A Destined Year 44.rtf

(49 KB) Pobierz

Rozdział 44 – Ponownie śniąc

 

 

Harry spędził resztę dnia na sprawdzaniu z Hermioną swojego eseju na zielarstwo, po czym zszedł do lochów Snape’a na kolację. Na szczęście, nie wpadł na Zabiniego ani Draco. Po kolacji i nakarmieniu Snape’a, który tym razem pamiętał, by mieć nóż, mężczyzna zdecydował, że byłoby mądrze spróbować tego, co zrobili wcześniej z Moody’m. Ponad godzinę później Harry zrobił się na tyle niespokojny, że nie mógł wytrzymać ani chwili dłużej i się poddał. Snape skrzywił się, ale pozwolił mu odejść bez dyskusji.

 

W wieży Gryffindoru, Harry w końcu miał chwilę spokoju. Wprawdzie, Ron zasunął już kurtyny wokół swojego łóżka i cicho chrapał, ale Harry’emu to nie przeszkadzało. Cały czas jeszcze nie wiem, jak naprawić z nim stosunki. Chyba najpierw muszę ułożyć sprawy z Draco, bo Ron był zły na mnie z tego powodu.

 

Dobrą rzeczą było to, że miał czas porozmawiać z Issaą. Rozprawiali o tym, jak podobało się jej nowe jedzenie, a Harry opowiedział jej o wydarzeniach w szkole. Starał się wyjaśnić zasady Quidditcha. Oczywiście Issaa po prostu nie rozumiała pewnych pojęć, bez względu na to, jak bardzo była inteligentna. Na przykład latanie. Z pewnością widziała, jak ktoś lata i wierzyła w to, ale nie mogła pojąć, jak ktoś mógłby chcieć coś takiego robić.

 

Harry wybaczył jej tę wadę.

 

Gdy się obudził rano, Issaa powiedziała mu, że idzie zapolować, a potem poszuka ciepłego miejsca, by w nim pozostać. Widocznie zimna pogoda zaczynała jej przeszkadzać, a zaklęcia ocieplające zamek nie dostarczały jej wystarczającego ciepła. Zapewniła go, iż tym razem wróci zanim on pójdzie spać. Harry zanotował sobie w myślach, by zapytać Hermionę, czy sami mogą coś zrobić z ogrzewaniem.

 

W dzień wiał lekki wiaterek i nie licząc drobnego nieporozumienia odnośnie trujących cech czarodziejskiej odmiany muchołówki, wszystko przeszło idealnie. Oczywiście, do czasu, kiedy szedł lochami w czasie kolacji, by nakarmić Snape’a. Gdy skręcił korytarzem, zobaczył Zabiniego i Draco opierających się o kamienną ścianę, z głowami pochylonymi ku sobie. Wyglądało na to, że się o coś kłócą.

 

– Uh… – Takie to już moje szczęście.

 

Draco stanął na baczność, zaskoczony przez Harry’ego. Przez chwilę wyglądał na spanikowanego.

 

– Spotkamy się na kolacji, Blaise – powiedział cicho. Przybrał swój najlepszy szyderczy uśmieszek, prędko mijając Harry’ego i umykając z lochów. Harry pod wpływem gniewnego wzroku Blaise’a poczuł się jeszcze gorzej, że im przerwał, bo o czymkolwiek rozmawiali, musiało być ważne.

 

– Um, przepraszam…

 

– I bardzo dobrze! Prawie zostałem złapany przez Filcha zeszłej nocy, gdy czekałem na ciebie koło tej pieprzonej Sali Trofeów! – warknął Blaise.

 

Harry mrugał w osłupieniu, dopóki sobie nie przypomniał, że poprosił Zabini’ego, by spotkali się i porozmawiali o Draco. Jęknął.

 

– O kurde! Przepraszam cię, Zabini! Zupełnie zapomniałem! Miałem lekcje wczoraj i coś mi wyskoczyło i byłem tak rozproszony, że kompletnie…

 

– Lekcje, Potter? W niedzielę? Naprawdę, nie mogłeś wymyślić lepszej wymówki?

 

– Ale naprawdę! – zaprotestował Harry. – Muszę brać dodatkowe lekcje z e…, y… – Och świetnie, nawet nie mogę powiedzieć z czego. Cały czas nie wiem, po której stronie jest Zabini.

 

– Racja. Sekretne lekcje „Jak zabić Czarnego Pana”? To nie jest wymówka. Tylko taki tuman, jak ty, mógł zapomnieć o naszym spotkaniu.

 

– Nie ma powodu, by mnie obrażać, Zabini! – ponownie zaprotestował Harry.

 

– Jest. Nie lubię cię, a to jest wystarczający powód – warknął Blaise.

 

Harry spojrzał na niego gniewnie.

 

– Jeśli mnie nie lubisz, to po co się w ogóle trudzić? Po prostu ignoruj mnie, a ja będę ignorował ciebie.

 

– Ponieważ, ty kompletny kretynie, lubię Draco! Jest moim najlepszym kumplem, i w przeciwieństwie do ciebie, Potter, ja traktuję to bardzo poważnie. Zrobiłbym niemal wszystko, by go uszczęśliwić.

 

To zabolało. Harry poczuł, że się dusi. On mówi o Ronie…

 

– Ja… ja nie… to nie to samo…

 

– Oszczędź mi, Potter! Ani trochę mnie nie obchodzą twoje problemy z Łasicą. Obchodzi mnie za to, jak gównianie traktowałeś Draco. Nawet nie próbujesz z nim porozmawiać! Czy tobie w ogóle nie zależy? Bo jeśli nie, to zadbam o to, by Draco już więcej nie wdzięczył się na samą myśl o tobie!

 

– Draco się nie wdzięczy – powiedział bez przekonania Harry, ponieważ tylko to przychodziło mu na myśl.

 

Blaise prychnął, wykrzywiając wargi z obrzydzeniem.

 

– No pewnie, że nie powinien. Ale gdyby to uciekło twojej uwadze, Potter, to cholernie go zraniłeś tym przespaniem się ze Snape’em. Mówiłem mu, by dał sobie z tobą spokój, na Merlina, cały czas mu to powtarzam, ale to nie działa. Dla ciebie zmienił całe swoje cholerne życie, Potter! Stracił wszystko, co miał!

 

– C–co?

 

– Och, daj spokój. Myślałeś, że co się stanie, jeśli zmieni strony? Lucjusz będzie dobrym, wspierającym tatusiem i pozwoli Draco robić cokolwiek, na co ten ma ochotę? Ha! Wyrzekli się go i nawet Czarny Pan chce jego śmierci!

 

Harry otworzył szeroko oczy i wziął gwałtowny wdech.

 

– Nie… że… to znaczy…

 

Blaise zmarszczył brwi, obserwując wyraz twarzy Harry’ego.

 

– Naprawdę o tym nie pomyślałeś, co nie? To jasne, nieświadomy, jak zawsze. Teraz rozumiesz, dlaczego Draco jest taki zdenerwowany? Pewnie, lubił cię, ale bądźmy szczerzy: nawet nie byliście razem, więc dlaczego miałoby to nim tak wstrząsnąć? Ponieważ oddał całe swoje życie dla ciebie. Pieniądze, pozycję i prestiż bycia z linii Malfoy’ów. Nie wspominając o tym, że przeszedł na drugą stronę.

 

O Boże, co ja zrobiłem? Chciałem, by przeszedł na naszą stronę, ale… Nie zastanowiłem się dokładnie, co to dla niego będzie oznaczało!

 

– Przepraszam – powiedział Harry. Było to jedyne, co mógł w tym szoku powiedzieć.

 

– To nie mnie powinieneś przepraszać. Zakończ sprawę ze Snape’em i przeproś Draco albo już teraz mi powiedz, że on nic cię on nie obchodzi, a ja zadbam, by Draco to zrozumiał. Ten cały stan zawieszenia… to okrutne z twojej strony, Potter. Byłem pewien, że twoja gryfońska odwaga sprawi, że wcześniej przeprosisz Draco – powiedział Blaise ze wstrętem.

 

– Słuchaj, ja… to nie tylko Snape… były inne rzeczy… ja nie potrafiłem… ale teraz jest w porządku! Mocno się starałem i myślę, że już jest ze mną wszystko okej i chcę, by sprawy się poukładały między nami! Przysięgam! Po prostu… nie wiem co mam robić – wyjaśnił Harry. Od pewnego czasu powinienem porozmawiać z Draco.

 

– Wyjaśniałem Draco bardziej dogłębnie więzy między wampirem i towarzyszem, i myślę, że jest gotowy ciebie wysłuchać. Złap go samego, przeproś i wyjaśnij sprawy lepiej. Przedstaw mu jasno, czego od niego chcesz.

 

– Co jeśli… co jeśli sam nie wiem, czego chcę od niego?

 

– No to sam musisz mu to wyjaśnić – powiedział drwiąco Blaise. – A teraz, jeśli pozwolisz, Draco na mnie czeka.

 

Harry patrzył, jak Zabini mija go, po czym westchnął. W takim razie wychodzi na to, że porozmawiam jutro z Draco.

 

***

 

– Och, powinieneś był przyjść do mnie wcześniej, Harry! Znam zaklęcie dla Issai. Możemy je rzucić pod twoim łóżkiem, albo na parapecie, jeśli woli. To będzie ogrzewać dla niej kamienie – wybuchnęła potokiem słów Hermiona później, w pokoju wspólnym.

 

– Dzięki, Hermiono. Spytam się jej później, jeśli wróci tak, jak powiedziała. – Harry oparł się o sofę i ziewnął. Strategie bitwy były nudne i skomplikowane. Próbował zrozumieć coś z piątego rozdziału podręcznika Czarodziejskich Wojen Przez Wieki, który profesor Binns kazał im używać na lekcjach Historii Magii.

 

– No właśnie, dlaczego jej ostatnio tyle nie było? Rozumiem, temperatura, ale myślałam, że już wcześniej do ciebie przyjdzie.

 

– Och, szukała nowych miejsc do polowania. Najwyraźniej, polowanie na myszy w lochach stało się zbyt niebezpieczne.

 

– Dlaczego jest to zbyt niebezpieczne? – Hermiona zaczęła się zastanawiać.

 

– Kamienie spadają, czy coś. I wspomniała coś o wodzie na ścianach.

 

Hermiona otworzyła szeroko oczy.

 

– To niemożliwe! Te kamienie nie mogą tak po prostu spadać.

 

Harry spojrzał na nią, pełen niedowierzania.

 

– Hermiono, to jest bardzo stary zamek. Jestem pewien, że cały czas mnóstwo kamieni spada. Jestem przekonany, że dla małego węża to może być problemem.

 

– Nie, nie Harry, te kamienie nie spadają. Nie mogą, to jest częścią obrony zamku. Pamiętasz te wszystkie zaklęcia, o których mówiłam? Kilka z nich jest po to, by utrzymać to miejsce nietknięte, bo inaczej dawno już by się rozpadło. A na wodę natknęłam się, gdy szukaliśmy ciebie po balu. Myślałam, że to coś z rurami, ale to też nie miało sensu, bo również rury są chronione. Oh, nie, Harry…

 

Hermiona uciekła gdzieś wzrokiem, jak to zawsze robiła, gdy rozmyślała nad czymś intensywnie. Harry zmarszczył brwi.

 

– E… co jest, Hermiono? Co to oznacza?

 

Hermiona popatrzyła z powrotem na Harry’ego. Nachyliła się i ściszyła głos. Jej oczy rozszerzyły się.

 

– Harry, myślę, że zaklęcia ochronne zaczynają tracić swoją moc!

 

– Tracić swoją moc? – Harry powtórzył w osłupieniu, myśląc, że się przesłyszał. –Jak one mogą to robić?

 

– Nie wiem jak! – syknęła Hermiona, a zdeterminowany wyraz pojawił się na jej twarzy. – Ale zamierzam się dowiedzieć. Trzeba to zbadać! – ogłosiła i zerwała się ze swojego siedzenia, aż paru Gryfonów spojrzało się na nią.

 

– E… Hermiono, już jest cisza nocna – Harry przypomniał jej, zerkając nerwowo na ludzi patrzących się na nich.

 

Hermiona przewróciła oczami.

 

– Wiem o tym, Harry. Pójdziemy jutro, podczas obiadu. – Zarumieniła się i usiadła, ściszając głos, gdy zdała sobie sprawę z wpatrujących się w nią ludzi. – To znaczy, jeśli uda ci się wyrwać…

 

– Tak, uda mi się. Jestem pewien, że e… nie będzie miał tego za złe – Harry powiedział tak samo cichym głosem, świadomy uważnie słuchających uczniów.

 

Hermiona przytaknęła, po czym ziewnęła.

 

– W takim razie idę do łóżka. Sprawdzimy jutro w bibliotece również to zaklęcie ocieplające. – Wstała i zebrała swoje książki.

 

– E… poczekaj, jest jeszcze jedna rzecz, o której chciałem z tobą porozmawiać… – zaczął ostrożnie.

 

– O co chodzi? – spytała Hermiona, od razu zaniepokojona przez ton głosu Harry’ego.

 

– Ja eee… chciałem wiedzieć, jak bardzo Ron jest jeszcze zły… Zamierzałem naprawić sprawy z Draco, więc się zastanawiałem, czy może Ron…

 

– Och, Harry – westchnęła Hermiona, położyła książki i z powrotem usiadła. – Ron, no cóż… jest Ronem. Jest uparty i łatwo go wyprowadzić z równowagi. Nie sądzę, że powiedział to na serio. Myślę, że raczej pod wpływem chwili.

 

– Jeśli tak, to dlaczego nie przeprosił mnie? – spytał posępnie Harry.

 

– Przez tę jego głupią dumę. Nie przeprosi, bo jest mu głupio z powodu własnego zachowania, więc teraz zgrywa twardego gościa i ignoruje cie. Ale ty nie jesteś lepszy! Powinieneś to zrobić już dawno temu!

 

– Nie mogłem! To znaczy… Powiedział okropne rzeczy o Snapie!

 

– To, co powiedział… Harry, nie chcę tego mówić, ale on miał rację.

 

– Że co? – wybuchnął Harry.

 

– Mów ciszej. Nie powiedziałam, że wszystko, co powiedział jest prawdą, ale był blisko. Snape rzeczywiście wykorzystuje ciebie.

 

– Wcale, że nie! – zaprotestował Harry. Był wściekły i nie wierzył, że Hermiona to powiedziała. – Cały czas jest dla mnie życzliwy – kontynuował ciszej. – Jest cierpliwy, nie gryzie, gdy go o to proszę… To nie jego wina, że jest sezon pożądania krwi. Nawet już mnie tak nie obraża i przebywanie z nim nie jest już takie okropne. Bardzo ciężko pracuje dla naszej strony i…

 

– Harry, a co z tymi sytuacjami, kiedy zaatakował ciebie lub innych uczniów? Albo wtedy, gdy prawie zabił Draco?

 

– Nieprawda! Starał się mnie obronić… No dobra, źle zinterpretował sytuację, ale to nie jego wina. Sama powiedziałaś, że czasami sterują nim jego wampirze instynkty.

 

– Czasami, ale nie przez cały czas. Powinien mieć więcej samokontroli. Powinien się bardziej starać. I nie tylko to mnie martwi. Staliście się sobie… wyjątkowo bliscy.

 

– Jestem jego towarzyszem! – bronił się Harry.

 

Hermiona przytaknęła:

 

– Wiem, i razem z tym rodzi się pewna bliskość, ale to wygląda na coś więcej. Myślę, że bardzo podoba ci się to, że masz kogoś, kogoś silniejszego, kto ciebie zawsze obroni. Jak… jak Syriusz próbował, albo jak ojciec…

 

Harry wydał z siebie dźwięk, coś na kształt zadławienia. Był w zbyt dużym szoku, by od razu coś odpowiedzieć.

 

– Hermiono, nie… – Mocno potrząsnął głową. – To w ogóle nie tak!

 

– No to wyjaśnij mi to – powiedziała cierpliwie Hermiona. – Żebym w końcu to zrozumiała.

 

– To nie… nie mogę uwierzyć, że pomyślałaś, że…

 

– To jest rozsądna dedukcja, Harry.

 

– Nie jest! – ponownie wybuchnął, przyciągając na siebie uwagę dalej siedzących osób. Zaczął szeptać i odwrócił wzrok, żeby nikt oprócz Hermiony nie widział, jak bardzo jest wściekły. Gdy mówił, jego głos był niski i pełen wściekłości. – Nie rozumiesz, Hermiono. Nic nie wiesz, a ja ci tego nie wytłumaczę, bo to nie jest twoja sprawa. Powiem ci tylko, że w ogóle nie traktuję go, jak mojego ojca. Musisz wiedzieć, że zrobił dla mnie bardzo dużo – Hermiona spojrzała na pełną rezerwy minę Harry’ego i jej determinacja minęła.

 

– Och, Harry, zdarzyło się coś strasznego, prawda?

 

– Tak, coś strasznego – wyszeptał. A Snape zrobił wszystko, by mi pomóc. Był cierpliwy i zrobił wszystko, co było w jego mocy.

 

– Czemu mi nie powiesz? Jestem twoją przyjaciółką, Harry. Chcę pomóc!

 

– Wiem, że chcesz. – Harry spojrzał poważnie na Hermionę. – Wiem, że chcesz i doceniam to. Jeśli zależałoby to ode mnie, nikt by nie wiedział o tym, co się stało. Snape wie i jestem wdzięczny za wszystko, co zrobił, ale to jest coś, z czym sam muszę sobie poradzić. Teraz już to wiem.

 

Hermiona pokiwała głową z ociąganiem.

 

– W porządku, Harry.

 

– Dzięki, Hermiono.

 

Gryfonka ponownie kiwnęła głową i pochyliła się, by przytulić go, tym razem Harry się nie wzdrygnął. Dziewczyna zebrała swoje książki.

 

– Do zobaczenia rano – zawołała przez ramię, wspinając się po schodach do damskiego dormitorium.

 

Harry odczekał chwilę, zanim poszedł do siebie. Ucieszył się, widząc Issaę zwiniętą w kłębek na jego poduszce. Przesunął ją i położył się. Szybko zasnął, gdy wąż wygodnie okręcił się wokół jego nadgarstka.

 

***

 

– Wybornie, Lucjussszu. To będzie wielki atut. Z wampirami, wilkołakami i sssmokami po nassszej ssstronie, nikt nasss nie pokona. – Zachichotał z radości, unosząc błyszczący na pomarańczowo i czerwono klejnot, wielkości pięści.

 

Gdy Harry się obudził, bolała go głowa. Cały ten chichot i syk wstrząsnął nim, ale nie o tym teraz myślał.

 

– Smoki – wyszeptał, przerażony. Już dawno nie miał snów o Voldemorcie i zaczął już myśleć, że się skończyły. Najwyraźniej jednak nie.

 

Harry popędził wziąć prysznic i ubrać się, po czym od razu zszedł do lochów.

 

– Róże! – krzyknął, a ściana praktycznie odskoczyła, by go wpuścić. Przebiegał przez salon, gdy Snape wybiegł z sypialni.

 

– Co się stało, Harry? – spytał Snape z przerażeniem, szukając na chłopcu jakichkolwiek ran.

 

– Śnił mi się Voldemort. On zamierza użyć smoków!

 

Snape zamarł.

 

– Smoków?

 

Harry pokiwał gorączkowo głową.

 

– Smoków! Malfoy zrobił coś, by im pomóc przeciągnąć smoki na ich stronę. Był tam jakiś dziwny kamień, a Voldemort śmiał się tak bardzo, że miałem jakieś dziwne uczucie w brzuchu, i potem rozbolała mnie głowa i…

 

– Panuj nad sobą, Potter! – warknął Snape. Gdy Harry odetchnął głęboko, skinął szorstko głową. – Dobrze. Teraz powiedz mi dokładnie, co zobaczyłeś. Jak wyglądał ten kamień?

 

– Wyszczerbiony i wielkości pięści, a świecił się na czerwono i pomarańczowo.

 

– To nie mógł być… drakonit? – powiedział Snape w gorączkowym rozmyślaniu.

 

– Co to jest e… drakonit? – zapytał ostrożnie Harry, mnąc za dużą koszulkę od piżamy.

 

– To bardzo rzadki kamień. Wart jest całkiem sporo na czarnym rynku, ale Ministerstwo zakazało jego sprzedaży sto pięćdziesiąt lat temu.

 

– Dlaczego zakazano?

 

– Ludzie zaczęli ich używać do kontrolowania smoków. Jest bardzo atrakcyjny dla tych stworzeń. Nie tylko się świeci i jest drogocenny, ale również posiada magiczny potencjał. Z takim kamieniem każdy czarodziej, dzięki wrodzonej chciwości smoków, mógłby z łatwością je kontrolować.

 

– A Voldemort ma taki… Więc teraz może kontrolować smoki?!

 

– Nie, z jednym drakonitem może kontrolować tylko jednego smoka. Czerwony i pomarańczowy… zgaduję, Chiński Ogniomiot. Aczkolwiek szczerze wątpię, że on ma tylko jeden kamień… Teraz widzę, że myliliśmy się sądząc, że Lucjusz używa swoich wpływów do porwania Ministra. Najwyraźniej użył tego do dostania się w niedostępne dla zwykłych ludzi kręgi czarnego rynku, by nabyć drakonit – rozmyślał Snape.

 

– Kurde. Jest bardzo źle, prawda? To znaczy, jak będziemy walczyć ze smokami? – wykrzyknął Harry z lękiem wymalowanym na twarzy.

 

– Nie będziemy – powiedział ponuro Snape. – Nie będziemy w stanie z nimi walczyć. Nawet jeśli będą przeciwko nam, są na wymarciu i są chronione przez Ministerstwo.

 

– Ale Voldemort ich używa, czy to nie jest niezgodne z prawem?

 

– Wątpię, by Czarny Pan dbał o prawo, Potter – powiedział Snape, przeciągając głoski.

 

– To jest takie chore! Nawet nie możemy się bronić? A co z samoobroną, to nie liczy?

 

Snape skinął głową.

 

– Oczywiście, że się liczy. Ale nie możemy zabić smoków, a poza tym, jest mało zaklęć, które działają na te stworzenia. Ich łuski są grube i odbijają magię. Jedynymi nieochronionymi miejscami są złączenia pod ich przednimi i tylnymi nogami, ale celowanie w te miejsca może być trudne. Poza tym Czarny Pan jest inteligentny i na pewno użyje większości smoków na ziemi, a wtedy będzie już bardzo trudno trafić w te słabe punkty.

 

– A bronie?

 

– Bronie? – Snape podniósł brew.

 

– Tak, jak w filmach i książkach. Smoki są zawsze zabijane mieczami – powiedział z ekscytacją Harry.

 

– O tak, bo wiemy ile czarodziejów i czarownic używa mieczy lub jakiejkolwiek innej formy walki wręcz.

 

– Ale… z pewnością są jacyś?

 

– Tak, ale niewielu. Aczkolwiek nie wszyscy nam pomogą. Myślę, że nie zabiliby więcej niż jednego smoka, zanim sami zostaliby zabici. Smoki są bardzo szybkie.

 

– Więc potrzebujemy kogoś szybkiego, silnego i zdolnego do walki wręcz… – szeptał Harry, w głębokim zamyśleniu.

 

– Potter, nawet jeśli, to byłoby to niepraktyczne, by…

 

– A co z wampirami? – przerwał mu Harry, podekscytowany.

 

– Wampiry… – powtórzył powoli Snape, najpierw w szoku, że ktoś mu przerwał, potem, że Harry to zasugerował.

 

Harry pokiwał ochoczo głową.

 

– Tak. Są szybkie, silne i jestem pewny, że wiedzą, jak walczyć wręcz, prawda? Możemy poradzić sobie ze zwykłymi Śmierciożercami, a jeśli wampiry będą walczyć ze smokami, sprawy by się wyrównały.

 

– To jest… – niedorzeczne, absurdalne, zupełnie niekonwencjonalne… i na swój sposób genialne pomyślał ze zdumieniem. – To może się udać – powiedział powoli Snape. Cały czas jeszcze był w szoku, że Harry wpadł na pomysł, który był… błyskotliwy i raczej ślizgoński.

 

Harry skinął głową.

 

– Ale przynajmniej możemy tego spróbować, prawda? Możesz spytać wampiry? Proszę, Snape. Myślę, że to naprawdę by zadziałało.

 

Snape przytaknął, zastanawiając się, komu powiedzieć najpierw i którzy członkowie Zakonu będą dopuszczeni do tej informacji.

 

– Poproszę ich następnym razem, gdy się zobaczymy.

 

– Dobrze – powiedział Harry z uśmiechem, jawnie ucieszony.

 

Snape uważnie wpatrywał się w Harry’ego. A mianowicie, w jego uśmiech. Prawdziwy, szeroki uśmiech. Już pewien czas nie widział takiego i teraz zabrakło mu słów. Co mu się ostatnio w pobliżu Harry'ego dosyć często zdarzało. Jeśli będzie tak dalej, będę cholernym durniem. Mizdrzącym się, cholernym, rozkochanym durniem, pomyślał, pełen obrzydzenia i zdumienia.

 

Ale on jest naszym towarzyszem i jest uroczy, i musimy go pocałować, dodał jego wampir i zanim Snape się zorientował, jego ciało zrobiło krok do przodu.

 

– Snape? – zapytał w konsternacji Harry. Nagle na twarzy mężczyzny odmalowało się niezwykłe skupienie, jakby bardzo intensywnie się na czymś koncentrował. I wpatrywał się w niego. Gdy Snape się zbliżył, Harry instynktownie cofnął się, ale mężczyzna przysunął się jeszcze bardziej. Harry cofał się po każdym ruchu wampira.

 

– E… Snape? Ach! – Harry zrobił gwałtowny wdech, gdy jego plecy dotknęły ściany. Był teraz uwięziony między Snape’em a ścianą, zaledwie kilka centymetrów od jego ciała. W jego umyśle kotłowały się zakłopotanie, strach i jeszcze inne emocje.

 

– Zadziwiasz mnie – powiedział cicho Snape głosem przypominającym delikatny pomruk. Wyciągnął rękę i oparł ją na ścianie, tuż obok głowy Harry'ego, powoli się nachylając. – Każdego dnia mnie zadziwiasz. – Jego twarz była coraz bliżej Harry'ego. W tym momencie nie obchodziło go nic innego, po prostu musiał pocałować swojego towarzysza, pocałować Harry'ego, posmakować tego uśmiechu, nawet jeśli go tam już nie było.

 

Harry przełknął ślinę. Oczy mu się rozszerzyły, a oddech się spłycił. Nie mógł odwrócić wzroku od tego ciemnego, gorącego spojrzenia.

 

– C–co ty robisz? – udało mu się wybełkotać nierównym szeptem.

 

– Pozwól mi na to – wymruczał Snape zaledwie milimetry od ust chłopca. – Tylko jeden pocałunek – przekonywał mężczyzna. Muszę to mieć, muszę go mieć.

 

Harry nie mógł go powstrzymać, Wiedział, że powinien. Wiedział, że chciał, ale nie mógł. Przytaknął lekko, ledwo co, a Snape nie czekał ani chwili dłużej, by złączyć ich usta. To było słodkie i niespieszne. Wargi Snape’a były miękkie i zmysłowe, przekonywały Harry’ego do rozchylenia ust. Poczuł, jak kły dotykają jego dolnej wargi, języka. Jego wargi rozchyliły się z własnej woli.

 

Gdy tylko te usta się otworzyły, Snape wykorzystał okazję i wsunął swój język, świadomy swoich ostrych kłów. Nie chciał go skaleczyć, ani zranić w żaden inny sposób. Nie chodziło o wampirze pożądanie tylko o Snape’a i Harry’ego. Severus bardzo tego chciał, i to z powodów, o których nawet myślenie było przerażające. Rozkoszował się smakiem ust chłopaka, mięty pasty do zębów i czymś specyficznym tylko dla tego Gryfona, już tak znajomym. Przesunął swoim językiem po języku Harry’ego i poczuł ogromną dumę w jego piersi, gdy Harry jęknął.

 

Dotknął chłopaka swoim ciałem. Ręka, która była oparta o ścianę, teraz wplotła się w niesforne włosy Harry’go. Drugą ręką objął Harry’go w talii. Całował go delikatnie pomimo, że jego ciało szalało w proteście. Był zdeterminowany nie przerazić chłopca i nie zrujnować tej chwili bezmyślnym pożądaniem. Gdy Harry zaczynał się odprężać, zamknąwszy oczy, z rękami wczepionymi w szaty Snape’a, mężczyzna zdecydował przerwać pocałunek. Przeciągnął językiem ostatni raz po dolnej wardze Harry’go i cofnął się, nawet nie oddychając, by nie prze...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin