawienia oraz zbliżania się do przychodzącego Pana”.

Podaje się zwykle podwójne uzasadnienie wprowadzenia innowacji polegającej na zwróceniu kapłana w kierunku ludu. Po pierwsze miałby ona nawiązywać do pozycji Chrystusa podczas Ostatniej Wieczerzy, siedzącego przy stole naprzeciw Apostołów. Po drugie, ma ona polegać na przyjmowaniu zwyczajów wielkich bazylik rzymskich, a w szczególności Bazyliki św. Piotra, które są skierowane na Zachód. Jeżeli więc celebrans w trakcie modlitwy chciał się w nich zwrócić na Wschód, musiał patrzeć w kierunku wejścia, a zatem na lud. W tekście wyżej wymienionym kardynał Ratzinger odpowiada na te tezy następującymi obserwacjami cytując w dalszej części tekst L. Bouyera: „Architektura i liturgia”: "Oczywiście, w ten sposób sens rzymskiej bazyliki wraz z ustawieniem ołtarza zrozumiany został niewłaściwie". Powołuje się na słowa Bouyera: "Nigdy i nigdzie wcześniej (tzn. przed XVI wiekiem) nie można znaleźć wskazania na to, czy przypisywano jakiekolwiek znaczenie lub też czy w ogóle poświęcano uwagę pytaniu o to, czy kapłan, celebrując Mszę św. powinien mieć lud przed sobą czy też za sobą. Profesor Cyrille Vogel dowiódł, że jeśli w ogóle przywiązywano do czegoś wagę, to do tego właśnie, czy kapłan powinien odmawiać Modlitwę eucharystyczną oraz inne modlitwy skierowany na Wschód [...]. Nawet jeżeli ukierunkowanie kościoła pozwalało kapłanowi modlić się przy ołtarzu twarzą w kierunku ludu, to i tak nie wolno nam zapominać, że nie tylko kapłan zwracał się na Wschód, ale i całe zgromadzenie wraz z nim".

Co do Ostatniej Wieczerzy można przeczytać: “W czasach wczesnego chrześcijaństwa przewodniczący uczcie nigdy nie zajmował miejsca naprzeciw innych uczestników. Wszyscy siedzieli lub leżeli po wypukłej stronie stołu w kształcie sigmy lub też podkowy [...] Nigdzie w chrześcijańskiej starożytności nie mogła pojawić się myśl, że przewodniczący uczcie powinien zajmować miejsce versus populum. Wspólnotowy charakter posiłku był podkreślony właśnie przez porządek przeciwny, czyli fakt, że wszyscy uczestnicy znajdowali się po tej samej stronie stołu”.

Na każdym miejscu autor zdecydowanie podkreśla, że zgodnie z doktryną katolicką obraz “posiłku” i “uczty” jest całkowicie nieadekwatny do określenia natury celebracji eucharystycznej. Kardynał mówi: "Chrystus ustanowił nowość chrześcijańskiego kultu w ramach żydowskiej uczty (paschalnej), jednakże polecił powtarzać jedynie ową nowość, a nie ucztę jako taką".

W praktyce, skutkiem najbardziej widocznym wprowadzonej zmiany jest uczynienie z kapłana centralnego obiektu celebracji (przestaje nim być już sam Bóg) . „Wszystko kończy się na nim. To na niego trzeba patrzeć, to w jego akcji się uczestniczy, to jemu się odpowiada, to jego twórczość podtrzymuje całość celebracji [...]. Uwaga jest coraz mniej zwrócona na Boga i zawsze ważniejsze jest to, co czynią ludzie [...] Kapłan zwrócony w stronę ludu czyni ze wspólnoty pewną zamkniętą całość w samej sobie.Ona już nie jest – w swojej formie – otwarta na to, co przed nią i ku górze, ale zamyka się w sobie. Akt zwrócenia się w stronę wschodu nie było ‘celebracją do ściany’. To nie oznaczało, że kapłan ‘obracał się plecami do wiernych’. Zresztą, on nie był uważany za kogoś aż tak ważnego”. Zatem „została wprowadzona klerykalizacja, która wcześniej nie miała nigdy miejsca” – w głębokiej sprzeczności z celami określonymi przez reformę.

Warto podkreślić, że teksty cytowane powyżej, w których obecny Papież odrzuca zredukowanie celebracji eucharystycznej do pamiątkowej wieczerzy, odnoszą się do całego zagadnienia dewaluacji aspektu sakralnego Eucharystii, dewaluacji podtrzymywanej przez wiele środowisk posoborowych. W cytowanym już wywiadzie książkowym pt. „Raport o stanie wiary” czytamy: "Msza św. nie jest jedynie posiłkiem pośród zebranych przyjaciół, zjednoczonych wspominaniem Ostatniej Wieczerzy Pana przez dzielenie się Chlebem. Msza św. jest wspólną ofiarą Kościoła, w której Pan prosi wraz z nami, wstawia się za nami, z nami Sobą się dzieli. Jest odnowieniem sakramentalnym ofiary Chrystusa".

Realna obecność Pana w postaciach konsekrowanych kształtuje konsekwentnie, w sposób jak najbardziej słuszny, formy kultu eucharystycznego również poza rytem Mszy świętej: “Zapomniało się, że adoracja jest pogłębieniem Komunii. Nie chodzi tu o pobożność ‘indywidualną’, ale o kontynuowanie lub przygotowywanie się do przeżycia wspólnotowego. Poza tym wszystkim, należy nadal praktykować tak mile widziane przez lud (w Monachium, kiedy byłem arcybiskupem, uczestniczyły w tym obrzędzie dziesiątki tysięcy ludzi) procesje Bożego Ciała. Procesjom tym ‘archeolodzy’ liturgii mają także coś do zarzucenia, przypominając, że nie było ich w Kościele pierwszych wieków. Ale powtarzam: w sensus fidei ludu katolickiego winna być rozpoznana możliwość pogłębienia i przenoszenia z wieku na wiek dziedzictwa nam powierzonego”.

 

Jedność w różnorodności

Prześledziliśmy szczegóły reformy liturgicznej, która według Papieża Benedykta XVI nie zrealizowała prawidłowo wskazań Soboru Watykańskiego II. W słowach Papieża, które zacytowaliśmy do tej pory zawarte zostały różne konkretne propozycje rewizji tejże reformy. Zaliczają się do nich: ponowne wprowadzenie celebracji w kierunku wschodnim, dowartościowanie świętej ciszy podczas kanonu eucharystycznego, zapewnienie większej przestrzeni dla łacińskiego języka liturgicznego i dla śpiewu gregoriańskiego. Należy pamiętać, że propozycje te dotyczą ciągle punktów, które zmierzają do dokładnej recepcji postanowień ostatniego Soboru i które nazywane są często mianem „reforma reformy”. Kolejny postulat obecny w pismach J. Ratzingera na długo przed jego wyborem na Stolicę Piotrową, odnoszący się do zapewnienia wolności sprawowania starej liturgii, realizuje się dzisiaj jako owoc postanowień motu proprio Summorum Pontificum.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin